Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Zabawa Marka

- Marek, nie tak mocno.

- Byłaś niegrzeczną dziewczynką, poniesiesz teraz karę. Zaknebluje ci usta i możemy zaczynać.

Nie wiem sama dlaczego zgadzam się na tą zabawę. Trochę jestem sama sobie winna. To było jakiś rok temu. Marek zapytał mnie co czytam, odpowiedziałam, że koleżanka pożyczyła mi „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.

Przeczytałam wszystkie trzy tomy tylko dlatego, że moje koleżanki zachwycały się nią. Kiedyś przy kawie powiedziałam im, że to książka o jedzeniu. Ania zapytała skąd ta opinia, odpowiedziałam, że główni bohaterowie tylko rżną, pieprzą i wkładają do buzi. Nie znalazłam zrozumienia wśród swoich towarzyszek i temat szybko się urwał. Zdziwiłam się kiedy po przyjściu z pracy zastałem Marka czytającego tą książkę, był tak zabsorbowany, że nie zauważył jak weszłam do domu. Po dwóch tygodniach skończył całą trylogię i się zaczęło. Ale zacznę od tego, że wcześniej nasze życie erotyczne po dwudziestu latach małżeństwa praktycznie nie istniało. Sporadyczny seks raz na miesiąc, wszystko odbywało się mechanicznie, kładłam się na plecach, rozkładałam nogi a on robił swoje.

Marek miał czterdzieści siedem lat, był właścicielem hurtowni części samochodowych, ja o pięć lat młodsza byłam nauczycielką wychowania początkowego. Nie mogliśmy mieć dzieci więc moja praca z dziećmi była jak gdyby namiastką macierzyństwa. Mogę śmiało powiedzieć, że byłam i nadal jestem atrakcyjną blondynką o wydatnych piersiach i długich nogach. Marek kiedyś był bardzo przystojny, na początku lat dziewięćdziesiątych miał czarne bmw cabrio. Bujna czupryna, czarna skóra wybijana ćwiekami, jeansy z peweksu, kiedy podjeżdżał pod mój dom z ręką przełożoną przez okno z nonszalancko trzymanym papierosem w ustach wyglądał jak James Dean albo John Travolta z Grease. Po dwudziestu latach niewiele zostało z Travolty a sporo przybyło z Danny DeVito. Wyłysiał, przytył, szczupłe nóżki przy bardzo przy dużym obwisłym brzuchu, no cóż nie prezentował się zbyt atrakcyjnie ale to mój mąż i cały czas go kochałam.

Przyjechaliśmy kilka godzin temu do naszego domku na Mazurach, był to drewniany domek z bali. Jeszcze w samochodzie musiałam go zapewnić, że dziś zabawimy się w jego zabawę. Był środek lata, na zewnątrz robiło się już szaro, domek stał w lesie nad brzegiem jeziora, najbliższy sąsiad był dwanaście kilometrów od nas, dookoła zalegała cisza, słychać było tylko odgłosy lasu. Jutro przed południem miała przyjechać moja siostra z mężem i mieli zostać na kilka dni, dlatego Marek nalegał żeby ta noc należała do nas, bardziej chyba do niego, ale czego się nie robi dla męża.

Dawno minął ten czas kiedy odczuwałam radość z seksu. Ptaszek Marka nie był zbyt duży ale nadrabiał to namiętnością i czułością, orgazm miewałam sporadycznie, nie mogę mówić o wspaniałym seksie ale było znośnie, nie byłam wymagająca. Z czasem było co raz gorzej seks sprowadzał się do rutynowych czynności jak mycie zębów tyle, ze nie codziennie a raz czy dwa razy w miesiącu. Sytuacja zmieniła się po tym jak Marek przeczytał Greya, wyglądało jakby złapał drugą młodość. Iskierki w jego oczach, entuzjazm połączony z odrobiną nieśmiałości kiedy pytał mnie pierwszy raz czy możemy tak się zabawić, nie widziałam w nim takich emocji już od bardzo dawna i pomimo moich uprzedzeń zgodziłam się. Marek miał znajomego policjanta, który zorganizował mu dwie pary prawdziwych policyjnych kajdanek. Pamiętam dzień w którym je dostał. Zatrzymał samochód na podjeździe i szedł do domu przyciskając do piersi dwoma rękami papierową torbę tak jak by to był śpiący szczeniak, ulubiony pupil całej rodziny. Rozpakował z namaszczeniem torbę przy kuchennym stole i dziesięć minut wpatrywał się w błyszczący metal, w kącikach ust pojawiła się ślina, oddech z miarowego przyspieszył i stawał się co raz głębszy, przestał mrugać powiekami. Nie wiem gdzie był myślami w tym czasie, nie chciałam się nad tym zastanawiać a tym bardziej tam zaglądać miałam wrażenie, że może mi się to nie spodobać. Gdyby kajdanki były nową kolejką elektryczną a Marek miał dziesięć lat zostawiłabym go samego ze sobą, żeby mógł się nacieszyć się nową zabawką. Nie było tak więc powiedziałam nieco podniesionym tonem – Kolacja na stole! Marek podskoczył do góry jak dzikie zwierze, które wyczuło zbyt późno nadchodzące niebezpieczeństwo. Jedna para kajdanek wypadła mu z drżącej dłoni i z hukiem uderzyła o podłogę. Jego twarz przypominała dwunastolatka przyłapanego przez ojca na oglądaniu czasopisma tylko dla dorosłych, lekko rozmyty nieobecny wzrok, drżące dłonie, cera w kolorze jasny burgund, wszystkie te objawy potwierdziły moje przekonanie żeby nie pytać o czym myślał zgodnie z zasadą „Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi”.

Zabawa polegała na tym, że Marek przypinał mnie do łóżka z szeroko rozstawionymi ramionami, chodził dookoła mnie i powtarzał jaka to jestem niegrzeczna jak bardzo zasługuje na takie traktowanie. Nakręcał się tym gadaniem do czasu kiedy był już wystarczająco napalony, wtedy rzucał się na mnie i po trzech minutach tego co w wolnej interpretacji można było nazwać pieprzeniem spuszczał mi się na twarz pomimo mojego sprzeciwu, najbardziej nienawidziłam spermy na twarzy. Oczywiście ja i moje potrzeby w tej zabawie grały drugorzędną rolę a zaryzykuje nawet stwierdzenie, że nie liczyły się wcale, o orgazmie mogłam tylko pomarzyć. Zabawy takie trwały już od kilku miesięcy i Marek zaczął się nudzić. Wpadł na pomysł, że zwiąże mi również nogi i zaknebluje, poddałam się jego woli do tego stopnia po raz pierwszy i właśnie zdecydowałam, że ostatni. Nie mogłam mu tego powiedzieć, mogłam próbować krzyczeć i wyprężać się, podnosić biodra do góry. Jedynie co zyskałam to że Marek poczerwieniał na twarzy zdecydowanie wcześniej niż zwykle, zrobił wielkie oczy i przyglądał się przedstawieniu. Kiedy się zorientowałam, że zupełnie na opak interpretuje moje zachowanie, uspokoiłam się, zdałam sobie sprawę, że nic tym nie zyskam, postanowiłam, że przeżyje jeszcze ten jeden raz i już nigdy więcej się na to nie zgodzę.

Marek z oczyma jakby chciały wyskoczyć z orbit wybełkotał tylko: - Dziś moja dziewczynka jest niecierpliwa. A mnie zbierało się na wymioty. Jego dziesięciocentymetrowa męskość sterczała w slipkach i była gotowa do działania. Ja pomimo swojego położenia odczuwałam swego rodzaju radość, że jeszcze parę minut i wszystko wróci do normy, wystarczy tylko wytrzymać to przygniatanie cielskiem, sapanie, później będę mogła wziąć prysznic i jak najszybciej zapomnieć.

Zauważyłam, że drzwi wejściowe są uchylone i przyszło mi do głowy, że tylko ktoś taki jak Marek mógł celowo zostawić uchylone drzwi wejściowe, manifestując tym, że jest panem tego domu i otoczenia, że on tutaj gra pierwsze skrzypce i nikt nie jest mu wstanie zagrozić. W oddali słychać było cichy odgłos piły mechanicznej, ktoś wycinał drzewo w lesie. Po za tym słychać było tylko leśne odgłosy i szum fal z jeziora.

I wtedy stało się coś dziwnego, Marek zrobił się purpurowy na twarzy, przyłożył obie dłonie do klatki piersiowej i zamarł na chwile w bezruchu. Strach w jego oczach nie wróżył niczego dobrego. Zataczając się szedł w stronę łazienki. - Ser... moj... serce - wybełkotał.

Chciałam krzyczeć, zapytać co się dzieje ale knebel w ustach spowodował tylko, że przeciągle zajęczałam. Obróciłam się w stronę łazienki na tyle na ile pozwalały mi więzy i zobaczyłam Marka siedzącego na zamkniętym sedesie i nadal trzymającego się za pierś. W pewnym momencie Marek osunął się na podłogę zatrzaskując za sobą drzwi. Wydałam z siebie okrzyk przerażenia i rozpaczy. Ułamek sekundy zajęła mi ocena sytuacji. Mój mąż leży na podłodze w łazience a ja prawie całkowicie rozebrana przykuta i przywiązana do łóżka nie mogę ruszyć. Zamknęłam oczy, to nie może być prawda, to straszny sen. Otworzyłam oczy i nic się nie zmieniło, nie słyszałam, żadnych odgłosów z łazienki, delikatny szmer, stukanie, jakikolwiek dźwięk od strony łazienki przyjęła bym jak ktoś kto dowiaduje się, że właśnie została wylosowana ostatnia jego liczba i można krzyknąć na całe gardło – Bigo! Niestety jedyne odgłosy to te wpadające przez lekko uchylone drzwi wejściowe. Minuty mijały, ręce zaczęły drętwieć z powodu słabego krążenia krwi. W głowie miałam tylko jedną myśl „Marek, co z tobą! Marek!”, O Boże co ja teraz zrobię, gdzieś w zakamarkach umysłu pojawiła się myśl, że Marek może nie żyć, że dostał ataku serca i nikt nie jest mu wstanie pomóc a jedyna osoba która mogłaby tego dokonać została przez niego osobiście zakuta w kajdanki i unieruchomiona. Nogi szeroko rozwarte przywiązane aksamitnym szalem do łóżka, nie miałam na sobie majtek a jedynym moim okryciem była króciutka jedwabna koszulka, która zaczynała się tuż nad moim futerkiem. Ręce ciążyły co raz bardziej, w duchu przepraszałam swoje sumienie, ponieważ mówiąc że to miała być ostatnia taka zabawa nie taki koniec miałam na myśli. Zapadał zmierzch w oknie pojawił się księżyc w pełni, który jeszcze nie swoim największym blaskiem ale dawał już o sobie znać, tak jak by mówił „Jestem tu i zostaną z Tobą przez chwilę”. Postanowiłam podjąć próbę uwolnienia się, podciągnęłam się na rękach i nagle moim ciałem wstrząsnął nieopisany ból, zawyłam jak wilk, w oczach pojawiły mi się biało szare plamy. Ból trwający wydawało mi się w nieskończoność powoli ustępował, to był skurcz mięśnia przedramienia. Krew zaczęła powoli i ociężale krążyć w obolałym mięśniu. Zasnęłam.

Kiedy się obudziłam księżyc przesunął się już na drugi koniec okna i świecił pełnym blaskiem swojej okrągłej tarczy oświetlając pokój w którym byłam uwięziona.

Powracająca świadomość przyniosła ze sobą ból i lęk, w domu panowała absolutna cisza, od strony łazienki nie dochodził do mnie żaden szmer. Adrenalina opuściła moje ciało i czułam nadchodzący przypływ paniki, do oczu cisnęły się łzy. Spojrzałam na drzwi wejściowe, wcześniej były lekko uchylone teraz na wpół otwarte, czy to wiatr je otworzył? Nie, bo pogoda była bezwietrzna, w takim razie kto to zrobił? W tym momencie, tuż przy drzwiach coś się poruszyło, to coś było zasłonięte częściowo komodą, zastanawiałam się chwilę czy to nie jest taniec cieni i odbić blasku księżyca. - Marek, czy to Ty? - zapytałam, jednak nawet gdyby to był on nie zrozumiał by pytania przez ten przeklęty knebel, dlaczego pozwoliłam go sobie założyć! Sekundy mijały a ja uspakajałam samą siebie, że to omamy spowodowane zmęczeniem, że to to tylko przywidzenie. Wtedy postać poruszyła się! - O Boże!- krzyknęłam. Jednak z moich zakneblowanych ust wydobył się tylko głuchy skowyt podobny do wycia starego basiora, którego lata młodości dawno przeminęły a mimo to próbuje jeszcze ostatkiem sił pokazać swoje miejsce w stadzie, choć wie, że z góry skazany jest na porażkę. W głowie pojawiały się pytania bez odpowiedzi „kto to jest?”, „jak długo mi się przygląda?”, „czego chce?”. Pomyślałam, że to drwal, którego słychać było w oddali, odruchowo szukałam w jego rękach piły łańcuchowej albo siekiery, nic jednak nie mogłam dostrzec. Zaczęłam się szarpać, musiało to wyglądać komicznie jednak nie potrwało to długo ponieważ złapał mnie potworny skurcz. Ból zajął całą moją świadomość, istniał tylko on i ja. Po chwili ból zelżał a ja opadłam z sił, kiedy odzyskałam je na tyle żeby spojrzeć w stronę gdzie wydawało mi się, że ktoś stoi, okazało się, że on dalej tam tkwi. Nie poruszony, milczący, dostrzegłam, że jego oczy świecą w blasku księżyca, taki sam blask dostrzegłam na jego prawym nadgarstku, albo w miejscu gdzie powinien być nadgarstek, a przynajmniej tam go sobie wyobrażałam, ponieważ cała postać zlewała się w ciemności pokoju i tylko kiedy skupiłam wzrok mogłam dostrzec zarysy postaci. Wpatrywałam się w jego oczy a on patrzył na mnie, zdałam sobie sprawę, że jestem prawie cała naga, przywiązana do łóżka i całkowicie bezbronna nie mogłam nawet krzyczeć. Poczułam przeszywający strach, moje myśli skupiły się na tym, że nie chcę umierać. Minuty mijały a w mojej świadomości zaczęło rodzić uczucie podniecenia. Czytałam gdzieś, że mózg poddany ogromnemu stresowi produkuje substancję przeciwdziałającą uczuciu zagrożenia, taki naturalny narkotyk. Postać poruszyła się, zaczęła zbliżać się do mnie bardzo powoli, ja nie reagowałam, wiedziałam, że gdy zacznę się szarpać poczuję straszny ból. Uczucie strachu zmieniło się w lekkie podniecenie, pomyślałam sobie „Niech się stanie cokolwiek, bylebym miała to już za sobą”. Przygotowana byłam na najgorsze, widziałam już w wyobraźni rzeźnicki nóż uniesiony w górę, który opada a moją klatkę piersiową. Postać zatrzymała się na wprost mnie, tuż przed łóżkiem, to był mężczyzna i nie miał na sobie zupełnie nic. Pochylił się w moją stronę, dłonie ułożył pomiędzy moimi rozwartymi nogami na wysokości kolan i pochylił się jeszcze bardziej tak, ze jego nos i usta znalazły się o kilka centymetrów od mojego futerka i tak zastygł w bezruchu. Chciałam się mu przyjrzeć dokładniej, ale każda z podjętych prób wytężania wzroku spełzła na niczym, tak jakby przybysz owinięty był jakąś aurą tajemnicy, do tej pory nie mogę tego zrozumieć, to tak jakby był tam ktoś był a jednak na pytanie jak wyglądał można o nim powiedzieć tylko że był wysoki, dobrze zbudowany i nic więcej, żadnych szczegółów, które mogłyby go zidentyfikować. Fragment raportu policyjnego brzmiałby pewnie tak „Mężczyzna, wysoki, barczysty, znaków szczególnych brak”. Być może sprawiła to noc i nikła blada poświata księżyca ale mężczyzna miał skórę w kolorze szarym a może to przewidzenie, teraz trudno mi sobie przypomnieć, a właściwie opisanie jego wyglądu wydaje mi się niemożliwe. Mężczyzna zbliżył się do mojej kobiecości z zaczął mnie lizać. Początkowo czułam strach wymieszany z podnieceniem. Marek leżący w łazience odszedł w zapomnienie, został zepchnięty na dalszy plan przez podniecenie, które narastało z każdą sekundą kiedy przybysz językiem delikatnie mnie pieścił. Jego pieszczoty z czasem stawały się bardziej natarczywe, kiedy włożył mi język do środka poczułam nagły przypływ pożądania, przemknęła mi myśl, że Marka ptaszek był krótszy jak język nieznajomego. Penetrował mnie od kilku minut wzbierało we mnie podniecenie i nagle dostałam orgazmu to było jak wybuch supernowej, energia która zbierała się we mnie przez ostatnich kilka lat eksplodowała i łóżko zapadło się, spadałam z ogromna prędkością w dół. Z moich ust wydobył się jęk rozkoszy, który nie miał końca a kiedy uczucie spadania dobiegało końca, znalazłam się na łóżku i zdałam sobie sprawę, że poruszam biodrami na tyle na ile pozwalały mi na to moje węzły. Tak przeżyłam pierwszy orgazm. Mężczyzna teraz przesunął się wyżej oparł się dłońmi na wysokości mojej głowy a swoimi kolanami oparł się na zewnątrz mnie a wysokości bioder. Pochylił się nade mną tak jakby chciał powiedzieć mi coś do ucha jednak nic nie usłyszałam. Poczułam jak jego potężnych rozmiarów penis wchodzi we mnie, na początku odczułam ból ale po chwili była tylko rozkosz. Kątem oka zarejestrowałam błyszczący element, który wcześniej przykuł moją uwagę to była bransoletka z jasnego metalu. Wchodził we mnie miarowo i spokojnie, byłam mokra w środku, więc jego ogromny członek wchodził bez oporu, czułam rozkosz, która po kilku chwilach eksplodowała po raz drugi. Orgazm przeniósł mnie na samo dno nieba. Moje ciało wyprężyło się do granic możliwości, mimowolnie zarejestrowałam, że nie złapał mnie żaden skurcz. Po drugim orgazmie byłam wyczerpana, chciałam odpocząć, zapragnęłam, żeby to już się skończyło. Przybysz nie przerwanie wchodził we mnie z każdą chwilą co raz głębiej, jego ruchy stawały się bardziej natarczywe, napierał na mnie z większą siłą. Chciałam krzyczeć jednak z zakneblowanych ust wydobył się tylko przytłumiony jęk. Ból, zmęczenie, rozkosz, strach, pożądanie te wszystkie uczucia kłębiły się we mnie z ogromną mocą. Miałam już dość a jednocześnie prosiłam, żeby trwało to dłużej, bałam się do granic świadomości ale pożądanie było silniejsze. Twarz przybysza lśniła w blasku księżyca tysiącem promieni i blasków, pomimo tego, że nie mogłam dostrzec jej rysów wiedziałam, że jest piękna.

Obcy wyraźnie przyspieszył, wychodził we nie bardzo głęboko, zaczęłam jęczeć z bólu i rozkoszy. Ciało mężczyzny naprężyło się, jego biodra naparły na mnie z taką siłą, że rozkosz opanowała moje ciało ze zdwojoną mocą, czułam jak jego nasienie wypełnia całe moje wnętrze. Świat wokół mnie skurczył się do pojedynczego punktu, po czym wybuchł jak podczas stworzenia wszechświata, teraz byłam jego częścią, unosiłam się w próżni, grawitacja nie istniała, nie istniał czas i miejsce byłam tylko ja i rozkosz. Powrót do domku nad jeziorem trwał całą wieczność, zasnęłam.

Rano obudziła mnie moja siostra, było mi strasznie wstyd ale byłam jej bardzo wdzięczna za uwolnienie mnie. Lekarz stwierdził, że Marek zmarł na atak serca, co nie było zaskoczeniem, leczył się już od jakiegoś czasu na serce. Wydarzenia tej nocy zostawiłam tylko dla siebie. Nie miałam złudzeń, że ktokolwiek uwierzy mi w to co się wydarzyło.

Od tamtej nocy minęły już cztery lata, przeczytałam wiele książek na temat halucynacji, wizji pod wpływem panicznego strachu, przeczytałam nawet książki poświęcone okultyzmowi i wierzeniom dawnych kultur. Każdego lata od tamtej pory przyjeżdżam sama do domku nad jeziorem i spędzam tam kilka tygodni. W każdą noc zostawiam uchylone drzwi i nie czuję lęku, chcę żeby do mnie przyszedł. I pomimo tego, że wydarzenia tamtej nocy już lekko zatarły się i mogłyby wydawać się czystym urojeniem, pragnę ponownie tego spotkania. Nie wiem kto to był ale pragnę go bardzo mocno ujrzeć ponownie. Tak jak teraz, kiedy leżę naga na tym samym łóżku z uchylonymi drzwiami wejściowymi ściskając w dłoni bransoletkę z jasnego metalu...




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Adam Adamsky

blank


Komentarze

szarlotka19/09/2013 Odpowiedz

Niesamowite opowiadanie. Marze o CDN. :-)

Eika9/11/2013 Odpowiedz

WOW! Nie spodziewałam się tego. Ludzie! To brzmi jak fragment książki... boskie.

Wszytsko spoko, szkoda ze jest to skrócona treść ksiazki stephena Kinga pod tytułem Gra Gordona, żal mi Twojego braku wyobraźni


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach