Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sesja fotograficzna - 9.

Część 9.

Po intensywnym wieczorze w hotelu szybko pozbierałam się i wracałam do domu. Jechałam ostrożnie, ciągle rozpamiętując nasz seks. Kamil zawsze starał się mnie czymś zaskoczyć. Tak było i tym razem. Po całym dniu w pracy musiałam wziąć prysznic, ale on „napadł” mnie i solidnie zerżnął właśnie pod prysznicem. Przed orgazmem stałam na jednej nodze, opierając się o ścianę, ciepła woda spadała na nasze ciała, a ten pchał się we mnie tak, że... Chyba dość głośno jęczałam, kiedy mi dogadzał. Wtedy doszłam, ale tego nie liczę, bo orgazm był z tych małych. A gimnastyka jak z jakąś młódką. Wówczas obiecałam sobie, że zacznę chodzić na callanetics albo aerobik.

Pierwszy raz mocno odleciałam, gdy puścił strumień ciepłej wody z prysznica. To było lepsze niż wibrator! Masaż ciała, który zakończył się orgazmem. Ale jakim! I zmusił mnie, żebym stała przed nim naga. Wtedy nawet nie poczułam, że kafle są zimne. Musiał mnie podtrzymać, bo upadłabym. Przed drugim razem wszedł we mnie od tyłu i silnie rżnął. W końcu pogubiłam się. Strumień wody zrobił swoje i Kamil zapewniał mnie, że on był we mnie nieruchomy, kiedy wodą doprowadził mnie drugi raz do orgazmu. Jeszcze oszołomioną rozkoszą nakłonił, żebym uklękła. Zanim się zorientowałam, sikał na mnie! Oblewał mnie moczem! Szok! Dziwne, szokujące! Obrzydliwe? Nie... Byłam podniecona, ale jakoś inaczej. Nie potrafiłabym tego wyjaśnić. Kiedy odwracałam się, żeby zaprotestować, oblał mi twarz i włosy! Potem szczał na piersi i brzuch. Ostatnia struga znowu pokryła mi twarz! Przez ciało przemknął dreszcz podniecenia. Nie protestowałam, bo widziałam jego sterczący członek. Czyli zapowiedź kontynuacji seksu. Posłusznie obciągałam.

Różne myśli przelatywały mi przez głowę. Czyżbym była typową switch? Lubiłam nietypowe, perwersyjne zachowania? W końcu mój ogier wycofał się i dał mi kilka minut na szybki prysznic. Co miałam zrobić? Namydliłam ciało i resztki fryzury, spłukałam, trochę podsuszyłam włosy i owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju. Pokazałam się w pończochach i klapkach na szpilce. Dzisiaj założyłam kabaretki w ciepłym żółtym kolorze. Klapki były szare, połyskujące lakierem, na metalowej szpilce.

*

Zaskoczył mnie! W pokoju światło było zgaszone i zanim zorientowałam się, zerwał ze mnie ręcznik i, stojąc za mną, zaczął mnie pieścić. Językiem i dłońmi. Stałam w lekkim rozkroku, więc penisem pocierał moje krocze... Mógł sobie darować pocałunki i paluszki! Dużo nie potrzebowałam, więc po kilku minutach w równym rytmie rżnął mnie od tyłu. Doszliśmy do łóżka. Zapalił światło. Nie wyszedł ze mnie, położyliśmy się na boku i posuwał mnie od tyłu. Patrzyłam jak jego penis znika we mnie i wysuwa się. Głaskałam go, ale też dotykałam łechtaczki. Pocierałam ją. Co za rozkoszne uczucie... Ech, co za piękny widok!

Potem, tkwiąc we mnie, położył się na mnie, odwrócił i na boku kopulowaliśmy przodem do siebie. Wsunął palce w odbyt i dalej spółkowaliśmy. Och! Wypełniał obie moje dziurki. Po łagodnej próbie rozpychania odbytu bez trudu wepchnął we mnie penisa. Patrzyłam w niego jak urzeczona. Nie odwrócił mnie, tylko sam odchylił się. Z nogą w górze czułam jak wnika w mój odbyt. Przymknęłam oczy. On ciągle patrzył. Doszłam... Chyba na chwilę straciłam przytomność. Kiedy ochłonęłam, nadal tkwił w moim odbycie. Nie przestał mnie ruchać. Przyśpieszył.

– Co teraz zrobi? – zastanawiałam się.

– Nie wypuszczę ciebie o pustym żołądku – stwierdził cicho z uśmiechem. Był bardzo podniecony. Jeszcze przyspieszył. Po chwili płynnym ruchem wyszedł ze mnie i pochylił się nade mną. – Otwórz usta – polecił.

Kiedy tak zrobiłam, wepchnął penisa i poczułam silny strumień spermy. Czekał aż wszystko połknę i wyliżę go. Tak lubił kończyć stosunek. Ale nie dzisiaj. Kiedy wysunął się z ust, jeszcze sterczał, więc wszedł do pochwy i spółkował aż penis zaczął mięknąć. Przytuliłam się i czekałam aż skończy. Mógł mnie tak „męczyć” kolejną godzinę. Albo dwie. Albo tyle, ile chciał. Nawet bez końca. Zatraciłam się w oczekiwaniu na koniec zabawy. Po trzech orgazmach mógł ze mną robić, na co miał ochotę.

– Mój prywatny ogier – westchnęłam rozczulona i odprężona jego zabiegami.

– Słucham?

– Nie, nie. Nic. Ruszaj się we mnie. Ruszaj... No, ruszaj...

W domu czekał mnie dalszy ciąg pracy. Zawsze zabierałam papiery przynajmniej dwóch klientów albo równie ekscytujące w swej treści nowelizacje rozporządzeń, zarządzeń czy uchwał. Nasze ministerstwa potrafią zmieniać decyzje nawet co kilka miesięcy, a ja i pracownicy musimy za tym nadążać. Ale po seksie rozsadzała mnie energia. Mogłam pracować kolejne kilka godzin, w zasadzie nie odczuwając zmęczenia.

*

Życie bywa piękne! Nawet, jeśli nie myślę o seksie! Ach, spełniło się moje marzenie!! Z radości w domu wyruchałam się wibratorem. I to jak! Nawet wsadziłam sobie drugi, mniejszy, do dupy! Mój pokaz mógłby być nagrywany. Jako film dla dorosłych, zrobiłby furorę. Oczywiście, jako film instruktażowy. Wyłam tak, że musiałam kończyć to ruchanie na brzuchu z twarzą w poduszce. Ale zaszalałam naga i potem pluskałam się w wannie w pianie. Nawet zabrałam kawałek tortu do wanny. Do jedzenia. I jeszcze trochę pobawiłam się paluszkami...

Skąd taka radość? Nikt by nie zgadł. Do firmy zgłosił się mój były szef! Ten, który przed laty wywalił mnie z pracy, bo nie chciałam zgodzić się na seks z nim. Wówczas zaczęła się moja trauma związana z poszukiwaniem pracy i wszystkie nieoczekiwane problemy, które... No, ale dość o tym. Dlaczego tak się ucieszyłam? To proste. Zgłosił się do „mojej” firmy, ale wszędzie widnieje nazwisko Ewy. Zresztą, biuro ma swoją ustaloną renomę, więc z naszych usług korzysta sporo prywatnych przedsiębiorców. I ma stabilną pozycję na rynku. Jeżeli ktoś ma jakąś sprawę, na przykład chce podpisać z nami umowę na obsługę jego firmy albo tylko jednego projektu, to sekretarka zgodnie z życzeniem umawia go z szefową. Na spotkaniu pojawiam się ja i wyjaśniam, że zastępuję właścicielkę. Mam odrębny pokój. Po Ewie, właścicielce biura.

Mój były szef, w skrócie BS („brak szyi” też pasuje do niego) przyszedł z papierami i sekretarka skierowała go, według grafika do dyżurnej osoby. Tego dnia była to Maria. Cóż, jego pech. Maria sprawdziła go i zadzwoniła do mnie. Facet kierował działem w dużej prywatnej firmie, ale miał jeszcze małą, własną. Z tego samego sektora rynku! Hm, w państwowej firmie to by u nas pewnie uszło, ale w prywatnej? Konflikt interesów? Jak to nie wypłynęło przy podejmowaniu pracy? Wykorzystywanie wiedzy uzyskiwanej w głównym miejscu pracy do prowadzenia interesów na boku, czytaj: we własnej firmie? Jak Maria zdobyła te informacje? Wolałam nie pytać, ale każda z nas po latach miała jakieś nieformalne kontakty w różnych instytucjach. Poza tym jej syn był informatykiem, więc... A jeżeli zleciła prześwietlenie BS-a swojemu synowi, to już jakby przystawiła facetowi aparat rentgenowski do portfela.  

W każdym razie wyszło, że w papierach nie było pełnej zgodności z danymi zebranymi w Internecie. Facet chciał podpisać z nami umowę, żebyśmy prowadziły jego prywatną księgowość. Zastanawiałam się, ile biur już mu odmówiło? Nie wierzę, że dopiero Maria była taka efektywna, chociaż, kto wie? Chciałam sama, ale Maria obiecała wysłać zapytanie o interpretację przepisów do US w sprawie deklaracji BS-a.

Lato jak lato. Bez nadzwyczajnych zdarzeń, ale pod koniec sierpnia ruszyła lawina. Przyszła prośba o konkretny numer sprawy, dokumenty i wtedy okazało się, że jeszcze nie podpisałyśmy z BS-em umowy. Tak wyszło. Wpadł do biura, groził Marii, ale podeszli pracownicy-mężczyźni i trochę ochłonął. Powrzeszczał, kiedy dotarło do niego, że nie ma z nami umowy. Zabrał papiery i wyniósł się, bo pracownicy zagrozili mu wezwaniem policji. Fakt, przestraszył się. Taki miły dzień...

*

Mężczyzna szedł ulicą z opuszczoną głową. Mocno wiał wiatr. Nie zauważył, że u jej wylotu ktoś na niego czekał. Kobieta stała w rozkroku z aparatem fotograficznym w ręku. Na głowie miała chustkę. Sporą część twarzy przysłaniały duże okulary przeciwsłoneczne. Ubrana była w płaszcz przewiązany paskiem, na nogach wysokie botki. Strój robił wrażenie, a aparat fotograficzny, który ostentacyjnym gestem właśnie przewiesiła przez ramię, jeszcze potęgował jej bojowy nastrój. W tym czasie u wlotu ulicy pojawił się samochód, który bardzo wolno zbliżał się do mężczyzny. Dzieliło ich jeszcze jakieś 50 metrów. Mężczyzna, tknięty przeczuciem, nagle podniósł głowę, zobaczył kobietę i zatrzymał się. – Lid... – głos uwiązł mu w gardle. Już zrozumiał. I bał się. Był przerażony. Dzieliło ich może 30 metrów. Samochód zbliżał się. Kobieta przywołała mężczyznę gestem.

– Heniek! – zawołała do niego ostrym, silnym głosem.

Własne imię podziałało jak ostroga. Wywołany wzdrygnął się, szybko odwrócił się, chcąc uciec i zamarł. Jakieś dwa metry od niego stał młody mężczyzna słusznej postury, w czarnym garniturze i płaszczu, w czarnych okularach. Nie uśmiechał się. Po drugiej stronie ulicy stał kolejny. Heniek obejrzał się na kobietę. Stało z nią dwóch tak samo ubranych barczystych mężczyzn. Samochód był coraz bliżej. Mężczyzna po drugiej stronie ulicy zszedł z chodnika i zbliżał się do przerażonego fotografa. Dwaj mężczyźni towarzyszący kobiecie, poruszyli się i równym krokiem zaczęli podchodzić do Heńka. Przerażony mężczyzna przywarł plecami do ściany kamienicy. Czterej mężczyźni w czarnych płaszczach zbliżali się. Za nimi wolnym krokiem szła kobieta w eleganckich botkach i z aparatem fotograficznym przewieszonym przez ramię. Nieprzyjemnie uśmiechała się.

*

– Nie! W glanach! – przerwałam projekcję. – Cóż, nadszedł czas zemsty. Heniek, idę po ciebie...! – krzyknęłam scenicznym szeptem, energicznie wstałam z kanapy i ruszyłam pod prysznic.

Partnerka Henia niedługo dostanie list z informacjami o jego imprezach organizowanych w atelier. I kilka jednoznacznych zdjęć, dowodzących jego biseksualności i udziału w orgietkach. Szkoda jej dla takiego bydlaka. Im wcześniej dowie się, tym lepiej dla niej. Dzisiaj Heniek spotyka się w kawiarni z „kandydatką na modelkę” i na pewno będzie niedomagał po wypiciu kawy.

Znajomy obiecywał, że tabletki rozpuszczają się łagodnie, szybko i nie zmienią smaku kawy. Dodatek do kawy miała wrzucić kelnerka. Ufałam jej. Kiedy obiecałam kolejny wypad do spa, dołeczki w policzkach zrobiły się jeszcze większe. Obiecałam też sporą kwotę za ten jednorazowy „żart”, jak nazwałam tę przysługę. Bardzo chętnie skorzystała. Potem podwieziemy Henia do jego pracowni. Och, przepraszam, do jego atelier na sesję zdjęciową. Już znałam nowy adres.

Mam znajomego. Michał to naprawdę fajny, przystojny, zadbany, młody i dobrze zbudowany mężczyzna. Ćwiczy w siłowni. Kawaler! Pogodny, potrafi żartować, szanuje kobiety, więc cieszy się sporym powodzeniem. A przy tym jest taktowny i bardzo dyskretny. Znamy się jeszcze z poprzedniej pracy u BS-a, ale nadal utrzymujemy luźny kontakt. Parę razy wybraliśmy się wówczas do restauracji. W pracy etatowe plotkary uważały nas za parę. Idiotki... Michał ufa mi i powierza swoje sekrety. Nawet te najbardziej intymne. Wie, że nikomu nic nie przekażę. Parokrotnie przekonał się o tym. Kiedy byłam bez pracy, od niego też pożyczałam pieniądze. Zresztą, sam zaoferował mi pomoc. Nigdy nie ponaglał mnie ze zwrotem, dlatego z nim rozliczyłam się na końcu.

Uzgodniłam z Michałem, że będzie pozował z Heńkiem. Był zaskoczony, miał duże opory, ale rozumiał moje powody, a ja rozumiałam jego opór. Proponowana kwota ostatecznie rozwiała jego wątpliwości. Michaś postawił tylko jeden warunek. Zgodziłam się i z ochotą przysięgłam, że nikt, a przede wszystkim jego partner, nigdy nie dowie się o filmie i fotkach. Obiecałam również przywieźć wąsy i perukę w innym kolorze niż jego naturalny blond. I okulary. Zasugerowałam, że w ramach bonusu może zgwałcić Henia. Odmówił, ale obiecał „ostre” ujęcia. Szczerze mówiąc, poczułam się rozczarowana. W końcu sporo mu zapłaciłam. Ja Heńka bez rękawiczek już nie dotknę. Brzydzę się.

Zacierałam ręce. Wieczorem zabawię się w dom wysyłkowy! Szybko pójdzie. Zaadresowane koperty czekały. Cóż, jeszcze nie wszyscy dorośli korzystają z Internetu i odwiedzają strony dla gejów i BDSM. Dlatego założyłam nowe konta na kilku portalach. No, Heniek założył dla siebie, chociaż o tym nie wiedział, ale obiecał dzisiaj pochwalić się zdjęciami, więc dzisiaj zamieszczę zdjęcia. Wyślę, siedząc w jakiejś kawiarni z wi-fi. Na wszelki wypadek na tę akcję przeznaczyłam stary laptop. I tak chciałam go wyrzucić. 

Oczywiście, kelnerkę wypatrzyłam dużo wcześniej i sporo dowiedziałam się o niej, zanim zdecydowałam się na „przypadkowe” zderzenie na ulicy. Miła znajomość? Na pewno. Fajna, atrakcyjna dziewczyna, dobrze nam się plotkuje, więc dlaczego nie podtrzymywać takiej znajomości jak najdłużej? Miała chłopaka, którego kochała, więc do łóżka jej nie zabiorę.

Jeżeli jednak rozstanie się z chłopakiem, to kto wie... No, ja wiem.

*

Cholera, wczoraj po raz drugi odwiedził mnie nowy klient. Wpadł do mnie, chociaż jest przypisany do innej osoby. Sama już nie przyjmuję nowych klientów i nadzoruję prowadzenie rozliczeń firm.

Facet jest jakieś dziesięć lat młodszy ode mnie. No, może trochę więcej niż dziesięć. Zawsze dobrze ubrany, zadbany, uprzejmy. Budzi zaufanie swoim zachowaniem. I koniecznie chce się ze mną umówić! Proponował obiad, kolację. Dzwonił po godzinach pracy, więc nie odbierałam komórki. Wszyscy wiedzą o tym. Za to jestem czynna w soboty. A ten dzwoni i dzwoni. Mam swoje lata, spore doświadczenie i wiem, że nie skończy się na spotkaniu w kawiarni. Ma ochotę na seks ze mną. To widać. Też mam ochotę na seks z nim, ale z drugiej strony tak na zdrowy rozsądek: ile można w moim wieku?

*

Schemat jak przy poprzednim wyjeździe: jeden telefon, jedno pytanie, uzgodnienie miejsca spotkania i godziny. Chwilę później rezerwowałam pokój w tym samym hotelu. Tym razem zadzwoniłam wcześniej i wydawało się, że spokojnie spędzę resztę dnia. Gdzie tam! Wpadłam na pomysł i jeszcze zaliczyłam szybką wizytę w sklepie sportowym. Nie lubię robić zakupów w takim tempie, ale skoro pomysł mi się spodobał, to zrealizuję go. Pati zabrałam prosto z pracy. Błagała, żeby pojechać do domu chociaż po jej szpilki, ale machnęłam ręką. Podjechałyśmy do centrum handlowego i kupiłam jej szpilki, pończochy, jakieś majteczki i bluzeczkę, żeby miała coś świeżego na jutro. Ucałowała mnie z radości.

Hm, to zaczyna wyglądać na uzależnienie. Trochę mnie kosztują te wypady, ale to nie problem. W nieskończoność nie będziemy ciągnąć takich zabaw. Dziewczyna musi sobie znaleźć na stałe kogoś innego. tym razem w hotelu zabawiłam się suczką naprawdę ostro, aż na koniec całowała mnie po rękach.  

Na pływalni tak apetycznie wyglądała w kostiumie... Ciągle miałam ten widok przed oczyma, więc nie mogłam sobie odmówić takiej przyjemności. Do pokoju wracałyśmy w szlafrokach. W pokoju zażyczyłam sobie, żeby Pati zdjęła szlafrok i założyła szpilki. Polecenie wykonała i stanęła przede mną naga, w nowych szpilkach i jeszcze z wilgotnymi włosami.

– Wyjdź na korytarz – poleciłam suczce.

– Ale tak? Bez ubrania?

– Tak! Wyjdź!

– Ale tam są kamery! Proszę!

– Masz wykonywać polecenia!

– Proszę! Niech Pani... – błagała płaczliwym tonem.

Westchnęłam ciężko, pokręciłam głową i bez słowa podeszłam do mojego tapczanu. Wzięłam kajdanki, przywołałam Patrycję i kiedy podeszła, skułam jej ręce na plecach. Uspokoiła się, pod moim spojrzeniem wycofała na środek pokoju i czekała na dalszy ciąg zabawy.

– Marsz na korytarz!

– Nie, proszę! – w jej oczach zobaczyłam strach. Zrozumiała, że skucie rąk umożliwiało sprawniejszy przebieg szkolenia, a i sunia stawała się mniej oporna.

Sięgnęłam po pejcz leżący na tapczanie. Pierwsze smagnięcie zostawiło ślad na brzuchu, drugie na nogach. Krzyknęła z bólu. Trzecie uderzenie zatrzęsło pośladkami. Jęczała z bólu, garbiła się pod wpływem razów pejczem, ale ostatnie uderzenie wyprostowało ją. Z bólu tupała szpilkami w dywanową wykładzinę, która świetnie tłumiła hałas. Starała się nie ruszać z miejsca. Znowu uderzyłam w brzuch.

– Proszę Panią! Będę posłuszna! – już klęczała przede mną. Miała łzy w oczach. Tylko na tyle było ją stać.

– Marsz na korytarz! – otworzyłam szeroko drzwi. Kiedy podniosłam pejcz i chciałam uderzyć, niezdarnie podniosła się z kolan i pochlipując wyszła na korytarz. Pejcz dosięgnął jej pośladków. Potem nóg. Była powolna, ale zrozumiała moje intencje. Miałyśmy szczytowy pokój, więc stała i ze strachem patrzyła przed siebie. Nasłuchiwała dźwięku nadjeżdżającej windy. Nalałam sobie drinka i patrzyłam na nią. Trwało to kilka długich minut. Nerwowe tiki, ukradkiem rzucane spojrzenia w moim kierunku i perwersyjne wyginanie się na życzenie Pani. Źle się czuła, kiedy tak sponiewierana musiała na korytarzy wypinać i rozchylać pośladki albo opierać się o ścianę i eksponować wygoloną cipkę. Uśmiechałam się i robiłam zdjęcia, obserwując jej wygibasy z rękoma w kajdankach. Na zachętę jeszcze kilka razy oberwała pejczem, ale ani razu nie krzyknęła. Tłumiła jęki.

– No, suczko! Wróć i zamknij drzwi. 

Szybko spełniła polecenie. Drzwi zamknęła pupą. Stała i czekała na dalszy ciąg. Wciąż pochlipywała.

– Na kolana! – nadal ubrana jedynie w szlafrok i szpilki, z drinkiem i pejczem rozsiadłam się w fotelu. – Słucham, suczko...

– Przepraszam Panią za moje zachowanie. Nadal chcę służyć Pani. Proszę mną rozporządzać – jak automat wydukała starą kwestię. Bała się. Tyle bez trudu dostrzegłam w jej oczach.

Drżący głos wskazywał, że długo zapamięta lekcję. Co innego nagość na plaży, a co innego nagość na korytarzu hotelu. Nie taka znowu anonimowa. Na dodatek w kajdankach i szpilkach. Siedząc w fotelu, założyłam nogę na nogę. Kołysałam szpilkę na palcach stopy i przyglądałam się dziewczynie.

– A może suka na wynajem? O, ciekawy pomysł... Może ją... – uważnie przyjrzałam się dziewczynie. Zdecydowałam, że nie będę jej uprzedzać.

– Przeproś!

Ostrożnie podeszła do wystawionej dłoni i zaczęła ją całować.

– Przepraszam moją Panią.

Sięgnęłam do kajdanek i zaplątałam w nich końcówkę pejcza.

– Ustaw się przede mną – kiedy klęczała między moimi nogami, szeroko rozchyliłam szlafrok. Teraz widziała moją nagą i mokrą cipkę. – Wyliż swoją Panią! – prawą nogę założyłam na oparcie fotela. Nie zamierzałam dziewczynie utrudniać służby.

Patrycja z ulgą pochyliła się nad moim kroczem. Pociągnęłam za pejcz i ból w ramionach zmusił ją do głębszego skłonu. Wbiła twarz w krocze i pieściła mnie. Mając świeżo w pamięci udzieloną lekcję pokory, starała się. Zaledwie po kilku minutach zdołałam dojść! Krzyknęłam i długo dochodziłam do siebie, kiedy ciągle kąsała moje delikatne wargi... Nawet próbowała „masować” łechtaczkę ząbkami, ale nie pozwoliłam. Albo była tak bardzo zdolna, albo ja tak bardzo potrzebowałam seksu. Stawiałam na to drugie.

Teraz owinęłam pejcz wokół jej szyi i za taką prowizoryczną obrożę pociągnęłam sukę na jej tapczan. Z ledwością nadążała za mną. Rzuciłam ją na plecy. Podduszona, ciężko oddychała. Leżała z rozrzuconymi nogami. Teraz usiadłam między nimi i ostro zaczęłam masować łechtaczkę. Pati spojrzałam na mnie z radością. Pchałam palce do pochwy. Zaczęłam od jednego, potem drugi... Właśnie byłam przy czterech. Wyjęłam je z pochwy, pociągnęłam za pejcz. Suczka usiadła.

– Wyliż – podałam moją dłoń.

Cztery palce zmieściły się w ustach. Dławiłam ją. Krztusiła się, kaszlała, łzy napłynęły jej do oczu. W końcu wyjęłam dłoń i pchnęłam dziewczynę na tapczan. Powoli wpychałam całą dłoń do pochwy. I... weszła! Zaczęłam rytmicznie i energicznie ruchać suczkę. Może nawet zbyt energicznie. Stękała. Pojękiwała cicho. Była szczęśliwa. Doszła już po kilkunastu ruchach! Fala rozkoszy wydobyła z jej gardła donośny krzyk. Ciało naprężyło się, wygięło w łuk, zamarło na chwilę i opadło. Głośno oddychała, zanim uspokoiła się. Przez cały czas prawie nieruchomo trzymałam dłoń w pochwie. Dałam dziewczynie jeszcze chwilę relaksu i ponownie rżnęłam suczkę. Należał się suni drugi orgazm, a mnie podniecało ruchanie dłonią. Zafascynowana patrzyłam jak cała dłoń, bez oporu, znika w pochwie i słuchałam jak wywołuje podniecenie suczki. Znowu ostro zaczęłam, drażniłam szyjkę macicy, ocierałam ściany pochwy. Pati głupiała z rozkoszy, rzucała się na tapczanie i w końcu szczytowała. Tym razem trwało to znacznie dłużej, ale i orgazm był mocniejszy.

Z wdzięczności ponownie wylizała mnie. Nie szczytowałam, ale dała mi tyle satysfakcji... Byłam odprężona, ale bardziej podniecało mnie penetrowanie pochwy dłonią. Chciałam wypróbować tę zabawę na innej kobiecie. Najchętniej w wieku zbliżonym do mojego. Zaczęłam marzyć o perwersjach... W wolnych chwilach wracałam do tych pragnień. Miałam nadzieję, że uda mi się zrealizować takie pomysły.

– Ustaw się na czterech łapkach! – zarządziłam.

Posłusznie wykonała polecenie i czekała. kiedy cofnęłam się do mojego tapczanu, pełna obaw odwróciła głowę i uważnie śledziła każdy mój ruch.

Wyjęłam strap-on, powoli założyłam go, ciesząc się strachem i podnieceniem malującymi się na twarzy bezbronnej suczki. Nawilżyłam Pati lubrykantem i w końcu zerżnęłam w obie dziurki. Pięknie wyglądała na klęczkach, pojękując i wzdychając, kiedy czarna pała zanurzała się w jej pochwie, a potem w odbycie. Próbowała protestować, ale ignorowałam to. Ledwo potrafiła zaprzeć się rękoma, kiedy wchodziłam w nią, a potem stękała tak rozkosznie i głośno... Kazałam być jej cicho:

– Bo wyjdę – ostrzegłam.

Wówczas szybkim ruchem złapała i przytrzymała strap-on w pochwie. Przeprosiła i obiecała, że już nie będzie hałasować. I dalej jęczała. Może nawet jeszcze głośniej. Kochana z niej suka... Dupę tak jej zerżnęłam, że w końcu upadła na twarz i głośno jęczała w pościel. Jęczała? Wyła! Na koniec dokładnie wylizała strap-on. Kiedy odsapnęłyśmy i podniosłyśmy się, poszłam na szybki prysznic. Pod prysznicem, kiedy obmywała mnie woda i mydło, suka półleżała między moimi nogami i z wdzięczności ustami pieściła mi cipkę.

– A niech bawi się, suka – pomyślałam z czułością i nie protestowałam. Prawie zsikałam się na sunię. Potrafiła pieścić.

Potem ona brała prysznic. Szybko wytarła się i uczesała włosy. Przepłukałyśmy kostiumy po pływaniu, bez pośpiechu ubrałyśmy się, potem zrobiłyśmy makijaż i poszłyśmy na kolację. niewiele brakowało, a trzymałabym suczkę za rękę. Ten jednodniowy wyjazdu do hotelu głęboko zapadł w naszej pamięci. Humory też nam dopisywały. W trakcie powrotu złapałam się na tym, że planuję kolejny wypad.

*

Miałam jeszcze jeden problem do rozstrzygnięcia.

Przed kilkoma dniami pojawił się Ryszard! Akurat jego najmniej się spodziewałam. Elegancko wymusił spotkanie w kawiarni dwa dni później. Nie chciał naruszać moich planów. Zawsze był taktowny i cierpliwy. W trakcie spotkania nie padło ani jedno słowo o naszej przeszłości; same komplementy, trochę mówił o sobie i swojej starości. Po co? Nie miałam pojęcia. W ogóle jakoś tak kręcił. Wtedy dowiedziałam się, że pracował dla jakiejś zagranicznej firmy. Już domyśliłam się, że był cenionym fachowcem i świetnie zarabiał. Przynajmniej jak na nasze warunki. Wykonywał jakieś ekspertyzy dla tej firmy i nadzorował realizację jednego z jej projektów. Chyba coś związanego z przetwórstwem ropy. Chyba. A może z neutralizacją odpadów ropopochodnych? Nieważne. Wciąż nie wiedziałam, o co mu chodziło. Spotkał się, żeby wypić ze mną kawę i zjeść ciastko? Sam nie mógł?

Po spotkaniu odprowadził mnie. W duchu ucieszyłam się, że już kończymy, bo naprawdę byłam zmęczona po całym dniu pracy. Miałam za sobą taki kolejny dzionek, kiedy pracujesz dziesięć godzin, obiad zjadasz ‘po drodze’, czyli na stojąco i wykonujesz kilka prac jednocześnie i „na wczoraj”, a w nogach czujesz jeszcze poprzedni dzień. Nie lubiłam tego. A kto lubi? Teraz oczy same mi się zamykały. Musiałam zregenerować się chociaż półgodzinną drzemką, bo w domu czekały inne papiery na przejrzenie. Klient nie dotrzymał słowa, spóźnił się, ale niecierpliwie czekał na rozliczenia. Idąc przez park, Ryszard coś mówił, a ja byłam zatopiona w myślach i już widziałam siebie siedzącą w domu przy fakturach. W pewnym momencie zatrzymał mnie przy jednej z ławeczek i nakłonił, bym na chwilę usiadła.  

– A co mi tam – w myślach wzruszyłam ramionami. Ładna pogoda, ciepło, świeci słońce, lekki ciepły wietrzyk zachęcał do lenistwa. Usiadłam. Z ulgą. Naprawdę potrzebowałam snu. – Jeżeli tak dalej pójdzie, to zdrzemnę się na tej ławeczce. Torebka pod głowę i już! – pomyślałam. – Chyba nikt mi nie włoży ręki pod spódniczkę, a co prześpię, to moje. Najwyżej straż miejska mnie przegoni. – Wyczekująco spojrzałam na niego.

Wtedy wyjął pierścionek i oświadczył się!!

Noooo! No, no...! No, nooo, właśnie tego potrzebowałam! No! Zdziwiona łapałam powietrze ustami jak świąteczny karp. Momentalnie przeszła mi ochota na sen! Wręcz czułam, jak rośnie moje ciśnienie. Już żadna kawa nie była mi potrzebna! Moje serce waliło. Adrenalina chlupotała w uszach. Nadal brakowało mi słów. Zaskoczył mnie! I to jak!! Dłońmi mocniej ścisnęłam torebkę. Przynajmniej nie było widać jak trzęsą się. Kiedy odzyskałam głos, pokiwałam głową, podziękowałam z uroczym uśmiechem i dla świętego spokoju poprosiłam o kilka dni do namysłu. Chyba spodziewał się takiej odpowiedzi.

– IIe tylko chcesz, moja droga – elegancko utrzymywał dystans. – Nie musisz spieszyć się – zapewnił mnie. I zaprosił na obiad za tydzień. Potem wyjeżdża na dłużej. Z pogodnym uśmiechem, bez śladu rozczarowania na twarzy, włożył pierścionek do pudełka i do mojej torebki. Prosił, żebym potraktowała go jak prezent! Niezależnie od decyzji! Prezent?! Ze łzami w oczach pędem wracałam do domu. Co chwila ocierałam twarz. Byłam dla niego dziwką na weekendy, a teraz chce się ze mną żenić?! To jakiś żart?! Czy on jest normalny?! Chociaż koszty wyjazdów by mu się zwróciły. Zostałyby w rodzinie. Ale mam zgodzić się, żeby mój mąż zadawał się z cichodajką?

– Co ja pieprzę?! – stałam przed jakąś wystawą i patrzyłam na swoje odbicie. Po tej głośnej refleksji nieco bardziej opanowana wracałam do domu.

*

Następnego dnia ze zwykłej, babskiej ciekawości poszłam do znajomego jubilera, rozliczaliśmy go, i poprosiłam o wycenę. Kiedy usłyszałam kwotę, zrobiło mi się gorąco. Upewniłam się, co do kwoty. Nie! Nie przesłyszałam się! Kiedy przetrawiłam wiadomość, z trudem wydobyłam głos, żeby podziękować i pożegnać się.

– Cholera! Ten facet śpi na pieniądzach?! A może u niego rosną w doniczce jak paprotka?! – prawie krzyknęłam po wyjściu od jubilera. Już odzyskałam głos, tylko dłonie trochę mi drżały ze zdenerwowania. Nigdy nie mogłam na niego narzekać. Wiedziałam, że jest bogaty, może wręcz bardzo bogaty, ale tym razem grubo przesadził!

– To ma być pierścionek zaręczynowy?! Na palcu miałabym nosić równowartość małego mieszkania?!! I co?! Może jeszcze sejf na plecach?! – ciężko oddychałam. – Kurde, jeden stary facet i tyle wrażeń. Przecież przez niego odjadę na zawał! – zezłoszczona mamrotałam do siebie. W porę zreflektowałam się i rozejrzałam. Na szczęście nikt mnie nie słyszał. – Pięknie! Starzeję się i zaczynam mówić do siebie. Super... – kiwałam głową.

I co ja mam teraz zrobić? No, co?

*

Ponieważ w pracy: „kierowniczka jest nieobecna” i nie odbierałam prywatnej komórki, „janusz” wysłał smsa, prosząc o dalsze rozliczanie jego firmy. PILNE!! – zaznaczył. Nawet nie przeprosił, ale zaoferował wyższą stawkę za rozliczenie.

– NIE będziemy rozliczać pana faktur – napisałam i wysłałam smsa. – „Pan” świadomie z małej litery. Na wielką nijak nie zasłużył. W całej stolicy pewnie nikt już nie chce z nim pracować. Został mu tylko kontakt z szemranymi biurami. – Z satysfakcją uśmiechnęłam się do swoich myśli. Skasowałam wiadomość i zablokowałam jego numer.

Do Aśki wysłałam smsa, żeby zablokowała numer „janusza” w biurowej komórce. Po chwili przyszło potwierdzenie, że zrobi to jutro z samego rana. Uśmiechnęłam się szeroko. Miałyśmy umowę, że moje smsy po godzinach pracy ma odczytywać i realizować następnego dnia. Skoro przeczytała i nawet od razu odpowiedziała, to znaczyło, że ta wiadomość i ją ucieszyła. Gnój musiała dopiec nawet mojej asystentce. Dziewczyna była z natury spokojna i odporna na chamstwo, ale co nieco wiedziałam o jej życiu prywatnym. Gnój naprawdę miał szczęście, że znał ją wyłącznie na niwie zawodowej. I tylko przelotnie.

*

Zerwałam się, kiedy komórka sygnalizowała kwadrans przed osiemnastą. A teraz czas na szybki prysznic! Przecież nie mogłam spóźnić się! Ciuchy miałam już przygotowane. Inne, spakowane wraz z aparatami, czekały w aucie. Heniu umówił się na dziewiętnastą. Pewnie tradycyjnie spóźni się, ale ja chciałam być przed czasem.

Jeszcze chwilę stałam nago na środku pokoju, delektując się swoją nagością i pocierałam łechtaczkę. Tak dawałam upust swoim emocjom. Niby wszystko od dawna było dopracowane w szczegółach, ale nadal zastanawiałam się nad jedną, jedyną drobnostką, która dręczyła mnie od dawna. Uważałam, że niektóre filmy i zdjęcia powinny mieć mocne, rzeczywiste dodatki, urealniające efekt całej sceny i cierpienie Heńka. Dlatego nadal wahałam się...

Obiecałam sobie, że wystąpię w jednej scenie filmiku i na kilku zdjęciach. W odpowiednim makijażu, naturalnie! Takie ujęcia miałam zachować wyłącznie dla siebie. Ot, taki smaczek kobiety po latach spełniającej się w brutalnym rewanżu. Wreszcie! Tak. Możecie mi wierzyć, zemsta potrafi pysznie smakować.

I właśnie tej scenki dotyczyły moje wielodniowe wątpliwości. Bo ciągle zastanawiam się, czy na sesję u Heńka powinnam zabrać glany czy kij baseballowy? Po czym będzie go bardziej...  

 K O N I E C




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach