Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





W cieniu celibatu III

Aline zastanawiała się co począć, jak do porządku dziennego przejść po tym co zaszło w zakrystii, oraz, przede wszystkim, w jaki sposób spełnić prośbę księdza. Miała pustkę w głowie. Głównym uczuciem jakie jej towarzyszyło był strach. Obawiała się o to, że ojciec Gotfery może ją po prostu oszukać. Coś wewnątrz podpowiadało jej, że z celibatem chyba nie jest do końca tak, jak jej opowiadał. Z drugiej jednakże strony, jak miała się równać z wykształconym kanonikiem? Reszta niedzieli upłynęła więc na rozważaniach przerywanych codziennymi niewieścimi obowiązkami w obejściu. 
Raul, nie wiedząc jaki plan ułożył przeciwko niemu starszy zakonnik, umyślił pewną rzecz... Skoro ich zadaniem jest dbanie o rozwój duchowy mieszkańców Issel nie wolno sie im ograniczać jedynie do podstawowych niedzielnych nabożeństw. Gnany tą myślą, poprosił starą Grace o pergaminy, inkaust i pióro. Gdy dano mu czego chciał do końca dnia rozpisywał plany spotkań z mieszkańcami. Spotkania owe miały na celu poprawienie rodzinnych oraz ogólnospołecznych relacji między ludźmi. Młodzieniec był już dobrze wykształconym człowiekiem i zdawał sobie sprawę jakie znaczenie miała tak zwana socjalizacja. Wiedział także, że mieszkańcy najpewniej nie wiedzą czym ona jest. Raz, czy dwa razy złapał się na tym, że rozpisywał im wykład o niej a nie o to chodziło. Celem był człowiek, poszanowanie siebie wzajemnie, odniesienie do Boga, Biblii. Raul zatopił się cały w myślach, planach, szkicach owych spotkań. Po jakże owocnym dniu, gdy po zmierzchu już wszystko było gotowe udał się na siennik z poczuciem dobrze spełnionego dnia.
Gotfery z Paryża w odróżnieniu od młodszego mnicha postanowił "dzień święty święcić". Nie robił absolutnie nic. Po przemiłej i odprężającej spowiedzi Aline postanowił udać się do swojej komnaty. Nakazał podać sobie suty obiad po którym zległ. Przebudził się dopiero późnym wieczorem. Korzystając z wolnego czasu i pięknego wieczoru udał się na obchód Issel. Na zewnątrz było ładnie. Noc ciepła, rześka, nakłaniała aż do spaceru. Niedaleko było jeziorko. Mnich udał się tam. Gdy znalazł się już blisko pomostów dostrzegł, że na jednym z nich ktoś siedzi. Zbliżył się jak potrafił najciszej. Był to stary mężczyzna z wędką. Siedział w milczeniu, pił i łowił ryby. Gotferya coś podkusiło, by ruszyć ku niemu. Chłop niebagatelnie zaskoczył się widząc księdza nocą na pomoście, ale naturalnie nie odmówił mu towarzystwa, z grzeczności nawet poczęstował samogonem. Mnich nie protestował. Rozmawiali prawie całą noc. Znając naturalnie charakter kanonika, możemy się domyślać, że to nie była zwykła rozmowa. Postarał się on albowiem by Maurice, bo tak się nazywał ów mężczyzna, szczerze go polubił. Mówili o różnych sprawach. Przede wszystkim starzec skarżył się na własną rodzinę. Syn chce, jak sądził, pozbyć się starego z gospodarstwa. Maurice się nie daje, bo mimo wieku krzepki jeszcze był a przede wszystkim zdatny do pracy. Dyskretnie mnich rozpytał także o życie małżeńskie starego chłopa. Tu litanii żalu nie było końca. Że baba stara i zrzędliwa, że nierobotna... Gotfery potrzebował silnorękich, nie mógł o nich prosić u opata - nie byłby ich pewien. Na wsiach wielu pewnie było takich jak Maurice. Którym wystarczyło tylko obiecać coś, poświadczyć habitem i już doskonale służyli.
Wszyscy więc mieli tydzień pełen pracy. Msze poranne odprawiał naturalnie Raul - starszy spał już o tej porze bądź leczył ciało z nadmiernego spożycia alkoholu. Spotkania z rodzinami i młodymi wychodziły Raulowi bardzo dobrze. Młody, charyzmatyczny ksiądz porwał tłum, był lubiany. Bardzo go to cieszyło, napawało nadzieją na powodzenie misji. Aline również uczestniczyła w tych spotkaniach. Starała się unikać chłopów, trzymała się z niewiastami, przede wszystkim ze swoją przyjaciółką Ines, której po kilku dniach, w środę, postanowiła się zwierzyć z problemu jaki opatrzność przed nią postawiła. Dziewczęta spotkały się nad jeziorem, we wcześniej umówionym miejscu, swoistej samotni. Zawsze chodziły tam gdy nie chciały być przez nikogo słyszane. Ty wylewały niewieście żale na mężczyzn, frustracje związane z pracą, rodziną, tu mogły być prawdziwie sobą. 
- Ale jak ja mam ci w tym pomóc - zapytała Ines głosem pełnym niepewności - jak on mógł ci to zrobić w ogóle!?
- No mógł, i pewnie nie poprzestanie na tym...
- Brzmisz jakbyś chciała - rzuciła z odrazą przyjaciółka
- Wiesz, to nie tak. Stary w sumie mnie zgwałcił, ale ten młodzieniec, jest ładny  - rozmarzyła się - to mogłaby być cudowna przygoda, tylko zupełnie nie wiem jak to zacząć.
- Aline, nie chcę brzmieć jak dziewica, doskonale wiesz, jak jest, ale to jest niebezpieczne, to ksiądz! 
- I właśnie dlatego to takie.. pociągające. Może pomógłby mi, a ja.. ja byłabym po prostu miła. - uśmiechnęła się zalotnie
- Świetnie. Ale wracając. Skoro cię napadł czemu się nie broniłaś?
-  Już ci kiedyś mówiłam. Bronić się należy jak masz jakąkolwiek przewagę. On jest większy, to mężczyzna. Wiem, że tego nie popierasz...
- Tak mówiłaś już, jak czujesz, że i tak weźmie to daj, bo jak będziesz walczyła to może zrobić ci krzywdę.
- No właśnie. Jak pozwalasz to stają się delikatniejsi, może nawet będzie miło?
- Jesteś paskudna - Ines spojrzała z degustacją na Aline. 
- Nie. Wiem jak to było jak zrobili mi to po raz pierwszy. Wiele razy ci opowiadałam. Gdybym się wtedy broniła połamaliby mi nogi. Pierdoleni żołdacy z Tuluzy. Ja tylko zbierałam chrust. Oni tylko widzą sukienkę i już nie myślą.
- Nie chciałam o tym przypominać, ale twoje podejście nie jest dobre.
- Nic nie szkodzi. Dzięki tym żołnierzom wiem jak się zachować w takiej sytuacji. Ciebie pewnie nie źle by pobili a i tak zrobiliby swoje. Pomożesz mi z księżykiem? Jak się spiszę to wybłagam u starego by i ciebie stąd zabrał. Mnie to u tak nienawidzą.
- To ciebie.
- Głupiaś? Jesteś moją przyjaciółką, pewnie i o tobie będą gadać.
- Ciekawe jak ubłagasz - zaśmiała się Ines.
- A jak sądzisz? - spojrzała na nią lubieżnym wzrokiem aż przyjaciółce ciarki przeszły po plecach - stary jest wstrętny, ale rozum mu paruje gdy widzi cycki, może tym razem nie będzie musiał posuwać się do gwałtu.
- Aline!
- No co?
- Zrobiłabyś to dla mnie?
- Nie wykluczone, ze i ciebie będzie chciał popróbować. Pomożesz?
- Dobrze, pomogę, ale jak?
- Chyba mam pewien pomysł...
Dziewczęta obradowały w tajnym miejscu przez dłuższy czas i uradziły, że w sobotę wieczorem spróbują zaatakować. Aline miała lekko po zmierzch udać się nad jezioro, rozebrać do naga na plaży w sitowiu i czekać. Z kolei Ines, idąc za radą Raula posłyszaną na spotkaniach, miałaby poprosić go o pomoc dla przyjaciółki. Pomoc byłaby bardzo potrzebna, gdyż biedne dziewczę właśnie padło ofiarą gwałtu. Jeśli udałoby się złowić księżyka o dobrze, jeśli nie... planowały upiec jeszcze jedną pieczeń na owym rozpustnym ogniu. By plan dobrze zadziałał przez resztę tygodnia, do soboty gorliwie uczęszczały na wieczorne spotkania katechetyczne w świątyni. Starały się by prowadzący dobrze je widział, obdarowywały go niewinnymi uśmiechami, czasem ośmielone jego słowami dopytywały o rzeczy związane z tematami wykładów. Aline dodatkowo starała się siadać w towarzystwie Ruperta, jej rówieśnika. Uwodziła go z lekka, przed spotkaniami, wiedząc że jest to chłopak dość porywczy i mało delikatny. Gdy Raul pojawiał się, ona zmyślnie odsuwała się od swojej ofiary. Powodowało to nachalne i nie do końca obliczalne zagrywki Ruperta. Często był to obraźliwy epitet, czasem próba objęcia niezważająca na eksponowaną wówczas niechęć dziewczyny. Po piątkowej katechezie plan Aline zadziałał lepiej niż się tego spodziewała. Rupert nie mogąc powściągnąć swych chuci rzucił się na dziewczynę niedaleko klombu przy wyjściu z terenu kościoła. Świadkiem wszystkiego była Ines i szczęściem zdążyła czym prędzej pobiec po Raula. Napadnięta już niemalże godziła się z faktem, że będzie trzeba się poddać napastnikowi gdy ten został z niej zerwany siłą. Raul zadziałał szybko, sam nie wiedział skąd w nim tyle odwagi i mocy by zdjąć z filigranowego dziewczątka rosłego młodziana. Ten przerażony odkryciem jego czynu niewiele mówiąc zbiegł w zarośla i zniknął im z oczu. Aline szybko poprawiła odzienie na sobie i nie wiedząc czy to ze strachu, wstydu czy już wyrafinowania czmychnęła w przeciwną stronę. Księdzu podziękować zdążyła jedynie Ines, choć zrobiła to szybko, zdawkowo. Tłumaczyła, że musi pobiec za przyjaciółką, zobaczyć czy nic się nie stało. Raul pozostawiony sam w ciemności wieczora był z siebie dumny. Przede wszystkim liczył się dobry uczynek. Ten incydent udowodnił mu, że jest w tej wsi wiele pracy, że ludzie żyją tu jak zwierzęta. Gdzieś głębiej, w mniej świątobliwej a bardziej męskiej części umysłu młodzieńca powód do radości był z goła inny, Musiał przecież zaimponować dwóm młodym kobietom, on jako mężczyzna przepędził agresywnego człowieka dybiącego na cnotę jednej z nich. W głowie mu szumiało, jakby przesadził z winem. Ile razy starał się już o tym nie myśleć stawała mu przed oczami naga pierś, jaką przez przypadek dojrzał. Napadnięta leżała wtedy na ziemi z rozdartą już koszulą a owa jedna, cudowna pierś odbijała światło wschodzącego księżyca. To trwało chwilę, ułamek chwili. Jednakże takie ułamki są własnie najgroźniejsze - wiedział o tym., czytywał o tym. I jak w owych uczonych pismach nie mógł dziś zasnąć.
Sobotnią mszę odprawił niemalże śpiąc. Gotfrey nie chciał go zastąpić, jak twierdził miał nieprzespaną noc po medytacjach i modłach samotnie w kapliczce. Po porannej ofierze młodzieniec legł na swoim sienniku i usnął z samego zmęczenia. Spał tak mocno, że niemal przegapił wieczorną katechezę. Pamiętając o wydarzeniu z wczoraj uczynił przemoc jej tematem. Obserwował uważnie kto był -  nie dostrzegł wczorajszego agresora. W trakcie swojej mowy tłumaczył jak wielką szkodą wyrządzić może kobiecie mężczyzna przymuszając ją do współżycia. Wykładał, możliwie jak najdokładniej, fakt iż każdy stosunek przed ślubem jest ofiarowany diabłu, jest grzechem przeciwko duszy i ciału. Uświęcony jest jedynie ten stosunek, który jest czyniony w ramach małżeństwa oraz o wyraźnym celu rozpłodowym. Każdy inny gorączkowo potępiał. Młodzież słuchała z zaciekawieniem, niekiedy zadawała pytania.
- Jak to jest, że pociąga nas kobieta? - zapytał jeden, niewiele młodszy od Raula chłop
- Tak jesteśmy uczynieni przez Pana - odpowiadał - kobieta ma nas pociągać by akt tworzenia był nam chętny. Poza tym, w czasie przed grzechem pierworodnym kobieta i mężczyzna żyli nadzy obok siebie, nieskalani byli złą pożądliwością, jakiej doświadczamy teraz. Po upadku Adama i Ewy Szatan zawładnął naszymi ciałami kusząc je wedle natury bądź wbrew niej. - tu zatrzymał się czując, że wchodzi na grząski grunt.
Popisy erudycyjne młodzieńca napawały chłopów zachwytem. Był przecież mniej więcej w ich wieku a już tyle wiedział, był kimś kim oni nigdy nie będą... Po zakończonej katechezie dziewczęta przystąpiły do ataku. Gdy młodzian był jeszcze w kościele, gdy chował mszały do szaf drzwi uchyliły się. Zjawiła się w nich Ines z dziwną, niepojętą miną. Raul spojrzał na nią, gdy klęknęła naprędce i uczyniła niedbale znak krzyża. Była ładną młodą osóbką o jasnych upiętych włosach. Jej ubiór był schludny. Długa, za kostki szarobrązowa suknia, obszyta była od piersi do pasa twardą skórzaną oprawą, by nie przedzierała się w trakcie pracy. Ramiona zasłonięte, dekolt praktycznie niewidoczny. Ubrana była skromnie, ładnie, a uroku dodawała jej owa niepewna mina i przestraszone spojrzenie.
- Proszę księdza! Musi ksiądz pójść ze mną, szybko! - krzyknęła aż echo starego kościoła zaszumiało pod sufitem.
- Ale zaraz, co się stało - zapytał zdziwiony Raul
- O Aline! Coś się dziś stało po katechezie...
- Aline? To twoja przyjaciółka, ta co wczoraj?
- Tak, tym razem Rupert chyba zrobił to co chciał zrobić wczoraj - rzekła z przejęciem, sama nie wiedząc skąd w niej taki talent do kłamania
- Na Boga! Gdzie, prowadź szybko! - mnich rzucił wszystko co miał w rękach, złoty kielich upadł z chrzęstem na drewnianą obudową ołtarza. Pobiegł za Ines.
Biegli w milczeniu kilka minut aż oboje, zmęczeni, musieli odpocząć, zwolnić.
- Gdzie my biegniemy, dziewczyno!? - zapytał zasapany
- Nad jezioro, boję się że ona coś sobie zrobi.
- Daleko jeszcze?
- Kawałek, mówiła że chce zmyć z siebie jego smród.
- O nie.. -jęknął przerażony - dlaczego tak to jest zrobione, dlaczego
- To ksiądz nie wie? Ksiądz mówił na katechezie że...
- Wiem co mówiłem - obruszył się z lekka, przyspieszył kroku by nadążyć za przewodniczką - po prostu to jest obrzydliwe...
- Tak, proszę księdza, jest. - Przytaknęła zastanawiając się mimo wszystko, czy dobrze robi.
W mroku wieczornym zaczęło z wolna majaczyć jezioro. Sitowie szumiało spokojnie jakby nic się nie wydarzyło. Mrok opadł już nad wodę, światło Księżyca sączyło się z nieba nadając niepowtarzalnie mroczny klimat. Gdzieś w oddali było słuchać plusk wody
- To tu - krzyknęła, umyślnie głośniej, Ines
- Ciiicho! - uciszył dziewczynę naiwnie Raul - nie może nas usłyszeć, jeszcze się spłoszy i zrobi coś głupiego. Samobójstwo jest przecież najgorszym z możliwych grzechów!
- No właśnie, dlaczego?
- To nie czas na nauki - zganił ją spokojnym i cichym tonem.
- Boję się...
- Zostań tu, nie musisz iść dalej.
- Ależ proszę księdza! - jęknęła - tu jest ciemno... jeśli przyjdę wilki?
- Jeśli przyjdą wilki to nawet ja ci nie pomogę - udał pewność siebie i odwagę, na samo wspomnienie o wilkach przypomniał sobie, że z wrażenia nie wziął ze sobą żadnej broni. Poczuł jak Ines przysunęła się do niego, niemal wtuliła, skradali się razem do tafli jeziora.
Raul czuł się dziwnie pewniej od chwili, gdy dziewczyna była tak blisko. Na chwilę zapomniał o święceniach. Teraz musiał być odważny, nie mógł zawieść parafianek, jednej mógł nawet uratować życie. Było mu jej przeraźliwie szkoda. Tak pohańbiona... Wiedział, ze nie zostawi tego tak, że będzie trzeba coś z tym zrobić. Nie wiedział jeszcze co. Teraz musiał działać. Jego męstwo rosło z każdym krokiem w szuwary, z każdym jej oddechem którego ciepło opływało jego kark. Nagle, na niewielkiej plaży pomiędzy trzcinami i pałkami wodnymi dostrzegli oboje Aline. Była zupełnie naga, kucała w wodzie. Księżyc oświetlał ją dokładnie. Była sama. Długie, luzem puszczone, srebrzyste włosy nadawały jej niebiański wygląd. Piersi, jędrne, idealne krągłości ociekały wodą, zdawały się płakać nad losem jaki je niedawno spotkał. Delikatnymi rękami obmywała swoje ciało. Raulowi przypominała rusałkę, jakowąś Panią Jeziora, z legend wschodnich jakie zdało mu się niegdyś czytać. W krajach pogańskich, pomyślał, rzeczywiście nagie kąpiące się dziewczęta można było wziąć za boginie. W jej ruchach było coś harmonijnego, coś nie z tej ziemi.
- Proszę księdza? - szturchnęła go Ines - co się z księdzem dzieje?
- Ja? Nie, nic - odpowiedział zmieszany, nie wiedział jak długo wpatrywał się w dziewczynę, ale czuł, że jego ciało zaczyna ponownie odmawiać mu posłuszeństwa. Zaczął żałować, że wyjechał. Gdy żył mistrz Roberto prowadzali się wyłącznie po bibliotekach, uczyli się, nie byli stawiani w takich sytuacjach...- Co ja mam teraz zrobić, ona jest naga!
- I co z tego! Ona może się zaraz zechcieć zabić - ponagliła Ines zapominając już zupełnie o wyrzutach sumienia. Rozbawiła ją ta sytuacja i za razem ciekawił jej rozwój
- Ale... - zawahał się
- No! Dalej! - pchnęła go lekko w jej stronę. Poszedł.
Aline słysząc szelest traw skryła się w wodzie do szyi.
- Natychmiast z wody! - zakomenderował, ale w jego głowie było słychać niepewność
- Proszę księdza - krzyknęła - ja nie chcę już żyć, proszę mnie zostawić! - chlapnęła sobie wodą w twarz, by można było udawać płacz
- Nie wolno ci.. nie wolno! Cokolwiek dziś się stało nie wolno! - wszedł do wody po kostki
- Ani kroku dalej! - wrzasnęła nieprzyjemnie i dopłynęła z lekka. Wiedziała, że musi pograć teraz na czas, by Ines...
- Aline, słuchaj, ja ukarzę tego głupca, przyrzekam ci. Ale musisz mi pomóc - nalegał - wiesz, że jeśli to zrobisz pochowamy cię poza cmentarzem?
- Nie dbam już o to!
- Proszę cię, nie każ mi patrzeć na to.
- To idź precz, klecho! Odejdź!
- To tak samo jakbym sam cię zabił - zaprzeczył. - Musiałaś być strasznie nieuważna, wczoraj miałaś wyraźne ostrzeżenie.
- To miałam w ogóle nie wychodzić domu albo z kościoła? Szłam do domu zaraz po spotkaniu z księdzem. Czekał na mnie przy studni. Ani się obejrzałam a już leżał na mnie, dyszał, rwał mi suknię...
- Wyjdź - rzekł spokojnie, spojrzał na odzienie leżące na plaży, było rzeczywiście podarte. - Proszę
- Ale ukarz go, tak na prawdę, to co mi zrobił ... - ruszyła się w jego stronę. Starała się prawą ręką zakryć obfity biust a lewą łono. Ten występ był przygotowany przez Aline już wcześniej. Zadbała więc o to by była czysta, zadbana. Piersi nie dało się skryć zupełnie. Młodzian odwrócił się by nie patrzeć... - nie musi ksiądz, i tak mnie widział, jestem zhańbiona. 
- Ale ja nie powinienem - wyjąkał, w ręku trzymał jej odzienie, przepaskę biodrową, czystą tkaninę która oplatała ją w miejscach których on nigdy nie dotykał oraz podartą sukienkę.
- Przepraszam, ale ksiądz kazał... - uśmiechnęła się gdy nie widział, czuła, że już go miała. Habit czy jego brak, mężczyźni są jednacy. Szybko ukryła uśmieszek pod maską smutku, stanęła obok - mogę? - zapytała wskazując na odzienie. 
- Oczywiście - rzekł zmieszany, podał jej przepaskę, obserwował kątem oka jak zręcznie ją ubiera. Miała śliczne, smukłe nogi. Każdy marzyłby chyba by znaleźć się w ich objęciu. Owe nogi były zwieńczone... na myśl przychodziły mu jedynie medyczne określenia, naukowe inskrypcje. Coś mu jednak odstręczało te nazwy, wybrałby inne - grzeszne. Gdy skończyła nadszedł czas na sukienkę. Pomógł jej ubrać. Piersi były jeszcze wolne od jakiegokolwiek ubrania gdy z krzaków wybiegł... Gotfery z Paryża z przerażoną miną...
Raul odruchowo puścił dziewczynę, która umyślnie oparta była o niego okrytymi już krągłymi pośladkami. Powodowało to oczywiste odruchy, ale na szczęście habit wiele maskował.
- Co tu się dzieje! - wrzasnął starszy kanonik - Aline szybko okryła piersi strzępkami sukni i kucnęła przy krzaku - Raul!?
- Bracie! Ona chciała się utopić ja musiałem- przerwał mu kolejny krzyk
- Milcz i do siebie, czekać tam na mnie! - Raul pobiegł przez krzaki do zabudowań kościoła. Cudowne uczucie podniecenia szybko z niego zeszło, zastąpione zostało przeraźlwym wstydem. "Jak ja to wytłumaczę!? Jaki wstyd!"
Aline wstała lekko, patrząc badawczo na mnicha. Ten stał chwilę, czekał, aż hałas powodowany przez spanikowanego Raula ucichnie.
- Spisałaś się lepiej niż sądziłem, nawet nie musiałaś mu dawać - powiedział z zadowoleniem. W odpowiedzi zobaczył tylko lekki uśmiech na twarzy Aline.
- Udaj się teraz do zabudowań kościelnych, wejdź do zakrystii. Masz tu klucz. Dam ci nowe odzienie bo to się nie nadaje.
- Oczywiście, proszę księdza.
- A Ta co mnie poinformowała to?
- Ines. Moja przyjaciółka. Chciałaby również skorzystać z łaski ojca i opuścić Issel.
- Zobaczymy. Do kościoła - zaordynował, a sam udał się do komnaty Raula.
Zastał go płaczącego na sienniku. Wszedł ostro, złapał chłopaka za kark i rzucił nim o ziemię.
- Co ty wyrabiasz! A święcenia, a celibat! Jak mogłeś - krzyknął stłumionym głosem by nie niosło się po budynku
- Ja nic nie zrobiłem, na prawdę, nawet jej nie tknąłem! - zarzekał się Raul
- Jasne, a co ja widziałem, cycki na wierzchu, ty za nią ona cała mokra, oczy zamknięte, za kogo ty mnie masz gnoju jeden! Masz mi pomagać w posłudze a nie posuwać chłopki!
- Ale bracie, ja zgwałcił jeden z wieśniaków, chciała się zabić!
- A ty postanowiłeś skorzystać jeszcze póki ciepła? Jak możesz!
- Mówię prawdę! I mam dowód! - rzekł z przekonaniem. - opisała mi całe zajście. Na plecach ma podartą suknię oraz jeszcze jedno...
- Suknię, suknię. Poza tym co to za dowód. Mogłeś ty to zrobić nad jeziorem, rozpustniku.
- Jeszcze jedno - nacisnął. Musi mieć w sobie jego nasienie, bo twierdziła, że on skończył.
- Ty chyba żartujesz. Jak to sprawdzisz?
- No trzeba - zająknął się
- Trzeba co? Jeszcze ci mało? Kto ma to niby zrobić? Ja? - wzdrygnął się.
- Roberto uczył mnie medycyny - poddał Raul
-A nie sądzisz, że możesz nie być obiektywny w tej sprawie? Poza tym, geniuszu, jak udowodnisz że to jego a nie twoje?
- Bo ja z nią nic nie zrobiłem! Klnę się na wszystko! - wrzasną chłopak.
- No nie wiem - skwitował spokojnie - teraz już się uspokój, jak nie masz nic do ukrycia to będzie dobrze. Pójdę na dół. Każę po nią posłać zbadasz ją i zobaczymy.
- Dobrze...
Gotfrey pobiegł do kościoła czym prędzej, wpadł do zakrystii gdzie czekała już Aline owinięta zniszczonymi ubraniami. Spojrzał na nią badawczo. Był zadowolony. Młodzieniec poruszony atutami dziewczątka nie mógł dostrzec kilku ważnych rzeczy... Nastolatka była czysta, miała umyte włosy, nie było na niej grama brudu, jaki codziennie osiada na chłopach w czasie pracy. Do tego jej ubranie było również czyste. Przepaska biodrowa, którą młodzian się tak zachwycał, którą śledził, gdy opasywała jej zgrabne ciało, była krystalicznie czysta. Nie było na niej śladu wcześniejszego używania a już na pewno śladów gwałtu. Dziewczyna w negliżu wyglądała zachwycająco.
- Nie wiem co rzecz, Aline - zaczął - musiałbym rozpływać się w pochwałach dla twojego zmysłu oraz urody - dodał kurtuazyjnie
- Zrobiłam wszystko co ojciec kazał - odrzekła skromnie, zależało jej bowiem bardzo na tym, co Gotfery jej przyobiecał.
- Tu są ubrania - wskazał szafę przy drzwiach. - Ale jedno mi się nie podoba.
- Co takiego? - zapytała podchodząc do szafy i odwracając głowę. Mokre jeszcze, trochę potargane włosy zawinęły się wokół szyi i upadły na nagie ramiona.
- Skorzystałaś z pomocy tej, jak jej tam, Ines? Gdzie ona jest, czemu jej tu nie ma?
- Nie wiedziałam, że chce ją ksiądz dziś widzieć - skłamała
- Głupia jesteś jednak. Musi przysiąc, jak ty musiałaś...
- Rozumiem, na pewno przysięgnie, przestrzegłam ją - spojrzała mnichowi w oczy - przygotuję ją tak byś był zadowolony - Gotfreyowu aż coś drgnęło pod habitem.
- Dobrze - rzekł zadowolony - bylebym nie musiał czekać za długo.
Obserwował jak dziewczyna nie kryjąc się obnażyła swoje nagie krągłości. Siedział na fotelu, który był kilka dni temu szczęścia jego świadkiem. Wiedziała, ze jest obserwowana lubieżnym wzrokiem. Wiedziała też, ze to jedyna droga by stąd odejść. Każdy jej ruch więc był popisem gracji, żerem dla jego męskich pragnień. Podarta suknia spadła z jej ramion odsłaniając plecy, piękne biodra i talię za którą niejeden zabiłby. Pośladki przysłonięte były jedynie  wspomnianą wcześniej przepaską. Aline lekkim ruchem ręki zsunęła ją, by mnich mógł oglądać jej różowe, cudowne pośladki. W trakcie pokazu poruszała lekko biodrami eksponując je. Robiła to jakby bezwiednie, szukając obiecanego odzienia w szafie. Rozsuwała lekko nogi, by mógł ją dokładnie oglądnąć, schylała się na wyprostowanych nogach bądź całkowicie kucała. A Gotfrey? Gotfrey siedział w fotelu z męskością w dłoni i masował się. Pożerał wzrokiem cudowne wdzięki Aline. Ta odwróciła się nagle.
- To ta? - zapytała niewinnie zakrywając się nowiuśką sukienką, podobnie obszytą skórą jak poprzednia.
- Taak taak ta - wysapał mnich
- A będzie dobrze leżała? O tu? - przymierzyła ją do piersi
- Aline,musisz mi dziś dać - stękną pożądliwie
- Muszę? Chyba nie? Muszę już zaraz iść - rzekła kokieteryjnie, doskonale wiedziała jak to się skończy
- Musisz, ale z innego powodu... - zdobył się na ostatki trzeźwej myśli - to tego dziś zaryzykujemy.
- Co? O czym mówisz, ojczulku? - zapytała przymilnym głosikiem, siadając pod szafą w pokaźnym rozkroku, ukazując mu łono w całej okazałości. Owo piękne miejsce marzeń, dążeń każdego mężczyzny, początek i koniec, alfę i omegę.
- On twierdzy, że Rupert cię pohanbił, to prawda? - zapytał patrząc się w miejsce które tak skwapliwie mu pokazywała, które muskała delikatnymi paluszkami.
- Phi! - zerwała się z ziemi - oczywiście, że nie. Rupert to głupek, nie cierpię go. Gdyby się na mnie rzucił to bym go skopała - dodała butnie
- No właśnie, tak sadziłem. Raul twierdzi, ze po gwałcie nasienie zostaje w kobiecie, i ma rację. Chce cię zbadać pod tym kontem.
- Ale co to da - rzekła stojąc już, ku niezadowoleniu księdza skrywając swoje cudowne ciało.
- To da, że jak nic nie znajdzie, wyjdzie twoja intryga. Jeśli znajdzie to ja będę musiał ocenić czy to nasienie tego którego oskarżasz, czy może... samego Raula, bo przecież w ciekawych okolicznościach was zastałem.
- Sprytnie, proszę księdza - rzekła podchodząc, zrzuciwszy ubranie, które przymierzała. - jak zdecydujesz, kto mnie dziś miał? -  zapytała kokieteryjnie klękając i nie czekając na odpowiedź biorąc go do ust. Jęknął...
- Nie wiem Aline...nie wiem kto z nich.. - odchylił głowę i dał jej pracować.
- Miałeś mnie jedynie ty, i będziesz miał mnie i kiedy będziesz chciał.. ty mną władasz - rzekła grając na najdzikszych męskich instynktach, bawiąc się ręką nabrzmiałą męskością mnicha. - Ale jeśli każesz powiem wszystko. Chcesz bym mówiła, że zgwałcił mnie Rupert, powiem, chcesz bym rzekła, że po gwałcie pocieszał mnie młody ksiądz, też powiem. Rozkaż jedynie
- aaahh - Gotfery już nie myślał, słowa które padły uśpiły w nim człowieka a wzbudziły to co każdy z nas skrywa pod maską kultury. Dziewczątko doskonale wiedziało, ze teraz już nie ma mowy o niczym. Wstała i nabiła się na niego. Jęknęła i delikatnymi posuwistymi ruchami brała go między szczupłe, cudowne uda. Przed twarzą otumanionego rozkoszą mnicha kołysały się spokojnie dwie cudowne piersi. Składał na nich pocałunki, raz na jednej, raz na drugiej. Jedną ręką trzymał pośladki a drugą podawał sobie jej kobiece ozdoby. Tym razem ich zbliżenie było inne niż poprzednie. Tym stosunkiem sterowała jednak ona. Nie był brutalny, wymuszony jak początkowo. On dał jej prowadzić, wiedział, że kobieta potrafi dać mężczyźnie o wiele większą rozkosz gdy chce to zrobić, niż gdy jest ku temu zmuszana. Całowała go co potęgowało doznania. Ciepło je piersi rozmywających się na jego podstarzałym torsie powodowało przyjemne konwulsje. Dochodził.
- Tylko.. nie... wstawaj...- szepnął lekko
Nie wstała. Przyjęła wszystko co jej ofiarował. Cały nektar życia, cały początek istnienia. Czuła wewnątrz jak rozlewa się po jej odmętach gorąca sperma. Ojciec Gotfery osłabł zupełnie a Aline lekko zeszła z jego kolan. Po jej udach ciekły kropelki. Patrzyła na niego wzrokiem niby wykorzystanego dziewczątka. Gdyby miał jeszcze troszkę sił to ten wzrok pobudziłby go do działania. A może to już nie ten wiek?
- Odziej się. Przepaskę weź, przybrudź - jęknął spełniony
- Tak, oczywiście, proszę księdza.Kiedy mnie zbada?
- Dziś, zaraz. Powiedziałem, że poślę po ciebie. Przyjdź zaraz na plebanię. Daj mi tylko z godzinę na dojście do siebie..
Uśmiechnęła się uroczo, odziała i chyłkiem wyszła z zakrystii.

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Chudy-Literat

Komentarze

Paq31/08/2019 Odpowiedz

Niesamowita seria. Mam nadzieję na kontynuację!


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach