Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sesja fotograficzna - 1.

Część 1.

– Panie dyrektorze, mogę już wyjść? – zapytałam grzecznie, chociaż w środku wszystko się we mnie gotowało.

– Ależ, oczywiście, pani Lidko. Jednak mam nadzieję, że zmieni pani zdanie. Na pewno opłaci się, zapewniam. Bardzo cenię pani kwalifikacje i urodę – uśmiechnął się znacząco, kiedy wychodziłam. Nie podniósł kupra. – Zważywszy, że niedługo ocena kadr – dodał, kiedy byłam już przy drzwiach.

– Gnój! Myśli, że szantażem zmusi mnie do zmiany decyzji! Mam w dupie jego ocenę! Zemści się i nie da mi premii!

Nie było tajemnicą, że nasz szef nie przepuści żadnej babie. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt głośno nie protestował. Mobbing? Założyć sprawę w sądzie? Ile to będzie trwało? Każda wiedziała, że powrót do takiej pracy prędzej czy później kończy się zwolnieniem. Powód zawsze się znajdzie. Choćby najwygodniejszy – redukcja etatów albo restrukturyzacja. Złożenie skargi do zarządu firmy? Wolne żarty! Która odważy się naskarżyć na szefa, jeżeli sprawy załatwiał w cztery oczy? Sporo kobiet zaliczył, inne mu uciekły, jeszcze inne udało mu się zwolnić, bo nie chciały dać dupy, ale niektóre skorzystały: awans, premia, nowa umowa. Ponoć niektóre kierowniczki działów dostały awans za seks z nim. Jedne mogły sobie pozwolić na rezygnację z pracy, bo mąż dobrze zarabiał albo zdołały znaleźć inną pracę. Pozostałe żyły z zasiłków, szukały pracy albo w ogóle zniknęły nam z horyzontu. Miał władzę, pieniądze, więc i kobiety zdobywał w miarę swoich potrzeb.

Teraz ‘przykleił się’ do mnie. Ale ja nie miałam ochoty na niego. Nie podobał mi się, a ja nie zmieniam upodobań tak szybko. Mógł mi zabrać premię. Przeżyję bez niej. Niech dupek wali kozy na pastwisku.

*

Już trzeci miesiąc byłam bez pracy. Jednak szef dopiął swego: restrukturyzacja. Tyle mojego, że mu powiedziałam parę zdań, i to przy sekretarce, a na koniec pokazałam środkowy palec. Tego sekretarka nie widziała. Był czerwony jak burak, bo resztki rozsądku nakazywały mu milczeć. Swoją drogą, sekretarkę też już dawno temu zaliczył. Tak mówiono u nas. Słyszałam, że moją sprawą żyła cała firma. Małe pocieszenie. Na gwałt potrzebowałam pieniędzy! Nawet zgodziłabym się na gwałt za pieniądze. W tak trudnej sytuacji się znalazłam!

– W końcu, mimo mojego wieku, wyglądam jeszcze dość atrakcyjnie, dbam o siebie i niejeden facet miałby na mnie ochotę – uczepiłam się tego rozwiązania kłopotów. Kiedy przetrawiłam ten pomysł, zebrało mi się na wymioty.

Z bezsilności powoli wpadałam w rozpacz i łapałam się na czymś, co chyba określa się napadami histerii, bo nie byłam w stanie znaleźć żadnego zadowalającego rozwiązania. Od kilku miesięcy były mąż i ojciec moich dzieci nie przysyłał alimentów, więc przypuszczałam, że miał spore długi albo dorabiał za którąś granicą, albo zwyczajnie bawił się moimi nerwami. Moja ostatnia pensja nie wystarczy nam zbyt długo na życie i wszystkie opłaty, a dzieciaki też czasami coś muszą jeść.

Egzekucja majątkowa już nie wchodziła w rachubę, bo w swoim jednopokojowym mieszkanku przezornie miał tylko kilka mebli, których nie było sensu spieniężać. Nie miał konta w żadnym banku, a mieszkał u swojej partnerki w dwupoziomowym ‘gniazdku’ liczącym ponoć 100m2. Podejrzewałam, że wszystkie oszczędności ulokował na koncie w banku, ale na swoich rodziców, albo tylko na mamusię, i został ustanowiony pełnomocnikiem.

Bardzo zamożna mamusia (współudział w kancelarii prawnej, ponadto wspólniczka w firmie brata) świata nie widziała za swoim ukochanym jedynakiem, wszystkie jego bajeczki łykała jak pelikan ryby i od początku uważała mnie i dzieci za największy błąd w jego życiu. Wesele opuściła jako pierwsza. Mąż-pantoflarz tuż za nią. To, że syn nie lubił pracować, był alkoholikiem (czasami z dobrym skutkiem przez wiele miesięcy potrafił kontrolować nałóg, o czym dowiedziałam się dopiero sporo po ślubie) i zarabiał na szemranych interesach, to akurat mamusi nie przeszkadzało.

Taki przykład: przed rokiem baran rozwalił swój samochód. Potem okazało się, że uszkodził inny i uciekł z miejsca wypadku! To również nie stanowiło problemu dla kochanej mamusi, która pokryła koszt naprawy drugiego auta, a pieniędzmi skłoniła jego właścicieli do wycofania skargi. I kilka dni później kupiła synkowi kolejne autko. To jeszcze nic! Uszkodzenie drugiego auta było rezultatem jakiejś kłótni. Mój były mąż zrewanżował się oponentom, waląc swoim samochodem w ich wóz! Ojciec dzieciom, dwukrotnie żonaty, 45-letni facet z poziomem emocji dziecka! Mam nadzieję, że tym porównaniem nie obrażam dzieci? Chociaż...

Po rozwodzie nasze dzieci nigdy nie dostały nawet życzeń od rodziców męża. Tak jakby nagle przestały istnieć w ich świadomości. Zresztą może rzeczywiście na to czekali? O prezentach, chociażby z okazji urodzin, w ogóle nie warto wspominać. Tyle o możliwościach szukania wsparcia u rodziny męża.

Moich rodziców nie poproszę o pomoc, bo sami nie należą do osób zamożnych, więc z czego mieliby mi pomóc? A nawet gdyby próbowali, to jak długo? Podczas ostatniej wizyty nawet nie przyznałam się, że straciłam pracę. Po co ich denerwować? Całe szczęście, że daleko mieszkają, więc przez telefon mogę jeszcze długo kłamać. Dzieciom na razie nic nie powiedziałam, ale w końcu zorientują się albo zapytają: Dlaczego o ósmej rano nadal jestem w domu? Pierwsze dziecko urodziłam, mając 30 lat, drugie – prawie trzy lata później. Mąż opuścił mnie, kiedy po drugim dziecku wróciłam do pracy. Uznał, że poświęcam mu za mało czasu i zbytnio angażuję się w opiekę nad dziećmi! Kur.., debil nie wymyśliłby takiego tekstu! A on?! Tak!! Najpierw naprawdę myślałam, że żartował.

Wniosłam o rozwód, żeby normalnie funkcjonować i nawet dość szybko dostałam go. Majątku nie było wielkiego, więc nie było, co dzielić. A ja przed ślubem skorzystałam z dobrej rady męża i zgodziłam się na rozdzielność majątkową. Mieszkanie zostało przy mnie i dzieciach, a jego część zdołałam już spłacić. Fundusz alimentacyjny też mnie nie obejmował, bo miałam dobrą pracę i bardzo dobrze zarabiałam, ale niedawno ją straciłam.

Redukcja etatów. Zostałam bez pracy. Byłam bezrobotną. I na razie bez perspektyw na równie dobrze płatne zajęcie. Ba, na razie nie miałam perspektyw na żadną pracę! Gwiazdka w tym roku, czytaj: prezenty, wypadła skromnie, ale tłumaczyłam dzieciom, że byłam zbyt zapracowana. Ostro oszczędzałam, więc mimo wszystko zdobyłam się na kupno prezentów dla nich. Nie potrafiły ukryć rozczarowania. Liczyły na inne. Wiedziałam o tym, ale w mojej sytuacji miałam wyrzuty sumienia, że w ogóle kupiłam prezenty! Całe szczęście, że byliśmy u rodziców, więc koszt posiłków spadł na nich. Kiedy zapytałam mamę, czy mam dołożyć się do jedzenia, tylko machnęła ręką. Wycałowałam ją. Spojrzała na mnie jakoś dziwnie, ale nic nie powiedziała. Przeczuwała coś? Niewiele brakowało, a w przypływie szczerości poprosiłabym ją o pieniądze na benzynę.

Po kolejnych trzech miesiącach bezskutecznej szarpaniny podjęłam trudną decyzję. Sprzedałam samochód. Nie był nowy, sprzedałam jeszcze starszy i bardziej wyeksploatowany, chociaż naprawdę dbałam o niego. Złapałam trochę oddechu. Ale nie na długo. Spłaciłam drobne i większe pożyczki i zapłaciłam zaległy czynsz. Dzieciom powiedziała coś o poważnej stłuczce i znalezieniu kupca na samochód po remoncie. Udawałam, że wszystko jest OK, bo nie chciałam niepokoić dzieci i, w ostateczności, mogłam liczyć na poważną pożyczkę od znajomych. Jeżeli będę przyparta do muru. Nawet nie myślałam o tym, jak wówczas ją oddam! Pieniądze topniały z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc. Potem sprzedałam sporo moich ciuchów za niską cenę. Starczyło na opłaty, na żywność na kilka miesięcy. Kiedy pomyślałam, ile kosztowały, a ile na nich teraz zarobiłam, ryczałam cały wieczór.

W odruchu rozpaczy chciałam zatrudnić się w call center. Praca bardzo stresująca, marnie płatna, ale regularnie zarabiałabym jakieś pieniądze. I wtedy usłyszałam, że jestem za stara! To przez telefon też mam za dużo lat?! A podobno mamy bezrobocie, bo ludzie uchylają się od podjęcia pracy...

*

Aż tak szczegółowo opisuję moją sytuację, bo wówczas może zrozumiecie, dlaczego posunęłam się do robienia rzeczy, który kiedyś wydawały mi się zupełnie nierealne.

Latem wysłałam dzieci na miesiąc do rodziców. Miały spore pretensje o taki ‘prezent’. Nawet się tym nie przejęłam. Po kolejnych kilku miesiącach szukania pracy i wielu odmowach, kiedy wiek stanowił najczęściej podawany argument przez niedoszłego pracodawcę, a na koncie w zasadzie nie było już oszczędności i pozostało mi tylko pożyczać pieniądze u znajomych, w odruchu histerii zatelefonowałam do kolegi, który był fotografem. Robił różne rzeczy, różne opinie o nim słyszałam, ale znaliśmy się i musiałam wykorzystać każdą okazję, każdą szansę. Nawet cień szansy. Przyznałam więc, że straciłam pracę i prosiłam, żeby dał znać, gdyby ktoś szukał 46-letniej pracowniczki. Wiedział, jakie studia skończyłam i inne szczegóły istotne dla pracodawcy. Potakiwał, słuchając mnie, pomilczał chwilę i zaproponował mi spotkanie w sprawie pracy.

– Wiesz, na razie byłaby to tylko jednorazowa współpraca, może być jeszcze kilka propozycji, ale za to już nie ręczę. Interesuje ciebie coś takiego? – spytał głosem pozbawionym emocji. Wyczuwałam jego pewność siebie, typową dla kogoś, kto oferuje pracę innym i robi to tak często, że już zobojętniał na decyzję pytanego, ale czuje się panem sytuacji, bo i tak w końcu ktoś rzuci się na propozycję. Prawie uniosłam się nad krzesłem z radości.

– A kiedy by to było i za ile? – zapytałam, z trudem panując nad emocjami, ale jak się cieszyłam! Zarobię jakieś pieniądze! Nareszcie! Świat jest piękny! Kiedy usłyszałam odpowiedź, ustaliliśmy godzinę spotkania w kawiarni, pożegnaliśmy się i ze szczęścia miałam łzy w oczach. Pierwsze pieniądze!! Podana kwota to była połowa mojej ostatniej pensji! Czynsz i inne stałe opłaty za dwa miesiące z głowy! I wystarczy nam co najmniej na miesiąc na jedzenie. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że zapomniałam zapytać o charakter pracy. Byłam pewna, że mam użyczyć jakiejś części ciała do reklamowania czegoś. Jak się miało okazać, w pewnym stopniu miałam rację.

– Kobieto, aleś ty głupia... – sama nie mogłam nadziwić się swojemu roztargnieniu, ale wszystko złożyłam na karb stresu związanego z szukaniem pracy. Ręce drżały mi ze zdenerwowania, kiedy zapisywałam dane w notesie. Jedyny termin zaznaczony na czerwono, czyli: nie do odwołania.

Gorączkowo myślałam już nad tym, jak ubrać się na spotkanie? W dżinsach nie pójdę, bo to niepoważne podejście, kiedy rozmawia się o pracy, chociaż spotykam się z kolegą. Kostiumu jak do pracy też nie założę, bo nie pracuję. Wyglądałabym zbyt oficjalnie.  

*

Wrzesień był w pełni, jeszcze miałam ładną opaleniznę i było ciepło, więc zdecydowałam się na białą bluzkę i kremową spódniczkę nad kolana. Do tego sandałki na szpilce. Na szyję założyłam apaszkę w fantazyjny, kremowo-biały wzór. Usta musnęłam błyszczykiem. Celowo spóźniłam się kilka minut, żeby nie myślał, że strasznie zależy mi na tej pracy. Nie myślał. Machnął zapraszająco ręką i kontynuował rozmowę przez komórkę.

– Gnój, nawet nie wstał – zanotowałam w pamięci; czytaj: w czerwonym zeszycie.

Teraz ja czekałam dobre kilka minut. Zdążyłam zamówić mrożoną kawę i nawet zaczęłam ją pić, kiedy wreszcie kolega, „Właściciel mojego przyszłego zarobku”, skończył rozmawiać. Głęboko westchnął, chowając telefon. Podrapał się po szpakowatej brodzie i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Ani śladu uśmiechu... Tężałam wewnętrznie.

– Wybacz, kochana, może w zbyt optymistycznych barwach opisałem wczoraj możliwość tej pracy –pobieżnie rozglądał się po sali, jakby nie miał ochoty na rozmowę ze mną, ale nadal zwracał się tym protekcjonalnym tonem. – Uprzedzałem, że będzie to być może jednorazowy angaż, prawda? – „Właściciel mojego przyszłego zarobku” spojrzał na mnie uważnie. Nawet nie raczył przeprosić za długą rozmowę przez telefon, kiedy siedziałam przy stoliku. Kiwnęłam głową, patrząc mu w oczy.

– Zgadza się. Kontynuuj – mój głos zabrzmiał chyba nieco wrogo, bo spojrzał na mnie uważnie i chwilę później wyprostował się w krześle.

– Lidzia, wiesz czym się zajmuję, więc w tej chwili mogę zaproponować pozowanie dla mnie – teraz spojrzał pewnym wzrokiem. – Jesteś zainteresowana?

– A w następnej chwili?

– Co? O co chodzi? – szerzej otworzył oczy. Nie zrozumiał.  

– Powiedziałeś: „w tej chwili”. Pytam, co możesz zaproponować w następnej chwili? – spokojnie wyjaśniłam, upijając łyk kawy.

– A, o to chodzi – uśmiechnął się. Był  wyluzowany. – W następnej chwili też mogę zaproponować pozowanie. Do aktów. Mocnych, bez niedomówień, bez listka figowego – nadal rozluźniony, uśmiechał się. – Dobrze płacę – zaznaczył. Argument finansowy poparł podniesieniem palca wskazującego. Zblazowanym wzrokiem światowca patrzył na mnie, oczekując odpowiedzi.

– Ty skurwielu! – wrzasnęłam i przywaliłam mendzie filiżanką w twarz. Głęboko westchnęłam. Koniec projekcji! To, na co miałam ochotę, musiało poczekać. Teraz lekko uśmiechnęłam się i niewinnie zapytałam: – Czyli mam pokazać rozchyloną pochwę albo pośladki?   

– Na przykład – kiwnął głową. Cieszył się, że od razu zrozumiałam.

Jeszcze próbowałam być nieco przekorna:

– Heniu, w moim wieku pozować do aktów?

– No, fakt, najmłodsza nie jesteś, ale robię to na co jest zapotrzebowanie rynku – wyjaśnił, rozkładając ręce.

Zrobiło mi się gorąco. Facet potrafił sprawić przykrość. Odnotowałam ten przytyk. W mojej projekcji menda oberwała drugi raz. Teraz glanem w jaja. I poprawiłam, żeby upewnić się, że boli. Hmmm, działało lepiej niż liczenie baranów, takich jak mój kolega przy stoliku. Poczułam się znacznie lepiej. Napięcie powoli spadało...

– A ten „rynek” to ty, czy jeszcze ktoś? – zapytałam, ale tylko w myślach, a głośno stwierdziłam: – Dobrze, warunki finansowe znam. Coś jeszcze?

– Bądź wygolona. Masz pewnie różne kostiumy kąpielowe, szpilki, bluzki, peniuary, apaszki, szminki, pończochy, kapelusze? – spytał spokojnym tonem. Znowu czuł się panem sytuacji.

– Oczywiście – przytaknęłam.

– To zabierz ze sobą. Będzie trochę przebierania, ale to normalne. Też mam jakieś dodatki – machnął ręką. – Potem pojedziemy do lasu.

– No, dziękuję. Ale to chyba nie jest pogoda na grzyby? – miałam wrażenie, że kolega zbytnio rozpędził się. Jednak nie złapał sarkazmu.

– Sesja w plenerze – popatrzył na mnie jak trener mistrzyni świata na beztalencie. – Jeżeli pojawią się jakieś nowe okoliczności, to powiadomię ciebie – dodał.

– Jakie? – konsekwentnie dociekałam.

W odpowiedzi wzruszył ramionami:

– Jeżeli pojawią się, to powiadomię. O, jeszcze jedno. Jesteś szatynką, więc założę ci perukę. Jako blondynka sprzedasz się lepiej. Masz szkła kontaktowe?

– Mam, a co? Chciałbyś pograć w „pchełki”? – liczyłam, że poczuje ironię.

– Nie – parsknął śmiechem – ale zdejmij okulary i załóż kontakty. Nie będzie problemów z odbiciem światła i taka zmiana twarzy utrudni rozpoznanie ciebie – wydął wargi i pokiwał głową. Teraz dopiero dotarło do mnie, że akty będą pokazywać moją twarz!! Dopiero teraz zrobiło mi się naprawdę gorąco! Dłońmi ścisnęłam kolana, żeby ukryć ich drżenie. Z trudem mogłam skupić się na rozmowie.

– Ostatnie pytanie: Kiedy wypłata?

– Aaa, to umówimy się jakoś – wyraźnie szarżował. Heniu nie potrafił fantazjować. – Formalności, twoja zgoda na upublicznienie wizerunku, umowa itepe, itede, załatwimy przed sesją.

– Nie. Przed sesją pokażesz mi kwotę, a wręczysz mi zaraz po jej zakończeniu – stwierdziłam twardo i na zakończenie uśmiechnęłam się słodko.

– Nie wierzysz mi? – Spoważniał. Był szczerze zdziwiony.

– Bingo!

– No, nie sądziłem, że tak mnie oceniasz...

– Gdzie będą publikowane zdjęcia? – zignorowałam jego narzekania.

– Nie wiem, rozmawiam z różnymi wydawcami. Jestem wolnym strzelcem – spojrzał obok mnie, wzruszając ramionami.

– Jasne, obyś nie okazał się jedynym ‘wydawcą’ – pomyślałam i popatrzyłam na niego zdegustowana. Spojrzał na mnie.

– Lidka, muszę lecieć. Praca i modelki nie mogą czekać. Jesteśmy już umówieni, więc nie spóźnij się. Zapłać za mnie, później rozliczymy się. Cześć! – szybko wymaszerował z kawiarni.

Przymrużyłam oczy i patrzyłam za oddalającym się kolegą.

Menda oberwała baseballem między cztery litery. Bezradnie ruszał nóżkami i szarpał związanymi rączkami. W mojej wizji przeraźliwie wył z bólu. Zapłaciłam za kanapki, kawę, koniak i lody „Właściciela”. W mojej projekcji poprawiłam mu baseballem. Pobyt w kawiarni okazał się bardzo drogi. Szczególnie w mojej sytuacji finansowej. Mimo wszystko w dobrym nastroju wracałam do domu.  

*

Byłam taka podekscytowana! Zarobię pieniądze! Musiałam uczcić taką wiadomość. Z radości poszłam do łazienki, zamknęłam drzwi, zdjęłam majteczki i położyłam się na dywaniku. Przymknęłam oczy i bawiłam się łechtaczką. Będę nago pozować do zdjęć! Jestem na tyle atrakcyjna, że mężczyźni jeszcze chcą oglądać moje ciało. Ale przede wszystkim zarobię spore pieniądze! Coraz mocniej pocierałam łechtaczkę, a palce powoli wnikały do pochwy. Drugą dłonią głaskam wargi sromowe, a teraz przesunęłam ją do góry i chwyciłam za pierś. Nie! Stanik przeszkadzał w odczuwaniu takich doznań. Sięgnęłam i wyjęłam pierś, potem drugą. Przez chwilę przyglądałam się im. No, naprawdę, jeszcze były niezłe. Delikatnie wodziłam opuszkiem palca po sutku, dotykałam, drapałam paznokciem brodawkę. Szybko twardniała. Mocniej i szybciej pocierałam łechtaczkę.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach