Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Blanka, cz. 3.

Część 3.

Jak pracowita pszczółka, katalogowałam wszystkie listy, żeby nie korespondować z tymi, którzy nie rokowali nadziei na zarobek lub dwukrotnie nie wysyłać zdjęcia tej samej osobie. Zdarzało się, że mężczyzna, któremu odmówiłam, pisał ponownie. Po przykrym doświadczeniu, takie listy lądowały w oddzielnej teczce. Nigdy ich nie otwierałam. Niszczyłam, kiedy zebrało się zbyt dużo. 

Z częścią mężczyzn regularnie korespondowałam. To też podnosiło koszty, o których nie pomyślałam. Pisanie listów było bardzo czasochłonne, a ja nie narzekałam na nadmiar wolnego czasu. Studiowałam! Nawet jeszcze schudłam, ale to był efekt przepracowania i przemęczenia. Na moje ogłoszenia otrzymałam przecież prawie dwieście odpowiedzi! Jakoś musiałam nad tym zapanować. I wybrać najbardziej obiecujące oferty.

Czas wolny zamieniłam na korespondencję w języku niemiecki. Weekendy były fajne, bo dłużej spałam, a Mariola wsiadała w PKS i jechała do rodziny. Pokój miałam dla siebie. Wówczas zamykałam drzwi na zamek i spokojnie zajmowałam się odpisywaniem potencjalnym klientom. Z czasem nabrałam pewnej wprawy. Przy okazji korespondencji doświadczyłam, jak bardzo różni się mój ‘szkolny’ niemiecki od używanego na co dzień w RFN.

*

Studia studiami, ale czasami wychodziłam z koleżankami na jakąś imprezę. Musiałam odreagować monotonię tygodni w uczelni. Andrzej był tylko w listach, a ile mogłam je czytać i zamartwiać się? W marcu w sobotę we trzy ruszyłyśmy na dyskotekę w uczelnianym klubie. Trzy, bo Mariola, moja sąsiadka z pokoju, jak zwykle pojechała do domu. Kilka godzin muzyki, tańca, paplaniny o wszystkim i alkohol. Koledzy ze stomatologii też nie mieli ochoty siedzieć dłużej, a minęła dopiero druga w nocy. Młoda godzina, ale podczas tygodnia nie sypialiśmy zbyt dużo. Plan zajęć też nie ułatwiał studiowania. Już niedziela, a to czas intensywnego przygotowywania się do zajęć, więc... wracałyśmy razem z czterema kolegami. Pożegnaliśmy się na pierwszym piętrze. Sama dotarłam na drugie piętro, trochę szumiało mi w głowie. Weszłam do pokoju, zapaliłam tylko lampkę na biurku. Zdjęłam płaszcz, czapkę, buty. Rozpięłam bluzkę, zdjęłam spódniczkę. Tak mnie ‘rozgrzał’ alkohol. Z ulgą usiadłam na tapczanie. Minęła trzecia. W ciszy, jaka panowała w akademiku, dopiero poczułam zmęczenie.

*

Delikatne pukanie do drzwi i energicznie wchodzi Mirek. To jeden z chłopaków z naszego roku, z którym wracałyśmy z dyskoteki.

– Cześć! Wiesz, pomyślałem... – milknie, bo właśnie dostrzega moją rozpiętą bluzkę i piersi wystające ze stanika.

Sądziłam, że to któraś z koleżanek. Zaskoczona jego obecnością, patrzę na niego milcząco. Próbuję zasłonić biust, zapinając choć jeden guzik bluzki. Kocem zakrywam gołe udo. Palcami stóp dotykam parkietu.

– Nie, nie! Świetnie wyglądasz – mówi ożywiony i siada koło mnie.

– O co chodzi?

– Wiesz, tak szybko pożegnaliśmy się. A ja... jeszcze miałbym ochotę pobyć z tobą trochę – głaszcze mnie po udzie.

– Daj spokój jestem zmęczona – oponuję, odpychając dłoń, ale czuję rosnące ciśnienie.

– Ej, nie bądź taka – teraz głaszcze mnie po ramieniu i dłoni.

Cofam dłoń.

– No, Blanka. Noc jeszcze młoda. Twojej koleżanki nie ma...

– Mirek, idź już. Chcę się położyć.

W ogóle nie zrażają go moje protesty i chłodne przyjęcie.

– Blanka! Tak traktujesz miłego gościa? – prawie przytula się do mnie.

Odsuwam się. Chwila ciszy i chłopak nagle łapie mnie za kark i zaczyna całować. Szarpię się, ale jest silniejszy. Alkohol zrobił swoje i moje ruchy nie są zbyt stanowcze. On też wypił, ale jest znacznie silniejszy niż ja. Podniecenie jeszcze dodaje mu sił. Prawą rękę zanurza mi pod bluzkę i energicznymi szarpnięciami ściąga ją z lewego ramienia. Próbuję protestować, ale on całuje mnie. Dokładniej: dociska usta. Prawa ręka zsuwa się na plecy i sprawnie rozpina mi stanik. Za chwilę czuję, jak ta sama ręka ciągnie stanik na szyję, a lewa ręka nadal ściska mi kark. Kiedy ja szamoczę się i próbuję wyrwać, on staje się agresywny. Nagle pcha mnie na tapczan. Upadam na plecy. Nabieram powietrza, żeby wrzasnąć, ale jest szybszy. Znowu przywarł ustami do moich ust. Prawie zdołał zdusić mój krzyk. Za głową zebrał stanik w lewą rękę, skręcił go i zaczyna mnie... dusić! Jestem zaskoczona i przerażona. Brakuje mi powietrza. Leży na mnie, ciągnie za głową stanik, łokciem tej samej ręki przyciska moją prawą rękę. Nie mogę jej uwolnić. Prawą szarpię moją lewą rękę, bo próbuję podrapać go po twarzy. Nagle opiera się na lewym łokciu i podnosi. Boleśnie uciska moją prawą rękę.

– Mam wolną lewą rękę! – triumfuję.

*

W tym momencie otwartą dłonią uderza mnie w twarz! Cios jest tak silny, że moja głowa odskakuje w bok, a ręka bezwiednie opada. Jestem oszołomiona i zdezorientowana. Już nie próbuję podrapać go. Szumi i dzwoni mi w uszach. Chłopak szarpie moje rajstopy i majtki. Leżę zdezorientowana. Zobojętniałam. Znowu szarpnięcie rajstop. I kolejne. Czuję chłód. Mirek właśnie ściągnął ze mnie rajstopy i majtki. Kolejnym szarpnięciem ściągnął je ze stopy. Szybko kładzie się na mnie i majstruje przy spodniach. Zbieram resztki sił i znowu próbuję wyrwać się. Wtedy łapie moje ręce i kładzie nad głową. Nadgarstki boleśnie ściska lewą dłonią. Leży na mnie i wolną prawą dłoń kładzie na moim kroczu. Wkłada palce do pochwy.

– Nie! – krzyk znowu zablokował pocałunkiem. To zabrzmiało bardziej jak prośba, błaganie, a nie krzyk. Nie mam siły nawet na porządny wrzask. Jednak mój słabnący opór też podnieca go. Jest coraz bardziej gwałtowny. Brutalny. Rżnie mnie już trzema palcami! Nogą rozsuwa moje nogi. Próbuję przeciwstawić się, ale jest silniejszy. Jego brutalność przeraża mnie i paraliżuje.

– Leż spokojnie! – dyszy mi do ucha.

Nie chcę leżeć spokojnie, ale podnosi rękę, i wtedy, przestraszona, kulę się, instynktownie odwracam głowę i zaczynam łkać.

– Nooo! – stęka. – Jeee-essst... – z wysiłkiem wyciska z siebie tę informację.

Patrzy na mnie zadowolony. Triumfuje. Wszedł we mnie. Zaczyna ruszać biodrami. Marnie mu idzie, bo nie jestem wilgotna. Niby po czym? Leżę nieruchomo jak kłoda. Staram się nie patrzeć na niego. Nie walczę z nim, bo nie mam siły. Już boleśnie odczułam, jak bardzo jest zdesperowany. Strach przed bólem skutecznie zniechęca mnie to dalszych protestów. Wepchnął we mnie nawilżonego penisa, ale to z mało. Chwyta mnie za nadgarstki i dalej rżnie.

– Spoko, dziewczyno! Jeszcze ciebie zajadę! – w jego głosie brzmi duma i przekonanie o swoich walorach. Jest zadowolony z siebie. Czuję jak członek twardnieje i rośnie. Dopiero teraz ma pełny wzwód.

– Proszę, zostaw mnie – jeszcze próbuję.

– Cicho! – stęka i nieco przyspiesza. Jest bardzo podniecony. Uderza tak silnie, że aż przesuwa mnie na tapczanie. Dobija do dna pochwy.

Podnoszę nogi, próbuję nieco złagodzić siłę uderzeń. Piętą odpycham się od tapczanu. Chłopak opacznie pojmuje moje ruchy.

– Widzisz! – stęka podniecony. – Podoba się, co? I po co, głupia, opierałaś się? – triumfuje. – Obejmij mnie nogami! No, już!

Kładę na nim nogi. Reaguje, jakbym dodała mu sił. Uderza w szybszym rytmie. W końcu osiąga pewien sukces. Pociera podbrzuszem łechtaczkę, pobudza mnie, więc i pochwa jest lepiej nawilżona. Nie podniecam się takim seksem, ale organizm reaguje na bodźce. Słabo, ale reaguje. Stęknęłam z wysiłku pod jego ciężarem.

– Spoko! Ja jeszcze nie dochodzę! Jeszcze ciebie zerżnę! – trzyma moje nadgarstki w lewej ręce i ściąga mi bluzkę z ramion. Puścił nadgarstki i chwycił mnie za włosy. – Zdejmij bluzkę!   

Leżę nieruchomo. Nie reaguję. Nadal patrzę w bok. Szarpnięcie włosów.

– Zdejmij bluzkę, bo zaboli! – grozi.

– A ciągnij za włosy – w milczeniu ignoruję jego groźby.

– Ostrzegałem! – pociągnął włosy pode mnie, aż oparłam się na głowie i wysoko uniosłam brodę. Bolało. Uderzył mnie w twarz! Krzyknęłam. Znowu łzy napłynęły mi do oczu.

– To tylko ostrzeżenie! Ściągaj bluzkę! Szybko! – warknął. Był podniecony i wściekły. Strach naprawdę mnie paraliżował. Żeby mnie ‘zachęcić’ do posłuszeństwa, wolną ręką ścisnął brodawkę lewej piersi i zaczął nią kręcić jak pokrętłem.

Co za ból! Wierzgałam nogami, kwiliłam z bólu i szybko zdejmowałam bluzkę. Na moje cierpienie reagował cichym śmiechem. Zdjęłam bluzkę. Byłam naga. Z obcym chłopakiem. Dopiero wówczas puścił brodawkę:

– O! Masz fajne cycki! Większe niż myślałem – wystękał komplement między uderzeniami członkiem.

Już więcej nie musiał bić mnie. Za bardzo bałam się bólu, więc byłam posłuszna. Jęczałam, kiedy uderzał penisem. Chciałam, żeby już skończył! Trzymał za włosy i macał pierś. Zmienił układ rąk i dalej rżnął mnie. Teraz już wolniej. W końcu zmęczył się i zatrzymał.

– Nareszcie! – westchnęłam w duchu. Pomyliłam się.

*

– Stań na czworakach! – szarpnął włosy i wyszedł ze mnie.

Posłusznie ustawiłam się tak, jak kazał. Ręce drżały mi, tak była zdenerwowana. Nie odważyłam się zaryzykować głośnego protestu. Dwa razy uderzył mnie. Jeszcze piekł mnie policzek. Ukląkł za mną i wszedł bez problemu. Znowu rżnął mnie w stałym rytmie. Macał piersi, pocierał łechtaczkę, szarpał za włosy, dawał klapsy, ciągnął piersi, czekając aż jęknę z bólu. W końcu zaczęłam teatralnie stękać, jakbym miała mieć orgazm. Podniecił się, coś mówił i nieoczekiwanie wyszedł ze mnie. Dalej klęczałam i opierałam dłonie o tapczan. Szarpnął mnie za włosy i położył na plecach.

– Leż! – stęknął i masując penisa, klęknął przy samej twarzy. Lewą ręką trzymał mnie za włosy. Po chwili skierował penisa na moją twarz. W porę zamknęłam oczy. Wytrysnął. Chłopak syczał. – No, dobra byłaś! – po tych słowach włożył mi kciuki w usta, jednym docisnął podniebie u góry, drugim pod językiem i rozwarł usta. Pozostałe palce położył na twarzy i gardle. Bardzo boleśnie blokował mi szczęki. Prawie położył się na mnie i wepchnął penisa w usta.

Bałam się. Leżałam bez ruchu. Ręce miałam rozrzucone, nogi rozchylone.

– Wyliż go do końca! – wychrypiał. Penis wszedł bardzo głęboko.

– Jeszcze chwila i zacznę dławić się! – przestraszyłam się. Językiem gorączkowo lizałam penisa i wypychałam go. Głośno przełykałam ślinę, wierzgałam nogami, machałam rękoma, ale nie dotknęłam chłopaka. Brzydziłam się nim.

Trzymając mnie za podniebienie, chłopak uniemożliwił mi przymykanie ust. Pod wpływem pieszczoty nieco wycofał się. Dobrze bawił się moim cierpieniem.

*

– Bądź spokojna! Nie pochwalę się przed twoim Andrzejem – uspokajał mnie, kiedy stał obok tapczanu i zapinał spodnie. – Pamiętaj, ty będziesz dyskretna, to i ja nikomu nic nie powiem – chwycił mnie za pierś. Bawił się nią. – Miałaś orgazm?

– Nie zauważyłeś? – odpowiedziałam pytaniem. – Co za kretyn! – Nie mogłam spojrzeć w jego stronę. Nie czułam jego dotyku. Drżącą ręką ukradkiem wytarłam usta.

– Tak tylko pytam – poprawiał koszulę. – Zauważyłem. Niezła jesteś. Trzymaj się! Cześć!

Nie miałam orgazmu. Kiedy wyszedł, zamknęłam drzwi i położyłam się na tapczanie. Rozpłakałam się.

Nigdy z nikim nie rozmawiałam o tym zdarzeniu. Ten chłopak chyba też nie.

*

W końcu wybrałam pierwszego berlińczyka. Zaakceptował moje warunki: kwota, termin przyjazdu, miejsce spotkania, gwarantowany nocleg i zwrot za bilety. Nie chciałam, żeby Stephan przysyłał pieniądze na bilet, bo bałam się, że ktoś na poczcie zwyczajnie je ukradnie. Sporo nasłuchałam się na ten temat od osób, którym rodzina z Zachodu przysyłała paczki albo pieniądze, naiwnie wierząc w uczciwość pracowników naszej poczty.

Z kolei on z rozbawieniem stwierdził, że jestem pierwszą, która nie oczekuje wysłania pieniędzy na bilety i paszport albo wizę, albo pokrycie innych wydatków związanych z podróżą do Berlina. Tym samym przyznał, że już szukał kobiet w ten sposób. To mnie nie interesowało. Ważne było, czy zapłaci i jak mnie potraktuje?

– Polacy nie potrzebują wizy do Berlina – wyjaśniłam mu w trakcie rozmowy telefonicznej. Wówczas zamilkł na chwilę, a później upewnił się, czy dobrze zrozumiał. Domyśliłam się, że jedna czy druga Polka zdołały nabrać go. Ale czy wszystkie były kobietami?

Zdjęcie i rozmowy telefoniczne wskazywały, że to mężczyzna zadbany, singiel, zrównoważony, wykształcony, sympatyczny, stonowany i na pewno dobrze mu się powodzi. I nagle refleksja: Dlaczego w taki sposób szuka kobiety do seksu? I za wschodnią granicą? Rekrutacja do burdelu? Kiedy uspokoiłam się, nie zrezygnowałam z wyjazdu. Poniosłam zbyt duże koszty.

*

Intensywnie wkuwałam kolejne słówka i zwroty. Nosiłam ze sobą notesik ze zwrotami, słówkami i podstawowymi formami czasowników. Jechałam na zajęcia albo z zajęć, miałam dłuższą przerwę między zajęciami, otwierałam notesik i powtarzałam. Szybko mijał czas w trakcie takiej nauki.

Podczas jednej z samotnych sobót miało miejsce jeszcze jedno nieprzyjemne wydarzenie, które skłoniło mnie do wyjazdów w weekendy do rodziców. Zabierałam wtedy kilka książek, listy z Niemiec i u rodziców intensywnie spędzałam soboty i niedziele. Tak, listy z Niemiec, bo panowie deklarowali chęć przyjazdu do Berlina. Rodzice byli zadowoleni, regularnie oglądając mnie w domu i widząc, jak pracuje ich córka. Nie przeszkadzali mi.

Paradoksalnie w ogóle uczyłam się więcej. Przez ostatnie dwa miesiące przed pierwszym wyjazdem to właśnie wizja zarobienia marek tak strasznie mnie nakręcała. Lepiej organizowałam swój czas wolny, bo wiedziałam, że po weekendzie od razu wracam na studia. Nie mogę zawalić żadnego kolokwium z powodu jednego wyjazdu w weekend za granicę!

– Potem będą kolejne wyjazdy – miałam cichą nadzieję.

Koleżanka z pokoju z podejrzliwością przyglądała się moim poczynaniom. Ja nie narzekałam, tylko uczyłam się. I wkuwałam zwroty i słówka. Znajdowałam czas, żeby pójść na basen i aerobik. Marioli nie powiedziałam, że staram się atrakcyjnie wyglądać, czyli nieco wyszczupleć. W akademii medycznej aktywność fizyczna nigdy nie była w cenie. Prochy, owszem…

– Ale ty dostałaś kopa! – kiedyś Mariola nie wytrzymała. – Bierzesz coś?

– E, tam. Mam zaległości, więc nadrabiam – bagatelizowałam swoją aktywność. – Biorę jedynie prochy, żeby nie spać. I tylko czasami – uśmiechnęłam się. Akurat ja nie brałam. Perspektywa wyjazdu i zarobków tak mnie pobudzała. Chamy z roku uważały, że „brakuje mi chłopa”. Nie reagowałam. W oczach niektórych ów dystans do zaczepek jeszcze podnosił moją atrakcyjność.

Przecież chęć osiągnięcia materialnego komfortu i zdobycia kwoty na otwarcie własnego gabinetu sprawiły, że zdecydowałam się na tak drastyczny krok. Od rodziców już nie mogłam oczekiwać większego wsparcia materialnego. Ani teraz, ani tym bardziej po studiach.

Termin wyjazdu był coraz bliżej. Aż zatykało mnie z wrażenia i radości. A ze strachu jeszcze bardziej.

*

Kiedy kupowałam bilet, miałam przeczucie, że popełniam błąd. W chwili słabości chciałam wycofać się z kolejki, ale poniosłam już tak olbrzymie koszty... Wyjazd w ciemno, do mężczyzny, którego znałam jedynie ze zdjęcia i kilku krótkich rozmów telefonicznych. Ale warto było zaryzykować za taką kwotę! Aby wesprzeć samą siebie, przeliczałam, co mogłabym za to kupić albo ile miesięcy mogłaby żyć w kraju za marki zarobione w jeden weekend. Tylko w jeden weekend! Wyjeżdżałam już w kwietniu. Uznałam, że takie rozpoznanie bardziej przyda się niż wyczekiwanie do wakacji.

Poza tym bardzo szybko rosły moje koszty. Wiedziałam, że muszę zainwestować. Wszystko wyliczyłam kilka razy, mimo tego wzrost wydatków przerósł moje przewidywania. Zrobiłam sobie kolorowe zdjęcia. A to sporo kosztowało. Na formacie pocztówkowym trzy albo cztery ujęcia w spódniczce, sukience i w stroju kąpielowym. Za zdjęcia i tę usługę musiałam fotografowi sporo zapłacić. Oczywiście, byłam w peruce. Regularnie chodziłam do kosmetyczki i fryzjerki. Basen i aerobik też kosztowały. Kupiłam elegancką, ale drogą parę szpilek. I ładną spódniczkę. Jeszcze droższą. Widziałam się w lustrze. Bardzo w nich zyskiwałam. Chodziłam na kurs makijażu. Niby nic, jednak swoje też kosztował, ale zdobyłam szereg cennych rad dotyczących makijażu i poćwiczyłam. To były dobrze wydane pieniądze, a korzyści widziałam w lustrze. Tak więc w końcu nie miałam wyjścia. Zapożyczyłam się u koleżanek.

*

Musiałam wyjechać! Pocieszałam się, że niektóre „inwestycje” są jednorazowe, a efekty będą długotrwałe i opłacalne. Jeszcze wynajęłam skrytkę na poczcie. Też kosztowała, chociaż to nie był zbyt duży wydatek, jednak comiesięczny, a studenci, szczególnie w drugiej połowie miesiąca, liczą każdą złotówkę. 

W odstępie dwóch tygodni nadeszły dwie kolejne koperty z listami! To już w sumie pięć! W każdej po prawie czterdzieści listów! Pierwszy i ostatni raz zadzwoniłam do Basi. Obiecałam zwrócić pieniądze już w kwietniu. Ucieszyła się. Tym bardziej, że od razu uzgodniłyśmy termin spotkania.

Dziewczynom obiecałam, że zwrócę im pieniądze w kwietniu, czyli po powrocie z Berlina, ale o wyjeździe żadnej nie powiedziałam. Nie były zadowolone. Co mogłam zrobić? Zostały mi pieniądze tylko na posiłki w stołówce.

*

Wyjeżdżałam! Już niedługo! Mnie samej trudno było w to uwierzyć. I jakoś tak nagle, z dnia na dzień, przestałam cieszyć się wyjazdem.

Coś mnie tknęło i będąc w domu, pod nieobecność rodziców zadzwoniłam do ciotki w Berlinie. Wybłagałam, że gdyby wyjazd z koleżankami na zakupy przedłużył się, to przenocuję u niej. Ciotka starała się brzmieć życzliwie i zgodziła się na jeden nocleg. Byłam zdesperowana, więc nie przejęłam się niezadowoleniem ciotki.

W duchu liczyłam, że gdyby nie udało się spotkanie z Niemcem, to może ciotka sprezentuje mi trochę marek na „zakupy”. Wówczas mogłabym oddać dług dziewczynom. Albo pożyczę pieniądze od ciotki. Powiem, że kupiłam coś ekstra i musiałam pożyczyć od koleżanek, a oddam jej przy następnej wizycie. Takie pomysły targały mną przed wyjazdem. Stawałam się kłębkiem nerwów.

– Na „zakupy”, dziewczyno. Naiwna jesteś... Dobrze będzie, jak ujdziesz z życiem – straszyłam samą siebie, myśląc o spotkaniu z nieznajomym mężczyzną. Zresztą, wcale nie musiałam się straszyć.

*

– Ostbahnhof... Berlin! „Ziemia obiecana” dorabiających i handlujących Polaków – byłam zmęczona podróżą, więc sarkazm i pretensje wylałam również na wszystkich rodaków.  

Zmęczona, z bolącym karkiem wysiadłam z pociągu. Stojąc na peronie, kurczowo trzymałam torbę. W kraju wielokrotnie byłam ostrzegana przed złodziejami i rozglądałam się. Znałam go ze zdjęcia, ale nikogo takiego nie widziałam. Ciśnienie rosło mi. Peron dość szybko opustoszał, pociąg odjechał po kilku minutach. Zostałam sama na peronie. Stałam i zastanawiałam się, co robić. Miałam trochę drobnych, więc zdecydowałam się zadzwonić do ciotki.

– Facet oszukał mnie – powiedziała głośno to, czego obawiałam się. – Gnój! – Westchnęłam po polsku. Nie ulżyło mi. Wyjęłam chusteczkę, ukradkiem otarłam łzy. – Przenocuję u ciotki, a jutro rano wracam pierwszym pociągiem.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach