Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sklad antykow. Marta i karzel

Marta postanowiła kupić kilka mebli, ze względu na zamiłowanie do stylu retro szukała przedmiotów z duszą i historią. Gdy dowiedziała się, że w okolicy mieszka człowiek, który ściąga zewsząd interesujące eksponaty, natychmiast postanowiła się do niego wybrać.

O mężczyźnie krążyło wiele dziwnych plotek, nie ulegało jedynie wątpliwości, że jest karłem. Jedni twierdzili, że zapełnił trzy budynki nikomu niepotrzebnymi gratami; inni, że ma wiele bajecznie drogich antyków. Sympatii raczej nie wzbudzał, bo niby taki kurdupel a bezecnik! Strasznie wyrywny do panien. Tyle, że która chciałaby zostać pośmiewiskiem? Dlatego skazany był na samotność…

Wieś nigdy nie lubiła odmieńców. Co raz wioskowe chłopaki mocno go pokiereszowały, nie, żeby zasłużył, tylko, ot, dla draki, bo to mikrus, co się nie obroni. Ale gdy drugi raz po tęgich cięgach trafił do szpitala, postanowił się zrewanżować. Jego pomocnicy, którzy wozili z nim meble, chłopy na schwał, spuścili srogie baty prześladowcom karła. Potem wieś znienawidziła go jeszcze bardziej.

Martę to intrygowało. Wybrała się do kolekcjonera po sumie w niedzielę. Zaskoczyło ją schludne obejście. Wykoszona trawa i brak porozrzucanych w nieładzie sprzętów na podwórku – co u sąsiadów nie było standardem. Z pięknie rzeźbionego, modrzewiowego dworku wyszedł on. Miał mniej niż metr dwadzieścia wzrostu. Zniekształcony nos i zdeformowana warga to efekty wioskowych cięgów – domyśliła się.

Uśmiechnął się i szarmancko ucałował Martę w rękę. Poczuł intensywną woń dobrych perfum.

– Bardzo mi miło, Karol. A pani to zapewne Marta? Mając zaszczyt gościć tak piękną i elegancką damę, ośmielę się wprzódy zaproponować drobny poczęstunek.

Marcie zawsze schlebiały komplementy, zwłaszcza, gdy zawierały słowa: dama, piękna, elegancka. Uśmiechnęła się szeroko, demonstrując rząd śnieżnobiałych zębów. Dotknęła kokieteryjnie swoich złocistych loków, zaczepiając jednocześnie o sporych rozmiarów kolczyk. Tego dnia specjalnie się wystroiła: jasnobeżowa, rozkloszowana spódniczka, kremowa bluzeczka, cieliste pończochy i klasyczne szpilki w odcieniu pudrowego różu. Całość rzeczywiście sprawiała eleganckie wrażenie.

– Jest pan niesłychanie szarmancki! To niepospolite tutaj… Dziękuję…

Na werandzie przytulonej do dworku i w całości porośniętej bluszczem znajdował się samowar, ale także beczka z białym winem. Marta, po początkowych protestach, zgodziła się na lampkę wyśmienitego trunku.

Siedzieli przy dębowym, wiekowym stole. Kobieta, sącząc napitek, uważnie słuchała opowieści Karola. Była wdzięczną rozmówczynią, więc mężczyzna łatwo się przed nią otworzył. A może chciał jej zaimponować?

Okazało się, że od wczesnej młodości fascynował się starymi meblami. Skończył jedynie zawodówkę stolarską, ale przeczytał mnóstwo książek o historii sztuki, całe zasoby lokalnych bibliotek. Potem zarabiał jako pomocnik wędrownego handlarza, który skupował od chłopów zabytkowe starocie. Zobaczył, jak tanio wieśniacy oddają drogocenne gdańskie szafy, które ich przodkowie zrabowali z dworów czy wyłudzili od Żydów, postawionych pod ścianą w czasie wojny. Bywało, że za paczkę gwoździ albo za jakieś tandetne bibeloty wymieniali piękne, choć nieco zniszczone zegary z kurantami.

Obserwując to, postanowił handlować samodzielnie. Szybko zgromadził pokaźną kolekcję. Potem sprzedawał swoje łupy Niemcom i Francuzom. W końcu nie wiedział, co robić z kapitałem, a że kochał dzieła sztuki, zaczął je skupować, ale już na zachodnich aukcjach. Wynajdował naprawdę cenne egzemplarze, które później poddawał starannej renowacji. Sprawdzały się tu nie tylko jego wielka miłość do mebli, ale również drobne, sprawne rączki.

Praca i majątek to jednak nie wszystko. Jak się z nich cieszyć, nie mając z kim dzielić radości? Zawsze odrzucany przez kobiety i dotknięty ostracyzmem, często czuł się bezbrzeżnie samotny.

Marta szybko polubiła mężczyznę – nie spostrzegła nawet, że na swobodnej rozmowie upłynęło im niemal półtorej godziny – zawsze podziwiała ludzi z pasją. A historia sztuki okazała się wdzięcznym tematem. Na dodatek współczuła temu nieszczęśliwemu mikrusowi. Poczuła potrzebę pocieszania go, zrekompensowania doświadczonej niedoli.

– Zapraszam zatem do mojej rupieciarni, tylko proszę się nie przestraszyć bałaganu. Może pani przebierać do woli. – Karol poderwał się z miejsca.

Marta szeroko otworzyła oczy, zadziwiona bogactwem kolekcji. Meble stały jedne na drugich. Piękne, misternie rzeźbione. Oniemiała z zachwytu. Opowieści, z których pośrednio wynikało, że zbiory są warte fortunę, nie wydawały się wcale przesadzone.

Karol wypił na werandzie trzy kieliszki wina. Śliczna, młoda nauczycielka od razu wpadła mu w oko. Do tego wytwornie ubrana – wydała się wręcz idealna. Duży biust, kształtne pośladki, w które wpatrywał się niczym w obraz. Boże! Mieć taką kobietę! Choćby tylko kilka chwil! Nie zapomniałby tego do końca życia. – Śledził każdy ruch pełnych, starannie pomalowanych ust. Ech! Posiąść je! Wpić się w nie! Cóż… marzenie ściętej głowy.

Kiedy wstała z werandy i szła z nim do stodoły, wydało mu się, że wprost płynie na swych długich, kształtnych nogach w eleganckich szpileczkach. Poruszała się tak zgrabnie, z taką gracją… A kiedy w przesadnie egzaltowany sposób okazywała zachwyt nad jego kolekcją, czuł się nie tylko dumny i urzeczony, ale również podniecony. Ależ ona musi reagować w łóżku! – pomyślał.

– Szuka pani biureczka? Proszę, dziewiętnasty wiek, w sam raz dla nauczycielki.

Marta zasiadła za gustownym, pięknie dekorowanym meblem.

– Muszę sprawdzić czy wysokość jest odpowiednia. – Karzeł wykorzystał okazję, by zerknąć pod biurko.

Łydki kobiety prezentowały się doskonale. Aż prosiłoby się zapuścić żurawia jeszcze głębiej, ale Marta nie dała takiej możliwości. Założyła nogę na nogę, poprawiła spódniczkę. Kolana wręcz stworzone do tego, by je schwytać… łydki smukłe… stópki wymarzone do całowania… Karolowi świat nagle zawirował… Może to od wina? O nie!

– A teraz pokażę pani coś ekstra. Coś, czego pani pewnie nigdy nie widziała.

Marta podeszła zaintrygowana do sekretarzyka. Karzeł podsunął sobie ciężki, tapicerowany podnóżek, żeby stanąć na nim i pokazać skrytki umieszczone zmyślnie w nadbudówce. Kobieta zachwyciła się kunsztem mistrza, który je wykonał.

– Specjalnie zamówiony dla markiza de Bade. Chował tam swoje sekretne liściki. To jeden z amatorów ciekawych mebli, którego podziwiam. Kupuję wszystko co należało do niego.

Marta pochylała się nad sekretarzykiem, a karzeł, który zdążył już zejść na ziemię, wykorzystał to niecnie do zaglądania pod jej spódnicę. Akurat teraz niski wzrost okazał się przydatny. Widział uda w pełnej krasie. Boże! Jakie cudne! Nie za grube, nie za chude! W sam raz! Ech… choćby ich delikatnie dotknąć… pogłaskać…

Karol pochylił nieco głowę i wówczas dostrzegł koronkowe zwieńczenie pończoch. Co za widok! Nigdy nie widział czegoś podobnego w naturze. Poczuł, że robi mu się ciasno w spodniach.

Tymczasem Marta wysunęła szufladę. Grymas jej twarzy zdradzał zawstydzenie. We wnętrzu leżały stare ryciny, przedstawiające bezecne treści z udziałem żołnierzy w mundurach napoleońskich. Na jednej z nich dwóch żołdaków pochylało się nad damulką z podciągniętą do góry suknią i halkami, na kolejnej widniała wieśniaczka, również z zadartą kiecką, gwałcona na sianie. Marcie żywiej zabiło serce. Przez chwilę wczuła się w role bohaterek ilustracji.

Karzeł uśmiechnął się szelmowsko.

– Oto upodobania markiza… A widzi pani, że ta szuflada ma drugie dno?

– Ojej! Ależ nigdy bym nie zgadła!

Mały człowiek odsunął listewkę i wszystko stało się jasne. Marta zaglądała w głąb sekretarzyka pochylając się nad nim nisko, nie miała jednak odwagi sięgnąć po ukryte głębiej rysunki. Karol delektował się natomiast malującym się przed nim krajobrazem. Dwie dorodne półkule tworzyły między sobą kuszący rowek, najpiękniejszą na świecie dolinę, przeciętą gustownym, ciężkim naszyjnikiem.

Boże! Daj mi siłę wytrzymać! – modlił się w duchu.

Marta zorientowała się nagle, że mężczyzna gapi się bezczelnie na jej piersi. W pierwszym odruchu zawstydziła się i już chciała wyprostować, ale uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy odczuwa przyjemność, gdy ktoś podziwia jej biust. Poczuła lekki dreszczyk emocji. Nie przeszkadzał jej nawet wygląd Karola. Jakby fakt, że ten mężczyzna ma wzrost dziecka, wzmagał jeszcze podniecenie. Chciała, żeby się przyglądał, łapczywie, zachłannie… Z premedytacją pochyliła się jeszcze bardziej i zajrzała pod sekretarzyk.

– Tu też musi być jakaś skrytka!

– Jest pani bardzo domyślna…

Karzeł aż się skręcał. Mógł podziwiać piersi nauczycielki, dostrzegł nawet skrawek delikatnej koronki stanika. Wystarczyłoby tylko sięgnąć dłonią, żeby schwycić…

– Kim był ten markiz de Bade? Jestem historyczką, ale nigdy o nim nie słyszałam.

– Francuskim libertynem. Nie zostawił po sobie znanych światu zapisków, ale ja dotarłem do kilku jego mebli. Większość z nich kupiłem.

– Doprawdy! Pokaże mi je pan?

– Oczywiście, z przyjemnością. Na przykład to jego ulubiony szezlong. Niech się pani przekona jaki wygodny!

Karzeł odkrył kapę i gestem zaprosił kobietę, żeby wypróbowała mebel.

Marta przysiadła ostrożnie, po czym wyciągnęła nogi, dbając przy tym, żeby spódniczka przypadkiem nie podwinęła się za wysoko.

Boże! Taka kobieta rozkłada się przede mną! – zaśmiał się w duchu liliput.

– Jestem zaskoczona… rzeczywiście bardzo wygodnie się tutaj leży…

– A widzi pani. Markiz też tak uważał, dlatego nie tylko czytał na nim książki…

– Doprawdy? – Marta domyśliła się erotycznych aluzji i to ją podnieciło, chciała, żeby kontynuował wątek. – Co takiego jeszcze tutaj robił? – zapytała kokieteryjnie, zakładając nogę na nogę.

– Hmm… no cóż… Nie wiem, czy wypada mówić przy damie…

– Tak? – Marta dopytywała się z wielkim zaciekawieniem w oczach, wspierając się na szezlongu.

– To był cały markiz… Cóż… bałamucił arystokratki: stateczne mężatki i nierozsądne panny. A wiele dziewek służebnych nosiło po nim brzuchy.

– Ach. – Kobieta zatrzepotała rzęsami i niczym oparzona zerwała się z mebla, jakby jej też groziło, że zostanie ofiarą niesławnego libertyna.

– A poza markizem ma pan jeszcze innych ulubionych posiadaczy nietypowych mebli?

– Owszem! Generał von Knypehl. Tajemnicza postać hitlerowskiego aparatu bezpieczeństwa. Niezwykle zagadkowa, prawie nic o niej nie wiadomo. Skupuję wszystkie jego meble, do których uda mi się dotrzeć.

– Pokaże mi pan coś?

– Małe eksponaty mam na piętrze, trzeba wejść po tych stromych schodach. – Karzeł uśmiechał się w duchu, oczami wyobraźni widział już Martę w tej rozkloszowanej spódnicy, podążającą przodem…

Kobieta wspinała się, kusząco kołysząc pośladkami, wypinając je bardziej niż było trzeba.

Ależbym klepnął ten zadek! – Mały mężczyzna szybko podążał za swym gościem. – No, malutka… pokaż co tam masz pod kiecką!

Nawet gdyby chciał powstrzymać się przed zajrzeniem pod spódnicę, to i tak by nie zdołał… Sprężyste łydki, wyłaniające się spod materiału, uda, wreszcie – koronki! Koronkowe zwieńczenia pończoch. Strasznie go to pobudzało, aż marzył, żeby włożyć całą głowę… A Marta stąpała po schodach powoli, sprawdzając każdy stopień, czy nie jest przypadkiem spróchniały. Między jej udami coś się bieliło… A więc ma bielusieńkie majteczki! Może stringi? Na pewno stringi! Przecież widać jej pośladki! Nie, chyba śnię… Może trzeba się uszczypnąć? O nie… to jej należałoby się solidne szczypnięcie w ten kuszący zadek!

– Ojej! Ile tu skarbów! – Kobieta dotarła na górę.

Skarby to ty masz… pod spódnicą! – Myśli mikrusa podążały już tylko jednym torem.

– Naprawdę podobają się pani moje stare graty?

– Chyba pan żartuje… O! Nigdy nie widziałam tak wielkiego globusa!

– Proszę dokładnie się przyjrzeć… Czy dostrzega pani coś szczególnego?

– Taaak… wszystkie napisy są po niemiecku… O! Granica Rzeszy jest na Uralu!

– Jest pani bardzo spostrzegawcza. To globus von Knypehla. Można rzec, że bardziej globus Niemiec, niż ziemskiej kuli…

– W ten sposób odkrył pan tajemnicę planów podbojów niemieckich!

Wolałbym być odkrywcą zupełnie innej kuli niż ziemska – myślał karzeł, gapiąc się na obfity biust.

– O taaak… plany podbojów… – Ech maleńka… żebyś ty wiedziała jakie są tajemnice moich planów podbojów… – Mamy tu jeszcze inne sekrety generała. Proszę zwrócić uwagę na Argentynę. Czy nic panią nie intryguje?

– A tak… – Marta pochyliła się nad dolną częścią globusu, wypinając się przy tej okazji dość mocno. Miała świadomość, że usztywniony materiał rozkloszowanej spódniczki utrzymuje jej krawędź nieco w górze. – Tu… na wysokości Andów… Jest jakaś wypukłość…

– Ma pani rację… Niech więc ją pani naciśnie.

Kobieta badała palcami wybrzuszenie na globusie. Sprawdzała je, dając czas karłowi na ponowne zerkanie pod spódnicę. Mężczyzna miał przed sobą jej pośladki wypięte o wiele bardziej niż wtedy, przy sekretarzyku. Mógł wręcz delektować się misternością koronki jej nylonowych pończoch. Dostrzegł nawet, jak są umocowane – wyraźnie było widać, że pod kiecką kryje się również pas. Zgrabne i tak kusząco odziane długie nogi każdego musiały skłaniać do grzechu…

Są stworzone, żeby je rozkładać… a ja mam tyle dogodnych mebli…

– Otwiera się! – Marta rozgryzła w końcu zagadkę.

Globus odsłonił tajny schowek.

– To taka zabawka… Von Knypehl trzymał tu czerwone wino. Był miłośnikiem argentyńskiego Merlota. Argentyna nie została zresztą wybrana przypadkiem, krążyły legendy, że generał w czasie wojny kupił tam hacjendę i kilka winnic.

Po odkryciu skrytki kobieta wyprostowała się i Karol stracił oszałamiający widok. Poczuł się niczym dziecko, któremu odebrano zabawkę.

– A co stało się z generałem po wojnie?

– Tego nikt nie wie. Podobno kilka dni po kapitulacji widziano go w porcie w Bremie, ale  wywiad aliancki z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu zgubił trop.

Karzeł chciał zrobić wszystko, żeby zaintrygować kobietę, bardzo mu się podobało, że ekscytują ją tajemnice, zwłaszcza historyczne, ale jeszcze bardziej pragnął zobaczyć więcej. Choćby wykończenie stanika. Skrawek majtek byłby szczytem marzeń…

– Ale to nie jedyna tajemnica globusa.

– Naprawdę?! Nie dość, że mapa planów Hitlera, nie dość, że skrytka na wino, nie dość że Argentyna… To coś jeszcze?

– A owszem. Widzi pani te szkiełka w miejscach wielkich metropolii: Nowy Jork, Tokio, Londyn?

– Tak. Czyżby to nie były zwykłe świecidełka? – dopytywała nauczycielka, a jej oczy żarzyły się zainteresowaniem.

– Proszę zgadywać! – Szelmowsko uśmiechał się karzeł.

– Ojej… Co to może być? Drogie kamienie? Po pańskiej minie widzę, że trafiłam kulą w płot… Ale niechże się pan nade mną nie znęca, bo już się nie mogę doczekać!

– Odpowiedź na pytanie o sens i znaczenie tych kryształków znajdzie pani w lodach Antarktydy. – Karol mrugnął znacząco.

Marta natychmiast nachyliła się do podstawy globusa. Ponownie miał przed sobą pośladki tej pięknej kobiety. Teraz zebrał się na więcej odwagi i śmielej zajrzał pod spódnicę. Nauczycielka długo przeszukiwała bezkresy południowego lądu, dając karłowi możliwość delektowania się widokami. Ekscytacja tajemnicą potęgowała jej podniecenie. Domyślała się, co robi karzeł, ale czuła, że to wcale jej nie przeszkadza, a nawet podnieca. Jego wzrost był tak egzotyczny. Ekscytowało ją, że twarz tego mężczyzny znajduje się na wysokości jej tyłka… Jej łona! Przecież to daje takie możliwości!

Im bardziej przybliżała oko do Antarktydy, tym bardziej wypinała pupę. Karłowaty towarzysz ponownie dostrzegł biel jej majtek, ale teraz mógł obserwować widoki znacznie dłużej i wygodniej, niż wtedy, gdy wchodzili po schodach. Tam nie miał szans przyjrzeć się aż tak dokładnie. Teraz było zupełnie inaczej. Widział doskonale krągły kształt pośladków kobiety oraz kryjące się pomiędzy nimi stringi.

Marta wyobraziła sobie, że karzeł niemal dotyka twarzą jej skóry, że… wciska nos w łono… Wyobraziła sobie jego jęzor, nienaturalnie wielki…

Ależ bym cię ucapił za ten zadek! Siłą nikt by mnie nie oderwał! A ten rowek pomiędzy! Ach! Wjechałbym tam i łapą… i nosem też… Ach… to jej łono… opięte tak delikatną koronką… prześwitującą… Ech… polizać… posmakować… To musi być oszałamiająco piękna cipka! – Mężczyzna zbliżył twarz. Zaciągał się wonią kobiecości.

– O! Coś tu jest! Jakiś przycisk.

Na wysokości Masywu Vinsona – najwyższego punktu Antarktydy – Marta znalazła ukryty mechanizm. Przykucnęła. Tym samym karzeł stracił absorbujący widok. Aż cisnęło mu się na usta przekleństwo. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W tej pozycji kobieta eksponowała dla odmiany dekolt. Karol nie mógł stracić podobnej okazji, zapuścił żurawia. Widok okazał się zniewalający: dwie piękne, dorodne kule, próbujące wydostać się ze stanika! Zdawało mu się, że dostrzegł ciemne miejsce. Tak! Przez moment mignął sutek.

Co za donice! Ach, tak przyssać się do nich! Mógłbym ich używać całą noc! Wyssać je! Wydoić!

– Otwiera się! Co to jest? – Marta uruchomiła tajny zatrzask, który uchylił dolną pokrywę globusa.

Karzeł był niepocieszony, bo wyprostowała się i znów stracił wspaniały widok.

– To główna tajemnica globusa. Wejście do niego.

– O Boże! – Egzaltacja nauczycielki sięgała zenitu. – Naprawdę, tam da się wejść?

– Von Knypel wchodził. Chce pani spróbować?

– Jezu! Nic mnie tak nie pociąga, jak tajne skrytki, przejścia… Naprawdę mogę?

– Ależ proszę!

Karła aż skręcało. Co za cudowna okazja, żeby podglądać tę boską kobietę, jak gramoli się do środka!

Marta, podekscytowana, nie czekała ani chwili. Opadła na kolana, włożyła głowę do środka i zaczęła się wsuwać w ślad za nią.

– O, to nie takie łatwe. Jak tu ciasno! Nie mogę wejść…

– Pomogę pani…

Dla karła był to uśmiech losu, okazja do bezkarnego podpatrywania. Głowę miała już w globusie, więc nie widziała co robi mały mężczyzna.

– Żebym tylko się nie zaklinowała!

– Wyżej jest naprawdę wygodnie. Popchnę panią.

Karol nie wierzył własnemu szczęściu. Nie tylko dane mu było do woli gapić się na zgrabny tyłek, ale także, być może, za chwilę złapać go i pchać!

Nie… to nie dzieje się naprawdę! Śnię!

Ręce mu drżały, gdy ucapił nauczycielkę za pośladki i próbował przepchnąć przez ciasne wejście.

– O Boże! Kompletnie się zaklinowałam!

Kobieta poczuła się niczym w pułapce. Zaczęła wierzgać nogami.

Kurwa! Przecież teraz mogę z nią zrobić co tylko zechcę! Nie tylko oglądać jej cipę przez majtki, ale też zedrzeć te cholerne stringi! Obmacać… Co tam samo macanie! Wsadzić palce, a nawet… kutasa!

Karzeł przemożnie walczył ze swoją naturą. W końcu powściągnął żądze. Popchnął kobietę mocniej i ta wreszcie uwolniła się z pułapki. Udało jej się nawet usiąść.

– Ciasno! Czy to możliwe, żeby zmieścił się tu niemiecki generał?

– Odkryła pani kolejną tajemnicę. Von Knypehl, podobnie jak ja, był karłem. A szkiełka, już pani wie?

– O tak! Przez te punkciki widać cały gabinet. Generał podsłuchiwał i podglądał stąd reakcje ludzi, którzy wchodzili do pomieszczenia z globusem?

– Oczywiście. Nikt nie domyślał się, że von Knypehl jest z nimi, podczas gdy on ukrywał się właśnie tutaj.

Marta rozejrzała się po gabinecie. Czuła się, jakby patrzyła przez fotoplastykon, ale z drugiej strony.

Gdy wydostawała się z powrotem, poszło już o wiele łatwiej, ale przy okazji spódnica zadarła się do góry i Karol podziwiał nie tylko nogi w pełnej krasie, ale też bielusieńkie majtki.

Zawstydzona Marta szybko poprawiła materiał. Wyglądała przecudnie: skonsternowana do granic, w pełni świadoma, co przed chwilą zademonstrowała. Zażenowana, układała spódnicę, wygładzając nieistniejące fałdki.

Żeby skryć swoje zakłopotanie, postanowiła zapytać o inne meble generała.

– Jakie jeszcze ma pan eksponaty po tym tajemniczym hitlerowcu?

– Wspaniałe biurko! Bogato zdobione, ze sporą ilością szuflad.

– Dostosowane do jego wzrostu?

– Sama się pani przekona, ale ciężkie meble stoją na parterze.

Martę znów czekała wędrówka po stromych schodach. Karzeł tym razem ruszył pierwszy, więc znów miał nauczycielkę nad sobą. Kobieta czuła, że coraz mocniej podnieca ją fakt, że Karol widzi prawie wszystko, co ona ma pod spódnicą. Dlatego starała się schodzić jak najwolniej. Gdy dostrzegła wystający gwóźdź, celowo zamiotła go połą materiału, mając nadzieję, że zaczepi o ostry przedmiot i podczas gdy ona zejdzie niżej, spódniczka zawiśnie, dokumentnie odsłaniając pupę. Ależ narobi wtedy krzyku – już wyobrażała sobie tę scenę. Karzeł przekona się, jak potrafi piszczeć zawstydzona kobieta.

A może gwóźdź rozerwie mi kieckę i przez resztę wizyty będę paradowała w podartej spódnicy? – zastanawiała się jeszcze.

Gwóźdź okazał się jednak łaskawy dla ubrania Marty, wbrew jej nadziejom materiał prześliznął się gładko. Kobieta, nadal podniecona, wpadła na inny pomysł. Potknie się na jednym z końcowych schodków i wpadnie w ramiona Karola. Ciekawe jak mnie schwyci? Za pupę? Kto wie, może przypadkowo złapać mnie za biust? Samo znalezienie się w jego ramionach będzie niewątpliwie ekscytujące. Ciekawe jak ten lilipucik zareaguje?

Jednak, koniec końców, Marta nie zdecydowała się na tak spektakularny upadek.

Na ostatnim stopniu jedynie „ośliznęła” się jej stópka i delikatnie przechyliła się w stronę karła. Ten przytomnie podtrzymał kobietę, jedną dłonią ujmując za pośladek. Było to dla niego kolejne ekscytujące doznanie. Boże! Jaki ona ma jędrny tyłek! – zachwycał się – Mógłbym go trzymać całą noc…

Dotyk mężczyzny również nauczycielce sprawiał przyjemność.

– Więc gdzie są pozostałe meble sprytnego generała?

Karzeł poprowadził swojego gościa w zakątek pomieszczenia umeblowany niczym przedwojenny gabinet.

– O Boże! W życiu nie widziałam tak niskiego biurka!

– Pracował przy nim sam von Knypehl. Zostało w pełni dostosowane do jego wzrostu, jak sama pani widzi, a do tego proszę zwrócić uwagę, z jak miękkiego tworzywa wykonano blat.

– Rzeczywiście. – Marta dotknęła mebla. – Ale po co?

– Hmmm… Wynikało to ze specyficznych upodobań generała… Nie chciałbym przy damie uchodzić za wulgarnego…

Kobietę przeszył miły dreszcz. – To na pewno ma jakieś konotacje erotyczne… Boże… dlaczego tak mnie podniecają te jego opowieści… ta tajemnica…

– Ależ niechże nie trzyma mnie pan w niepewności! – domagała się Marta.

– No więc… on… lubił na tym biurku… rżnąć swoje sekretarki… Przepraszam za słownictwo. – Słowa, choć rzeczywiście z trudem przeszły mężczyźnie przez gardło, jeszcze silniej rozgrzały ich oboje.

– Ojej! – Marcie zabłysły oczy. Na chwilę przymknęła powieki. Wyobraziła sobie, że jest sekretarką jednego z najpotężniejszych ludzi wielkiej III Rzeszy. Imaginowała sobie, że niski człowieczek w mundurze wskazuje jej dłonią, żeby położyła się właśnie na tym biurku.

Podniosła powieki. Karol trzymał rękę skierowaną na mebel.

– Proszę, niech się pani położy, niech pani sprawdzi jakie wygodne, niech się pani przez chwilę poczuje sekretarką von Knypehla. – Jakby czytał jej w myślach!

Marcie zadrżały nogi. Tak, czuła, że chce się tu rozłożyć… Miała świadomość, że zaraz zrobi coś niestosownego, ale to było od niej silniejsze. Wiedziała, że sprowokuje karła. Pragnęła tego…

Kobieta jeszcze raz sprawdziła dłonią miękkość blatu. Chwilę jakby zastanawiała się, po czym najpierw przysiadła na nim, następnie położyła się na plecach. Przesunęła się dalej, żeby móc ułożyć także nogi. Czuła niesamowite podniecenie, perwersyjne myśli świdrowały mózg. Generale… – deklarowała w myślach – jestem twoja… weź mnie… właśnie ci ulegam… Ciekawe jaki jesteś? Zapewne z wielką chucią… Ciekawe, jaki masz oręż? Może nie wszystko masz małe? Niemieckie kliny pancerne wbijały się w pozycje przeciwnika jak w masło… Spotka mnie to samo… poczuję w sobie twardość… krzepką jak stal. Dosiądziesz mnie ostro… będziesz ujeżdżał…

Karol przyglądał się Marcie z otwartymi ustami. Jej pozycja była wyjątkowo kusząca. Zwłaszcza, gdy spódniczka zsunęła się nieco w dół, odsłaniając uda. Jezu przenajświętszy, nie zdzierżę… zaraz rzucę się na nią… jak zwierz. Zadrę ci tę kieckę mocno do góry. Rozewrę twoje nóżęta. Świątynia twojej kobiecości będzie moja! Wedrę się! Spenetruję! Złupię! Zbezczeszczę!

– No i? Wygodnie pani? – Karłowi drżały usta od powstrzymywanej żądzy.

– Owszem. – Marta miała przemożną chęć rozłożyć nogi jeszcze szerzej, powstrzymywała się jednak, trzymała ściśle złączone. Mój ty von Knypehlu – myślała jednak. – Wskakuj na mnie… jak rozbisurmaniony żołdak… Przeleć mnie tak, jak on pieprzył swoje sekretarki!

– Poczuła się pani jak sekretarka generała? – Znowu czytał jej w myślach.

– Och, można tak powiedzieć… – Kobietę zawstydziły słowa karła. I jego filuterny błysk w oku. Udając jeszcze większe skrępowanie, zsunęła się z biurka, stanęła na podłodze i poprawiała spódniczkę. Uczyniła z tego swoisty ceremoniał – wygładzała ją, zdając się mówić: Widzisz, jak mocno mi ją pomiął? Jak brutalnie zaliczył mnie pan generał?

– Stylowy ten wystrój gabinetu. – Zmienia szybko temat. – Ta szafa też należała do hitlerowca?

– Oczywiście, mało tego, proszę otworzyć.

Marcie nie trzeba było dwa razy powtarzać, z wielkim zaciekawieniem przekręciła zdobny kluczyk. W środku ujrzała porządnie wyprasowany, szykowny mundur oficerski, o nietypowo małym rozmiarze.

– Niewiarygodne! To jego autentyczny mundur?

– Bezsprzecznie! I niech pani sobie wyobrazi, że pasuje na mnie jak ulał!

– Doprawdy? Ciekawie byłoby pana w nim zobaczyć…

– Naprawdę? Chciałaby pani? Ja się bardzo chętnie przebiorę…

Marta w pełni rozumiała, skąd wzięło się przysłowie „Za mundurem, panny sznurem”, sama czuła irracjonalny wręcz pociąg do wojskowych. Teraz widziała mundur, mundur generalski, co więcej – hitlerowski! Trzeba oddać Niemcom, że ubrania żołnierskie zaprojektowali gustownie. Kobieta odczuwała przyjemny rodzaj podniecenia. Nie mogła powstrzymać się od słów zachęty.

– Niech pan założy. Koniecznie!

Kiedy Karol wyszedł się przebrać, zajrzała na półkę, tu jej uwagę zwrócił intrygujący przedmiot. Wyglądał na buławę. Frapował zwłaszcza jej uchwyt. Miał kształt… falliczny. Marta ujęła go w rękę. Czuła silną ekscytację. Oczyma wyobraźni widziała, jak podwija sobie spódnicę i kieruje berło w stronę cipki. Ale to drzewce jest duże, o wiele za duże!

Z zamyślenia wyrwał ją głośny stukot podkutych butów. Karzeł wyglądał imponująco. Mundur hitlerowskiego generała dodawał mu dostojeństwa i budził respekt. Kobieta otworzyła usta ze zdumienia. Od mężczyzny biła wręcz potęga władzy. Czuła, że to ona przy nim tak naprawdę jest malutka, że powinna ulec jego woli.

– Panie Karolu! Wygląda pan olśniewająco! Powiedziałabym, że wręcz majestatycznie!

– Komplementy z ust tak fascynującej kobiety to największa przyjemność, jaka może spotkać mężczyznę!

Karol uśmiechał się. W mundurze wydawał się znacznie pewniejszy siebie.

W tym uniformie mógłby mnie rzucić na to swoje biurko – myślała. – Nie miałabym innego wyjścia, jak tylko ulec… pozwolić zadrzeć spódniczkę… pozwolić wedrzeć między nogi… a potem… już tylko przyjmować pchnięcia jego… szpady… jego… buławy!

– Widzę, że znalazła pani buławę von Knypehla. Zwróciła pani uwagę na arcyciekawy kształt rękojeści? Czy z czymś pani się kojarzy?

Marta udała zmieszanie. No pewnie, że z kutasem. I to znacznie większym od twojego!

– Cóż… czyżby kształt falliczny? – Jej głos zdradzał zażenowanie. – Ale raczej… nienaturalnie wielki…

– O, tu się pani myli! Natura nie raz lubi płatać figle. Odnośnie wzrostu, ale również innych przymiotów. – Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko.

Marta zaczerwieniła się, patrząc pytająco na karła. Czyżbyście obaj mieli dysponować tak znakomitymi orężami? – zastanawiała się.

Karzeł okazywał wyraźnie większą śmiałość. Ujął kobietę za rękę, na co wcześniej na pewno by się nie odważył i zaprowadził do innego pomieszczenia. Wyglądało niczym sypialnia arystokraty.

– Dość już klimatów faszystowskich. Oto garsoniera markiza de Bade!

– Oszałamiający przepych. Jedwabie, baldachim nad łóżkiem! Te fotele to Ludwik XV?

– W rzeczy samej. Spodziewała się pani, że w starej stodole, położonej na zadupiu, znajdzie pani takie miejsce? Markiz kochał luksus. Doświadczy tego pani, kiedy wypróbuje miękkość łoża – zachęcał.

Marta pragnęła poczuć się niczym arystokratka. Nigdy wcześniej nie spała w łożu z baldachimem.

– Naprawdę mogłabym? Nie… nie śmiem…

Karzeł łaknął widoku eleganckiej damulki rozkładającej się w jego najwytworniejszej sypialni.

– Nawet niech się pani nie pyta. Nie wypuszczę pani, dopóki nie zasmakuje pani luksusów markiza!

Marta powoli podeszła do mebla. Zaraz rozłożę się tu przed nim zapraszająco… – Ta myśl podniecała ją do granic wytrzymałości. Kuszenie karła sprawiało sporą frajdę. Przysiadła na skraju łoża, które momentalnie zaskrzypiało.

– Wręcz puszyście miękkie.

– Śmiało, dalej… – Głos gospodarza zdradzał drzemiące w nim żądze.

Kobieta ułożyła się na łożu, znów wywołując głośne skrzypienie.

– O Boże! Jak tu wygodnie! Tylko dlaczego to łóżko tak straszliwie trzeszczy?!

– Ha ha – zarechotał karzeł, łypiąc spode łba pod spódnicę Marty. – To jedna z perwersji markiza. Lubował się w podobnych odgłosach, kiedy, przepraszam, że tak się wyrażę, chędożył dziewki!

Kobieta zaczerwieniła się. Kiedy przesuwała się do brzegu łóżka, znowu dało się słyszeć głośne skrzypienie. Trzeszczy tak pode mną – myślała – jakbym była chędożoną dziewką… Oj… chyba to samo wyobraża sobie ten kurdupel… Miałabym na sobie wytworną suknię z początku dziewiętnastego wieku, taką bardzo szeroką na dole… Pod nią, oczywiście, kilka półkolistych halek, wykończonych falbankami, kokardkami… Markiz z pewnością zachwycałby się nimi, gdy już zadarłby je wysoko. Po długich zalotach byłby niechybnie wielce zniecierpliwiony i nie mógłby się doczekać, kiedy dobierze się do mojej cipki… Majestatycznie zakwaterowałby w niej swój arystokratyczny rynsztunek… A potem… chędożył! Zapewne arystokratki traktował w takich chwilach równie obcesowo jak dziewki…

– O czym pani myśli? Czyżby o grzesznym usposobieniu markiza de Bade? Polecam uwadze jeszcze ten fotel. – Liliput wskazał mebel stojący tuż obok.

– Jakiż cudaczny! – Marta nie zastanawiając się, usiadła i rozparła wygodnie.

– Zapomniałem ostrzec… – W tym momencie dwie obręcze uwięziły ręce kobiety przy podłokietnikach. – W tym fotelu zamontowana jest maszyneria… nieużywana zapewne od ponad stu lat…

– O Boże! Co to za piekielna machina?! – Także nogi kobiety zostały uwięzione w obręczach, na wysokości kostek.

– Tego ustrojstwa, według legendy, markiz używał wobec szczególnie opierających się panien, pragnących, mimo braku roztropności, zachować cnotę. Urządzenie pozwalało skłonić je do większej uległości.

– Boże! Co z niego za potwór! Ale teraz… niech mnie pan uwolni!

– Ależ oczywiście, natychmiast, mechanizm sterujący jest tuż poniżej… pani… pupy.

Karzeł zbliżył głowę do wystających guziczków i pokręteł. Pierwszy raz znalazł się równie blisko. Mógł w całej pełni delektować się zapachem Marty. Wytwornym, słodkim… Był wniebowzięty. Rozkoszował się widokiem zgrabnych nóg. Tak bardzo chciałby znów zobaczyć jej majteczki, ale dziewczyna trzymała uda złączone.

Karol pociągnął za jakąś dźwignię. Dało się słyszeć, jak zaskrzypiały dawno nieoliwione tryby. Fotel poruszył się. Obręcze na kostkach nauczycielki zaczęły rozjeżdżać się na boki. Wkrótce nogi kobiety rozwarły się, tworząc kąt szerszy niż dziewięćdziesiąt stopni. Marta była przerażona. Ależ zapraszająco się przed nim rozkraczyłam! Ma pełen wgląd pod moją kieckę. I w dodatku, nic nie mogę zrobić! – uświadomiła sobie skonsternowana.

Karzeł tymczasem delektował się obrazem, który miał przed sobą. Ujrzał dokładnie zgrabne nogi kobiety w ślicznych pończochach, zakończonych szeroką koronką. Koronkowe majteczki nieco prześwitywały i mężczyźnie zdawało się, że zobaczył zarys pionowej kreski. Poczuł, jak w spodniach zaczyna go coś uwierać.

Marta panikowała.

– Boże! Nigdy w życiu nie znalazłam się w takiej sytuacji! Niech pan na litość Boską coś zrobi! I niech pan nie zagląda mi pod spódnicę!

– Przepraszam, muszę znaleźć właściwą dźwignię… – Sprawiał wrażenie skruszonego, ale ona wcale nie była pewna, czy nie zrobił tego wszystkiego specjalnie.

Mechanizm ponownie zgrzytnął. Tym razem oparcie fotela obniżyło się, a wraz z nim obręcze trzymające ręce kobiety. Pociągnęły ją w dół. Marta znalazła się w pozycji leżącej.

– Jezus Maria! Jeszcze gorzej! – zawołała. Sama jestem sobie winna. Po co tu siadałam! Ależ ze mnie głupia ci… baba! – dodała w myślach.

Karła cała ta sytuacja zdawała się coraz bardziej podniecać. Oto wytworna damulka, na pozór tak niedostępna, leży przed nim rozłożona… z bezwstydnie rozkraczonymi nogami… W dodatku unieruchomiona – więc nie może nie tylko uciec, ale nawet próbować jakiegokolwiek oporu… W jego stodole… Tu nikt nawet nie usłyszy jej pisków i krzyków. Nic, tylko brać…

Karol nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Wsunął rękę pod spódnicę Marty i położył dłoń na udzie. Część palców znalazła się na koronce pończoch, a część na odkrytym ciele. Tak bardzo chciał poczuć jej skórę! Wydawała się taka delikatna. Aksamitna.

– Panie Karolu, co pan robi! – Martę przebiegały dreszcze. Zniewolenie podniecało, a dotyk mężczyzny rozpalał.

Karzeł masował odsłonięte ciało zdecydowanie, sięgając dłonią coraz wyżej. Pragnął dotrzeć do majtek, ale na to zabrakło mu odwagi. Wystarczyło jej jednak, by spojrzeć Marcie w oczy i powiedzieć:

– Jest pani piękna! Cudowna! Opatrzność panią tu przywiodła i opatrzność posadziła na ten fotel.

Te komplementy jeszcze bardziej wzmogły podniecenie Marty. Powinna protestować, ale nie chciała jednak odstraszyć mężczyzny, wprost przeciwnie, pragnęła by osiągnął stan, w którym przestanie nad sobą panować.

– Panie Karolu… Chyba nie wykorzysta pan tego, że bezbronna dziewczyna nic nie może zrobić? – Ostrożnie podjęła grę.

Ciężko oddychała. Dwie półkule podnosiły się i opadały. Dla karła to było zbyt wiele. Pogładził ten obiekt pożądania, delikatnie, przez bluzkę.

– Och… panie Karolu… – Marta próbowała szarpnąć ręką, ale tylko zademonstrowała własną bezsilność.

– Ma pani boskie piersi.

Mężczyzna wzmocnił uchwyt. Przez bluzkę wyczuwał koronkę stanika. Obejmował biust kobiety, jakby chciał zmierzyć jego objętość.

– Panie Karolu… proszę mnie uwolnić…

– Na razie uwolnię tą wspaniałą część pani ciała… – Karzeł zaczął rozpinać po kolei guziki bluzki, nie zważając na niemrawe protesty nauczycielki. Wkrótce odsłonił dwie spore wypukłości, opięte delikatną koronką.

– Ależ ma pani wyśmienity gust. Ten biustonosz to prawdziwe arcydzieło.

Mężczyzna bawił się stanikiem. Na razie nie znalazł dość odwagi, żeby go rozpiąć albo zerwać.

– Ależ z pani cycatka! – Zachwycał się.

Pochylił się nad piersiami kobiety i pocałował je obie w miejscach, których nie zakrywała koronka. Marta wzdychała przeciągle. Miała bardzo wrażliwy biust, a ponadto zawsze czuła dumę, gdy faceci gapili się w to miejsce.

– Zatem biustonosz i majteczki są z tego samego materiału? – Nie czekając na odpowiedź, zadarł spódnicę. Skąpe stringi ukazały się w pełnej krasie. Wystarczyłoby tylko delikatnie przesunąć tę skąpą osłonę, a najbardziej intymna tajemnica ujrzałaby światło dzienne.

– Proszę mnie zostawić… – Marta celowo demonstrowała zawstydzenie. Doskonale wiedziała, jaki prezentuje sobą widok – rozpięta bluzka i podciągnięta do góry spódnica. Gdyby teraz ktoś tu wszedł… Cała wieś miałaby używanie! Pani nauczycielka rozkraczona, z zadartą kiecką!

Mężczyzna gładził jej ciało, coraz bardziej podniecony. Palcami muskał zapięcie z przodu stanika.

– Nie… nie… niech pan tego nie robi…

– Nie wiem, czy bym potrafił.

Karzeł uśmiechał się chytrze, dotykając sprzączki. Bawił się nią delikatnie, jakby delektował się chwilą. Zapięcie długo stawiało opór, ale wreszcie ustąpiło.

– Nie… nie… – szeptała Marta.

Mężczyzna nie zaprzestawał zabawy. Bardzo powoli zsuwał miseczki stanika. Wreszcie, gdy zdjął je zupełnie, zaczął zachłannie przyglądać się nagim piersiom. Były takie obfite, a jednocześnie takie kształtne. Brodawki i sutki nie za duże, nie za małe. Widok obnażonej kobiety spowodował, że poczuł się jak zwycięzca po pierwszej wygranej bitwie. To go ośmieliło i delikatnie dotknął skóry palcami. Zaczął masować, a po chwili pieścić dłońmi, potem przyssał się ustami do sutków. Marta reagowała westchnieniami i cichym stękaniem, co dodatkowo stymulowało karła. Ssał i masował coraz bardziej zdecydowanie. Rozkoszował się tymi czynnościami.

Nagle sięgnął po buławę generalską i ułożył ją między wypukłościami piersi. Zaczął nią przesuwać, niczym penisem podczas seksu hiszpańskiego. Kobietę podnieciło to baraszkowanie, zrozumiała, że Karol ma duszę wyrafinowanego kochanka.

– Proszę… przestań… proszę… uwolnij mnie… – szeptała cicho, jakby pogodzona z losem.

Mężczyzna zamknął jej usta, wciskając w nie drzewce berła. Wargi kobiety, pomalowane czerwoną szminką, obejmowały podłużny przedmiot o fallicznym kształcie. Penis karła znajdował się już w pełnym wzwodzie, ale ten widok przyprawił dręczyciela o jeszcze większe podniecenie, musiał uwolnić członka. Rozpiął spodnie i wziął go do ręki.

– Boże! Karolu! Co robisz! – wykrzyknęła kobieta, gdy tylko jej usta zostały oswobodzone od buławy.

Karzeł bardzo chciał dotknąć penisem ciała kobiety, jednak był na to za niski. Przytaszczył więc podnóżek, ten sam, który wcześniej stał przy sekretarzyku. Ustawił go w odpowiednim miejscu i wskoczył na siedzisko. Nabrzmiały fallus wkrótce znalazł się między piersiami Marty. Liliput był wniebowzięty i rozochocony. Całkowicie stracił nad sobą kontrolę.

– Zostałaś kiedyś wyruchana w cycki?! – spytał bezczelnie, już bez najmniejszego śladu zażenowania, po czym bez wahania zaczął pieprzyć kobietę, przesuwając własnym penisem, podobnie jak poprzednio buławą hitlerowskiego generała. Marta jęczała. Pierwszy raz spotkało ją coś podobnego.

Karzeł szybko wyzbył się wcześniejszej delikatności. Jego małe palce zaciskały się brutalnie na sutkach.

Zaraz potem przestawił podnóżek w pobliże głowy kobiety.

– Nie! Nie! Co ty zamie… – Nauczycielka nie dokończyła zdania, bo w jej ustach znalazł się penis karła, raz jeszcze podążający śladem buławy.

Okazało się, że wcześniejsze przechwałki mężczyzny nie były bezpodstawne. Członek imponował rozmiarem, można rzec, że w niczym nie ustępował buławie, ani wielkością, ani twardością.

Mężczyzna trzymał Martę za głowę i niczym opętany rżnął ją oralnie. Kobieta dławiła się, ale ta sytuacja wzbudzała niesamowite podniecenie. Została zniewolona, a następnie zdobyta. Traktowanie jej ust niczym waginy, wywoływało uczucie upokorzenia, ale jakże ekscytującego upokorzenia! Jednak wkrótce rozochoconemu karłowi przestało to wystarczać.

Zaszedł Martę od drugiej strony. Teraz już nie wahał się dotknąć jej majtek. Uszyto je z tak delikatnej koronki, której przy tym tak poskąpiono! Wąski pasek delikatnej materii, zakrywający cipkę, bez kłopotów ustąpił i przesunął w bok. Rozkoszny widok stanowił wspaniałą nagrodę. Szparka okazała się wąska i porządnie wydepilowana.

Karzeł dotknął jej czubkiem buławy von Knypehla. Kobieta zadrżała. Rękojeść okazała się zbyt duża, by zmieścić się w ciasnej dziurce Marty, oboje wiedzieli to doskonale, tym niemniej karzeł udawał, że próbuje wepchnąć ją siłą.

– Nie… nie… nie rób tego… – błagała płaczliwie kobieta.

Drżący, zdradzający przerażenie głosik podziałał na Karola pobudzająco. Mocno naparł ciężkim berłem na delikatną szparkę. Słysząc kolejne jęki, rozkoszował się sytuacją.

– Jesteś aż taka ciasna?

Złapał dłonią za krocze, delikatnie ścisnął, jakby chcąc zasygnalizować, że sprawuje pełną władzę i kontrolę nad swoją ofiarą, po czym wsunął w pochwę dwa palce.

– O tak… masz ciasną cipkę, jak uczennica, nie nauczycielka…. Czyż nie najwyższy czas, by to zmienić?

Marta z przerażeniem pomyślała o generalskiej buławie. Wyobraziła sobie, jak ten przyrząd jest w nią wbijany. Przyszły jej na myśl okrutne sceny z filmów, sceny nadziewania nieszczęsnych skazańców na pal.

– Nie… nie… błagam… – Zaczęła miotać się histerycznie.

– Wybierz, co wolisz: buzdygan czy moją męskość! – Karol rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie czekał jednak na odpowiedź. Tak naprawdę nie zamierzał używać buławy. Przystawił sobie podnóżek i ulokował się między szeroko rozwartymi nogami Marty. Kobieta poczuła twardego kutasa, nawet nie zdążyła stęknąć, gdy ten zaczął na nią napierać, najpierw samą żołędzią, ale chwilę później potężny członek gwałtownie wtargnął całą swoją długością. Bez żadnej litości, aż po same jaja.

Uniesienie karła nie znało granic. Oto ją posiadł! Damę! Nieosiągalną…




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Marta Kosowska

Komentarze

Piotr12/02/2018 Odpowiedz

Doskonałe opowiadanie. Czy doczekamy się kontynuacji. Wspaniałe stopniowanie emocji. Szacunek


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach