Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wlascicielka, vol 6: Czarny pies

Kiedy siostra wreszcie zdjęła mi opaskę z oczu, spodziewałam się, że to kolejny z wielu jej dowcipów. Gdy mama wreszcie pozwoliła mi przychodzić do psiarni, gdzie ona już pomagała z częścią zadań, zawsze zabierała mnie do izolatek, mówiąc, że coś dla mnie ma. Tym czymś zawsze był przerażony oddzieleniem od innych przytulanek, nie mogąc nawet wstać, kuląc się w kącie pokoju, lub poruszając chaotycznie na czworaka, kastrat. Zobacz, idealny chłopak dla Ciebie. Wtedy narodziło się określenie „Jędza”.

Tym razem jednak biały pokój został tymczasowo umeblowany w skórzane fotele. Obok nich stał stolik z chłodzącym się szampanem, kieliszkami i truskawkami w białej czekoladzie. Drugi, stalowy na kółkach, kawałek obok, obłożony czymś pomiędzy seks zabawkami, a narzędziami tortur. Na środku postawiono statyw, który uniemożliwiał ofierze najmniejszy ruch, ale pozwalał na dowolne ustawienie jego ciała bez problemu, a jeśli włączyć wspomaganie hydrauliczne, nawet łamanie kości.

Osobnik przypięty do niego, nie był wychudzoną, anorektyczną seks lalką dla psów bez stóp. Wprost przeciwnie, zdrowy, umięśniony, ale nie jak omega, tylko normalny człowiek. Czarny worek osłaniał jego głowę, a ciało wskazywało, że stara się stawiać opór, wyszarpać z więzienia.

- Na nasz dzisiejszy wieczór zestawiły się dwie rzeczy. - zaczyna siostra, podchodząc do niego – Pierwsza to fakt, że skończyłaś osiemnaście lat. Oczywiście, przyjęcie, zabawa i te kwestie. Jednak wraz z Mają postanowiłyśmy, że jednak warto to uczcić należycie. Drugi to fakt, że płakałaś tak bardzo, że moja ulubiona bluzka miała na sobie masę śliny i smarków, nawet stanik mi przesiąkł. A to ja jedynie mam prawo doprowadzać Cię do płaczu. - klepie w umięśniony pośladek, na co z worka dobiega zduszony odgłos – Powiedzmy, że to więc mój prezent dla Ciebie. - ściągnęła worek

Thomas. Cholerny kapitan drużyny pływackiej, który łamał wszystkim dziewczynom w szkole serca. Ten sam, który rozpuścił plotkę, że jebał mnie analnie, a jak wyjął swojego fiuta to z radością go jeszcze wylizałam. Tak naprawdę, gdy wysłałam mu fragment ulubionej piosenki, powiedział, że jestem „zbyt dziwaczna”, mam za małe cycki i fiutem nawet by mnie nie tknął. Ten sam, przez którego rozryczałam się przed całą szkołą. Patrzał na mnie spod damskiego makijażu, a knebel połączony z dildo tkwił w jego ustach. Znów wydał całą orkiestrę dźwięków, a Ase dała mu kolejnego klapsa.

- Niestety, chociaż nie ma czego żałować z tego co widziałam, troszkę go przerobiłam, by Cię nie kusiło, a rodzice jakby mieli się dowiedzieć, nie ukatrupią mnie. - przekręca go na plecy i ustawia w lekkim rozkroku ukazując jedynie biały plaster na kroczu – Wiesz jaki był marudny, gdy byłam taka delikatna? Wsadziłam mu dziewięciu calowy gwóźdź do środka, by ładnie sterczał, a potem zrobiłam znieczulenie młotkiem rozsmarowując orzeszki na masełko przed ucięciem. Mama by po prostu przypiekła palnikiem, by nie jadł surowego jakby już dostał po cięciu, no ale ponoć to wegetarianin. - chichota z własnego dowcipu – Ale, byś nie czuła się stratna, ma teraz większego. - wraca do mnie i obejmuję – Podoba się? Jedyna wada, to fakt, że będę tu z tobą, ale jak mawia mama, puść wodzę fantazji i go nie zabij.

Nieśmiałe początki pod postacią baciku, który uderzał w skórę za każdym razem, gdy z płaczem przypominałam mu co zrobił i zabawa prądem o niskim napięciu, sprawiały, że stękał przez knebel. Dwa kieliszki szampana i kilka truskawek później, miał pierwsze rozcięcia skóry i poparzenia elektryczne, a doklejone rzęsy odpadły od płaczu, a odgłosy nabrały na sile. Po dwóch następnych, plecy, pośladki i nogi pokrywały całe linie czerwonych pręg. Pierwsze odznaki satysfakcji zaczęłam czuć, gdy mocniej próbował wyrwać się z pasów, po tym jak wymusiłam na jego ciele szpagat, rozchylając nogi tak jak tylko się dało. Asenata nie siliła się na komentarze, ba nawet ochoczo pomogła mi zapiąć pod spódniczką dwunastu calowy czerwony strap-on, którym wyjaśniłam mu seks analny w praktyce, robiąc z niego swoją przytulankę. Z równie wielką ochotą i pierwszym w życiu prawdziwym orgazmem, a nie jego namiastką z drobnych warg i palców Oszki, którą w ostatnim półroczu wciągnęłam do łóżka i nauczyłam, że jak dobrze będzie tam lizała, to dostanie coś słodkiego w nagrodę, straciłam dziewictwo. Klęcząc na jego głowie, trzymając twarz między kolanami by widział mój słodziutki otworek i wsuwając się na pokryty żelem kawałek gumy, który sterczał z jego ust. Doznania rozpływania się w Edenie, gdy moja miednica wędrowała w górę i w dół od jego nosa potęgowały jedynie jego rozpacz i strach z załzawionymi oczami.

Strach ofiary był tym, co uwielbiałyśmy. Bycie drapieżnikiem czującym krew. Kastraci czuli jedynie jego namiastkę, instynktownie bojąc się bólu, który mógł zostać zadany. Fajny, ale szybko znikał, gdy okazywały pokorę. Thomas prawdopodobnie, gdy zrozumiał, że nikt nie ma zamiaru być dla niego litościwy, a ból będzie ciągły, emanował nim. Syciło to, jak domowy obiad,  nawet bardziej. Cztery lata później to samo dał mi Rufo, gdy wycinałyśmy mu jąderka. Lęk, rozpacz i świadomość, że nie będzie nic więcej to najnaturalniejsza rzecz świata. Powinna też powstać, gdy ktoś mierzy w Ciebie z pistoletu, gotowy do strzału.

To spojrzenie jest puste. Nie tak, jak u mamy, gdy okazuje złość, skrywa się w swojej sadystycznej masce. Bliżej mu w tym do Cargo, chociaż nie są żółte. Żaden człowiek nie patrzy w ten sposób na broń. Nie, on nawet nie patrzy na pistolet. Wpatruje się w twarz siostry, świszcząc oddechem, który mówi o przebitym płucu i złamanych żebrach. Od przodu widać, że oberwał znacznie mocniej. Opuchnięta twarz jest przeorana ranami. Klatke piersiową, pokrytą dużymi czarnymi plamami, gdzie pewnie padały ciosy, ozdobiona pojedyńcza blaszka żołnierskiego nieśmiertelnika. Pięści są zdarte ze skóry. Bez wątpienia, oberwał dość mocno. Jednocześnie jednak przeż... Nie, on ma zdechnąć. Nikt nie byłby w stanie przeżyć spotkania z dwiema omegami, a co dopiero pięcioma. Masz zdechnąć za to, co twoja rodzina zrobiła tacie. Za jego mamę. Za to, że jesteś... Tym. Zdające się być czarne oczy patrzą nadal w Ase. Nieznęcone niepokojem spojrzenie drapieżnika.

Mięciutka dłoń unosi się i naciska mi na nos. Chociaż jest tylko pół głowy niższa, muszę obniżyć wzrok by ją dostrzec. Cola w pomarańczowej, pasiastej bluzie i leginsach w kolorowe zwierzątka wygląda jak dziecko, a nie może nawet siedemnastoletnia dziewczynka. Różowy dzióbek wydaje się zadowolony, że znów się spotykamy. Niebieskie oczka błyszczą. Wyciera główkę o mój bark, dzwoniąc swoją plakietką o zamek.

Carmel stanęła obok swojego właściciela. Gładka, biała sukienka i rozpuszczone loki czynią z niej wyraźnie młodą kobietą, a nie nastolatkę. Może być nawet starsza niż ja, ale młodsza od Ase. Wiek fizyczny i biologiczny jednak nie muszą się pokrywać. Roczny klon może mieć czterdzieści lat, a pięcioletni dopiero kończyć dwadzieścia. O ile właśnie tym są. Jej wzrok kieruje się ku suni, unosząc przy biodrze nadgarstek, jakby z nadzieją, że jakąś tajemniczą mocą zmusi ją do powrotu do siebie. Ostatnia kryje się lekko za plecami właściciela, jako jedyna zachowując się racjonalnie i ukazując strach.

- Strzelać uczył Cię ojciec czy ten brytol? - odzywa się wreszcie w tej ciszy mężczyzna – Cliford zdaje się? Tłumaczyli Ci zasady broni?

Strzelba taty wisiała w domu na ścianie jako ozdoba. Waliła środkiem usypiającym, a mama wyjaśniła, że to pamiątka dawnych czasów. Świeżo złapane suki nago puszczano na zamknięte tereny posiadłości, dając im poczucie, że może będą wolne, jeśli uciekną, chociaż tak naprawdę nie istniała na to żadna szansa. Właściciele zaś, z psami myśliwskimi, ruszali w pogoń. Kto ustrzelił najwięcej, dostawał prawo wyboru za darmo sobie wypatrzonej zwierzyny. Reszta szła na normalną sprzedaż. Tata po zdobyciu swojej Avy i Lil skończył polować. Może było w nich coś wyjątkowego jak w Sarze?
Dopiero w opowieściach stawał w obronie siebie i tych, których kochał. Mógł być olbrzymem, który nosił Sarę na jednej ręce jak niemowlę, ku naszemu rozbawieniu podrywać do góry krzyczącą za to na niego mamę, a do sprzątania podnosić sobie kanapę.

Cola ciągnie mnie za dłoń i pokazuje paluszkami w stronę Salomona, po czym znów patrzy na mnie. Jak dziecko chcące powiedzieć, tam, to moja mama. Ale jego spojrzenie nawet nas nie zaszczyca, za to Carmel wygląda na złą.

- Narzeczony. - odpowiada mu siostra, nawet przez moment nie przestając celować – Bądź łaskaw powiedzieć, co tu robisz, nim pomaluje twoim mózgiem sufit.

- Mózgiem sufit. - powtarza za nią – Czyli wiesz, żeby strzelać w głowę. Prawidłowo. - kiwa głową, jakby to objaśniał – Podwieczorek, kawę i porządki. Wiecie, że lodówkę się myje, a śmieci wyrzuca? Zrobiłem też trochę zakupów, bo było pustawo.

Rzeczywiście, zniknął rozrastający się burdelik, którego narodziny rozpoczęła tamta sobota, a rozrost jego pojawienie. Każdego ranka obiecałam sobie z nim zawalczyć, a potem spędzałam czas siedząc z Aiszą na dwóch końcach kanapy, by oglądać bajki lub próbując czytać stare papierowe książki, gdzie norweskie i angielskie pozycje taty to ułamek kolekcji. Z cyklu rzeczy, których nie mam a chciałabym to jego intelekt. Cola znów ciągnie, pokazując na niego, a potem spogląda na Carmel która posyła jej wściekłą minę. Sunia chowa się za moim ramieniem. Nie wiem, mam ją odepchnąć czy coś?

- Nie bądź śmieszny. - odpowiada mu ściskając mocniej kolbę – Miałeś wyjechać już tydzień temu, z powrotem do swojej Ameryki, Grimery. To twoje prawdziwe nazwisko, prawda?

- Nazwisko matki. Moje to Juniper. - uśmiecha się, na ile pozwala mu ta gęba i jest niezrozumiałe w tej sytuacji – A wasze? Angielskie formy Wiśnia, Czarnodębski? Chińskie – z łatwością wymawia nazwisko mamy, co potrafi tylko ona i tata – a może polskie, po tacie? - tym razem wprawnie korzysta z kociego języka jak Majka, Sara czy Oszka – Tutaj każdy lubi mieć drugą tożsamość. W jednej być przykładnym mężem, ojcem i biznesmenem, w drugiej robić rzeczy nieetyczne dla każdego normalnego człowieka. Prawda, że tak zabawniej? Własna grupka wysterylizowanych suk, fabryki obsadzone psami pracującymi za jedzenie czy hobbystyczne ranczo krówek. Albo się porzuca wymyślne nazwisko, bo twój ojciec był mieszaną przerośniętą przybłędą z kraju komuchów. O tak, wujek uwielbiał o nim opowiadać, gdy Brooke pod stołem dławiła się jego nafaszerowanym viagrą suchym fi... - nie dokańcza – Nie, nie nazywam się Grimery.

- Nie mów tak o nim. - odzywam się wreszcie – Nie masz prawa! Nie poznałeś go!

- O tak! - odpowiada, tym razem wyszczerzając zęby, ale nawet nie patrząc w moją stronę – Mama Cię kochała, a ja Cię nie znam. Za każdym razem jak ten blond łeb uderzał o blat, twarz przechodziła grymasem zadowolenia, ona ściskała mnie i mówiła, żebym nie słuchał. Twój tata był kimś wielkim, ty musisz być większy. Najważniejsze jednak, byś nie był takim człowiekiem. - znów świszczy oddechem – Może razem policzymy od dziesięciu? Na zero strzelisz. Pamiętaj, tutaj. - unosi dłoń i wskazuje czoło – Spudłujesz, a ja zapomnę, że jesteś moją siostrą.

- Co? - głos Ase brzmi na szczerze zdziwiony, a dłoń minimalnie osuwa się w dół, po czym znów prostuje – Nie prowokuj mnie!

- Jesteś gorsza, niż ten facet wczoraj, który dowodził stadem. - nadal się szczerzy w zadowoleniu – Druga zasada broni. Jeśli kogoś chcesz zabić, strzelasz od razu, jak widzisz cel. Nie ma czasu na pogaduszki. Koleś też o tym zapomniał, a potem był bardzo rozmowny, byle nie skończyć jak swoje kukły, gdy zrozumiał swój błąd. - znów broń osuwa się nieznacznie – Pewnie pan Bond zabierał Cię na strzelnicę, byś umiała się bronić. Spróbowałabyś strzelić jednak w ciało, jest większe i łatwiejsze do trafienia, trudniej się uchylić. Postrzał jest dość bolesny, może uszkodzić organy wewnętrzne. Padłbym i wył z bólu. Już jestem ranny, więc jestem łatwiejszym celem. - rozluźnia ramiona i opiera się o blat za plecami, jakby naprawdę miał jakąś chorą przewagę – Pewnie nigdy nie zabijałaś, może nawet nie strzelałaś do żywego człowieka. Więc nie zmuszaj mnie, bym Cię krzywdził przy dzieciach, to daje zły przykład. - po czym ze spokojem przekręca wzrok na mnie – Wszystkiego najlepszego Talita. Spodobał Ci się prezent?

Żadnego strachu. Rozpaczy. Wprost przeciwnie. Sposób jaki mówi jest okrutny, ale nie ma w tym złości. Poza ostatnimi zdaniami. Zupełnie przestaje się nami przejmować. Odwraca się lekko  unosi stojącą za nim Brownie, chwytając ją ramieniem tuż pod pośladkami i przytula do siebie jak małą dziewczynkę. Bliska płaczu nastolatka nie protestuje, przeciwnie, przytula się do niego. Mimo zaledwie czterdziestu centymetrowej różnicy wzrostu, wiesza mu się na szyi i przytula twarz do niego. Tata robił tak z Sarą, ale tam było siedemdziesiąt centymetrów różnicy. Wyciąga drugą rękę do Carmel, ale ta odsuwa się w bok.

- Zobacz, obraziła się. - mówi do trzymanej suni, która przytula się policzek do policzka i pociąga nosem – A Cola bawi się w chowanego? Hm, pasiastym tygryskom łatwiej się skryć. - myślę, że może tylko udaje, że jej nie widzi za moimi plecami, podrzucając lekko na ramieniu trzymaną – No już, już. - całuje ją w nosek, gdy ta popłakuje – Nic mi nie będzie. Jutro polecimy do domku, poszukamy w zamrażalniku albo kupimy lody, upieczemy ciasto i zrobimy sobie wspólny czas. - znów spogląda w stronę Carmel, gdy Brownie pochyla się i szepcze mu do ucha, przez co prycha – Tak, zapytam Runy czy ma jeszcze jakieś wersje pokemonów, ty maniaku. - z rozbawieniem odstawia ją.

Ta od razu podchodzi do najstarszej i kładąc dłonie na jej biodrach, otula ją za plecami. Cola, jeszcze raz pchając moje ramię, poddaje się i z opuszczonym łebkiem podchodzi do pozostałych i w pokornym geście przytula się do białej sukienki. Brat jeszcze raz spogląda na nas, jakby nagle przypomniał sobie, że tu nadal jesteśmy do niego mierząc, po czym prycha i odchodząc od stołu. Teraz widać, że nie kłamał na temat podwieczorku, bo są słoiki z masłem orzechowym i dżemem, nóż, kanapka z ściętymi skórkami i... Dwulufowy obrzyn, którego kolba jeszcze chwile temu znajdowała się doskonale w zasięgu jego dłoni. Dreszcz niepokoju przechodzi przez moje ciało. Gdyby mógł... Nie, gdyby tylko chciał, mógłby odstrzelić jej ramię. O tym, że ta informacja doszła też do Ase świadczy dźwięk upuszczonego na panele pistoletu.

- Też chcecie kawę? - pyta spokojnie – W sumie to bardziej wasz dom. - wraca z dzbankiem z ekspresu i trzema kubkami, ustawia je na stole, po czym znów patrzy na nas – Co? Urosło mi coś na głowie prócz guza? - maca czoło – May mówiła o was dość ogólnie, a pierwsze spotkanie nie wypadło za dobrze. - sięga po kanapkę, przesuwając dłonią niebezpiecznie blisko broni – Jak pozwolicie mi gdzieś ulokować dzieci, to możemy spokojnie porozmawiać.

- Dlaczego... - zaczynam, czując jak gardło wyschło mi na wiór – Dlaczego taki jesteś?

- Jaki? - unosi brew w zdziwieniu – Chodzi o nie? - wskazuje swoją gromadkę – To moje dzieci. Mogą wyglądać jak zwierzęta, których ludzie używają do zaspokojenia swoich pragnień, ale dla mnie to trzy urocze kociątka, które wychowuje bezpański czarny kundel. Jak mamy dalej rozmawiać, to wolałbym, by ich ciekawskie uszka nie słuchały.

Nadzieja to najniebezpieczniejsza rzecz. Tutaj, gdzie każdy jest tym złym. Myślami nagle wracam do Aiszy w strugach prysznica. To kolejne podobieństwo łączące go z tatą. Wie, jak potężny może być, ale kryje się z tym. Kiwam ostrożnie głową.

- Brownie, kochanie, powiedz swojej obrażonej na mnie siostrze, że pani Talita pokaże wam pokój i łazienkę. - uśmiecha się do nich z troską – Jakbyście były śpiące, bo podejrzewam, że trochę nam tu zejdzie, umyjecie ząbki i ubierzecie Coli piżamkę. Pewnie jak przyjdę, będziecie już spały. Słuchajcie jej tak jak mnie czy Sonalii. - po czym siada przodem do nas – Jutro o tej porze będziemy z okna oglądać Atlantyk z zachodzącym słońcem.

Brownie puszcza swoją „siostrę” i bierze Cole za rączkę. Razem podchodzą do niego. „Starsza” z suń szepcze coś na uszko drugiej, a ta całuje go w skroń, potem robi to druga. Odpowiada im tym samym. Brunetka spogląda jeszcze w stronę trzeciej, ale ta posyła tylko mu urażone spojrzenie i bierze walizeczkę na kółkach oraz znajomą torbę z kotkiem, po czym stają razem przy mnie. W dolnym pokoju gościnnym od razu zapalam im lampkę nocną przy łóżku i kładę pilot od telewizora w pobliżu. A jak się pozabijają w kuchni teraz, gdy nas nie ma?

- Większość kanałów jest po norwesku, ale na siedemset siedemnastym są kreskówki po angielsku z ubiegłego wieku. - mówię im, chociaż nie wiem ile ma to sensu, gdy Brownie rozściela łóżko, Carmel ustawia walizkę na ziemi, a Cola stojąc sama, znów przykleja się do mojego boku – Ja... - mam wiele pytań o was, o niego i każde wydaje się równie zjebane – Łazienka jest za drzwiami naprzeciwko, możecie się tam umyć i skorzystać z toalety. - cholera, głupie, nie wiem co umiecie i co możecie, czemu takie jesteście, więc spoglądam na różowy dzióbek – Tak, ładna jesteś. - głaszcze ją po pleckach, po czym sama decyduje się uruchomić im telewizor

Cola dopada do otwartej walizki z elegancko poskładanymi ubraniami, po czym wyciąga z wnętrza wykonaną z włóczki maskotkę. Różowo-czarna postać może być tygryskiem wielkości jej dłoni. Zadowolona jednak, włazi w objęcia Brownie, która traktuje ją w sposób zbliżony do Oszki wobec Aiszy. Carmel siada obok, spogląda jeszcze raz na mnie, po czym opuszcza wzrok. Wychodzę, bardzo wolno zamykając drzwi.

- Coli się chyba podoba, że one mają oczy jak on. - mówi cicho Brownie – Zawsze mówił, że to specyficzna barwa.

- To jego siostry. - odpowiada jej Carmel suchym tonem właściciela – Mieliśmy być już w domu.

- Car... - zaczyna druga – Widziałaś jak to przeżył, gdy stąd wrócił pierwszy raz. Jesteś zła o to, że chce z nimi normalnie porozmawiać?

- Gdyby pistolet był wymierzony w Ciebie albo małą.... - brzmi dość smutno

- Albo w Ciebie... - dodaje druga

- Pewnie jej mózg by od razu ozdobił sufit. A on wolał ryzykować. Może to i jakaś jego rodzina, ale to my nią jesteśmy, nie one. - kontynuuje – Chyba lepiej, że się nie spotkał z nim. Przejdzie mu, zapomnij, znów będzie uczył coś małą, robił Ci kanapki do szkoły i o nas dbał. W końcu to nasz Pan. - milknie na chwile – Nikogo innego nie mamy.

W kuchni Ase siedzi po jego prawej, przy kubku kawy. On znów siedzi tyłem, ale teraz broń stoi obok nóg. Pistolet zniknął z podłogi. Milczą. Siadam po drugiej stronie i też nalewam sobie kawy. Po chwili namysłu dodaje cukier i mleko.

- O, lubimy taką samą. - uśmiecha się i pokazuje swój kubek – Brownie ciągle próbuje mnie przekonać do tych wszystkich smakowych, sezonowych kaw, które lubią z Carmel, ale wolę taką.

- Dlaczego zostałeś w Europie? - pyta siostra, przyglądając mu się – I...

- Bo dom to pustynia, klify i metropolie, które nie śpią. - odpowiada, zaczynając kolejną kanapkę przy użyciu lewej ręki – Wieczne lato, urlopowicze i praca. Moja bliska przyjaciółka, Runa, powiedziała, że skoro mi się tutaj podoba powinienem przedłużyć urlop. Pojedziesz dalej na północ motorem i widzisz śnieg. Fajna sprawa, my mamy suche zimy. - układa złożone kawałki chleba z masłem orzechowym i dżemem razem, po czym obcina skórki – Jak masz pytania o mój pysk, to gratuluj swojej mamię. Od Azji nie miałem okazji tyle zabawy, ale jej psy grały czysto. Jeden bardzo uprzejmy zostawił mi nóż w brzuchu, więc mogłem się nawet bronić. A facet, który je obsługiwał znał angielski i był dość rozmowny, chociaż dużo płakał. Co z wami nie tak ludzie? Twój Bond mi groził glockiem, nieudolnie schowany przy tym, jak Talita prawie mi oczy wydrapała, gdy się przedstawiłem. Czaje, że tatuś nie mówił, że uprawiał seks z samą Max Grimery i z tego się biorą dzieci, ale... No chyba, że ten stary skurwiel bez fiuta znów podwyższył nagrodę.- gryzie kanapkę w zamyśleniu – Daje już miliard czy nadal skąpi?

- Nagrodę? - pytam zdziwiona

- Ostatnio było dwieście milionów za martwego, dziewięćset za żywego. Tyle by nikt nie dostał za pakiet trio Lawrence, Robbie i Stone na starych licytacji. - znów odgryza – Może więc tęskni za swoim fiutem i zaczął robić na cały świat ofertę.

- Jaką nagrodę? - poprawiam pytanie – Co zrobiłeś?

- Wyobraź sobie, że wracasz do domu po dwóch latach w Azji. Jest ledwie kilka tygodni po Operacji Łazarz, w której zresztą brałaś udział. - unosi swój naszyjnik na kciuku – Jeśli ktoś zapytałby co uczy w życiu pokory, to obudzić się po kilkunastu seriach z automatów w worku na zwłoki. Może jeszcze seks analny z niespodzianki, ale wolałem być piechociarzem. No, nieważne. Wracasz do domu, klucz pasuje. Masz ochotę przytulić jedyną kobietę na świecie, swoją mamę. Niespodzianka, nie ma jej. Dzwonisz na różne kontakty, wszyscy mówią to samo. U Max wykryli guza w głowie, Connor ją zabrał do siebie. Ruszyło go sumienie. Nie, on nie ma sumienia. Wiesz co on ma? Brooke z kolczykiem w piździe do otwierania piwa. Trzyma ją trzy lata, od siedemnastki do dwudziestki, potem zabija i bierze następną. Jedziesz motorkiem do tej wypasionej chaty, rozwalasz drzwi, słudzy Cię łapią bo nie masz tu wstępu, ale po kilku sierpowych „sypialnia na lewo”. W środku masa maszyn, rurek, cały ten medyczny bajzel dla normalnych. Pod kocami szkielet wyglądający jak mama. Śpi. Przez prawie trzy tygodnie jesteście razem, bo wujek bawi się na swoim ranczu w Teksasie. Ma tam prawie sto białych lasek, których cycki produkują piętnaście litrów mleka. Wraca akurat tego ranka, gdy ona odchodzi w śnie. Idziesz mu powiedzieć, siedzi na tym swoim tronie przy stole. Stuk, stuk, stuk. Blond łeb wali o blat, gdy ssie ten suchy badyl chyba uwiązany do kijka, by sterczał. Zaczyna swoją litanie o tym jakim gównem jesteś i miał nadzieje, że wiadomości były prawdziwe. Stuk, stuk, stuk. Nie wytrzymałem. - otrzepuje palce z okruszków

- Co zrobiłeś? - pyta Ase, bo ja przez otwarte usta nie mogę się odezwać

- Nakarmiłem Brooke mięskiem. Głupek zostawiał im zęby, bo bez nich byłyby brzydkie. - po namyśle bierze się za kolejną – Wydawał odgłosy tenora, gdy jej pomagałem go odciąć siekaczami. Zabrałem ciało mamy i odszedłem stamtąd. Greenowie i Kyobashi mnie chronią, bo robię dla nich rzeczy niemożliwe. - wgryza się w gotową – Więc miliard? Sam się wtedy zgłoszę, przy okazji sprawdzę jak sobie radzi z graniem analnie na flecie, albo wyjmę mu kręgosłup przez gardło. - cofam co myślałam o ukrywaniu potęgi

- Nie. - odzywa się Ase po zbyt długiej ciszy, patrząc na mnie i chyba też nie do końca rozumiejąc to co on mówi – Idzie o gen, który tata przekazał tobie... Ten, który powodował u niego chorobę...

- Gigantyzm? - mówił o tym, jakby opowiadał, że jadł wczoraj sushi – Mama go częściowo zaleczyła, bardziej zaciągnęła ręczny, nim zrobiłem się... większy. To głównie skokowy wzrost. Dwa metry miałem już jako dziesięciolatek z masą stu kilo, a jeszcze nawet nie zacząłem się golić. No, ale to dotyka wszystkich tkanek. Lekarz w wojsku dopiero jak mu dość zapłaciłem, sfałszował dla mnie wyniki. Mam cztery razy większe mięśnie i powiększoną część organów. Próbowałem go wyodrębnić z swojego DNA, ale to jak gazy szlachetne. Nie chce reagować w innych matrycach. - zastanawia się przez moment – Mogę przeszczepić karłowatość, stworzyć mozaikę dwóch różnych gatunków... Ale ta cecha jest niedostępna. - popija kawą, zupełnie kryjąc się, że nie widzi w nas wrogów, ani nawet zagrożenia - Tata dużo urósł?

- Dwa dwadzieścia dziewięć... - marszczę nos robiąc obliczenia – Siedem i trzydzieści pięć setnych stopy i dwieście sześćdziesiąt funtów.

- Nieźle. Sześć i sześćdziesiąt dwie setne i tyle samo masy co on. - wskazuje na siebie dumny – Wszyscy chcieli, bym grał w kosza. - po czym znów uśmiecha się do mnie – May mówiła, że też studiujesz inżynierię genetyczną.

- Tak, ale tata nie chciał bym bawiła się samymi mutacjami. - mówię smętnie słysząc o jego talencie – Uważał, że ważniejsze jest pomóc uodporniać się na zwykłe choroby kolejnym pokoleniom.

- Kiedyś jeden chińczyk stworzył bliźnięta odporne na HIV i zniknął. Nawet nasi nie wiedzą czemu i gdzie. Ludzie nie są gotowi, by pokazać im ścieżkę ewolucyjną. Sama idea szczytna. - przesuwa wzrok na Ase – A ty, młoda pani Bondowa?

- Prowadzę klub dla panów z May. - uśmiecha się nieco Ase – Półlegalna działalność, bo nasze „panienki” to psy na LoveToy od jednej z przyjaciółek. Jest promil zysku, ale starcza na życie na pewnym poziomie...

Maja porównywała go, gdy o nim mówiła, do uroczego misia. Obdarty z przymusu nie mówienia o swojej codzienności, jest... właśnie taki. Czas upływa na żartach i rozmowach, które przebrzmiewają spotkaniem z dawno niewidzianą osobą. Niczym ona, bawi się życiem i z niego cieszy. Tata też w pewnym sensie taki był, ale on skrywał masę smutku i nie mówił o przykrych rzeczach. Brat zaś w dupie ma „dobro swoich młodszych siostrzyczek”, więc jest bardziej bezpośredni. Właśnie. Sposób w jaki mówi „sister”, kojarzy się tylko z tatowym „zajączki”.

- A Simon na to – udaje przerażoną minę - „Sal, to nie jest realne, nauka na to nie pozwala, a poza tym chyba Cię pojebało”. Za tydzień pokazuje mu go pod mikroskopem i w analizatorze, a on „jak ty to robisz?!”. Bo widzisz Simon, ty chodziłeś na uniwersytet, a ja czytałem komiksy i książki, a tam opisali tą hybrydę. Kazali mi zutylizować mojego Spider-Hama.

Obie kolejny raz wybuchamy szczerym rozbawieniem. Wyraźnie z tego zadowolony zbiera i wkłada naczynia do zlewu zabierając się za zmywanie.

- Dlaczego ciągle mówisz o sobie bezpański pies, skoro dobrze wiesz co oznacza to w tym środowisku? - decyduje się na to pytanie

- Bękarci syn Max Grimery nie zasługuje na inny tytuł. - odkłada talerz na ociekacz – Zgaduje, że chyba nie wiecie kim ona była. - opłukuje kubek – Nijako moi, Simona i Wiktorii przodkowie wprowadzili w obieg pojęcie ludzkiego pupila. Opracowali wszystkie techniki przygotowawcze, mające ich sprowadzić do tej roli. Ale zaczynali jako mała spółka produkująca lekarstwa. Króliki doświadczalne musiały mieć oczywiście wypłacane duże pensje, więc wciągnęli się siatkę handlu żywym towarem. Zyski skoczyły, bo od razu wiadomo było, które leki na pewno przejdą testy. Brali więcej i więcej. A potem ktoś stwierdził, że ciekawe będzie łamanie im kolan, by ruszały się jak zwierzęta. Zdobyło to popularność, bo takie niewolnice sprawiały mniej problemów. Obudowali to monopolem i filozofią, tworząc evil fundation, jakże by inaczej. Oczywiście, zapisuje się pierwszy człon od tyłu. Eksperymenty rozwijały branżę. Prolaktyna podawana regularnie powodowała laktacje, więc obroża robiąca zastrzyk i lobotomia to świetne zestawienie. Wyhodowanie pożywki roślinnej to krok milowy. - kolejny brzdęk talerza – Connor był pierwotnym od mojego dziadka, ale Max mądrzejsza. Zauważyła, że licytacje ekskluzywnych suk znanych z telewizji czy kina  są gigantyczną stawką. To nie pierwsza lepsza siusiumajtka ze szkoły średniej wciągnięta do wana, która trafiała do ośrodka. Tamte były warte miliony. Gorzej, jak doktor albo właściciel coś przejebie i zamiast przemiany masz oszpeconą szmatę. Wkracza więc ona. Zaczęła badania nad replikacjami genetycznymi. No ale, eksperyment z owieczką Doly na ludziach ma jeden problem. Jaki?

- Będziemy mieli zarodek, który po osiągnięciu dorosłości będzie wyglądał jak obiekt docelowy. - odpowiadam mu marszcząc nos

- Dorośnie, dokładnie. Ile taki proces potrwa? Pedozjeby, nie lubię ich, będą brali od razu. Laicy będą czternaście szesnaście lat edukować i sprawią, że taka będzie taka jak wielotygodniowe lub miesięczne programy tresury. Koneserzy będą czekać na dokładnie taki wiek, jaki zaplanował. Przełom nadszedł, nim się urodziłem. Po prostu bombardujmy je hormonami. Zakłóci to normalny rozwój, ale co z tego? Kilka lat w sztucznym łonie i mamy to. - kończy zmywać i zakręca wodę – Oczywiście, potrzeba było kolejnych kilku lat, by wszystko dopracować. Ale teraz? - odwraca się i znów ciężko siada – Wsadzasz elektrykę w mózg, która zmienia ciało w egzoszkielet dla siebie. Pamięć mięśniowa i oprogramowanie robi swoje. Mamy o sobie zajebiście wielkie mniemanie, ale jesteśmy tylko mądrzejszymi zwierzętami, którymi steruje co mają w łbie. - czy ja też opowiadam to z taką łatwością co on?

- A twoje... dzieci? - pyta siostra, patrzą na niego -  Mówią, chodzą normalnie, ubrane i zdają się być inteligentne...

- Cola ma roczek. - odpowiada jej wyciągając ramiona za plecy z przeciągłym trzaskiem – Cholera, musieli mnie staranować jak jechałem zamiast grzecznie zajechać drogę? - to bardziej mruczy do siebie – Dostałem ją od Simona. Cała partia, z której pochodzi miała jakieś wady, więc poszły do utylizacji zanim założono chip, bo szkoda kasy. Wyprowadziłem ją z stanu katatonii do tego, co widać. Ma poziom malutkiego dziecka, ale rozwija się. Umie już pokazać, że chce do toalety zamiast nosić pieluszki, trzymać kubeczek, reaguje na kolory, swoje imię i wie co znaczą niektóre słowa. Czasem odtwarza jakieś pojedyncze samogłoski lub dźwięki, gdy jest naprawdę szczęśliwa. Trochę pomiędzy prawdziwym szczeniaczkiem a dzieckiem. - przekłada łokcie na przód – Dwie pozostałe to stara szkoła pupili, ale inaczej. Carmel jest ze mną najdłużej, sześć lat. Przygarnąłem ją po śmierci mamy, gdy zaoferowała mi loda w zamian za zakup działki superopoidu. Miała wtedy dziewiętnaście lat. - czyli rzeczywiście, jest starsza niż ja - Wywaliłem jej dilera z siedemnastego piętra, ją zabrałem do domu, wykąpałem, nakarmiłem i wyprowadziłem przymusowy odwyk. Sama uważa, że obroża oznacza nowe, lepsze życie i gwarancje, że jest czysta, a nie żyje jak śmieć. Brownie jest z nami cztery, to też dziecko ulicy. Trzynastoletnia prostytutka, której nie oszczędzał nawet ojczym. Pomogłem mu samemu nauczyć się robić loda łamiąc kręgosłup. Też ją postawiłem na nogi, sfałszowałem tożsamość i posłałem do normalnej szkoły. Tak jak jej starsza siostra uważa, że obróżka to bezpieczeństwo. Nosi ją wszędzie. Moje małe dziewczynki. - uśmiecha się pod nosem – A wy macie coś w domach? - widzę, że Ase posępnie wpatruje się w blat

- Aiszę. - odpowiadam, krótko ucinając temat, że cholera, też jest dzika, nie umiem jej ułożyć jak on swoje dziewczynki, a w dodatku to ja bardziej ją krzywdzę, niż pomagam, torturując – Kotka.

- Luca, psa do miłości... - odpowiada mu mechanicznie siostra, wciąż gapiąc się na blat – Kiedy byłam mała, jeździłyśmy z mamą do taty, cioci i May. Rodzice nie chcieli nigdy zamieszkać razem. Miał w domu krówkę, Esterę. Też, jak twoja Cola, z powodu wad miała zostać po prostu spalona. Nie miała nawet przeprowadzonych wszystkich obowiązkowych przy nich zabiegów. On i May, która miała wtedy z osiem czy dziewięć lat poświęcili jednak czas, by... Nadać jej osobowość. Robili niemal to co ty. To nie tylko niedorozwinięte zwierzątko, które robiło mleczko do naszego kakao, ale nieco rozumiejąca i posiadająca osobowość dziewczynka. Potem jeszcze wróciła Sara, jego ulubienica. Uwierz lub nie, była z nim przez kolejne dwadzieścia dwa lata… - milknie na chwile – Też była... Dzika. Tata ją przygarnął, bo mama musiałaby ją zabić, przez to co widziała. On zawsze miał dwa koty, niektórzy uważali, że jedyny w świecie. Nie suki, one muszą słuchać i robić te wszystkie seks sztuczki. Uwolnił ją przed moimi narodzinami, ale ona wróciła do niego pięć lat później. Do domu. Była przy nim do końca, a teraz... Rozpacza po jego stracie. - nadal gapi się w blat – Sara... Sara to ta blondynka, która zemdlała jak Cię zobaczyła... - widzę, że teraz role się odwróciły bo to szczęka Sala leży gdzieś na ziemi – Oni.. Mieli trochę taką relację jak ty i twoje dziewczynki. Zrobił jej nawet dziecko, ale nie tak jak się myśli. Nie rodziła pod przymusem, jak inne żeńskie pupilki. Urodziła swoją córeczkę, będącą mieszanką tych, które Sara kochała. Malutką Osanne. Wychowała ją tak, że chociaż to normalna dziewczyna, potrafiłaby żyć szczęśliwie przy boku kogoś takiego jak on. By miała zawsze to, co on jej dał... - milczy, a na blat spada kilka łez – Kiedy... Kiedy przyjechałyśmy tutaj tamtej soboty z mamą, jak zawsze leżeli razem w łóżku. Nie jak kochankowie, ale szlachetny pan i jego kocica śpiąca u jego boku. Tata powiedział, że Talita zabroniła mu wychodzić, a jego kotek jest z nią w zmowie. - uświadamiam sobie, że pierwszy raz słyszę jak ona zapamiętała tamten dzień, że głupio nie przerosiłam jej za to, że nie była przy nim na końcu – Mama położyła się obok nich, zachowywali się jakby byli młodzi. Całowali, śmieli i przytulali. Nim... Nim stąd wyjechałam, przywołał mnie i przytulił mocno do siebie i ucałował. Pewnie na zawsze dla niego byłyśmy malutkie, ale wtedy byłam znów nawet mniejsza. Powiedział, że cieszy się, że jego rodzina była taka. Mama go szturchnęła, że przecież nigdy nie chciał dzieci, wolał swoje koty i to je w ten sposób traktował. - milknie na moment, przełykając mocno ślinę niczym kamień – Bałem się, że będą takie jak ja. - pozwala temu wybrzmieć – Jego ostatnie słowa. A my... My wszyscy jesteśmy jak on. Tylko... Ty nawet go nie poznałeś, a robisz wszystkie te dobre rzeczy tak jak on. - przemawia przez narastający płacz

Salomon przesuwa się bliżej niej i łatwo, jakby nic nie ważyła unosi i sadza sobie na kolano. Przytula do swojej nagiej piersi, głaszcząc ręką po buzi i ścierając łzy, milcząc. To dobre milczenie. Pełne zrozumienia. Spogląda na mnie, znów się przesuwając i powtarza ten ruch ze mną. Z pewną nieśmiałością i niepewnością, która zawsze towarzyszy Aiszy poddaje się jemu. Nie jest taki duży. Pachnie jakimiś popularnym dezodorantem i kawą. Ma suchą, ciepłą, dziwnie twardą i szorstką skórę. Jeszcze do niedawna, obcy i przerażający, a nawet odrażający teraz jest.. bezpieczny. Łapie Ase za dłonie, gdy nadal w niego płacze. Wierzyłam, że jako starsza siostra chcesz być jak mama, oczekiwałam tego od Ciebie. Ale teraz obie możemy być jego małymi siostrzyczkami na tych kolanach. Bo to... To nasz starszy brat, głupi i silny.
Pozwala siedzieć na sobie i głaszcząc nas, tymi wielkimi dłońmi. Wypłakać się. Nagle myśl, że Ase by go zastrzeliła jak jej kazał, albo gorzej, psy by go pokonały przeraża. Znów wracam ku Sarze. To jej pozycja. Jej uczucia. Bezpieczeństwo, ciepło i... Nie, nie przyjemność. Przyjemny był obiad, widok przerażenia, kąpiel, torturowanie, brandy i mieć robioną minetę... To uczucie jest do niego podobne, ale jednocześnie inne. Jak nocne niebo przestaje być błękitne. Sara o nim mówi, oddaje je tym swoim przytulaniem. Aisza dała je przypadkiem pod prysznicem. Salomon zdaje się być nim przepełniony, gdy ma przy sobie tych, którzy go potrzebują. Jak my. Serce w ciemnej piersi uderza wolnym, leniwym rytmem. Dotykam tego miejsca opuszkami palców, jakby bojąc się, że to sprawi eksplozje bańki mydlanej. Nie, nadal tu jest. Ase ostatni raz ściera łzy uspokajając się.

- Wiecie, posiedziałbym tak jeszcze, ale mam mroczki przed oczami. Nie wiem, czy to dlatego, że straciłem trochę krwi czy że nie śpię od dwudziestu siedmiu godzin. - powraca dowcipny braciszek – Sen by się więc przydał.

- Jasne.. - mówi już z łagodnym uśmiechem siostra wstając z tego kolana – Ja i Tali..

- Będziemy za ścianą. - też chce wstać, ale on się podnosi ze mną i dopiero tak stawia na ziemi wyciągając gumkę z koczka i czochrając – Hej!

- Co? Starsi bracia muszą dokuczać małym siostrom. - pokazuje różowy język – Prowadź.

Też chichocząc cicho, ciągnąc go za dłoń prowadzę do sypialni i cichutko otwieram drzwi. Chociaż lampka nadal się pali, telewizor jest wyłączony, a dziewczyny śpią w swoich objęciach, gdzie Brownie i Carmel przytulają się głowami, a Cola na brzuchu leży rozwalona między nimi. Sal uśmiecha się do mnie, po czym podchodzi do łóżka, odpina pasek i zdejmuje spodnie ukazując bokserki wyglądające jakby miał w środku dwie puszki coli i grube nogi pokryte długimi, szerokimi pionowymi bliznami wyglądającymi na bardzo stare. Wsuwa się ostrożnie pod kołdrę, przytulając do pleców Carmel, drapiąc Cole i wreszcie obejmując całą trójkę w zamkniętym uścisku na Brownie. Zamykam wolno drzwi, czując towarzystwo różanego zapachu. Ase bez słowa jednak znika za drzwiami sypialni tat... mojej i Aiszy.

Kiedy wchodzę do środka, siedzi na łóżku patrząc tępo na zdjęcie, które dostawiłam do kolekcji taty. To z nami wszystkimi, które znalazłyśmy ostatnio. Dosiadam się obok i przytulam podbródek do jej barku.

- Majka ma rację. Pasowałby do nas. - odzywam się wreszcie – On i jego dzieci. - Ase nadal się w nie wpatruje
- Święty Biały Jeleń. - mówi wreszcie, odkładając zdjęcie i zdejmując stanik pod bluzką, po czym spuszczając spodnie, a ja postępuje podobnie ze swoimi – Zabicie go, to grzech.

- Ulubiona bajka mamy. - kładziemy się razem pod miękkie prześcieradło

- Poroże miał z platyny, sierść perłową, a krew z płynnego srebra. Marzenie każdego myśliwego. Kto jednak śmie go tknąć, rozgniewa bogów, a Ci ześlą na niego śmierć z nieba. - układa się na poduszce naprzeciwko mnie – Pewna kobieta rozsypała więc sól, a jeleń liżąc ją poszedł do jej zagrody. Schwytała go na zawsze, ale nie mogła go mieć prawdziwie, jak pragnęła. - odgarnia mi włosy z policzka, gdy chce zapytać jakiej soli potrzeba, by uwięzić przy sobie takiego Salomona?

Poranek po tak dziwnym wieczorze nie mógł być normalny. Prócz obudzenia się w jej ramionach zamiast przy skulonej gdzieś Aiszy, wydostaniu się stamtąd i szybkiego wymiotowania do kibla, to w salonie i kuchni panowało poruszenie obce w pustym domu. Cola w różowej dziecięcej piżamce siedzi z kolorową książeczką dla dzieci między kolanami Carmel, ubranej w pomarańczową koszulę nocną. Brownie, w białej piżamie w brązowe wzorki zajęta swoją konsolką przesiaduje na kanapie. Sal rządzi kuchnią, machając patelnią.

- Mam nadzieje, że nie jesteście wybredne jak ta trójka. Zrobiłem omety z szynką. - mówi wielkolud – One uznają dwa rodzaje jedzenia. Słodkie i pizza z owcami morza. Potem się zwijamy, bo do domu daleko.

- Nie możecie zostać? - pytam patrząc na omlet jak z rąk taty z pokrojonymi obok pomidorkami – Poznałbyś wszystkich, May by się ucieszyła i byśmy mieli więcej czasu dla nas...

- Brownie niedługo wraca do szkoły, a Runa zabije mnie za samą mordę. - rozlewa kawę do kubków, po czym przelewa z garnuszka owsiankę z bakaliami, dodając miód i kilka owoców z lodówki na wierzchu – Wasza mama powinna nawiązać kontakty z Kyobashim. - ustawia dania na stole, dosiadając się do stołu ze mną i Ase – Dziewczynki, śniadanko. Cola, am, am. - Brownie nie odrywa się od konsoli, nawet siadając obok niego, Carmel wciąż nawet nie patrzy w jego stronę, siadając obok niej, a Cola wielkości Aiszy pakuje mi się na kolana – Tu jest mama, Cola. - mówi rozbawiony, a mała pochyla się otwierając buzię – Już ją biorę

- Nie musisz. - uśmiecham się, przytulając do jej plecków i przysuwając jedną z owsianek i dmuchając podaje jej, a ta ładnie zjada z łyżeczki – Jak wracasz?

- Simon przysyła samolot. Cola dostanie cukierka na dobranoc, obudzi się w łóżku, bo lot to dla niej za duże obciążenie. - wzrusza ramionami – To tylko dziesięć godzin na zachód, potem trochę jazdy autem.

- Cioa. - mówi Tygrysek, pokazując paluszkiem siebie – Cioa am am.

- Tak, Cola am am. - uśmiecha się i głaszcze ją po główce – po czym przekłada ją w drugą stronę i próbuje zamknąć ekran konsolki – Śniadanie.

- No juuuż, ma jeszcze Banette i jednego poka... - odpowiada mu urażona suczka, po czym unosi oczy od konsolki i zerka na nas od razu zniżając wzrok i ją zamykając, przysuwa się lekko w stronę już jedzącej łyżką Carmel, wpatrzonej w swoją porcje

- Dlaczego wstydzą się teraz mówić? - zadaje to pytanie za mnie Ase

- Wiki im opowiedziała przypadek babki z FBI. - odpowiada jej brat – Chciała rozgryźć nasz biznes od środka, ale zamiast jako właściciel wlazła od drugiej strony. Pozwoliła się porwać i zabrać, ale naiwnie myślała, że to jakiś seks roleplay dla bogatych, ale zaniepokoiła ją obecność nieletnich i chciała go przerwać. Cóż, gdy strażnik usłyszał, że w grupie jest gadająca suka, miał wiele radochy, ona nie. Podobnie jak wtedy, gdy kupił ją jej dawny szef. Boją się, że jakiś inny właściciel je usłyszy to też im... - robi gest wyciągania języka – Albo są nieśmiałe. - obie robią na niego obrażoną minę, gdy się śmieje

Tak jak Aisza. Zagroziłam, że jak się odezwie to jej zabiorę głos na zawsze. Sara bała się rozmawiać z tatą, bo chciała być jego kotem, a one nie mówią. Relacja brata z jego dziewczynkami jest jeszcze inna. Śniadanie kończymy wszyscy w milczeniu.

- Kociątka się ubrać, ja idę pod prysznic i zrobić nowy opatrunek. - dotyka boku – Jak wrócę, to biorę Cole pod pachę, wasze tobołki i robimy pa pa Europo.

- Pomóc Ci z czymś? - pyta Ase

- Możesz mi ogolić głowę, albo umyć zęby Coli i pomóc ją ubierać. - uśmiecha się – Wolisz lalkę czy zestaw małego fryzjera?

- Fryzjera. - pokazuje mu język – Talita im pomoże, ma wprawę i chyba się lubią. - Cola ociera się o mnie łebkiem

- No, ta jej Aisza musi być najszczęśliwszą kotką świata, skoro jej pani jest taka dobra. - odpowiada jej, wstając od stołu

Ubieranie mojej pupilki to odziewanie ruchomego manekina. Cola niemal niecierpliwie się kręci, gdy rozbieram ją z piżamy. Carmel obok podciąga swoją koszulę nocną ukazując białe majtki i ładny biust, Brownie też się przebiera. Wszystkie mają idealnie gładkie ciała, zgrabne i gotowe, by zostać czyimiś seks zabawkami. Mogłyby być przez niego gwałcone, podduszane i być zaszczute jak przytulanki z hodowli mamy. Nikt by go nie oceniał za to, jest mężczyzną, a oni mają potrzeby.  Ale są ładne i zadbane w pewien sposób. Ubrania są posortowane w trzy rzędy, więc wybieram z trzeciego, który wygląda na te dziecięce ciuszki. Ładna, kolorowa bluzeczka, białe majteczki w kotki i po namyśle te same leginsy, co miała wczoraj. Dziewczyny same też zdążyły się ogarnąć. Cola ochoczo pokazuje swoją maskotkę, machając nią w powietrzu, gdy upinam jej włosy w koczek.
W łazience Sal siedzi na podłodze tyłem, goląc się zwykłą maszynką na żyletki, a Ase zbiera mu biały krem z głowy brzytwą. Ręka nawet jej nie drga przy tym. Cola wydaje zadowolony pisk, gdy widzi umywalkę.  

- Tak, szuru szuru będzie. - mówi jej właściciel, przerywając na chwile golenie szyi – Jak na górze?

- Jak będziesz się tak wiercił, to Cię oskrobie jak ziemniaka. - odpowiada zgryźliwie Ase – Jak dziewczyny robią psom zabiegi to je wprowadzają w stan śpiączki.

- Ah, funkcja podtrzymania życia. - odpowiada z rozbawieniem – Dobre rozwiązanie, acz na dłuższą metę niebezpieczne. Jak za długo będziesz tak trzymać, zdechnie.

Cola chętnie otwiera buzię do pucowania ząbków swoją szczoteczką. Dołączają już ubrane dziewczyny z swoimi kosmetyczkami. Spoglądają na swojego pana, po czym spokojnie zabierają się za swoje zabiegi.

- Tam jest jeszcze krem w tubce, posmaruj jej buzie, jak możesz, bo znów ją obsypie trądzik, a potem się drapie do krwi. - mówi do mnie, wskazując maszynką – Ja już skończyłem siostyczka.

- Ostatni ruch i... Gotowe. - gładzi jego głowę – Jak jajeczko.

- No nie wiem, Bond się tam goli i smaruje kremem na zmarszczki? - prycha rozbawiony, na co dostaje kusańca od niej – A ty masz kogoś Talita?

Rozcieram kółeczkami krem na buzi małej, zastanawiając się przez moment. Czy mam kogoś, braciszku? Ostatni facet, którego polubiłam, teraz sam ssie wielkiego kutasa. Jest Sara, która oddaje mi ciepło. Oszka, która jest we mnie zakochana w pewnym sensie. Maja grożąca, że mnie zgwałci.  Aisza, z którą buduje relacje.

- Nie znalazłam go jeszcze. - odpowiadam kończąc, a mała odchodzi i staje obok dziewczyn, robiąc głupie minki do lustra – A ty braciszku?

- Ma kto mi łóżko grzać, mam komu jeść dać, a z Runą jestem blisko fizycznie, ale nie emocjonalnie. - wzrusza ramionami – Czego więcej można chcieć? O, jeszcze dwie smarkule teraz się dowiedziałem, że są w Europie, więc mogę się chwalić w pracy, że mam tutaj rodzinę. - milczy moment – Tylko sercu żal, że nie ma tego, co chciałem. - ponosi się – No już sio sio, bo zobaczycie gołego faceta i będziecie miały koszary o słoniowych trąbach.

Dziewczynki wychodzą, Ase uśmiecha się do mnie, po czym chwyta za ramię i wyciąga z łazienki, zostawiając go samego. Kiedy jednak już ubrany wychodzi, wygląda już niemal zupełnie jak.. Wydaje się, że nawet Ase nie mogła się powstrzymać przed tym.

- No już smarkule, to czysta koszula. Nie chce jej przebierać.- mówi, obejmując nas obie swoimi ramionami i  całuje w czubek głowy – Kontaktujcie się Simonem Kyobashim, on zawsze wie, gdzie mnie znaleźć, ale jak znów zaoferują przyjazd, to was odwiedzimy jak dalej tu będziecie.

- Zostań. - Ase cicho, przez łzy – Zostań z nami...

- Twoja moc Jedi na mnie nie działa. - odpowiada jej chichocząc – Przecież mnie nie lubicie.

- Nienawidzimy, bo wyjeżdżasz. - odpowiadam mu, chociaż tak naprawdę tą nienawiść napędzało niezrozumienie – Jest jeszcze tyle rzeczy, których nie powiedziałeś i nie zrobiłeś jako starszy brat.

- Trudno, przynajmniej wiecie, że go macie. - głaszcze po plecach – Następnym razem wam przywiozę domek dla lalek i słodycze, jak mnie puścicie. - wciąż się śmieje – Powiem wam to samo co tej trójce. Przecież ja nie umrę. Nie potrafię tego zrobić.

Puszczam go i patrze jeszcze raz. Pozbawiony brody i włosów jest dokładnie jak on. Nie potrafisz, ale to samo myślałyśmy o nim. Jednak na końcu sam się zabił, tak po prostu. Jeszcze raz przykładam głowę i przyciskam, wciągając ten zapach. Powinnam Ci oddać kurtkę, ona powinna być twoja.

- No, ostatnie tulamy. - mówi i podnosi nas obie tak samo jak Brownie, przechodzi kawałek i stawia przy swoich dzieciach – Pożegnamy się ładnie.

- Miło było panie poznać. - mówi cicho Carmel, a w tym głosie brzmi zazdrość i sarkazm

- Dziękujemy, że nie zrobiły panie krzywdy naszemu panu. - mówi równie cicho Brownie

Cola przytula się do mojego ramienia, podnosi głowę i patrzy na Ase, po czym robi z nią to samo, a potem ląduje pod ramieniem Salomona niczym pakunek.

- Jak mawiał terminator. - przybiera kamienną minę - Jeszcze tu wrócę. - wypowiada to z twardym, ciężkim akcentem gorszym od tego amerykańskiego

- Przepraszam, braciszku, że chciałam... - a on macha ręką – Żałuje, że tak późno dałyśmy Ci szansę. - kiwa na to głową – Będziemy tęskniły...

- Bardzo. - mówię mu, wycierając z twarzy łzy – Nie jesteś psem. Jesteś najlepszą formą człowieka. Jak nasz tata. - uśmiecha się na to i jeszcze raz daje nam po buziaku

Ale kiedy wychodzą, znikając w ukrytym za garażami samochodem z wypożyczalni, a potem w drodze biegnącej do lasu. Ase, wciąż płacząc, siada ciężko na kanapie w salonie. Siadam i przytulam się z nią z całej siły. Wiem, co trzeba teraz zrobić.

- Musimy zadzwonić do mamy. - mówi Ase, wyciągając mi to z głowy i wygrzebując modułowy smartfon z kieszeni – Musimy jej powiedzieć, by... - na wyświetlaczu pojawia się akurat zdjęcie cioci, a sam telefon zaczyna brzdąkać, więc odbiera, włączając głośnik – Miałyśmy właśnie do was...

- Próbuje się ciągle do do Ciebie i twojej siostry dodzwonić, a telefon nie odpowiada jakby nie działał. Jest z tobą Majka albo Talita? Weź je obie z Clifordem i jeździe razem do Sary, tam będziecie bezpieczni. Dzwoniła Daniele Kellar. Ten mężczyzna jest wciąż w Europie, więc może jechać do domu waszego ojca. - mówi, nie czekając na to co ma do powiedzenia siostra – Sam zlikwidował pięć omeg z stada waszej matki, a Peter w stanie krytycznym jest w szpitalu… Ten człowiek jest skrajnie niebezpieczny...

- Nie ciociu, nie jest... - mówię do telefonu – On właś...

- Talita? Dziewczynki, wiem, że to nie rozmowa na telefon, ale posłuchajcie. To może być trudne i niezrozumiałe... Max Grimery, zajmowała się tymi samymi badaniami co wasz ojciec. - wiemy, mówił nam o tym już – Dlatego wyniki były takie dziwne, za każdym razem. Istnieje więcej, niż duże prawdopodobieństwo, że ten chłopak to tak naprawdę...

Ase upuszcza telefon, patrząc na mnie z przerażeniem, a ja czuje jakby cała krew odpłynęła z ciała w fali gorąca i nagłego chłodu, a potem wszystko robi się czarne, gdy rzeczywistość odlatuje.

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Konrad Milewicz

Tak, wy doskonale wiecie co Zuzia powiedziała siostrom. A jak nie, to zalecam lekturę od początku i zastanowienie o czym dużo rozmawiają bohaterowie, a prawdziwa tożsamość Salomona zostanie ujawniona. <3

Vol 6 miał opóźnienie, bo Pan Korektor miał lenia, więc jak chcecie vol 7 szybciej (który pewnie w momencie, jak czytacie, z wersji 7.4 zrobił się wersją 7.11 lub większą, a ja już wypiłem wino czekające na stole), to motywujcie go w komentarzach do działania. Podtytułem, póki co roboczym, będzie "Uwięziona". Wstępnie zakładam, że będą jeszcze cztery. W "10" napiszę wam czemu ta seria przyjęła taką formę, odmiennie od swojego poprzednika, "Kota".
Jak zawsze dziękuje za wszelkie wasze pochlebstwa, wyświetlenia (o ile czytacie do końca) i inne. Uwielbiam sprawdzać, czy są nowe komentarze i zawsze cieszy nawet kilka słów od czytelników.

PS: Możliwe, że gdzieś jeszcze w między czasie może się zacząć przewijać seria o Neli (jeszcze nie wiem jak ją nazwę dokładnie), która mam nadzieje, się spodoba. Nie będzie powiązana z "human puppy", ale bardziej "realna" - na razie jednak nic nie obiecuje.


Komentarze

Weronika6/02/2019 Odpowiedz

Jak wiesz czytam Cię od początku. Jak wiesz z poprzednich komentarzy za każdym razem nie mogę się doczekać kolejnej części, ale nie ogarniam. Może za mało snu, może za duzo ostatnio na mojej głowie, a może po prostu muszę poprosić swojego Pana/Tatusia żeby mi wyjaśnił... Nie wiem, aczkolwiek jakbyś tak swojej wiernej czytelniczce wyjawił o co chodzi, kim on jest... Proszę :)

Zagubiony6/02/2019 Odpowiedz

Dwa razy całość przeczytałem i nadal nie wiem kim jest Salomon :/

Dla tych, którzy nadal zgadują \"Kim jest Salomon?\", ale prawdopodobnie już bardziej szczwani odpowiedzieli za mnie, zbiór wskazówek jak odkryć to samemu i jedna duża, która wymaga chwili pomyślunku logicznego.

Duża wskazówka:
Salomon jest przyrodnim bratem Majki, chociaż jest ona jedynaczką.

Małe wskazówki:
- Czym zajmował się dokładnie Dawid i Max Grimery (nawet w powyższym tekście jest powiedziane), oraz jaki jest sztandarowy pokaz jego pracy?
- Jak wiele osób dostrzegało jego podobieństwo do ojca, chociaż zawsze mówiło, że był znacznie niższy? (to też jest w tym tekście)
- Czemu Zuza powiedziała w vol 4, że \"wyniki są dziwne\", jednocześnie określając go \"nosicielem DNA Dawida\" a sama Talita zauważyła, że łatwiej jest wskazywać różnice genetyczne niż podobieństwa?

GL, ja wracam do umęczania vol 7 dla was :>


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach