Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Idziesz juz sobie...?

Nie wytrzymałem. Ile to jeszcze mogłoby trwać?

Odkąd pamiętam, nigdy nie należałem do grona odważnych. No, nie bynajmniej, kiedy chodziło o jakieś-tam podboje czy nawet zwykłe stosunki koleżeńskie. Mogłem być niby mocny w gębie, ale gdy dochodziło do momentu, w którym miałem się z kimś pierwszy przywitać (a niestety zazwyczaj tak chłopakowi wypadało), cały dygotałem jak galaretka. Co dopiero, gdy miałem kogoś, nie dajcie bogi, podrywać, albo wyznawać miłość… Cóż.. Do bycia życiowym kaleką najtrudniej jest się przyznać samemu ze sobą. Jeśli ten punkt w swoim życiu, ktoś ma już za sobą, tak w zasadzie, większość problemów może rozwiązać z mniejszym wysiłkiem, przynajmniej już wiedząc  d l a c z e g o .

Nie mogłem pozwolić, aby teraz wyszedł. Dlaczego? Przecież tak bardzo się starałem. No, do cholery, naprawdę! Przecież ze wszystkich sił próbowałem go zabawić, oczarować, troszczyłem się o niego, na tyle, ile tylko mogłem, a on… On już chciał wyjść. Nie mogłem go za to winić. W końcu wreszcie zdałem sobie sprawę, jaki jestem beznadziejny, ale mimo to jego powolne zbieranie swoich rzeczy nie należało do najprzyjemniejszych widoków. O wiele bardziej lubiłem, kiedy przychodził. Lubiłem patrzeć jak męczy się z wiecznie zacinającym się zamkiem od kurtki, słuchać, gdy narzeka na przemakające buty i szalik, za który wyśmiewali go studenci z jego roku.
W pewnym sensie było mi go żal. Naprawdę mu współczułem, ale z drugiej strony było w tym coś uroczego. Miałem okazję. Miałem po prostu okazję, żeby móc ponarzekać razem z nim, żeby podarować mu nowy szal, zaparzyć gorącej herbaty, zaproponować wyjście w miasto w poszukiwaniu nowej pary trampek… Zawsze była to jakaś alternatywa i kolejna z niezliczonej ilości wyprodukowanych przeze mnie wymówek, żeby tylko zatrzymać go przy sobie, chociaż na te parę minut dłużej.
Czy mogłem go zatrzymać? Tak. Mogłem. Ale, po co? Przecież i tak nie chciał zostawać, a mimo tego, że nienawidziłem być zmuszanym do różnych rzeczy tak samo, jak przymuszać do czegoś innych, to i tak jak debil złapałem go za rękaw i przyciągnąłem mocno do siebie.

Spojrzał na mnie z niezrozumieniem. Z przerażeniem przez chwilę, być może. Wiedziałem, że to nieodpowiedni moment, ale nie mogłem się już pohamować. Brakło mi go.
W tym mieszkaniu było tak strasznie zimno i pusto. Nieważne czy to sześćdziesiąt metrów kwadratowych czy ledwo trzydzieści… Dwupokojowe mieszkanie, ja sam, nieprzyjemne wspomnienia rodzinnego domu i niewytarty kilkudniowy kurz na półkach z książkami. Miałem dosyć, najzwyczajniej w świecie. Dosyć zimnego łóżka, dość zmywania jednego zestawu naczyń i wracania do pustego mieszkania po skończonych zajęciach. Już od dawna niczego tak bardzo nie pragnąłem jak tylko tej jednej osoby, która by na mnie tu czekała, która zaparzyłaby mi niechętnie herbatę, marudząc, że znów spóźniłem się na wcześniejszy powrotny autobus i że kupuję za dużo papierosów… Było mi źle.

Wyprostowałem się mocno i uniosłem ręce. Był dużo wyższy ode mnie, więc to, co chciałem zrobić też nie należało do najprostszych zadań. Zacisnąłem pięści na materiale jego koszulki, gdzieś przy kołnierzu. Teraz się wystraszył. Stanąłem na palcach, zamknąłem oczy i zacisnąłem swoje wargi na jego ustach. Stał jak słup soli, przerażony, onieśmielony. Nie rozumiał, o co mi chodzi… Odsunąłem się, puściłem go. Zwiesiłem głowę i milczałem.

Idziesz już sobie? Zacisnąłem kurczowo powieki, żeby się nie popłakać jak dziecko. Zacisnąłem kurczowo usta, żeby nie wydać z siebie żadnego, nawet najcichszego dźwięku, który mógłby mu zasugerować jak bardzo za nim tęsknię, nawet teraz. Nawet, kiedy przy mnie był, zawsze było mi go mało….

Idziesz już sobie? Położył mi dłoń na twarzy. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i spojrzałem na niego zlękniony. Uśmiechał się promiennie, ale przez łzy.
Idziesz już sobie? Pocałował mnie, szepnął mi coś do ucha. Zrobiło mi się gorąco. Zacząłem dusić się płaczem.

 

 

 

Zatrzasnąłem za sobą drzwi. Odwiesiłem kurtkę, przez chwilę pomęczyłem się z rozsznurowywaniem butów. Ziewnąłem szeroko, starając się nawet nie patrzeć w stronę wiszącego na ścianie lustra po babci. Nie miałem najmniejszej ochoty widzieć swojej okropnej twarzy. Cienie pod oczami, blada skóra, sine od płaczu usta, rozmiewrzone zszarzałe włosy. Miałem dosyć. Miałem dosyć, znowu i nieustannie.

Powoli zmierzyłem w stronę dużego pokoju po prawej stronie niewielkiego korytarza. Jedyne, czego pragnąłem to położyć się na rozklekotanej kanapie i umrzeć. Opadłem na twardą ciemnobrązową sofę i westchnąłem boleśnie, bezgłośnie.
Pogładził mnie po włosach. Nie mogłem powstrzymać napływającego na usta uśmiechu. Nagle świat zrobił się piękniejszy, koszmarny dzień na uczelni odszedł w zapomnienie. Uniosłem się nieco na łokciach w górę i spojrzałem na jego zmęczoną, ale roześmianą twarz. Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Oparłem mu dłoń na ramieniu, a zacisnąwszy palce na materiale jego bluzy, przyciągnąłem go znów do siebie. Z namaszczeniem ucałowałem go w usta. Pochylił się o mocno objął mnie wpół. Uniósł mnie w górę, przeniósł do sypialni i rzucił na łóżko. Stęknąłem cicho w momencie, gdy moje plecy zbyt gwałtownie spotkały się z pościelą na kolejnym dość twardym meblu. Spojrzałem w jego stronę, świat wydawał mi się lekko zamglony. Kubki z herbatą stały na stole za drzwiami, ambrozja stygła, ale nie szkodzi. My dopiero się rozgrzewaliśmy.

 

Idziesz już sobie?


Nie.

Dlaczego miałby odchodzić z własnego domu? Po co niby? Przecież niedawno przyniósł do mnie wszystkie swoje rzeczy. Nie do końca rozpakowana walizka stała jeszcze smętnie pod szafą i trochę się kurzyła. Objąłem go mocno i spróbowałem się już nie wstydzić.

 

Kocham Cię…




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Danny Crowe

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach