Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Ostatnia taka impreza - cz. 8.

Cz.  8.

Zmęczona i zaspokojona Bożena, brudna od potu i spermy, ciesząca się ponownym przeżywaniem niedawnych, radosnych chwil, nagle została brutalnie przywrócona do rzeczywistości, słysząc donośny głos:

– Ludzie! Uwaga! Jest za kwadrans jedenasta! – hasło, które wręcz momentalnie otrzeźwiło i zdominowało zachowanie wszystkich w pracowni.

Grupa na chwilę jakby zamarła, potem nastąpiło zamieszanie, a po kilku sekundach wszyscy rozpierzchli się. Zaskoczona nauczycielka szybko otrząsnęła się z oszołomienia i wspomnień rozkoszy, a po krótkiej obserwacji zorientowała się, że każde z obecnych miało jakieś zadanie do wykonania. Wszyscy gorączkowo starali się, aby po ich obecności w pracowni nie pozostał żaden ślad.

Co tam się działo! Bożena oparła się na łokciach, podciągnęła nogę. Kiedy leżała w tak kuszącej pozycji, kilku chłopaków spojrzało na nią z pożądaniem, a ona... patrzyła oszołomiona, nawet rozbawiona, na „mrówki” przy pracy: ktoś szeroko otwierał wszystkie okna, inny postawił na podłodze dwie latarki, ułatwiając pozostałym poruszanie się. Wszyscy palący karnie gasili papierosy w plastikowej popielniczce albo w niedopitych napojach i wrzucali niedopałki do plastikowych worków na śmieci. Dwóch chłopaków, pospiesznie dopinając ubrania, wybiegło z koleżanką na czaty. Inni gasili i wrzucali świeczki oraz wszelkie rzeczy jednorazowego użytku do worków na śmieci. Niedopite napoje gazowane, soki i alkohol wylewano do umywalki, a puste, zgniecione butelki i kartony również kończyły w workach na śmieci. Wcześniej wyznaczone osoby chowały butelki po alkoholu do torebek, garniturów, garsonek. Tylko Andżelika głośno protestowała przeciwko propozycji Wiktora: 

– Chyba pojebało ciebie?! Niczego nie włożę do cipy! Poza solidnym fiutem, oczywiście. No, ale ciebie to nie dotyczy, maluszku – głośno czknęła w kierunku Wiktora i zachichotała.

Chłopak machnął ręką i próbował wcisnąć butelkę do jej torebki bez wyrzucania zawartości. Dziewczyna, chwiejąc się, z ironicznym uśmiechem przyglądała się jego próbom:  

– Próbuj, kolego, próbuj. Swojego peniska wcisnąłbyś bez problemu, ale taka „małpka” to już kolos, co?

W odpowiedzi Wiktor spojrzał na nią wściekle, warknął ostrzegawczo i dalej mocował się z torebką i butelką. Czas upływał. Teraz były ważniejsze sprawy do zrobienia.

Inni cicho i sprawnie stawiali stoły i krzesła na swoich miejscach. Materac postawiono na jego stałym miejscu na zapleczu. Bożena przyglądała się uczniom z niekłamanym uznaniem: 

– Czyżby wcześniej trenowali? – pomyślała z ironią. Na jej twarzy malowało się rozbawienie. – No, no, noo... Mają wprawę. I spore doświadczenie – poprawiła się na kocach i z ciekawością przyglądała uczniom.

Teraz koce były składane i chowane do szaf, a przy umywalce pojawiły się rolki papierowych ręczników. Kilka osób zmoczonymi papierowymi ręcznikami wycierało stoły, parapety i krzesła. Zdrapywano wosk ze stołów. Nawet maskotka dzisiejszego wieczoru, Artuś, został dobudzony, a teraz był gwałtownie i brutalnie przywracany do stanu używalności przez dwóch kolegów. I nie był to miły widok.

Kiedy pracownia już przybrała oczekiwany, codzienny wygląd, dziewczyny ścierały z siebie spermę, śluz, ubierały się, poprawiały fryzury, makijaż. Dwie butelki z płynem do płukania ust krążyły z rąk do rąk. Chłopacy ubierali się, poprawiali koszule, krawaty, przeczesywali włosy. Worki ze śmieciami zostały spuszczone przez okno na lince i czekały na odbiór przez uczniów po wyjściu ze szkoły. Większość żuła gumę. Dopiero tuż przed wyjściem z pracowni wyznaczeni mieli zamknąć okna i podnieść żaluzje. Dwóch chłopaków już pożegnało się i szybko wyszło. To oni mieli zabrać worki spod ściany szkoły i dyskretnie zanieść do śmietnika.

Za nimi wymknął się, nie uczestnicząc w sprzątaniu, skulony i cichy Damian. Nikt nie protestował. Niektórzy żegnali go ironicznymi uśmieszkami.

*

Kiedy lustracja pracowni wypadła pozytywnie, a pierwsza grupa była gotowa do wyjścia z sali, okazało się, że największym problemem staje się nietrzeźwy Arturek, który nadal piętrzy trudności:

– Cief-czy-ny, ja-ki by-em? No, jaa-ki? Hep! Którą wy-e-ba-em? – bezustannie pytał koleżanki podniesionym głosem, rozglądając się przekrwionymi oczyma, półleżąc przy stoliku. Wszystkie zajęte porządkowaniem pracowni i swojej garderoby, czuły się zmęczone jego powtarzalnością. Chociaż tkwił w jednym miejscu, przeszkadzał im samą swoją obecnością. Coraz bardziej irytował je.  

– Cief-czy-ny!! Pyy-tam waaas!! – męczył całe towarzystwo swoją natarczywością, nadal domagając się uwagi.

Na dodatek stanowczo odmawiał pomocy w ubieraniu go: 

– Ja chce jee-jesz-cze jee-bać! Wót-ki! Wóóót-ki!!

– Wódki się nie jebie. Jest do picia. Popierdoliło ciebie, idioto? – trzeźwo zauważyła nadal półnaga Sylwia, sprawnie pomagając partnerce upychać ostatnie koce i zdrapując wosk z blatu stołu.

Chłopak wkurzał wszystkich, ale wszelkie próby oszukania i uciszania chłopaka były nieskuteczne. Nawet solidne razy ‘z liścia’ nie odnosiły oczekiwanego skutku.

– Mówiłem, że nie wróci z innego wymiaru. To nie żarty. Wyprawa w kosmos wymaga kwarantanny – zmartwiony Olek patrzył zniesmaczony na kolegę i trzymał lusterko Oli, która poprawiała makijaż.

Wreszcie któraś z dziewcząt, chyba Wioleta, nie wytrzymała, chwyciła Arturka za włosy, szarpnęła kilka razy głową, zmuszając chłopaka do koncentracji i przyznała, że jeszcze nie widziała ogiera z takim kutasem w akcji! Żadna na pewno nie zapomni jego występu tego wieczoru. Nikt nie trysnął spermą tak daleko jak on! Puściła włosy, sapnęła wkurzona i już odchodziła, ale:

– Doo-kont? Hep! – drążył podpity Arturek, z wyraźnym wysiłkiem próbując przywołać jakieś wspomnienia.

– Doo kont? Aaa: dokąd? Dokąd trysnąłeś? Na piętro! – padła odpowiedź zirytowanej Wioli. Parę osób uśmiechnęło się. Wszyscy pospiesznie przygotowywali się do dyskretnego wyjścia z sali.

– Na..., hep! Na..., Naa-praf-te?! – pytał i z otwartymi ustami uważnie lustrował sufit pracowni. Usatysfakcjonowany chłopak nieco uspokoił się. Coś mu się chyba przypominało. No, fajnie było! Tak, tak! Już pamięta. Kiedy obroty Ziemi nieco zwolniły, uśmiechnął się do siebie i głośno zaczął perorować: 

– By-em śfietny! Hep! Jeesz-cze nich-ty taak nie je-baa-em. Cief-czy-ny... Hep! – Czkniecie zachwiało nim. Spoważniał. Wyprostował się. Przyjął godną postawę. Podniósł dłoń z wyciągniętym w górę palcem wskazującym. – Cief-czy-ny! Hep! Proo-sze nie szaar-pać mnie za woo-syy! To boo-li! – Próbował rozejrzeć się, kiedy z wysiłkiem artykułował swoje pretensje. Chwiał się. Nikt go nie słuchał. – Maam f-fry-su-re! Pro-szee was ooo szaa...

– Kurde! Czym mówi ten dupek? Bo nie widzę, żeby otwierał usta! – Wiktor był dociekliwy. 

Arturek zamilkł. Tułów i głowa chłopaka powoli przechylały się w przód. Po chwili głowa opadła bezwładnie i głucho uderzyła w blat ławki. Zapadła cisza. Wszyscy, jak na komendę, spojrzeli w kierunku sprawcy zdarzenia. W pracowni rozległo się jego chrapanie.

– No! I przybił gwoździa. Na wieki wieków. Oby! – skomentował Michał.

– Noo, nie wiem, czy to dobrze – Olek kręcił głową nieprzekonany. Czuł, że kłopoty dopiero nadchodzą.

Od razu wrócono do przerwanych czynności.

Wreszcie grupa uznała, że jest gotowa do dyskretnego pozbycia się Arturka i wymarszu. W ogóle Michał i Krzysiek byli bardzo uczynni, starali się pomagać. Nawet nadskakiwali Julce.

– Spierdalać! – w krótkich, żołnierskich słowach dziewczyna podziękowała im za proponowaną pomoc. Odskoczyli jak oparzeni. – Jeszcze nadejdzie wasza godzina! Popamiętacie mnie...

Byli pewni, że dotrzyma obietnicy. Niewiadomą była tylko skala jej rewanżu. I tego obawiali się najbardziej.

Niestety, po nerwowych przygotowaniach i pierwszej próbie, momentalnie upadł, i to dosłownie, ‘świetny’ plan spuszczenia Arturka przez okno na lince. Kiedy wreszcie z ogromnym trudem udało się posadzić go na parapecie, kolejne sekundy potoczyły się błyskawicznie. Chłopak nagle, bez uprzedzenia i ku zdumieniu wszystkich, płynnie stanął na parapecie, cofnął ręce jak skoczek narciarskich przed wybiciem z progu i z rykiem:

– Leeeć, Kaaa-mil! Leeeć!! – ugiął nogi w kolanach. Zamiast wybić się, co część zgromadzonych już widziała oczyma wyobraźni, stracił równowagę i runął głową w dół! Jedynie przypadek sprawił, że czterech asekurujących już trzymało linkę. Ciężar spadającego ciała gwałtownie wyrwał całą czwórkę do przodu. Trzech upadło, ale żaden nie puścił linki. Może dlatego, że ostatni z nich, dla wygody, owinął się linką. Kto mógł, rzucił się na pomoc! Wszyscy byli przerażeni. Z ogromnym wysiłkiem, po kilku nieudanych próbach, wreszcie zdołali wciągnąć pijanego Arturka.

Reakcje świadków zdarzenia były bardzo różne. Zdenerwowana Julka milczała, tkwiła w miejscu i trzęsła się jak przy ataku febry. Gośka od razu zwymiotowała do umywalki. Oczyma wyobraźni już widziała zmiażdżoną głowę Arturka na betonie. Błażej po chwili odrętwienia rzucił się do trzymania linki. Wioleta siadła w kącie i zanosiła się histerycznym śmiechem. Oli zrobiło się słabo. Kiedy Olek poklepał ją po policzku, ze zdenerwowania zaczęła płakać. Majka wtuliła się w Sylwię i chlipała. Tomek błyskawicznie podbiegł do okna, niebezpiecznie wychylił się i chwycił za ramię bezwładnie wiszącego Arturka. Jacek widział wszystko jak w zwolnionym tempie. W końcu, z opóźnieniem i bardzo wolno ruszył dziwacznym, sztywnym krokiem za kolegą. Kiedy złapał za linkę i zaczął ją ciągnąć, zaczęła wracać naturalna płynność ruchów i energia. Nadal niczego i nikogo nie słyszał. Nawet histerycznych krzyków. Pomagał, tylko pomagał... Półnaga Andżelika, która powoli, wręcz flegmatycznie kompletowała strój, walcząc z szumem w głowie, na widok spadającego Arturka podskoczyła i wydarła się na cały głos. Potem oparła się o ścianę, przycisnęła ręce do piersi, ciężko oddychając i osunęła na podłogę. W napięciu, szeroko otwartymi oczyma obserwowała asekurujących, którzy wciągali Arturka. Kiedy wreszcie wciągnięty, z łoskotem zwalił się z parapetu na parkiet, rzuciła spódniczkę, poderwała się, odepchnęła chłopaków i zasłaniając usta, ledwo zdążyła dobiec do umywalki. Milena nadal stała, wpatrując się w okno przerażonym wzrokiem. Nie potrafiła nawet drgnąć. Jej drugi partner, ułamek sekundy później niż Tomek, rzucił się do trzymania linki.

Po tym wstrząsającym wydarzeniu, niektórzy momentalnie wytrzeźwieli.

*

Arturek, jako jedyny w sali, był teraz ożywiony, bardzo głośny i w dobrym humorze. Fatalny stan jego garnituru i obtarcia naskórka jeszcze nie dotarły do jego świadomości. Koledzy wcisnęli chłopakowi jakąś szmatę w usta. Po udanej akcji ratunkowej wszystko powoli wracało do normy. Część ratowników nadal siedziała na podłodze i ciężko oddychała.

– On jest gorszy od snopka słomy – stwierdził Robert, rozkładając ręce i bezradnie rozglądając się po obecnych. Napięcie znowu rosło, bo kwadrans szybko, zbyt szybko, dla wszystkich obecnych w tej sali, dobiegał końca.

– Kurwa, czerwiec, a temu najebanemu baranowi kojarzy się sport zimowy! – Milena musiała głośno odreagować przeżyte wydarzenie.

– Może nie trzeba wiązać go jak baleron? – rzucił Oskar, przyglądając się pijanemu bohaterowi wieczoru. Czuł potężny ból barku po szarpnięciu linki. Stał dziwacznie wykręcony.

– Przestańcie dyskutować, tylko wyjmijcie mu ten knebel, bo jeszcze udusi się – zauważyła Sylwia. Koledzy wykonali polecenie, ale przezornie nadal trzymali go za ręce. Przyduszony chłopak spuścił głowę i ciężko oddychał.

– Jaaass...!! Aaa-le jaaaass-ta!! – zawodził pijackim głosem. Uniósł głowę z dumnym uśmiechem. – Jaaa... La... Hep! La-taaa-eem! Laa-taaa-em!! Tyyl-ko, kuuur-fa... Lon..., lon..., lond... Oo...

– Lond? Londyn? Leciałeś do Londynu? – ktoś zapytał usłużnie.

– Lond. Eech... Lond-o-fanie tak bo-laoo... – wyjęczał z cierpieniem na twarzy.

– Cholera, ze słoniem by nam łatwiej poszło!! – Krzyśka ponosiły emocje. Też czuł ból barku i pleców po interwencji. Bezsilnie zacisnął pięści. Otworzył je i uderzył dłońmi o uda. Byli bezradni. A czas nieubłaganie płynął. Zdecydowanie zbyt szybko.  

– Kuźwa! – Julka stała przy umywalce z płynem do płukania ust. Jak wszyscy była zaniepokojona, ale w jej uczuciach dominowała wściekłość na pijanego bohatera wieczoru, który nastręczał tyle nieoczekiwanych kłopotów. – Ta męska pizda pogrąży nas wszystkich!!

Andżelika, przejęta tym, czego przed chwilą była świadkiem, jedynie mogła bezgłośnie potakiwać. Intensywnie płukała usta. Nadal szumiało jej w głowie, ale już była trzeźwa.

– Ej, ty! Tylko nie „męska”! – ktoś oburzony głośno zaprotestował.  

– A co?! Jest dziewicą?! – Julka wyraźnie szukała kolejnej okazji do odreagowania emocji. Rozsądnie żaden chłopak nie podjął tematu.

*

Po krótkiej, intensywnej kłótni wszystkich ze wszystkimi, której odgłosy doskonale było słychać na piętrze, wdrożono awaryjny plan autorstwa Olka. Na dole nadal dudniła muzyka. To już ostatnie minuty zabawy, więc w tej chwili żaden z nauczycieli nie wybierał się na piętro. Początkowo dziewczyny były sceptyczne i odmówiły, ale czas naglił, a pomysłów nie przybywało. Za chwilę dyrektor z nauczycielami może skontrolować piętro, więc z pomocą kolegów wykonały Arturkowi ekspresowy makijaż. I sprawdziły efekt. Na Wiktorze. Wywołany po imieniu, odwrócił się i, nieuprzedzony, tuż przed sobą ujrzał rezultat pracy dziewczyn.

– O, matko!! Głupie baby! Uprzedzajcie!! – krzyknął przerażony Wiktor, gwałtownie prostując się i wytrzeszczając oczy.

Grupa cicho chichotała, obserwując nerwową reakcję kolegi.

– Makijaż?! To uważacie, kuźwa, za makijaż?!! Chyba: kamuflaż! – Ciężko oddychał. Rzucił wściekłe spojrzenie dziewczynom. – No, cholera, teraz to nawet po wódce nie zasnę! Dzięki! – Wiktorowi nie podobał się ten żart. Można było odnieść wrażenie, że chwilowo wszyscy dobrze bawili się jego kosztem.

– Artur! A ty, pijany debilu! – teraz zwrócił się do kolegi, zaciskając zęby i grożąc mu palcem. – Kurwa mać! Przynajmniej nie uśmiechaj się!! – Wiktor jeszcze raz głęboko westchnął, kręcąc głową. Jemu nie udzieliło się rozbawienie innych. – Będę miał koszmary – westchnął ponownie i rozejrzał się z uwagą. – Jest jeszcze jakiś alkohol?

– Sooorki – tym razem do świadomości Arturka dotarł cały przekaz – ale jes-tem je-dy-nie poot... poot-chmie-lo-ny. – Dumny z płynnej wypowiedzi, z zadowoleniem rozejrzał się po sali w oczekiwaniu na aplauz i głośno beknął.  

Reszta, mimo poważnej sytuacji, nadal dobrze bawiła się przerażeniem Wiktora. Z kolei zapracowane i zestresowane „głupie baby” poczuły się urażone i w rewanżu Wiktor usłyszał serię „dobrych rad” oraz epitetów – jedne i drugie powszechnie uznawane za wulgarne i obelżywe.

Tymczasem dziewczyny jednak nie próżnowały: podwinęły Arturkowi nogawki otartych spodni nad kolana, rozpięły koszulę i wepchnęły pod nią parę metrów papierowych ręczników w postaci dwóch kul, tworząc całkiem spory i kształtny biust. W akcie rozpaczy, Olek z Olą w międzyczasie przejrzeli otwarte szafy w pracowni i znaleźli rolki krepy. Połączyli je i zaczęli wciskać Arturkowi za pas spodni, imitując spódniczkę. Chłopak opacznie zrozumiał ich zabiegi. Z dumą rozglądał się po sali: 

– Eeech, cief-czy-ny! Niee tee-ras! Niee... Hep! Juu-tro! Naaa nuu-me-rek, zapr-szaam...

Po szybkiej lustracji „głupie baby” uznały, że jest gotowy. Tylko Arturek nagle zaczął coś mamrotać o skromnym rozmiarze. Poszarpaną marynarkę zabrała jedna z dziewczyn stojąca na końcu wychodzącej grupy. Na koniec, zdesperowana i poirytowana Sylwia psiknęła Arturkowi perfumami w usta.

– Ooo, dooo-pre! – zamrugał i mlasnął zadowolony. – Koo-lej-ka! Dla fszyyst-kich! – wrzasnął.

Dziewczynie opadły ręce. Zaskoczona opinią Arturka przez dłuższą chwilę stała z otwartymi ustami, bezradnie rozglądając się. Już nikt nie miał siły na komentarz.

*

Byli gotowi. Dwie dziewczyny chwyciły go pod ręce. Trzecia zasłaniała ich z przodu, a czwarta miała iść z boku. Wszystko zależało od tego, z której strony pojawią się nauczyciele przy wyjściu ze szkoły. Z kłopotliwym ‘towarem’ ruszyły do drzwi. Przed nimi, za nimi, parami i luzem, ruszyli pozostali, z zadaniem wsparcia dziewczyn holujących ich podpitego kolegę.

Andżelika wychodziła w towarzystwie trzech kolegów. Szła o własnych siłach, ale była zmęczona, nadal bardzo zdenerwowana po skoku Arturka. Wciąż szumiało jej w głowie i źle się czuła. Spojrzała na swoją trzyosobową grupę wsparcia:

– Ja pierdolę taką szkołę! Nigdy nie przypuszczałam, że klasa maturalna będzie aż taka ciężka! – ze zdumieniem kręciła głową. – Jak obleję, drugi raz do matury nie podchodzę! Niech ojciec z matką zdają, jeżeli im zależy!

Jednak nadal był problem z Arturkiem. Całą drogę do wyjścia ze szkoły pijackim zawodzeniem domagał się większego biustu! Strzał i poprawka w tył głowy nie zmieniły wymagań chłopaka. Idący z tyłu chłopacy markowali głośną rozmowę o niczym i zasłonili grupkę przy wyjściu ze szkoły. Koleżanki z eskorty z radosnymi okrzykami, zagłuszając głośne protesty podpitego chłopaka, wyprowadzały go ze szkoły, tłumacząc hałaśliwie, że to ‘nowa’ w ich paczce. Inni, zgodnie z planem, zrobili sztuczny tłok, uniemożliwiając bliższy kontakt z ‘koleżanką’ i podobnie jak eskorta Arturka, przesadnie głośno żegnali swoją wychowawczynię. Nauczycielka z politowaniem i skrywanym rozbawieniem patrzyła na swoje uczennice. Chyba nawet zamierzała podejść do nich. Przechodzący chłopcy w porę jej to uniemożliwili. Koleżanki z Arturkiem właśnie mijały drzwi.

*

Błażej oraz Mateusz i Witek wraz z dziewczynami tworzyli sztuczny tłok przy wyjściu ze szkoły. Dwaj ostatni trzymał kochanki pod rękę. Patrzyli przed siebie, starali się udawać przypadkowe spotkanie. Uważny obserwator od razu zrozumiałby, że coś ich łączy... Dla nich nie miało to aż tak dużego znaczenia. Dziewczyny były zadowolone, oni jeszcze bardziej i byli umówieni na spotkanie za kilka dni. Chłopacy uprosili je. Milena i Gosia zgodziły się, nie okazując przesadnego entuzjazmu. Były bardzo zadowolone po dzisiejszym seksie, ale w krótkiej rozmowie uznały, że stonowana reakcja zagwarantuje większe starania kochanków przy kolejnym spotkaniu.

Po zakończeniu nauki spotykali się co jakiś czas. Latem, dla uczczenia udanej matury i rozpoczęcia studiów, wyjechali we czworo na wakacje w ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem. Kiedy widywano ich razem na spacerach, w drodze na posiłki, na plaży, trudno było określić: kto z kim tworzy parę. Aby dodać pikanterii wypoczynkowi, umówili się, że seks we dwoje „obowiązuje” tylko w nocy. Zgodnie z umową chłopacy między sobą uzgadniali partnerki na noc. Zresztą, jeżeli w ciągu dnia uprawiali seks to na ogół we czworo, sporadycznie we troje. Sperma i alkohol lały się strumieniami. Prawdziwe bachanalia! Dziewczyny jeszcze wiele lat później wspominały te wakacje jako najbardziej udane. Wyszły za mąż za bardziej umiarkowanych seksualnie partnerów i pozostały w luźnym kontakcie. Mimo takich wyborów, jeszcze wówczas organizowały dyskretne spotkanie dla ich czwórki. A może dlatego?

*

Daria ze Zbyszkiem przyłączyła się do tłumu tworzonego przez wychodzących z pracowni na piętrze. Kacper objął Kamę i zanim zdążyła zaprotestować, szli za swoimi seks-partnerami. Już byli umówieni na kolejne spotkanie, tym razem u Darii. Kacper miał ochotę poszaleć z Kamą, zaproponował spotkanie za kilka dni, ona zgodziła się i chłopak już odliczał dni do najbliższego spotkania. Uznał, że musi ją nieco lepiej poznać, żeby podczas spotkania z Darią i Zbyszkiem nie była taka sztywna. Wówczas nie będzie już podlewał Kamy alkoholem. Dziewczyna chętnie wyraziła zgodę, bo obawiała się, że długo może nie mieć okazji na regularny seks. Nadal była podniecona seksem we czworo w łazience. Akurat miejsca nie wspominała najlepiej, ale seks.... Nie przyznawała się, jednak to ona pierwsza chciała zaproponować kolejne spotkanie, więc kiedy Zbyszek zapytał o powtórkę, chciała wręcz krzyknąć z radości! Tylko sporadycznie uprawiała seks. Tyle nasłuchała się opowiadań koleżanek, a teraz sama będzie zaspokajana przez dwóch chłopaków! I taką bezpruderyjną dziewczynę! Już nie mogła doczekać się ponownego penetrowania blondynki dłonią. Kiedy Kacper objął ją ramieniem, przylgnęła do niego ciałem. Zdecydowała, że będzie otwarta na propozycje kolegi. Słusznie uznała to za gwarancję regularnego seksu z chłopakiem.

– Fajnie zapowiadają się najbliższe miesiące – pomyślała z radością, ściskając Kacpra.

Trafnie oceniła najbliższą przyszłość. Spotykali się ponad rok na seks. Czasem udało się nakłonić jakąś inną dziewczynę, ale tylko sporadycznie. Chłopaków nie szukali. Potem studia zdominowały ich kontakty towarzyskie, jednak na seks z Darią i Zbyszkiem spotykali się do końca studiów. Kiedy podjęli pracę, każde znalazło krąg znajomych i tam spełniało się.

Kama nieco zmieniła swoją dietę i tryb życia na bardziej aktywny. Wyrosła na atrakcyjną, szczupłą kobietę o sporym biuście. Zawsze miała kilku kochanków. Zawsze ona wybierała kochanka i decydowała o terminie spotkania w swoim eleganckim mieszkaniu. Miała dobry gust. Tak do wystroju apartamentu, jak i mężczyzn. Jeszcze przez kilka lat po studiach jej kochankiem pozostawał również Kacper. W dużej państwowej firmie szybko awansowała i przez wiele lat zajmowała eksponowane stanowisko, ściśle odseparowując życie prywatne od pracy zawodowej. Dlatego po latach w firmie mylnie określano ją mianem „starej panny”. Traktowała je jako nagrodę za skuteczne maskowanie swojej prawdziwej natury. Kochankowie nigdy o sobie nie dowiedzieli się, przekonani o swojej wyjątkowości, a ona czasami, realizując swoje marzenia, bawiła się w większym gronie. Nigdy nie wyszła za mąż.

Kiedy Kacper definitywnie rozstał się z ciałem Kamy, ożenił się. Potem rozwiódł. Jeszcze dwukrotnie żenił się i rozwodził. Czwarta, stała partnerka w jego życiu okazała się ostatnią. Była prawie 20 lat młodsza od niego. Lubiła różne udziwnienia w seksie, była otwarta na nowe pomysły. Kacper, dobiegając pięćdziesiątki, wreszcie znalazł partnerkę, która również w seksie spełniała jego pragnienia. On, w miarę możliwości, spełniał jej oczekiwania. Opuściła go po ośmiu latach, kiedy jego potencja znacznie zmniejszyła częstotliwość współżycia. Wówczas Kacper definitywnie zamknął etap aktywności seksualnej w swoim życiu. Dzięki przypadkowi odnowił kontakt z Kamą. Często rozmawiali przez telefon. Mimo nalegań i zaproszeń Kamy, nigdy jej nie odwiedził. Zawsze coś "stanęło mu na przeszkodzie". Nigdy nie spotkali się. Starał się być dobrym ojcem dla dwóch córek, które po usamodzielnieniu się przestały go odwiedzać.

Daria wytrzymała ze Zbyszkiem jeszcze kilka lat po studiach. Potem rozczarowanie partnerem rosło, bo nie był w stanie zapewnić takiego standardu życia do jakiego przyzwyczaili ją rodzice. Zresztą dla nich też był za biedny jako partner ich córki. Zderzenie z dorosłością okazało się dla Darii zbyt bolesne i bardzo rozczarowujące. Rozstali się. Zbyszek znalazł dziewczynę, która z czasem zaczęła spełniać seksualne oczekiwania partnera. Powoli wprowadzał ją w świat seksu, o jakim nie miała pojęcia. Była szczęśliwa i w pełni oddana partnerowi, który tak wzbogacił jej życie intymne. Nie zdecydowali się na dziecko.  

Daria spotykała się z wieloma mężczyznami. Równie często z jednym, jak z dwoma lub trzema kochankami. W bardziej trwałych związkach pozostawała dość krótko. Jej wybujałe wymagania seksualne na ogół były głównym powodem rozstania, ale nie ogłaszali tego nawet znajomym. Sama uroda umożliwiała jej przebieranie w bardzo licznych propozycjach. Cóż, miała swoje potrzeby. Naprawdę spore! Ale przecież była nimfomanką. W określonych sytuacjach nie ukrywała tego, zapraszając atrakcyjnego mężczyznę na seks. Jednak żaden z kochanków nie potrafił się nią zaopiekować tak jak Zbyszek i nie był w stanie zaspokoić jej potrzeb tak jak on. Odważnie przyznała się przed sobą, że tęskni do jego pomysłów i do niego. Kiedy zbliżała się do czterdziestki, nagle doszła do przekonania, że wreszcie trafiła na właściwego mężczyznę. To znowu był „ten” seks! Został jej partnerem. Czuła się zaspokajana jak za dawnych lat! Jej życie seksualne ponownie nabrało rozpędu i różnorodności, których tak pożądała! Znowu seks, w pojedynkę i grupowy, sprawiał jej tyle radości jak przed laty! Jak jej chciało się żyć! Przy każdej okazji odwdzięczała się partnerowi.

Zginęła w wypadku, kiedy straciła panowanie nad samochodem i wypadła na ostrym zakręcie. Spóźniona i podniecona z nadmierną prędkością pędziła na spotkanie w wielokącie, zorganizowane przez partnera. Miała być główną atrakcją.

*

Grupa z Arturkiem zatrzymała się dopiero w bezpiecznej odległości, poza terenem szkoły. Dziewczyny były zdenerwowane i fizycznie wyczerpane jego holowaniem.

– No, NARESZCIE! – westchnęła głośno, wyrażając ulgę chyba wszystkich zaangażowanych w wyjście z Arturkiem, jedna z dziewczyn. Nikt się nie odezwał.

Tylko nieświadomy sytuacji Arturek coś bełkotał. Dołączali pozostali i przejęli kolegę. Powoli schodziło z nich napięcie. Udało się! Udało!! Jednak nikt nie miał siły okazywać radości.

– Kurwa, na maturze nie będzie takiego stresu ze ściąganiem jak z tą pizdą na zabawie – wysapała zdenerwowana Wioleta, opierając się o płot i spode łba patrząc na Arturka.

– Przez tę gnidę to zawału można dostać! Spieprzył nam zabawę!! – kręciła głową Sylwia.

– Nie potrafi pić, więc niech nie wpierdala się na zabawę! – wściekła Milena, w pełni świadoma konsekwencji, gdyby wydała się cała afera z pijanym Arturkiem i seksem w pracowni, ledwo panowała nad sobą.

– Ja bym go wyjebała, żeby dobrze zapamiętał imprezę! – mimo sporej porcji seksu i zemsty na Damianie, Julkę ciągle nosiło. Głośno nikt się nie przyznał, ale męska część grupy uwierzyła jej. Kilka dziewczyn głośno poparło ją.

– No co wy, najgorsze już minęło!

– Dajcie mu spokój. Dość się nacierpiał.

– Przecież już wszystko jest OK – odzywali się kolejni chłopacy ugodowym tonem w obronie pijanego kolegi.

I nagle, na przekór prośbom, Julka dała upust swojej złości. Miała dość Arturka! Najpierw rzuciła wściekłe spojrzenie w kierunku ugodowo nastawionych kolegów, a potem, z kilku kroków rozbiegu, kopnęła chwiejącego się Arturka w tyłek! Mimo szpilek na nogach, nikt nie zdążył jej powstrzymać. Centralnie trafiony Arturek jęknął, gwałtownie wyprostował się, zamarł w bezruchu z wyrazem zdziwienia na twarzy i po chwili odpowiedział donośnym pierdnięciem! A potem z ulgą na twarzy szeroko uśmiechnął się!

Wszyscy spojrzeli na siebie zdumieni i... wybuchli niepohamowanym śmiechem! Śmiali się głośno, rechotali, patrząc na siebie, na pijanego chłopaka i na zdezorientowaną Julkę, która stała jak wryta. Rozglądała się zaskoczona ich reakcją, a po chwili wpadła w zaraźliwy chichot. Kiedy mijała pierwsza fala śmiechu i już, już uspokajali się, ktoś wskazał na Arturka i znowu wybuchli śmiechem. Potem wystarczyło naśladować odgłos wydany przez chłopaka albo tylko pokazać go palcem i grupa znowu głośno śmiała się. Ktoś gestem określił zarys sylwetki Arturka i pięścią naśladował atak Julki. Wywołał kolejny wybuch śmiechu. Trwało to i trwało. Mijały kolejne minuty, a oni nie przestawali śmiać się. Reakcja była zaraźliwa. Aż łzy płynęły im z oczu. Nikt nie musiał nic mówić. Rzut oka na Arturka i kolejny wybuch śmiechu aż do bólu brzucha! To było ich katharsis po wyczynie Arturka na parapecie okna pracowni. Kiedy wydawało się, że wreszcie przestaną, zdyszana Julka pokręciła głową i głośno westchnęła:  

– Ale puścił karakana! – Znowu zaczęła głośno chichotać. Już po chwili, mimo usilnych prób, wszyscy pokładali się ze śmiechu. Część trzymała się za brzuch, inni nie potrafili samodzielnie ustać i trzymali się najbliżej stojących. Jedna, potem kolejne osoby opierały się o ogrodzenie, ramieniem zasłaniając łzawiące oczy. Ci śmiali się cicho, próbując nie patrzeć na grupę. Ból mięśni brzucha już nie pozwalał na więcej.  

– Arturek, nareszcie kupisz tanie auto. Gaz już masz!

– Arturek, puść smugę!

– Arti, włącz dopalacze!

– Artek, a ogniem też razisz wroga?

– „Artur one” – ekologiczna broń biologiczna!

– Arturek, Rosja zbankrutuje przy twoich dostawach!

Każdemu prowokacyjnemu komentarzowi towarzyszył głośny wybuch śmiechu.

– Proszę, przestańcie – błagalnym tonem wyszeptał Wiktor, próbując opanować atak śmiechu. Opierał się o ogrodzenie szkoły, jedną ręką ściskał brzuch. Nie patrzył na grupę, ale, niestety, słyszał komentarze i śmiechy. Wszyscy z trudem oddychali i... ponownie zanosili się początkowo tłumionym i znowu coraz głośniejszym śmiechem, kiedy zaczynała się śmiać reszta grupy.

– Ja pier... Chyba zlałam się! – głośno oznajmiła rozbawiona Majka ze łzami w oczach. Wszyscy jak na komendę wybuchli głośnym śmiechem.

Kiedy uspokoili się, swoje dołożyła chichocząca Wioleta: 

– Ja już dawno mam mokro! – śmiała się coraz głośniej, wycierając łzy i nerwowo przestępując z nogi na nogę.

Rzut oka na dziewczynę i kolejny wybuch śmiechu ogarnął grupę.

– A mnie chlupie w szpilkach! – Andżelika zaniosła się zaraźliwym rechotem. Natężenie śmiechu w grupie wzrosło.

Olek siedział na chodniku, kolana mocno obejmował rękoma i kiwał się jak dziecko z chorobą sierocą, bo już nie potrafił zapanować nad bólem brzucha. Śmiał się po cichu i patrzył tylko w dół. Wytrwale starał się liczyć kamyki leżące u jego stóp, bezskutecznie próbując opanować kolejne napady śmiechu. Ola opierała się ręką o jego plecy, drugą próbowała bić się po udzie, albo chłopaka po plecach, a między kolejnymi atakami śmiechu, wycierała łzy i bezsilnie kręciła głową.

Nadjeżdżający patrol zwolnił na widok uczniów. Policjanci uważnie spojrzeli przez szyby wozu na roześmianą grupę. Popatrzyli na siebie, na uczniów płaczących ze śmiechu, znowu na siebie, zgodnie wzruszyli ramionami i pojechali dalej.

– Spo... Spo-kójjj! Cii-sza!... Jjjusz ..óś-no! Hep! Sze-ee-pra-szam... Niee foo-lno... Nie fol-no ha-ła..., ha-ła-so-faać! – głośno bełkotał chwiejący się Arturek, podtrzymywany przez roześmianych kolegów. Miał zamknięte oczy.

*

Bożena poczuła się nagle osamotniona, porzucona. Leżała naga, nikt się nią już nie interesował. I wtedy dotarło do niej, że powinna pojawić się na dole elegancko ubrana, w jako takiej fryzurze! Spojrzała na swoje ciało i zobaczyła liczne ślady spermy na pończochach. Czuła jak ogarnia ją przerażenie. Nagle, ze stanu euforii seksualnej szybko zbliżała się ku atakowi histerii. Obok niej pojawił się Robert. Uśmiechnął się życzliwie.

– Chodź – podał jej rękę, pomógł wstać i zaprowadził do łazienki. Kobieta, idąc za nim między sprzątającymi uczniami, wstydliwie zasłaniała nagie piersi i łono. Odprowadzało ją parę pożądliwych spojrzeń. Przyniósł jej ubranie, szpilki. Rolkę ręczników papierowych i podróżne mydełko w płynie postawił na parapecie. Stała naga, zasłaniała rękoma swoje ciało, przygarbiona i zagubiona w sytuacji, nad którą nie panowała. Zdenerwowana patrzyła na niego. Kiedy minęło podniecenie, a raczej szał namiętności, nie potrafiła odezwać się. Myślała o konsekwencjach. Bała się.

– To nie twój zapach, ale musi wystarczyć – wskazał na mały pojemnik. – Kiedy zejdziesz, przyniosę ci torebkę. Wtedy poprawisz makijaż, a potem podam płaszczyk – rzeczowo uprzedził. – A tu szczotka do włosów, od dziewczyn. Do zwrotu! Na wyjście wystarczy jak przeczesz włosy – uspokoił nauczycielkę. – Aha! W drzwiach jest zamek. Możesz skorzystać, jeżeli boisz się, że wejdzie ktoś przypadkowy. – Przez chwilę taksował ją w milczeniu.

Patrzyła na niego stojąc w kuszącej pozie. Nie wiedziała, czy znowu nie zechce...

– Byłaś świetna – poufale poklepał ją po gołych pośladkach i wyszedł z łazienki. Na klepnięcia zareagowała grymasem. Westchnęła głęboko, po raz kolejny myśląc o tym jak szalała z uczniami.

– Cóż, seks odmładza. Z młodymi w dwójnasób – uśmiechnęła się do lustra. Z obawą spojrzała na drzwi. Podbiegła i zamknęła je na zamek. Spokojnie podeszła do umywalki, puściła wodę i pospiesznie zaczęła zmywać spermę.

*

Nauczycielka geografii założyła ponczo i skierowała się do drzwi. Któraś z koleżanek spostrzegła, że ma pogniecioną sukienkę, ale nic nie powiedziała. Uznała, że to wina marnego materiału. Starała się skłonić Teresę do rozmowy, bo w jej zachowaniu było coś niepokojącego. Geografka próbowała uśmiechać się, głośno pożegnała wszystkich i skierowała się do wyjścia ze szkoły. Jeszcze po drugiej stronie ulicy koleżanka widziała migające jej szaro-żółte szpileczki. Teresa miała chyba jakieś kłopoty... Ale szybko o niej zapomniała, koncentrując się na kolejnej hałaśliwej grupie uczniów wychodzącej ze szkoły. Jej klasa! Dostrzegła, że uczennice przemalowały Arturka i zrobiły mu biust z papieru.

– Taki sympatyczny chłopak. Na co on pozwala tym dziewczynom – westchnęła w duchu. Już ruszyła w ich kierunku, żeby pomóc chłopakowi, ale właśnie wówczas jakaś zwarta grupka uczniów przesuwała się przed nią do wyjścia. Dłuższą chwilę czekała aż grupa minie ją, ale wtedy dziewczyny z Arturkiem już zniknęły za drzwiami. Jeszcze na schodach darły się, przekrzykując hałaśliwego kolegę.

*

Bożena szła powoli, z trudem opanowując drżenie nóg. Była bardzo zmęczona. Wychodziła, pożegnawszy się ze wszystkimi nauczycielami, obdarowując ich uśmiechem, machaniem ręki z pewnej odległości i głośnym „Do widzenia państwu!”. Bała się, że ktoś może od niej poczuć mocniejszy alkohol albo przypadkowo zobaczy poplamioną spódniczkę, którą zasłaniała płaszczykiem. Dyrektor skrył swoje rozczarowanie i ukłonił się. Pani Bożena podobała się mu jako kobieta i czasami starał się pobyć w jej towarzystwie. Przed paroma laty rozwiódł się i miał ochotę na znacznie więcej, ale instynktownie wyczuwał, że nie powinien startować w tej konkurencji. Inni też jej pomachali albo skłonili głowy. Już nie założyła pończoch poplamionych spermą. Na pytanie jednej z ciekawskich nauczycielek, stojącej przy drzwiach wyjściowych, o ten element jej ubioru, wyjaśniła, że rozdarła w trakcie tańca i musiała zdjąć.

Przeszła na drugą stronę ulicy, minęła bloki i właśnie przechodziła obok dużego parkingu. Nagle ktoś zagrodził jej drogę. Na pewno mężczyzna. Przez moment stał jakieś dziesięć metrów od niej. Nie widziała jego twarz. Teraz powoli ruszył w jej kierunku. Dookoła ani żywej duszy. Rozejrzała się zaniepokojona. Przycisnęła torebkę do tułowia.

– Spokojnie. Nie bój się.

Odprężyła się i westchnęła cicho. Poznała głos Roberta. Przestała ściskać torebkę.

– Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował chłopak. Bez słowa ruszyła z nim. Cieszyła się, że zbliża się koniec roku i takich ekscesów.

Jakże myliła się...

K o n i e c




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach