Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Przypadek Michala cz.XIII

****

W życiu piękne są tylko chwile. Klasyka.  

Mnożenie ich jest receptą na coś zbliżonego do szczęścia. Dzięki niespotykanemu darowi wspaniałych momentów w ostatnim czasie mi nie brakowało. Pomimo tego, że Wika, Anastazja i Bogna zapewniały mi cudowne doznania, nie mogłem jednak zapomnieć o nieszczęściu Zuzy. W pewnym sensie przyczyniłem się do niego. Świadomość tego męczyła mnie okrutnie.  
Ponadto pojawiła się złość na całą tą sytuację i Anitę Grześkowiak. Jestem jednym z wielu facetów, którego umysł działa w nieracjonalny sposób. Patrząc na ładną kobietę od razu przypisuję jej najlepsze cechy. Im ładniejsza dziewczyna tym bardziej święta. Totalna bzdura, ale tak właśnie działa mój pokręcony mózg. Ponura tajemnica anglistki przytłoczyła mnie jak wór kamieni.  

Wcześniejsze drobne grzeszki nauczycielki wydawały się nieznaczące wobec przepychu jej urody. Jednak kolejne rysy na postaci Anity sprawiały, że w moich oczach traciła wiele. Wciąż była olśniewająca. Nadal nie mogłem się napatrzeć na klasycznie piękną twarz nauczycielki, na ruch jej bioder, gdy szła korytarzem i doskonałe proporcje sylwetki. To było niezmienne. Nie stała się nagle brzydsza od bycia zepsutą suką. Przynajmniej na zewnątrz.  
To, czego przypadkiem dowiedziałem się od Kamili zmieniło jednak mój sposób patrzenia na panią Grześkowiak. Niezmiennie pragnąłem ją posiąść, ale kolejne utarczki sprawiały, że w moim pożądaniu było coraz mniej subtelności. Ostatni news, świeży jak bułeczki z piekarni za rogiem przepełnił czarę rozczarowania. Byłem wściekły i obiecałem sobie, że jeśli dane mi będzie dopiąć swego, to potraktuję anglistkę z należną jej bezwzględnością.  

Droga do tego była wciąż daleka. Co z tego, że poznałem nowe fakty. Nie miałem żadnym namacalnych ani sprawdzalnych dowodów. Poza tym, jeśli ta ponura historia miała się wydać, wolałbym, aby stało się to w taki sposób, żeby nie ucierpiały na tym dziewczyny. Przydałby sie niewątpliwie jakiś filmik na którym nauczycielka przyznaje się do swoich niecnych poczynań.  Najlepiej razem z tymi starymi zboczeńcami, którzy dogadzają sobie z moimi koleżankami ze szkoły. Na pomoc dziewczyn nie mogłem liczyć. Były w tym zbyt głęboko i nie znalazłby nawet pół powodu, żeby mi pomagać. Zresztą znając życie, na pewno Grześkowiak i jej klienci stosują środki zaradcze, by nikt nie mógł uwiecznić ich brzydkiego procederu.  
Z przykrością stwierdzam, że żaden ze mnie Bond czy inny super agent, więc chwilowo czułem się bezradny. Kurewsko źle mi z tym było, ale liczyłem, że ten stan rzeczy się odmieni.  

Musi się zmienić, bo inaczej - bo jak mówił komisarz Ryba - dupa zbita.  

****

Cztery dni po wypadku, Zuzka odzyskała przytomność. Wiadomość lotem błyskawicy rozeszła się po szkole. Cieszyłem się jak szczerbaty do sucharów. Miałem ochotę pojechać do niej od razu, ale Wika sprowadziła mnie na ziemię. Pierwszeństwo miała rodzina, a lekarze zapewne dawkowali dziewczynie liczbę gości. Była zbyt słaba na liczne wizyty. Postanowiłem ją odwiedzić za kilka dni.

Tymczasem szykowała się niezła impreza. Jeden z naszej trójki muszkieterów - Szymek, za kilka dni miał urodziny. Jego starzy, choć pełni obaw, obiecali udostępnić mu chatę na weekend, grzecznie wyjeżdżając do rodziny pod Kielcami. Bohater najbliższych dni miał ochotę urządzić super imprezkę z przepisowym melanżem. Ne mogłem olać takiego eventu. Przyjaciel to przyjaciel. Zresztą mały reset i wyłączenie myślenia o sprawkach Grześkowiak dobrze mi zrobi.  
Z początku myślałem o tym, kogo zabrać jako osobę towarzyszącą, ale ostatecznie postanowiłem pójść sam. Zdecydowałem tak, dowiadując się o tym, że na święcie Szymka będzie też Kamila, którą miał przyprowadzić jeden z chłopaków zaproszonych przez mojego przyjaciela. Pomimo niechęci, którą wyczuwałem po rozmowie z dziewczyną, a także po jej spojrzeniach i gestach na szkolnym korytarzu postanowiłem zaryzykować i zmierzyć się z tym oporem. Uruchomiłem dar, wprowadzając go na wysokie obroty. Jeśli była choć mała wyrwa w tym braku sympatii do mojej osoby, to wykorzystam ją i sprawię, że Kamila stanie sie moją kolejną ofiarą. Fakt, że była zamieszana w niecny proceder anglistki sprawiał, że uważałem ją za cenną zdobycz. Być może uda mi się dowiedzieć coś więcej lub skorzystam na tym w inny sposób. Pozostawało tylko czekać na sobotę.  

****

Wnętrze salonu w domu Szymona pulsowało głośną muzyką i gwarem wielu rozmów. Musiałem przyznać, że kumpel się postarał. Wszystkiego było w bród. Alkohol lał się strumieniami, a przekąsek pomimo, że nikt sobie ich nie żałował jakby nie ubywało.  

- Szymek powiem szczerze, pojechałeś o bandzie. - Pochwaliłem przyjaciela. -Impra naprawdę super. Czułem, ze będzie spoko, ale to jest coś więcej, coś mega po prostu.  

- Dzięki Michał. Nieczęsto mam okazję na zrobienie balangi, więc kiedy już się przydarzyło, to chcę, żebyście długo o tym pamiętali. - Oczy Szymona błyszczały zadowoleniem. Wyrwał się na chwilę z objęć dwóch ślicznych panien, ale jego niezbyt dyskretne spojrzenia rzucane w ich stronę, zdradzały, że miał ochotę już do nich wrócić.  

Nie dziwiłem mu się wcale. Dziewczyny były naprawdę ładne. Zresztą obaj z Adamem długo takich szukaliśmy. Były w klasie maturalnej liceum na Świerkowej, w drugim końcu naszej mieściny, niemal w granicach Warszawy. Zostały przez nas konkretnie zmotywowane i tej nocy były na wyłączność dla naszego przyjaciela. Poszło na to sporo kasy, ale przyjaźń to coś więcej niż mamona.  
Widząc rozanieloną twarz Szymka, byliśmy z siebie zadowoleni. Gdy, po chwili wrócił do swojej słodkiej pary, gratulując sobie pomysłu "przybiliśmy piątkę".

Kilkakrotnie natknąłem się na moment na Kamilę, ale na razie nic wielkiego się nie działo. Zacząłem podejrzewać, że jej niechęć do mnie sprawi, że dar okaże się nieprzydatny. Adam też przyprowadził dziś dziewczynę, więc samotnie kręciłem się między imprezowiczami. Trochę tańczyłem, niewiele piłem i obserwowałem rozbawione towarzystwo.  

- A ty co Don Juanie? Taki spec od dziewczyn i sam jesteś na imprezie - Prychnięcie Kamili doleciało mnie zza placów. - Nie może być!

- Zejdź ze mnie, proszę - poprosiłem, odwracając się w jej stronę. - Daruj mi swoje złośliwości.  

Wyglądała naprawdę interesująco. Z niesforną fryzurą, uzbrojona w niezbyt nachalny makijaż i przylegającą do jej zgrabnego ciała kusą sukienkę dobrze robiła moim oczom. Obrzuciłem ją bezceremonialnie pożądliwym spojrzeniem, w myślach notując, że nie skomentowała tego w żaden sposób. Uznałem to za dobry znak. Tak mała iskierka nadziei.  

- Niech ci będzie, tym bardziej, że Zuzce się poprawiło - Uśmiechnęła się niemal niezauważalnie.  

- Słyszałem. Wypijemy za jej zdrowie - zaproponowałem.  

- Spryciarz z ciebie - przyznała. - Takiego toastu nie sposób odmówić, więc do dzieła mistrzu ceremonii.

Podeszliśmy do stolika z napojami i alkoholami. Rozejrzałem się po nim, szukając właściwego dla nas trunku.  

- Nie kombinuj. Piwo będzie najlepsze - Kamila uprościła sprawę. - Tylko otwórz nowe, nie chcę jakiś niepotrzebnych niespodzianek.  

- Niech będzie - zgodziłem się, sięgając po nie napoczętą butelką chmielowego przysmaku. Po chwili, z pełnymi złocistego płynu szklankami stanęliśmy pod ścianą. - To co, za zdrowie Zuzki i może urządzimy małe zawieszenie broni.  

- Może być, ale dalej trzymaj się od naszych spraw z daleka - Kamila zmrużyła swoje szarobłękitne oczy. - Uwierz mi, to naprawdę życzliwa rada.  

- Jasne. Możemy o tym dziś nie gadać?

- Pewnie.  

- To zdrowie - Uniosłem szklankę i łyknąłem z niej słuszną porcję piwa.  

Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwałem śmiejąc się z białych wąsów pod nosem dziewczyny.  

- Bardzo śmieszne - stwierdziła Kamila, wycierając usta i śmiejąc się razem ze mną. Chciała coś jeszcze dodać, ale nagle spod ziemi wyrósł chłopak z którym przyszła. Przeciętny szatyn jak wielu innych. Nie wiem skąd znał go Szymon, ale skoro był zaproszony, to gdzieś musieli się poznać.  

- O czym zabawnym gadacie? - Ryknął mi do ucha pytanie.  

- O tym, że hałas źle robi na uszy - Odburknąłem. Kamila uśmiechnęła się za plecami swojego towarzysza.

- Rzeczywiście muza zapodana jest na głośno - Moja odpowiedź nie do końca została zrozumiana, ale miałem to gdzieś, czy koleś łapie kontekst. - Szymek się postarał, co nie?

- Zdecydowanie - przytaknąłem.

- Może was sobie przedstawię. - Weszła nam w słowo Kamila. - To Hubert, chłopak z którym wbiłam się na tą imprezę, a to Michał - kolega ze szkoły.  

- Ok., to ja skoczę po piwo dla siebie - chłopak wymownie zerknął na nasze szklanki.

Znów na chwilę zostaliśmy sami. Kamila milczała. Była łagodniejsza, zdecydowanie bardziej pokojowo nastawiona niż podczas naszej ostatniej rozmowy, ale nic z tego nie wynikało.  

- Chyba się oddalę, nie lubię wciskać się na siłę, a ty jesteś z Hubertem - powiedziałem zgodnie z tym, co plątało mi się po głowie.  

- No coś ty, zostań. To nie żaden mój chłopak - zaoponowała Kamila. - On potrzebował dziewczyny na imprezę, a ja chciałam tu być i tyle.

- Pomimo to jednak...

- Co mi umknęło? - Hubert znów pojawił się nagle i oznajmił to głośnym zapytaniem.

- Mówię do Kamili, że zostawię was we dwoje - wyjaśniłem.  

- Nie świruj, nikt cię nie wypędza - znów zaprotestowała dziewczyna.  

- A ja nie mam nic przeciwko, żebyś poszukał sobie innego towarzystwa - stwierdził z rozbrajającą szczerością Hubert. - Nie planuję dzisiaj trójkątów.
- Co!? - wyrwało mi się mimochodem.  

-  Sorry Kama, ale nie wziąłem cię tu dla twoich ładnych oczu. - Hubert mrugnął do mnie znacząco. - Żal by było, żeby taka imprezka nie zakończyła się fajnym ruchankiem, a ty jesteś do tego stworzona.

- Świnia! - prychnęła Kamila.  

- Pojebało cię!? - Zareagowałem nerwowo. - Zachowaj swoje durne przemyślenia dla siebie. Kurwa, przyszedłeś z dziewczyną i zgrywasz przy niej chama czy taki rzeczywiście jesteś?

- Odwal się świętoszku! - Uśmiech w jednej chwili zniknął z twarzy Huberta. - Każdy wie, że to chętna suczka i jest w tym świetna.  

Nie wiem co we mnie wstąpiło. Wolna ręka automatycznie wystrzeliła do przodu , zatrzymując się na podbródku towarzysza Kamili. Żaden ze mnie mistrz sztuk walki, ale go zaskoczyłem. Zgiął się wpół, przed upadkiem uratowała go ściana.  

- Ty skurwielu! - rzucił się w moją stronę, gdy się pozbierał. Drogę zagrodziła mu Kamila.

-  Opanujcie się! Nie psujcie zabawy innym! - Miała rację. Wokół nas zrobiło się małe zamieszanie. - Hubert idź się ogarnij do kibla, a ty Michał już przestań. Sama się umiem obronić.

O dziwo słowa dziewczyny dotarły do tego debila. Patrząc na mnie spode łba poszedł w stronę łazienki. Kamila spojrzała na mnie z wyrzutem .

- Czemu jesteś taki? Czemu musisz się we wszystko wtrącać? - Tym razem nie krzyczała, ale czułem gorycz w jej słowach. - To niezdrowe, wiesz?

- Obraził cię przecież...

- Gówno tam, taki dupek nie jest w stanie mnie obrazić - stwierdziła z dziwnym grymasem. - Poza tym... mówił przecież prawdę. Przed tobą nie muszę udawać. Jestem młodą dziwką, która pieprzy się za kasę - dodała, ściszając głos.  

- To nie ma znaczenia, nie powinien...

- Ma znaczenie. Przynajmniej dla mnie - Gorzko stwierdziła Kamila. - Nie jestem przeciętną laską. Raczej nadaję się do robienia laski.  

- Sorry, ale cię nie rozumiem - przyznałem, poddając się. - Rób co chcesz, możesz nawet... no wiesz co... spełnić dzisiejsze marzenie Huberta. Ja spadam w bardziej przyjazne rejony.  

Zanim cokolwiek powiedziała, obróciłem się i od niej odszedłem. Byłem zły. Na siebie, na Kamilę, na tego pieprzonego Huberta. Gubiłem się w tych babskich gierkach. Nie rozumiałem ich świata. Całą moc daru skupiłem w ostatnich dniach na Kamie, a teraz stanąłem w jej obronie, a pomimo to naskoczyła na mnie, wyraźnie niezadowolona z mojego postępku. Kurwa, co się dziej z tym światem!?

Wyszedłem przed dom, chcąc nieco ochłonąć z emocji. Stanąłem w cieniu sporego krzewu i zapatrzyłem się przed siebie. Myśli kłębiły się, burząc niczym morskie bałwany. Tym sposobem dałem się podejść. Pierwszy cios wylądował na mojej głowie. Lekko mnie zamroczyło i nie zareagowałem dostatecznie szybko. Następne uderzenie poczułem w okolicy nerki, a potem spadły na mnie kolejne uderzenia. Na szczęście to nie miał być totalny wpierdol, a jedynie nauczka. Gdy upadłem, razy ustały. Usłyszałem nad głową znajomy głos Huberta.

- I co teraz palancie? Dalej będziesz strugał bohatera? - Nie odzywałem się, podejrzewając, że pytanie jest czysto retoryczne. - Zostawiam ci tą głupią sucz i możesz ją sobie dmuchać ile wlezie! Chodźcie chłopaki, spadamy!

Usłyszałem jak się oddalają. Zerknąłem z perspektywy trawnika za nimi. Oprócz mściwego Huberta było jeszcze dwóch kolesi. W sumie trzech na jednego. Arytmetyka jest nauką ścisłą. Bohaterzy, kurwa ich mać!

Podniosłem się, ignorując pojawiające się znienacka bóle. Jak dla mnie impreza była zakończona. Ruszyłem w stronę furtki, ale nie dotarłem do niej ostatecznie. W połowie dystansu wpadłem na Kamilę.  

- Jezuuu, Michał, co sie stało? - zapytała zaskoczona dziewczyna.  

- Ten tam krzak mi dowalił - stwierdziłem, mruganiem oczu regulując obraz. Kamila wciąż prezentowała się doskonale.

- Bardzo zabawne.  

- Trochę tak - Broniłem swojego poczucia humoru. - To robota twojego Huberta i dwóch koleżków, których sobie wziął do pomocy.  

- Przed wszystkim nie jest mój. - Sprzeciwiła się Kamila. - A po drugie, trzeba cię doprowadzić cię do znośnego wyglądu.  

Dzięki wsparciu Szymona znaleźliśmy się w części domu wyłączonej z imprezy. O tym, że trwa w najlepsze świadczył jedynie hałas za ścianą.  
Grzecznie usiadłem na brzegu łóżka i oddałem się w ręce Kamy. Trzeba przyznać, że dobrze jej szło bycie dobrą samarytanką. Przemyła kolano, które obiłem przy upadku i zabrała się rozciętą dłoń.  

- Co teraz? Upuścisz mi resztkę krwi - Zażartowałem, zaskoczony delikatnością dziewczyny.  

- Ha, ha. No zaraz popuszczę z śmiechu - odparła moja sanitariuszka. - Jeśli myślisz, że ta nerwuska z niewyparzoną gębą to cała ja, to jesteś w błędzie.  

- Sorry. Jestem mile zaskoczony twoją delikatnością i profesjonalizmem - sprostowałem.  

- Fajnie. Ta cała wredność. a także agresja to pancerz i profilaktyka przed rzeczywistością w jakiej funkcjonuję - wyjaśniała cicho. - Naprawdę nie różnię się zbytnio od innych dziewczyn. Też marzę o przyszłym szczęściu, dobrobycie, domku z ogródkiem i tym podobnych bzdetach.  

- Nie wyobrażam sobie ciebie jako gospodyni - oznajmiłem, czując napór jędrnych piersi na mój tors.  

- Pozory mylą. Robię całkiem dobre tosty i parzę świetną herbatę - uśmiechnęła się Kamila. - To doskonała pozycja wyjściowa.  

Zaśmiałem się, choć bolała mnie przy tym napuchnięta i rozcięta warga. Syknąłem, a zaraz potem na ranie poczułem chłód zmoczonej chusteczki higienicznej.  

- Uznasz, że jak na osoby między którym trwa rozejm i zawieszenie broni posuwam się za daleko, ale uważam, że ta rana wymaga innych zabiegów - Przyoblekłem na twarz szelmowski uśmiech.  

Chciałem popchnąć sytuację między nami do przodu. Taka ostatnia szarża. A nuż się uda. Nie liczyłem za bardzo na powodzenie, bo też nic nie wskazywało na to, by tak się miało stać. Tymczasem...

Nie doczekałem sie odpowiedzi, Werbalnej, bo chwilę po tym jak Kamila odjęła od mych ust chusteczkę, przylgnęła do nich w pocałunku. Warga pulsowała bólem, ale miałem go gdzieś. Liczył się ciepły oddech dziewczyny, sprawny język i chętne usta. Trwaliśmy tak dłuższy moment, aż zabrakło nam tchu.  

- Jezu, co mi odbiło? Przepraszam, to musiało cię boleć - Kamila była wyraźnie zdezorientowana.  

- Nic a nic. Sama przyjemność - stwierdziłem, tryumfując w duchu. Byłem pewny swego.  

- Bądź poważny. To było ...

- Coś wspaniałego! - Dokończyłem, wchodząc jej w słowo. Zaraz potem przyciągnąłem Kamilę do siebie. Znów przywarłem do niej ustami, ale nie tym razem nie pozwoliłem dłoniom na bezczynność. Drżącymi palcami walczyłem z suwakiem sukienki.  

Przez chwilę czułem lekki opór dziewczyny. Była wyraźnie zaskoczona rozwojem sytuacji. Nie mogła się odnaleźć. Jednak po chwili całe napięcie ustąpiło. Poczułem, że ciało Kamili zaczyna odpowiadać na postawione mu wyzwanie.  

- Kompletnie nie wiem, dlaczego tego chcę - westchnęła i zaczęła ściągać ze mnie koszulę. - Mam to jednak gdzieś, bo cholernie ciebie pragnę.  

Uporawszy się z biustonoszem, wziąłem we władanie ukryte pod nim piersi. Miały miły dla oka kształt i odpowiednią wielkość. Nie za duże, nie za małe. Przyjemnie układały się w dłoni, gdy zagarnąłem je zachłannie. Jędrne, sterczące kusząco zachęcały do pieszczot. Kreśliłem więc na sprężystej, mlecznej skórze tajemne wzory. Uciskałem i gładziłem, poświęcając każdej piersi z osobna odpowiednią ilość czasu. Wreszcie łakomie przyssałem się do stwardniałych sutków, obracając między wargami, kąsając i wodząc wokół nich językiem. Sprawiłem tym wiele przyjemności nowej kochance. Kamila przymknęła oczy, delektując się serwowanymi jej doznaniami.  
Nie była jednak samolubna. Gdy nasyciła się tymi pieszczotami przejęła inicjatywę. Zasypując moje ciało dziesiątkami pocałunków, rozebrała mnie do końca. Chwilami sprawiała mi ból, opierając się lub naciskając na miejsce, gdzie szczególnie przyłożyli się do ciosów Hubert i jego kumple, ale zaciskając zęby starałem się o tym nie myśleć. Tym bardziej, że mój twardy koleżka pomiędzy nogami nie ucierpiał nic a nic i był wyraźnie pozytywnie nastawiony do rozwoju wypadków. Sterczał naprężony czekając, aż Kamila poświęci mu więcej uwagi.  

Długo nie musiał na to czekać. Uświadamiając sobie, że trochę wcześniej dostałem wycisk i mogę być lekko obolały, dziewczyna ułożyła się z boku i wzięła kutasa w dłonie. Wziąwszy pod uwagę, co zdarzało jej się robić pod kuratelą Anity Grześkowiak nie powinno dziwić, że była w tym bardzo dobra, ale i tak byłem mile zaskoczony. Gdy w sukurs rękom poszły usta, odleciałem, zapominając o nieprzyjemnym spotkaniu z Hubertem. Między miękkimi i ciepłymi wargami mój fiut czuł się doskonale. Wręcz rewelacyjnie. Regularne wsuwanie go do ust połączone z umiejętną pieszczotą dłoni doprowadziło mnie do stanu, gdy niewiele potrzeba było bym skończył. To był mój pierwszy raz z Kamilą. Nie chciałem by przebiegło to w ten sposób.  

Zebrałem się w sobie i z bólem uniosłem z łóżka. Partnerka w lot odgadła moje intencje. Szybko pozbyła się majtek, odrzucając je na bok. Ja korzystając z tej chwili, kilkakrotnie ucisnąłem miejsce między odbytem a jądrami. Poczułem, że napięcie w lędźwiach staje się mniej nieznośne. Kamila ulokowała się wygodnie na wyrku. Usiadła w jego połowie, opierając się o ścianę i podkulając, szeroko rozłożone nogi. Była to niezwykle erotyczna poza, godna uwiecznienia jej na płótnie. Taka wersja znanej serii portretów. Dama z muszelką. Poczułem przypływ pożądania, co nakręciło mnie do działania.  
Dziewczynie nie zrobi się jednak dobrze od samego podziwu, choć nie uszedł mojej uwagi fakt, że spodobało sie jej to co zobaczyła w moich oczach. Zająłem dogodną pozycje między nogami partnerki i wymierzyłem palcem w cipkę. Wilgotne wargi sromowe poddały się mu bez żadnego oporu. Kulistymi ruchami rozchyliłem rozkoszne fałdki, odsłaniając różowe wnętrze.  
Kilkoma ruchami w głębi cipki sprawiłem, że oczy kochanki zaszły mgłą, a jej ciało zaczęło reagować na każdy ruch i dotyk. Kontynuując zabawę szparką, przyssałem się ustami do piersi dziewczyny. Oddech Kamili przyspieszał, coraz częściej z jej gardła wydobywał się stłumiony jęk.  

- Zajebiście - mruknęła mi nad głową.

Też tak uważałem, ale to nie było przecież wszystko co nas czekało. Osunąłem się niżej i przylgnąłem do krocza partnerki ustami. Wpiłem się w cipkę, drążąc je wnętrze językiem. Otaczał mnie intymny zapach kobiecej rozkoszy. Nakręcał mnie bardziej, co powodowało, że byłem bezlitosny wobec łechtaczki dziewczyny. Drżenie jej bioder i nóg było dowodem, że staję na wysokości zadania.  

- Ja pierdzielę, zaraz eksploduję - jęknęła Kamila, patrząc mi w oczy. Samcza duma wypełniła mnie niczym powietrze balon. Tyle było w tym spojrzeniu uznania i zachwytu. - Jesteś poobijany, daj mi poprowadzić nas dalej.

Pozwoliłem jej na to bez szemrania. Położyła mnie na łóżku, jednak nie na plecach, ale na boku. Uniosła mi jedną nogę i wsunęła się do środka. Pewnie chwyciła sterczącego kutasa i naprowadziła go na swoją szparkę. Z wypiekami obserwowałem reakcję na twarzy partnerki, gdy stawaliśmy się jednością. Oczy Kamili lśniły rozkoszną satysfakcją i błogością. Ja również czułem przypływ zadowolenia zanurzając się w lepkie i ciepłe wnętrze kochanki.  
Reszta była rytmem i miłosnym tańcem. W tej pozycji nie musiałem się mocno starać. Całą inicjatywa była po stronie partnerki. Kamila kręciła wdzięcznie zadkiem i biodrami, a mnie rozsadzała rozkosz. Rozlała sie po mnie, wypełniając od środka jątrzącym, słodkim żarem. Sięgnąłem dłonią po jedną z piersi, by nie okazać się samolubnym leniem. Delektując się każdym ruchem kochanki, czułem jak zaciska się na kutasie. Jak rozpycha się i przyjmuje go głębiej. Moja żądza syciła się najdrobniejszym dotykiem i ruchem i zbliżała się do punktu przesilenia. Nie zdarza się to zbyt często, ale doszliśmy niemal jednocześnie. Orgazm dopadł najpierw mnie, wzburzając falę przypływu. Eksplozja rozkoszy targnęła moim ciałem. Jęknąłem, strumień nasienia wylał się ze mnie, ale kochanka była niewzruszona tym faktem. Podejrzewałem, że podobnie jak Zuzka stosuje antykoncepcję.  
Kilka sekund po mnie, zanim napięcie zeszło z mojego fiuta. Kochanka szarpnęła gwałtownie biodrami, by zaraz zastygnąć na moment. Jęknęła głucho, przygryzła wargę i oddała się w niewolę orgazmowi. Szczytowaliśmy niczym najlepsi alpiniści.  

- Teraz już wiem, o co chodziło Zuzie, gdy mówiła o tobie - Kamila przerwała ciszę po wielkim finale. - Tak powinno wyglądać nasze pierwsze doświadczenia seksualne. Powinny być wspaniałym przeżyciem, a nie... no wiesz sam o co mi chodzi.  

- Tak, wiem - Zmartwiła mnie gorycz w jej głosie. Podobnie potrafiła mówić Zuzka. - Sorry, że zapytam, ale jak dałyście się w to wkręcić?

Kamila wahała się przez chwilę. Wyraźnie walczyła sama ze sobą, nie będąc pewną, czy chce mi o tym powiedzieć.  

- To trwa od dwóch lat, a my jesteśmy w tym od roku. - Przełamała się ostatecznie. - Grześkowiak pilnuje, żeby każda z dziewczyn, która bierze w tym udział miała osiemnaście lat. Pewnie na wypadek wpadki. W zeszłym roku brały w tym udział trzy dziewczyny ze starszej klasy i Emilka z naszej, bo jest od nas o rok starsza.  

Kamila wzięła głęboki oddech i na chwilę zamilkła. Bałem się cokolwiek powiedzieć, by nie odebrać jej ochoty na zwierzenie. Patrzyłem tylko głęboko w jej oczy, które robiły sie coraz bardziej smutne. Wzbierała we mnie potężna złość.  

- Anita doskonale nas dobierała, ale tak ja ci mówiłam, nic nie było na siłę. - Kontynuowała Kamila. - Każda z nas jest z domu, gdzie się nie przelewa. Sam wiesz jak to jest. Już na starcie jesteśmy kilka długości z tyłu. Ci faceci natomiast płacą świetnie za nasze ciała i oddanie sprawie. Dziewczynom, które na wiosnę zdały maturę załatwili studia i staż w swoich firmach. Dziś widzę czasami dwie z nich i gdybym nie wiedziała ile ich to kosztowało, to zazdrościłabym im totalnie. Świetne ciuchy, świetna robota i tylko wspomnienia chujowe, ale z tym da sie żyć. Jak to mówi ludowa mądrość, dupa to nie mydło, nie wymydli się. Rozumiesz Michał, prawda?

- Chyba tak... - bąknąłem zdezorientowany.  

- Nie jestem z tego dumna, ale chcę czuć że żyję - We wzroku dziewczyny odczytywałem szukanie akceptacji. - Plan jest taki, że odkuję się i wyjadę na tyle daleko, że łatwiej mi przyjdzie zapomnieć.  

- Myślisz, że się uda - spytałem nieśmiało. - Może jednak wolałabyś, żeby to się nie wydarzyło?

- Gdybym mogła cofnąć czas, to chyba bym chciała, żeby inaczej potoczył się los. - Uśmiechnęła się smutno. - Jednak jestem jaka jestem i gdybym nie miała tych doświadczeń, które mam teraz, to pewnie zgodziłabym sie na ten układ tak samo jak kilka miesięcy temu. Przesrane, co?

- Trochę. Jednak nie potępiam was - stwierdziłem poważnie. - Nie myśl tak o mnie. Po prostu uważam, że zrobiono wam krzywdę i tyle.  

- Ok.. - Kiwnęła głową Kamila. - To co, ogarniamy się i bawimy dalej.  

- Jasne. Było by strasznym nietaktem, że bzykałem się z tobą, a jeszcze nie zatańczyłem - Żartując, chciałem rozładować atmosferę.  

Ubieraliśmy się, śmiejąc jak wariaci. Od Szymka wyszedłem nad ranem, stwierdzając, że towarzystwo Kamili nadało temu wydarzeniu wyjątkowego smaku. Zasadniczo, to była wyjątkowo udana impreza.  

****

Cztery dni później wracałem ze szkoły, ledwo stawiając nogę za nogą. Nauki było od zajebania, za oknami marazm i szare miraże. Dopadła mnie depresyjna niemoc.  
Byłem pół kilometra od domu, gdy, na ulicy obok mnie zatrzymał się znajom żółty fiat 500. W oknie pojawiła się twarz Anit Grześkowiak.  

- Wsiadaj szybko! - rzuciła, rozglądając się na boki.  

- A co jakiś film kręcicie? "Czas Honoru" albo coś w tym stylu? Niemcy za rogiem? Auto trochę nie z epoki - ironizowałem, wypuszczając z siebie całą złość i chwilową depresję.  

- Wsiadaj gnojku! Popisywać się będziesz w środku!  

Zrobiłem co powiedziała, licząc, że to niespodziewane spotkanie wniesie coś nowego w sprawę. Anglistka ruszyła natychmiast kierując się bynajmniej, nie w stronę mojego domu.  

- Szedłem do domu - zauważyłem.

- Trochę się spóźnisz dzisiaj na obiad - mruknęła, zła ja osa belferka.  

- Ok.. Co się stało? W czym mogę pani pomóc? - próbowałem zachować spokój, chociaż nerw miałem jak postronki.  

- Przestań być takim protekcjonalnym dupkiem, to po pierwsze! - oznajmiła Grześkowiak, skręcając w prawo. - Po drugie, co ty najlepszego robisz?!

- Nie bardzo wiem...

- Oczywiście, że nie wiesz, pajacu! - Kolejny manewr sprawił, że domyśliłem się dokąd jedziemy. - Nie wydaje ci się dziwne, że zaraz po tym jak zbliżyłeś się do Zuzy Kownackiej, przydarzyło się jej to co się przydarzyło?  A teraz słyszę jakieś zachwyty nad tobą od Kamili Czajki! Czy tobie odwaliło zupełnie?! Masz plan, żeby zmarnować życie jak największej liczbie dziewczyn w szkole?!

Przyznam szczerze, że staram się trzymać nerwy na wodzy. Raczej nie jestem awanturnikiem, ale obłuda nauczycielki zrobiła swoje. Słuchając jej i patrząc jak podjeżdża pod budynek, gdzie miała swoją prywatną szkołę, dostałem ataku szału.  

- I kto to mówi?! Ty belferko masz gówniane prawo mówić o marnowanym życiu! - Wykrzyczałem jej w twarz. - Nie ja otworzyłem szkolny, objazdowy  burdel, w którym uczennice robią dobrze nadzianym starszym panom, za granty!  

Zamurowało ją. Piękna twarz pokryła się purpurą. Oczy anglistki ciskały gromy, a twarz wykrzywił nerwowy grymas.  

- Kurwa, powiedziały ci o tym! To głupie siksy! - Syknęła niczym żmija. - Wchodzimy do środka, mamy do pogadania!

Pierwszy raz byłem w tym miejscu. Wnętrze było ładnie, choć prosto urządzone. Nie można było odmówić gustu właścicielce tego przybytku.  

- I co? Głupio wyszło z tymi wyrzutami, co? - zauważyłem zjadliwie, gdy Grześkowiak zamknęła za nami drzwi.

- Zamknij mordę, gówniarzu i słuchaj! - warknęła rozkazująco. - Próbowałam cię trzymać od tego z daleka! Ostrzegałam i uwierz, było to również dla twojego dobra! Teraz jesteśmy w czarnej dupie, bo wiesz wszystko, a ci starsi faceci jak ich nazwałeś nie bawią się w subtelności!

- Nie odwracajmy kota ogonem. - Wszedłem jej w słowo. - Chodzi o sedno, o to jak mogłaś to zrobić? Śpisz spokojnie? Jak można być taką suką? - Z rozmysłem przeszedłem na "ty", czyniąc jej wyrzuty.  

Odpowiedziała ciosem. Policzek zapiekł jak cholera. Włożyła w to uderzenie całą swoją siłę i energię.  

- Co ty kurwa wiesz o mnie żeby mnie oceniać, smarkaczu?! - wydyszała. - Myślisz, że zrobiłam to z premedytacją i z radością?!  

- A nie?

- Zamknij się, bo przyłożę drugi raz! - Głos anglistki huczał mi w głowie. - Zostałam do tego zmuszona, rozumiesz gnojku?! Nie miałam wyboru!  

- Jakoś sobie tego nie wyobrażam.

- Ci ludzie wiedzą o mnie rzeczy, których nie chcę by ktokolwiek się dowiedział - nerwowo wyjaśniła Grześkowiak. - Zaszantażowali mnie i nie mogłam odmówić.  

- A teraz nie da się z tego wymiksować?

- Banaś nie jest człowiekiem skorym do kompromisu - stwierdziła anglistka, a ja omal nie zgubiłem szczęki ze zdziwienia. Myślała, że wiem więcej i bez oporów zdradziła mi nazwisko człowieka, który był nad nią. Robiło się arcyciekawie.  

- On to wymyślił? - Zdziwiłem się.  

Nie usłyszałem odpowiedzi, bo twarz nauczycielki stężała. Patrzyła w stronę okna.  

- Jeszcze ich tu potrzeba! - westchnęła zrezygnowana. - Schowaj się na zapleczu czy do szafy. Gdziekolwiek, bo inaczej mamy przerąbane.  

Tym razem posłuchałem bez oporów. Zadziałał instynkt, choć może nie do końca przetrwania, ponieważ szafa do której się wbiłem miała szczeliny między listewkami na drzwiczkach. Wąskie, ale przy odrobinie wysiłku widziałem przez nie wnętrze pomieszczenia.  

Po chwili w drzwiach pojawił się radny miejski, ojciec mojej koleżanki z klasy - Lucjan Banaś. W towarzystwie dwóch smutnych panów w czerni. Z łysymi łbami i karkami niewiele mniejszymi od szafy, w której siedziałem. Słabo, bardzo słabo.  

c.d.n. ...




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Iks

Komentarze

Ja pierdolę, jakie to jest dobre <3


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach