Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Telefon od geja

Telefon rozdzwonił się jakoś nerwowo. Od razu domyśliłem się, że to Pietras, i przez głowę przemknęło mi nawet, żeby nie odbierać, ale przyzwoitość okazała się, jak zwykle, silniejsza.
- Tak, słucham...? - zacząłem ostrożnie.
- Właśnie była u mnie ciotka - usłyszałem w słuchawce grobowy głos.
- To fajnie, dawno przecież chciałeś ją zaprosić - ucieszyłem się.
- Owszem, ale ona przyszła tak sobie - powiedział, tym razem tonem wisielczym. - To znaczy bez zapowiedzi.

Nie byłem pewien, czemu się bardziej dziwić. To że ciotka się nie zapowiedziała, było niezwykłe: należała do dam, a damy nie zjawiają się nieproszone. Natomiast jeszcze bardziej zaskakujące było, że Pietras w ogóle ją wpuścił. Zwykle nie odpowiadał na niespodziewane domofony, czasem zresztą także na spodziewane.
- I co, wpuściłeś ją? - zdecydowałem wyjaśnić drugą wątpliwość.
- Żeby mnie kaczka kopnęła - przytaknął. - Chciałem rzecz jasna nie otwierać, ale potem pomyślałem sobie, że to może Paweł, dzisiaj miał wrócić z Kołobrzegu, on też tak czasem wpada... A wyjrzeć nie mogłem, bo przecież te cholerne rusztowania całkiem zasłaniają wejście, i tak nic nie widać...! Żeby to szlag!!! - urwał dramatycznie.
- No i...? - zniecierpliwiłem się po niejakiej chwili.
- Co no i? - zirytował się nieco.
- I w czym problem? - uściśliłem pytanie.
- Problem? W ogóle nie ma problemu! - wybuchnął. - Właśnie kończę to cholerne tłumaczenie, do tego czuję się chory, nie sprzątałem kilku dni, dzisiaj nawet się nie umyłem, siedzę przy tym komputerze jak wariat, bałagan tu nieziemski... W kuchni syf, w łazience sajgon, w sypialni barłóg, nie chciało mi się pościelić, szlag by trafił...

To już brzmiało poważnie. W ferworze pracy, zwłaszcza twórczej, Pietras wykazywał całkowity brak zainteresowania wyglądem własnym oraz otoczenia, ograniczając swoją aktywność do czynności niezbędnych życiowo. W sprzyjających okolicznościach, to znaczy mniej więcej po tygodniu wegetowania przed ekranem monitora, można było zacząć sprzedawać bilety i pokazywać, jak wygląda mieszkanie człowieka uzależnionego: podłogi wszystkich pomieszczeń pokrywały wywleczone z pootwieranych szaf ciuchy, bielizna - najczęściej używana, gazety, świerszczyki, strzępy chusteczek higienicznych, woreczki foliowe; każdy wolny skrawek mebli zajmowały opakowania po jogurcie, filiżanki z kiełkującymi fusami po niezliczonych kawach, woreczki po drożdżówkach; wszelkiego rodzaju sprzęty typu maszynka do golenia, żelazko, lusterko, kosmetyki walały się gdzie popadnie. Kuchnia sprawiała wrażenie, jakby podniósł się w niej jakiś bunt: śmieci stały wysypując się z worka przed zlewem, resztki posiłków walały się po upapranym dżemem blacie razem z brudnymi nożami, łyżeczkami, pustymi kubeczkami i słoikami. Całość prezentowała zwykle obraz nędzy i rozpaczy aż do momentu, kiedy Pietras zauważał, że w ogóle nie może się już po mieszkaniu swobodnie poruszać.

Sam gospodarz, ubrany w przechodzoną, wygniecioną i - co ważniejsze - przepoconą i upapraną koszulkę miotał się wkoło z wyrazem obłędu w oczach, nieogolony, nie umyty nawet, z kołtunem na głowie, bladą cerą i przekrwionymi oczami, wykazując w obliczu wtargnięcia do jego świata osoby postronnej objawy najwyższej nerwowości. Trudno było pogodzić podobny obrazek z wizerunkiem schludnego, zorganizowanego młodego człowieka, za jakiego starał się uchodzić w oczach ciotki. Nie bez przyczyny zresztą, była to bowiem starsza pani wielkiej klasy, jakich w dzisiejszych czasach już się nie spotyka: poprawna do granic możliwości, choć przy tym także do bólu dyskretna, co w kontekście niespodziewanego nalotu wydawało się pocieszające. Stąd też zauważyłem:
- Nie było chyba tak źle? - Z trudem utrzymywałem powagę, doskonale potrafiłem sobie bowiem wyobrazić przebieg niespodziewanego spotkania. - Długo siedziała?
- Kilkanaście minut.
- Poczęstowałeś ją chociaż czymś? - zatroskałem się.
- Na szczęście miałem jeszcze kawę - powiedział pocieszająco. - O czymkolwiek innym nie mogło być mowy, zresztą nie to było mi w głowie. Czy ty wiesz, kiedy ja ostatnio myłem okna?
- Tego prawdopodobnie nikt nie wie - stwierdziłem sentencjonalnie, zgodnie z prawdą zresztą. - Poza tym, czy to akurat jest najważniejsze?
- A czy ty byłeś kiedyś u mojej ciotki? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

Trochę racji miał. Mieszkanie pietrasowej ciotki wypielęgnowane było w takim samym stopniu, jak jej maniery. Doskonale panowała nad wszystkimi, zbieranymi przez lata dzwonkami, figurkami, filiżankami i setkami innych drobiazgów, pilnowała, żeby niczego nie brakowało na stole, ale też by nie znalazło się na nim za dużo: każda skórka od banana, ogonek od jabłka i zużyta serwetka były bezwzględnie i natychmiast usuwane. Każda książka miała swoje miejsce, każde słowo swój czas. Herbata parzyła się ściśle wedle tajemnych receptur, ciasta pochodziły z najwykwintniejszych cukierni, koło porcelany mieniły się rodowe, srebrne łyżeczki, a ciotka, niczym mistrzyni ceremonii zachowywała spokój godny osoby, która pewna jest każdej zmarszczki na swojej eleganckiej, umiarkowanie ekstrawaganckiej bluzki. Kontrola okien mijała się z celem. A Pietras nie miał nawet w dużym pokoju firanek.
- Ciocia zaproponowała, że sprezentuje mi jakieś swoje stare firanki - powiedział Pietras jak na zawołanie. - I w ogóle mógłbym doprowadzić wszystko do porządku, ona chętnie mi pomoże, jeśli czegokolwiek mi trzeba...
- Ale właściwie co ją tknęło, żeby przyjść? - przerwałem ostrożnie w nadziei, że uda zmienić się dyskretnie temat na mniej drażliwy.
- A, była w klinice na jakimś prześwietleniu, i tak jej się zachciało sprawdzić, co u mnie słychać...
- Tak dawno się do niej nie odzywałeś?
- Nieeee, skąd, dzwoniłem nie dalej, jak trzy dni temu.

Zamyślił się nad czymś. Nie bardzo wiedziałem, co powinienem powiedzieć.
- W końcu przyszła niezapowiedziana - stwierdziłem wreszcie arbitralnie. - A twoje mieszkanie to przecież nie apteka... Mówiła coś?
- Co ty, prędzej by umarła niż cokolwiek powiedziała! Skonstatowała tylko, że łazienka całkiem dobrze wygląda - głos mu się trochę załamał. - Po cholerę się odzywałem! Wiesz, że na wierzchu leżały te śmieszne prezerwatywy, które dostaliśmy kiedyś jako reklamówki z radia? No i połowa papierów, słowniki porozwalane... A ciotka latała po wszystkich pokojach, , zajrzała dosłownie wszędzie, cud jakiś, że wczoraj jeszcze co nieco ogarnąłem... Jakiegoś szaleju się najadła czy co, nigdy bym jej o to nie podejrzewał!

Za to ja zacząłem coś podejrzewać. Owszem, nalot ciotki wydawał się ze wszech miar niespodziewany, w skrajnych przypadkach Pietras potrafił doprowadzić siebie i mieszkanie do ruiny, ale wyczuwałem, że najlepsze zostawił na koniec. I rzeczywiście.
- Wiesz, jaki mam wygaszacz monitora? - zapytał, kiedy wylał już wszystkie możliwe żale. Zdaje się, że w ogóle ciotka stanowiła dla niego niejaki problem emocjonalny. Dręczyły go wyrzuty sumienia, że tak rzadko się z nią kontaktuje, nie odpowiada na telefony, podczas gdy ona zawsze traktowała go z troską i zainteresowaniem godnym dziecka, którego nigdy nie miała. Fakt, że nie miała okazji odwiedzić go w domu przez ostatnie kilka lat świadczył o tym aż nadto dobitnie. A co do pietrasowych tapet i wygaszaczy, dobrze wiedziałem jak mogły wyglądać.
- Soft czy hard? - uściśliłem.
- A czy to ważne? - oklapł do reszty. - Chciała obejrzeć mój nowy komputer.
- Trzeba się było tak chwalić? - zganiłem retorycznie. - I tak by nie zauważyła różnicy.
- No to teraz zauważyła. Różnica była duuuuuża - ponownie zamilkł.

Zastanowiłem się mimochodem, co nobliwa, samotna kobieta pokroju ciotki, mogła pomyśleć na widok jędrnych, męskich ciał, kłębiących się po ekranie komputera.
- Powiedziała coś? - spytałem raczej pro forma.
- Nie. Natychmiast zaczęła przyglądać się kwiatkom. Wypatrzyła nawet igłę z nitką na podłodze w drugim końcu pokoju.
- Może nic nie zauważyła?

Gdzie tam! Zamiast po prostu wyłączyć monitor, próbowałem zamknąć komputer, musiałaby być ślepa, głucha i niedorozwinięta! - znów zamilkł na chwilę, po czym podjął:
- Właściwie chyba nie wyszło aż tak najgorzej. Strasznie ją ubawiło, że sprawiła mi taką niespodziankę. Kiedy ode mnie wychodziła chichotała wręcz szatańsko...
- Reakcja histeryczna...?
- Możliwe, ale nie wydaje mi się. Zadzwoniła, jak tylko dojechała do domu i wiesz co zaproponowała?
- Żebyś ją zabrał do "Paradisu", bo jest ciekawa jak wygląda prawdziwy męski seks?
- Bardzo zabawne, naprawdę - powiedział zbolałym głosem osoby śmiertelnie urażonej. Czy ty w ogóle słuchasz, co ja ci od kwadransa opowiadam?
- Słucham, słucham. Pewnie zaprosiła cię na któryś ze swoich sławetnych podwieczorków?
- Lepiej! Wymyśliła, żebym wpadł jutro na śniadanie, najlepiej około siódmej, tak przed pracą... - roześmiał się nagle. - Czy ty coś z tego trybisz?
- Owszem. Już od dawna powtarzam, że powinieneś jej powiedzieć.
- Powinieneś, powinieneś, naprawdę uważasz, że to takie proste?
- Jak widzisz również nie takie znowu trudne. Skoro nie padła na miejscu i była w stanie do ciebie zadzwonić, to nic gorszego cię już nie czeka. A w obliczu zaproszenia w ogóle niczym bym się nie przejmował!
- Pewnie masz rację... Ale jak ja mam teraz z nią rozmawiać?
- A przepraszam, co cię bardziej niepokoi: że okazałeś się pedałem, czy syfiarzem?

Pietras myślał przez chwilę.
- Wiesz co, masz rację. Chyba faktycznie nie jest tak źle, w końcu w tym układzie gorzej już nie będzie. Chociaż mogło by.
- No właśnie, a tak masz to przynajmniej za sobą - pocieszyłem. - Zdjęcie Jarka też pewnie zdążyła wypatrzyć...
- Pewnie. Jeszcze dojdzie do tego, że razem będziemy do niej chodzić w niedzielę co na herbatkę. I będziemy siedzieć za rączkę na kanapie. Już wiem! - zaśmiał się nagle, humor poprawił mu się zdecydowanie. - Urządzimy jej kiedyś nalot. Ciekawe, czy wciąż ma ten jedwabny szlafrok, bardzo mi się kiedyś podobał...
- A na jutrzejsze śniadanko się wybierasz? - zapytałem.
- Eeee, nie. Wykręciłem się, że muszę kończyć to tłumaczenie, i chciałbym się wyspać. No i że muszę posprzątać. W to akurat uwierzyła...

Każdy by uwierzył. Kiedy odłożyłem słuchawkę, zadumałem się, jak to dziwnie bywa na tym świecie. Przed większością rodziny Pietras żył mniej lub bardziej otwarcie, przed ciotką z niewiadomych przyczyn starannie się dotąd maskował. Może całkiem niepotrzebnie?

Uznałem, że to interesujący temat do rozważań. Mimo późnej pory zaparzyłem sobie filiżankę kawy. Potem siadłem do komputera: nagle zachciało mi się zmienić tapetę na pulpicie. Stare esy-floresy całkiem mi się znudziły...




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





orfeusz

KOOSIE


Komentarze

Piotr27/01/2013 Odpowiedz

Rewelacyjne jest to opowiadanko.

Pozdrawiam, Piotr


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach