Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





MW-Ibiza Rozdzial 49 Randka w ciemno

- Złota Rybko?

Złotą Rybką zostałem w wyniku przegranego zakładu i pozostanę nią, póki nie spełnię trzech życzeń Pocahontas

- Tak, kochanie?

- Moim drugim życzeniem jest dowiedzieć się, co zaszło w hotelu.

- Szkoda życzenia, i tak byś się dowiedziała.

- No to mów! Aż płonę z ciekawości.

- Kiedy sam nie wiem, poszukajmy kogoś, kto wie.

*

Jest wczesne popołudnie, całe towarzystwo gdzieś się rozlazło. Właściwie to fuks, że obie nasze fryzjerki były umówione z Antoniem i czekały w pobliżu przystani. Teraz jednak… Antonio przyglądał się Monice i Toli przy robocie (głównie jednak metamorfozie cipki Pocahontas), teraz zabrał je obie do swojego pierdolnika, czyli na dach windy. A Ala zmyła się zaraz po powitaniu.

Pierwszą osobą, na którą trafiamy, jest dziewczyna od sznureczków.

- Poznaj Beatę, dziewczę, któremu wczoraj puściły wszelkie kokardki i hamulce.

- A co to są hamulce? – Śmieje się Beata.

- Jakie kokardki? – Pyta Pocahontas.

- Od sznureczków, w których paradowałaś na tamtej plaży – mam okazję oddać Beacie jej mikrobikini.

- Chyba, że wolisz poczekać, aż przepiorę… - Zawieszam glos, ale Beata wyciąga rękę. Wącha ten kłębuszek.

- Naprawdę je nosiłaś? Nie pachną cipką. – Zerka na gołą cipkę Pocahontas. - Mnie się zaraz przyklejają.

Pocahontas też zerka na swoją cipę. Zresztą wciąż zerka, jeszcze się nie przyzwyczaiła.

- Tola i Monika dopiero co zdjęły jej skalp – wyjaśniam.

- Teraz by się przykleiły – dodaje Pocahontas, a Beata udowadnia swój brak hamulców sprawdzając językiem. Pocahontas nadstawia cipę, Beata liże, a ja ze szczegółami opowiadam Pocahontas, jak to się z nią bawiłem na dyskotece, dzięki czemu Beata ma co wylizywać.

- Tutaj nie musisz się krępować, skarbie – mówię, skutkiem czego Pocahontas donośnie ogłasza swój pierwszy orgazm na S’Espardell.

Niestety w sprawie wyczynów pana Grzegorza Beata nie jest w stanie zadowolić jego córki. Szukamy dalej.

*

Kierując się słuchem trafiamy na Zygmunta, jest z Kaśką. A właściwie w Kaśce.

- Dochodzicie może? Bo sądząc po odgłosach…

A co mamy sobie żałować? Nie jesteśmy w lesie.

- Poczekaj, aż dojdziemy – dodaje Kaśka.

- Czyli mogę wam przerwać na chwilkę? Pocahontas nade wszystko chciałaby się dowiedzieć, jak się spisał jej tatuś. Poza tym jest tu nowa i chciałaby się przywitać. W nowy sposób.

- O! A w jaki?

- Zleź na moment z tej kolumny, to się przekonasz.

- O! Jest chyba większy od twojego! – Entuzjazmuje się Pocahontas na widok błyszczącej w słońcu ogromnej pały, całej pokrytej śluzem.

- Chyba raczej na pewno – przyznaję niechętnie. A Pocahontas się wita. Nasuwa się buzią, krztusi, a potem ujmuje kolumnę Zygmunta u podstawy i zlizuje z trzona to, czego wcześniej nie sięgnęła wargami.

- Przepraszam za zamieszanie, możecie kontynuować – mówię, gdy jest już czyściutki.

 - A ze mną nie pozwolisz jej się przywitać? – Kaśka wygląda na rozczarowaną. Już rozłożyła uda a nawet palcami rozchyliła zapraszająco wargi.

- Z tobą już się przywitała. Poniekąd…

- Świnia!

Popycham lekko zdezorientowaną Pocahontas ku kroczu Kaśki.

- Żartowałem.

A, gdy głowę ma już naprawdę nisko, wciskam jej twarz w to krocze. Tym razem nie żartuję.

- Czujesz się przywitana?

- O tak! Dociśnij jeszcze!

Gdy w końcu puszczam, Pocahontas cała buzię ma w kisielku, oddycha łapczywie.

- Świnia! Złapałeś mnie na wydechu!

Ale oczy jej się śmieją. Choć rzęsy ma posklejane. Kaśka tymczasem kuca nad Zygmuntem, namierza cipą jego kolumnę.

- Możecie zostać i popatrzeć.

- A masz gdzieś pod ręką zatyczki do uszu? Kaśka – zwracam się do Pocahontas – jak szczytuje…

- …Wydaje wysokie „C” – wchodzi mi w słowo Kaśka. – Maciek każdego nowego tak straszy, bo jest o mnie zazdrosny – dodaje, tyłek nieco jej drży, a długie frędzelki muskają czubek kolumny Zygmunta.

Pocahontas ocząt oderwać nie może. Chcę odejść, ale ona przytrzymuje mnie za rękę.

- Ja chętnie popatrzę. W razie czego zatkam uszy. Jeszcze nigdy nie widziałam...

- Pieprzenia na żywo? Poważnie? Biedactwo! No to patrz!

Tyłek opada, frędzle się podwijają. A potem niemożliwie rozciągają, przyklejone do ogromnego, żylastego trzona, gdy Kaśka się unosi. Teraz i ja oczu oderwać nie mogę.

*

- A co do twojego ojca – przypomina sobie Kaśka wyciskając z siebie nędzne coś, co nijak nie przypomina kolumny Zygmunta – to może poszukajmy Robusia. Powinien gdzieś tu być z Majką. Wszystko mi opowiedział, ale nie chciałabym pominąć jakichś istotnych szczegółów.

Podrzuca w dłoni śliskiego flaka Zygmunta.

- Zresztą nic tu po mnie…

*

Z pomocą Kaśki odnajdujemy Robusia i Majkę.

- Twojego staruszka strasznie jarało, że Natka i Majka są moimi córkami. Chyba nie uwierzył, że jednak nie są.

- Bo przecież nie są – podsumowuje Pocahontas.

- Nie bądź taka pewna.

Po czym ze szczegółami opowiada, co się działo w hotelu. Pocahontas wydaje się być rozczarowana.

- Nawet nie poruchał…

- Zbyt był podniecony, ledwie go utrzymałam w dłoni – śmieje się Majka. I wystarczyło parę ruchów… A za chwilę Natce też.

- Miałeś rację, Złota Rybko. Zmarnowałam życzenie.

- Na pocieszenie dostaniesz relację ze spotkania z kontrahentem i jego żoną. Ale to najwcześniej jutro.

- Z jakim znów kontrahentem? I jaką żoną? – Dziwi się Robuś.

- Kontrahentem jesteś ty. A Natka i Majka, twoją żoną. Dziś macie rocznicę ślubu – wyjaśniam Robusiowi, niczego nie wyjaśniając.

- Yyy…

- Tatuś tak przedstawił powody swojego wyjścia dziś wieczorem – oświeca go Pocahontas.

- Prezent! Chcemy prezent z okazji naszej rocznicy – woła Majka w imieniu swoim i nieobecnej siostry.

- Której rocznicy? – pyta Aldonkę.

- Nie mówił. Ale spytam, jak tylko wróci.

*

- Zostało ci jedno życzenie.

- Dużo nad tym myślałam i... Chcę jeszcze pozostać dziewicą.

- Ty i dziewictwo?! Owszem, technicznie nią jesteś. Ale pominąwszy drobny szczegół anatomiczny, jesteś najbardziej rozwiązłą dziewicą, jaką znam.

- Hihihi...  Pochlebiasz mi. A ile ich znasz, tych dziewic?

- Eee... - Liczę szybko w myślach -  chyba jedną.

- Tylko jedną oprócz mnie?

- Jedną łącznie z tobą

- Hahaha... Czyli to żaden komplement. Zaraz, zaraz, dlaczego „chyba”?

- Bo skoro tak często się masturbujesz, to mogłaś się tej błonki pozbawić. Nawet przypadkiem. Nigdy nie wkładałaś sobie niczego głębiej? Marchewki? Ogórka? Banana? Albo szczoteczki do zębów, czy szczotki do włosów?

- Szczotki do włosów?!

- No przecież rączką!

- Rączką, aha. To znaczy nie, nie wkładałam! Jakbyś potrzebował zaświadczenia od lekarza, to poproszę tatusia.

- Sam mogę zajrzeć... Ale jak to, tatusia?!

- On jest lekarzem. Ale nie pracuje w zawodzie, poszedł w biznes.

- Aha, stąd „liznął pierwszej pomocy”

- Ty też mógłbyś liznąć w ramach pierwszej pomocy!

- Znowu?!

- Jak nie ty, to znajdą się chętni.

- Żartowałem, przecież cię lubię. Jesteś taka smaczna...

- Świntuch!

Dalsze słowa zmieniają się w rozkoszne mruczenie w akompaniamencie głośnego mlaskania. Zauważyłem już, że takie i podobne odgłosy dobiegające z okolic krocza dodatkowo ją nakręcają. Sama też jest z tych głośnych, co z kolei kręci mnie.

- No już, już! – Rozchyla te swoje szczupłe uda, dlatego ją słyszę.

- Kiedy mógłbym tak w nieskończoność…

- Ale jest kolejka!

Unoszę głowę. Kilku nagich facetów, a każdy ze sterczącym kutasem, otacza nas ciasno.

Dobrze, że nie o mnie im chodzi…

*

Następnego dnia przed południem przychodzi SMS od Robusia. Znużony nocnymi igraszkami Pan Grzegorz spał jak zabity, ale właśnie się obudził.

- Musimy się zbierać – szepcę do uszka odsypiającej nocne igraszki Pocahontas.

- Kiedy nie chcę…

- Jak myślisz, co będzie, jak ojciec wróci do hotelu i cię nie zastanie? Zacznie pytać, i się dowie, że nie wróciłaś na noc?

Pocahontas w odpowiedzi przewraca się na brzuch i chowa głowę pod poduszkę.

Kładę dłoń na kusząco sterczącym tyłeczku, zanurzam palce w ciepłym rowku, potrząsam – zero reakcji. Potrzebne jest nowe podejście.

- Auć!

Dopiero solidny klaps pomaga.

*

Na przystani żegnam się z Pocahontas, ale nie odpływam, czekam na Roberta z córkami. Po jakimś kwadransie nadchodzi Robuś z córką.

- A gdzie Natka?

- Nie płynie z nami, umówiła się z panem Grzegorzem, że spędzi z nim dzień. Jak tylko on spławi Aldonkę.

- Nie płynę z wami, na razie.

- Czekaj! – Dogania mnie wołanie Robusia. – Natka podjęła działania opóźniające, spokojnie zdążysz uprzedzić Aldonkę.

- Aha, działania opóźniające… To ona wie, jak opóźnić wytrysk? Ale dzięki!

*

Dzięki inicjatywie Natki rozmowa Pocahontas z ojcem jest krótka i owocna:

- Przebieram tu nogami od rana, tato, a ty przychodzisz w południe i mówisz, że znów znikasz na cały dzień? Powiedz mi chociaż, która to była rocznica.

- Yyy…

- No, rocznica ślubu. Przecież świętowaliście rocznicę ich ślubu.

Panu Grzegorzowi nie ślub w głowie. Na jego szczęście Pocahontas również nie.

- To ja idę na plażę, a ty się dalej zastanawiaj. Choćby do wieczora. Pa!

*

Dziewczyna wybiegająca z hotelu prawie wpada na spacerującą opodal Natkę. Rozpoznaje ją natychmiast.

- Dzięki! Później musisz mi wszystko opowiedzieć.

I znika zanim Natka, która nie zdążyła poznać Aldonki, zdąży załapać, że to Aldona i że właśnie zamieniły się tatusiami.

*

Pocahontas wskakuje do motrówki i z miejsca rozpoczyna przesłuchanie Robusia i Majki. Już na S’Espardell wysłuchuje barwnej relacji o dokonaniach swojego ojca do końca i właśnie odreagowuje. Zygmunt ze swoją wielką pałą jest wdzięcznym obiektem, na którym życzyła sobie odreagować. Nie przeszkadzam, przyglądam się tylko. Dopóki nie wtrąca się mój telefon. Nie znam tego numeru, ale prefiks jest polski.

- Pan mnie nie zna, ale właśnie jestem tu z Natalią i ona dała mi ten numer…

Z Natalią? Ach, Natka! To pan Grzegorz, ojciec Pocahontas.

- Tak jakby znam, dziewczęta opowiadały.

Włączam tryb głośnomówiący i macham ręką na Pocahontas. Ona też macha ręką - ma w niej kolumnę Zygmunta. Zostawia chłopaka sam na sam ze wzwodem i podbiega. Mogłaby podejść, ale tak ślicznie jej cycuszki podrygują. A ona jest tego świadoma, jak i tego, jakie to robi wrażenie na facetach. Więc podbiega.

- Tak?

Kładę palec na ustach, jej ustach.

- Świetnie, że pan zadzwonił, panie Grzegorzu, inne dziewczęta się dopytują...

- Ach!

To takie stłumione „ach”; zabrałem już palec, by złapać dziewczynę za tyłek i przytulić, ale Pocahontas zasłania usta dłonią. – Tatuś – mówi bezgłośnie. A tymczasem tatuś nie owija w bawełnę. Żeby wiedział, kto go słucha...

- Nie poznaliśmy się jeszcze, ale Natalia dużo o panu opowiadała. I o S’Espardell. No i powiedziała, że dalej to wszystko z panem załatwiać...

- Miło mi. Rozumiem, że chciałby pan znów poruchać.

- O to, to! Słyszałem, że pan taki bezpośredni. Ja też nie będę owijał w bawełnę.

- Wolałby pan w wargi sromowe?

- Hahaha... Dokładnie tak.  Wie pan, cipka Natalii, to mi się nawet śniła.

- Wierzę, ma ją imponującą. Kiedyś Majka naciągnęła jej te wargi na moim członku, ścisnęła palcami i ruchałem Natkę w te wargi suwając kutasem po łechtaczce. A tak we ogóle, to Maciek jestem, przecież nie będziemy sobie „panować” rozmawiając o cipkach.

- Święta racja. Grześ z tej strony.

- A więc Grzesiu, powiedz, co cię najbardziej kręci, a ja postanowiłam się to zorganizować.

Może to przez to, że nie rozmawiamy twarzą w twarz, a może pan Grzegorz jest taki podjarany, ale robi się szczery do bólu.

- Tego, co mnie najbardziej kręci, nie jesteś w stanie załatwić.

Pocahontas nadstawia ucha, zaraz pozna skrywane fantazje erotyczne ojca.

 - Najbardziej, to chciałbym przelecieć własną córkę – odpala prawdziwą bombę pan Grzegorz.

- O kurwa!  - Wyrywa się córce pana Grzegorza. Na szczęście ten mówi dalej i tego nie słyszy.

- Ja wiem, że Natka i Majka tylko udawały córki Rysia, ale świetnie udawały i bardzo mnie to podniecało. Zwłaszcza myśl, że mógłbym tak z Aldonką...

- No, tego akurat ci nie załatwię, nawet jej na oczy nie widziałem. Ale mam inną propozycję: co byś powiedział na dziewczynę grającą rolę twojej córki? Tyle, że nie mógł byś jej pieprzyć. Z tego co mówiłeś pieprząc córki Rysia, a co mi przekazały wynika, że ta twoja jest jeszcze dziewicą.

- Bo jest! – Odpowiada Grześ stanowczo, a Pocahontas vel Aldonka potwierdza, kiwając głową.

- Ale jak chciałbyś to zorganizować? Przecież od razu poznam, że to nie ona.

- Przychodzą mi na myśl dwie opcje: albo masz zawiązane oczy, albo  zabawisz się z nią w całkowitych ciemnościach. Wszystko oprócz pieprzenia.

- Kiedy moim marzeniem jest ją wyruchać...

- I mieć pewność, że to jednak nie ona? Powiedz mi, Majka i Natka to córki Rysia?

- Nie.

- Jesteś tego pewien? Tak na sto procent?

- No... Nie.

- A widzisz. Zorganizujemy to tak, żebyś nie mógł być absolutnie pewien, że to nie była ona; jak jej właściwie na imię? Bo nie wiem.

- Aldonka. Przed chwilą mówiłem.

- Boże lesisty, poważnie? To znaczy poważnie – Aldona? Bo jeśli nawet mówiłeś, to mi umknęło; skupiłem się na czym innym.

- Nie podoba ci się imię mojego aniołka?

- Nie, no spoko. Najważniejsze, żeby jej się podobało. Tylko mnie zaskoczyłeś. Auć! (dostaję sójkę w bok od Aldonki) Ale – mówię szybko - wracajmy do meritum. Jeśli ją przelecisz, to pozbawisz się tej niepewności, która później nie raz podniesie ci ciśnienie w kroczu – a może przewrotnie podsunęliśmy ci własną córkę!

- Niemożliwe. Przecież nie wiedziałeś nawet, jak ma na imię, skąd byś...

- Myślisz, że ten wypadek z lodami, to był przypadek? Może poznałem Aldonkę wcześniej i zaaranżowałem to wcześniej, żeby wyrwać ją spod twojej kontroli? A teraz stoi tu koło mnie całkiem naga, a jej świeżo ogolona cipka jest tak mokra, że wyślizguje mi się z dłoni? A ma ją mokrą, bo właśnie się dowiedziała, o czym marzy jej tatuś? A nie ma pochwie mojego chuja tylko z tego drobnego powodu, że rzeczywiście jest dziewicą i nie chce tego zmieniać?

- Pierdolisz!

- Skądże, ja tylko podejmuje grę. Wchodzisz?

Po drugiej stronie zalega długie milczenie. Po tej wręcz przeciwnie. Mokra cipa Pocahontas wyślizguje mi się z dłoni ( nie kłamałem panu Grzegorzowi) a jej urocza właścicielka krzyczy:

- Popierdoliło cię?! Chcesz, żebym z własnym ojcem?!

- Szeptem krzyczy, żeby tatuś nie usłyszał. Odpowiadam tak samo:

- Przecież tak to załatwiam, żeby cię nie zdeflorował. Nie chcesz się z nim trochę popieścić? Będziesz miała co wspominać. Pomyśl tylko: wspólne wspomnienia z tatusiem, a żadne się drugiemu nie przyzna, że są wspólne.

Pocahontas zaczyna myśleć i wkurw mija jej szybko.

- Jak skończysz, co zacząłeś, to przemyślę temat i może nawet się zgodzę.

Chwytam ją za tę śliską pizdę i zagłębiam palce w bruździe, pieszczę z wyczuciem, zależy mi na jej orgazmie, a co za tym idzie -  pozytywnym wyniku przemyśleń. Chyba dobrze mi idzie, bo pan Grzegorz pyta, co się dzieje. No to mówię, jak jest, pomijam tylko drobny fakt, że to nad łechtaczką jego córki pracuję.

- Po tym, jak dyszysz, chyba cię nie pozna – szepcę jej do ucha.

- Chyba, że podglądał, jak się masturbuję. Po nim nic nie wiadomo.

- To może spytamy. Oczywiście, jeśli podejmie wyzwanie.

Podejmuje.

- Przekonałeś mnie. Pospołu z tą dziewczyną, której właśnie dogodziłeś. – Śmieje się. – Zapewnij mnie teraz, że to nie moja córka.

- To twoja córka i właśnie zamierzam jej wylizać cipę.

- Dowcipniś! Choć w to lizanie cipy akurat wierzę. Jaką ma?

- Poczekaj chwilkę...

Pocahontas rozstawia szeroko nogi, klękam, przez moment napawam się zapachem sromu po palcówce i szybko liżę. Trzymam telefon blisko, by Grześ słyszał mlaskanie.

- Uch! Wręcz z niej kapało. Twoja córka ma prawdziwie miodną pizdę!

- Weź przestań, bo nie wytrzymam!

- I co, zwalisz sobie teraz? Pomyśl o Aldonce.

- No właśnie myślę, i dlatego.

- Wyprztykasz się,  nic dla niej nie zostanie.

- A, ty o tym... No dobra. Co chcesz o niej wiedzieć?

- Jak najwięcej. Potrzebne mi jej zdjęcia, najlepiej z plaży...

- Hehe, pewnie wolałbyś całkiem nagie, co?

- A masz takie?

Pocahontas zamienia się w słuch.

- A gdybym miał?

- Mógłbym lepiej dobrać dziewczynę, znając wszystkie szczegóły...

- Przyznaj się, chodzi ci o jej cipkę?

- Żebyś wiedział. Nie podstawię ci dziewczyny z bobrem, skoro twoja córka goli krocze na gładko.

- Z tym jest kłopot. Podejrzałem, jak zabiera się za golenie, ale nie wiem: tylko podgoliła, żeby jej włoski z majtek nie wychodziły na plaży, czy może poszła po całości.

- Hmm, czyli nie wiesz...

- Coś mi przeszkodziło.

- Pewnie mama – szepce przytulona do mnie Pocahontas.

- A co byś wolał? Ja ze swej strony polecam taką całkowicie ogoloną. Świetnie się ją liże.

Trzymałbym kciuki za zgodę pana Grzegorza, wszak jego córka, która ma udawać jego córkę, ma ją świeżo ogoloną. Ale trudno mi oderwać dłonie od tych jędrnych cycuszków. Ale pan Grzegorz zgadza się nawet bez tych kciuków.

- To podeślij mi fotki, im bardziej rozebrane, tym lepiej będę mógł dobrać dziewczynę, zaraz podeślę ci maila. A później najlepiej przyjdź z Aldonką.

- Co?!

- Przyjrzy jej się dyskretnie ta dziewczyna. Musi zobaczyć, jak się Aldonka porusza, posłuchać jak mówi... No, poznać ją choć trochę. Przedstawisz mnie córce, jako znajomego, pogadamy o niczym.

- Ty to naprawdę poważnie traktujesz.

- Cóż, idealnie nie będzie, ale przecież chodzi o zasianie w tobie ziarna wątpliwości – a może to jednak z własną córką się wtedy gziłem...

- Gziłem? A to dobre! Niech ci będzie. Kiedy i gdzie?

- Może natknę się na was na plaży? Powiedzmy jutro o dziesiątej?

- Jak ona będzie tylko w bikini? Cwaniaczek!

- Możemy gdzie indziej.

- Nie, nie, na plaży będzie spoko.

Niebawem oglądamy z Pocahontas jej nagie, zrobione z ukrycia zdjęcia przysłane przez tatusia.

- A to świntuch! Pewnie się przy nich zaspokajał!

- Chyba raczej na pewno. O tu ładnie wyszłaś.

- To u mnie w pokoju. Ciekawe, gdzie...

- Zamiast szukać ukrytej kamery, będziesz mogła od czasu do czasu dawać mocne przedstawienie.

- Hihihi… Aż mu sperma uszami pójdzie!

Może i Pocahontas jest zła na ojca za to podglądanie, ale świadomość, jaki uzyskała wpływ  na niego bardzo ją podnieca. A ponieważ Zygmunt i jego kolumna jeż się „zużyli”, ja ogarniam to podniecenie. Niespiesznie

*

- Antonio, pokoje na trzecim piętrze są puste?

- Nie. Są umeblowane. Bo, że aktualnie nikt w nich nie mieszka, to przecież wiesz.

- Wolałem się upewnić. Zajrzymy do paru?

Antonio tylko wzrusza ramionami.

- Tylko wezmę klucze

Trzecie piętro wygląda nawet podobnie, jak w hotelu Aldony, sprawdźmy „jej” pokój.

- Otworzysz sto sześć?

- Hmmm... meble nawet podobne, po ciemku nie do odróżnienia. Wystarczy poprzestawiać... Klamki mają blokady na kluczyk, doskonale, od środka nie otworzy.

- Co ty znów kombinujesz?

Widocznie myślałem na głos. Wzruszam ramionami.

- Coś mi chodzi po głowie, ale za wcześnie o tym mówić. Dałoby się zasłonić okno? Koniecznie z zewnątrz, jakaś czarna folia budowlana, płyta paździerzowa, czy coś. W środku musi być absolutna ciemność.

- Można przejść z sąsiedniego balkonu. Ale po co...

- Czekaj, myślę. Klimatyzacja działa?

- Oczywiście.

- Bo by się podusili.

- Kto?

- No, oni. Zajmiesz się tym zaciemnieniem? Robuś ci pomoże. I wszystkie żarówki trzeba powykręcać. A teraz pomóż mi z łóżkiem.

*

Spotkanie z panem Grzegorzem i jego córką nie do końca przebiega tak, jak to sobie zaplanowałem. Właściwie przebiega z gruntu inaczej.

- Zuzka?!

- Donek?! Donek? Nie wiedziałem, że ma taką ksywkę.

Przy czym Pocahontas jest autentycznie zaskoczona, natomiast Zuzia doskonale udaje.

- To wy się znacie? – Pan Grzegorz i ja wypowiadamy te słowa unisono.

- Trudno, żebyśmy się nie znały, chodząc do tej samej klasy!

Ojciec Pocahontas lekko przybladł. Wiem, co mu chodzi po głowie – jego córka zaraz się dowie, w jakim celu się spotykamy. Jednym słowem - koszmar. Nawet nie wstał, żeby się przywitać. Przysiadam na piasku koło niego.

- Mogą być najlepszymi koleżankami, ale może pan być pewien, że o pańskich niedawnych wyczynach, a zwłaszcza o tych planowanych, Zuzia słowa nie piśnie.

I nawet nie muszę ściszać głosu, radosna paplanina przekrzykujących się dziewcząt zagłusza wszystko.

- Ale czy na pewno?

- Jeśli jej nie przeszkadza, że wieść o jej seksualnych wyczynach rozejdzie się po całej szkole, to nie na pewno.

Pan Grzegorz i tak nie spuszczał wzroku ze skąpo odzianej Zuzi, ale teraz patrzy na  nią z dodatkowym zainteresowaniem. Wprawdzie jej kostium zasłania nieco więcej, niż słynne sznureczki, ale tylko nieco więcej. Zuzia do wstydliwych nie należy, a jedynym powodem, dla którego nie pojawiła się tu ubrana głównie w sznureczki jest fakt, że przynależny sznureczkom skrawek materiału nie byłby w stanie ukryć bujnych blond loczków na cipce. A zgolić ich nie zamierza, zbyt te loczki nam wszystkim się podobają.

- Ona ma takie fajne loczki na cipie, dlatego nosi takie zabudowane majteczki. W przeciwnym razie by wystawały. Te loczki.

I milknę. Zostawiam pana Grzegorza samego z jego kudłatymi myślami na temat tych kudełków. Nawet nie zauważa, że wbiłem mu przy okazji szpilę – w porównaniu z tym, w co ubrana jest jego córka, Zuzia wygląda na nagą… No trudno, może trafi się inna okazja.

- Myśli pan, że mógłbym… - Pyta w końcu pan Grzegorz, wciąż gapiąc się na Zuzię.

- Pobawić się tymi loczkami, rozgarnąć je językiem a potem kutasem, wpychając go do jej ciasnej dziurki? Myślę, że mógłby pan, ale to jej cipka i jej trzeba spytać.

- Nie mógłbym…

- Nie chce pan poczuć, jak te loczki łaskoczą pańskie jaja, gdy Zuzia wali panu konia siedząc mu na udach? Patrzeć, jak pański członek chowa się w tych loczkach, gdy Zuzia pana dosiądzie?

- Już dość, dość! – Ojciec Pocahontas zmuszony jest położyć się na brzuchu, by ukryć nagły wzwód.

- Ułatwię to panu.

- Balbinka? Dobrze pamiętam? Macie z Zuzią ochotę na lody? Chodź, pomożesz mi przynieść dla wszystkich.

- Aldonka – poprawia mnie natychmiast pan Grzegorz.

- Tylko nie biegajcie z tymi lodami, łatwo się potknąć w tym tłoku.

Prawie parskam śmiechem, panu Grzegorzowi najwyraźniej wraca poczucie humoru.

Wyraźnie traci je natomiast Pocahontas, bo mocno obrywam za tę Balbinkę.

*

Gdy wracamy, Grzegorz i Zuzia są już dogadani, a ja wciąż rozmasowuję bok.

Po drodze zdążyliśmy porozmawiać:

- Zuzia naprawdę mnie zaskoczyła. Nie rozumiałem, dlaczego aż tak się naparła, by przyjść tu ze mną. Słowa nie powiedziała.

- Tatuś chyba się nieźle wystraszył.

- A potem mu stanął i już tylko kutasem myśli.

- Dogadają się?

- Z pewnością. To byłby niezły bonus, wyruchać koleżankę córki po igraszkach z córką.

- Hihihi… Jakie lody dla ciebie?

- Ty wiesz…

- Kiedy nie ma gdzie – Pocahontas rozgląda się po zatłoczonej plaży.

- Jeszcze będzie okazja. A tak przy okazji – jak właściwie mam się do ciebie zwracać, bo już się gubię. Aldonka, Aldi, Pocahontas, a teraz jeszcze Donek.

-Mało nie upuszczam lodów, dostawszy kolejną sójkę w bok, tym razem za Aldonkę.

- Tego imienia nie wymawiamy. Donek, to szkolna ksywka. Aldi też. Pocahontas, to coś świeżego i niezwiązanego z imieniem, którego nie wymawiamy.

- Aldi jest krótkie Lubię krótkie.

- A ja długie…

Czyli Pocahontas…

Opowiadam jej o związkach lodów z lodzikiem. Innymi słowy, skąd będzie je zlizywać. Jej ojciec nie zauważa rumieńców na buzi córki, zbyt jest zajęty wymienianiem porozumiewawczych spojrzeń z jej koleżanką. I wydaje mu się, że nikt tego nie zauważa.

*

Trwa randka w ciemno. Czekam na pana Grzegorza w „jego” pokoju. Towarzyszy mi Zuzia. Choć dalej marudzi o samych starcach wokoło, chętnie rozłoży nogi pod ojcem koleżanki. Gdyby miał jeszcze siłę ją przelecieć, oczywiście. Umila sobie oczekiwanie rozkładając je pode mną. 

Wreszcie się pojawia. Mruży oczy w jasnym świetle. Zgrzana, z rozczochranymi włosami i rumianą  buzią. Jednym słowem Pocahontas. Nie jej ojciec. Poklepuję kolano.

- Siadaj i opowiadaj!

- Kiedy… Obraca się i pokazuje tyłek. Z pleców spływa jej między pośladki sperma tatusia.

- Siadaj – powtarzam. – Lubię, jak się laska do mnie klei.

Trzeci raz nie muszę powtarzać. Mości się wygodnie, jej śliski tyłeczek przyprawia mnie o drgnienie w lędźwiach.

- Nie powiem, miła niespodzianka. Co się stało?

- Wziął i zasnął! Jak tylko się spuścił.

Pocahontas zerka na koleżankę.

- Jeśli na coś liczyłaś, to przepraszam.

- Nie twoja wina. Zresztą myśmy tu też nie próżnowali…

- Ile razy? - Pyta Pocahontas

- Ile razy? – Pytam ja, dokładnie w tej samej chwili.

- E, no raz, oszczędzał się dla ciebie – odpowiada Zuzia. – Miał przecież do ciebie pójść, a mnie zostawić z twoim starym.

- Ten był trzeci – odpowiada Pocahontas, wiercąc tyłkiem. Co sprawia, że wzwód się powiększa.

- Ale, Zuzka, skoro wyszło inaczej, możesz pójść do niego. Strasznie by chciał poruchać, ciągle o tym mówił. Jak się obudzi…

Zuzia woli jednak zostać. Przynajmniej na razie.

- Pewnie długo pośpi, a ja chętnie posłucham, jak było.

Pocahontas się rumieni. Łatwiej by jej było wygadać się przed obcą dziewczyną, ale opowiedzieć koleżance z klasy, jak się zabawiała z ojcem…

- Albo pan Grzegorz jest niewyżyty, albo wziął sobie do serca moje rady – stwierdzam.

- Hihihi… A jakie to były rady?

- Jeśli z trzecim razem tak przestrzelił…

Sprawdzam, jak daleko, a potem zabieram lepką od spermy dłoń z pleców dziewczyny. Zdecydowanie bardziej wolę pobawić się jej cycuszkami. Wprawdzie mam je wprost przed oczyma, celują we mnie różowymi sutkami, ale to za mało.

- To jakie to były rady?

- Nie pamiętam.

- Może to poprawi ci pamięć!.

Pocahontas przemieszcza tyłek na moich udach, rozkładając swoje. Umieszcza między nimi mojego nabrzmiałego penisa, przyciska do cipki i znów zaciska uda. Pojawiam się miedzy tymi udami i znikam, gdy porusza dupcią. Jest bosko.

- Teraz to już w ogóle nic nie pamiętam. Źle się do tego zabrałaś.

Pocahontas wzdycha z rezygnacją. Ale nie przestaje kręcić tyłkiem.

- Mało ci było? Trzy razy…

- Za pierwszym razem spudłował.

- Jak to?

- To też skutek twoich rad, których nie pamiętasz.

- Takiej autentycznie nie pamiętam, możesz odświeżyć mi pamięć?

- Gdy tak nachylał się nade mną, zaraz na początku, sięgnęłam i trafiłam prosto na jego członka. Był taki wielki i gorący. Ścisnęłam go mocno. O, w ten sposób, jak teraz ciebie. To tym mnie zrobiłeś, tatusiu? – spytałam. No i spryskał mi całą piżamkę w odpowiedzi.

- Hahaha… piżamkę!

- Przecież sam kazałeś mi ją założyć.

- Żeby przydać sytuacji autentyzmu. Ale nie sądziłem…

- Przecież nie miałam jej za szybko zdejmować. Żeby przydać sytuacji autentyzmu!

- No tak. Ale nie można nazwać tego pudłem. Po pierwsze, to ty celowałaś, po drugie, gdybyś była goła, to spryskałby ciebie, nie piżamkę.

- Od cipki po cycki.

- Sama widzisz. A gdyby mógł zobaczyć to, co ja teraz…

Pocahontas spuszcza wzrok, patrzy tam, gdzie ja, czyli na swoją dłoń powoli polerującą moje berło.

- Też o tym pomyślałam. Mógłby mi nawet zakleić oczko.

- Może kiedyś…

- Może kiedyś.

Czyli Pocahontas dopuszcza możliwość, że kiedyś prześpi się z ojcem bez tych wszystkich szykan. Musiało jej się spodobać.

- A za drugim razem? Trafił?

- Nie mógł nie trafić, miałam go w buzi. Wyssałam z niego wszystko, co do kropelki. Strasznie krzyczał.

- Zuch dziewczyna! Co krzyczał?

- Same bluzgi. Nie byłam dłużna. Ale spoko, głównie szeptem bluzgałam, nie mógł mnie poznać po głosie.

- No a ten trzeci raz? Dlaczego spuścił ci się na plecy?

Spuszczam się w dłoni Pocahontas, gdy wyjaśnia ze szczegółami, jak do tego doprowadziła.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maciej Wijejski

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach