Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Blanka, cz. 2.

Część 2.

Jeszcze w pociągu miał miejsce incydent, który wtedy zszokował mnie, ale wspominany po latach wzbudza jedynie uśmiech rozbawienia.

Musiałam skorzystać z toalety. W pociągu międzynarodowym były zupełnie znośne. Podeszłam do toalety, a drzwi zamknięte. Po drugiej stronie wagonu zablokowane. „Toaleta uszkodzona”, brzmiał napis na drzwiach.

– Teraz to już na pewno wracam – westchnęłam nieco przygnębiona.

Wróciłam pod pierwszą kabinę. Nadal zamknięta, ale ktoś tam był. Słyszałam jakiś głos.

– Musi śpiewać, kiedy sika? – śmiałam się w duchu, zirytowana długim oczekiwaniem. Jednak nie zdecydowałam się skorzystać z toalety w następnym wagonie, bo był wagonem pierwszej klasy. Obawiałam się, że ktoś zwróci mi uwagę, że nie mam właściwego biletu. Z drugiej strony też był wagon pierwszej klasy, ale pusty i zamknięty.

Zatem stałam i czekałam. I czekałam. W końcu w drzwiach toalety pojawił się mężczyzna, około czterdziestki, wysoki, solidnej postury, zadbany, ale z lekkim brzuszkiem. Pachniał przyjemnymi perfumami. To zapamiętałam! Od razu rozpoznałam w nim obcokrajowca. Wyszedł z toalety i szybko zamknął za sobą drzwi. Nawet nie spojrzał na mnie.

– Nareszcie! – westchnęłam z ulgą. Odczekałam aż mężczyzna wyjdzie z zatoczki. Podeszłam do drzwi toalety i… I nie mogła ich otworzyć! Ponownie szarpnęłam klamkę. Bez zmian. Stałam zdziwiona, ale po chwili zrozumiałam, że w środku jest ktoś jeszcze. Odczekałam może dwie minuty, patrząc przez okno na mijane pola i lasy, a wówczas z toalety wyszła dziewczyna. Ładna, szczupła blondynka z dyskretnym makijażem. Swoim efektownym wyglądem i ubiorem na pewno przyciągała wzrok mężczyzn. Spory dekolt w rozpiętej bluzce pokazywał nawet brzeg stanika. Bardzo odważnie jak na tamte czasy. A dzisiaj? Chi, chi... Krótka spódniczka eksponowała długie, ładnie opalone nogi. Dziewczyna wyglądała na 26, może 28 lat. Umiała zadbać o siebie i potrafiła wyeksponować atrybuty swojej urody. Zapamiętałam sobie to spostrzeżenie.

*

– Przepraszam, gdzie jest „Wars”? – zapytała, widząc mnie. Wskazałam jej kierunek. Podziękowała uśmiechem i skinieniem głowy, a potem ruszyła na zakupy. Zupełnie nie czuła się zdeprymowana tym, że wiedziałam o ich potajemnej schadzce.

– No, chyba już wszyscy? – mruknęłam do siebie, rozeźlona długim oczekiwaniem i szybko weszłam do toalety. Kiedy wracałam do swojego przedziału, dostrzegłam kochliwą parkę siedzącą w innym przedziale. Przystanęłam na moment. On pochylony siedział przy drzwiach i płynnie po niemiecku rozmawiał z mężczyzną siedzącym naprzeciwko niego. Z kolei ona zajęła miejsce przy oknie. Głowę opierała na ramieniu swojego partnera. Był w jej wieku. Oparła dłoń na jego udzie. Chłopak trzymał  w ręku polski tygodnik. Rozbawieni rozmawiali o jakimś artykule, wskazując palcami szpaltę w tygodniku. Pod oknem siedział trzydziestoparoletni mężczyzna. Bez skrępowania przyglądał się dziewczynie.

– No, nie! W pociągu! – byłam bardziej była zdegustowana tupetem dziewczyny niż miejscem, gdzie para uprawiała szybki seks. – Ekspresowy seks w ekspresie! – śmiałam się w duchu. Mojemu nagłemu rozbawieniu podejrzliwie przyglądali się inni pasażerowie. Zignorowałam ich. – Pewnie musiał jej sporo zapłacić za taki numerek. Ale wydatek na bilety swoje i chłopaka na pewno dziewczyna odpracowała. A Niemiec dobrze zaczął podróż, chi, chi...

Śmiałam się, bawiłam za każdym razem, kiedy przypomniałam sobie sytuację w pociągu. Wspomnienie zdarzenia zawsze wprawiało mnie w dobry humor. Ale było coś jeszcze... Po namyśle obiektywnie przyznałam, że mimo wszystko podziwiam dziewczynę za przedsiębiorczość. Kto wie? Może chłopak był równocześnie jej opiekunem?  

*

To nie było najważniejsze, ale w Berlinie odważyłam się wejść do sex-shopu i kupiłam kilka tanich czasopism porno. Były przecenione, oczywiście. Zaskoczyła mnie miła i pomocna sprzedawczyni. Strasznie się potem bałam, ale na szczęście nikt nas w pociągu nie kontrolował aż tak dokładnie. Nigdy więcej nie handlowałam pornosami! Na wyprzedaży w którejś z galerii handlowych kupiłam trzy bluzki i dwie pary dżinsów. Wszystko sprzedałam w zasadzie od ręki. I jeszcze dobrze na tym zarobiłam! Najbardziej zaskoczyło mnie, że dziewczyny, niby tylko na wszelki wypadek, ale złożyły u mnie kolejne zamówienia! Od mojego powrotu minęło już trochę czasu, ale...

Musiałam, musiałam tam wrócić! Za wszelką cenę! Chciałam żyć tak samo jak oni! A przynajmniej lepiej, znacznie lepiej niż dotychczas. Komfort, dostrzegany w drobnych rzeczach używanych przez berlińczyków na co dzień, w kraju był dla mnie i większości Polaków nieosiągalny.

Nagle, chociaż był to dłuższy proces, życie w Polsce zaczęło mnie irytować. Pierwsze dni, nawet tygodnie jeszcze były fajne. Rozmowy z rodzicami, prezenty, wspominanie pobytu w Berlinie w gronie koleżanek i znajomych, używanie kosmetyków i odzieży, którą przywiozłam. Rozkoszowanie się słodyczami. I te kolorowe opakowania... Z czasem kosmetyki spowszedniały i skończyły się, a odzież opatrzyła, chociaż nadal chętnie z niej korzystałam. Przyszła codzienność. Bardziej szara i dotkliwa niż sądziłam. Dobrobyt był tylko coraz bardziej zacierającym się wspomnieniem. Nadal nie narzekałam na nadmiar pieniędzy.

– Wyjadę! – zdecydowałam.

I rozpoczął się październik, a wraz z nim studia. Zawzięłam się. Kosztem wolnego czasu systematycznie doskonaliłam język niemiecki. Początkowo byłam wręcz nadgorliwa. Później mój zapał malał, a rygory studiów też zrobiły swoje, ale mimo tego w miarę regularnie korespondowałam z ciotką. Serdecznie podziękowałam za możliwość pobytu, gościnność i poświęcony czas. Ku mojemu zaskoczeniu na pierwszy list odpowiedziała od razu. Chyba grono jej koleżanek nie było zbyt liczne, a z mężem nie rozmawiała o wielu sprawach. Z czasem stawała się coraz bardziej otwarta. Mnie mogła wyżalić się. Nie lubiłam pisać listów, ale ciotce starałam się odpowiadać od razu. I tak każdy potem był w drodze tydzień, chociaż na ogół jeszcze dłużej. Opisywałam naszą codzienność, wymieniałyśmy się przepisami, ciotka chętnie wspominała życie w Polsce, które we wspomnieniach było bardziej kolorowe niż moje, a wiosną... Wiosną zdołałam wyprosić zgodę na przyjazd w wakacje! W odpowiedzi obiecałam, że nie będę zbytnim obciążeniem dla nich. Nie napisałam ciotce tylko o dwóch rzeczach: o zamiarze znalezienia pracy i niechęci do seksu z jej mężem.

– O, cholera! – zamarłam, a potem wyprostowałam się nad prawie skończonym listem. Właśnie wpadłam na genialny pomysł!

*

Studenci na stomatologii byli różni. Generalnie przeciętny stopień zamożności, jednostki nawet starały się dorabiać. Kiedy oni sypiali? Nie miałam pojęcia. Inni dostawali stypendia. I ekstraklasa: kilka dziewczyn było z innej bajki. Studiowały, bo tak chciały one albo ich rodzice, ale nie przejmowały się wynikami. Ot, sposób na przedłużenie beztroskiej młodości. Kosztem rodziców, ale skoro było ich na to stać? W wakacje wyjeżdżały za granicę: Czechosłowacja, NRD, Węgry, Burgas albo Złote Piaski w Bułgarii, Jugosławia. Niektóre nawet wyjeżdżały na Zachód! RFN, Austria. Z rodzicami albo same na wczasy. Przynajmniej dwie miały rodziny za granicą: RFN, Francja. Te wyjeżdżały na dłużej i wiedział o tym prawie cały rocznik. Ależ im wtedy zazdrościłam! Zresztą od razu zauważyłam, że ubierają się w ciuchy z „Pewex”-u lub przywożą sobie z Zachodu.

Ja w wakacje powinnam pomagać rodzicom w gospodarstwie. Jednak jeszcze zanim rozpoczęłam studia, rodzice zdecydowali się sprzedać gospodarstwo i przenieść do pobliskiego miasteczka. Od państwa ‘dostali’ mieszkanie w bloku. Rodzice podjęli pracę, a już po roku dostali telefon! W tamtych latach uznano to za wręcz błyskawiczne załatwienie podania. Tłumaczono, że to przywilej wiążący się ze sprzedażą gospodarstwa na rzecz PGR.

Stanęłam przed lustrem. Długo krytycznie przyglądałam się temu, co zobaczyłam. Zdjęłam bluzkę, stanik. W końcu stałam tylko w majtkach i rajstopach. Zdesperowana, żeby poprawić efekt, założyłam buty na obcasie.

– Hm, jest jak jest – mruknęłam. Uznałam, że konieczna będzie pewna korekta.

Od dawna rozważałam ten pomysł. Byłam zdesperowana. I właśnie podjęłam decyzję. Definitywną. Westchnęłam z ulgą, ulżyło mi.  

*

– „Średniego wzrostu szatynka, 21 lat, studentka, niebieskie oczy, przy kości, duży biust, sympatyczna, bezpruderyjna, z poczuciem humoru. Możemy korespondować w języku niemieckim” – tak scharakteryzowałam siebie, wzorując się na innych ogłoszeniach. Wszystko zgadzało się, tylko wiosną przefarbowałam włosy na blond. Później, po kolejnych wizytach u fryzjerki, wyglądały znacznie korzystniej. Obiektywnie uznałam, że zyskałam na zmianie koloru włosów.

W ogłoszeniu podałam również narodowość i wyjaśniłam, że szukam mężczyzny do spotkań w Berlinie. Bezpłatny anons umieściłam w niemieckim tygodniku. Potem jeszcze w dwóch. Po dwóch tygodniach do tych samych redakcji wysłałam ten sam anons jeszcze raz. Redakcjom podałam adres Basi, Polki mieszkającej w Berlinie, którą poznałam w trakcie nieudanych poszukiwań pracy w zeszłym roku. Uzgodniłyśmy kwotę za korzystanie z jej adresu. Nie była zbyt duża, ale jednak. Pieniądze zaoszczędziłam z prezentu, który otrzymałam od ciotki. Kupiłam znaczki i aż trzy duże koperty na przesyłkę do Polski. Nawet koperty były u nich solidniejsze niż te nasze. Zaadresowane koperty z naklejonymi znaczkami zostawiłam u Basi.

– Optymistka – uśmiechnęłam się do siebie. – Tylko trzy? Może trzeba było od razu zostawić tuzin? – sarkazmem gasiłam własne wątpliwości.

Byłam tak zdesperowana i zdecydowana, że nawet zapytałam dziewczynę, ile kosztowałoby zamieszkanie u niej. Ta jednak od razu odmówiła, bo miała chłopaka. Domyśliłam się, że koleżanka za bardzo obawiała się mojej konkurencji i dlatego zrezygnowała z dodatkowego zarobku.

Na studiach miałam tylko jeden problem – pieniądze. Nic nowego. Typowy dla większości studentów. Zawsze ich brakowało, zawsze sprawiały kłopoty przy osiąganiu celów, były przeszkodą przy zakupach, ograniczały imprezowanie. Ba! Zdarzało się, że ich brak uniemożliwiał nawet kupienie tanich posiłków w studenckiej stołówce.

Pieniądze uzależniały mnie od rodziców. Jednak zgodzili się pokryć koszt nauki języka niemieckiego. Wytłumaczyłam to wysokimi wymaganiami lektorki na studiach. Potem pytali już tylko o postępy i zaliczenia. Dziwili się, że w uczelni wymagają nauki drugiego obcego języka. Jakoś wyłgałam się.

*

Właśnie przeglądałam otrzymane odpowiedzi na anons. Mile zaskoczyła mnie ich liczba. Było ich naprawdę dużo! jedna koperta i kilkadziesiąt listów! Co za radość! Powiew Zachodu! Na wierzchu ułożyłam te, w których był numer telefonu i zdjęcia. Oraz te, w których autorzy proponowali konkretną sumę i inne warunki.

– Żeby zyskać, trzeba najpierw stracić – zacytowałam starą sentencję i ciężko westchnęłam. Zdecydowałam, że będę dzwonić do mężczyzn wieczorem i umówię się z tym, który zaproponuje najwyższą kwotę. Byłam w stanie szybko umówić się, czyli nawet z miesięcznym wyprzedzeniem, bo akurat do Berlina dojazd był dogodny w porównaniu z całą resztą Zachodu. Do Berlina nie potrzebowałam wizy i już wiedziałam, kiedy i jak długo trzeba stać po paszport. W najgorszym przypadku, gdyby facet mnie oszukał, mogłam przenocować na dworcu, ewentualnie u ciotki, i do kraju wracać pierwszym pociągiem. Rodzicom obiecałam zwrócić pieniądze za telefon z tego, co zarobię w studenckiej spółdzielni, więc nie protestowali. Ale zadowoleni też nie byli. Nigdy nie widzieli tak wysokich rachunków za telefon. Tłumaczyłam, że mam szansę w wakacje pracować jako opiekunka dziecka albo sprzątając mieszkania. Wcale nie zadowoliłam rodziców takimi argumentami.

*

Trzeci dzień rozmów, szósty telefon, szósty facet. Już serce nie skakało mi do gardła, dłonie nie pociły się, nie irytowałam się swoją wymową, a warunki przedstawiałam dość płynnie, bez zacinania się. Rozmowę kończyłam po kilku minutach, kiedy uzyskałam najistotniejsze informacje. Ich odpowiedzi trawiłam dłużej, bo jednak żywy język brzmiał inaczej niż ten na konwersacjach. Nie prosiłam o powtórzenie odpowiedzi, tylko pytaniem upewniałam się, czy tak brzmiała jego odpowiedź. Przepraszałam za krótką rozmowę, ale otwarcie tłumaczyłam się wysokimi kosztami międzynarodowych rozmów telefonicznych. Kiedy mężczyźni proponowali, że zadzwonią, wybranym podawałam numer do akademika i ćwiczyłam z nimi zwrot: „Proszę drugie piętro” i drugi: „Proszę Blankę, pokój 210”. Na każdym piętrze był telefon bez tarczy. Tylko do odbierania rozmów. Narzucałam też porę telefonowania. Wymówienie numeru pokoju to był dla nich dramat, ale z kolei mieszkańcy piętra szybko zorientowali się do kogo są telefony rozmówców posługujących się niemieckim. Poza tym na piętrze mieszkała tylko jedna Blanka. Po jakimś czasie wystarczało krótkie „Bitte, Frau Blanka”. A poza tym dyżurowałam o umówionej porze.

Ciekawskim wyjaśniłam, że z pomocą dalekiej rodziny w Niemczech załatwiam sobie pracę – opieka nad domem albo regularne sprzątanie. Stąd telefony z pytaniami.

– Bo jestem tańsza niż Niemki – wyjaśniałam zaciekawionej koleżance z pokoju. – I będę mieszkać u ciotki. – Tym argumentem kończyłam większość rozmów, gdy pojawiały się prośby o pomoc w znalezieniu podobnej pracy.

– Ty, a mnie też mogłabyś załatwić taką pracę? – Mariola od razu stała się rozmowniejsza.

– Jeżeli będę na miejscu, to dam ci znać. Obiecuję – uśmiechem potwierdziłam obietnicę. – A co tam! Wiele rzeczy mogę obiecać. – Wiedziałam, że załatwiając komukolwiek pracę, natychmiast miałabym masę ‘znajomych’ w akademiku. – Ale po co mi tacy niby-znajomi? – nie łudziłam się trwałością takich kontaktów.

*

– Hej, Blanka! Co słychać? – Mirek, kolega z roku, dogonił mnie przed aulą.

– A, dzięki. Jakoś leci.

– Może poszłabyś na imprezę w sobotę?

– Czy ja wiem? Zobaczymy. Mam sporo nauki.

– OK, przypomnę się. Cześć!

– Cześć... – domyślam się, że informacja o losach mojego chłopaka rozeszła się i są chętni na moje ciałko. Wracam do akademika. Jestem wcześniej niż zwykle. Jakiś błąd w planie i przeniesiono nasze ćwiczenia. – Efekt zmiany prowadzącego co cztery tygodnie – mruczę pod nosem. Już trzymam klucz, ale naciskam klamkę i drzwi... otwierają się. Wchodzę do pokoju. Prawie wypuściłam klucze z ręki!  

Obcy mężczyzna stoi przy tapczanie w rozpiętej koszuli i z rozpiętym rozporkiem, a naga Mariola klęczy na tapczanie. Nieznajomy trzyma jej głowę i rżnie moją koleżankę w usta! Jak mocno! I sapie! Mężczyzna odwraca głowę w moim kierunku, patrzy zaskoczony. Kiedy mija efekt zaskoczenia, uśmiecha się do mnie. Zachęcająco kiwa dłonią. 

Równie zaskoczona szybko wchodzę i zamykam drzwi.

– Och! Prze-pra-szam! – w końcu wypowiadam to słowo. Szeptem. Jestem zaskoczona i nieporadnie próbuję wycofać się.

– Wchodź! Wchodź! Będzie weselej – zachęca mnie. Nie wygląda na skrępowanego. Cały czas tkwi w jej ustach.

Mariola patrzy na mnie przestraszona. Spłoszona moją obecnością, chce cofnąć głowę. Mężczyzna reaguje dość obcesowo:

– A ty co? Czekaj aż skończę! – znowu chwyta jej głowę obiema rękoma i intensywniej rusza biodrami. – Zapomniałaś, jak się umawialiśmy, co? – mocniej uderza biodrami. Mariola dławi się.

Nie wiem, co mam zrobić. Nie mam ochoty na seks-teatrzyk. Zwłaszcza, gdy w głównej roli widzę koleżankę z pokoju. Pospiesznie odwracam się. Chcę wyjść. Nie zdążyłam położyć dłoni na klamce, gdy słyszę:

– Zostań! – mężczyzna osadza mnie surowym głosem. – Siądź i zaczekaj! Zaraz kończę! Musimy pogadać! – wycofuje penisa.

Mariola ciężko oddycha. Nie patrzy w moim kierunku. Mężczyzna popędza ją, klepiąc w tyłek. Dziewczyna, klęcząc wypina pośladki i opiera się na rękach. Facet w butach staje na tapczanie i grubym penisem płynnie wchodzi w nią od tyłu. Stoję sztywna z wrażenia i patrzę jak spółkują. Mariola jęczy, rzęzi, piersi kołyszą się, pochyla głowę i napina mięśnie, żeby znieść jego siłę. Facet mocno wali biodrami o jej pupę. Odgłos świadczy o tym, że jest bardzo mokra. W końcu dziewczyna nie wytrzymuje i kładzie głowę na tapczanie. Twarz skierowała w moim kierunku. Spotkałyśmy się wzrokiem. Od razu zamknęła oczy. Jęczy coraz głośniej. Nagle facet nieruchomieje. Wychodzi z niej, schodzi z tapczanu, masuje penisa.

– Chodź tu!

Podnoszę głowę. Zmęczona i podniecona Mariola klęka i patrzy na kochanka, a on tryska na nią spermą. Dziewczyna zamyka oczy.

– Ty, słuchaj! Nie chciałabyś tak się zabawić? Masz ochotę? – facet kieruje te słowa do mnie.

– Ja? – czuję się jak uczennica wywołana do tablicy. – Nieee. Nie, dziękuję – odpowiadam prawie szeptem. Jestem speszona i zaskoczona tym, co zobaczyłam. – Dobrze, że przynajmniej korzystali z jej tapczanu. – Nadal stoję w tym samym miejscu, z torbą i kluczami w rękach.

Facet porusza jeszcze biodrami, kiedy Mariola posłusznie obciąga mu. Po jej twarzy ścieka sperma. Cały czas klęczy na tapczanie. Dziewczynę wyraźnie deprymuje moja obecność. Prawą ręką facet zachłannie miętosi raz jedną, raz drugą pierś. W pewnym momencie nieruchomieje:  

– Eeech... Świetnie! – wzdycha głęboko i wycofuje penisa z ust.

Mariola wyciera usta, a on zadowolony chowa lekko zwiotczałego penisa w slipy i zapina spodnie. Potem zapina koszulę. Rozsiada się na tapczanie. Chwyta Mariolę za pierś i przyciąga do siebie. Dziewczyna posłuszni przysuwa się i kładzie tuż przy nim. Kuli się, unikając mojego wzroku, a on maca pierś i w milczeniu patrzy na mnie.

– Słuchaj, pogadaj z... Mariolą. Właśnie. Mnie się podobasz. Chętnie skorzystam, jeżeli będziesz zainteresowana. Zresztą, nie muszę być tylko ja – patrzy na mnie taksującym wzrokiem. – Finansowo będziesz zadowolona. No, pogadajcie sobie, a ja będę już leciał.

Z krzesła zabiera elegancką marynarkę, sprawdza klucze, portfel. Miga breloczek z kluczami do bmw. Rzuca okiem na stolik. Podążam za jego wzrokiem. Na serwetce leży telefon. I banknoty. Sięga po telefon i wychodzi. Od drzwi uśmiechnięty kiwa nam dłonią i rozluźniony mruga porozumiewawczo:

– Do następnego razu. Cześć!

Cisza. Milczymy obie. Mariola chusteczka higieniczną ściera spermę z twarzy.

– Wiesz... – wzdycham ciężko. – Chyba musimy pogadać – próbuję zacząć.  

Mariola zakłada szlafrok, wkłada klapki, bierze ręcznik, mydło, szampon i bez słowa wychodzi do łazienki.

– No, to pogadałyśmy.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze

W4825/04/2019 Odpowiedz

Świetnie piszesz, aż mnie rozdygotalo, to jest naprawdę dobre. Gdybym tylko ja tak umiał pisać 🙂 Pozdrawiam

Tomnick25/04/2019 Odpowiedz

Dziękuję za miłe słowa, jeżeli to nie ironia.
To nie jest moja rada, dlatego przytaczam: dużo codziennie czytać, dużo pisać i tylko 10% swoich materiałów upowszechniać. Pozdrawiam :)

W4828/04/2019 Odpowiedz

A gdzie reszta?

Tomnick30/04/2019 Odpowiedz

Reszta do kosza... :)


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach