Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wlascicielka, vol 5: Wsrod zwierzat

Człowiek to zwierze stadne, a stado potrzebuje oparcia w hierarchii. Jest to bardzo wyraźne w ich zachowaniu. Co prawda odpowiada za nie w większości elektronika, to pozostają w nich prymitywne, mało już ludzkie i odrażające odruchy. Najniżej w niej, znajdują się kastraci, pieszczotliwie zwani przytulankami. To tutejszy odpowiednik samicy. Pięć pozbawionych stóp poniżej kostki i jakichkolwiek cech płciowych osobników, wyróżniających się na tle całości. Wychudzeni, niemal zagłodzeni, noszą krótkie włosy. Żyją w przerażeniu, zawsze skupieni przy sobie w gromadzie, obawiając się innych osobników.

Omega to podstawa hodowlana. Roczny pobyt w hodowli zmienia zwykłego osobnika w maszynę do zabijania przebraną za zwykłego człowieka. Najmocniejsza forma WarDog pod czaszką, elektroniczna obroża humancow pompująca nie prolaktynę, ale testosteron z sterydami do krwiobiegu, oraz żelazny rygor. Każdy kundel to kulturysta, nagi i gładki. Gdyby nie świadomość tego czym są, mogliby się podobać ze swoimi sześciopakami, grubymi łapami, szerokimi klatami i wiecznie sterczącymi fiutkami.

Dwa samce okrążają trójkę przytulanek skulonych pod ścianą niczym rekiny. W jednej chwili łapią jedną z nich za nogi i wyrywają spomiędzy ramion pozostałych. Kiedy się wierzga, krzycząc bezgłośnie, dostaje kopniaka w już posiniaczony brzuch. Pokornieje, nie mając większego wyjścia. Ustawia się na czworaka, w pozycji określanej wystawową. Ten, który kopał, wchodzi w niego od tyłu w kościsty zad, kopulują jak inne zwierzęta, chociaż my nazywamy to „na pieska”. Drugi podsuwa przytulance fiuta przed pysk, bierze go do środka niczym Aisza smoczek swojej butelki. Kołyszą nim gwałtownie w przód i w tył, między sobą w tym gwałcie. Oni są zadowoleni, ten w środku przyzwyczajony do swojej roli hodowlanej kurwy.

Dwójka innych kundli podejmuje wyzwanie małpiego gaju. Zespawana z rur, przez które leci wrzątek, i drutu kolczastego instalacja pnie się kilkanaście metrów w górę niczym drzewo. Na szczycie wisi frykas dla pierwszego. Kiedy będą w stanie już go dostać, ich ciała będą szorstkie, odporne na zranienia i uszkodzenia. Kolejne dwa bawią się psią łamigłówką. Przesuwanie ciężkich betonowych bloczków, gdzie najlżejszy to trzydzieści kilo w odpowiedni sposób też daje dostęp do nagrody. To ćwiczenie ma rozwijać siłę. Czwórka ostatnich wybrała ćwiczenie walki, obok gwałcenia przytulanek, ulubionej rozrywki psów. Uczą się różnych sposobów na powalenie i uszkodzenie rywala w mniej niż minutę, ale na sobie testują to w bezpieczny sposób.

Bezpieczeństwa i porządku pilnują bliźnięta beta, Luca i Romeo. Obaj masywni jak archaiczni zapaśnicy sumo z Japonii, ważąc po sto siedemdziesiąt kilogramów, równie gładcy jak swoi niżsi statusem koledzy, ale znacznie więksi. Oczywiste jest, że jeden cios łapy wystarczy, by przytulanka wylądowała w blenderze jako fragment kolejnego posiłku, a omega w ambulatorium, więc żaden z osobników niższego szczebla nie chce nawet próbować ich prowokować do ruchu.

Luca leży na boku z przymkniętymi oczami. Jedna z przytulanek bawi się na jego ciele w coś na wzór masażu, co go wyraźnie relaksuje nie mniej, niż druga siedząca między udami gotowymi zmiażdżyć ją jak prasa, zaspokajając go oralnie. Pozbawione zębów usta ledwo mieszczą grubego penisa, więc musi sobie pomagać rękami. Dla Romeo istnieje tylko jedna zabawka, której chętnie bym pomachała. Julia. Pracownice mamy pozbawiły go łydek, ucięły resztkę penisa robiąc pełnego kastrata. Ciężko w nim dostrzec już mężczyznę, który był moim kochankiem. Ręce nadal wyglądają na krzywe, po wielokrotnym łamaniu. Siedząc na kolanach wiele większego mężczyzny i mając jego sterczącego, wiele większego od własnego penisa między udami i masując go dłoniami, wygląda żałośnie, zwłaszcza ze swoją smutną miną.  
Aisza niemal przylepia nos do szyby, gapiąc się na nich wszystkich. Z chwilą, gdy omega zaczyna pieprzyć w dupę kastrata, odskakuje na czworaka i odwraca twarz do mnie z otwartymi usteczkami i tym swoim dużym spojrzeniem. „Nie rozumiem, boje się”. Od kilku dni ciągle mnie tym denerwuje. Aż prosi się, by iść z nią teraz do kuchni, niech poderżną gardło i od razu wrzucą do przetwarzania. Ta myśl długo kusi i zachęca. Poczekam jednak na jakiś atak szału, by zatłuc ją czymś, to będzie zabawniejsze i bardziej satysfakcjonujące. Tak jak pozwala jej smycz, wycofuje się za mnie i włazi pod kurtkę luźno wiszącą na plecach jak pod koc.

Rano nie chciało mi się nawet jej ubierać, przez co ma tył do przodu fioletową spódniczkę, rajstopy i szarą bluzeczkę z rękawem. Po co ja się z tym męczyłam? Bo zmarznie, jak będziemy jechać samochodem Ase? Bo goła będzie brzydko wyglądała? Przecież mogłam ją zamknąć w klatce z miską psich chrupek, byłaby tak samo zadowolona jak teraz. Pociągam z piersiówki, a uroczy smak wiśni rozpływa się w ustach, długo i przeciągle dopełniany alkoholową nutką. Może to powoli mój odpowiednik butelki z mlekiem?

- Sądzisz, że są w stanie myśleć? - odzywa się Asenata, siedząca na podłodze obok - Robić planowanie zdarzeń, wiedzieć... Ja i U-Siedem rozwiążemy zagadkę by dostać słodycze. U-Sześć też ma ochotę na seks, więc weźmiemy sobie jedną z przytulanek w obroty...

- WarDog i LoveToy to marketingowa nazwa tego samego. - znów pociągam – Różnią się tylko zaprogramowanymi poleceniami. Działają na zasadzie wsadzenia do ciała zdalnego sterowania, aktywowanego głosowo. Zabij, powal, przejmij, wyliż, ujeżdżaj kutasa, obciągaj... Zaprogramować można w nim wszystko, całe sekwencje odtwarzane ruch po ruchu. Mama podobno nadpisuje domyślny program o SI, więc da się to uznać za dodatkowy autopilot. Po za tym mają prymitywne odruchu, jak jedzenie, sranie, seks i sen. Testosteron winduje u nich agresje i libido...

- Wystarczyło tak lub nie. - prostuje złożone nogi – Zawsze jak musiał rozmawiać przez telefon, to też był suchy i rzeczowy, z takim innym głosem. Siedziałam z Sarą i Esterą, czekając aż skończy. Potem kładł Cię zawsze na przedramieniu, rozkładałaś rączki i byłaś Talitolocik. Piszczałaś z radości, a my w trzy uciekałyśmy. Ja i krówka chowałyśmy się za zasłonką, więc pierw łapał Sarę, potem nadal krążył i nas szukał. Kotkowy Pomocnik jednak wywąchiwał mleczko i tak znajdował nas. Miałam z sześć, siedem lat... Potem Estera zdechła, a Sara urodziła Oszkę.

Głupie. Ta cała Estera powinna siedzieć w oborze z innymi krowami, a nie w domu a Sara... Sara... Sara nie powinna móc w ogóle chodzić prosto i mówić, jej cipka powinna być jak czarna dziurą, w której dałoby się klaskać. Bo w dupie powinien się mieścić słoik po ogórkach. I nie powinna móc rodzić, bo byłaby wysterylizowana. Byłyby cholernymi zwierzętami, jak każdy z tych mężczyzn za tą szybą.

Srebrna rura zaczyna podawać żarcie dla psów do koryta. Paćka to w większości pasza dla zwierząt, gotowane warzywa i mięso. Jędza czasem mówi, że mama daje im ludzkie mięso z powodu chińskich przesądów, ale dla mnie to pozostałość po wojnie psychologicznej jej i psów. Żresz własnego pieczonego fiuta i jądra, albo zdychasz z głodu. Ich posiłki odbywają się na wspólnym wybiegu o jedenastej i siódmej wieczór, by spowolnić odpowiednio metabolizm. Jedynie kastraci mają wspólną zagrodę. Śpią tam przytuleni do siebie, drżąc na najmniejszy hałas. Każdy kundel ma za to własny boks, pomieszczenie półtora na półtora metra metra z betonowym podłożem. Samce beta mają oddzielne od siebie lokum, by się nie zabić, dysponują sześcioma metrami kwadratowymi prywatności. Romeo trzyma u siebie dzięki temu Julie. Te wszystkie reguły mama ustaliła czterdzieści lat temu i jak sama mówi, nikt się nigdy nie skarżył. Zabawne więc, że miała dzieci z człowiekiem, który...

- Powinien mieć maszynę do pisania. - rozlega się zirytowany głos cioci Zuzi za plecami – Skoro nienawidził komputerów i wszelkiej maści nowości mogłam mu chociaż kupić mechaniczną maszynę do pisania.

- Udało się coś cioci znaleźć? - dopytuje się Asenata– Można go przecież replikować albo klonować...

- Coś. - powtarza, jakby się zastanawiając – Jakby nie był dość wyjątkowy, to musiał ciągle nas przeskakiwać o kilkanaście poziomów, by to udowadniać i tworzyć coś więcej. Czemu nikt mi o nim nie powiedział wcześniej? Jego dzieło jest...

Z cienia wejścia wysuwają się tylko jedynie pięści i zarys głowy. To wystarcza, by Luca otworzył oczy. Gestem odgania swoje zabawki, które czmychają do tamtej pozostawionej dwójki. Siada ciężko. Romeo nerwowo chowa Julie za swoje plecy, jakby nagle się wstydził kościstej lalki bez kończyn. Grupa wspinających się szympansiątek zeskakuje na ziemię i siadają na łydach, z rozprostowanymi ramionami, pochylając głowy do przodu jak w pokłonie, to samo robią zapaśnicy i siłacze. Nawet trójkącik nagle się przerywa, a przytulanka w szaleńczym tempie raczkuje ku swoim, gdy pomiędzy jej pośladkami wciąż ścieka sperma. Całe stado ucicha, pokornieje, gdy wkracza alfa.

Nie jest duży. Niektóre omegi są większe, ale to nie trudne, bo ma ledwo metr sześćdziesiąt. Nie jest też silny, beta posłałaby go pewnie do grobu w bezpośredniej konfrontacji samą masą. A jednak poruszający się gorylim chodem, który umożliwiają mu krótsze nogi i łukowate plecy stanowi ich władcę. Rudy puszek obrastający go nadaje skórze czerwonego odcienia cegłówki. Twarz to niemal wyciosana plemienna maska. Gruba skóra ukrywa mięśnie uwidocznione u omeg. Tak, to rodzaj homo, ale nie gatunek sapiens. To jakaś jego wariacja, romans współczesnego i bardzo dawnego przodka. Idzie spokojnie, wolno, jakby wiedząc, że może sobie na to pozwolić. Chociaż jego wiek biologiczny to zaledwie pięć lat, rozwój fizyczny ma na poziomie dwudziestolatka. Cargo, istota z krowiego łona, afla w stadzie Cherry, ulubieniec właścicielki i ostatnie, a zarazem pewnie największe dzieło Dawida Czarnodębskiego.

To zabawne, jak wiele mamy wspólnego, Cargo. Tata Cię zrobił, a mama wychowała, prawda? Od początku szkolono Cię do jednej funkcji. Pana stada. Nikt Ci nie powiedział, że jesteś z gatunku ludzi, a on zdominował tą planetę i posiada rzeczy, których natury byś nie pojął. Kobieta to dla Ciebie treser, stado jakaś namiastka rodziny, a ten budynek cały istniejący świat. Urzeczywistnienie idei jaskini Platona. Dobrze dla Ciebie, prawda? Siada, rozkładając kolana przy biodrach, rękami zasłaniając krocze, wsuwa głowę do koryta, wygryza porcje papki i unosi łeb jedząc w zwierzęcy sposób. Niczego w tobie z człowieka. Wiercąca się Aisza obrywa z łokcia na oślep.

- Metoda replikacji bez znajomości schematu jest jak rozkładanie obcego urządzenia bez wiedzy co do czego służy i składania go od nowa. - kontynuuje wywód – Można metodą prób i błędów, ale nie wiadomo czy zadziała. A w jego przypadku to prawie niemożliwe. Klon zaś... - masz takiego w domu, mówimy na niego kuzynka Majka, chociaż właściwie to ty młodsza o dwadzieścia cztery  lata – Owszem, uzyskasz kopie tego samego obiektu, ale absolutnie dokładną... Z punktu widzenia lekarza i jeśli patrzeć na niego przez pryzmat człowieka, Cargo jest zdrowy. Kilka lat temu był boom na azjatycką puppy ChikaK16. Wszyscy ją kupowali, chociażby dla samego posiadania. Wynikły z tego dwa problemy. Pierwszy, nagle wszystkie zaczęły zdychać. Kopiowano chorobę, która u klonów rozwinęła się szybciej niż u dawczyni. Drugi, zaczęły się pytania o taką ilość sobowtórów na świecie. Prawie cały biznes szlak trafił. Stąd reguła, by dokładać coś własnego do łańcucha i sprawdzać dokładnie obiekt przed powieleniem. Mai to nie grozi, bo ma normalny tryb życia, więc może tylko zachorować na to samo co ja. Drugi jest między innymi powodem, czemu chociaż wasza mama używa klonów, to nie pochodzą z tej samej matrycy, wszystkie muszą być mieszaniną różnych wartości. - podchodzi bliżej nas – Formuła umożliwi im zrobienie swojej wersji Cargo. Sara zrobi placek z brzoskwiniami, da mi i waszej mamie przepis. Ja zrobię go z truskawkami, wasza mama wiśniowy... - wzdycha – I znalazłam przepis na placek. Zapisano stronę obok opisu schematu mutacji heterochromii, narysowanego DNA i szczegółach jej wywoływania. Wiecie jak to wyglądało? Szklanka mleka niepełne zapełnienie brązowego pigmentu w obrębie niebieskiej tęczówki pięć jajek plama taka może zostać ukierunkowana na lewe bądź prawe oko dwie szklanki mąki... Jego słynne równanie podziału zygoty na bliźnięta, czworaczki a nawet ośmioraczki jednojajowe, za które ludzie z fabryk daliby się jeszcze nie dawno zabić? Napisał na nim czerwonym długopisem, cztery razy podkreślając i stawiając dwa wykrzykniki, że fioletowy kucyk z rogiem to Twilight Sparkle, a jego smoczek to Spike.

- Jak ciocia to odczytała? - pytam z ironią, znów sącząc flaszkę, po czym odkrywam sukę spod kurtki i wsuwam pod dupę, by nie wlazła pod nią z powrotem, patrząc nadal na pożywiającą się bestie – Czyżby cudowna magia kociego języka? Tatuś uwielbiał zwierzęce metafory. Jego dzieci zajączki, miał kochanego kotka, a on sam był...

- Trzymasz swoją butelkę lewą ręką. - spoglądam na to i rzeczywiście, jest w lewej – Twoja siostra i matka są praworęczne, ale ty jak on jesteś mańkutem. Przywykł do pisania od prawej do lewej w każdym języku, więc potrzebne było lusterko. - wzdycha znów – Tak, wychowałam się z nim na dworze w Polsce, znam język.

- Ale nie tak jak on w psiarni, co? - mówię znów, a Aisza próbuje się przytulać, więc daje jej klapsa, na co urażona chowa się za Asenatą,a ta odruchowo drapie ją po karku, uspokajająco – Pewnie rodzinną rozrywką było patrzeć, jak walczy z psami gończymi o miskę. Cargo je w ten sam sposób?

- Talita... - zaczyna ciocia – Rozumiem wasze rozgoryczenie, ale musicie zrozumieć... - waha się – Doszedł do tego wszystkiego sam. Sam nauczył się chodzić i mówić naśladując dźwięki. Późno zaczął czytać i pisać, bo ja mu w tym pomagałam też dopiero się ucząc. Ale gdy już to zrobił, nauczył się dziewięciu języków, gdzie ja mam problem z czterema. Kiedy Ian i ja chodziliśmy do najlepszych szkół studiując co chcemy, bo ojciec chciał mieć wykształcone dzieci, on stał w jego cieniu, byle nie gryzł już jego ręki. Nikt mu nie powiedział, że coś się nie da, więc próbował. Nie możesz sklonować człowieka, ale jestem matką. Nie można stworzyć czegoś takiego, ale patrzysz na Cargo. Cena jaką zapłacił...

- Była wysoka, okrutna, zła i przerażająca. Tak, mówiła, ciocia. - rzucam pustą flachą w szybę, odbija się od niej i ląduje na ziemi a Cargo na hałas unosi łeb przerywając posiłek - Hej, dziewczynki! Wiecie, że wasz tata okaleczył waszego wujka, bo ten zrobił jego zwierzakom coś, co jest normalne w naszym świecie? Nie? No zobacz, a jednak, pewnie wyglądało zabawnie! A wiecie też, że kilkanaście lat później go jeszcze za to zabił, bo znów to zrobił z kolejnymi jego ulubienicami, tak jak lubiło się robić? O tak! Rozkwasił jego łeb po prostu o ziemię! Za coś, za co ludzie płacili grube pieniądze i co ich cieszyło, bo ich głupie suki nie mogły stać prosto! Ale poczekajcie, najlepsze jeszcze nie słyszeliście!

- Talita... - mówi ciocia – Talita, uspokój się...

- Wiecie, że wasz tata... - wykrzykuje, nie odwracając się

- Jako siedmioletnie dziecko o wzroście dorosłego i sile bety połamał kręgosłup ojca i zmusił się, by skręcić kark swojej matki? Że była czarną suką kneless z zgniłego zachodu w mniemaniu waszego dziadka? - rozlega się głos mamy – Tak, Talita. Boli Cię to, że ojciec wywalczył sobie miano człowieka rodząc się w niewoli? Że o tym nie mówił? Że nazwisko ojca jest jak klątwa, która przyrosła do ciała, pyrrusowym zwycięstwem nad własnym przeznaczeniem? Nosił je, bo nie chciał zapomnieć tej ceny. Wiedziałam że przez to, że nie może przez to dobrze spać. - podchodzi i dotyka szyby, a Cargo jakby uspokojony wraca do posiłku – Zadowolona? - nie odpowiadam jej, ściskając nogi do brzucha

- Mamo... - zaczyna Jędza po dłuższej chwili, która upływa w ciszy szklanej klatki - Chodzi o to, że ciągle coś przed nami ukrywaliście... Majce przecież z ciocią powiedział, że no, jest eksperymentem i...

- A wy nim nie byłyście. - nie odwraca wzroku od szyby – Ciebie udało się pewnie zmajstrować zanim pojechaliśmy na to felerne przyjęcie, bo był w tygodniowym ciągu, aż żal było mi na niego patrzeć. Zuzia głupio zrobiła, że dała mu zdjęcie z Avą i Lil. Ale to był mój pomysł, by tam być. - milczy chwile – Wiesz, nawet chwile rozmawiał z waszym dziadkiem, ten kaleki staruch był bliski przyznania się przed synem do błędu, docenienia go... Póki nie roztrzaskał łba swojego przyrodniego brata, po tym co zrobił jego księżniczką. Czułam to samo co twoja siostra, ale wiedziałam też co czuje on. Test pokazał mi później dwie kreski, będziemy rodzicami. Twoją siostrę we mnie zrobił, jak wróciła jego ulubienica do domu. Głupek, z radości wziął za biodra nad głowę, że miał moje krocze przed nosem i znów zakręcił w powietrzu jakbym miała trzynaście lat. Porwał mi nawet sukienkę. - szyba piszczy pod jej dłonią, gdy ją ciągnie w dół - Mam omawiać szczegóły tego jak znów się kochaliśmy na stole, który pękł pod nami i się śmialiśmy dziko pierwszy raz od lat? Że w tamtym momencie, tak jak po tamtym roku, jak się okazuje, w Ameryce, wrócił mój mężczyzna? Ten kochany, potężniejszy niż cokolwiek innego?

Ciocia podchodzi do niej i kładzie rękę na ramieniu mamy w pocieszającym geście. Nie należy jej się to! Ona nie ma za grosz emocji! Ją cieszy tylko fakt, że ktoś cierpi! Pewnie teraz przeżywa orgazm, bo ktoś cierpi! Nawet temu nie zaprzeczy, ma pewnie tak mokre gacie, że można je wyrzynać! Nasza mama to cholerna sadystka, ale ona już dawno wysrała z siebie empatię! Każdy to wie! Aisza znów wbija mi swoje łapki w udo i dotyka twarzą szyi. A Ciebie nie chcę, nigdy nie chciałam! Byłaś głupim ultimatum, które dała mi mama jako przykład tego, co może! Wycieram kilka łez z policzków, które pociekły nie wiedzieć kiedy.

Skończył jeść, to nadal tam siedzi. Dumny, prymitywny pies strażniczy. Ale nie patrzy na mamę, ani na ciocie. Jego dziwne, błyszczące i nienaturalnie żółte oczy, podobnie jak u krowy lub konia, wypełniające w pełni powierzchnie kolorem wpatrują się w nas, swoje metaforyczne siostry. Zupełnie, jakby czytał moje myśli. Odwraca się całym ciałem i odchodzi tym samym krokiem. Układa się z dala od loży, na boku, z rękoma pod pyskiem zamykając oczy. Samotny. Kolej bliźniaków, by się najeść. Resztę zjedzą omegi, kastraci wyliżą już pustą miskę.

- Wszystko dla dobra rodziny. - mówi ciocia, spoglądając w naszą stronę – By małe zajączki mogły więcej niż on. Skaczące wysoko, gdy nadejdzie zła pogoda...

- Bo za cieniem wielkiego drzewa, w którym mieszkasz, jest zielona polana. - mówi Ase, patrząc przed siebie – Nie bój się, malutki, spotkasz po drodze przyjaciół. Kotka puchatego, krówkę strachliwą, zębatego rekinka... Twoje łapki są krótkie, ale skryjesz się tak w każdej norce bezpieczny. - chowa twarz w kolanach – Drzewo zawsze bowiem będzie Cię widział, tam daleko, żyjąc wśród przyjaciół. Razem śmiać i bawić się zawsze, nawet już większe... - słychać, że płacze – Opowiadał nam to na dobranoc, gdy siadałyśmy mu na kolanach...

Osuwam się na plecy, patrząc w betonowy sufit. Jesteśmy tylko zwierzętami. Inteligentnymi, ale zwierzętami. Nie dodawałeś, że beznadziejnymi w swojej pierwotnej postaci i pozbawionymi swoich wynalazków. Dopisywanie sobie łatek właścicieli, jako ich posiadaczy, i pupilów by ulegali to jedynie wymówka. Prawda? Kiedy okazuje się, że tak naprawdę mamy miliardy na koncie, dysponując tym wszystkim... Kierowałeś nas do szkół, pozwoliłeś się bawić z Sarą, ale nie męczyć jej. Nie, że należy ubrać zwierzaka, bo mu będzie zimno. Zrób z nim co chcesz i jak, ale pamiętaj, on też ma swoje uczucia. Nie chciałeś, by niewinni cierpieli, by nie było więcej Sar, Amir, Avy, Lil czy... Heban. Co czułeś, gdy już świadom, że to właśnie ona Cię urodziła jako jednego z nich, nie człowieka, łamałeś jej kark?

Duże piwne oczy Aiszy patrzą we mnie, gdy pochyla swoją mordkę nad mną, a jej ciało ciąży na mnie... Boje się, nie rozumiem... Ja też… Gdzie teraz jesteś… Gdy twoje córki płaczą, ukochana żegna swoje najlepsze dziecko, a siostra wciąż w Ciebie wierzy… Ta klatka jest ciasna po obu stronach, prawda? Musowanie w głowie zachęca, by zamknąć oczy.

Otwieram je wolno, się słysząc fortepianowe koncerty Czajkowskiego. A więc umarłam z przepicia i wypluło mnie w dzieciństwie? Fajnie, mogę tu zostać? Majka powiedziała wczoraj coś śmiesznego, strasznie śmiesznego. Spadłam z krzesła przez to, obijając sobie zadek. Ale dobrze, skoro już tu jestem, to nie ma problemów. Już tylko radość. Mocniej otulam się obcym kocem rozglądając po otoczeniu nieba wyglądającym podejrzanie podobnie do salonu cioci.

- Mam nadzieje, że też taką lubisz, chociaż nie chciał byś ją piła. - mówi anioł o głosie Sary – Oszka zabrała Aiszę na zewnątrz, bo zaczęła zbierać liście i szuka najładniejszych do zasuszenia. - przed nosem pojawia się parujący kubek pachnący podobnie do kawy – Asenata prosiła, bym się wami zajęła, bo nie chciałaś z nią zostać, krzycząc na nią dość mocno.

- Nami? - zaciskam brwi w skupieniu, przypominającą sobie Majkę tylko w czerwonym staniku obściskują, związaną i z zaklejonym taśmą pyszczkiem Aiszę, która patrzy na mnie z obawą, jak Ruda właśnie całuje jej szyje, wiodąc dłoniami po obnażonym ciele – A tak... - ta sama Majka wyjęła właśnie dłoń z majtek kotki i oblizała po kolei palce, wyrokując, że jedziemy do domu jej mamy – Tak... - więc zadzwoniłyśmy do siostry, by nas przetransportowała o tutaj – Przepraszam...

- Zasnęła, ledwo wepchnęła twoją kotkę w poważnym negliżu w ramiona Oszki, mówiąc, że jak się wyśpi, to jej wyjaśnij jak się bawi w jednorożca z Mauren, na co mój Pierożek był szczęśliwy... - uśmiecha się smętnie - A potem padła jakby jej wyjęli baterie. Ty usiadłaś na kanapie, popłakałaś się, zdjęłaś spodnie i kurtkę, po czym się położyłaś. Przykryłam Cię tylko kocem, a Oszka dała Ci Tapa na pocieszenie. - wskazuje kucyka siedzącego przy mojej głowie

- Dzięki... - opieram się o poduszkę pod plecami do półsiedzącej pozycji i przyjmuje nieufnie kubek, ale kawa to nie kac-smoła mamy, ale przyjemna aromatyczna w smaku, nawet nie mocna kawa z mlekiem i cukrem – Ja... - nie wiem co mam Ci powiedzieć, ani jak się tobą zajmować, więc zwaliłam Cię na głowę cioci i boje się z tobą rozmawiać – Trzymasz się jakoś?

Zamiast normalnej odpowiedzi, włazi pod koc. Nagle mi wstyd, że uczesana w kucyk, z delikatnym makijażem i w eleganckiej białej sukience tak stara kocica wygląda lepiej niż ja z tłustymi włosami, w starych gaciach i rozciągniętej koszulce bez biustonosza. Pewnie nadal śmierdzę jak gorzelnia. Nasze ciała stykają się miejscami, gdzie skóra jest goła. Obejmuje mnie, układając na boku wzdłuż mnie, tak by tylko część ciężaru ułożyć na udzie, miednicy, brzuchu i głowę na piersi. Oto odpowiedź. Tak leżała na tacie, gdy widziałam go ostatni raz żywego. Więcej nie trzeba. Pustka, dziura w środku serca, znów zaczyna krzyczeć z głodu. Zamykam oczy, odchylając głowę. Cholera, jak ona to robi? Aisza mnie już tym denerwuje, Oszka wreszcie przystopowała z traktowaniem tego jak gry wstępnej, ale Sara... Zawsze wie jak jednym, zwykłym i prostym gestem ukoić.

- Twoje serce. - szepcze, tuląc głowę do cycka – Bije szybko i głośno. Boi się i cierpi. Serce pana było spokojne, przerażająco ciche, gdy już wiesz o nim to wszystko. Jestem starą kocicą, która nawet nie ma zmarszczek, chociaż jej futerko siwieje. Tęsknie do długich kolan, na których zasypiałam, rąk znajdujących te wyjątkowe miejsca na ciele i troskliwie ich dotykających, buziaków w uszka i miseczki pełnej smakołyków. - milczy – Głupio być kotem, co stracił pana, ale ja go przeżyłam już raz w życiu na długie pięć lat. Gorzej stracić ojca i patrzeć na to jak wszyscy kruszą jego legendę, prawda?

Milczę, pozwalając jej tak leżeć. Chce by tak było w nieskończoność. Czerpać wyjątkowość z tego. Ciepło jej skóry, oddech, równo rozłożony ciężar, miękkość wełnianej sukienki, słodki jaśmin jakim cała pachnie. To wszystko też jest tworem. Dwudziestoma latami uczuć zamkniętymi w pięćdziesięciu kilogramowej kobietce, która żyje, oddycha i mnie pociesza. Kotku, który należał do niego. Czesał mu codziennie włosy, przytulał i w pewien sposób kochał. W zamian miał pewnie takie chwile. Jak to, co Lana opowiada w „Ride”. Ale która z nas nią jest bardziej?

- Nie płacz. - mówi cicho, unosząc głowę i zlizując kilka łez z mojego policzka – Znałam go w dwóch okresach jego życia. Jako mojego troskliwego Pana, który nas rozpieszczał i waszego tatę. W pierwszym był takim kawalerem. Trochę samotnym, dziwacznym przy pierwszym kontakcie, ale zarazem… - zastanawia się chwile - Gdy Majka mówiła Judycie, że poprosi wujka, by ją też zabrał, byłam gotowa z Amirą zamiauczeć, zapiszczeć i zaprzytulać się do niego, byle się zgodził. Śmiałyśmy się, że będzie pachniała jak śliwki, ale wyobrażałam sobie, że będzie nas kąpał razem, kładł spać, karmił i rozpieszczał jak to miał w zwyczaju... Gdybym powiedziała o tym komukolwiek jak bardzo to kocham, uznałby mnie za wariatkę. Jednak tak wyglądało wtedy nasze życie, lepsze niż na własny rachunek jako ludzie. - opuszcza głowę – Ale widziałam w jaką furię wtedy wpadł wtedy... Dla nich nadal był delikatny, niemal czuły. Przytulał je, a one już nie płakały. Nie cierpiały. - unosi z powrotem twarz i widzę, że niebieskie oczy są szkliste – A potem, kiedy mnie porzucał, zostawiał... Wydawał się taki wycieńczony. Przez te wszystkie lata myślałam, że to przez Amirę i Judytę, że znów musiał zabić, jak te swoje Ave i Lil... Ale to sięgało głębiej niego… Koszmar, którego nikt nie mógłby pojąć...

Wsuwam twarz w jej włosy i przyciskam mocno. Jasne włosy zbierają moje krople łez. Nazwał Cię księżniczką, tak jak podarowaną Ci kochankę. Tak bardzo byłyście dla niego ważne. Chociaż jestem tylko głupią dziewczynką, pozwól, że Cię poprzytulam, piękna pani. To ja powinnam należeć do Ciebie.

- Wróciłam do niego jako człowiek, ale ta rola dla mnie była teraz ciężarem. Nie chciałam jej. Teraz był ojcem, nie miał tyle czasu dla mnie jak dawniej. Nasza relacja była wyjątkowa, bo nikt by nie pomyślał, że powstanie, nie mogłam więc być zazdrosna o jego prawdziwe dzieci. Chociaż chodziłam prosto, to wciąż milczałam. Gotowałam czasem, ale wciąż wolałam gdy on to robił dla nas. Opiekowaliśmy się razem Esterą, której życie też nie miało dla nikogo wartości prócz nas. Urodziłam to malutkie kociątko, gdy straciłam swoją przyjaciółkę karmiącą mnie wieczorami. - teraz to ja chce jej pozwolić się wygadać, jak ona daje mi – Tak jak Pani Ala wtedy zajmowała ważne miejsce w jego sercu jako ukochana kobieta, tak wy byłyście jego wielkimi skarbami, rozpychającymi się po nim. Pozostawałam kochanym pieszczochem, tym tulonym po całym dniu, całowanym w nosek i przy którym usypiał. Jego ostoją, która dawała mu wytchnąć i towarzyszem w zabawach z harcującymi zajączkami, szczęśliwa mogąc nadal go mieć dla siebie. - tak bardzo nie chcę Cię puszczać – Ale on wybrał dla siebie też litość. Nie chciał, by go widziano cierpiącym, jego bólu, gdy już nie dawał rady go skrywać. Jemu, znamię człowieka, ciążyło jeszcze mocniej niż mi przyzwyczajonej do jego opieki i czułości, której to nagle zabrakło...  - milknie na chwile – Wtedy, gdy przyszed wasz brat, nagle znów się poczułam młoda. Wrócił po mnie wreszcie, znów bez tej swojej kurtki, nieogolony przez panią Alicje. Ten spokój, jakim pulsowała ta twarz i wzrok, chód, uśmiech. Chciałam go przytulić, okrzyczeć, że znów mnie porzucił, że nie może mi tak robić... Ale potem przypomniałam sobie, że przecież same rzucałyśmy jego prochy na wiatr z fiordu, tak jak tego chciał, że Oszka już jest dorosła, a ja za stara na te zabawy… Mojego Pana już nie ma...

Czuje to ja, Majka i nawet Sara. Mój, cholera przestań zaprzeczać, przyrodni brat wygląda jak tata, gdyby był normalny. Nietknięty gigantyzmem. Gdyby mógł chodzić po mnie do szkoły, robić zakupy w sklepie i nie przyciągać niczyjej uwagi. Ta niewielka zmiana, nieznaczna różnica, sprawiła mu tyle bólu przez całe życie, o którym nam nie mówił. Dla dobra córek. Dla dobra córek mama i ciocia pojechały do Ameryki z prezentem w postaci prawdopodobnie jedynego na świecie takiego okazu, by pozwolono na zabicie Salomona Grimery czy też Juniper, niech się nazywa jak chce. Jest w nim za dużo taty, by mógł istnieć.
- Jak to tak przytulać się na kanapie bez mnie? - Majka przełazi nad oparciem i siada ciężko mi na miednicę, zamykając ją między kolanami, ubrana jedynie w body w truskawki – Ah, jakie słodki króliczek i kotek mi się trafiły do molestowania... Mmmm... Rekinek głodny! - w przeciwieństwie do niej, rozkłada się na mnie, gdy nasze krocza się stykają – Z kuzynką to już nie grzech, co Sara?

- Zła ruda nimfomanka, nie wolno! - wierzgam brzuchem, ale mocno trzyma, udało jej się nawet złapać nadgarstki i jest silniejsza niż Oszka – Maja!

Nawet Sara zaczyna chichotać, jeszcze chwile temu smutna. Unosi się, a gdy ich głowy są na równej linii, wymieniają dość czuły pocałunek. Więcej, pierw dotykają się czołami, nosami, potem dopiero ustami. Nawet jestem trochę zazdrosna? Ostatnio tak całowałam Rufo, myśląc, że go kocham. Że pokaże mu mój świat, zaakceptuje, spodoba mu się. Dałabym mu jakąś sukę na prezent urodzinowy, wysterylizowaną, by go rozgrzewała przed seksem. A potem pokazał prawdziwą twarz, mężczyzny wymagającego uległej dziwki, a nie łóżkowego partnera, gdzie wspólnie zależy na przyjemności. Kończą go, a Sarę oblewa rumieniec.

- To ja pójdę ugotować makaron... - mówi bardziej do siebie – Zawołam też dziewczynki, bo pewnie już zmarzły. - wysuwa się z kanapy, ale Maja nadal na mnie siedzi – Zjecie z nami?

- Ta, ostatnio próbuje schudnąć, chociaż ja i Aisza głównie jemy gotowce. - odpowiadam jej – Cycki mi rosną i bolą, a rano mnie mdli.

- Albo piguły hormonalne wujcia, albo ciąża... W sumie ciekawe jak to jest z ciężarną... - mówi ruda, machając moimi rękami nad ciałem, gdy Sara odchodzi do kuchni wciąż chichocząc – Nasza Talita to pewnie dziewica, ma plombę gwarancyjną nienaruszoną. Nawet mały dzielny blond kotek, jego słodziutkie usteczka i paluszki nie zdołały odbezpieczyć tego miejsca. Poświęcę się więc, jak ten upadły Lucyfer, by miejsce to odpieczętować dla potomnych, a potem dopasujemy coś do niego by już się nie czuła takiej frustracji... - kładzie moje dłonie na swoich piersiach – Masuj, co będę bardziej rozgrzana.

- Maja! - sama nie wiem, czy mówi poważnie czy robi sobie jaja – To, że miałam kilka przygód z Oszką i mam Aiszę, nie znaczy...

- Ćśś... Nikomu nie powiem, że to twój pierwszy raz i jeszcze nie wiesz jak fajnie jest naprawdę z kobietą. - tylko Jędza wie, że ja i Rufo, czyli Julia wtedy się kochaliśmy, Maja zaś szczerza zęby jakby zamiast trzydziestu trzech miała trzynaście lat – No weź, tylko siostrą nie wypada nawet z miłości, nawet wujek tak mówił, bo oglądaliśmy Krainę Lodu... Acz kiedyś mama znała faceta, który trzymał bliźniaczki w domu. Taśmą klejącą skleił je razem za nogi w szpagacie cipka do cipki i między to wkładał. Nazywała go Pan Hot-Dog, gdy kolejny raz je przywoził na badania i musiała mu tłumaczyć, żeby czasem je rozdzielał, bo robią im się rany od tego. Faceci i te ich trąbki to najdziwniejsza rzecz świata. Dlatego tylko muszelki są ważne.

- Blee.. - krzywię się, wyobrażając je sobie – Boli mnie głowa!

- Dobra wymówka. - mruczy, puszczając - Nadal nie wiem, co było śmiesznego w tym, jak Ci powiedziałam jak się nazywają koty Salomona. - złazi wreszcie ze mnie i sięga po kawę, odpija, po czym się krzywi – Nie mów, że ty taką pijesz? Nie dość, że jego ulubioną muzykę ktoś włączył, to jego kawę zostawił. - wyciąga dłoń i zamyka oczy - Oooo duchuuu wujkaaa, który tu był, czemuuu nie powiedziałeś, że masz rok starszego od mnie synaaa, który też ma trzy kotki...

- Brownie, Carmel i Cola... - przypominam sobie, otwierając usta

- Tak, dokładnie. - znów siorbie moją kawę – Szkoda, że mama i ciocia chcą go zabić za wszelką cenę. - uśmiecha się patrząc przed siebie rozmarzona – Nie było w nim z takiego kowboja przekonanego o swojej wyższości, raczej uroczego pluszowego misia, którego wszyscy lubią. Próbowałam się z nim skontaktować, ale numer nie działa. Mówimy o facecie, który ma przedpotopowy telefon z klapką, więc najgroźniejsze co może zrobić to przysłać fax w złości...

- Uważają, że tata też by tego chciał. - odpowiadam jej – W sensie nie chciał, tylko by musiał. Jego DNA...

- Mamie to mów, ja nie chodziłam na medycynę. - wsuwa się pod koc i przytula – Nieliczne, co nas odróżnia od siebie. - uśmiecha się pod nosem – Prawda?

- Może... - wciąż widzę je, ubrane suki z wystawy, tak wyjątkowe – Widziałam je...

- Kogo? - zaczyna, ale do pokoju wpadają Oszka, ciągnąc za sobą Aiszę, która wyraźnie nie chce iść

- Taly! - krzyczy radośnie i wskakuje na kanapę, przytulając się do mnie i całując po twarzy i szyi, ubrana w ciepłą sukienkę – Jak Ase Cię przywiozła, mama nie pozwoliła mi się przywitać i musiałam opiekować się nią. - wskazuje czerwoną od mrozu Aiszę, która stoi patrząc na stopy w prążkowanych skarpetkach, drżąc – A ona mówiła o tobie i Majce brzydkie i złe rzeczy, więc jej dałam jej lanie! Nie wolno was obrażać! - spoglądamy razem na mojego kicia, gdy Pierożek siada między mną i Majką – Wy jesteście dobre i nie robicie takich brzydkich rzeczy jak mówiła. Nie dam jej więcej Tapa do przytulania ani buzi! - pokazuje jej język zła, po czym przytula się do mojego ramienia, po czym odsuwa się – Fuuuuj... - odwraca się do ramienia Majki – Fuuuuuj! Obie śmierdzicie! - siada prosto, nie mając już alternatyw do przytulania, skoro właśnie pokłóciła się z Aiszą

- Prawdę powie Ci pijany, dziecko i Oszka. - mówi Majka, zasłaniając usta z śmiechem – Tak kochanie, muszę iść pod prysznic.  Ale jak zapytasz mamusi, to Ci powie, że wujek kąpał ją w tej dużej wannie razem z Amirą, więc mogę spróbować zabrać ze sobą do niej Tali. Kiedyś już ją kąpałam razem z wujkiem, jak jeszcze biegała w pampersie, a Ciebie na świecie nie było...

- Wezmę po prostu prysznic. - odpowiadam patrząc na nią, z przekąsem – Niegrzeczna idzie ze mną. - kiwam palcami na Aiszę, która nadal stoi w miejscu, ignorując polecenie – I nie, nie możecie popatrzeć.

- Buuu! - rozlega się z mojej lewej z dwóch buź – Samolub, samolub, samolub. - to już tylko rudzielec

- Mam poważnie porozmawiać z waszymi matkami? - unoszę brew w złości – Jedną mam pod ręką, do drugiej mogę zrobić videorozmowę, chyba jest tam teraz środek nocy. - Pierożek zapowietrza się, a Majka chichocze – Poszukajcie mi tylko jakieś gacie na pożyczkę i luźną bluzkę. - wychodzę spod koca, dopijając tą dobrą kawę – Naprawdę taką lubił? A jak zawsze mówiłam, że ma mi zrobić kawę, to dostawałam kakao...

Biorę za rękę Aiszę i prowadzę do łazienki, widząc w kuchni jeszcze przez moment Sarę w fartuszku, odcedzającą makaron. Uśmiecham się do niej, a ona odpowiada mi podobnym, słabym uśmiechem. Spokojnie zamykam drzwi. Aisza wciąż drży, patrząc w ziemi.

- Nie chciałam Cię. - mówię do niej wprost po angielsku, a ona unosi twarz – Wiesz czemu tu jesteś? Bo mama chciała mnie wysłać do cholernych Chin, jeśli nie nauczę się żyć. Bo ucięłam facetowi, który mnie źle potraktował, penisa mając przy tym masę frajdy. Tak samo z patrzenia tego jak wyjesz, gdy wysmarowałam Cię tym sosem za próbę ucieczki. Nie rozumiesz połowy rzeczy dookoła siebie, a nawet rozmów. - rozpinam jej guziki bluzeczki, którą ubrała jej pewnie Sara – Nie zapytam co powiedziałaś małej, bo nie odpowiesz nie mogąc mówić. Wiec powiem, że ona wychowała się nie na zasadzie dobro i zło, ale szczęścia. Pewnie wierzy, że gdzieś tam jest ta dolinka kucyków, gdzie spędzają całe dnie na zabawie. I tak już osiemnaście lat, tylko pozazdrościć. - unosi łapki pozwalając ją zdjąć – Wiem, że ja i Maja wczoraj wypiłyśmy za dużo. Nie powinnam pozwalać jej, by Cię dotykała w ten sposób. A dodatkowo zakleiłam Ci mordkę i związałam, prawda? - kiwa głową, gdy rozpinam jej spodnie i spuszczam na ziemię z majteczkami – To nie było najlepsze, ale... - patrze na nagą kotkę, zasłaniającą nieśmiało się łokciami i ściskającą uda – Widziałaś te na wystawie. Jak ssały wystające przez rozporki kutasy swoich właścicieli. Widziałaś też hodowle mojej mamy, jacy oni są. Czy więc jest ze mną Ci tak źle, Aisza? Nie traktuj wczorajszej przygody jako kary czy obowiązku. Jeśli Ci się spodobało, możesz widzieć w tym nagrode. Po prostu... Byłaś pod ręką, chciałyśmy się odstresować... - wzdycham, też się rozbierając i stając też przed nią nago i patrząc prosto w jej oczy – Mój tata nie żyje. Moja mama nie umie nam w tym pomóc i chce zabić mojego brata, który się pojawił teraz w naszym życiu. I jesteś ty, stworzenie, które nawet nic nie rozumie. Ale jedyną rzeczą, którą mogę Ci zapewnić zamiast tego wszystkiego jest fakt, że umrzesz. Nawet twoje imię o tym świadczy. Wszystko się zakończy. Ja będę dalej tutaj tkwiła, już bez Ciebie. Jednak jak zawsze to on miał rację. Rozkosz na początku jest fajna, potem zaczyna przeszkadzać i boleć. - wycieram łzę z policzka – Boli mnie, że go nie ma... - patrzy na mnie z tą swoją głupią miną, rozwartymi wargami – Umyjemy się i zjemy razem z Sarą, ona potrafi gotować. - wskazuje prysznic, gdzie posłusznie wchodzi bosa wraz ze mną – Chciałabym czasem, byś była bardziej jak ona... Ale chyba nikt na świecie takiej by nie mógł mieć. Bo uczucie, które ich łączyło zdaje się nie mieć nawet nazwy. Ona była jego kotkiem...

Struga ciepłej wody oblewa ciała z góry, szumiąc po rurach. Zamykam oczy i unoszę twarz w nią. Dopiero po chwili przy biodrach czuje dotyk, który się przesuwa w tył ciała. Opuszczam głowę i czuje dotyk miękkich, mokrych włosów. Aisza obejmuje mnie i przytula się do mojego ciała. Pierwszy raz w tym uścisku nie ma nieśmiałości czy strachu, dziwnej próby zadowolenia mnie, bym się nie denerwowała o coś, czego nie rozumie. Jest tylko ona sama, kotka. Tak jak jeszcze chwile temu robiła to Sara. Całuje jej czoło, gdy długo tak tkwimy w strugach wspólnego prysznica, obejmując się i czując tylko uderzenia kropli o skórę. Nie trzeba więcej.

Pożyczona koszulka nie jest ciasna, ale wyraźnie widać mi przez nią cycki, co nie uległo uwadze Majki, która zaoferowała dłonie Oszki jako cyckonosz. Aisza ochoczo zjada miseczkę spaghetti, wciągając nitki oblepione sosem z ziołami, podobnie do Caro i rozgryzając sobie mięsne kuleczki, gdy zauważyła, że wszyscy zjedli przynajmniej po jednej. Domyślam się czemu, więc nie mam jej tego za złe. Wciąż trzymając w dole jej pleców dłoń i głaszcząc opuszkami, obserwuje ją przy tym. Jasne, to jej pierwszy od bardzo dawna posiłek nie będący czymś, co zrobiono na odpierdziel, ale włożono serce i umiejętności. Kiedy kończy, wycieram jej mordkę z sosu chusteczką, gdy podaje ją grzecznie do mnie. Układa głowę na obojczyku.

- Czyżby jednak pod prysznicem do czegoś doszło, o czym nie wiemy? - dopytuje Majka unosząc widelec w moją stronę – Pochwal się, czy była lepsza niż Oszka!

- Przyjemnie, ciepło, wilgotno. - pokazuje jej język – Jak pod prysznicem. - blondyneczka unosi głowę z otwartą buzią – Nie, Pierożku, Ciebie nikt nie przebije w moim serduszku.

- Mama się zgodziła, by Mauren mi zrobiła całe różowe włoski na dłużej i obiecała, że jutro upieczemy babeczki brzoskwiniowe! - uśmiecha się radośnie – Może zgodzisz się, by zrobiłaby Ci ciemnogranatowe z fioletowymi i różowymi paskami! Wyglądałabyś jak Twilight Sparkle! Nawet Pan Dawid zawsze mówił, że macie podobny charakter.

- Pomyśle, Pierożku. - głaszcze ją po blond czuprynie z różowymi pasemkami – A wtedy z Aiszy zrobimy Spike? - przypominam sobie uwagę cioci z notatek taty

- Taaak! - Oszka niemal podskakuje, trzęsąc miseczką z resztką obiadu – Znajdziemy jeszcze Pinkie Pie i Applejack, bo Mauren będzie Rarity a Majka Rainbow Dash! Wtedy stworzymy wielkie zaklęcie szczęścia i ani mamusia, ty, Majka ani nawet Ase nie będziecie już płakać i znów będziemy razem szczęśliwi w domu Pana Dawida!

- Kochanie... - zaczyna Sara kładąc rękę na jej ramieniu – Może pokażesz Aiszy swoje kucyki od Mauren? Wiem, że się pokłóciłyście na dworze, ale co zawsze mówią kucyki?

- Przyjaźń to magia, a przyjaciele są od tego, by wybaczać. I Fluttershy zawsze się opiekuje przyjaciółmi.. - mruczy blondynka i obchodzi stół, chwyta dłoń Aiszy i czystą, niepasującą do niej całkowicie, angielszczyzną mówi – Pozwolę Ci uczesać grzywę księżniczki Celesti, nauczę śpiewać “Znaleźć Zwierzaka” i dam ciastko ze słoika jak Taly się zgodzi... - Aisza spogląda na mnie pytająco, jakby chcąc się dowiedzieć czy może

- Idź, idź. Ciastko i grzywa księżniczki to poważna sprawa, a piosenka to już w ogóle. - mówię jej, kiwając głową kotka i Mała wychodzą z kuchni – Od kiedy ona włada angielskim?

- Jakoś musiała oglądać te swoje bajki, prawda? - mówi Maja z głowa na stole – Zrobią mi tęcze na głowie... Ja im dam... Rudy im się znudził... Na łyso dam się ogolić, a nie zrobić z siebie nadpobudliwą lesbijkę z tęczową grzywą... Ja taka nie jestem... Prawda, Księżniczko Wróżek?

- Zapytaj pana Pandy, nadwornego doradcy. - odpowiada jej, uśmiechając się słabo, po czym mówi coś niezrozumiale i cicho, składając naczynia, na co Majka od razu podrywa głowę i jej mówi wyraźnie zła o czym świadczy grymas na jej twarzy, a Sara kręci głową i wyciera łzy, cholerny koci język

- Jeśli chcesz... - zaczynam – Jeśli chcesz... - ja chce, cholera, ja tego potrzebuje - Zadzwonię do Ase. Podjadę z nią do domu, spakuje jakąś torbę w trochę ubrań dla siebie i Aiszy, parę gier i zrobimy sobie wieczór filmów u was... Pierożkowi się spodoba, a ja zostanę kilka dni aż mama i ciocia wrócą z Kalifornii...

- Nie musisz, Talita. - odpowiada, wciąż ścierając łzy z policzków – Wiem, że są problemy z tym mężczyzną, cierpisz i masz problemy z tą twoją Aiszą... To mądra sunia, po prostu wymaga dobrej ręki. Jak my wszyscy.

- Dobrej, kobiecej ręki. - mruczy Majka – Faceci są dziwni. Albo jęczą wkładając, albo jęczą jak im wkładają. Wiem co mówię, widziałam w obie strony i nadal wole mięciutkie cycusie Mauren od tego. - obie z Sarą zaczynamy się śmiać – Ich obchodzi tylko zabawa.

- Tak naprawdę, miłość może być różna. - mówi Sara, ocierając łzy, teraz rozbawienia – Miłość fizyczna kochanków, rodziców do dzieci i ta, która sprawia, dwojgu ludzi radość z bycia razem. Zapytaj pani Alicji, ona zna chyba wszystkie. - wkłada naczynia do zlewu – Jak chcesz, Aisza może zostać, aż wrócisz. Sądzę, że się dobrze bawią... - jak na zawołanie rozlega się słodki głos kucyka z bajki, śpiewającego Tak cieszę się że, tu jesteś, posłuchaj więc mnie/ Pośród wszystkich zwierzątek/ Znajdziesz co chcesz/ Przypasuje ci coś, dobrze wiem...

Siostra milczy, od kiedy mnie odebrała od Sary. Zupełnie, jakbym znów miała siedemnaście lat, zgarnęła mnie spod szkoły i jechały w odwiedziny do taty zamiast mamy. Nie chce pytać o to, co powiedziałam wczoraj, gdy nas wiozła, chociaż mam urywki wspomnień, że była to powtórka z momentu, jak ciocia powiedziała nam o babci. A nie było tam zbyt dużo dobrych słów. Nie jest zła, ale jej twarz wyraża maminą powagę. Też nie wiedziałaś, że on urodził się w ten sposób, więc... Powinnam przeprosić. Ty wyszłaś na własny rachunek, z Mają, jesteś więc lepsza niż ja... Masz narzeczonego, którego mama lubi, własne mieszkanie. Byłby z Ciebie dumny. Co ja mam? Kurtkę. Zatrzymuje się płynnie pod domem.

- Powiedziałam Sarze, że zrobimy dla Oszki wieczór jak kiedyś. - mówię cicho, niemal bucząc pod nosem – Wiesz, pogramy w coś i obejrzymy kilka filmów... Sarze też dobrze to zrobi, bo widać, że jest jej ciężko...

- Chętnie. - nie odwraca wzroku, wyraźnie zamyślona – Zostawiłaś światło w salonie?

- Nie pamiętam, a co? - widzę, że rzeczywiście się pali – W tym tempie ten dom będzie trzeba spalić do jałowej ziemi... Dlatego nie wierzył w komórki, komputery i sieć globalną. Jego dom, czarna plama na mapie świata.

- Pójdę z tobą. - wyciąga HK VP9 i sprawdza magazynek – Wiesz, kiedy byłam mała, mama powiedziała mi, że nie mogę nikomu mówić o tatusiu, bo jest superbohaterem, a wtedy źli ludzie by go dopadli i zniszczyli. Mając trzynaście lat dowiedziałam się, że to my jesteśmy tymi złymi, którzy handlują innymi ludźmi. - uśmiecha się i profesjonalnie odbezpiecza pistolet – Jak potraktować kogoś, kto włamuje się do domu przestępców? Pistoletem i łopatą.

Wzruszam ramionami, po czym wysiadamy i cicho, w świetle księżyca idziemy do wejścia. Pokazuje palcem na usta, a drzwi otwierają się bez najmniejszego skrzypnięcia. Światło pełza korytarzem na równo ustawione buty, dwie pary tenisówek, szpilki i jedne duże, skórzane, wojskowe.

- Myślisz, że możemy tu zostać? - pyta pierwszy głos, należący do młodej kobiety, używając ładnej formy angielskiego – Mogliśmy wrócić do domu i...

- To dom mojego ojca. - odpowiada jej Salomon, na co Ase unosi zdziwiona brew patrząc na mnie – A, że nikogo nie było to inna sprawa. Zresztą, Carmel, miałyście lecieć z Wiktorią.

- Wiesz co robi Cola jak Cię nie ma za długo. - odpowiada mu – Zresztą, kto by się nami zajmował? Ona? Nie lubi nas.

- Napisałbym do Sonalii. - odpowiada jej – Nigdy nie odmawia.

- Nie! - mówi rozpaczliwie drugi głos, młodszy od pierwszego – Ostatnio zabrała mi konsolkę! I nie możemy spać u niej razem! Źle gotuje! Jak Carmel chciała nam zamówić pizze to powiedziała, że jesteś dla nas za dobry i... Jakbyś był naszą mamą.

- Brownie, kochanie... - zaczyna – Wiem, że jej nie lubicie ale to moja przyjaciółka. Tydzień, góra półtora i bym wrócił. - po czym z zadowoleniem dodaje – A jakbyście mówiły na mnie mama, to bym był szczęśliwy. - po czym syczy przeciągle z bólu

- Bardzo Cię boli? - pyta z troską Brownie – Może my weźmiemy Cole i...

- Obrywałem mocniej. - odpowiada jej spokojnie – Zaskoczyli mnie po prostu swoimi zdolnościami, jak na psy bojowe. Postawiono na usprawnienia, którymi niewiele osób zaprząta sobie głowę. Azjaci stawiają w nich na ilość. Horda po pięćdziesiąt wściekłych klonów to norma. Są jak pszczoły, padają na cios, ale za dużo boli. Amerykanie mają pitbulle. Ciężki osobnik, obleczony kevlarem jako wsparcie bojowe, jego celem jest anihilacja celu lub śmierć. Zniesie dużo, więc może długo walczyć. Zaś te osobniki... - milczy chwile – Prowadziły skoordynowane działania, planowali taktycznie. Dwóch zajmuje, dwóch blokuje, jeden bije. Co chwile zmieniali ustawienie. Kilka stylów walki, wyposażenie bojowe i duża niewrażliwość. - rozpoznaje w tym opisie szkołę mamy – I kamuflaż. Gdybym ich zobaczył poza akcją, dałbym wiarę, że to jakiś gang. Simon mógłby to importować.

- A gdyby Ci się nie udało? - pyta znów Brownie, brzmiąc na bliską płaczu – Co by z nami było? Przecież Sonalii by nas nie uratowała tutaj i... - cmoknięcie

- Już? - pyta spokojnie – Żyje, wróciłem po was i będzie dobrze. To tylko kilka następnych blizn, jakich wiele. Gdyby to wam się stała krzywda, byłoby gorzej. Cola, chcesz am am?

Wysuwam się zza przejścia. Sal siedzi tyłem do nas w kuchni. Nie ma na sobie koszulki. Jasnobrązowa, jak kawa z mlekiem skóra pleców pokryta jest większymi i mniejszymi bliznami. Teraz widać, jak bardzo jest umięśniony. Niemal potężny. Poniżej lini żeber otoczony jest szerokim bandażem. Cola siedzi przodem na jego kolanach. Jej słodka buzia znajduje się na barku, przez co wygląda jak koala. Gdyby był tak duży jak tata, pewnie nie dałoby się jej zobaczyć w ogóle. Poruszając wargami, pewnie coś przeżuwając, patrzy na mnie. Dyskretnie macha paluszkami, jak na wystawie. Najwyraźniej nie ma zamiaru powiedzieć o tym, że tutaj stoimy. Jego rozmówczyń nie widać.

- Jacy oni są? - pyta Carmel – Ta twoja... - waha się – rodzina? Podobni do Grimery czy?

- Mówiłem wam już. - odpowiada jej, poruszając ramionami – Ojciec też miał przyrodnią siostrę, Susan. Biała, ruda. To z jej córką, May pisałem i spotkałem się na kolacji. Miła, ale lesbijka, kropka w kropkę swoja mama. Fajnie się z nią gadało. - Cola znów odchyla plecki z głową do tyłu i otwiera buzię, wciąż patrząc na mnie, a mężczyzna bez patrzenia podaje jej lewą ręką kanapkę, którą sunia gryzie i wraca do swojej pozycji – Moje dwie przyrodnie siostry to Asenata i Talita. Co się cieszycie? Ładne imiona. Są młodsze i chyba mnie nie lubią. Pochodzą z jego związku z panią Alice, to Azjatka. Widać, kolejna rzecz, jaką mam po nim to upodobanie do skośnookich lasek. - zasłaniam sobie usta, by się nie zaśmiać razem z dwiema suczkami – Czy są więc podobni do nich... - waha się, a Cola odsuwa się kolejny raz, tym razem złażąc z jego kolan – Gdzie to mój Tygrysek znów ucieka? Dogonić go trzeba, nim się skryje...

Zza jego ramion wysuwają się głowy znajomych już Carmel i Brownie. Obie jednak zatrzymują się, patrząc prosto na nas sparaliżowane prawdopodobnie strachem. Salomon podnosi się ociężale. Asenata jest gotowa do strzału, mierząc prosto w niego.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Konrad Milewicz

Jeśli należysz do grupy ok 200 szcześliwców, którzy zobaczyli poprzednią wersję - masz Osiągnięcie. Wycofałem ją, by odchudzić o półtora strony samą końcówkę, bo pożarło mi ostatni akapit.

Nie przybyło nam nowych postaci, ale wróciły stare, jak choćby ulubienica wielu czytelników, Sara. Zabawne, że pisząc vol 4 jej wspomnień, miałem w głowie wiersz Szymborskiej "Kot w pustym mieszkaniu", ale on pasowałby tutaj bardziej, gdy rozmawia z Talitą. W nagrodę też, jedno z moich ulubionych zdjęć Chloe Toy, która wszak "użyczyła" Sarze swojej urody, więc gdy patrzy się na to, można sobie wyobrazić, że zrobił je kiedyś Dawid, kąpiąc swoją kotkę https://tiny.pl/txdwm

Mam nadzieje, że wasz rok 2019 jest udany (chociaż już prawie jego miesiąc trwa) i cieszycie się małymi rzeczami. Vol 6, jeszcze niezatytułowany, jest już w fazie pierwszych przepisywań, a więc do zobaczenia niedługo, moje misiaczki.
PS: Lana puściła nowy singiel (Hope is a dangerous...) z nadchodzącej płyty i jest boski...


Komentarze

Salamandra19/01/2019 Odpowiedz

Jak zawsze super... jak zawsze nie mogę sie doczekać... ;-)
Dodam maly komentarz od siebie... zyje w \"świecie bdsm\" i czytając Twoje opowiadania jestem pelna podziwu jak pieknie odwzorowales relacje, emocje i uczucia w nim panujące... czekam na kolejne czesci


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach