Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wlascicielka, vol 4: "On"

Aisza zachowywała się, jakby ją urażono i ochoczo to manifestowała, co rusz zatrzymując się i zmuszając do szarpnięcia smyczy z „Aisza, idziemy”. A potem stało się to, o czym mówiła mi Sara. Noemi pokazała jej, jak ma dobrze przy boku taty. Banda sukcesorów, japiszonów w garniturkach ochoczo odnosiła się swoimi sukami przy kolanach. Mama powiedziała, że po latach egzotyki, Skandynawowie wrócili do klasycznych dla siebie ideałów. Blondynki, niebieskookie z średnimi piersiami i szerokimi dupskami. Wysterylizowane kneless napędzane chipem „lovetoy”, który czyni ich egzystencje wymarzoną dla właścicieli. Nimfomanki, które stawiają seks nad inne potrzeby fizjologiczne. Ubrane w lateks, bardzo skąpą bieliznę lub całkowicie nagie i obojętne na to. Przywożone w transporterach na trybie coma. Po prostu… zabawki bogatych dzieci.

Puszek magicznie wtedy potrafi iść przy moim boku z luzem na smyczy. Są wciąż problemy z panowaniem nad nią, ale też postępy. Jasne, patrzy na to nie z radością, pożądaniem czy czymś co dałoby się zaliczyć do szczęścia. To raczej puste, zobojętniałe spojrzenie. Wie, że wieczorem jest kąpiel, potem piżama i jeśli chce, może dostać jeszcze butelkę mleka. Nie drażni ją już fakt, że to ja ją ubieram, jak choćby dzisiaj rano, gdy dostała ładną sukienkę z wełny i rajstopy, bo chociaż koniec lata ciepły, to wieje. Przypomina to zabawę lalką. Dostaje coś do jedzenia, patrzy na to długo, a dopiero potem zaczyna jeść. Nie przyłazi sama z siebie na pieszczoty. Śpi w tym samym łóżku, ale daleko jej do Oszki bawiącej się w małą lesbijkę, ale też nie chce jak Sara się po prostu przytulić.

Kusi czasem by pogadać z ciocią, czy nie da się coś zrobić z jej nogami. Może nie od razu łamanie kolan, czy metodą mamy ucinanie całych stóp nad kostką, ale te staroświeckie buty z kolcami? Fakt, że jest zaledwie pół głowy niższa irytuje, bo nie mogę popatrzeć na nią z góry. Gdyby sięgała do paska, może czułaby dość respektu i zaczęła bardziej słuchać? To przecież nic złego ani nie nieodwracalnego, jak się nauczy to je usuniemy....

Jędza obudziła mnie rano telefonem. Mama kazała przekazać, że prosi, bym w ich imieniu wybrała się na wystawę. Sama z tym nie zadzwoniła. ”Wystawa” obecnie to tylko ładne określenie, bo to tylko okazja do spotkania z innymi hodowcami, rozmów, prezentacji katalogów produktów, zawiązania interesów i paru innych kwestii związanych z biznesem. Nikt już nie robi konkursów piękności, bo wszyscy mają identyczne suki, a zmiany są raczej kosmetyczne więc nawet nie ma sensu brać ich pod uwagę. Czemu Jędza nie jedzie? Bo musi pomóc mamie przy psiarni. Aha, jeszcze ciocia prosiła, by wszyscy przyjechali do niej później. Dasz radę, Talita?

Obudzenie, uczesanie i ubranie Aiszy było zaledwie trudne, to ogarnięcie samej siebie podejrzanie trudniejsze. Zaczynając od stanika, który był za ciasny. Mama ma rację, że zbytnio się roztyłam po śmierci taty. Udało mi się znaleźć jakąś jego rozciągniętą xxxlkę nadającą się na sukienkę, która ukryła wyhodowany brzuszek i prześwit piersi. Potem walka z ochotą na zapalenie papierosa przed śniadaniem zabita wyszorowaniem kłów Aiszy i własnych, dwie miski musli z jogurtem. Spojrzenie Puszka, gdy lałam go ze słoika „Pani musi się odchudzić, kochanie. Jak tak dalej pójdzie, będzie jak własna mama i co wtedy? Jedz, bo dzisiaj obiadu nie będzie”. Wylizała miskę do czysta. Jeszcze podróż samochodem, który powinien znaleźć się w muzeum, wypatroszonym z podstawowych ułatwień jak wspomaganie kierownicy, czujniki parkowania czy choćby automatyczna skrzynia biegów. Przypomina to, czemu z Asenata śmiałyśmy się jako maluchy, że tatuś jeździ czołgiem, bo siedząc za kierownicą czuje się znów jak dziecko.

Początkowo Aisza nie miała jechać ze mną. No ale, zostawić ją w domu to znaczyło zamknąć gdzieś. W kojcu Oszki nie, bo tam mogłaby kombinować za dużo. W pudle, które mama dała mi do przewożenia też nie, bo wrócimy na początek relacji „zła pani Talita męczy biednego kotka”, co było ostatnią rzeczą jaką potrzebuje. Gdzie ją więc przechować, by nie męczyć jej czymś takim? Mama i siostra z miejsca odpadały, skoro „są zajęte”. Ciocia już ma na głowie Sarę, a ona w lepszych dniach jest rozmowna, w gorszych trzyma się na rzepy. Podrzucenie jej drugiego kota, nawet jeśli tylko na pół dnia, byłoby nadużywaniem  dobroci. Potem pomyślałam nawet o Majce...

… która ochoczo by wzięła Puszka do łóżka. O tak, moje biedactwo skończyłoby rozbierane jej rękami, całowane, by nie panikowało i obmacywane. Robiłaby to powoli, celowo dawkując jej przyjemność, aż biedactwo by uwierzyło, że tego chce. Pozwoliłaby sobie zdjąć majteczki, by wargi rudej dokleiły się do różowej szparki, którą wczoraj delikatnie myłam, czując na sobie jej wzrok. Pewnie jej język by łaskotał okolice, usta i zęby zaznaczały swoje ślady na skórze, aż by jej uległa. Dopiero wtedy powietrze przecięły by jęki orgazmu, do którego by ją doprowadziła. W gorszej perspektywie, do zabawy zaprosi również blond Pierożka, który ochoczo pomoże temu maleństwu zasmakować w kobiecej miłości. Aż dreszcze mi przez plecy przeszły, gdy zatrzasnęłam tylne drzwi na myśl, że mogłabym jej zrobić coś tak okrutnego. Przecież one by jej zrobiły między nogami rozgotowany makaron, a cycki przyozdobiły malinkami. Chociaż to rozkosz, szybko zmienia się w torturę doznań, których pragnie się więcej, ale nigdy nie dostaje.

Sala przeznaczona do prezentacji nowych osiągnięć livE fundation przypomina stare kina. Zajmuje jedno z podwójnych miejsc z tyłu, skąd rozciąga się dobry widok na scenę. Aisza siada obok, wywijając łapki pod siebie. Nadal rozgląda się z mieszanką strachu i zaciekawienia, ale jakoś nie mam ochoty mówić jej, że te na smyczach tak jak ona nie powinny być rozpatrywane w kategoriach człowieka. Ostatecznie, wsuwa się pod poły kurtki, przytulając do mojego boku. Zaskakujące w pewnym sensie, ale miłe z jej strony. Przytula skroń do cycka, gdy głaszcze ją tak, jak mówiła o tym Oszka.

Od lewej podchodzi kobieta. Ciągnie coś za sobą, wyraźnie podirytowana. Chociaż ubrana dość elegancko, jej sztucznie poprawiana uroda wydaje się komiczna. Od razu da się wskazać powiększone usta i piersi, blond włosy noszą znamiona odrostów, nos i kości policzkowe też były poprawiane. Zatrzymuje się wreszcie przy jednym z foteli kawałek od nas.

- Siadaj! - krzyczy na coś, mocniej szarpiąc smycz – Nie mam dla was czasu, muszę zadzwonić do waszego pana, czy tym razem łaskawie się pojawi.

Fotel, siadając bokiem z wyciągniętymi łapkami, zajmuje suka. Nie, to bardziej urocza sunia, dosłownie szczeniaczek. Ma podobną do Oszki dziecięcą urodę, nawet czuć to wyraźniej za sprawą delikatnej buzi. Rudobrązowa sierść jest długa i jaśniejąca ku końcówkom do nawet lekkiego blondu. Skóra, opalona, ma odcień karmelu. Drobna jak Aiszka, ale o wiele słodsza. Jasne oczy i uśmiechnięte różowe wargi tylko potęgują ostateczny efekt. Radość to oczywiście efekt stymulacji endorfiny przez glizdę, ale... Wyobrazić sobie ją ze spermą na twarzy lub gwałconą przez swojego pana w tą ledwo zaokrągloną dupę... Tort może zachwycać, ale koniec końców i tak go się zje, choćby był przepiękny.

Dopiero po chwili dochodzi do mnie drugi zgrzyt jej postaci. Ta mała ma na sobie śliczną, ciemnogranatową sukienkę w białe motylki i rajstopki w zwierzątka. Po prostu ktoś jej to ubrał. Nie wyłącznie lateksowe majtki mające uchronić jej cipkę przed palcami innych ale wyraźnie rysujący jej kształt, a normalne, ładne ludzkie ubranie. Dopasowane do niej. I naszyjnik z muszelek, wiszący na szyi, tak po prostu, prócz standardowej obróżki.

- Jakby wasz właściciel był normalny, to by całą trójkę zachipował i trzymał w klatkach. - baba nie musi nawet krzyczeć, by ją słyszeć – Ale nie! Córeczki tatusia! Tatuś karmi, tatuś ubiera, myje. Spermę i psią karmę żreć jak wszystkie! - mała unosi dłoń, ale od razu obrywa z liścia w twarz – Nie dotykaj mnie, głupia! - odsuwa się od niej, a mała kuli się na fotelu – Ktoś powinien was zabrać i pokazać prawdziwe życie odpowiednie dla takich zwierząt. Siedź tu i czekaj, może te dwie kretynki Cię znajdą, albo idź z kimś obcym jak będzie chciał. Powiem, że nie wiem co się z tobą stało. Może przy odrobinie szczęścia je też zabierze. Macie tak durne imiona, jakby kupił was w sklepie z słodyczami. - jeszcze raz unosi dłoń, a mała mocniej się kuli – Głupia. Są kamienie mądrzejsze od Ciebie. - odchodzi

Mała ostrożnie zdejmuje patchworkową torbę z naszytym uśmiechniętym kocim łbem w kolorze balonówki, stawia obok siebie i przytula. Jakby w środku miała coś cennego. Czuje, że Aisza drży jeszcze bardziej przy moim ciele. Unosi głowę i patrzy na mnie, po czym kieruje wzrok na skuloną sunie. Jeśli jednak ta raszpla powiedziała chociaż trochę prawdy, to...

Zwierze ma się słuchać, tego nauczyła mnie mama. Wszystkie psy w jej psiarni chodziły jak w zegarku, reagowały na każde polecenie. To ona nam tłumaczyła wszelkie niuanse na temat tego „biznesu”. Okazuje się, że kilka rzeczy przemilczała, ale nie można jej odmówić stanowczego charakteru. Jej psy były doskonale wytresowane. Bez zawahania na jedno polecenie wyliżą stopę, zrobią minetę, pobiją się nawzajem a zwycięzca zdominuje słabszego przez gwałt. Możesz wbić obcas w jego twarz i uciąć mu kolejne palce, nawet nie spróbuje drgnąć. I to nie zasługa glizdy z programem, ale wyłącznie tresury. A jak trafiają się oporne osobniki? Jeśli jest zbyt dobry, by robić z niego kastrata, po prostu go ukarz. Ugryzł? Złam szczękę, jeść będzie przez drugą dziurę, przywiązany do eleganckiego X-sa. Od podawanego sztucznie testosteronu narasta im kłaków na ciele, zwykle się je goli, ale skoro nabroił, to nikt nie będzie się przejmował paroma bliznami od poparzeń, gdy je spalisz. Możesz sobie pozwolić na tak dużo, póki nie wprowadzisz ciężkich uszkodzeń lub go nie zabijesz. Naśladowałyśmy ją pod tym względem z Jędzą.

Tata zaś... Zanim się dowiedziałyśmy o psiarni i całej tej zabawie, Sara zdawała się być tylko tą, która z nim mieszka razem z swoją córeczką. Nie zastanawiało, czemu Oszka zawsze do nas przytula, tak chętnie kładzie się obok na kolanach, kładzie sobie dłonie na głowie. Ale ona przecież chciała być jak swoja mamusia. Wiedząc potem jednak, na jak wiele mogę sobie pozwolić z świadomością, że ona też jest tylko zwierzątkiem, wykorzystywałam to, aż mi zbrzydło. I wracam więc do początku, gdzie Sara, a teraz Aisza nie przypominały human puppy. Widząc obce zwierze, siedzące obok, które tak bardzo przywodzi na myśl te dwie...

Tata by tak zrobił, Zajączku. Przecież to wiesz.

- Hej... - wyciągam do niej dłoń, a mała podrywa głowę i patrzy na mnie, z plakietki da się odczytać jej imię, Cola – Cola, tak? - nie odpowiada, patrzy wciąż na mnie, jakby zamyślona – Twój pan musi Cię bardzo lubić, że Cię wystroił. Zobacz, moja Aisza też jest ładnie ubrana. - unoszę kurtkę, by pokazać kotkę, ale ta nadal patrzy mi w oczy i przesuwając się na kolanach bliżej, pokazuje torbę – Mam ją Ci otworzyć? - kiwa głową jakby zrozumiała

W zamykanej na zatrzaski torbie jest więcej niż można się spodziewać. Trzy ładne, kolorowe kubeczki-niekapki dla małych dzieci, podpisane eleganckim pismem. „Brownie” ma przezroczyście czerwony płyn, „Carmel” jest zielonkawy, „Cola” czarny i pieniący się. Obok pudełko z pociętymi w kwadraty kanapkami bez skórek. Drugi z owocami. Dwie książki, okładka jednej wskazuje jakąś fantastykę. Stara japońska konsolka, którą miała kiedyś Majka do grania w te swoje śmieszne stworki. Sunia unosi łapki, pokazując gest „picia”. Podaje jej napój, który sprawnie już otwiera ząbkami. Zadowolona pije z niego, przytulając się do mojego ramienia przez podłokietnik. Niczym dziecko, a nie człekokształtne zwierzątko.

Nazwała je „córeczkami tatusia”. Ciocia była nieco prekursorką w tym kierunku. Obecnie co raz większa popularnością cieszy się zamawianie dzieci. Chodzi o to, że przygotowuje się specjalną sukę, pozbawiona kończyn w zamkniętym środowisku w stanie permanentnej śpiączki. Zostaje zapłodniona wcześniej przygotowanym zarodkiem, może być mieszanka mamusi i tatusia, może być czysta kopia rodzica. Taki dziedzic, prowadzony przez starszego siebie z dostępem do jego środków i możliwości, kontynuuje dzieło oryginału. Jedynym celem zwierzęcia jest „donosić” to dziecko. Dla kobiet to ulga od ciąży i samego porodu, co mama czasem rysuje jako jej najgorszy koszmar przeżyty dwa razy. Usługa była znana już wcześniej w podobnych formach. Sprzedaż dzieci za granice, suki rodzące dzieci właścicieli czy też podstawowy zabieg in vitro. Dzisiaj? Można zdefiniować płeć, zabezpieczyć przed potencjalnymi przyszłymi chorobami i przygotować wszelkie sprawy. A tata... On się na tym cholernie dobrze znał...

Sunia odciąga butelkę od buzi i znów obraca do mnie twarz. Ten jej malinowy, zadowolony dzióbek. Skoro nie ma glizdy, czemu jest szczęśliwa? Powinna tkwić w stanie obłędnej katatonii, jako pozbawiona choćby namiastki pierwiastka ludzkiego. Klony przechodzą po narodzinach obowiązkową lobotomie przy zakładaniu chipa, który przez program będzie odtwarzał „wzorce zachowań”. Może więc ona coś pokręciła? Unosi łapkę i dotyka mojego nosa. Nie jakoś chamsko, jakby z ciekawości. Cofa jednak równie szybko łapkę, nadal przykładając potylice do mojego barku. Nie, zdecydowanie nie córka. Nawet Oszka jest inteligentniejsza z wychowaniem przez tatę i Sarę. O i pachnie jak Coca-cola....

Zaraz, papierosy pewnie mi przytępiły węch. Nie, jej słodkie kudełki naprawdę pachną cukrem w płynie. Albo się oblała, chociaż to równie prawdopodobne co fakt, że Oszka kiedyś dostałaby okresu i zaczęła wyć, że krwawi „tam, gdzie fajnie się dotyka”. A jednak, to ten charakterystyczny zapach, który mógł jej nawet nadać imię. Nim uda się w to zagłębić, odkleja się od mojego ramienia i znów na kolanach przesuwa się na drugą stronę fotela, unosząc na kolanach jakby surykatki na filmie taty. Ciekawsko kieruje wzrok w tym samym kierunku.

Idą razem, chociaż wydaje się to bardziej przyjacielska przechadzka niż miałoby być tam coś więcej. Wyprostowane, trzymają się za dłonie i rozglądają. Dziewczyna z lewej ma podobną do Majki budowę, ale wielokroć drobniejszą. Pewnie jest wyższa nawet niż ja. Długie smukłe ramiona, idealnie czekoladowa sierść spleciona w dziewczęce warkoczyki, lekka opalenizna podkreślona komplecikiem z białego sweterka i spódniczki, uzupełniona cienkimi rajstopami. Widząc Cole, uśmiecha się zadowolona, może nawet się śmieje. Gdy jest blisko, widać jej równie brązowe oczy i obróżkę, plakietka każe ją nazywać „Brownie”. „Jak ze sklepu ze słodyczami”.

Kiedy jednak widzi się tą po prawej, ciężko już powiedzieć, która z nich jest tą ulubioną, najsłodszą. Ba, tą najciężej nazwać choćby suką. Nawet, jeśli nie są kneless i je ubrano. Popielaty brąz jej włosów skręcających się w falki, jeszcze dyskretniejsza opalenizna i najbardziej z nich dojrzała buzia. Wyraźniej już kobiece kształty skryte pod bladoróżową sukienką z jasnymi rajstopkami. Albo właściciel ma fetysz na ich punkcie, albo zmartwił się, że odmarzną im pośladki. Widać jej jasne oczy, podobny do Coli naszyjnik z błękitnych jak jej oczy kamieni, a na obróżce ma plakietkę „Carmel”.

Gdybyś tu był, tato, poszedłbyś sobie wstrzyknąć insulinę śmiejąc się z swojego poziomu cukru. Obie sunie siadają spokojnie przy swojej przyjaciółce, która tuli je na coś na wzór powitania. Brownie dotyka jej wciąż czerwonego policzka, chyba mówi coś swojej koleżance, która kiwa głową, całuje miejsce, gdzie padł cios i pozwala małej położyć się na sobie i głaszcze ją delikatnie, jak nie tak dawno Oszka robiła to Aiszy. Najwyższa wyciąga z torby kanapki, podaje jedną koleżance. Tamta nadgryza ją lekko i podsuwa przytulonej do siebie postaci, która przewróciła się na plecki, rozwalając całkowicie na swoim miejscu. Nie patrząc nawet, gryzie, trzymając kolanka i stópki w górze, popisując się. Macha do mnie paluszkami, mała kokietka, chcąc pokazać, że to ona jest tutaj najważniejsza. Carmel jednak szybko to dostrzega, sama też na mnie spogląda, potem na moją szyję, po czym szybko opuszcza wzrok i zmusza Cole do patrzenia też przed siebie i opuszczenia nóg. Te dwie są... dziwne. Ale skoro to „córeczki tatusia”, to co by było, jakby mój przyszedł tutaj z Sarą i Oszką?

Kiedy światła gasną, Aisza przytula się do mnie mocniej. Zaczyna się to, po co właściwie przyjechałyśmy.

Na scenę przed wielkim wyświetlaczem pojawia się znajoma już kobieta, która próbuje „zachować urodę”. Na głowie ma bezprzewodowy zestaw słuchawkowy wzmacniający dźwięk. Ekran, biały, wypełnia czarny napis livE Fundation, NUSA. Mama kiedyś nam tłumaczyła, że to oni zmienili pojęcie „żywy towar”, czyli niewolnictwa, zarówno w sensie taniej siły roboczej, jak i kobiety do burdelów w „human puppy”. Pierwsi popularyzowali „kneless” jako pokaz uległości, zwierze nie ma chodzić na dwóch nogach. Oni przedstawili światu human cow, wyjaśniając, że nie jest problemem picie mleka swojego gatunku, skoro jest ono lepsze i zdrowsze. Stworzyli swego rodzaju gigantyczny organizm, który dorósł, wyprowadził się z dawnego USA i zaczął żyć samodzielnie, rodząc owoce znane dzisiaj. Cóż więc jeszcze ciekawego mogą pokazać, gdy w obiegu istnieje człowiek dziewięć dziewięć koma dziewięć, jak potocznie określa się klona?

- Mój nieb... - zaczyna, a elektroniczny trzask głośników wyraźnie ją irytuje – Mój nieobecny parter z pewnością chętnie przedstawiłby szerokie zagadnienie niewolnictwa. Od starożytnych rzymian, kolonizacji Ameryki, chińskich fabryk i jego ewolucji w formę, jaką znamy dzisiaj. Niestety, znów go nie ma, więc nie będą państwo się nudzić. - widownia reaguje na dowcip śmiechem, jakby to był kabaret – Nazywam się Wiktoria Green, reprezentuje fundacje live.

Przechodzi przez scenę, a slajd się zmienia. Teraz to zagroda. Sztuczne gryzaki, podpisane miski, ciasne budy. Grupa suk w lateksowym obuwiu i rękawicach. Luksus w porównaniu do tego, co ma mama dla swoich psów. Spoglądają w obiektyw przerażonym wzrokiem, niektóre mają kagańce podobne do psich pysków.

- Zaczynaliśmy od tego, ale państwo to wiedzą. Porwania, tresura indoktrynacyjna, fizyczne modyfikacje. Kolekcjonerskie suki, których licytacje osiągały gigantyczne sumy. Często jednak towar wadliwy, niezadowalający. Niewart swojej ceny i uwagi. - skok do kolejnego obrazka, tym razem ukazana od boku humancow z cycami do ziemi i uciętymi pod kolanami nogami – Obroże hormonalne pozwoliły nam na nową gałąź przemysłu, a tuby inkubacyjne tylko powiększyły z niej zyski. Dojrzałość płciowa i gotowość do pracy osobnika nie w jedenaście, a zaledwie pięć lat. Ale to zaowocowało kolejnym genialnym pomysłem. - cyk, trzeci slajd, pięć bliźniaczo identycznych suk leży nago – Klon. Stuprocentowe podobieństwo do kopiowanego obiektu, koniec walki o porwane aktorki. Dla każdego coś miłego. Dostosowane elektronicznym implantem są w pełni kontrolowane i posłuszne, całkowicie wyzbyte czegoś co można określić „człowieczeństwo”. Dzisiaj jednak, chcemy iść dalej. - cyk, kolejny slajd przedstawia znów human cow, ale uwagę zwracają dwie dodatkowe pary piersi położone na linii brzucha – Wspomniany na początku człowiek jest jednym z głównych inżynierów genetycznych, którym udało się zacząć tworzenie chimer. - zatrzymuje się, zakładając ręce za plecami – Proszę sobie wyobrazić krowy posiadające kilka piersi, co daje trzykrotnie zwiększy zysk mleka. Nie będzie potrzebowała zastrzyków hormonalnych, bo jej laktacja będzie wynikała z zmodyfikowanych genów po pierwszym porodzie. - slajd przeskakuje, prezentując nagiego kundla, ale ma dziwnie zaburzone proporcje, za duże ramiona i klatę, długie nogi - Żołnierza dostosowanego do każdej sytuacji. - milknie na chwilę, jakby pozwalając sobie takiego wyobrazić dowódcą - Siła i wytrzymałość goryla, powiększone płuca, zmodyfikowane stawy nóg pozwalające skakać wyżej i poruszać szybciej. Może skrzela, jeśli sobie tego zażyczy właściciel, czemu nie. - kolejny slajd przedstawia kudłate kule zebrane – To już ciekawostka, a właściwie propozycja nowej linii biznesowej. Human sheep. Ich sierść rośnie dziesięć razy szybciej, do metra w przeciągu trzech miesięcy, a dzięki znanej już wytrzymałości włosa materiał ma wiele zastosowań przemysłowych. - znów robi krok w prawo, jakby czekając aż sobie ludzie to wszystko wizualizują – To może stać się przyszłość human puppy, proszę państwa. Jesteśmy w stanie stabilnie mieszać DNA różnych osobników, w celu maksymalnego ich wykorzystania...

I tak przez kolejną godzinę, prezentując różne wariacje. Człowiek. Łyse, bezbronne zwierze, które zdominowało inne i poczyniło w nim zmiany. Udomowił wilka, zrobił mopsa. Udomowił kurę i zamknął ją w klatce by dawała mu jajka. Z groźnego karakala domowego mruczka. Z własnej samicy dojną krowę. Nie, tata nie interesował się chimerami. Czasem, gdy rozmawialiśmy już o biznesie i jego “naukowym” aspekcie, to wypowiadał się o tym pobłażliwie. Ciekawiły go, ale traktował to jako „coś pobocznego”. Czy gdyby Sara miała puchatą kitę z tyłu, kochałby ją bardziej?

A potem zaczyna się popis głupoty. Czyli ujawnienie, czemu naprawdę przyjechali. „Wstępne rokowania projektu...”, „rozwój i wprowadzenie do masowego użytku”, „przyszłościowe rozwiązania”. Dałoby się to zamknąć w zdaniu „potrzebujemy kasy i ludzi, którzy by umieli to zrobić, jak nam to dacie, to za kilka lat dostaniecie słabe prototypy, bo mamy ambitnego faceta”. Mimo to, sala ją oklaskuje, gdy zapalają się światła.

Puszek nerwowo wciska się w moje ciało. To właśnie powód, czemu miała siedzieć gdzieś, a nie jechać. Głaskam ją i całuje w czubek głowy. Niemal czuje, choć obcięte, pazury wbijają się w skórę przez materiał koszulki. Kić jesteś, za płaski na krówkę, nie tej płci na psa wojennego. Jedynie da się z Ciebie zrobić, to pasztet dla nich u mamy. Mocniej wciska się na moje kolana, przytulając do cycków i dmuchając ciepłym oddechem.

Po lewej Cola usnęła na siedzącej bokiem Carmel. Brownie gra na konsolce, wyraźnie nie zainteresowana prezentacją. Po chwili jednak chowa ją do torby, podobnie jak pusty pojemnik, butelki z piciem i łaskocze małą po brzuchu. Ta otwiera oczy, ziewa przeciągle siadając. Szepczą coś między sobą, po czym wstają, zabierają ją za łapki i idą w stronę przejścia. Cola odwraca się jeszcze i macha znów do mnie paluszkami, ale Carmel opuszcza jej łapkę i znikają w tłumie, jakby same były jego częścią.

Wiele osób widząc mnie, a właściwie rozpoznając kurtkę taty, podchodzi i ściska mi rękę. Na spaleniu ciała była tylko najbliższa rodzina, ale najwyraźniej jego śmierć mocno się odcisnęła w świadomości starej śmietanki. Zawsze pada jakaś wersja formułki „przykro mi z powodu ojca”, „był niezastąpiony w swoim fachu”, „drugiego takiego nie będzie, jakby to zobaczył, pewnie już by na kartce rozpisywał wszystko i za tydzień miałby tak zapłodnioną sukę”. Wskazywanie na wciąż kryjącą się w moim cieniu Aiszę „widać, idziesz w jego ślady, pamiętam ta jego małą blondynkę, co wyglądała przy nim jak dziecko, gdy ją nosił na rękach, ustrojoną jak królewnę, ale też co zrobił Ianowi jak spróbował ją tknąć”. Kilka starszych kobiet, którym zawsze towarzyszy jurny latynoski kundel o rozbudowanej muskulaturze gładkiego ciała, pyta o mamę, czemu nie przyjechała, ale zgodnie z prawda odpowiadam, że „ma zamiar przejść na coś w stylu emerytury i odpocząć, moja siostra będzie się zajmowała hodowlą”, na co kiwają głowami. Kiedy jednak już mam się zbierać, zaczepia mnie od tyłu znajomy głos.

- Pani Blackoak? - pyta dziwka Green – Dowiedziałam się niedawno. Przykro mi z powodu tej straty. Pan Dawid miał wielkie zasługi w naszej firmie, chociaż jego pochodzenie...

- Panna. - poprawiam ją – Nie był moim mężem, tylko ojcem. - wygrzebuje z kieszeni gumę antynikotynową i wsuwam do ust – Chimery tak? Mozaika czy przeszczep? Podejrzewam to drugie, chociaż pewnie też nie jest najbardziej skuteczne. Już samo poprawienie kilku genów, które mają sprawić, że dziecko nie będzie leworęczne czasem stwarza problemem.

- Cóż, to ósma prezentacja na starym kontynencie i jest duże zainteresowanie. - sztucznych uśmiech raszpli wydaje się być efektem botoksu - Nasz specjalista spotyka się z różnymi wybitnymi umysłami różnych regionów, ale to tutaj mieliśmy nadzieje na tego najlepszego. Zwłaszcza, że są...

- Tata wycofał się z branży jeszcze przed moimi narodzinami. - jeszcze jedna, bo to cholerstwo nie pomaga – Jedynie dłubał coś tam w domu, ale głównie podsyłał rozwiązania dla pana Kellera. Sądzę, że nie przyłożyłby do tego ręki. Uważał, że biznes powinien co raz bardziej starać się rozdzielać pojęcia human i puppy, a następnie próbować oswoić społeczeństwo z tym jako wybieraniem mniejszego zła. Dzisiaj nie handluje się już towarem, ale usługą wykonywaną przez niego. Surogacja, seks, praca, mleko i jego produkty, pracownicy zdolni pracować siedemnaście godzin w ciągu doby w miejscach, gdzie robot zawiedzie... Twierdził też, że społeczeństwo po Incydencie Azjatyckim nie będzie miało bardzo długo chęci na nową wojnę, więc inwestowanie w produkty militarne to głupota. Jego technologia klonowania byłaby wybawieniem rynków medycznych. Natychmiastowe przeszczepy nowiutkich organów, chodzące ubezpieczenie zdrowotne. - trzecia, dopiero teraz czuć coś na wzór smaku papierosa w ustach - Jeśli szukają państwo jakiś wyników badań, dysków twardy czy coś, to nie ma niczego takiego, ale jeśli by było, raczej tego bym nie przekazała.

- Cóż, doceniam pani uwagi. - prawie słychać skrzypienie, gdy próbuje przestać się uśmiechać, ale nie może – Liczy się dla nas każda opinia. Bardzo żałuje, że pan Blackoak nie wyraził jej osobiście, bo rzeczywiście, przyczynił się bardzo do rozwoju techniki klonowania, ale nie on był jej autorem. Nasz inżynier był bardzo zawiedziony faktem, że nie udało się mu z nim skontaktować. - odwraca wzrok - Niemniej, dziękuje pani za poświęcony czas, panno Blackoak, ale muszę odbyć jeszcze kilka rozmów, bo dzisiaj odlatujemy. - po czym odchodzi.

Przemądrzała kretynka. Nie wiem jak bardzo musiałby być cudownym człowiekiem, by znaleźć tatę. Chociaż wciąż też nie wiadomo, jak dokonał tego nasz rzekomy „brat”. Dbaliśmy przecież, by nie pozostawić jakichkolwiek śladów, nawet nasze akty urodzenia są równie fałszywe, co narysowany kredkami świecowymi przez Oszkę banknot. Ale człowiek musi gdzieś mieszkać, chociaż daleko od cywilizacji, która pozostawia co raz mniej białych plam. Mama pewnie każe mi się stamtąd wyprowadzić, chociaż lubię ten dom. Czuje, jakby wciąż w nim był.

Ciocia, według własnych słów, mieszka w starym domu taty. Mama dodała, że to tutaj życie zaczęła Sara. Samochód Asenaty stoi już na niewielkim podwórzu, obok tego Majki. Kiedy dojeżdżam obok nich, mam wrażenie, że robię coś złego. Przecież to tylko cholerny samochód, nic więcej. Tak samo jak ta kurtka i ten dom...

Czemu to zrobiłeś, co? Czemu nas zostawiłeś? Tyle razy mogłeś powiedzieć, jak Ci ciężko, opiękowałybyśmy się tobą, zawsze to robiłyśmy wszystkie. Ale ukrywałeś to za uśmiechem kochanego taty, dobrego Pana Dawida, geniusza z branży. Mówią o tobie teraz takie rzeczy, które bolą, tato. Okazuje się, że teraz masz troje dzieci, twój kot cierpi, a ukochana robi to samo co ty. Ukrywa wszystko, co czuje i każe nam też to robić. Dlaczego więc, tato? Co byś powiedział, widząc te trzy tam, tak podobne do tego co kochasz?

Aisza przeciska się między siedzeniami na fotel pasażera i otula mnie łapkami, widząc, że płacze. Wkłada mi twarz w ramię i głaska czubkiem głowy. Przyciskam do niego policzek, oddychając przez usta i pociągając nosem. Mam Ciebie. Prezent, który ma mnie powstrzymać przed głupotą. Prawda, Puszek? Całuje ją lekko, unosi znów łepek i patrzy na mnie swoimi piwnymi oczkami. Robisz to, bo musisz czy bo chcesz? Nie dowiem się pewnie nigdy.

Staram się w miarę ogarnąć, by nie widać było, że znów płakałam. Wysiadamy razem, drzwi do domu są otwarte. Kiedy wchodzimy do salonu, wita nas okrzyk.

- Wszystkiego najlepszego, siostra! - wita mnie Asenata, ściskając z całej siły w swoje ramiona – Tylko nie mów, że zapomniałaś o własnych urodzinach?

Szczerze? Zapomniałam. Ale skoro się postarali? Ciocia ma biały, migdałowy tort z dwudziestoma trzema świeczkami i marcepanowymi figurkami zajączków na wierzchu. Sara, ubrana w białą koronkową sukienkę podobną do koszuli nocnej, uśmiechając się słabo, też mnie przytula delikatnie.

- W sumie ciężko mi życzyć czegoś dziewczynie, która ma wszystko. - składa mi życzenia – Więc chyba tylko więcej tego co dobre, a mniej co bolesne, prawda?

Potem Majka, która wieszała balony.

- Żebyś w końcu się nawróciła na właściwą drogę miłości lesbijskiej, nie była aż tak głupia i w końcu polubiła lepsza muzykę. - buziak, buziak – Poczekaj na to, co Mauren i Oszka wymyśliły.

Cliford, ściska po prostu mi dłoń, uśmiechając się na swojej zarośniętej twarzy.

- Sukcesów godnych nazwiska. - mówi swoim barytonem – Jak mój ojciec dowiedział się, że zaręczyłem się z twoją siostrą, piał z zachwytu. - szczerzy kły – Ale wierzę, że tobie też się uda wiele osiągnąć.

Ciocia, przytulając mnie do siebie.

- Jak twój tata przecinał twoją pępowinę, to powiedział, że to „najpiękniejsza dziewczynka, jaka mogła się narodzić”. - uśmiecha - I tak zostało. Dziewczynka. Wciąż śliczna, chociaż ja już mam więcej siwych włosów, a moja córka mnie zbytnio naśladuje, więc pewnie nie będę miała swoich wnucząt. Ciesze się, że wy wyrosłyście takie. Mam tylko nadzieje, że będziesz jak najbardziej jak on, gdy był najlepszy.

Mama, ubrana w ładną sukienkę, staje przede mną, przygląda się długo. Niemal słychać, jak wszyscy nabrali powietrza, jakby czekali na to co ona powie.

- To zabawne, jak bardzo go przypominasz. - mówi wreszcie – Chociaż Twoja siostra była naszą pierworodną, to ty wdałaś się w niego bardziej. - poprawia kołnierzyk kurtki, ale potem łapie i przytula mnie za szyje do swoich dużych piersi – Miał wpływ na wszystkich, którzy należeli do jego rodziny. Tej prawdziwej. Susan ma rację. Bądź jak on, ale wtedy, gdy był tym najlepszym. To za to zawsze go kochałam i podziwiałam. Dlatego urodziłam jego dzieci.

Odsuwa się i siada obok Sary, która kładzie głowę na jej boku, jak Aisza mi w czasie prezentacji. Mama uśmiecha się do niej i głaska ją po plecach. Dwie kobiety, które straciły jedynego mężczyznę swojego życia.

Do pokoju wkracza Pierożek w towarzystwie pewnie osławionej Mauren. Pulchna blondyna ma koszulkę prezentującą wytatuowany dekolti krótkie spodnie pokazujące dziary na nogach. Jest pewnie rówieśniczką Majki. Oszka od razu podbiega do mnie, prawie mnie przewracając. Ma ubraną taką samą, ale dopasowaną rozmiarowo kurtkę i elegancki blond warkocz z wplecionymi, nowymi różowymi pasemkami. Wargi aż świecą od mocnej czerwonej szminki.

- Wszystkiego najlepszego Taly! - przytula mnie z całej siły - Mauren powiedziała, że możemy później spróbować przerobić Majkę na Pinki Pie, to impreza będzie lepsza, skoro ja już jestem Fluttershy. - całuje mnie zostawiając szminkę na całej twarzy, ale jakoś nie mam ochoty jej tego zabraniać dzisiaj – Mam dla Ciebie prezenty! - przypomina sobie, odrywa się i biegnie znów z pokoju, jej miejsce zajmuje Mauren, podobnie jak Cliford ściskając jedynie dłoń

- Ta mała bardzo Cię kocha. - mówi z francuskim akcentem – Jak zobaczyła tą kurtkę, płakała długo, że ty też masz taką. Gdy ma się takie skarby przy sobie... - wskazuje Aiszę i za Oszką – Niewiele trzeba więcej od życia, prócz dobrego drinka i miłego rozmówcy w łóżku. Pierwsze mogę Ci zapewnić zawsze, o drugie May będzie zazdrosna.

Śmiejąc się, wraca do swojej dziewczyny, akurat gdy Oszka wraca z zapakowanym, dość nie dużym prezentem i drugim, małym prostokątnym puzderkiem otulonym papierem i kokardką. Patrzę na to wszystko, na nich. Myślę o tym co mówią. Wiem, czyjego głosu brakuje, ale przełykam tą gorzką pigułę w sobie. Postarali się, nie rób im tego, Zajączku. Uśmiecham się do małej, gdy wręcza mi pakunki.

- Ten jest mój! - wskazuje na większy – Otwórz, otwórz!

- A mogę chociaż usiąść, Pierożku? - uśmiecham się – I zaopiekujesz się Aiszką? - wskazuje kotkę, która wciąż nieśmiało kryje się za moimi plecami - Weź ją na dywan czy coś. - odpinam jedną ręką smycz od obróżki, a Oszka bez dalszych próśb porywa moją kicie i siadają na dywanie obok siebie, gdy udaje mi się usiąść obok Sary, otwierając delikatnie papier, zastanawiając się co mogła wymyślić blondynka – Raczej to nie kucyk, co? - szepcze do niej, a ta w odpowiedzi chichocze cicho, kręcąc głową, gdy z opakowania wyciągam oprawiony w ładną ramkę obrazek, wykonany już nie pokracznie i dziecinnie, ale jakby narysował go rysownik amator przedstawiający mnie przytulającą się z Aiszą i Oszką w fotelu, chociaż nadal widać niewielkie problemy z cieniowaniem, proporcjami, to względem robienia kanciastych kółek i kolorowania obrazków to jak skok o całe poziomy zdolności, tym bardziej jeśli rysowała to z głowy – O jeju... - wygląda naprawdę zachwycająco – Ona to narysowała?

- Tak. - mówi cicho Sara – Nawet nie wiedziałam, że tak potrafi... - spogląda na swoją córeczkę, która teraz bawi się z Aiszą w łapki – Zapytałam go, czy może. Drugi raz w życiu zebrałam się na odwagę, by z nim naprawdę porozmawiać, jak po tym, gdy chciałam by zabrał mnie z powrotem do domu. Mógł. Podarował mi ją, jej życie, bym mogła otrzeć łzy po tych, które odeszły. Miała ich wszystkich cząstkę połączoną ze mną. - czuć w jej głosie smutek - Dlatego nigdy więc nie chciałam, by zaznała bólu jako człowiek, zawsze mogła być tym niewinnym dzieckiem. Sama jednak znalazła drogę, ale też z niej wraca do domu, do swojej mamy, nie idąc nią zbyt daleko...

- Sara... - zaczynam cicho, a ona znów kręci głową i nadal patrzy na swoją małą córeczkę, która wygrała i całuje Aiszkę w usta, więc po prostu unoszę sześcian – A drugi prezent? - pytam głośniej

- Majka go przywiozła z kolacji, na której była z Mauren. - mówi głośno Pierożek - Nie miałam o niej mówić, bo spotkały się z... - nim Majka zdąży do niej doskoczyć zsuwając się z kolan swojej dziewczyny i zatkać jej usta, mała zdążyła dokończyć - … tym złym jak Discord panem. Wzięła od pani Zuzi numer do niego i się spotykali i mfmfmfmf... - tym razem już ma dłoń na ustach

- Złym panem Discordem? - zastanawiam się skąd znam to stwierdzenie – Majka, spotykałaś się za plecami wszystkich z tym Salomonem?!

- Nie, Oszka ma bujną wyobraźnie. - mówi ruda, wciąż trzymając rękę na jej ustach i drapiąc po łokciu wolną ręką – Spotykałyśmy się z bratem Mauren, który ma pseudonim Discord i...

- Kochanie, tylko mój brat wiedział, że zawsze drapie się po lewym łokciu jak kłamię. - mówi ciocia, odpalając świeczki na torcie – Widać, coś jest w nas takiego, że lubimy łamać zakazy rodziców.

- Oj mamooo... - mruczy ruda – Pomyślałam, że czuje się obcy na nieznanej ziemi, więc po prostu z Mauren zaprosiłyśmy go do restauracji. Ot po prostu przyjacielska rozmowa. Prawda, kochanie? - spogląda na Mauren

- Przywiózł prezent dla Tality, bo mu wygadałaś, że ma urodziny jak ciągle ze sobą pisaliście przed tym spotkaniem. - wywraca oczami - Cały wieczór gadaliście jak starzy znajomi. Te same filmy, książki, muzyka... Podejrzewam, że jakby to była Salomena, to byś się na nią rzuciła, zerwała z niej ubrania i gwałciła na tym stole przy wszystkich.

- Mhmhm. - pokazuje jej język i wypuszcza Oszkę, która wraca do swojej zabawy z Aiszą – Po prostu pomyślałam, że skoro może być częścią rodziny to...

- Później o tym porozmawiamy, dzisiaj mamy inny ważny dzień. - mówi ciocia i przesuwa ciasto bliżej mnie – Pewnie nie jest taki, jakby go zrobił Dawid, ale musiałam go zrobić z pamięci. - uśmiecha się – Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki, pewnie się spełni.

Spoglądam jeszcze raz na karteczkę doklejoną do prezentu. „Dla smutnej Dziewczynki, od głupiego Człowieka, który przybył w Pokoju” zapisane odręcznym pismem. Znów mam sześć lat. Mama trzyma mnie na rękach, gdy tata podaje tort do zdmuchnięcia. Asenata stoi przy jego boku. Sara trzymająca malutką Pierożke na rękach też stoją obok niego Jest też ciocia i Majka ze swoją pierwszą dziewczyną, całują się za jej plecami. Pomyśl życzenie i dmuchaj mocno, Zajączku, ile siły w buzi. Jak nie zgasną wszystkie, to się nie spełni. Chcę więc, żeby... Dmucham, a płomyki wszystkich świeczek gasną.

W pewnym sensie, nawet Aisza wydaje się teraz dobrze bawić. Oszka ochoczo karmi ją łyżeczką z ciastem, gdy siedzą naprzeciwko siebie, na dywanie. Usta ma czerwone od szminki po całej masie pocałunków. Miękkie, puszyste ciasto przekładane kremem migdałowym. Sara siedzi przy cioci, Asenata na kolanach Cliforda, Mauren przytula Majkę w romantycznej pozie. Tylko ja i mama zdajemy się teraz samotne. Nie można powiedzieć o niej wdowa, bo nigdy formalnie się nie pobrali, nie mieszkali nawet razem. Ale byli blisko. Odstawiam talerzyk i znów oglądam zapakowaną ładnie kostkę.

- Więc... - zaczynam wolno – Czy on...

- Rano zrobiłam ostatnie testy. - mówi ciocia, też odkładając swój – Wyniki ciągle były nieoczywiste, dając dziwne rezultaty. Zostałam lekarzem, bo chciałam pomagać dziewczynom, które trafiały na ostrzejszych właścicieli. Brat mnie do tego przekonał. - uśmiecha się pod nosem – A potem zabrał mi zajęcie, tworząc łudzące repliki człowieka. Ich kod genetyczny też jest podobny do głównego wzorca, ale gdy porównujesz go z oryginałem, widzisz pojedyncze zmiany, niby nie dostrzegalne bez tego. To nie kserokopia, młodsza wersja tego samego obiektu, która zachowuje wszystkie dane oryginału na zasadzie podmienienia kodu w jądrze komórkowym. - spogląda w stronę Majki – Przecież studiowałaś podstawy inżynierii genetycznej i chyba się uczyłaś w szkole na biologi, prawda?

- Jesteśmy sumą mieszaniny danych naszych przodków. - odpowiadam – Są podobieństwa, ale łatwiej wskazywać różnice. Można mieć więcej z taty – teraz to ja patrzę na Ase, która ma swoją lekko ściemniałą skórę, jak latynoska – Albo z mamy. Ale oni są sumą dziadków, więc rodzice mogą mieć ciemne oczy, ale jeśli oni oboje mieli jednego rodzica o niebieskich oczach, jest szansa, że dziecko też je będzie miało. - przytulam głowę do mamy - Chyba, że ktoś coś w tym przekształci lub pomiesza, co jest obecnie normą w hodowlach. Skoro mamy to za sobą, to...

- Tak. - mówi wreszcie ciocia i wzdycha – Dawid zawsze tym bardzo się przejmował. Trwale wypalił sobie linie papilarne, zawsze usuwał z ciała włosy, jeśli jadł poza domem dokładnie wycierał naczynia z resztek śliny, sam zmywał lub odmawiał posiłku. Nigdy też nie pokazywał się bezpośrednio w miejscach publicznych, które nie były związane z branżą. Wiedział, że ze swoją chorobą się nie ukryje, będzie zwracał uwagę. Dzisiaj ten pojedynczy gen, który dla niego był błędem, dla wielu byłby spełnieniem marzeń wielu hodowli samców. - przytula do siebie lekko Sarę, która ulega jej rękom i kryje się w ramionach - Ja i Alice wiedziałyśmy, że byłby temu przeciwny, ale to było jedyne rozwiązanie. Jeśli chłopak naprawdę był jego synem, jako normalna osoba, nie miał prawa żyć. W momencie, gdy pojawił się w domu, podpisał swój wyrok śmierci. Cała ta rozmowa, badania to tylko przykrywka, albo raczej samo zaspokojenie ciekawości. Kiedy tylko wróci na teren Nowych Stanów Zjednoczonych, zostanie wymazany. - znów wzdycha – Tak, Salomon był jego synem z przypadkowego związku, nosicielem jego DNA.

- Szkoda... - mruczy Majka, przytulona do cycków swojej dziewczyny – Szkoda, że nie poznaliście go wszyscy lepiej. Lubił jeździć motorem po pustyni, oglądać niebo. Wieczory spędzał oglądając stare filmy. Widać było, że wojsko odcisnęło na nim swój ślad. Zachowywał się momentami jak tresowany pies, ale to raczej samodyscyplina, którą sobie zafundował. Mieszkał sam w towarzystwie trzech kotów, lubił też pomagać innym. Zamówił dobrze wysmażony stek i...

- Powiedziałaś po kolacji, gdy już leżałyśmy w łóżku, że jakby ubrać mu buty na dużym obcasie, rozjaśnić skórę o odcień i ogolić to wpisz wymaluj jadłabym z wujkiem Dawidem. - mówi Mauren z uśmiechem – Ale pozbawionym tych wszystkich blizn na sercu, które do końca mu ciążyły. - w zamian dostaje od swojej rudej dziewczyny buziaka

- No cóż, szkoda więc dla niego, że się urodził. - mówi mama, bez większych uczuć w głosie - Salomon Juniper....

- Grimery. - poprawia ją Asenata, chociaż przecież to mama podała prawidłową informację – Jego matka miała na nazwisko Grimery, więc...

- Co powiedziałaś?! - ciocia poodskakuje z miejsca – Przecież przedstawił się...

- Tak, ale potem przeglądałyśmy zdjęcia w zeszytach taty... - zaczynam – Było tam to samo, które pokazywał jako tatę z swoją matką, Max i z tyłu było napisane Max Grimery, co dziwne bo przedstawił się...

Ciocia unosi rękę, uciszając mnie i patrzy na mamę dysząc. Mama też ma szeroko otwarte oczy, jakby nagle zrozumiała coś dziwnego. Obie patrzą na siebie. Cliford robi się blady, Majka i Mauren podobnie otwierają usta. Tylko ja, siostra, Sara, Aisza i Oszka nie rozumiemy o co chodzi...

- Jeśli to prawda... - zaczyna mama – Nie, Dawid nie mógł przecież...

- Nikt nie wiedział, co się działo w czasie tamtego roku, a jak wrócił to zaczął swoją pracę... - kontynuuje ciocia – Niedługo potem dzięki temu urodziłam Majkę... Mógł chcieć zrobić na złość ojcu, którego tak bardzo nienawidził...

- Cholera, oszukał mnie! - krzyczy kuzynka – Wiedziałam, że jest za miły! - podkula się, płacząc – Wszystkie te cudowne opowieści, które rysowały go jako zwykłego, sympatycznego faceta, który chciał tylko odnaleźć swojego tatę, którego nie poznał i...

Widząc ich reakcje, wciąż zastanawiam się nad tym prezentem i kartką, którą przykleił. „głupi Człowiek, który przybył w Pokoju”. To nie pasuje do ich reakcji. Juniper, czy Grimery. Brat, to już na pewno. Taki, który nie poznał taty.

- O co chodzi? - mówi wreszcie Asenata – Też mi coś świtało to nazwisko, ale nie mogłam skojarzyć i...

- To nazwisko rodowe, nie przypadkowe. - mówi jej Cliford – Jedna z trzech rodzin, założycieli i właścicieli amerykańskiej fundacji livE. - upuszczam pudełko – Tej, która stworzyła całą podstawę biznesu, który wszyscy znamy...

- To też... - mówi ciocia, a z jej oczu idą wolno łzy – Ale to oni... To oni podarowali naszemu ojcu Heban, matkę Dawida...




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Konrad Milewicz

Inspiracje, czyli jakie dziewczęta "pomogły" tworzyć postacie:

- Victoria Green - w sumie nie ma swojego fizycznego odpowiednika bezpośrednio, ale łatwo da się wskazać "gwiazdy" dążące do utrzymania wyglądu uzyskując efekt odwrotny - czyli silikon, botoks i inne cudowne zabiegi

- Cola - Colleen A (Ahe)
- Brownie - Iva (Iva Rogned)
- Carmel - Nikia A (Ahe) 
Hm, ciekawe do kogo mogą należeć... Hmmmm, może wy wiecie? 


Mauren - Farrah Paws

W między czasie w oczekiwaniu na vol 5 zapraszam was do komentowania i czytania pobocznych tekstów (jest już pierwsza część "Mam na imię Matylda" utrzymanej w duchu dwóch ostatnich voli Kota). Sposorem volu 4 była wódka palona z suszem owocowym, która wyczarowała 10 stron w 4 godziny i wściekły korektor, który pomaga wyłapywać błędy w tekstach, zabraniający pisać po pijaku.

PS: W tekście poza jak zawsze, nawiązaniami do poprzednich części oraz pozwalających zobrazować całość, ukryłem kilka informacji co do kolejnych. Jeśli więc się zastanawiacie nad pewnymi rzeczami, odpowiedź może brzmieć "tak" lub "możliwe".

Pozdrawiam też Weronike, L.S., Salamandre i AnonimowegoAnonimowego oraz wiele innych osób skrytych pod różnymi pseudonimami, na których zawsze mogę liczyć, że przeczytają i nawet się wypowiedzą, a wierni czytelnicy zawsze cieszą pisarza :)


Komentarze

Dziękuję za pozdrowienia, opowiadanie świetne... ;-)

Weronika18/01/2019 Odpowiedz

Kiedy kolejna część? Codziennie sprawdzam i nie ma :(


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach