Romans w gorach
I tak powoli kwitł mój "romans"... Romans... To dobre słowo, bo przecież miałam wtedy chłopaka, którego zostawiłam w swoim mieście! Mój kontakt z Tomkiem początkowo ograniczał się do szczerych rozmów. Wszystko, co mnie fascynowało w nim i jego kolegach, to kultura. Chyba nigdy wcześniej nie spotkałam tak miłych facetów. Dżentelmeni w pełnym tego słowa znaczeniu! Poza tym każdą kobietę traktowali jak damę! Wydawało mi się, że nie znali tego świata, który ja często mogłam podziwiać - pełnego chamstwa, zatrutego przez wszystkie "przyjemności" dzisiejszych czasów. Czułam się tak, jakby pochodzili z innej planety. Poza tym zewnętrznie prezentowali się równie imponująco! Spotykaliśmy się wieczorami, bo każdy praktycznie dzień spędzałyśmy z rodziną na różnych szlakach górskich. Wieczory były moją odskocznią od rzeczywistości. Tomek okazał się ogromnym romantykiem, a i dziewczyny chyba mogły się poszczycić wrażliwością swoich "partnerów". Kiedyś całą prawie noc spędziliśmy przytuleni na schodkach jakiegoś domu, który mieścił się kilka metrów od Krupówek - ja przytulona do Tomka, Marta do Przemka, Magda do Marcina. Do tej pory nie wiem, czy ten dom był wówczas zamieszkały czy opuszczony. Wtedy nikogo to nie interesowało! :)
Była jedna noc, którą wspominam z sentymentem do tej pory. Nasi nowi znajomi postanowili zabrać nas na skocznię i pokazać jej uroki nocą. Dosłownie! Wzięli swoje śpiwory i wszyscy wspięliśmy się na samą górę. Rozłożyliśmy się mięciutko pod gołym niebem, rozmawialiśmy i podziwialiśmy gwiazdy! To było niesamowite przeżycie... Atmosfera miejsca wywarła na mnie ogromne wrażenie, chyba nawet tak duże, że dość szybko zasnęłam. Nikomu to nie przeszkadzało. Zaraz po mnie powoli zasypiały następne osoby. Wszyscy zerwaliśmy się dopiero koło 4 nad ranem, kiedy poczuliśmy pierwsze krople deszczu. Ale były jaja! Zdążyliśmy zejść na dół jeszcze w miarę nie zmoczeni, ale potem zaczęło się piekło - totalne oberwanie chmury. Najgorsze było to, że do rana najpóźniej musiałyśmy być w kwaterze, a mieszkałyśmy na drugim końcu miasta. Powrót do domu zajął nam ponad 3 godziny! Hi hi... Polegał głównie na szybkim przesuwaniu się spod daszku jednego straganu pod drugi. W rezultacie dotarliśmy tam przemoknięci do suchej nitki - nikt nie miał na sobie nawet jednego suchego miejsca.
Innym razem w drodze powrotnej do domu, zmarznięci i opatuleni śpiworami, wstąpiliśmy do McDonald'a na coś ciepłego. Chodziło nam głównie o to, żeby się gdzieś ogrzać. Pamiętam miny ludzi, gdy obserwowali nas wszystkich. Wyglądaliśmy chyba "troszkę" śmiesznie! To "troszkę" to chyba mało powiedziane, biorąc pod uwagę śmiech kasjerki, która przyjmowała od nas zamówienie!
Tomek był cudownym kochankiem! Obdarowywał mnie ogromem słodkich pocałunków, przytulał czule i troskliwie, głaskał delikatnie włosy i skórę... Kiedy byłam z nim, zapominałam o całym świecie! Po powrocie do domu jeszcze przez jakiś czas utrzymywaliśmy kontakt. Przyjeżdżał do mnie dosyć często, mimo że dzieliło nas ok. 300 km. Ale bardzo szybko zorientowaliśmy się, że oprócz tego, co nas łączy, jest dużo więcej tego, co nas dzieli. Mieliśmy różne światopoglądy, inaczej postrzegaliśmy wiele spraw, pochodziliśmy z różnych środowisk... Czego innego przede wszystkim oczekiwaliśmy od swoich partnerów! Mnie denerwowało jego podejście do dziewczyn - dla każdej był miły, słodki, niemalże prawdziwy Don Juan de Marco! Irytowało mnie jak się do nich zwracał - jedna była Perełką, druga Kotkiem, inna Kwiatuszkiem! Jego zaś denerwowały moje wybuchy zazdrości i złości w takich sytuacjach... Poza tym było tego dużo więcej i myślę, że gdybyśmy w porę nie przerwali tego "związku", szybko powstałaby baaaardzo długa lista tego, co nas dzieliło! Teraz jesteśmy kimś w rodzaju przyjaciół i to wszystko, czego od siebie oczekujemy! Nie wiem czy żałowałam kiedykolwiek tego co się stało, chwilami chyba bardzo, bo ucierpiał na tym mój związek z chłopakiem. Spotkania z Tomkiem kosztowały mnie dużo! Nadal jednak jestem z tamtym chłopakiem, którego wtedy zostawiłam w moim rodzinnym mieście. Długo musiałam pracować na jego zaufanie i zrozumiałam, że trudności, jakie nas łączą, musimy przezwyciężyć razem, a nie uciekać od nich każdy w swoją stronę - w ramiona innego mężczyzny. Hi hi... Teraz podśpiewuję sobie piosenkę: "Trudno tak razem być nam ze sobą, bez siebie nie lżej, lecz trzeba nam dbać o tę miłość, nie wolno stracić jej, nam nie wolno stracić jej...". Nadal jestem z Sebastianem i jesteśmy szczęśliwi, zaręczyliśmy się i staramy się przezwyciężać kolejno wszystkie przeszkody, które stają nam na drodze, co prawda jest to okupione wieloma wyrzeczeniami, ale czego nie robi się dla miłości! W moim przypadku "wakacyjna miłość" nie przetrwała! Przetrwała "ta zimowa"! Całe szczęście!
Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!
Komentarze
A co tu jest o seksie?