Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Patriarchalne panstwo, czesc 1 - Rozdzial 1

Rodzinne długi

 

Dla rodziny Małeckich patriarchalne miasteczko, położone u podnóża gór, było rajem niedoścignionym. Nie każdy mógł tam zamieszkać, było niewielu, którzy mogli tam wejść. Tamtejsi mieszkańcy nie lubili obcych. Uważali, że chcą od nich zawsze jednego z dwóch – albo coś im zabrać, albo coś im narzucić.

Patriarchalne miasteczko, które wielkością przypominało średniej wielkości, polskie miasto, nosiło dźwięczną nazwę – Sewella. Funkcjonowało jak odrębne państwo, miało swoje prawa, sądy, politykę. Miało też swoją historię. Powstało w wyniku trzeciej wojny światowej. Z początku było schronieniem dla rodzin wojskowych. Potem miało na celu wychować nowe, silne oddziały gotowe do walki, mające szansę na zwycięstwo. Wojna się skończyła, świat powstawał ze zgliszczy, wiele narodów płaciło długi, które po sobie pozostawiła, a Sewella przetrwała. Jej mieszkańcy, tamtejsze wojenne dzieci, stworzyły na niej nowy ład i porządek naznaczony dyscypliną, do której od małego byli przyzwyczajeni.

Mijały lata, zawierane były związki, rodziły się dzieci. Sewella jednak ciągle pozostawała zamknięta. Dzięki temu uniknęła globalizacji, zadłużeń jednych państw, na rzecz bogacenia się innych. Sami produkowali to z czego korzystali, sami budowali domy z wytworzonych przez siebie materiałów. Mieli do dyspozycji uprawne pola, lasy, kamienie. Jak na takie warunki życia kulturą byli nader rozwiniętą. Stawiali duży nacisk na szkolnictwo i oczytanie. Mieli świadomość tego co znajduje się za murami i fosą jaka ich oddzielała. Niektórzy z nich nawet mieli dostęp do świata zewnętrznego. Ludzie wysokiej rangi mogli podróżować i zwiedzać. Koniecznym też było występowanie na arenie międzynarodowej polityki.

Sewella oferowała więc swoim mieszkańcom dach nad głową, zatrudnienie, dzieciom darmową edukacje. Nie było tam biedy, głodu, zimna. Nic dziwnego, że zwykli, szarzy obywatele biedniejszych państw za wszelką cenę chcieli się tam dostać. Tam mieli szansę normalnie żyć, a tu gdzie żyli obecnie, mogli tylko klepać biedę aż po samą śmierć.

Problemem Sewelli był jednak przyrost naturalny. We wcześniejszych latach rodziło się bardzo dużo chłopców, za to niewiele dziewczynek. Na dodatek patriarchalne miasteczko zezwalało na związki poligamiczne, ale tylko jednostronne. Mężczyzna, jako głowa rodziny, jeśli tylko miał odpowiednie środki i możliwości, to mógł posiadać więcej niż jedną żonę, mniej niż cztery. To wszystko sprawiało, że młodzi kawalerowie często nie mieli szans na małżeństwo, a i mężczyźni w sile wieku, którzy mogliby mieć więcej niż jedną żonę, byli skazani tylko na tę jedną, bo żadnej innej, niezamężnej i w odpowiednim wieku nie było na horyzoncie.

Brak żon nie pomagał odpowiedniemu przyrostowi naturalnemu, więc zamknięte państwo zezwoliło na przywożenie kobiet z innych zakątków świata. Co rok odwiedzane było inne państwo, organizowane były konkursy, przeglądane szkoły. Szukano kobiet ładnych, smukłych, wysportowanych. Takich, które byłyby zdolne zarówno odpowiednio zaspokoić mężczyznę, jak i poradzić sobie z opieką nad domem, ogrodem i innymi pracami, które zmuszone byłyby wykonywać. Najważniejszy jednak był pogląd, że tylko zdrowa, silna i ładna kobieta urodzi zdrowe, silne i ładne dziecko.

W ten sposób Piotr, jeden z architektów patriarchalnego miasteczka, trafił na Anię. To spotkanie było zupełnym przypadkiem. Mężczyzna zmierzał właśnie do pewnej szkoły, by poznać wyniki konkursu. Chciał zobaczyć nagrania, które udowodniłyby mu bystrość, inteligencję i zwinność wybranych dziewczynek, ale także ich posłuszeństwo, odpowiednie maniery, grzeczność, pokorę. Zanim jednak dotarł do szkoły, to odwiedził mały sklepik samoobsługowy, poszukując w nim jakiś gotowych kanapek i czegoś do picia. Tam właśnie była Ania. Kupowała chleb, smarowidło i pomidory, jednocześnie chowając pod kurtkę dwa pączki, kilka batonów i małą paczkę chipsów. Nie wydał jej, ale też nic nie kupił. Nie chciał stracić jej z oczu. Dotarł za nią aż pod kolorowy blok. Na ławce zobaczył drugą dziewczynę, niemal identyczną jak ta pierwsza.

Cześć, złodziejko – przywitał się, stając dokładnie naprzeciw obydwóch.

Nie pierwszy raz widział w swoim życiu bliźniaczki, ale te były aż do złudzenia podobne, niemal identyczne. Jednak kiedy patrzył na tę drugą, to nie czuł nic. Gdy patrzył na Anię czuł dokładnie to co siedem lat temu, gdy zobaczył Sylwię, swoją pierwszą żonę. Postanowił, że bez niej nie odjedzie, że dogada się w rządzącymi Sewellą i nawet jeśli dziewczyna nie wygrała konkursu i nie została wybrana przez specjalną radę, to on i tak zabierze ją z sobą. Jednak jeśli taki przypadek miałby mieć miejsce, to musiał najpierw porozmawiać z jej rodzicami, gdyś Sewella nie porywała kobiet. Potrzebna była zgoda rodziców lub opiekunów prawnych.

Chciałbym pomówić z twoim ojcem – zwrócił się do dziewczyny ponownie, pomimo że ta nieprzerwanie go ignorowała.

Ja pana zaprowadzę – zgodziła się na ochotniczkę jej bliźniaczka. – Chce pan ją wydać? – dopytywała, gdy weszli już na wąską klatkę schodową.

Nie nawykłem do skarżenia. Wolę sam wymierzać sprawiedliwość. Jak ci na imię?

Alicja, jej Ania.

Ania, ładnie – stwierdził, a Alicja poczuła ukłucie zazdrości. Zawsze to ona była ta grzeczna, ułożona, starająca się, a pomimo tego cała uwaga i tak była skupiona wokół Ani, która, jej zdaniem, wcale na nią nie zasługiwała.

Widzisz Alu, chciałbym zabrać was dwie do mojego domu. Pochodzę z Sewilli. Tam żyje się lepiej, spokojniej, bez takiego stresu i pośpiechu. Nie to co tutaj. Tam też Ania nie musiałaby kraść słodyczy. – Uśmiechnął się i zatrzymał przed drzwiami, przy których dziewczyna przystanęła.

Alicja jednak zamiast od razu zastukać czy zadzwonić dzwonkiem, to najpierw zmierzyła rozmówcę od stóp po czubek głowy. Wydawał jej się ledwie przekroczyć trzydziestkę. Jego zarost uważała za seksowny, a budowę za taką w sam raz. Wiele nasłuchała się o tym jacy mężczyźni z Sewelli są zbudowani, umięśnieni, wysportowani. W obliczu tych wszystkich plotek, on wydawał jej się być bardzo zwyczajny. Nawet ubiorem się nieszczególnie wyróżniał – bordowa bluza na zamek i dresowe, popielate spodnie.

Piotrek nie czuł się dziwnie z tym, że go tak zlustrowała. Jednak mocno się zniecierpliwił, postanowił sam zwinąć dłoń w pięść i zastukać.

Otworzył mu mężczyzna, który choć wyglądał na zmęczonego i nieco zaniedbanego, to jednak w jego oczach nie przekraczał czterdziestu lat. Za jego plecami dojrzał dwie dziewczynki, które prowadziły niemowlę, trzymając je za obydwie rączki. Nie umknęło mu różowe ubranko najmłodszego dziecka.

Piotr zaczął od przedstawienia się, a potem pochwalił:

Ma pan pięć córek. Błogosławieństwo.

Albo przekleństwo, zależy jak na to spojrzeć. Tutaj praca tylko do kopalni, na produkcję i budowę. Trzeba siły. Dziewczynki nie mają tu przyszłości.

U nas wręcz przeciwnie – zauważył na głos. – U nas są bardzo pożądane. Jak już mówiłem, pochodzę z Sewelli i chciałbym się z panem dogadać.

W pierwszej chwili ojciec dziewczynek – Zbigniew – się ucieszył. Sądził, że zdjęcia jego prac dotarły do Sewelli i będzie miał możliwość przeprowadzić się tam wraz z całą rodziną. Kiedy usłyszał od Piotrka, że ten jest architektem, był już niemal pewny, że został doceniony i los jego rodziny się odmieni. Szmit jednak szybko dodał, że zauważył Anię i że zamarzyło mu się, by została jego żoną. To panu Zbyszkowi nieszczególnie się spodobało. Bliźniaczki miały ledwie szesnaście lat. Sądził, że miały jeszcze czas na zamążpójście. W Sewelli jednak zdarzały się przypadki, gdy wydawano za mąż nawet młodsze, bo ledwie czternastoletnie dziewczyny.

Pan Zbyszek miał już odmówić, bo choć Sewella była niedoścignionym marzeniem jego i jego żony, szansą na przyszłość dla jego dzieci, to słyszał jak traktuje się tam kobiety. Oboje z małżonką łudzili się, że będą tam pracować tyle ile potrzeba, by móc zamieszkać w innym kraju, mieć na edukacje młodszych dziewczynek i wystarczającą ilość pieniędzy, by starsze wydać za dobre partie. Nie chcieli tam zostawać na zawsze, bo nie chcieli z córek zrobić niewolnic na skinienie panów.

Jednak szansa jaką otrzymali państwo Małeccy mogła się już nigdy więcej nie powtórzyć i choć pan Zbyszek miał odmówić, to jego żona nie miała zamiaru przepuszczać takiej okazji. Irena zaprosiła Piotra do środka, do kuchni, do stołu w celu dogadania szczegółów.

Szmit od razu powiedział kobiecie, że to jeszcze nic pewnego, że Sewella wcześniej nie zezwalała na takie postępowanie, by mężczyźni wybierali sobie kobiety na ulicy. Wytłumaczył, że wcześniej zwykle odbywało się to tak, że przywożonych było od kilku do nawet kilkudziesięciu kobiet rocznie, one zostawały umieszczane w przypadkowych rodzinach, jako córki przyszywane, a potem, gdy już nauczyły się funkcjonować w nowym społeczeństwie i zaakceptowały jego kulturę, zwyczaje i zasady, to naturalną koleją rzeczy zostawały wydawane za mąż.

Sewella dopuści wyjątek? – zainteresowała się pani Irena, widząc już jak życiowa szansa jej i jej rodziny odpływa.

To bardzo możliwe. Wcześniej nikt o tym nie pomyślał, ale ja sądzę, że to nawet lepiej, gdy sprowadzi się do nas młodsze dziewczynki. Dzieci szybciej wszystko przyswajają, a niezabierane z domów rodzinnych, tylko wychowujące się przy biologicznych rodzicach nie tracą tej więzi. Nie ma też co nawet wspominać o tym, że dziewczynce lepiej zebrać lanie od ojca, niżeli od obcego mężczyzny, w którego domu ją umieszczono. – Podrapał się w okolicy kącika oka i zamyślił. – Jestem pełen nadziei, że psycholodzy mnie poprą. Na dodatek pani mąż jest dobrym glazurnikiem. Byłaby dla niego praca, a wy nie bylibyście dla państwa żadnym ciężarem, zwłaszcza, gdy z początku to ja mogę zapewnić wam dach nad głową, dopóki nie dorobicie się własnego.

Irena zachwycona mową Piotra się zgodziła. Zbyszek ciągle był sceptycznie nastawiony, ale nie zamierzał protestować, zwłaszcza, że tonęli w długach i niedługo mieli zacząć ścigać ich komornicy. Oboje zgodnie postanowili poczekać na list z Sewelli, który Piotr obiecał do nich zaadresować, gdy tylko się czegoś dowie.

Pożegnał się i wyszedł. Udał do pobliskiej szkoły, gdzie obejrzał nagrania i choć żadna dziewczyna nie przypominała mu Ani i na żadną z nich nie miał ochoty, to musiał przyznać, że na żony się nadawały. Umiały gotować, sprawnie sprzątać, wykonać sto poprawnych przysiadów i żadna z nich nie odzywała się dopóki nie została o coś zapytana. Nie był aż za taką dyscypliną, jeśli chodziło o mowę to jego żona miała swobodę, dopóki nie podnosiła głosu i nikogo tym nie obrażała. No chyba, że mu z czymś podpadła, to wtedy nakazywał jej milczeć. Wiedział jednak, że ludzie są różni i to na całym świecie. Podobnie było w Sewelli. Wszyscy przyjmowali podobne zasady, ale jednocześnie różnili się charakterem, wymaganiami, stopniem surowości.

Proszę nakazać rodzicom przygotować dziewczyny na jutrzejszy wyjazd. Niech nie biorą dużo rzeczy, bo nie mam aż tyle miejsca w samochodzie.

Pan sam po nie przyjedzie? – zdziwiła się starsza, siwiejąca pani w okularach.

Właściwie to już przyjechałem. Prześpię się w pobliskim hotelu i jutro możemy wyjechać. To niedaleka podróż. W dalszą lub gdy jedzie się po więcej kobiet, wysyła się też większą ekipę. Jednak bez obaw, poradzę sobie.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Piotr Szmit

Komentarze

Aura25/12/2017 Odpowiedz

Intrygujące. Podoba mi się, czekam na dalszą część.


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach