Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





MW-Grecja Rozdzial 14 Cos jak Grom, 15 Ala i natka

14 Coś jak Grom

W Grecji dziewczęta wymyślają nową zabawę, leżą na krawędzi łóżka, nogi na ziemi, rozchylone uda, osiem wypiętych cipek zerka na nas kusząco.

- Właśnie kupujecie niewolnice, chłopaki - wybierzcie sobie po cztery.

- Te cztery będą do nocy tylko wasze, żaden inny kutas ich nie tknie. Spełnią w milczeniu wasze każde polecenie.

– Do nocy się nie odezwą? I tylko moje? To mi się naprawdę podoba!

Chyba podpadam tym tekstem, ale co mi tam…

Ciągniemy z Tidżejem losy. Mam szczęście, wybieram pierwszy. Przechadzam się wzdłuż szeregu cipek, oglądam uważnie, czasem pomacam, czasem się cofnę do poprzedniej, sprawdzam też jędrność cycków, zaglądam w zęby. Każę im wstać, obrócić się parę razy, pozostać obróconymi tyłem. Teraz oceniam proporcje tyłków, jędrność pośladków. Rozchylam pośladki  oceniam tylne dziurki i puszczam. I znów rozchylam i puszczam. I znów… Podoba mi się ten dźwięk.

Czas się zdecydować. Dobra, nie będę świnią.

- Ala! – I pokazuję kciukiem za siebie, Ala bez słowa staje za mną.

Teraz wybiera T/J, po głębokim namyśle wybiera Natkę, Kropka i Kreska właśnie wykonały jej nową fryzurkę i teraz T/J pewnie chce się przyjrzeć z bliska jej odmienionemu kroczu.

Teraz ja. Biorę Kropkę. T/J  - Dorkę.

– Małośmy dotąd przebywali razem, tyle co na schodkach kampera – tłumaczy swój wybór. Rzeczywiście, bliźniacy przelecieli ją zaraz po przyjeździe, później widocznie tylko im obciągała.

Do Kropki dobieram sobie Kreskę, bałem się, że T/J mi ja podkupi i teraz decyduję się natychmiast. T/J „kupuje” Majkę, ja Lolę. Zostaje Kaśka dla Tidżeja. Licytacja zakończona.

T/J przytomnie zaczyna od Kaśki, została ostatnia, trzeba ją dowartościować. Bierze pojemnik z bitą śmietaną, pokrywa nią krocze dziewczyny i zwraca się uprzejmie do dwóch spośród pozostałych niewolnic.

- Lizać! Na zmianę!

Wręcza pojemnik trzeciej.

- Pilnować, żeby zawsze była śmietana.  - I siada do kolacji.

Postanawiam, że też pójdę w kulinaria ale jestem milszy od Tidżeja i karmię dziewczyny. Najpierw każę im kłaść się kolejno na stole i zacisnąć uda. Zaglądam. Są prześwity. Niedobrze.

-Założyć nogę na nogę! Ciaśniej!  Widzę w oczach moich niewolnic nieme pytanie. - Co on, kurwa, kombinuje?! Pytać oczywiście nie mogą.

Zaglądam ponownie w krocza - tak, teraz będzie dobrze. Porównuję i wybieram.

Lola na stół! Kłaść się, jak leżała!

Lola posłusznie wskakuje na stół, zaciśnięte uda, nogi splecione. Teraz zasiadam obok Tidżeja do śniadania. W kroczu Loli lądują, a to kruszyny chleba, a to łyżka miodu, czy plasterek sera. Nalewam też herbaty i różnych soków. Za każdym razem pokazuję tylko palcem, która z pozostałych niewolnic ma się pożywić. Niewolnica w milczeniu a to wysysa okruszki, a to zlizuje miód a to siorbie herbatę z krocza Loli. T/J pyta:

- Mogę nakarmić swoje? - I teraz już obaj na zmianę podrzucamy Loli na podołek resztki śniadania. A czasem trochę bitej śmietany.

Teraz Tidżej potrząsa pojemnikiem.

- Mogę?

I zanim zdążę zaprotestować, mam berło w bitej śmietanie.

- Klęka i liże!

Wybrana przez Tidżeja Dorka posłusznie klęka i zlizuje wszystko. Czekam, co dalej.

- Wygląda, że dalej głodna – stwierdza Tidżej – chcesz ją jeszcze pokarmić?

Pewnie, że chcę!

Tyle, że bita śmietana się skończyła… Może i lepiej?

Dorka nasuwa się buzią na mój drążek i poleruje go do skutku. Zadowolona przełyka, a Tidżej komentuje:

- Dorota wessała cały nektar do organizmu.

- Co?!

- No przecież wyraźnie mówię: „Dorota wessała cały nektar do organizmu” To cytat taki, wygogluj sobie *

Polewam. Gdy przestaję, Tidżej wyjaśnia, że trafił na ten kwiatek w necie, w jakimś opowiadaniu erotycznym.

Teraz zastanawiamy się wspólnie, jak ukarać nasze niewolnice – one też polewały, a miały się nie odzywać.

 

* * *

Późny wieczór. Okolice Salonik. Zabawa z niewolnicami skończyła się, co było do przewidzenia, ruchaniem niewolnic. Było ostro, byłe niewolnice śpią, jak zabite. Też się przespałem i teraz mnie nosi. Najpierw mnie zanosi między uda Maleńkiej. Ta odruchowo, jakże lubię u  niej  ten odruch, rozrzuca te uda szeroko.

Rozrzuca też na boki ręce, zapominając, że nie jesteśmy sami. Jedna ręka budzi Tolę, druga – Monikę.

Śpią obok Ali w efekcie naszych niedawnych igraszek. Szparki obu stopek wciąż kuszą mnie swą nowością, szczelinka Ali – ciasnotą, gram więc w nocy koncert na trzy piczki. Mój flet zanurza się w Toli – Jestem w Kresce – mówię głośno Później rozchyla szczelinkę Ali - mam przerwę, i wreszcie w Monice – jestem w Kropce. Dziewczyny się zaśmiewają. I tak do skutku. Skutek będzie dziełem przypadku – decyduję, wszystkie trzy cipki fascynują mnie po równo, choć, jak już mówiłem, z odmiennych przyczyn.

Zaczynam lento (powoli) i tak też chciałbym skończyć – nigdzie mi się nie spieszy. Dziewczęta jednak chcą pomóc przypadkowi i stopniowo przechodzą do moderato (umiarkowanie). Ich bioderka chodzą coraz szybciej – ach ta rywalizacja – i kończymy w tempie  allegro,  (czyli ruchliwie). Nawet by się zgadzało.

Spuszczam się ze słowami – Jestem w Kropce, choć Ala miała cichą nadzieję, że oszukam i trysnę w przerwie. Ala i Tola biorą się za wylizywanie Moniki, ja niestety już wkrótce muszę się, o zgrozo, ubrać i siąść za kierownicą. Tam będę miał dużo czasu na myślenie i zainspirowany Kreską, Kropką i Przerwą wymyślę coś specjalnego na rano. Ale jeszcze przysypiam.

* * *

Almiros. Przed północą. Ze snu wyrywa mnie pisk budzika. Tradycyjnie wyplątuję się z Ali, idę się odlać.

Tola z Moniką, obudzone i pobudzone – poczynaliśmy sobie niedawno całkiem śmiało – zapragnęły czegoś więcej, niż tylko swoich paluszków, sięgają po oręż flankujących je facetów. Niestety, ostał się tylko jeden, ja właśnie wciągam gatki.

 Szczęśliwy los wyciąga, łapie właściwie, Tola. Ręka zaskoczonej Moniki ląduje między udami równie zaskoczonej Dorki. Mile zaskoczonej.

W skutek tych pieszczot budzą się pozostałe dziewczęta, również Ala. W samym środku, lecz sama. Wyciąga do mnie rękę.

- Zaraz zmieniam Tidżeja.

- Chociaż na chwilkę!

Zrzucam dopiero co naciągnięte gatki. Te pięć minut Tidżeja nie zbawi…

Szybko okazuje się, że właśnie zbawi. Kamper nagle staje. Że zatrzymuje się dość gwałtownie? Tidżej już tak ma.

A Ala nie puszcza. Nie wyrywam się, jeszcze mi odgryzie. Tidżej sam tu trafi, zastąpi mnie w buzi Maleńkiej, wtedy pójdę.

I jakoś tak się dzieje, że w momencie, gdy do salonu wpadają antyterroryści w pełnym rynsztunku, orgia sięga zenitu.

Zaskoczenie jest obopólne, Opadają szczęki, karabinki, nasze z Tidżejem kutasy, tylko jędrne piersi dziewcząt trzymają wysoką formę. Grupa szturmowa jak jeden mąż zdejmuje hełmy i gogle noktowizyjne, różowe, gołe dziewczęta prezentują się jeszcze lepiej, niż dziewczęta zielone. Wojsko rozsiada się po fotelach i kanapach nie tracąc jednak z oczu potencjalnych źródeł zagrożenia, Czyli nas. Tylko mnie i Tidżeja uznają za niegroźnych, wzrok skupiają na dziewczętach, zamarłych w malowniczych pozach na ogromnym łożu. Moja wymiękła pała wysuwa się ostatecznie z otwartych szeroko ust Ali, dowódca grupy ogarnia się i zagaja:

- Bardzo przepraszam, czy jesteście może panie – zwraca się do dziewcząt – przywódcami bułgarskiej mafii odbywającymi właśnie tajne spotkanie?

- Nie? – Ciągnie swój monolog.

- Tak właśnie myślałem.

- Znowu coś popierdolili! – Te ostatnie słowa kieruje niewątpliwie do siebie samego.

Kasia i Natka pierwsze odzyskują rezon. Zerkają na spocone twarze żołnierzy, i ruszają do lodówki odprowadzane czujnym, by nie rzec penetrującym wzrokiem wojska.

- Musi być panom bardzo gorąco w tym rynsztunku w taki upał – mówią współczująco, częstując antyterrorystów napojami chłodzącymi. Ci biorą po kolei szklanki z rąk stojących przed nimi dziewcząt i dziękują, ze wzrokiem wbitym przed siebie. Przed sobą mają dwie cipki. Dziękują cipkom?

Dowódca znowu daje głos:

- Bardzo przepraszamy państwa za najście – i z radosną złośliwością dodaje:

- Nie przeszkadzajcie sobie państwo, już nas tu nie ma.

Nasze dziewczęta traktują te słowa dosłownie.

W rezultacie wojsko zalega kamieniem.

Dopiero wysokie „c” zaintonowane przez Kaśkę - Kaśka zawsze intonuje wysokie „c” szczytując – wyrywa wojsko z odrętwienia. Dowódca zrywa się z fotela, uprzejmie skłania głowę przed dziewczętami w podzięce za darmowe przedstawienie i zarządza natychmiastowy wymarsz. I już ich nie ma.

Pojawia  się T/J.

- Zaskoczyli mnie kompletnie, był zator na drodze, auto w rowie, karetka z włączonym kogutem na środku szosy, strażacy… musiałem stanąć.

Ponieważ nie odpowiadamy, kontynuuje:

- A potem w kabinie pojawił się jakiś superhero z pistoletem przystawionym do mojej głowy i z palcem na ustach. I tak mnie chyba pół godziny trzymał, nie wyobrażacie sobie, co ja przeżyłem!

Patrzy po nas, zawiesza wzrok na tyłku Majki pracowicie wylizującej Kasię.

- Co tu się właściwie działo?

* * *

- Ja cię zabiję! – Odgraża się bratu parę minut później. - Miałem pistolet przystawiony do głowy a ty sobie ruchałeś!

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki miałam orgazm!  - Dobija go Kasia.

* * *

15 Ala i natka

Poranek. Gdzieś w Grecji. Dziewczęta na zmianę dyżurują przy oknach, alarmując resztę, gdy pojawia się jakiś szczególnie piękny widok. Czyli co chwilę.

Trwa dyżur Dorki i Natki, nie oznacza to jednak, że reszta dziewcząt odpoczywa. Tola, Ala i Monika leżą na łóżku w swojej nocnej - ach ci antyterroryści – konfiguracji, z rozrzuconymi nogami. Te trzy patelnie wylizują Lola, Kasia i Majka, klęcząc i wdzięcznie wypinając tyłeczki. Kreska  i Kropka są dla dziewcząt wciąż taką samą nowością, jak dla mnie, dlatego zapewne lizanie odbywa się w tę stronę a nie na odwrót. A Ala? Ala zawsze potrafi się ustawić.

Rozparci w fotelach rozmawiamy z Tidżejem, dochodzimy do siebie po nocnych wydarzeniach - on po pistolecie, ja po przedstawieniu - popatrując na owe, nie przypadkowo w naszą stronę wypięte tyłeczki. Kreska, Ala i Kropka powoli dochodzą. No właśnie! Kreska, Przerwa, Kropka! Przypominam sobie, o czym to dumałem za kółkiem. Czekam uprzejmie, aż dziewczęta dojdą a nawet daję im czas na ochłonięcie. Ale nie dopuszczam, by cipki obeschły.

- Mówiłyście dziewczęta, że całą klasą zagnali was do harcerstwa…

Zdziwione tematem poprawiają mnie.

- Do zuchów właściwie.

- A jak wy? – Pytam jeszcze Tolę i Monikę.

- Myśmy też zuchów zaliczyły! – Śmieją się Kropka i Kreska.

- To teraz sprawdzę, czy byłyście pilnymi zuchenkami!

- Patrzcie uważnie, dziewczęta i zgadnijcie, co ja mówię.

Wsuwam kutasa w nieregularnym rytmie w trzy, jeszcze gorące, nieobeschłe pizdy. Najrzadziej w Alcyną i zawsze jest to tylko jeden suw…

- A dlaczego tak mnie traktujesz po macoszemu?

- Bo to przerwa – podpowiadam Ali a właściwie to im wszystkim.

Ala coś łapie

- Kropka, kreska, przerwa, kropka, kreska, kropka, kropka… Mamroce pod nosem

- Przepraszam, niedosłyszałam – mówi – możesz powtórzyć?

- Bo to Przerwa – powtarzam

- Nie to! Ruchanie powtórz! Od początku!  Zaczynam ponownie nadawać morsem.

- Ala! Powiedziałeś Ala! - Woła tryumfalnie Ala.

- Na początek dałem wam łatwe!

* * *

- Aha – mówi tylko Ala i marszczy nosek. Jak ją znam, intensywnie nad czymś myśli. Po czym, nie zdradzając wyniku tego procesu myślowego, pyta, czy mam lewe pieniądze.

- No te, co są  w Bułgarii.

- Lewa?

- No tak. Masz?

- No mam. Zaopatrzyłem się jeszcze w Warszawie na wszelki wypadek.

- To daj.

Sięgam do portfela

- 50 wystarczy?

- A ile to na nasze?

- Dobrze ponad stówka.

- To wystarczy – Maleńka zwija banknot i z nim w garści przenosi się do szoferki. Ubrana w nic – i tak  nie ma się w co ubrać. Wcale się tym nie przejmuje – zajmuje miejsce obok Tidżeja i zapina pasy.

- Kurde…

- Co jest? – Pyta Tom lub Jerry.

- To te pasy. Sam zobacz, przechodzą mi przez sutka. I drażnią.

- Podłóż coś.

Ala patrzy na zwinięty w dłoni banknot. Rozwija go, składa w pół i wsuwa między pas a sutek.

- Pomogło?

- O tak!

- A na co ci właściwie te lewa?

- Chcę coś kupić.

- Aha.

* * *

- O tutaj stań, zatrzymaj się!

To kolejny stragan z owocami na poboczu drogi. Akurat daleko od zabudowań, no i jesteśmy jedynymi klientami, pewnie dlatego Maleńka wybiera akurat ten.

Naga wyskakuje z auta. Sądzę, i odnosi się to do wszystkich naszych dziewcząt, że ich wstydliwość jest odwrotnie proporcjonalna od odległości od domu. Właśnie mam kolejne potwierdzenie.

A Maleńka już pokazuje palcem na arbuzy. I wyciąga do sprzedawcy dłoń z banknotem…

Zarówno Tidżej z szoferki, jak i ja z okna salonki z ciekawością patrzymy, jak Ala robi zakupy w Grecji za bułgarską walutę. No, może gdyby to było bliżej granicy…

Gestykulują tymczasem oboje coraz gwałtowniej, Sprzedawcę najwidoczniej bardziej niż golizna, bulwersuje bank. Ten od banknotu.

Wściekła Maleńka wraca do szoferki, a tam już Tidżej wyciąga do niej dłoń z banknotem 50 euro.

- Lewa, to w Bułgarii – szczerzy się. Maleńka wyrywa mu te euro z ręki i wraca do straganu, musi jej bardzo zależeć.

* * *

- Na chuj jej ta pietruszka?

Na głos się widocznie dziwię, bo Majka niezwłocznie komentuje.

- Może zamiast chuja? Przynajmniej twarda jest – i maca mój zwiędły interes. Jakbym nie wiedział…

- To chwilowe.

Maleńka tymczasem krąży między straganem a szoferką, oprócz wspomnianej pietruszki z bujną nacią, lądują tam kolejne arbuzy. W sumie dobry pomysł na te upały. Tylko ta pietruszka nie może mi wyjść z głowy…

* * *

Jeśli Maleńka ma jakiś pomysł związany z tą pietruszką, to nic nie mówi. Najpierw musi ochłonąć.

- I ty, Brutusie! – Dźga mnie palcem w pierś – Nie mogłeś mi powiedzieć?

- Znasz mnie, byłem ciekaw, co z tego wyniknie.

- No, znam, znam… - Powoli jej przechodzi. I Ala przechodzi do rzeczy:

- Też mam dla ciebie zagadkę. A właściwie rebus. Odwróć się!

Oho, pietruszka nadchodzi! Odwracam się posłusznie.

- Już!

Odwracam się posłusznie. Maleńka klęczy, głowa nisko, tyłek wysoko, a z tyłka sterczy jej… oczywiście pietruszka! Z tym, że z całej pietruszki widać tylko tę bujną nać.

I po co było to całe zamieszanie, przecież mamy w bagażach takie fajne korki analne z kitką…Oczywiście na głos tego nie powiem, jeszcze mi życie miłe.

- No, zgaduj!

- Hmmm… To musi być coś pokrętnego i równocześnie sprośnego, na podobieństwo umysłu mojej dziewczyny. Konik i kucyk odpadają.

Zakładam, że również autoironicznego – Ala potrafi śmiać się sama z siebie – i rzucam:

- Łysek z pokładu Idy!

- Świnia!

Błędnie założyłem… Jej łysa cipka, to drażliwy temat.

Ala się niecierpliwi, potrząsa tyłkiem, nać powiewa… A ja mam pustkę w głowie.

Tylko spokojnie. To rebus, tak? Więc co ja paczam?

Ala. To na pewno. I pietruszka. Czy aby na pewno? Ala i pietruszka? Bez sensu. Więc ponownie – co ja paczam?

Ala i… Pietruszkę ma w dupie, widać tylko nać… natkę.. Natka! Przypominam sobie, jak do mnie przyszły pierwszy raz, dwie nagie, nieznane mi laski…

- ALA i NATKA!

W nagrodę mogę zastąpić pietruszkę.

Okazało się bowiem, że wybierając ją taką dorodną, Maleńka miała dodatkowy cel…

Spełniam się analnie w dupie Maleńkiej, przy aplauzie publiczności. Niepotrzebną nam już pietruszkę zawłaszcza Natka.

- Natka i natka – wołam – to łatwe.

Nic nie jest łatwe. Natka otwiera drzwi do szoferki.

- Zatrzymaj się, jak zobaczysz kozy – woła do Tidżeja.

Wyobrażam sobie, jak kozy wyjadają Natce natkę z dupy i mam problem, żeby skończyć. Szczęściem dziewiczy odbyt Maleńkiej jest taki ciasny...

Sprawa nie może skończyć się inaczej, jak potężnym wytryskiem. Pozbawiony motywacji, przegrywam ze zwieraczem. Zostaję wypchnięty momentalnie. Z oklapłym, zaczerwienionym członkiem przyglądam się, jak z wypiętego tyłka Ali wypływa moje nasienie. Pierwszy raz!

* * *

- Po tej pietruszce dupa mnie boli! – Skarży się Maleńka. – Co wy widzicie w tym analu?

Po pietruszce! Podsuwam Ali pod nos swojego kutasa:

- Od kiedy to się nazywa pietruszka?!

- Chciałam być miła…

- I jesteś miła, moja Miła. Lodzik na zgodę?

- Faceci! – I Maleńka bierze się za obciąganie. Konwersację podtrzymuje Natka

- Ciasnotę widzą – mówi.

- Pochwę też mam ciasną… - mówi Ala i dobiera się językiem do moich jąder. Lody Ala serwuje wypaśne.

- Ty, to wyjątkowo. Ale i my wszystkie mamy ciasne piczki. Lecz przychodzi taki moment w życiu kobiety…

- Aż tak daleko w przyszłość nie wybiegajmy – wtrącam – cieszmy się tym, co mamy.

* * *

Kilkanaście kilometrów za Spartą, kilkanaście minut po ósmej rano, od kilkunastu minut siedzę za kółkiem. I jestem głodny, zaspałem, nie zdążyłem.

Więc kiedy widzę skręt w prawo, na Monemvasię, skręcam w lewo na „Turn of Monemvasia” Taki zajazd.

Parking jeszcze pusty, ale na zapleczu stoją jakieś trzy auta, jest nadzieja.

Do szoferki zagląda goły Tidżej.

- Co jest?

- Miałem skręcić na Monemvasię?

- No właśnie.

- No więc właśnie!

Tidżeja skręca ze śmiechu, gdy pokazuję mu szyld.

- „Turn of Monemvasia”? Nie do końca o to mi chodziło.

- Głodny jestem – tłumaczę. – I dziewczęta też pewnie głodne. A tu mogą spróbować miejscowych specjałów, cały czas jadą na kanapkach.

- Ale gołe są…

Wyłuszczam mu moją teorię: im dziewczęta są dalej od domu, tym niej mają zahamowań.

- Pamiętasz Alę, jak arbuzy kupowała? Albo, jakie dziewczęta dały przedstawienie tym antyterrorystom?

- Tego akurat, kurwa, nie pamiętam!

- A… Bo ty, to nie ty…  Rżnęły się na oczach cudzoziemskiego wojska, aż miło… A tu pusto, tylko my i obsługa. Idź pogadaj z nimi.

- Dlaczego ja, ty jesteś ubrany.

- Znacie się z Niko, z pewnością znasz parę słów po grecku. A ja ni w ząb.

- Okay, wciągnę gacie. Ale ty zrzucisz!

- Nago mam tam pójść?

- Jak i dziewczęta!

- Niech ci będzie.

* * *

- I?

- Trochę się rzucał. Ale jak mu powiedziałem o jedenastu śniadaniach i jeszcze prowiancie na drogę… Droga wolna, moje panie!

Moja teoria znów się potwierdza – dziewczęta tylko na to czekają. Wysypują się z kampera, rozglądają po okolicy.

- O! Śnieg!

- To góry Taygetos, trochę niższe od Tatr – wymądrzam się. - Ten tam, to może być Profitis Ilias. – Przygotowałem się do tej podróży. Ale teraz jestem głodny, zaganiam moje stadko do środka.

A w środku jest, powiedziałbym, mało grecko, jak to przy autostradzie. Ale żarcie smaczne. I obsługa miła, zwłaszcza ta mała… tak się zapatrzyła… Jest też kelner innej płci, ale on patrzy gdzie indziej… Szef też patrzy, w rezultacie chłopak dostaje po uszach…

Ale to jego wysyła szef, by zaniósł nam do kampera ten prowiant na drogę.

Dziewczęta właśnie wsiadają. Majka z szatańskim uśmieszkiem łapie go za tyłek, wpycha do środka. Tam już czeka Lola, umówiły się?

- Stoi mu, jak ten chuj na weselu – melduje, nie wypuszczając go z ręki. No chyba tylko po to, by rozpiąć biedakowi rozporek.

Czy taki z niego  biedak? Loli wystarcza parę ruchów ręką, Majka pomaga masując mosznę. Sperma ścieka Loli po brzuszku, dobrze wycelowała, resztę Majka ściera dłonią z penisa, zapina rozporek i uśmiecha się szeroko do zszokowanego chłopaka.

- Jak to będzie: żegnaj?

- Antio – podpowiada Tidżej

- Antio!

Uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak wysiada, cała sprawa nie trwała trzech minut, a wspominać będzie długie lata. Ruszamy.

* * *

- Morze!

Dziewczęta doczekać się nie mogły. Jadą przez tę Grecję od wczoraj i ani skrawka morza nie widziały.

- Ciemno było, spałyście.

- Ja tam się napatrzyłem – chwali się Tidżej – między Atenami a Koryntem dużo morza było.

Korynt jednakowoż minęliśmy koło szóstej rano, potem wjechaliśmy w peloponeski górzysty interior; widoki piękne, lecz zdecydowanie nie morskie. Teraz jednak…

Mamy bunt na pokładzie, dziewczęta chcą do wody!

Sięgam po mapę.

- Poczekajcie jeszcze chwilę, zaraz będzie Monemvasia. Tam się wykąpiemy.

- Chwilę, czyli ile?

Zwracam ich uwagę na niesamowitą samotną skałę sterczącą z morza, prawie na wprost przed nami.

- To tam.

To im zamyka buzie. Na chwilę.

* * *

Wąską, sztuczną groblą wjeżdżamy na niegdysiejszą wyspę. Droga prowadzi dalej, do miasteczka, a tu jest mały placyk, ławeczki, po drugiej stronie mała knajpka z jeszcze mniejszą stacja benzynową, słowem coś dla ciała, coś dla ducha i coś dla auta.

Wprawdzie słaby, ale jakiś ruch jest, przejeżdżają nieliczne samochody, kilka zaparkowanych jest na placyku w cieniu rachitycznych drzewek. Plaża nijaka, ot – kawałek kamienistego brzegu. Ale dziewczętom to nie przeszkadza, już nie. Trzeba im tylko bucików.

Te akurat mamy, zaopatrzyłem się przewidująco w takie do wody.

Tidżej zajeżdża pod dystrybutor, jeden z dwóch. Dziewczęta się nie pierdolą. Nagie, tylko w tych pepegach, wyskakują z kampera i biegną do wody. My z  drugim Tidżejem za nimi. Skutkiem czego chłopak z obsługi ma problemy z trafieniem we wlew paliwa. Nie wiem, o nas, czy o dziewczęta mu chodziło…

* * *

Woda jest cudowna! Mój basen się nie umywa.

Towarzystwo na brzegu, kilkanaście osób, gapi się na osiem nagich dziewcząt przebiegających plażę i wskakujących ze śmiechem do wody. Dziewczęta pluskają się radośnie w wodzie do kolan, przy brzegu. Męska połowa plaży nagle nabiera ochoty na kąpiel. Dziewczęta nie reagują na zaczepki. Uciekają na głębszą wodę, nurkują – ach te tyłeczki – i wypluskane biegną do kampera. Jeszcze mokre i rozochocone rzucają się na nas trzech. T/J zamiast kierownicy ściska pośladki Loli - bierze ją na stojąco. Mamy przymusowy postój.

* * *

Dziewczęta po raz kolejny podnoszą stawkę – świeżo zerżnięte, spocone i rozczochrane znów biegną do wody. Tym razem tylko na chwilę. Zmywają z siebie pot wraz z resztkami spermy i już są powrotem. Ruszamy, przed nami ostatni skok.

Żółwi skok. Marne 40 kilometrów do Neapolis wleczemy się przeszło godzinę, Droga niby dobra, ale wąska i kręta. A kamper raczej długi… Co się sprawdza w przypadku cipki i kutasa, lecz nie w tym.

Wreszcie jesteśmy. Koniec jazdy, początek prawdziwej przygody. Już wkrótce.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maciej Wijejski

* W oryginale: Dorota wessala caly nektar do organizmu  - wygoglujcie sobie.

 

Dziś dwa rozdziały - bo krótkie. Milej lektury.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach