Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wlascicielka, vol 2: Pupilki

Przez grubą, pancerną szybę wyglądają spokojnie, nawet łagodnie. Jak zakochana para, śpiąca na łyżeczkę na cienkiej warstwie siana jaką wysypana jest czarna podłoga. Podobny do ogolonego, różowego goryla macho ściska go do siebie jak pluszowego misia. Nienaturalne ułożenie ramion i nóg świadczy, że były łamane. W dekolcie starej, poplamionej koszuli nocnej pojawił się pierwszy zarys piersi, a głowę obrosła już ciemnym puszkiem. Na twarzy z zachodzącymi zmianami w rysach wciąż ma szwy na ustach. Patrzy prosto na mnie. Czuć w tym wzroku ból i strach. Tak Rufo, ja Ci to zrobiłam.
Uśmiecham się zaciągając kolejny raz papierosem. To najlepszy widok ostatnich kilku miesięcy.Uspokajający, pocieszający i przyjemny. Nawet jeśli wnętrzności i głowa boli, po tym jak Ase rano wlała we mnie dzbanek kawy i zmusiła do zjedzenia jajecznicy zanim przyjechałyśmy do mamy. Czuć ją, zanim się pojawi w zasięgu wzroku.
- Urocze, prawda? - staje obok, też patrząc na szybę – Romeo szybko go zaakceptował, a to najsilniejsza beta stada. Co prawda jak mu się na początku opierał, to połamał mu nogi i ręce, ale nawet parę razy zszywaliśmy mu odbyt po tym jak go sponiewierał, to teraz widać, że już umie dbać o swoją Julie. Niedługo otworzymy jej usteczka, więc pewnie będzie musiał się nauczyć połykać spermę. - stuka palcami o szybę, a olbrzym otwiera swoje oczy, mocniej przyciskając do siebie eunucha, niemal miażdżąc mu brzuch, a oczy Rufo-Juli wychodzą z orbit z bólu – Zabawni są. - odwraca się do mnie przodem – Lepiej to zgaś, zanim do niej pójdziesz. I tak śmierdzisz gorzej niż bimbrownia. - chwyta za rękaw kurtki – Gdzie ją wygrzebałaś? Mama za każdym razem jak przyjeżdżała do taty, to jej szukała by ją wreszcie spalić. Gdziekolwiek szedł, zawsze ją zakładał. No, jedynie jak Sara ją miała na wolności to chodził bez niej.
Odwracam twarz do niej bokiem, patrząc przez ciemne okulary. Nienawidzę Cię, jędzo. „Mama chce z tobą porozmawiać”. A ja nie chce rozmawiać z mamą. Ani z tobą. Ani z nikim. W domu było mi dobrze. Leżałam sobie w łóżku przytulona do poduszki. Od kiedy ciocia uzgodniła z Sarą, że razem z Oszką zamieszkają u niej w domu panowała cisza. Idealna w swej postaci. Odwracam się i idę dalej, między innymi zagrodami z śpiącymi lub zajętymi sobą psami mamy. To trochę jak bardzo dziwne więzienie. Przed porą karmienia, wszystkie są zamknięte oddzielnie.
Wchodzę do pokoju bez pukania. Mama z siwiejącymi włosami upiętymi jak zawsze w elegancki kok i lekko pomarszczoną twarzą siedzi czytając coś na tablecie. Nie unosi wzroku, gdy siadam naprzeciwko. Dopiero gdy wypuszczam chmurkę dymu w lewą stronę, przesuwa palcami w moją stronę popielniczkę, nawet nie patrząc. Anorektycznie wyglądający kastrat w skórzanym gorsecie i kozakach siedzi na niskim stołku w kącie. Pozbawiono go uszu, nosa i warg. Na ciele ma ślady poparzeń elektrycznych i zwykłego bicza. Ciało jest idealnie łyse. Mama bywa okrutna. Wreszcie odkłada swoje urządzenie, składa dłonie na stole i patrzy na mnie czarnymi oczami. Jej spojrzenie parzy. Gaszę resztkę papierosa w popielniczce.
- Nie wiedziałam, że po siedmiu godzinach rodzenia wyszła ze mnie smoczyca. - mówi wreszcie – A może to nie moja córka? Przytyłaś, ale wyglądasz wreszcie jak kobieta a nie dziewczynka. Ale przefarbowałaś włosy i zmieniłaś makijaż, a w dodatku palisz. - milczy na chwile – I Dawid popijał brandy, nie norweską wódkę. Kiwi, zrób Smoczycy mocną kawę.
Służący podrywa się i wychodzi z pokoju. Nie odpowiadam jej, masując skroń. Kolejny atak migreny wywołanej nowym stylem życia ciężko odbija się na ciele. Tak mamo, ścięłam włosy, źle się odżywiam, pije i palę. Jestem zakałą rodziny. Czego jeszcze chcesz? A teraz trzeba to powiedzieć na głos.
- Byłam trzynastolatką z nadwagą, jak pierwszy raz trafiliśmy do dworu Blackoak. - zaczyna znów mówić - Ja, rozpieszczona córka handlarza ludzi z Kantonu trafiłam do egzotycznego świata. Przyjechałam wtedy z ojcem i starszym bratem, bo chińskim bogaczom zamarzyły się egzotyczne suki. I nie, nie Amerykanki, te już mieli. Chcieli czegoś nowego, lepszego. - milczy moment – Obok wielkiego biurka z dębu, za którym siedział stary Polak stał wysoki chłopak o ciemnej skórze. Obok niego, sięgając mu ledwo bioder stała dziewczynka z rudymi loczkami. Podniósł ją i posadził sobie na barkach. Miał już wtedy z dobry metr osiemdziesiąt. Imponujące. Chciałam go mieć. Kazałam tacie zapytać, ile za niego chcą. Ojciec przełożył moją prośbę na ich język, ale mężczyzna spojrzał na chłopaka i odpowiedział, że to jego syn. Krnąbrny, okrutny i silny. Nie jest na sprzedaż. Byłam zła. Oprowadzono nas po psiarni, pokazano kilka suk na sprzedaż, spisano umowę. My dostarczamy im azjatyckie suki, oni te z Europy. Pod koniec spotkania, gdy nasi ojcowie ściskali sobie dłonie, podeszłam do tego olbrzyma i kopnęłam go z całej siły w łydkę, by się przed mną pokłonił. Nawet się nie skrzywił. Popatrzał na mnie z góry, uniósł mnie za boczki bez słowa na wysokość swojej twarzy. Patrzał mi prosto w oczy, gdy płakałam bojąc się, co może zrobić. Mój brat ruszył w jego stronę, gotów zaatakować, powalić go. Ale mnie odstawił z powrotem na ziemię, ukucnął na kolanie, tak, ze byliśmy równego wzrostu. Powiedział coś. Mój brat uniósł brew i przetłumaczył. „Jeśli chcesz go mieć naprawdę, musisz go pocałować, a będzie twój na zawsze”. Pięć lat później, gdy był już tak duży jak go zapamiętałaś, poszłam z nim do łóżka. Był mój, ale w inny sposób. Na zawsze.
Nigdy tego nie opowiadała. A przynajmniej mi. Jakby musiał umrzeć, by mogła to powiedzieć. Uśmiecham się słabo, wyobrażając sobie młodego tatę i mamę w tej sytuacji. Anorektyk wraca z dymiącym kubkiem pełnym czegoś podobnego do smoły.
- Miał wtedy swoje dwa pierwsze koty. To nie były suki, on zawsze miał kocice. Suka ma być posłuszna swojemu właścicielowi, kot ma wolną wole, tłumaczył. Ava i Lil. Mógł być moim kochankiem, ale dla nich tyko opiekunem. To zabawne. Większość suk tamtego okresu po roku, dwóch po prostu stawało się bezwartościowe i zdychały w męczarniach, więc kupowali następne. One były zadbane, przypominały pod tym względem Sarę. Dawid im na dużo pozwalał, czasem nawet zdaje się na za dużo. Wiesz, czemu jego ojciec uważał go za krnąbrnego i okrutnego? Ja się dowiedziałam, po tym, jak jego przyrodni brat po prostu je zmodyfikował zgodnie z naturą human puppy. Weszliśmy wtedy do naszej sypialni, gdzie miały leżeć sobie w łóżeczku jak zawsze, może się łasić koło drzwi. A one leżały krwawiąc na podłodze, obok stał Ian. Myślałam, że Dawid się ucieszy, byłam przyzwyczajona do tego widoku od dziecka. Zwierzęta mają być pokorne, a to najszybsza lekcja. Podszedł do nich. Wyły z bólu, krztusiły się krwią, krzyczały coś niezrozumiałego. Usiadł na podłodze obok nich. Przytulił je do siebie. Słyszałam, jak płacze. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Szarpały się jeszcze. A on je przytulał co raz mocniej. W końcu przestały się ruszać. - znów na chwile milknie - Zmiażdżył im kręgi szyjne gołymi rękami. - dopiero po chwili dochodzi do mnie co powiedziała – Potem się rzucił na niego. Tłukł go. Z całej siły. Wybiegłam z pokoju i krzyczałam. Przybyło sześciu służących i ich ojciec. Musieli go wszyscy trzymać, bo nikt mu nie dawał rady. Nawet ja nie mogłam go uspokoić. Wyrwał Ianowi oko, zmiażdżył jądro i doprowadził do otwartego złamania w sześciu miejscach. Wszystko w zamian za to, że zrobił coś, co było normalne. Umiał stłuc tak własnego brata, ale nigdy nie potrafił podnieść ręki na kogoś, kto był do tego stworzony.
Jasna cholera. To naprawdę był mój tata? Ten sam dobrotliwy olbrzym, który zawsze się uśmiechał i opowiadał nam bajki? Piekł ciastka i mówił, że mamy zjeść warzywka to urośniemy duże jak on? Kwaśny smak kawy jest lekko trzeźwiący.
- Zniknął na rok. Po prostu, rozpłynął się w powietrzu. Kiedy wrócił, miał ubraną już tą kurtkę, a ja miałam już zaczątki tego. - pokazuje w powietrzu otoczenie - Nie przywitał się, po prostu mnie objął i pocałował. Poszliśmy się kochać, żadne z nas nie chciało mówić. Jakby tamtego dnia nie było. Jakby nie chciał pamiętać. Znów był moim Dawidem. Na końcu głowy miałam wspomnienie tego co zrobił, ale nie pytałam zbyt zajęta rozkoszą. Zatrudnił się w mleczarni, pomagał zresztą tamto zbudować od podstaw. Nie miał żadnych zwierząt, nawiązał kontakt z Zuzią i pomógł jej z Majką, usprawniając co raz bardziej swoje badania. Zostaliśmy sędziami na wystawach, żył spokojnie na uboczu. - znów milczy chwile - Wiesz, czemu jednak pojawiła się Sara? Z mojej winy. Miałam kontrakt na jednego chłopaka, coś u kogoś przeskrobał, komuś się zamarzyło zobaczyć jak cierpi. Pojechaliśmy razem. Dziewczyna znalazła się w złym miejscu w złym czasie. Mogła zgarnąć kule w łeb i o niej byśmy zapomnieli. Powiedział, że ją zabierze. Bałam się, że znów źle się to skończy. I tak w pewnym sensie było. - znów milczy – Pojechaliśmy z Sarą i Amirą, jego drugą kotką na wieczór w jego rodzinnym domu na zaproszenie Zuzi. Skończyło się to na tym, że sytuacja wyglądała niemal identycznie. Pierw dokończył dzieła, które kiedyś stworzył. Zmienił Iana w bezgłowego trupa. Rozpaćkał jego głowę o posadzkę z marmuru. Ludzie krzyczeli, uciekali, panikowali. Ja stałam tam i patrzałam na to w przerażeniu i podnieceniu jednocześnie, Zuzia krzyczała i próbowała go zatrzymać. A on nawet na chwile nie przestawał. Jakby był w jakimś transie. Potem złamał kark Amiry i Judyty, suczki, którą Zuzia chciała podarować Mai. Tylko Sara przetrwała ten wieczór. Wrócił bez niej do swojego domu, powiedział, że teraz jest znów wolna. I pił. Dużo pił. Jakby miał nadzieje, że to zagłuszy ból. Okazało się, że jestem w ciąży. Zabawne, prawda? On przechodzi załamanie, a mi rośnie w brzuchu twoja siostra. Zuzia wzięła go do siebie, bliżej mnie. Próbowała go przekonać, że dziecko musi mieć ojca. Po tym jak urodziłam, przywoziła go przynajmniej raz w miesiącu i sadzała tutaj. Ja mu goliłam twarz, poiłam kawą i brałam do twojej siostry. Nie chciałam, by widziała go w takim stanie. I tak przez kilka lat. Był z Ase, był trzeźwy. Nie było przy nim Ase, pił. Dopiero po tym jak Sara wróciła, zmienił się z powrotem w Dawida. Urodziłaś się ty, kupił wasz aktualny dom i skrywał swoje blizny pod uśmiechem dla swoich małych Zajączków, skaczących dookoła niego by je wziął na ramiona. Oto, cały twój tata. Nadal myślisz, że chcesz być jak on?
Zdejmuje i składam okulary do kieszeni. Mama kiwa głową jakby w zrozumieniu. Długo milczymy, patrząc na siebie. Żadna z nas nie chce teraz przerywać tej ciszy.
- Kazałam Ase by Cię przywiozła z innego powodu. - mówi wreszcie – A właściwie problemu. Jestem już stara, to prawda. Od kiedy pierwszy raz go pocałowałam minęło wiele lat. Niedługo pewnie przeniosę się gdzieś indziej i miała nadzieje, że dzieci będą mnie odwiedzały. Wciąż radzę sobie jednak dostatecznie z liczeniem, by pamiętać ile mam psów w stadzie. Jedna alfa, dwie bety, dziesięć kundlów i pięć przytulanek. Dziwne, że od paru miesięcy tych ostatnich mam sześć. - krew mi odpływa z twarzy – Julia. Tak nazywają przytulankę Romeo, tą ponadprogramową. Z tego co widziałam, nawet nie jest w pełni wykastrowana. Zapytałam swojej córki, której ufam czy coś wie na ten temat. „A, bo Taly nam dostarczyła nowego pieska, to dla niej”. To farma spermy, nie przechowalnia kastratów. A potem dostaje telefon od swojego dobrego znajomego. Myślałam, że żartuje, ale nie. Dzisiaj nikt już nie bawi się w łapanie ludzi, prościej jest użyć opracowanej przez twojego tatusia technologii i sobie go wyhodować. Mniej problemów, większa precyzja a glizda w wieku niemowlęcym umożliwia wykreowanie całej osobowości w późniejszym wieku. To już nie są zwykli ludzie, tylko podobne do nich stworzenia. Wszystko działa klarownie i bezpiecznie. - podnosi się od stołu – Idziemy.
Też wstaje, gdy obchodzi stół. Kończę kawę z kubka, czując się już nieco lepiej, kac nawet lekko zelżał. Prowadzi mnie znów tym samym korytarzem, zagrody są już puste. Idziemy jednak gdzieś w bok. Wreszcie staje przed drzwiami i wyciąga kartę magnetyczną, otwierając je. W środku jest ciemno.
- Nie obchodzi mnie skąd i dlaczego Julia się pojawiła. Ale kiedy ja wybierałam psy do łapania w waszym wieku, to sprawdzałam wszystko, a nie tylko miałam nadzieje, że się uda. Dawałam pieniądze w odpowiednie miejsca, pilnowałam wszystkiego i układałam długie plany. A wy? - krzywi się – Przywieziemy, wykastrujemy i mama nie zauważy? Myślałam, by po prostu zmielić i podać swoim psom jak każde inne mięsko, ale pomyślałam, że to okazja, byście czegoś się nauczyły. - jasne światło zalewa biały, kwadratowy pokój wypełniony kafelkami – Skoro chcesz być jak tata, to proszę.
Klęczy na łydkach pod ścianą naprzeciwko drzwi. Cały jej strój składa się z szerokiego, białego kaftana bezpieczeństwa rodem z kreskówek, idealnie kontrastującego z perfekcyjnie opaloną na brąz skórą. Podwójny koński ogon z ciemnych włosów i drobna postura dają wrażenie dziecka. Knebel z gumowej kulki w ustach nie pozwala jej mówić. Na polikach widać rozmazany łzami tusz, drży, ale nie rzuca się na boki. Po prostu truchleje z strachu. Wygląda naraz żałośnie, słodko i ciekawie. Patrzy tym przerażająco smutnym wzrokiem to na mamę, to na mnie jakby chcąc o coś zapytać.
- Kto to? - pytam wreszcie zachrypniętym głosem
- Twój nowy zwierzak. - macha dłonią – Albo psia karma. Sama wybierz jedno z dwojga. Rozumie po angielsku, nie norwesku. - przechodzi na ten język płynnie – Podobała się izolatka? To jest twoja nowa Pani. Widziałaś co zrobiłam tamtemu pieskowi, prawda? - dziewczyna kiwa głową przerażona w odpowiedzi – A ja nie lubię tu głupich suk, więc to ona Cię weźmie. Albo będziesz robić co Ci karze, albo zrobię Ci klasyczną torturę tysiąca cięć. Będziesz bardzo długo przytomna i żywa, patrząc jak kawałki twojego ciała lądują w mikserze z warzywami, a potem pieką się i moje pieski to jedzą. I wiesz, że nie kłamię o tym. - łzy ciekną dziewczynie z oczu, a mama z powrotem wraca na drugi język – Nie obchodzi mnie czy zrobisz z niej psa wystawowego czy sługę liżącego stopy na zawołanie. Należy do Ciebie. Wytresuj ją, sprzątaj jak nasra i karm. Nie myśl nawet o glizdowaniu. Zrobisz z niej teraz warzywko. Ty i twoja siostra nabroiłyście, więc wy to posprzątacie.
- Ale... - zaczynam patrząc na płaczącą, nieruchomą w strachu dziewczynę – Nie chce jej. Nie umiem się nimi opiekować. Nawet Oszka miała przecież jeszcze opiekę ze strony taty i Sarę, chociaż ją trudno uznać za puppy. Nigdy nie daliście mi zwierzaka z hodowli, a teraz dostaje to... Nawet Maja jako jedenastolatka miała przecież swoją Tule. A poza tym nawet nie jestem bi.
- Mówiłam mu to samo. Ase od początku uczyliśmy odpowiedzialności. - patrzy na dziewczynę - „Nie, jest za mała, zresztą ma Osanne” I teraz wychodzą te wszystkie błędy. - zakłada ręce na piersi – A twoje preferencje mnie nie obchodzą. Też jakoś nigdy nie podniecał mnie seks z kobietą, ale nie przeszkadzało mi to w rozkoszowaniu się językiem Sary i zabawianiem jej palcami czy wibratorem. Twój ojciec nigdy nie tknął żadnego ze swoich zwierząt w tym sensie. Zapytaj Sary zresztą, jak nie wierzysz. Mógł jej każdego dnia przez trzy lata wpychać do zadka puchatą kitę, szorować tą małą różową muszelkę i głaskać po biuście, ale zawsze były to tylko pieszczoty. Seks uprawiał tylko ze mną. - znów wraca na angielski, zwracając się prosto do dziewczyny – Miejmy nadzieje, że będzie miała z Ciebie jakiś pożytek, bo powiedziała, że Cię zwróci jak będziesz nieposłuszna. Ja suk tutaj nie potrzebuje, zwłaszcza takich jak ty. - kiwa ręką, bym wyszła – Zaraz przyjdzie ktoś Ci zrobić zastrzyk, żebyś była grzeczna przy przewozie. - po czym sama też wychodzi, zamykając drzwi i znów zmieniając język – Daje Ci trzy miesiące. Albo będzie z niej coś pożytecznego i wrócisz do normalnego życia, albo wyślę Cię do Chin do swojej rodziny. - łapie jedną z Azjatek za ramię i coś jej mówi, a ona kiwa głową w odpowiedzi i wraca do mówienia do mnie – I skończ palić, Smoczyco.

- Cześć ciociu, mogę pogadać z Sarą? - mówię do słuchawki obserwując żar na końcu papierosa, po przywitaniu w słuchawce
- Dzień Dobry Pani Talito. - rozlega się dość pogodnie po drugiej stronie – Jak się pani czuje?
- Oszczędź sobie już tą Panią, jesteś starsza niż ja i w dodatku wolna. To ty się upierasz przy obroży. - staram się brzmieć spokojnie – Nieco lepiej. Chciałam zapytać... No bo ty i tata tyle lat... Dlaczego? Przecież Cię uwolnił, mogłaś odejść i zrobić cokolwiek. A ty jednak jakbyś lubiła bycie kotem i to wszystko?
- Lubię. - poprawia mnie i milczy chwile – Pani Alicja i Pan się kochali, to jasne. Mieli też was. Ciebie i Ase kochali, bo byliście ich córkami, a nie ma nic silniejszego niż miłość rodziców. Tymczasem ja byłam jego kotkiem. Dawał mi jakieś inne uczucie. Przyjemne, nie ukrywajmy, ale inne. Coś z pogranicza troski, bezpieczeństwa i spokoju. Jakbyś nagle nie musiała się przejmować czymkolwiek, bo zawsze jest ktoś, kto o to zadba. Kiedy przez pięć lat nie było go w moim życiu, uświadomiłam sobie, jak bardzo to uczucie uzależnia. Leżenie wieczorami przy nim i słuchanie jak czyta, wspólne posiłki, sen w miękkim łóżku przy nim, kąpiele i delikatne pieszczoty. Możesz sobie to zapewnić niby jako człowiek, ale jako jego kot po prostu to miałam. Owszem, jak podupadł na zdrowiu, to powoli to słabło, ale nadal znajdował sposoby by jakoś to okazywać. To nie była niewola czy złota klatka. To była śmierć z trafieniem do raju.
- Aham... - strzepuje popiół do popielniczki – No ale... Jak Cię porwał, zabrał czy coś, to co? Trafiłaś do jego domu i nagle „ej, fajnie być kotem wielkiego ciemnoskórego faceta na dobre i złe?”
- Nie. - chichocze – Co czuje człowiek, gdy jest zagrożenie? Strach, złość i tym podobne. Przecież okaleczyli chłopaka i mnie wywieźli gdzieś. Myślałam, że mnie zgwałci lub zabije. A on mnie rozebrał z brudnych ubrań, pogłaskał, nakarmił mlekiem i położył spać. Następnego dnia wykąpał, ubrał i znów dał jeść, zostawiał samej sobie. I robił to już zawsze. Budził, mył, ubierał, karmił, dawał czas wolny „rób co chcesz, Sara”. Ale na początku nie było tak kolorowo. Kiedy strach minął, zaczęłam być agresywna. Gryzłam, szarpałam, krzyczałam, obrażałam. Wiesz, ma mnie uwolnić, bo nie ma prawa mnie trzymać i inne takie. Całe tygodnie chodziłam w kneblu, bo krzyczałam. Wyjmował go bym zjadła, ale jeśli chociaż coś powiedziałam przy misce, wkładał go od razu z powrotem, nie ważne czy skończyłam jeść czy nawet nie ruszyłam. W końcu głód wygrywał. Jeśli drapałam, to zaklejał mi dłonie taśmą. Jeśli chodziłam na stopach, zakładał skórzane paski. Pokazywał mi skrajne przypadki bezkolanowców i pytał, czy też tak chce wyglądać. Dzisiaj wiem, że nigdy by mi tego nie zrobił, ale wtedy? Za każdym razem jak łapał mnie za łydkę, bałam się, że ją połamie, obejmował ją z łatwością i ściskał mocno. Z czasem jednak nauczyłam się, że jak nie mówię, to nie używa knebla. Jeśli chodzie na kolanach, to nie zaciska mi pasków na nogach. Jeśli nie drapie, to mam wolne palce. To było coś w rodzaju skorupy ochronne, pasywne obrony. Widziałam przecież Noemi, której wyrwano język i wysterylizowano, jak obrywa kopa za kopem nie mogąc ustać na uszkodzonych nogach, gdy ja nosiłam bawełniane majteczki i siedziałam na jego kolanach drapana po plecach i dostawał lekkie buziaki, bo byłam grzeczna. Zupełnie, jakbym naprawdę była przerośniętym kociakiem. Przy niej to ja miałam normalne życie pełne gorących kąpieli, ubrań i dobrego jedzonka. Skorupa zmieniła się w ubranie, a potem stała się skórą. Okazało się nagle, że jest cudowne. Obróżka nie była cisnącym gardło symbolem niewoli, ale gwarancją tego uczucia. Potrzebowałam jej.
Wbijam niedopałek w kupkę podobnych, zastanawiając się nad tym co teraz powiedziała.
- Czyli lubiłaś tatę, bo w przeciwieństwie do innych właścicieli, traktował Cię dobrze? Nie gwałcił, karmił, ubierał i mył? Cholera, nawet nie umiem gotować.
- Prawie że. - znów chichota - Ty, Ase czy Oszka przecież znacie ten świat od urodzenia. Jasne, nie opowiesz o tym koleżankom na uczelni, że twój tata stworzył technologie klonowania ludzi czy mama zapewnia dna połowie żołnierzy do organizacji paramilitarnych, bo nikt nie uwierzy. Ale gdybyś o tym nie wiedziała i też tu trafiła, co byś czuła? Jak w koszmarze, prawda? - milczy znów przez moment – Choćby mleko. Coś tak prostackiego i głupiego, dostępnego w każdym sklepie. Ludzie kupują je, bo wiedzą, że są hodowle krów, gdzie te są również zabijane na mięso i skóry. Nikt nie zwraca uwagi na karton, nie przejmuje się losem tej krowy. Ty też tak robisz, ale mleko wyciągasz z lodówki w butelce. Też wiesz, że gdzieś tam jest mleczarnia zajęta pobieraniem mleka z krów i dostarczaniem go w butelkach na zamówienie. I normalny człowiek poczuje pewną różnicę w smaku, ale nie będzie pewny czemu. Jak mu wyjaśnisz, zwymiotuje, będzie wyglądał na zaskoczonego lub nie uwierzy, że to możliwe by coś takiego się działo. Tak jest z tym wszystkim. Dla human puppy to norma, dla mnie to brzmiało jak „niemożliwe, by nikt o tym nie wiedział”. - wzdycha lekko – Nawet Amira w końcu musiała to uznać, po tym co jej zrobiła twoja mama. Było brutalne, ale pozwoliło jej uświadomić sobie, że nie da się zrobić kroku wstecz, już tu jesteśmy. Możemy albo przyjąć jego dobroć i to uczucie, albo ulegać cierpieniu.
- Cholernie skomplikowane czasy wtedy były. - krzywię się, kręcąc niedopałkiem w popielniczce – Pewnie dlatego ludzie wolą teraz puppy z glizdami.
- Pewnie tak, ale one nie czują prawdziwie. Dam Ci na chwilę Oszkę, bo ciągle chodzi naburmuszona i za tobą strasznie tęskni. Powiedz jej coś miłego, dobrze? - następuje chwila ciszy – Taly? - głos Oszki nigdy nie był tak smutny – Mama kupiła mi nową sukienkę, wiesz? Miękką i lekką. Mówi, że jak będę jadła wszystkie, bleeeeee, warzywka z talerza i myła ząbki, to pojedziemy do Ciebie i będę mogła ją ubrać. Majka czasem nas odwiedza ze swoją dziewczyną. Jest gruba i ma dużo obrazków na ciele, tak jak mama swojego kotka na plecach. Pani Zuzia mówi na nią „kolorowanka Mai”, ale ja ją lubię, bo przytula mnie do swoich cycków i mówi na mnie „ładne oczka”. Mama i pani Zuzia śpią razem, a ja mam tutaj swój kojec, więc śpię tylko z Tapem. Wymyśliłam, że jak już przyjedziemy, to schowam się pod łóżko z nim i nie znajdą nas, więc pojadą same, a ja zostanę z tobą, będziemy znów spały razem i się przytulały.
- Oj Pierożku, ja też za tobą tęsknie. - trudno mi ukryć dziwne wzruszenie – Ale w domku mam teraz problem, wiesz? Musisz nieco pobyć z mamą. Przyjadę do was niedługo sama, ale upiekę Ci twoje ulubione brzoskwiniowe babeczki jak znajdę przepis taty. Bądź grzeczna, dobrze? Warzywka nie są blee, są zdrowe. Jak Pierożek nie będzie jadł, to zachoruje i wtedy ciocia Zuzia będzie musiała się nim ciągle zajmować, bo ona jest pani doktor.
- No dobrze. - rozlega się jeszcze smutniej – Ale przyjedziesz z babeczkami zobaczyć „kolorowankę”?
- Mhm. Ucałuj mamusie, Tapa i ciocię od mnie. Pa pa!
- Paaaa Taly. - rozłączam się
Wciąż ubraną w kaftan i nieco zaspaną po zastrzyku usadziłam z odrobiną trudu na kanapie w salonie. Od razu przewaliła się na bok, nadal leżąc. Świetnie, mamo. Dziękuje. Na pewno mi to pomoże w radzeniu sobie z stratą. A to co powiedziała Sara pomogło jeszcze bardziej. „Dziwne uczucie” jasne. Przeczesuje jej włosy, zgarniając je z twarzy. Wyciągam knebel i przygotowuje butelkę z świeżym mlekiem. Odchylam jedną z powiek. Ma ładne, piwne oczy. Puszczona, od razu się zamyka. Ciekawe, kiedy to przestanie działać. I co powinnam z tobą zrobić. Trzy miesiące albo Chiny. Ha. Może jakieś imię Ci znajdę chociaż w tym czasie, bo...
Porusza się w śpiku jęcząc. Otwiera oczy i patrzy na mnie. Od razu sztywnieje ze strachu. Pokazuje jej butelkę z mlekiem i podsuwam rękę pod głowę. Patrząc na mnie wzrokiem pełnym niepokoju przyjmuje smoczek do ust i miarowo rusza wargami. Chyba jest głodna.
- Boisz się, co? - pytam starając uśmiechnąć w miarę łagodnie – Są dwa sposoby na uniknięcie kar. Nie robić tego co zakazane i nie nadużywać tego, co dozwolone. Rozumiesz? - patrzy na mnie wielkimi oczami – Ułatwię Ci to. Widziałaś psy mojej mamy. Myślisz „czemu ktoś trzyma facetów w ten sposób”, ale podkreślam, to psy. Mogą wyglądać jak ludzie, zachowywać się podobnie, ale nimi nie są i w żaden sposób nie będą. Dlaczego? Tym sobie nie zaprzątaj swojej ślicznej główki. Ty też jesteś teraz jak zwierzak domowy. Kotka, suczka, kawia domowa co tam zechcesz. Wymyślę Ci jakieś imię i na nie będziesz reagowała. To twoje pierwsze zadanie. Łatwe prawda? - obcieram kropelkę mleka cieknącą po wardze kciukiem – Po drugie milczenie. Nigdy, przenigdy nie chce usłyszeć jak mówisz do mnie. Jeśli zrobisz to raz, wrócimy do knebla. Jeśli knebel będzie musiał być używany zbyt często, są fajne zabiegi, które Ci ułatwią nauczenie się siedzenia cicho. Usunięcie języka, przecięcie strun głosowych... - znów jej oczy łzawią nieco – Ale jeśli ograniczysz swoją buzię do jedzenia, pieszczot przy zabawie i wydawania odgłosów jak jakieś miauczenie, piszczenie i mruczenie, będzie dobrze. Ostatnie, ale chyba najważniejsze to posłuszeństwo. Bezwzględnie musisz słuchać co Ci karze. Nie słuchasz, ja się gniewam, ty cierpisz. I nie chodzi o odrobinkę bólu, która czasem może się pojawić, ale wielkie cierpienie. Takie jakie mają tamci. Nie wiem co Ci pokazała mama, ale więc, że jak się dowiem, to odtworzę to z twoim ciałem w pełni. - odstawiam opróżnioną butelkę na stolik – Aisza. Tak masz od teraz na imię. To ironiczne, bo oznacza żyjąca. Jak przestaniesz być Aiszą, sama się skarzesz na śmierć. - wciąż ma oczy wielkie jak spodki, więc głaszcze ją po głowie, machając końskim ogonem – Spokojnie, słodziutka. Z czasem pewnie będzie łatwiej. Zdejmiemy ten śmieszny kubraczek, pójdziemy do łazienki i poszukamy Ci coś do ubrania. - unoszę palec jak rodzic, który poucza dziecko – Jeśli spróbujesz mnie uderzyć, oddam dwa razy mocniej, chociaż nie chce mi się patrzeć na siniaki. - sadzam ją z powrotem, odruchowo wsuwa łydki pod pośladki przy tym – Jak na razie jest dobrze, prawda? Możesz kiwnąć głową.
Ostrożnie, wciąż z obawą kiwa głową. Pierwszy pasek jest najbezpieczniejszy. Znajduje się między nogami, osłaniając jej krocze. Wyciągnięty odsłania pokryty ostrą szczeciną wzgórek i kwiatek jej kobiecości. Różowy, lekko przerosły. Pozwalam jej zsunąć uda, by się przysłonić. Potem ten pod szyją. Cały czas patrzy na mnie swoimi dużymi oczami, gdy manewruje przy klamrach. Odchylam ją opierając sobie o kolano. Rozpinam wiązanie na plecach, uwalniając długie rękawy. Ręce luźno wiszą koło boków, gdy wraca do prostego. Uśmiecham się i głaszcze ją jeszcze raz w nagrodę. Dwie ostatnie klamry, które rozwierają szorstki materiał niczym opakowanie prezentu. Ma niemal takie same cycki jak ja, ale w pępku błyszczy kolczyk. Co za przeoczenie. Zsuwam go z jej ramion, zrzucając na podłogę. Opuszcza twarz, nadal milcząc.
- Ładna jesteś, wiesz? - przesuwam palcami po linii lewego boku – I póki co posłuszna. To dobrze - unoszę jej podbródek, by popatrzeć w jej oczy – Aisza. Moja śliczna kotka. - znów się uśmiecham i puszczam jej twarz – Chodź, pójdziemy do łazienki. Mój tata pewnie by Cię wziął na ramiona, ale jeszcze nie mam na to tyle siły. Kto wie, może kiedyś?
Pozwalam jej zejść z kanapy i prowadzę ją obok siebie, trzymając za ramię. Robi małe kroczki, patrząc pod nogi. Otwieram drzwi do dolnej łazienki i sadzam ją na kibelku. Od razu kuli się osłaniając ciało, jakby w wstydzie. Odkręcam wodę w wannie. Po chwili nieśmiało się rozgląda, więc podaje jej papier. Kiwa główką.
- Jak skończysz, usiądź w wodzie. Obejrzę Cię dokładnie i wyszoruje. - odpowiada znów kiwnięciem głową a ja otwieram szafkę z masą butelek, biorąc jedną z niepodpisanych flamastrem – Mój tata też miał swoją kotkę. Nazywa się Sara, Tak po części chciałabym, żebyś była do niej podobna. Ładna, zawsze zadbana i wierna. Jak taki prawdziwy, rasowy kot. - dobieram drugi, płaski pojemnik, zaglądając na zawartość – Dobierzemy Ci potem jakoś lepiej wszystko, na teraz musi nam wystarczyć uniwersalne.
Odwracam się by zobaczyć jak stoi przy drzwiach trzymając ręce na klamce. Patrzy na mnie z paniką w oczach i po chwili, szarpiąc drzwiami i zatrzaskując je za sobą ucieka. Zmyliła mnie. Cholera. Podnoszę się spokojnie z podłogi i otwieram szufladę, gdzie tata trzymał różne środki. Wybieram niewielką, wąską strzykawkę automatyczną z środkiem uspokajającym. Ile może ważyć? Pięćdziesiąt kilo? Jedna wystarczy. Wychodzę na korytarz i idę w stronę drzwi. Szarpie za nie, płacząc i panikując. Cholera, jestem za niska i za chuda. Staje za nią i wbijam igłę prosto w pośladek, nim zdąży się zacząć bronić. Płasko opada na podłogę, ciągnąc dłoniami po drzwiach nieprzytomna. A miało być tak pięknie.
- Źle zaczęłyśmy. - mówię, gdy leży na brzuchu na stole, znów w kaftanie wiercąc się – Zapomniałam Ci powiedzieć, że nie masz wyboru. I zobacz, jakie są skutki? A wiesz co jest gorsze, ale w sumie tylko dla Ciebie? Że teraz będę musiała Cię ukarać. Smutne, prawda? Na pocieszenie Ci powiem, że przygotowałam sobie kilka płyt do odsłuchania by Cię zagłuszyć, chociaż knebel pewnie skutecznie zredukuje większość dźwięku. Będziesz więc sobie leżała i cierpiała, a ja zrelaksuje w wannie bo szkoda mi ciepłej wody. Będziesz miała długi czas na przemyślenie „czy powinnam słuchać Pani Tality i dlaczego odpowiedź brzmi tak”.
Wyciągam z szafki butelkę z gęstą zawartością koloru głębokiej czerwieni. Tata zawsze jak robił coś ostrego, dodawał jego kilka kropelek do smaku, ale i tak nikt prócz mnie i jego nie był w stanie tego zjeść. Dwieście dwadzieścia dziewięć shu. Nie jest to może szczyt skali, ale raz przez przypadek podrapałam się po sutce po krojeniu habanero, na którym sos bazuje i... Przyjemne to nie było. Ale to ma być przecież kara? Uśmiecham się do niej wciąż, stawiając butelkę na stole.
- Wiesz, że cayenne potrafi nie palić tylko w buzi? Zaraz się o tym przekonasz zresztą. - napełniam dwie pięciu mililitrowe strzykawki sosem, gdy patrzy – Dobrze, że masz tam dwa otworki jako kotka, a nie jeden jako piesek. Dzięki temu kara będzie dwa razy większa. - przesuwam pasek do góry, gdy wciąż się rzuca i próbuje krzyczeć – Oj spokojnie, Aiszko, spokojnie. Mogłaś mieć teraz masowane plecki kremem, potem byśmy Ci wybrali ubranko i zjadły kanapki. - wsuwam strzykawkę do środka mięsistych warg sromowych, tak by zniknęła do połowy – Widać, nadal jestem zbyt głupia. - rozchylam pośladki patrząc na różowiutki otwór dupki i wkładam tam drugą strzykawkę, również do połowy – Ale bardzo nie lubię, jak nie słucha się co mówię. - wciskam oba tłoczki naraz i w jednej chwili nieruchomieje, a po chwili rzuca się jak ryba wyjęta z wody i wydając takie odgłosy, że nawet knebel ledwo pomaga, gdy wyciągam już puste – Pamiętaj. Twoja pani nie lubi, jak ją się denerwuje, ale za to bardzo lubi karać.
Wychodzę. W łazience rozbieram się i zanurzam w wodzie, włączając na odtwarzaczu starą płytę, jeden z pierwszych albumów Lany Del Rey. Zabawnie ją słyszeć, śpiewającą Born to Die, gdy rozumiesz tekst. Odpalam papierosa i układam sobie ręcznik na oczach. Pierwszy raz od śmierci taty czuje się tak jakoś lekko.
Płyta kończy się Burning Desire. Ciekawe, jak się czuje moja biedna Aiszka. Może już zemdlała z bólu? To by było przykre. Wysuwam się z wanny ociekając wciąż wodą. Rozczesuje i susze włosy. Otulam się szlafrokiem. Spoglądam jeszcze w swoje odbicie. Mama ma rację. Nie ma tam już dawnej Tality. Jestem teraz kimś innym. Wreszcie idę do kuchni. Wciąż leży na stole, ale nieruchomo. Nawet kiedy ją mijam, otwierając lodówkę i wyciągając mleko. Przysuwam sobie krzesło i siadam, by widzieć jej twarz. Ma czerwone od płaczu oczy, cały stół jest mokry od śliny i łez. Patrzy na mnie z przerażeniem, które towarzyszyło jej w izolatce, gdy patrzała na mamę. Tak samo patrzał na mnie rano Rufo.
- Źle? - pije odrobinę prosto z butelki – Mleko świetnie łagodzi ból. - pokazuje jej ją przed nosem – Wystarczyło grzecznie wejść do wanny jak mówiłam zamiast walczyć z zamkniętymi drzwiami. - wstaje i pierw wlewam między rozchylone pośladki do środka, potem przelewam po lekko rozszerzonej palcami cipce – Wybieraj cierpienie, a będzie Ci dane. Bądź grzeczna, a będziesz pieszczochem. Łatwe, prawda? - odstawiam butelkę, z powrotem siadając na swoim miejscu - Nie wiem jak ty, ale jestem głodna. Zjemy coś i pójdziesz spać. Mogę Ci dać coś na sen, jeśli trzeba. W kaftanie zostaniesz kilka dni za karę, by Cię nie kusiło więcej. Knebel, póki co też zostanie na miejscu, będę go tylko zdejmowała do posiłków. - głaszcze ją po buzi, drapiąc po podbródku i za uchem – Będzie nam dobrze, prawda?
Nie reaguje, chyba, że cieknącymi po bokach twarzy łzami. Tata miał swój wieczorny rytuał robienia kanapek. Zawsze przygotowywał dwie z dżemem i masłem orzechowym, odcinał skórki i dzielił pierwszą na cztery mniejsze. Szedł wtedy do pokoju, wszystkie cztery rozsuwałyśmy swoje dupska na kanapie, siadał między nami. „Kawałek dla kotka, kawałek dla większego Zajączka, kawałeczek dla mniejszego Zajączka, kawalątek dla kociątka i cała dla dużego.” rozdawał, a któraś próbowała mu podkraść drugą kanapkę z talerza. Sama robię też dwie, ale dziele je na trójkąty. Stawiam talerz na kolanach i zdejmuje jej knebel. Wargi jej się drżą z cieknącą śliną. Wsuwam kawałek kanapki między nie, by mogła ugryźć. Sama biorę drugą do ust, odgryzając kawałek. Reszta wieczoru przebiega bez zakłóceń.
Aisza siedzi na kanapie w swojej ulubionej pozycji. To znaczy, z pośladkami na łydkach. Chociaż w ustach wciąż tkwi knebel, to kaftan zastąpiła już miękka biała koszulka z krótkim rękawem z wizerunkiem jednorożca, oraz czarne spodenki, imienna obróżka i skórzane kajdanki łączone dość ciasnym oczkiem. Ciężko stwierdzić, czy jej wzrok jest bardziej zaciekawiony czy przestraszony, niemniej co jakiś czas jej wzrok wędruje w stronę siedzącej na fotelu Sary, to na przyklejoną do mnie Oszke, która rzeczywiście ma nową sukienkę i opiera swoje łapki na morelowym pluszowym kucyku z nadwagą.
- Oszka wierciła mi dziurę w brzuchu, by Cię zobaczyć. - mówi Sara uśmiechając się przyjaźnie to do mnie, to do Aiszy – Zuzia pożyczyła nam samochód, bo miała zamiar dzisiaj nie ruszać się z łóżka.
- W sumie i tak nie miałam żadnych planów. - odpowiadam jej z uśmiechem, głaszcząc po plecach blondynkę, która wyciera we mnie swój czerep - Głównie siedzę z Aiszą i próbuje rozgryźć pismo taty. Znalazłam kilkanaście notatników. Wzory, liczby i inne rzeczy. Nigdy nie rozumiem jego technofobii. Nawet komórki nie miał, tylko pager. O i samochód. - spoglądam na Aiszę, po czym po angielsku jej mówię – To jest Sara. Była kotem, jak ty teraz. A to jej córka, Oszka. - wskazuje głowę wysuwającą się przy moich żebrach – Widzisz, jakie są grzeczne i zadowolone? A kto mnie wczoraj ugryzł jak karmiłam mlekiem? - podnoszę dłoń z plastrem na palcu – Mam kombinerki, więc mogę Ci te zębiska wyrwać i Oszka będzie Ci przeżuwać i karmić wszystkim innym niż mleko. - drapie Oszkę po głowie, która chichocze
- Dziwnie teraz wyglądasz, Taly. - kładzie się bokiem na moich kolanach – Ale i tak Cię lubię. - szczerzy ząbki, po czym unosi kucyka i podaje do Aiszy – Ona zostanie z nami? Będziemy spały w trójkę. Będziemy przytulały we dwie Tapa, by nie chrapał, a ty nas.
- O nie, skarbie. - mówi szybko Sara do niej - Wracasz ze mną do Zuzi. - młoda otwiera buzię by zacząć strajk – Bo powiem Taly co powiedziałaś o Mauren. - Oszka chowa głowę w mój brzuch, czerwieniąc się po czubki uszu
- Co powiedziałeś Pierożku? - łaskocze ją po dupce – Mam być zazdrosna?
- Mlmfm.. - rozlega się, gdy wciera głowę w bluzkę – Mlfffm.
- Teraz to się wstydzi. - chichocze Sara – Mam powiedzieć?
- Nie. - wyciąga głowę i odwraca twarzą do swojej matki – Powiedziałam, że ma ładne obrazki i też bym takie chciała, bo mama ma kotka na plecach, więc ja bym chciała kucyka jako niespodziankę dla Taly.
Ja i Sara zaczynamy się śmiać. Aisza, biedactwo, nie rozumiejąc przygląda się nam jakbyśmy omawiały plan jej tortur. Wyciągam rękę i głaszcze ją po tych końskich ogonach, w których zawsze wygląda ślicznie. Unosi ręce w proszącym geście i porusza nosem.
- Siku? - wciąż rozbawiona pytam po angielsku, a ona kiwa głową – Oszka z tobą pójdzie. Zdejmiesz jej majtki i usiądzie, dobrze Pierożek? Potem możecie się pobawić u góry, tylko grzecznie. Aisza jeszcze nie jest przyzwyczajona do czułości. - mała kiwa główką i wstaje, zostawiając kucyka na kanapie, chwytając Aisze poniżej łokcia – Idź, idź podgryzacz.
Kiedy znikają w wnętrzu korytarza, wyciągam i odpalam papierosa. Sara opiera twarz na dłoni, przyglądając mi się.
- Aisza ciągle nie chce słuchać. - mówię wreszcie - A mi się nieco udziela w głowie mała mama, która mruczy o tym, że albo ją nauczę posłuszeństwa albo wyląduje w Chinach, jednocześnie nie chce jej zrobić krzywdy.
- Zawsze miała dar przekonywania, że warto słuchać. - chichocze Sara – Ale jak już się jej słuchało, to stawała się mniej groźna, a nawet miła.
- Chyba, że jesteś jej dzieckiem. - krzywię się gdy odrobina dymu wpada do oka - Wtedy wypomina Ci ile godzin Cię rodziła, za każdym razem jak robisz coś nie tak. Ciekawe, czy Ase też tak cierpi. - znów zaciągam się papierosem i wypuszczam dym – Sypiasz teraz z ciocią?
- Oh.. Można tak ująć. - uśmiecha się – Mieliśmy układ, że mogę to robić, gdy mieszkaliśmy jeszcze razem z nią i Majką. Później się przeprowadziliśmy, ale teraz uczucie jakby na nowo odżyło. Tylko, że...
- Brakuje go? - przesiadam się na podłokietnik i otulam ją ramieniem – Jak nam wszystkim, Sara. Wstaje rano, myślę, że na telewizorze już będą włączone kreskówki, Oszka siedzi na Tapie na podłodze, ty leżysz obok niego niczym prawdziwy kot, przytulona. Uniesie głowę, uśmiechnie się i powie „O, zajączek wstał”. Wyciągnie te swoje łapy i mnie złapie, by usadzić sobie na kolanach i drapać nieogoloną twarzą. - spoglądam na kanapę - Tymczasem siadam tam, budzę Aiszę, która zaczyna od nowa płakać, wiercić się i robię byle jakie śniadanie, włączam losowe kanały, sięgam po kolejny notatnik i jakoś dzień leci. - głaszcze ją po plecach, gdy opiera się o moje piersi jak własna córka, chyba instynktownie, tak jak wobec taty – Ciesze się, że przyjechałyście.
- On chciał dla Ciebie normalnego życia. - mówi cicho – Miał nadzieje, że znajdziesz odpowiedniego chłopaka, skończysz studia i będziesz szczęśliwa jak sobie wymarzysz. Dlatego się cieszył, gdy powiedziałaś o przyjaciółkach...
- Kłamałam. - zaciągam się papierosem, nie przerywając głaskania – Poszłam się pieprzyć z facetem, który teraz robi za kurwę największej bety w stadzie mamy. Bo nie umiał mi patrzeć w oczy w czasie seksu. Mogłam być przy nim i sprawdzić, że wyłączył pompę by się zabić. - wycieram łzę z policzka - Nigdy nie umiałam dobrze gadać z ludźmi. Myślałam, że to przez to, i chyba tak jest. Cliford też nie jest kimś z zewnątrz tego świata, jego ojciec załatwiał suki dla brytyjskiego rządu. A ja? Dostaje od mamy dziewczynę, gdy nawet nie interesują mnie tak jak Majkę czy Ciebie. Ona miała to normalne życie, a teraz jest w jak to ujęłaś, koszmarze. Nie umiem jak tata sprawić, że nagle się to okaże dobre i takie fajne by była moją niemą przyjaciółką, a na końcu przyjeżdżała do moich dzieci by je pocieszać. Cholera, przecież ludzie je porywali bo mieli ochotę na własnego seks niewolnika, a potem wymyśli, by sprowadzić je do rangi zwierząt, towaru by nie mieć z tego tytułu wyrzutów sumienia.
Otula mnie rękami, mocniej do mnie przyciskając swoją głowę. To dziwnie przyjemne, powiedzieć to i czuć jej uścisk. Inne od tej lekkości, po karaniu Aiszy. Odmienne od wszystkiego, co wydawało się mi już znane. Jakieś takie specjalne, miłe i pełne poczucie dziwnego szalonego spokoju. To o tym mówiła? To jej dawał tata? A może ona dawała to jemu? Odruchowo całuje ją w czubek głowy, nadal głaszcząc po plecach. Cholera, nawet Oszka z całymi tymi swoimi zabawami i szukaniem pieszczot nigdy nie była taka jak ta chwila. Jakby nagle dowiedzieć się o istnieniu dziury w sercu, bo ktoś zaczął Ci ją wypełniać. Czy o to chodzi? Siedzimy tak chwile, słuchając tylko kroków Oszki, gdy pewnie pokazuje Aiszy swój kojec. Przeniosę ją tam z spaniem, przynajmniej póki nie będzie chciała sama podchodzić do ręki.
Błogość przerywa dźwięk samochodu na podjeździe. Wstaje z spalonym samoczynnie papierosem, który wrzucam do popielniczki i wyglądam na podwórze.
- Kawaleria. - mruczę patrząc – Ase. Z mamą. U, wzięła Cliforda nawet. Zobacz, co za dżentelmen i lizus. Pomaga mamie ramieniem. - otwieram okno by dym wywietrzał – Nastawisz wody? W szafce są jeszcze ciastka. Zobaczę co majstrują te dwie u góry.
- Mhm. - Sara podnosi się z fotela – Oszka raczej jest grzeczna ostatnio, więc o nią bym się nie martwiła. - też spogląda w stronę okna – Czasem wciąż mam ciarki z jej powodu. - chichota – Chociaż ostatnie kilkadziesiąt lat mi odpuściła nieco swoje zabawy, gdy mnie z nią zostawiał. - znika w kuchni.
W korytarzyku jest dość cicho, podobnie pod uchylonymi drzwiami do sypialni Oszki. Kiedy jednak lekko je pcham, Oszka siedzi na łóżku z skuloną obok Aiszą, trzymającą ręce między nogami. Ma zamknięte oczy, jakby spała. Oszka głaszcze ją od ramienia do biodra, drugą rękę trzymając na swoim udzie. Unosi swoje niebieskie oczy i pokazuje palec na usta. Uśmiecham się do niej i cicho podkradam obok, siadając przy niej. Opiera się od razu o mnie i kładzie moją dłoń na głowie Aiszy, zachęcając do głaskania.
- Co jej zrobiłaś? - szepcze jej do uszka – Normalnie zasypia tylko jak jej dam specjalne mleko.
- Zrobiła siusiu, poprawiłam ją i przyprowadziłam tutaj. - odpowiada równie cicho - Usiadła na łóżku, a ja wymasowałam jej stópki, potem nogi i na końcu plecy tak jak ty lubisz. - całuje mnie delikatnie w policzek – Potem usiadłam i się tak położyła. Lubi jak się ją drapie nad dupką. - pokazuje na wysokości nerek i przesuwa tam palcami, a Aisza porusza twarzą przez sen mrucząc przez knebel – Musisz to robić delikatnie, wtedy się nie budzi. - czule drapie ją po karku, a ona znów mruczy – Widzisz?
- W jedno popołudnie rozwiązałaś coś, co ja nie umiem od tygodni. - odpowiadam jej, całując w uszko – To ty powinnaś być jej opiekunką, nie ja.
- Oj po prostu patrzałam co robi Pan mamie. - odpowiada z uśmiechem – Pani Zuzia robi jej to co ja tobie, ale powiedziałaś, że jeszcze nie można i....
Prycham zbyt głośno, a Aisza otwiera oczy, patrzy na mnie i znów wydaje się przestraszona, opuszczając go na siebie. Drapie ją po podbródku.
- Podoba Ci się Oszka? - pytam ją po angielsku – To straszna gwałciciela. Dziwne, że nie trzyma teraz łapki w twoich majtkach. - unosi wzrok z powrotem na mnie, patrząc żałośnie – Przyjechała ta pani, która mi Cię dała. Przywitasz się z nią ładnie, co? I jak grzecznie bez jęczenia, krzyczenia i płakania zjesz obiadek to pomyślimy o tym, czy możesz chodzić już bez knebla. - nie przerywam pieszczoty - Jutro dostarczą twój ogon. Będziesz musiała się z nim szybko oswoić, bo jeśli będziesz go wyciągać to Pani będzie zła. A co robi zła Pani Talita?
- Mfffm... - rozlega się w odpowiedzi z jej ust, ale Oszka pochyla się i całuje ją w czółko, przeciągając dłonią po brzuchu, na co wydaje się nieco bardziej zadowolona
- Posiedź z nią jeszcze chwilkę, ale potem przyprowadź, dobrze? Moja mama pewnie będzie chciała ją zobaczyć. - drapie tym razem Oszkę po boczku wkładając rękę za jej plecami – Kto wie, może tu jej urządzimy pokoik, skoro i tak mieszkasz ze mną Pierożku? - chichocze w odpowiedzi i nadal głaszcze Aiszę jakby ona była małą dziewczynką, a Aisza prawdziwym kociakiem.
Schodzę z powrotem na dół, gdzie jest przeciwnie, dość głośno. Ase siedzi na kolanach średniego wzrostu hindusa z zadbanym, krótkim zarostem. Mama siedzi obok, trzymając kubek kawy i prowadząc dość jednostronną rozmowę do Sary, która kiwa tylko głową. Nabyte odruchy są okrutne, ale cóż.
- Cześć mamo. - wieszam jej się na szyi od tyłu i całuje w policzek – Cześć siostra, hi Cliford. - ściskam dłoń ostatniego – Zostaniecie na obiad? Planowałam jechać po chińszczyznę, skoro mama chce mnie wysłać do jakiegoś wujka Tonga czy innego Kima.
- Śmierdząca Smoczyca mnie tuli. - prostuje się – I mój brat nazywa się Lung. Ożenił się modo i ma trzech synów. - odwraca głowę do mnie – Nadal nie nauczyłaś się gotować?
- Pracuje nad tym. - krzywo się uśmiecham prezentując szczęki – Od kiedy mama dała mi kota, więc muszę go dokarmiać by nie zdechł, a nie lubi żarcia z puszki. - spoglądam na Ase – A jak wasz Luke? Lubi jedzonko z puszki czy trzeba mu polewać specjalnym sosem?
- Cliford robi świetne cury. - odpowiada pokazując język – Zresztą zwykle jadamy na mieście i bierzemy resztki dla niego.
- Ja coś przygotuje, Smoczyco. - mruczy mama - Może coś się nauczysz przydatnego. - kręci głową odstawiając kubek – Żeby nawet kot umiał sobie radzić z garnkami, a taki smok nie. A właśnie, gdzie twój kotek?
- Bawi się. Grzecznie. Ładnie. - znów prezentuje jej kły - Jeszcze brakuje mi sześćdziesiąt centymetrów wzrostu i około sześćdziesiąt kilogramów by móc ją nosić na rękach.
- Trochę więcej. - koryguje Sara, zasłaniając usta dłonią – Zuzia i ja raz go mierzyłyśmy, ale regularnie go ważyła. Miał dwa metry dwadzieścia cztery centymetry wzrostu i jak zaczynał insulinoterapie miał sto sześćdziesiąt dwa kilo. Potem zjechał do stu dwudziestu.
- Gdyby nie usunął tego guza, pewnie rósłby dalej. - mówi mama jeszcze, wzdychając – Był szczęśliwy, że jesteście normalne. Jego dwa małe Zajączki, co podskakują tacie obok kolan. - znów sięga po kawę, patrząc smętnie w kubek – Pamiętam, jak raz zasnął na fotelu, wy malutkie w zgięciu ramion i Sara na wyciągniętych kolanach zwinięta w kłębek. Jak otworzył oczy i tak na was popatrzał to stwierdził, że mogłam mu usiąść na brzuchu do kompletu. - przekręca kubek w dłoni – Nie kłamał. Był mój na zawsze. - opróżnia większość kubka naraz - Chodź, zobaczymy czy masz coś w lodówce. Sara i Ase nam pomogą co? Zrobimy sobie mały rodzinny obiad.
- Ja... - Ase odwraca twarz na Cliforda, ale ten kiwa głową i całuje ją w usta - No dobrze. Ale wiesz, że nie lubię gotować i...
- Ho! - mruczy mama - Znalazła się kolejna nie lubiąca garów. - przekręca wzrok w stronę fotela - Sara, co ja rodziłam drąc się kilka godzin? Twoje jest ładne i urocze, a ja mam dwie paskudy marudne, co nawet nie lubią tego co rodzice. Może je Zuzia mi podmieniła?
Sara chichocze cicho, podnosząc z fotela, gdy mama wstaje z kanapy. Instynktownie jednak słysząc silnik podchodzę do okna. Może to Majka z ciocią jednak postanowiły wpaść? Nie, za głośne jak na jej auto. Czarny motocykl wygląda na dość ciężki. Kto to? Większa jest szansa, że kosmici wylądują i poproszą o narzędzia do naprawy statku, niż trafi tu postronna osoba. A z powodu obranego przez tatę stylu życia, gdzie większość jego znajomych z branży spotyka się z nim na wystawach, a nie tutaj. Rozgląda się nie zdejmując kasku.
- Kto tam? - pyta Ase stając obok – Jakiś twój znajomy? - postać zaczyna iść w stronę wejścia rosnąc – Wątpię, by ktoś obcy. - idzie wolno, dochodząc do drzwi wejściowych – Gdzie strzelba taty? Jak to włamywacz to sobie poradzimy. Cliford ma swój pistolet.
- Nie wiem. - odpowiadam wreszcie - Idź do góry i powiedz Oszce, by posiedziała jeszcze z Aiszą w kojcu. Tak na wszelki wypadek. - dopowiadam
Idę do drzwi, czekając na dzwonek, kątem oka widząc Cliforda z glockiem w lewej ręce, skrytego przy wejściu do sypialni i Ase wchodzącą po schodach. Poprawiam jeszcze raz bluzkę pod kurtką taty i ułożenie dżinsów na dupie. Czekam. Strzeli dopiero jak wyda się podejrzane. Otwieram, starając się wyglądać w miarę spokojnie.
Pod pachą ma czarny kask motocyklowy, a skórzana kurtka opinająca szerokie barki i grube ramiona jest rozpięta odsłaniając oliwkową koszulę na umieśnionym ciele. Muszę podnieść głowę by zobaczyć jego twarz. Ma pewnie z metr dziewięćdziesiąt. Brązowa skóra jest pokryta czarnym, rzadkim zarostem, a głowa jeszcze krótszą, ale gęstą czarną szczeciną. Pewnie jest w wieku Majki albo coś. Regularne, ostre rysy i idealnie kwadratowa szczęka nadaje mu wyraz dostojnego mężczyzny. Duże, orzechowe oczy wydają się wypełnione spokojem.
- Dzień dobry. - mówi po angielsku z wyraźnie amerykańskim akcentem – Przypuszczam, że dobrze trafiłem? - wolno, po każdym zdaniu stawia długą pauzę - Nazywam się Salomon Juniper. Szukam swojego ojca. Miał nazywać się Dawid Czarnodębski...

Cdn. 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Konrad Milewicz

Wyraź się w komentarzach, nie wstydź się.

Inspiracje:
Aisza - w pierwszej wersji opowiadania (ta zawiera wiele znacznych różnic względem tej) o wizerunek biły się Mila Azul i Jeff Miltoon (obie są Ukrainkami) i skłonny byłem uznać tą drugą, pierwszą zostawiając sobie w zapasie na inny materiał. Potem jednak natrafiłem na "Anal Beer Bitch" z Gia Paige. Opalona brązowo, z końskimi ogonami jak mała dziewczynka, siedząca niczym ta Aiszka w kaftanie bezpieczeństwa z takim niepewnym, przestraszonym wzrokiem. I wiedziałem "to musi być ona". Fragmenty filmu zwłaszcza z tym początkiem znajdziecie w internecie. W każdym razie panie od naszego południowo-wschodniego sąsiada z pewnością się jeszcze pojawią.


W serii ukazały się:

Cykl Kota: (zakończony)

Wspomnienia kota [czyli nieoficjalny Vol 1, kiedy nie wiedziałem, że będę pisał dalej]
Kocie Wspomnienia Vol 2: Ja i inne zwierzaki
Kocie Wspomnienia Vol 3: Zwierzęcia i Ludzie - opowiadanie z powodu długości jest jako część I/II i II/II
Kocie Wspomnienia, vol 4: W ludzkiej skórze

Cykl Właścicielki:

Właścicielka, vol 1 Zmiany

Właścicielka, vol 2: Pupilki

 

^_^

Jak łatwo zapomnieć, czemu to opowiadanie wchodzi w pornografię, gdy pisze się to tak przyjemnie i nagle zapominasz, że tutaj ludzie traktują innych jako swoje zwierzątka domowe do zaspokojania potrzeb (aż trudno mi to czasem wymyślać). 


Komentarze

Weronika16/09/2018 Odpowiedz

Jak zawsze nie zawiodłam się. Opowiadanie świetne. Czekam z niecierpliwością na kolejną część-oby jak najszybciej:)

Dopiero teraz zauważyłem, że wkradł mi się błąd, a nie będę specjalnie jeszcze raz wrzucał w kolejkę moderacji opowiadania:
Przy opisie sosu Talita wspomina, że ma 229 shu. Oczywiście, chodziło o tysiące - da się to zwertyfikować w oparciu o wikipedie na temat Habanero.
Na przyszłość będę starał się lepiej robić korektę i przespać przed wrzuceniem opowiadania. Kajam się, ale część 3 powoli się gryzmoli.

Weronika13/10/2018 Odpowiedz

Będzie kontynuacja? Miesiąc minął, codziennie sprawdzam i codziennie mi smutno, że nic nowego nie ma :(


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach