Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sex z nastoletnia dziewczyna

Czy to nie powinno być bardziej proste? Ilekroć proponowałem dziewczynie spotkanie, czułem, że moje kruche serce wisi na cienkiej nitce, a kiedy ona powie "nie", nitka się zerwie.

Poznaliśmy się na jakimś przyjęciu, rozczuliła mnie jej niewinność, która mieszkała w zielonej tęczówce oczu, w wiotkiej figurze i ten uśmiech, który swoim światłem tak często opromieniał jej twarz. Kiedy słuchając mnie unosiła brwi, widziałem skrzydła jaskółki.

A jednak zaproponowałem spotkanie. Kiedy powiedziała "chętnie", poczułem, że moje rozkołysane serce nieruchomieje, aby bić już spokojnym rytmem. Umówiliśmy się na Rynku Nowego Miasta, wybrałem to miejsce, jedne z nielicznych, gdzie ocalało piękno architektury. Przyszedłem wcześniej i schowałem się w bramie.

Chciałem zobaczyć jaka jest, gdy nie wie, że ktoś na nią patrzy. Naburmuszyła się widząc moją nieobecność. Zbliżyłem się zasłonięty różami, a wtedy szybko uśmiechem wytarła nadąsanie. Przyjęła róże, a nawet zaciągnęła się głęboko i namiętnie ich zapachem.

- Czy słyszysz jak to gra? - zapytałem wskazując na kościół, klasztor i okoliczne budowle.
- Co gra? - zapytała.
Trochę speszyło mnie to pytanie. Ona, która przypomina utwór muzyczny, powinna czuć harmonię i muzykę architektury.

Nie jadała mięsa, nie jadała prawie nic, lubiła tylko ruskie pierogi, ale ta wybredność też była dla mnie wzruszająca. Ujęty delikatną urodą dziewczyny, bez trudu wszystko uznałem w niej za ujmujące. W ekskluzywnej restauracji jakimś cudem dokopano się ruskich pierogów, a z tego wszystkiego ja też je zamówiłem. I nawet mi smakowały.

Mówiła mało, ale potrafiła inteligentnie milczeć. Tak przynajmniej czytałem jej milczenie. Pracowała w firmie reklamowej, była bodaj jej współwłaścicielem, ale nie było to jasne. A ja przecież chciałem wiedzieć o niej wszystko. Czy ma jakiegoś mężczyznę? Jak mogła nie mieć, może przed chwilą z nim zerwała? Intuicyjnie czułem, że jest tuż po rozstaniu i trafiłem na odpowiedni moment. Była tak delikatna i subtelna, że nie mogłem sobie jej wyobrazić w rękach innego mężczyzny niż ja. Więc nie próbowałem.

Na ulicy chciałem się pożegnać i umówić ponownie, gdy niespodziewanie zaprosiła mnie do siebie. Jakby nigdy nic. Czy nie powinienem odmówić? Nie potrafiłem. Ale czułem, że jej delikatność stoi w niepokojącej sprzeczności z tym zaproszeniem.

Była o wiele młodsza ode mnie, ale chyba jeszcze z generacji X, a nie z Y, gdzie wszystko wygląda, jak wyjęte z pralki po odwirowaniu - w wydaniu kulturalnym, bo w innym, jak spod walca drogowego.

Jechałem za nią, byłem dobrym kierowcą, ale tylko cudem się nie zgubiłem. Gwałciła wszelkie przepisy, ale robiła to z pewną siebie niewinnością. Kiedy stanęliśmy, byłem spocony jak po biegu na długim dystansie.

Obskurny budynek z lat 60 stał wtłoczony między stare domy. Winda wyglądała jakby wożono nią drapieżne zwierzęta. Czułem, że wstydzi się tej windy, więc odruchowo zamknąłem oczy. Pokój, który wynajmowała był jednak gustownie urządzony, chociaż miałem dojmujące uczucie, że przedmioty nie pasują do siebie, jakby kupowały je zupełnie różne osoby.

Boczne okno pokoju wychodziło na dach przylegającej do domu, niższej kamienicy. Takie okna są w Polsce z reguły okratowane, to było wolne od krat. - W lecie tu się opalam... czasami nago - powiedziała i chyba się zarumieniła.

Nie wiem kiedy na stole pojawiło się wino, ono też mnie onieśmieliło. To ja powinienem przynieść wino, ale kto mógł się spodziewać? Nie wiem kiedy je wypiliśmy, jako kierowca nie powinienem tego robić.

Nie wiem kiedy położyła się na łóżku, usiadłem na jego brzegu i położyłem rękę na jabłku jej kolana. Nie zareagowała. To była jedna z trudniejszych decyzji w mym erotycznym życiu, czy moja dłoń powinna powędrować w górę? Nie zdążyłem jej podjąć.

- Może wolisz żebym włożyła nocną koszulę, jest tak późno? - zapytała jakoś dziecinnie, jakby włożenie piżamy w tej sytuacji dotyczyło tylko snu.
To była bawełniana, srebrna koszula, ten materiał lejący się jak woda i jak woda chłodny pobudzał mnie erotycznie. Teraz położyłem na jej nodze usta. Nie poruszyła się. Miała niezwykłą skórę, która pachniała morzem stygnącym po upalnym dniu.

Moje wargi wpadły w poślizg. Chciałem zatrzymać się w okolicy ud, ale tam skóra była jeszcze bardziej gładka. Przyjęła to naturalnie, otworzyła się jak otwiera się drzwi komuś bliskiemu.

Nigdy jeszcze nie smakowała mi tak płeć kobiety, łagodna potrawa gdzie wszystkiego jest w sam raz. Szybko miała orgazm, subtelny, ale głęboki. Jej szczyt zmienił się w nasze wspólne, wielkie szumiące pole traw, na którym położyłem głowę wdychając jej zapach.

- Kocham Cię - szepnęła, a ja poczułem, że rozpuszczam się w tych słowach jak kostka cukru w gorącej herbacie. Tak długo szukałem swojej miłości, a teraz znalazłem ją nagle, niemal przypadkowo. Poczułem jak rośnie we mnie fala uczucia.

Gdy uniosłem się, by wejść w ten błogostan z burzą swojej namiętności, usłyszałem pukanie do drzwi. Zastygła stając się na chwilę greckim posągiem, białym i doskonale harmonijnym.

- To on - szepnęła.
- Jaki on? - stłumiła pytanie, kładąc mi dłoń na ustach.
Ubrała się szybko, a ja sam nie wiem kiedy uczyniłem to samo, w panice, która jest zaraźliwa jak dżuma.

Stukanie zmieniło się w dźwięk bardziej brutalny, jakby ktoś kopał w drzwi. Pościeliła łóżko. W biegu, który przypominał taniec, pozacierała ślady naszej obecności. I szepnęła.
- A teraz wychodzimy przez okno, szybciutko!

Mówiła, jakby proponowała jakąś zabawę. Zgasiła świtało. Wyjęła róże z wazonu, moje róże. Najwyraźniej zamierzała zebrać je ze sobą w tę osobliwą podróż. Zaprotestowałem. Wszedłem tu przez drzwi i zamierzam nimi wyjść, nic mnie nie obchodzi jakiś zazdrosny palant.

Powtórzyła coś kilka razy szeptem. Nie zrozumiałem słów, ale brzmiało to dosyć groźnie, bardziej jednak przejąłem się siłą z jaką pociągnęła mnie do okna.
Po ciemnej stronie świata stała metalowa, składana drabinka.

Poczułem się jak chłopiec, który po kryjomu wykrada się z domu. I był dreszcz emocji. Dachy zawsze mnie fascynowały, a chodzenie po nich to moje nie zrealizowane marzenie z dzieciństwa. Było ciemno, pachniało papą, która parowała rozgrzana upałem dnia.

Ten zapach miał w sobie coś namiętnego. Podała mi róże, uważnie by nie skaleczyć kolcami. Przymknęła zręcznie okno, potem wzięła kwiaty, a ja zostałem obarczony drabinką. Chwyciła moją wolną dłoń i zaskakująco pewnie prowadziła po wąskiej, drewnianej kładce.

- Po co to wszystko? - zapytałem.
- Zabiłby ciebie - mówiła tak bardzo nie swoim głosem, że uwierzyłem, że mówi prawdę.

Czy to jej mężczyzna, jakiś szaleniec, a może tylko ojciec...? Najlepiej gdyby to był ojciec. Nie miałem kiedy pytać, przemieszczaliśmy się szybko, czasami po omacku. Na szczęście nie mam lęku przestrzeni, nawet się kiedyś wspinałem. Nagle uświadomiłem sobie, że chodzi po tych dachach swobodnie, jak po swoim mieszkaniu.

Spróbowałem wyobrazić sobie nas w środku Warszawy, jak przemykamy się z drabinką i różami, w zamglonym blasku księżyca. Domy miały różną wysokość, ale znała wszystkie przejścia, musiała wielokrotnie przebywać tę drogę. W jednym z załomów muru wskazała miejsce, gdzie należy zostawić drabinkę.

- Róże? - zapytałem.
- No wiesz! - w jej głosie odnalazłem szczere oburzenie.
Miałem wiele pytań, nie była w nastroju do rozmów. Miała jakiś cel i pewnie do niego dążyła. Balkon, w starym przedwojennym domu, nadkruszonym zapewne w czasie powstania, wisiał w miejscu osobliwym, tak blisko dachu.

- To tu - powiedziała, jakbyśmy w końcu znaleźli odpowiednią kawiarnię - wystarczy spuścić się na rękach. Potrafię, a ty?
- Wspinałem się - powiedziałem z odcieniem urażonej męskiej dumy, po czym dodałem ironicznie - ale zawsze mniej więcej wiedziałem po co schodzę ze szczytu, teraz nie wiem.

- Ratuję nam życie - powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste. I tylko ktoś naiwny jak ja, mógł to przeoczyć. Pomogłem jej zejść na obszerny balkon, chociaż sama świetnie dawała sobie radę, była zręczna jak wiewiórka.

Rzuciłem róże, a potem z młodzieńczym wdziękiem, tak przynajmniej mi się wydawało, zeskoczyłem na balkon. Za szklanymi drzwiami paliło się światło. Sam nie wiem, co spodziewałem się zobaczyć. Wiem co ujrzałem.



To był wzruszający, realistyczny obraz. Dwoje starych ludzi siedziało przy okrągłym stole. Jedli kolację, zerkając na telewizor. Gruby, czarny kot leżał w pobliżu imbryczka z herbatą zwinięty w kłębek, ciepły, jak przed chwilą upieczony murzynek. Stary zegar na ścianie kołysał swoim złotym wahadłem.

Zapukała w szybę. Mężczyzna odwrócił oczy od telewizora, odłożył widelec, spojrzał w ekran balkonu. Powiedział coś do żony, potem bez wahania podszedł by otworzyć drzwi, jakby oczekiwał przybyszów z nieba.

- Dasz jej róże - szepnęła takim tonem, jak uczy się dobrych manier młodych chłopców.
- No tak, domyślałem się, że to znowu Pani - powiedział starszy pan.
Roześmiała się serdecznie, jakby odwiedzała o umówionej godzinie przyjaciół.

- Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór, chcę Państwu przedstawić mojego przyjaciela...
Mężczyzna nałożył okulary i przyjrzał mi się badawczo.

- Pani nieustannie mnoży przyjaciół...
Podał mi jednak serdecznie rękę i zaprosił do środka.
- Helu, sąsiadka, z nowym przyjacielem!
- Oby był równie sympatyczny jak poprzedni - odparła kobieta.

Miałem wrażenie, że biorę udział w teatralnym przedstawieniu. Zastanawiałem się czy znam dalszą część swojej roli? Na razie znałem. Szarmancko podałem gospodyni róże. Przyjęła je i rozpromieniona powiedziała:

- Muszę przyznać sąsiadko, że wszyscy Twoi przyjaciele mają gust do kwiatów. I znowu taki ładny chłopiec.
Nie czułem się w swojej trzydziestce ładnym chłopcem, nie czułem się dobrze będąc jakimś kolejnym, który wręczał kolejne kwiaty spadając zapewne z kolejnego nieba.

Jak to możliwe, że coś co było w najwyższym stopniu nienormalne, ci ludzie traktowali naturalnie? Zaprosili nas do stołu, kładąc dwa dodatkowe talerze. Kot na chwilę podniósł głowę, spojrzał mi w oczy i miałem wrażenie, że uśmiechnął się.

Widziałem uśmiechające się psy, uśmiechnięte koty należą do rzadkości. Nie byliśmy głodni, ja w pewnym sensie czułem się nadziany ruskimi pierogami. Zgromiony jej spojrzeniem wepchnąłem jednak w siebie dwie kanapki, a nawet wdałem się w polityczną dyskusję z gospodarzem.

I jak to często bywa przy polskim stole, poszło o Unię Wolności, której byłem umiarkowanym zwolennikiem, a on nieumiarkowanym wrogiem.
- Ach ci mężczyźni - uśmiechnęła się staruszka, nie do mnie, a do niej, która właśnie kopała mnie pod stołem, zapewne w intencji, abym miarkował swoje opinie.

- Oni zawsze się kłócą o politykę - ciągnęła gospodyni - Z tego co pamiętam, kilku poprzednich pani przyjaciół z balkonu, to bardziej się politycznie zgadzało z moim mężem, jeśli w ogóle z nim można się zgodzić. On tak lubi mieć zawsze odmienne zdanie, ja już coś o tym wiem.

Tego było za wiele. Wstałem, podziękowałem za kolację, stanowczo powiedziałem "na mnie już czas." Byłem pewien, że pójdzie ze mną i tym razem wyjaśnię do końca całe to szaleństwo. Nie zamierzała mi towarzyszyć. W telewizji zapowiedziano właśnie serial, który tak lubiła. Otumaniony poszedłem w stronę balkonu.

- Nie tędy młody człowieku. Teraz można drzwiami.
- Wszyscy pana koledzy wychodzili drzwiami - pouczyła mnie gospodyni.
Spojrzałem na moją ukochaną okiem bazyliszka, ale zapewne było to jedynie oko rannego jelenia. Uśmiechnęła się tym samym niewinnym uśmiechem, który stał u źródeł mego pobytu w tym mieszkaniu.

Wychodziłem, odprowadzany przez całą trójkę, a nawet przez kota, który zeskoczył ze stołu, wygiął grzbiet i otarł się o moją nogę. Nie do wiary, to mnie zabolało. Otworzyłem drzwi, poczułem niepokój. Sprawdziłem, czy klatka schodowa ma schody?

Szedłem nimi nie zapalając światła, na wszelki wypadek, ale na jaki wszelki wypadek, doprawdy, nie wiedziałem? Nazajutrz próbowałem do niej zadzwonić, ale numer, który mi podała był telefonem izby wytrzeźwień. Czy zrobiła to celowo? Udało mi się odnaleźć jej dom.

Był wieczór, wilgotny i ponury. Stanąłem przed drzwiami, z sercem w okropnym stanie, z nerwami w jeszcze gorszym. Zapukałem. Słyszałem, że ktoś jest w środku. Nikt jednak nie otwierał. Zacząłem walić pięścią w drzwi, a potem w nie kopać jak opętany.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





orfeusz

Komentarze

JAPOK4/09/2019 Odpowiedz

Jestem pod wrażeniem. To jest naprawdę wysoki poziom.

And18/10/2019 Odpowiedz

O rany! Magia! To powinna byc cala ksiazka!

Adam31/10/2020 Odpowiedz

Zaskakujący wspaniały opis zmysłowego napięcia .Najlepsze opowiadanie jakie czytałem. Szanowny AUTORZE masz talent i wrażliwość estetyczną wyrażaną zwiewnym powabem Twoich słów opisujących normalność pożądania ,pragnienia, powtarzania w nadziei dotyku i spełnienia w niezwykłej scenerii zdziwienia.


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach