Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Bede zawsze

Spróbowałem się lekko uśmiechnąć, ale nie specjalnie mi to wyszło. Szatyn tylko sapnął cicho i usiadł obok mnie. Za chwilę poczułem jak usiłuje mnie ostrożnie przytulić. Poczułem się cholernie niezręcznie.
To było dziwne… Przecież właśnie tego chciałem, tyle, że zaraz oczywiście musiałem sobie zacząć wyobrażać jakby to pięknie nie było, jakby Alois mnie kochał. Nie wiem sam, czemu, ale gdy tylko przychodziło mi być z kimś bliżej, stawałem się pierdolonym desperatem. Chciałem więcej. Dużo, dużo więcej, ale… Po prostu czułem, że na to nie zasługuję, że jestem śmieciem. Lekarze mówili, że właśnie to była przyczyna mojego całego nieszczęścia, nadwrażliwości, a wreszcie też i próby samobójczej. Na dobrą sprawę, wiedziałem o tym, ale dochodzenie, co mogło spowodować we mnie takie maniakalne myśli było na tyle bolesne, że wolałem trwać w przeświadczeniu, że jestem nikim, że nie jestem niczego wart. Nie oznacza to jednak, że to drugie było mniej bolesne. Dużo łatwiej było po prostu szukać dziury w całym i na siłę sobie udowadniać, że jest się do niczego.
Poczułem jak Alois zaczyna mnie delikatnie głaskać po boku. Chciałem wtedy unieść głowę i spojrzeć mu w twarz, ale po prostu nie potrafiłem. Było mi za siebie nieludzko wstyd. Zawsze miałem takie dziwne wrażenie, jakoby każdy widział moje myśli. Potem przychodził strach, bo „co sobie ludzie o mnie pomyślą”, a na samym końcu znów się tylko gnoiłem w duchu i myślach. Nie wiem sam czy to jakaś mania czy zwykła depresja, ale to było po prostu nie do wytrzymania.
Boże… Jak ja chciałbym go pocałować – pomyślałem z rozpaczą. Marzyłem o tym, żeby jeden taki pocałunek mógł wymazać wszystkie moje złe myśli, usunąć złe wspomnienia, złe emocje. Czy to możliwe? Lekarze twierdzili, że nie.

- Avery… - sapnął po raz kolejny.

Zacisnąłem mocno powieki, a potem otworzyłem i tak kilka razy jeszcze, jakbym chciał odgonić jakieś wyimaginowane łzy. Potem podniosłem lekko głowę i spróbowałem spojrzeć na chłopaka. Kiedy tylko spotkałem jego zielone oczy, natychmiast z powrotem spuściłem głowę. Chciałbym się jeszcze jakoś delikatnie zarumienić, wyglądać jakoś porządnie, uroczo chociaż, ale nie... Jedyne, na co mogłem liczyć to cienie pod oczami i wieczna bladość pucołowatych policzków, obskubane z nerwów wargi… Obrzydlistwo.
Brązowowłosy uśmiechnął się z przekąsem i potrząsnął mną nieco.

- Avery – powtórzył, a ja pokręciłem głową maniakalnie i znów zamknąłem oczy.

Cholera… Gorąco mi. Gorąco. Niech on się ode mnie, kurwa odsunie, bo znów zrobię coś głupiego!

Perrault powoli mnie puścił. Podniósł się z łóżka szpitalnego i podreptał pod drzwi. Pogrzebał chwilę w swoim starym szmacianym plecaku i wyciągnął jakąś małą książeczkę. Chwila… Album ze zdjęciami.

- Myślę, że mimo wszystko czasem chciałbyś na to spojrzeć. – powiedział, kładąc mi brązową książeczkę na kolanach. Wsunął mi ją pod palce dłoni. Spojrzałem na niego nierozumnie, nic nie mówiąc. Zielonooki był troszkę zakłopotany.

- To z Budapesztu. – wyjaśnił. – Ta wycieczka, na której byliśmy wtedy razem w pokoju, pamiętasz chyba?

Pokiwałem głową w odpowiedzi.
Głupio mi było jak jasna cholera! Te trzy lata temu udało nam się trochę za dużo wypić i wylądowaliśmy razem w łóżku. Pieprzyć to, że w życiu bym nie pomyślał, że Alois mógłby być gejem, ale jednak… Nie, nie uprawialiśmy seksu to… Na to nie mieliśmy po prostu siły, byliśmy zbyt pijani. Skończyło się na macankach, pocałunkach i obudzeniu się obok siebie zupełnie na golasa w rozbebeszonej pościeli. Wtedy myślałem, że umrę. Co prawda Perrault nic mi od tamtej pory nie wypominał, jednak miałem to paskudne poczucie winy, to wrażenie, że posunąłem się stanowczo za daleko. Na szkolnym korytarzu nie byłem w stanie mu pierwszy powiedzieć „cześć”, a Budapeszt? To była katastrofa dla kogoś takiego, jak ja.

- Przepraszam. – westchnąłem bezmyślnie. Już było za późno, żeby udawać, że tylko mruczałem do siebie pod nosem, jak na wariata przystało. Usłyszał.

Szatyn spojrzał na mnie  i uniósł lewą brew nieco wyżej.

- Ha? – mruknął w moją stronę.

Zacisnąłem pięści na materiale spodni i zwiesiłem głowę.

- Przepraszam za tamto… wiesz… - próbowałem coś z siebie wydusić. – Budapeszt. – przeszło mi tylko przez gardło.

Alois uśmiechnął się lekko, serdecznie. Takie przynajmniej miałem wrażenie, jak potem się okazało, nie mylne. Usiadł znów koło mnie i objął mnie mocno obiema rękoma. Byłem cholernie zaskoczony. Potem pogładził mnie po głowie, jak małe dziecko. Z jednej strony czułem się okropnie nieporadny, wstyd mi było za siebie. Jak jakiś kaleka życiowy po prostu. Z drugiej jednak chciałem, żeby właśnie to tak wyglądało.

- Czy kiedyś ci dałem jakiś powód, żebyś się o to niepokoił? – spytał mnie. Cholera… Miał rację… Pokręciłem głową, a potem poczułem ciepło na ustach. Ale kiedy? Jak?

Przymknąłem powieki i objąłem go szybko.

Jestem popierdolony! Co ja wyprawiam?! Przecież jak on mógłby zwrócić tego typu uwagę na kogoś takiego, jak ja?!

Czułem, że to była litość, zwyczajna chamska litość. Najzwyczajniej w świecie próbowałem się zabić, a on teraz robił wszystko, żebym mógł być sztucznie szczęśliwy, wrócił do społeczeństwa. Potem zapewne miałby ze mną „pogadankę” i wszystko wróciłoby „do normy”.
Nie chciałem w to wierzy, ale może jednak... Pierdolę! Lepiej byłoby mi uwierzyć w takie piękne kłamstwo, jak to, że miałoby coś nas łączyć. Podobno żyje się tyko raz, a póki niestety nie dali mi sprawdzić czy to prawdziwe stwierdzenie, dlaczego miałbym nie spróbować? Z resztą… Gorzej już skończyć nie mogłem. Ewentualnie mogliby mnie zmasakrować jacyś bandyci, ale tak…? Cóż może być gorszego od bycia zamkniętym w psychiatryku? Jak ja wrócę potem do szkoły?

- Będę zawsze… - oświadczył półszeptem, odsuwając się ode mnie powoli. Musiał już iść. Już za nim tęskniłem. - …zawsze, kiedy tego będziesz potrzebował.

Pokiwałem głową. Zdecydowałem się zadać jedno głupie pytanie.

- Będziesz mnie odwiedzał? – prosiłem go.

Skinął głową, zakładając plecak.

- Będę tu przychodził tak często, że lekarze będą mną rzygać. – obiecał.

Uśmiechnąłem się. Po raz pierwszy od bardzo długie czasu szczerze, naprawdę. 

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Danny Crowe

Sorry, nie ma seksów.

Stare i bardzo krótkie opowiadanie (folder "szuflada" podpowiada, że to z 2014r.) 


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach