Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Siodmy kolor teczy

1 stycznia


Pierwszy pocałunek powinien być wyjątkowy, niepowtarzalny, cudowny. Tak sobie go dotychczas wyobrażałem. W każdym razie na pewno nie planowałem TEGO. Nawet nie jestem w stanie określić, czy byłem wtedy zbyt pijany, żeby odmówić, czy znowu bałem się posądzenia o sztywniactwo. Może jedno i drugie. Dosyć, że zgodziłem się na grę w tę pieprzoną butelkę.

Z licznego grona imprezowiczów go gry włączyło się niewielu. Kilka dziewczyn z mojego roku, dwóch naszych kolegów, którzy byli jeszcze wystarczająco trzeźwi i jakiś ziomek, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Statystycznie rzecz biorąc szanse na wylosowanie dziewczyny były znacznie wyższe niż chłopaka. Tylko że ja nigdy nie miałem szczęścia w grach losowych. Owszem, udało mi się pocałować każdą ze swoich koleżanek, a są one niebrzydkie. Udało mi się też uniknąć krępującej sytuacji pocałowania Janka i Romka (oni takiego szczęścia nie mieli). Gorzej, że ta złośliwa butelka częściej niż moje koleżanki wskazywała nieznajomego. Nigdy nie lubiłem rachunku prawdopodobieństwa, a tej nocy znienawidziłem go doszczętnie.

Karol, bo tak chyba miał na imię, zdawał się w ogóle tym faktem nie przejmować. Ba, świetnie się bawił i chyba nawet nie było to spowodowane alkoholem. I przykładał się do całowania. Dziewczyny robiły to bardzo po koleżeńsku. Nie wzbudzam w nich chyba odrazy, ale też nie sądzę, by któraś z nich rozmyślała o mnie skrycie podczas wykładów. Za to Karol… Wspomniałem o modyfikacjach? W trakcie gry dziewczyny zdecydowały, że każde powtórzenie będzie o sekundę dłuższe. Z języczkiem. Ostatni mój pocałunek z Karolem trwał całe wieki. Ktoś chyba to nawet nagrał, sam nie wiem. Oszołomiony wyszedłem na balkon przewietrzyć głowę. Ktoś poczęstował mnie papierosem. Wypaliłem całego, chociaż zwykle nie palę. Kiedy wróciłem, chłopaka już nie było. Podobno zamierzał przed północą zaliczyć jeszcze dwie imprezy sylwestrowe. Krzyż na drogę. Ja zostałem sam z całym swoim wewnętrznym bajzlem. Na szczęście Romek szybko się mną zaopiekował i pomógł wypłukać smak jego pocałunku. Skutki tej pomocy odczuwam do teraz.


Porażka. Nawet przed sobą samym nie był w stanie się przyznać, że mu się podobało. Zniesmaczony własną hipokryzją Sebastian odstawił notatnik. Do tej pory był tak pochłonięty nauką, że nawet nie rozglądał się za dziewczyną, o związku już nie wspominając, a teraz, nagle, okazuje się, że dziewczyny go nie interesują. Nie w ten sposób. Wprawdzie jego organizm reagował na nie, ale była to reakcja czysto biologiczna, jeśli pominąć ekscytację, naturalną dla nowych doświadczeń. Z Karolem było inaczej. Pocałunek z nim był obezwładniający, a towarzyszące temu uczucia nieporównywalnie bardziej intensywne. Jego wspomnienie wciąż było żywe, wrażenia wracały, budząc w chłopaku mieszaninę lęku, gniewu i obrzydzenia.

Spojrzał na zegarek. Było już po piątej. Normalnie poszedłby teraz do kościoła, ale na szczęście wywiązał się z obowiązku wczoraj. Zwykle nie podchodził do sprawy tak formalnie, ale w tej chwili nie był w nastroju na zaspokajanie potrzeb religijnych. W ogóle nie był w nastroju. Dół emocjonalny połączony z kacem posylwestrowym to wprawdzie żadna wymówka, ale w obecnej sytuacji wydawała mu się wystarczająca. Tylko co zrobić z wolnym czasem? Nie położy się przecież spać, skoro wstał całkiem niedawno. Galerie pozamykane, na kino nie miał ochoty, a na spacer za zimno.

Po chwili zastanowienia postanowił odrobić zaległości w serialach. „Ricky i Morty” jest wystarczająco odmóżdżający. Odpalił kompa, wyciągnął z szafy paczkę paluszków i ostatnie dwie butelki piwa. Zanim otworzył pierwszą usłyszał dzwonek do drzwi. Wcisnął przycisk domofonu, otworzył drzwi i stanął w progu oczekując niezapowiedzianego gościa. Mieszkał na pierwszym piętrze, więc po krótkiej chwili z klatki schodowej wyłonił się Romek.

- A ty co, spać nie możesz?

- Jolka zaczęła sprzątać mieszkanie. Wyczułem, że jeśli szybko się nie zmyję, zagoni mnie do roboty. Do akademika mi się nie spieszy, a że przechodziłem w pobliżu, pomyślałem, że wpadnę. Krystek jest?

- Wraca jutro.

- Czyli w razie czego masz wolne łóżko?

Sebastian nie skomentował pytania. Romek miał tendencję do przesiadywania u znajomych do późnych godzin nocnych. Zwykle wiązało się to ze spożywaniem dużej ilości alkoholu. Zanim wyszedł był w takim stanie, że gospodarze z litości pozwalali mu zostać do rana.

- O! Widzę, że przyszykowałeś już popitę.

- Jaką znowu popitę?

Romek wskazał na stojące na stole piwo.

- Wbrew twojej teorii piwo to też alkohol. Zamierzałem je wypić sam, oglądając serial.

- Picie w samotności to początek alkoholizmu.

- I kto to mówi?

- O przepraszam, ja zawsze piję w towarzystwie.

- A że mieszkasz w akademiku, nie ma dnia, żebyś nie miał towarzystwa.

- Oj tam, to tylko drobny szczegół. Chciałem tylko powiedzieć, że w trosce o ciebie chętnie ci potowarzyszę.

- Nie licz na zbyt wiele, to wszystko, co mam.

- Na szczęście w drodze natrafiłem na jeden otwarty sklep – powiedział wyciągając skitraną za pazuchą połówkę.

- Wiesz, po wczorajszej imprezie nie czuję się najlepiej.

- Tym bardziej powinieneś się napić. Znasz zasadę: „czym się strułeś, tym się lecz”.

Sebastian spojrzał zrezygnowany na stojącą butelkę, po czym poszedł do kuchni po kieliszki i ogórki kiszone. Zapowiadał się długi wieczór.


- Mówię ci, stary, tamten sylwester to twój wielki krok w życiu towarzyskim.

- Jakoś inaczej to widzę. Jeśli ten filmik wycieknie…

- Poza tobą nikt się tym nie przejmie.

- Wyjdę na homosia!

- A nie jesteś? Au! Żartuję przecież. Wszyscy wiedzą, że to była tylko zabawa. Wbrew pozorom filmik może ci tylko pomóc.

- Niby jak?

- Zyskasz na popularności i pozbędziesz się wreszcie opinii kościółkowego sztywniaka.

- Nie jestem sztywniakiem.

- Ale byłeś. Na szczęście poznałeś właściwych ludzi.

- Przez was stoczę się na dno moralne.

- Dziękuję, uznaję to za komplement. A skoro już o dnie mowa, wódka się skończyła. Masz jakieś zapasy?

- Późno już, idźmy lepiej spać.

- Ale ja wcale nie jestem zmęczooony – powiedział Romek, ziewając potężnie.

- Właśnie widzę. Pokój Krystka jest otwarty. Rozgość się, zaraz przyniosę ci jakiś koc.

Romek posłusznie wyszedł z kuchni, lekko się tylko zataczając. Sebastian sprzątnął ze stołu pustą już butelkę i kieliszki, po czym udał się do siebie poszukać jakiegoś koca dla kolegi. Kiedy wszedł do pokoju współlokatora, Romek leżał już na łóżku w pozycji płodowej i głośno chrapał. Nawet się nie rozebrał. Sebastian westchnął i zabrał się za rozsznurowywanie butów. Chciał jeszcze zdjąć skarpety, ale zrezygnował, kiedy poczuł ich zapach. Przykrył kolegę szczelnie kocem i cicho wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zanim sam zaczął się przygotowywać do snu wysłał jeszcze SMS-a do współlokatora o niespodziewanym gościu. Krystek miał wrócić dopiero późnym popołudniem, ale gdyby przypadkiem zjawił się wcześniej, mogło zrobić się niezręcznie. Pretensji na pewno mieć nie będzie, znali się przecież doskonale. Cała trójka nie tylko studiowała na tym samym kierunku, ale byli nawet w tej samej grupie ćwiczeniowej. W ogóle cała ich grupa była na tyle ze sobą zżyta, że nawet na wakacje wyjechali razem. Gdyby Sebastian nie był ostrożny w używaniu wielkich słów, nazwałby ich przyjaciółmi. Bez oporów natomiast nazywał ich zgraną paczką, do której sam się zaliczał.


2 stycznia

Znowu mam kaca jak stąd do Warszawy. Trudno mi zebrać myśli. Z drugiej strony, o to przecież mi chodziło – żeby nie myśleć. Dosyć mam starych problemów, żeby roztrząsać nowe. Tak, wiem, że to ucieczka. Święta jakoś przeżyłem, ale stara znajoma nie odpuszcza. Czai się z tyłu głowy i tylko czeka, na odpowiedni moment, żeby wrócić z całą mocą. Coraz częściej spoglądam na stare blizny na rękach. Ataki są coraz częstsze i coraz silniejsze. Niby wiem, że kaleczenie się to żadne rozwiązanie, ale co z tego? Ból egzystencjalny bywa tak silny, że tylko ból fizyczny jest w stanie zagłuszyć go choćby na chwilę.

Chciałbym mieć taki dystans do rzeczywistości, jak Romek. Wydaje się być taki beztroski. Jestem niemal pewien, że to tylko pozory, że on też ucieka. Nie można przecież imprezować całe życie. A może się mylę? Może korzysta z okazji, by żyć pełnią życia? Może jego beztroska jest pozorna, a tak naprawdę gotów jest w każdej chwili wziąć pełną odpowiedzialność? Trudno mi się zdecydować, czy powinno mi go być żal, czy raczej powinienem mu zazdrościć.


Było już po szesnastej, najwyższy czas, by zwlec się z łóżka. Sebastian schował notatnik pod poduszkę i doczłapał się do kuchni. Wstawił wodę na kawę i wyciągnął chleb z zamrażalki. Żeby przyspieszyć rozmrażanie, owinął bochenek wilgotną ściereczką i wsadził do piekarnika. Ustawił odpowiednią temperaturę i już zaczął się cieszyć na myśl o chrupiących kanapkach, jakie sobie zrobi, kiedy chleb będzie gotowy. Spojrzał na zegarek i przygotował dwie filiżanki, do których wsypał kawę. Do jednej z nich dodał dwie łyżeczki cukru.

Woda zagotowała się akurat w chwili, gdy usłyszał szczęk klucza w drzwiach. Sebastian uśmiechnął się, zadowolony ze swojej przemyślności i zalał obie filiżanki wrzątkiem.

- Czuję kawę! - usłyszał wołanie Krystka.

- Czuję pierniki babuni! - zawołał do współlokatora.

Gdy Krystian wszedł do kuchni, zobaczył dwie filiżanki z parującą kawą i pusty talerzyk na środku stołu, który wyraźnie wołał, żeby go przyozdobić jakimiś domowymi wypiekami.

- Jak zawsze przewidujący – powiedział, witając się z Sebastianem.

- Jak zawsze przewidywalny – odpowiedział.

- Romek jeszcze jest?

- Wyszedł jakąś godzinę temu.

- Ciekawy jestem, kiedy dotrze do akademika.

- Raczej nie w tym tygodniu. Po drodze mieszka tylu znajomych… O pokój nie musisz się martwić. Romek był wyjątkowo grzeczny. Tylko okno musiałem otworzyć, bo waliło, jak w gorzelni. U mnie zresztą też.

- Innymi słowy impreza sylwestrowa się przedłużyła. Dużo wypiłeś?

- Czemu pytasz?

- Wyglądasz fatalnie.

- Tak samo się czuję. Ale, ale, mów lepiej jak tobie minął sylwester. Udało się?

- Co?

- Nie udawaj głupiego. O Natalię pytam.

- O Natalię? A tak, u niej też wszystko w porządku.

- Tylko w porządku?

- No, może nawet trochę lepiej niż w porządku.

- Jak bardzo lepiej?

- Powiedzmy, że będziesz się musiał rozejrzeć za nowym garniturem.

- Zgodziła się!

- Zgodziła – potwierdził Krystian. - Datę ślubu ustaliliśmy na wrzesień.

- Szybko.

- Nie ma sensu czekać. To jak będzie?

- Z czym?

- Z garniturem.

- Bez przesady, od matury nic nie przytyłem.

- Niby nie, ale świadek powinien dobrze się prezentować.

- Świadek? Żartujesz chyba.

- Mówię jak najbardziej poważnie.

- Nie masz braci?

- Mam, ale jeden jest za młody, a starszego prawie nie znam. Wiem, że świadek to funkcja czysto formalna, ale chciałbym, żeby w tej najważniejszej chwili był przy mnie ktoś naprawdę bliski.

- I nie masz nikogo innego?

- Mam ciebie.

- Bo uwierzę.

- Skąd w tobie tyle niedowiarstwa?

- Z doświadczenia.

- Więc wyrzuć je za siebie i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. To jak będzie?

- To będzie dla mnie zaszczyt.

- No ja myślę!


3 stycznia


Zapach smażonej na boczku jajecznicy zwabił Sebastiana do kuchni. Stał w drzwiach obserwując swojego współlokatora, który stał przy gazówce w samych tylko bokserkach. Prawą ręką mył zęby, lewą natomiast mieszał zawartość patelni.

- Uważaj, żeby jajek nie przypalić.

- A co – odpowiedział wypluwając pastę do zlewu. - Masz ochotę?

Sebastian poczuł nagle, jak się rumieni. Powodem nie była dwuznaczność żartu, tylko fakt, że w tym samym momencie zorientował się, że gapi się na tyłek kolegi. Krystian w ogóle tego nie zauważył, za bardzo był zajęty robieniem dwóch rzeczy naraz. Sebastian wyszedł szybko do łazienki i przemył twarz zimną wodą. Potem wrócił do kuchni żeby zrobić sobie kawę. Starał się przy tym usilnie, żeby nie patrzeć na kolegę. Okazało się to znacznie trudniejsze, niż się spodziewał. Co chwila przyłapywał się na tym, że kątem oka zerka na niemal nagiego współlokatora. Zamknięcie oczu niewiele pomagało, szczególnie, że obcisła bielizna przy niewielkim wysiłku wyobraźni łatwo zmieniała się w brak jakiejkolwiek bielizny.

Wreszcie Krystian zgasił ogień i wyszedł z kuchni. Wrócił już ubrany i zasiadł do śniadania.

- Na pewno nie chcesz?

- Nie, dzięki. Mój żołądek obudzi się dopiero po dziewiątej. Przyjdziecie z Natalią na obiad?

- Dzisiaj jesteśmy umówieni z jakąś jej ciotką, która podobno nie wypuści nas z mieszkania, dopóki nie zjemy wszystkiego, co przygotowała. Ale jutro możemy upichcić coś razem.

- Spoko, skoczę w takim razie do chińczyka.

- Ola się z tobą kontaktowała?

- Nie, a co?

- Wracaliśmy razem pociągiem. Wspominała, że ma do ciebie jakąś sprawę. Skontaktuj się z nią, może przy okazji zjecie razem.

Sebastian został sam. Zastanawiał się, czy nie zacząć sprzątać pokoju, ale po namyśle stwierdził, że da się jeszcze po nim poruszać, bez potykania się. Zamiast tego zabrał się za książkę, którą napoczął przed sylwestrem. Lektura była na tyle wciągająca, że na chwilę zapomniał o problemach. W przerwie na śniadanie zadzwonił do Oli. Faktycznie miała jakąś sprawę, chętnie też przystała na wspólny obiad. Umówili się o trzynastej na przystanku tramwajowym.

W południe z żalem odstawił przeczytaną książkę na półkę. Nie było sensu zabierać się za następną, zaczął się więc przygotowywać do wyjścia. Na przystanek dotarł oczywiście dużo przed czasem, krążył więc w pobliżu niczym roznosiciel ulotek. Wreszcie zatrzymał się przy moście i oparł o betonową barierkę, odwrócony tyłem do ulicy. Wpatrywał się w ciągnące się na dole tory kolejowe. Nie był to widok tak hipnotyzujący, jak płynąca rzeka, ale i tak trudno mu było oderwać wzrok od pociągu, który właśnie tamtędy przejeżdżał. Powiew wiatru, który czuł na twarzy, sprawiał przyjemne złudzenie lotu, albo spadania…

- Nie skacz – usłyszał za sobą znajomy głos. - Życie jest pię…

Sebastian odwrócił się, przybierając najbardziej szyderczy wyraz twarzy, na jaki go było stać.

- Eh, w sumie, to masz rację – powiedziała Ola, podchodząc do barierki, jakby sama zamierzała skoczyć.

- Wolisz chińczyka na prawo od nas, czy na lewo.

- Takiego, który spełnia kryteria studenckie.

- Tańszy jest ten lewy.

- Więc tam pójdziemy.

Knajpa znajdowała się niedaleko, więc przeszli się piechotą. Sebastian bywał tu wystarczająco często, żeby złożyć zamówienie bez przeglądania karty. Ola potrzebowała trochę więcej czasu. Kiedy wreszcie się zdecydowała, Sebastian od razu zapytał ją o powód spotkania.

- Umiesz tańczyć?

- Czy to pytanie jest podchwytliwe?

- Ależ skąd… - odpowiedziała robiąc niewinną minę.

- Jak cię znam, to cokolwiek odpowiem i tak twoja propozycja będzie nie do odrzucenia.

- Więc zapytam inaczej. Co robisz w środowe wieczory?

- Zwykle siedzę w duszpasterstwie akademickim, ale akurat w środy nie robię tam nic konkretnego.

- To się świetnie składam, bo mam karnet na kurs tańca towarzyskiego.

- A co z Tomkiem? Nie ma wtedy czasu?

- Tomek musiał pilnie wyprowadzić się z mojego mieszkania i mojego życia.

- Mogłabyś…

- Oszczędzę ci szczegółów żałosnego końca naszego żałosnego związku. Wystarczy ci wiedzieć, że jest to koniec definitywny. Na szczęście Tomek okazał się na tyle przyzwoity, że zostawił mi karnet, który dostaliśmy od jego siostry. Szkoda byłoby go zmarnować. Zresztą, tak się na ten kurs napaliłam, że nawet wspomnienie tego nieudacznika nie jest w stanie tego zmienić.

- Powiedzmy, że byłbym zainteresowany.

- Super! Myślę, że na weselu zrobimy furorę.

- Jakim znowu weselu?

- Moja siostra w maju wychodzi za mąż, a w zaistniałej sytuacji jesteś najlepszym kandydatem na osobę towarzyszącą.

- No nie wiem, muszę to przemyśleć.

- Chyba nie odmówisz starej kumpeli…

- Dobra, powiedzmy, że się zgodzę. Ale mam warunek.

- Jaki?

- We wrześniu żeni się Krystian. Nie mam jeszcze zaproszenia, ale poprosił mnie żebym był jego świadkiem. Moglibyśmy pójść razem.

- O ile do tego czasu nie znajdziesz w końcu dziewczyny.

- Uwierz mi, do końca studiów raczej mi to nie grozi.

W tym momencie kelnerka przyniosła zamówienie. W samą porę, bo zdążyli już solidnie zgłodnieć. Po solidnym posiłku do pełni szczęścia brakowało im tylko kawy, którą wypili w mieszkaniu Sebastiana. Chłopak próbował jeszcze wyciągnąć z koleżanki powód rozstania z Tomkiem, ale dziewczyna konsekwentnie milczała. Nie, żeby go to jakoś szczególnie interesowało, ale lubił się z nią droczyć. Ola o tym doskonale wiedziała, w przeciwnym razie dawno rozkwasiłaby mu nos. Należała raczej do dziewczyn, które nie pozwalają się bezkarnie znieważać, o czym Tomek zapewne boleśnie się przekonał.


Poranny incydent mnie dobił. Nie chodzi nawet o to, że Krystian mi się podoba. Zawsze uważałem go za przystojniaka. Każdy człowiek posiada jakieś wyczucie estetyki i wydaje mi się, że mężczyzna jest w stanie ocenić drugiego mężczyznę w kategoriach piękna. Oczywiście, żaden normalny facet raczej nie powie tego na głos. Dziwne to trochę, ale niegroźne. Kobiety nie mają z tym chyba większego problemu. Wracając do Krystiana, to oceniłbym go nawet bardzo wysoko. Twarz ma przyjemną, a sylwetkę wprost idealną. Skóra gładka, pozbawiona blizn, czy znamion. Płaski brzuch, wyraźnie, ale bez przesady, zarysowane mięśnie klatki piersiowej i ramion. Sylwetka jak u greckiego herosa. Obiektywnie rzecz ujmując, mieści się w kanonach piękna. Reszta to kwestia gustu.

I jeśli chodzi o mój gust, to nie potrafiłem dzisiaj oderwać od niego wzroku. Serce waliło mi jak szalone, o innych reakcjach organizmu nie wspomnę. Brakowało tylko, żebym się zaczął ślinić. Co z tego, że miał na sobie bokserki, skoro były one białe i obcisłe? Równie dobrze mógłby nic na sobie nie mieć. Bałem się do niego zbliżyć. Miałem ochotę go ochrzanić albo zdzielić mokrą ścierką przez plecy. Może wtedy by się nauczył odróżniać kuchnię od łazienki. Bo nie był to pierwszy raz. Wcześniej jakoś mi to nie przeszkadzało, ale nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że było mi to obojętne. Wprawdzie dzisiaj po raz pierwszy uświadomiłem sobie, jak bardzo mnie pociąga, ale jeśli się zastanowić, to zawsze w takich sytuacjach zerkałem na niego ukradkiem. Wtedy tłumaczyłem sobie to ciekawością, ale gdyby to była tylko ciekawość, to przecież bym się z tym tak nie krył, ani przed nim, ani przed samym sobą.

Nawet teraz trudno mi się do tego przyznać. Dla własnego komfortu powinienem z nim o tym porozmawiać, ale wiem, że tego nie zrobię. Bo jak mu wytłumaczę, że nagle zaczęło mi przeszkadzać, że chodzi po mieszkaniu w samej bieliźnie? Przecież obaj jesteśmy facetami, nie musimy się przecież przed sobą wstydzić. I tak dobrze, że nie jest sportowcem. Ci nie mają wobec siebie żadnych zahamowań. Pewnie słusznie - gdybym był normalny, byłoby mi to najzupełniej obojętne. Ale nie jestem normalny i gdybym zobaczył go całkowicie nago, to chyba bym oszalał. A on nawet by wiedział, o co mi chodzi. Pozostaje mi więc dotrwać jakoś do końca roku akademickiego. Skoro we wrześniu bierze ślub, to jest to ostatni rok, w którym mieszkamy razem. Będę musiał wynająć coś sam albo znaleźć na jego miejsce jakąś spokojną dziewczynę.


4 stycznia


Zgodnie z umową w piątek zabrali się za gotowanie. Sebastian z Krystianem kupili większość składników w pobliskim markecie należącym do sieci przyjaznej studentom. Natalia przyniosła dwie butelki wina. Jedna w całości miała zostać dodana do sosu pomidorowego z owocami morza. Makaron z tak wykwintnymi dodatkami nie kojarzy się może z kuchnią studencką, ale dla paczki przyjaciół wspólne gotowanie stanowiło kolejny element integracyjny. Tradycyjnie w większym gronie spotykali się w czwartki, po laboratoriach, które kończyły się w porze przedobiadowej. Było ich akurat tylu, że składając się po dziesięć złotych byli w stanie ugotować naprawdę przyzwoity obiad, i to w takiej ilości, że często zostawało im jeszcze na kolację.

Po obiedzie i obowiązkowej kawie urządzili sobie seans filmowy. Oglądając po raz kolejny „Władcę Pierścieni”, Sebastian spoglądał od czasu do czasu na narzeczonych. Siedzieli wtuleni w siebie i sprawiali wrażenie szczęśliwych i spokojnych, jakby byli pewni, że nic ani nikt nie jest w stanie zburzyć ich szczęścia. Zazdrościł im trochę tego, że mają siebie nawzajem, ale jeszcze bardziej cieszył się z tego, że może się z nimi przyjaźnić. Znał ich na tyle dobrze, że potrafił wyczuć, kiedy może z nimi swobodnie przebywać, a kiedy woleliby zostać sami. Nigdy nie czuł się przy nich niekomfortowo, ani oni przy nim. Znał takie pary, które były tak wpatrzone w siebie, że nawet witając się z nimi, człowiek czuł się jak intruz. Natalia i Krystian do takich nie należeli. Ich miłość była otwarta na przyjaciół, których oboje mieli wielu, a Sebastian miał szczęście się do nich zaliczać.

Wieczorem Krystian odprowadził Natalię do jej mieszkania. Kiedy wrócił, zaczął się pakować do wyjazdu. Na weekend zaplanowane miał pierwsze wspólne spotkanie rodziców w sprawie ślubu i wesela. Niby nic wielkiego, ale widać było po nim, że bardzo się tym stresuje. Sebastian z kolei obawiał się perspektywy pustego mieszkania. W samotności często nachodziły go ponure myśli. Nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Większość znajomych ze studiów planowało powrót dopiero w niedzielę, albo nawet w poniedziałek, przed popołudniowymi ćwiczeniami. Nawet ci, którzy zjechali na sylwestra, po Nowym Roku rozjechali się do domów. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby pójść w ich ślady, ale jakoś nie miał nastroju do kolejnego spotkania z rodzicami. Pozostawało mieć nadzieję, że książki okażą się wystarczającym zabezpieczeniem przed okołoświąteczną depresją.


Gdy na nich patrzę, tęsknie za czyjąś bliskością. Coraz bardziej też uświadamiam sobie, że nigdy chyba nie będzie mi dane doświadczyć, jak to jest kogoś mieć. Marzyłem o kobiecie, którą będę mógł adorować, obdarzać czułością, o którą będę mógł się troszczyć. Marzyłem o dzieciach, które razem wychowamy. I właśnie zdałem sobie sprawę, że w tych marzeniach nie było niczego erotycznego. Wielką krzywdę wyrządziłbym dziewczynie, z którą bym się ożenił. Bo czy małżeństwo z kobietą, której nie pożądam fizycznie nie byłoby oszustwem? Nawet jeśli bym ją szczerze kochał, to przecież bez pożądania nie byłaby to miłość małżeńska, tylko przyjaźń. Pewnie, że małżeństwo nie opiera się tylko na pożądaniu, ale jest ono niezbędnym jego składnikiem, który odróżnia ten rodzaj miłości od miłości między rodzeństwem czy przyjaciółmi.

Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby żyć z facetem. Nawet jeśli faktycznie pożądam mężczyzn, jeśli nie jest to jedynie stan przejściowy, chwilowy zamęt w mojej głowie, to przecież taki związek, przelotny romans nawet, byłby zaprzeczeniem wszystkich wartości, które dotychczas wyznawałem. Zatem i w tym wypadku żyłbym w kłamstwie, pogłębiając tylko własną nędzę. Z kolei zrezygnować z własnych przekonań dla przyjemności, które uszczęśliwiłyby mnie na jakiś czas to byłaby dla mnie śmierć duchowa.

Krystian jest dla mnie kimś więcej, niż tylko przyjacielem. Chociaż znamy się zaledwie półtorej roku, to jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. Tym bardziej chore wydaje mi się pożądanie, które wobec niego odczuwam. Sądzę też, iż jest możliwe, by te uczucia braterskie ostatecznie zwyciężyły i zapanowały nad niestosownymi w tej relacji odruchami ciała. Kto wie, może nawet uciszą je całkowicie? Teraz jednak muszę być ostrożny, bo inaczej źle się to dla mnie skończy. Już teraz czuję do siebie obrzydzenie i nawet nie chcę wiedzieć, do jakiego stanu się doprowadzę, jeśli pozwolę sobie na jakiś niestosowny gest… Boże ratuj!


5 stycznia


Nie potrafił się skupić na książce. Niepotrzebnie wstawał tak szybko. Chciał mieć więcej czasu na czytanie, a teraz marzył o tym, żeby dzień się już skończył. Włączył ciężką muzykę i zabrał się za sprzątanie pokoju. Umył nawet okno, chociaż zwykle robił to tylko dwa razy w roku, przed świętami. Potem przeszedł do kuchni, w której było mniej roboty. Jak na mieszkanie studenckie, była naprawdę zadbana. To samo zresztą dotyczyło łazienki.

Burczenie w brzuchu oznajmiło mu, że nadeszła pora obiadowa. Odgrzał resztki makaronu z poprzedniego dnia i zaparzył kawę, zmieniając przy tym muzykę na spokojniejszą. Picie kawy stanowiło dla niego niemal rytuał, który rządził się swoimi zasadami. Musiało być coś słodkiego, a jeśli odbywało się w samotności, musiała grać jakaś nastrojowa muzyka, sprzyjająca rozmyślaniu. Tego dnia jego myśli odbiegały w kierunku, który wcale mu się nie podobał. Był wręcz niebezpieczny.

W telefonie zaczął przeglądać listę kontaktów, ale nie wpadła mu w oko żadna osoba, z którą miałby ochotę teraz porozmawiać albo się spotkać. Gdyby ktoś do niego zadzwonił i zaproponował spotkanie, chętnie by przyjął zaproszenie. Niestety, jak zwykle w takich sytuacjach, telefon milczał jak zaklęty. Skrzywił się do własnych myśli i wyłączył aparat. Po chwili namysłu wyciągnął z niego baterię. Skoro nikt od niego nic nie chce, to i tak bez znaczenia.

Wyszedł z mieszkania i udał się w stronę centrum. Pogoda nie zachęcała do spacerów, ale jemu to nie przeszkadzało. Może czterdzieści minut w śnieżycy odwróci jego uwagę od nieprzyjemnego poczucia pustki. W galerii handlowej jak zwykle tłumy. Modni ludzie spacerowali modnie oglądając modne wystawy i kupując modne ciuchy. Wśród młodych mężczyzn największą popularnością cieszyły się obcisłe spodnie odsłaniające gołe kostki. Zupełnie niepasujące do panującej na zewnątrz pogody, ale za to przykuwające wzrok, co Sebastian zauważył z niesmakiem.

Przyszedł tu bez żadnego konkretnego celu, ale na pewno nie zamierzał gapić się perfidnie na ludzi, wyłapując co przystojniejszych chłopaków. Z braku lepszego pomysłu, zaczął oglądać garnitury, orientując się w cenach. Większość była nie na jego kieszeń, ale przecież i tak nie zamierzał kupować garnituru w galerii, a już na pewno nie teraz. Może do wakacji zgłosi się ktoś na korepetycje i stać go będzie na coś przyzwoitego. Ola potrafi wyszukiwać świetne promocje i na pewno chętnie mu pomoże.

W którymś z kolei sklepie zawędrował do działu z męską bielizną. Wyszedł stamtąd jak najszybciej, ale tego, co zobaczył, nie dało się już wymazać z pamięci. Dopiero teraz zorientował się, że na wystawach i w reklamach pełno jest podtekstów seksualnych, które rozbudzały jego wyobraźnię. W normalnych warunkach byłby w stanie nad tym zapanować, ale ostatnio wszystkie siły skupiał na tym, by zachować w sobie resztki chęci do życia, a było ich coraz mniej.

W drodze powrotnej kupił dwie butelki portera i paczkę słonych paluszków. Picie w samotności to nie był najlepszy pomysł, ale innego nie miał. Liczył, że alkohol pomoże mu szybciej zasnąć. Niestety, wydłużył tylko stan półświadomości, którą można byłoby nazwać błogą, gdyby nie to, że tego wieczoru upijał się na smutno.

6 stycznia


Zamiast pójść wieczorem na mszę akademicką, wybrałem opcję dla leniwych, czyli sumę w najbliższym kościele. Nie miałem ochoty spotykać się ze znajomymi z duszpasterstwa. Nie byłbym w stanie ukryć przed nimi podłego nastroju, nie byłbym nawet w stanie udzielić wymijającej odpowiedzi, która nie byłaby chamska. Chciałem się tylko spokojnie pomodlić. Skończyło się tak, że po mszy byłem jeszcze bardziej wkurzony, niż przed nią. Wszystko mnie drażniło: organista fałszował, śpiewając nawet najprostsze kolędy, ministrant nie potrafił przeczytać czytania, a kaznodzieja przez pół godziny pieprzył głupoty. O ile jeszcze połączenie Heroda z aborcją było zrozumiałe, o tyle już skojarzenie gwiazdy z ruchem LGBT, lewactwem i groźbami piekła ognistego dla wszystkich, którzy myślą inaczej, było kompletnie pozbawione sensu. Niewiele brakowało, a wyszedłbym w trakcie. Powstrzymało mnie tylko lenistwo – nie chciałoby mi się przychodzić drugi raz na mszę, a mimo wszystko zależało mi na wypełnieniu obowiązku niedzielnego.

Na koniec kazania prawdziwa wisienka na torcie - „tak naucza Kościół, więc tak ma być”. Nie byłem może na bieżąco ze wszystkimi oficjalnymi dokumentami, ale przynajmniej połowa z tego, co gościu mówił na kazaniu, była raczej prywatną opinią kaznodziei, który dawno niczego sensownego nie przeczytał. Nie wspomnę już nawet o tym, że poza motywem Heroda i gwiazdy słowem nawet nie zająknął o Biblii i uroczystości Trzech Króli. Porażka po prostu.

Najgorsze jednak spotkało mnie na koniec. Sumienie nie wyrzucało mi niczego, co stanowiłoby przeszkodę w pójściu do komunii, więc razem ze wszystkimi ustawiłem się grzecznie w procesji. Komunię rozdawano w kilku miejscach. Tam, gdzie ja zmierzałem, wysłali jakiegoś kleryka chyba. Młody był i ręce mu się jeszcze trzęsły. Pech chciał, że kiedy przyszła moja kolej, kleryczek upuścił hostię na podłogę. Podniósł ją i wahał się, co zrobić. Żeby ułatwić mu decyzję, wystawiłem dłonie do przyjęcia komunii „na rękę”, tak jak mnie uczyli na katechezie. Chyba nie zrozumiał moich intencji, bo zamiast tego wrócił prezbiterium, żeby postąpić zgodnie z instrukcją, którą sobie w końcu przypomniał. A ja stałem jak ten kołek. Ludzie za mną przeszli do innych kolejek. Po dłuższej chwili wróciłem do ławki. To idiotyczne, ale poczułem się, jakby ktoś nie chciał, żebym przystąpił do komunii.

Wyszedłem w trakcie ogłoszeń, ale nie wróciłem od razu do mieszkania. Krążyłem po parku, usiłując opanować natłok myśli. Wspomnienia z ostatnich dni przechodziły w fantazje erotyczne. Coraz wyraźniej nachodził mnie pomysł, by pójść wieczorem do jakiegoś klubu, gdzie spotkać można tylko facetów. Może poznałbym kogoś, nawiązał relację… I co dalej? Żeby to zrobić, musiałbym rzucić wszystko, w co dotąd wierzyłem, olać system wartości, wpajanych mi od dziecka. Musiałbym zabić wyrzuty sumienia, zanim one zabiłyby mnie. I nie dałoby się tego zrobić wybiórczo. Trzeba byłoby działać systemowo, jak Herod. I znając swoje szczęście, skończyłbym równie marnie, jak on.


Sebastian czytał to, co przed chwilą zapisał. Pieprzony intelektualizm. Słowa na papierze nijak się miały do tego, co działo się w jego wnętrzu. Myśli potrafił wyrazić w miarę precyzyjnie, ale uczuć nie potrafił nawet ubrać w słowa. Efekt był taki, że osoba postronna mogłaby odnieść wrażenie, że autor zapisków jest niemal całkowicie pozbawiony emocji. Tymczasem chłopak czuł się, jakby tkwił w samym środku nawałnicy. Targały nim sprzeczne pragnienia, rozrywając go na strzępy. Pragnął bliskości i jej się obawiał, bał się samotności a jednocześnie unikał bliższych relacji. Brzydził się sobą i miał pretensje do rodziców, że pozwolili mu się urodzić. Robił Bogu wyrzuty, że go stworzył tylko po to, by go porzucić, że uczynił go takim, że zamiast go kochać, może się nim tylko brzydzić. Ból stawał się nie do zniesienia.

Włączył telefon. Chciał zadzwonić do Krystiana, zapytać o której wróci. Odebrał SMS-a z informacją, że Krystian będzie dopiero jutro. Miał ochotę wyrzucić komórkę przez okno. Powstrzymała go kolejna wiadomość, tym razem od Romka. Zapraszał na imprezę do akademika. Sebastian potwierdził swoją obecność, wcisnął telefon do kieszeni, ubrał kurtkę i wyszedł. Wyglądało na to, że udało mu się przetrwać kolejny dzień.



7 stycznia


Powrót na uczelnię powitał jak wybawienie. Pierwszy wykład zaczynał się dopiero o dziesiątej, więc udało mu się odespać imprezę i doprowadzić do stanu używalności. Mimo, że poniedziałkowe wykłady mieli wspólnie z dwoma innymi kierunkami, frekwencja była raczej słaba. Było to zresztą do przewidzenia. Wykłady nie były przecież obowiązkowe, wiele osób chciało do maksimum wykorzystać przerwę świąteczną.

Sebastian starał się zachowywać w miarę naturalnie. Nie unikał ludzi, rozmawiał ze znajomymi, czasem rzucił jakimś żartem. Nawet na wykładach notował zawzięcie w laptopie, co tylko się dało. Wszystko to jednak działo się jakby poza nim. Bywały chwile, że czuł się jak bierny obserwator. Ponure myśli atakowały najgłębszą część jego umysłu, otaczały jakby ścianą ciemności, powodując uczucie rozdwojenia. Na zewnątrz zachowywał się normalnie, w środku natomiast toczył samotną walkę, która była z góry skazana na niepowodzenie. Może gdyby wpuścił kogoś do środka, miałby jakieś szanse, ale nie potrafił się na to zdobyć.

W drodze na wydział chemii zatrzymał się w spaghetterii, żeby coś zjeść. Mógłby wrócić do mieszkania, ale nie bardzo miał na to ochotę. Godzinę pozostałą do laborek przeczekał na wydziale. Kupił kawę w automacie i zaszył się w jakimś korytarzu na piętrze. Laboratoria mieściły się w piwnicach, zszedł do nich dopiero na pięć minut przed rozpoczęciem ćwiczeń. Jego grupa już tam czekała. Rozmawiali oczywiście o zaręczynach Krystiana i Natalii. Przebąkiwali coś o wspólnym uczczeniu tej okazji. Sebastian pokiwał tylko głową na znak zgody. Bez zbędnej wylewności przywitał się ze swoim współlokatorem i przebrał się w kitel.

Ćwiczenia z chemii organicznej wykonywało się indywidualnie, co było mu bardzo na rękę. Skupił się na procedurze izolacji teiny i z zadowoleniem stwierdził, że wszystko poszło wyjątkowo gładko. Ilość uzyskana z trzydziestu torebek herbaty nie była porażająca, ale wyniki końcowe były zbliżone do tych umieszczonych w tabeli, był więc zadowolony. Na koniec odbył obowiązkową rozmowę z prowadzącym i wrócił do pustego mieszkania. Krystek prosto z zajęć pojechał do Natalii. Mieli w planach kino, więc prędko się go nie spodziewał.

Zastanawiał się, czy nie pójść do duszpasterstwa, ostatecznie jednak zrezygnował. Nadal nie miał nastroju. Odpalił komputer i bez określonego celu zaczął przeglądać internet. W pewnym momencie trafił na stronę poświęconą starożytnej Grecji. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę zdjęciom jakiejś ceramiki, przedstawiającej nagich wojowników w sytuacji jednoznacznie seksualnej.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Donald Callahan

https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach