Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Walentynkowe poczecie

Tańczyli na środku klubowego parkietu, pośród świateł migających czerwienią, żółcią błękitem, otoczeni tłumem kołyszącym się w rytm "Never Let Me Down Again". Choć impreza odbywała się - jak głosił internetowy anons - "dokładnie w stylu lat osiemdziesiątych", oboje byli, zdaje się, najstarsi na parkiecie. Dominowali w każdym razie studenci, było też sporo licealistów, zwabionych nawrotem "ejtisowej" mody. Jednak w przyćmionym świetle i w ruchu nie było za bardzo widać, w jakim on i ona są wieku. Nikt w każdym razie nie zwracał na nich szczególnej uwagi, a jeśli już, to z innego powodu.
Ona była w siódmym niebie. Ubrana w konwencji "Lolity" - w wydekoltowaną bluzeczkę, spódniczkę nie sięgającą nawet kolan, a do kompletu w podkolanówki i pantofelki na płaskiej podeszwie - dawała z siebie wszystko. Kiedy wirowała w tanecznych obrotach, jej kasztanowe włosy, ujęte w dwa kucyki, dosłownie fruwały w powietrzu, podobnie jak brzegi spódnicy. Zawsze tańczyła lepiej od niego i niewiele zmieniło się w tej kwestii od 1988 roku, gdy mieli po piętnaście lat. Chociaż ostatnio wziął parę lekcji, nadal nie potrafił jej dorównać. A ona, jakby nie minęło bez mała trzydzieści lat, po dawnemu wzbudzała podziw swym tańcem.
Tego wieczoru już dwóch próbowało mu ją odbić, ale nie pozwolił (ona zresztą też na szczęście zupełnie ich zignorowała). Znał sekret, którego nie znali inni. Gdy pod jego okiem przebierała się w łazience, wraz z niezbędnymi na dworze w lutym ciepłymi rajstopami pozbyła się i majtek. W klubie było dość ciepło, by mogła sobie na to pozwolić. Pamiętał też, że są to jej dni płodne, co dodatkowo rozpala jej temperament, i bez tego wyjątkowo gorący. Widział, jak błyszczą jej oczy; widział pełniejsze niż zwykle usta i wiedział, że to nie zasługa makijażu. Kiedy pod pozorem figury tanecznej ujął kobietę za piersi, były napęczniałe, a brodawki twarde niby kamyki. Wydało mu się nawet, że w krótkim rozbłysku żółtego światła dojrzał maleńką błyszczącą kropelkę spływającą po wewnętrznej stronie jej uda - podejrzewał, że to nie pot.
Nie pozwoliłby jej teraz tańczyć z nikim innym i nie miał zupełnej pewności, czy jego zazdrość jest całkiem bezpodstawna. Choć wiedział, że jest kochany i ufał, że chce mu być wierna, lecz w tamtej chwili nie potrafił zaufać jej rozbudzonemu pożądaniu. Szczęśliwie byli nie tylko najstarsi na parkiecie, lecz także, jako chyba jedyni, zupełnie trzeźwi. Także dlatego, że ktoś musiał potem siąść za kierownicą - jednak był i ważniejszy powód. "Dziecko dostanie dobre geny od nas obojga - powiedziała mu, kiedy planowali dzisiejszy wypad. - Nie psujmy mu tego alkoholem". Nie pili dziś zatem niczego oprócz coli (serwowanej w grubych szklankach z czasów PRL-u, które barman napełniał z butelek z doklejoną nalepką "polo cockta").
Ściany zdobiły czerwone, walentynkowe serduszka, stanowiąc pewien anachronizm - w Polsce lat osiemdziesiątych obchodzenie Walentynek nie było jeszcze w modzie. Poza tym jednak realia epoki zachowano bardzo wiernie. Oświetlenie - żadnych laserów ani krążących smug reflektorów, tylko trójkolorowe lampy, błyskające w takt muzyki. Nawet muzykę didżej - też, zdaje się, młodszy od nich obojga - puszczał z kaset magnetofonowych! Akurat rozpoczął się nastrojowy set, z wielkich kolumn popłynęło "True Colours" Cyndi Lauper. Tańczyli przytuleni, ale miał problem z trzymaniem równego tempa. Nie żeby brakowało mu poczucia rytmu! Po prostu rozpraszało go znacznie szybsze od sekcji rytmicznej tętno kobiety. Czuł je wyraźnie przez jej cienką bluzeczkę i materiał swoje koszuli. Ponadto bliskość jej ciała, odurzający zapach włosów, w nim także wzbudzały coraz mocniejsze podniecenie, tak, że nie potrafił myśleć o niczym innym oprócz tego, co miało się stać.
Poczuł jej usta na policzku, tuż koło ucha.
- Chodź! - usłyszał szept. - Jestem cała gotowa. - Wykonała taneczny obrót i pociągnęła go wolno do hallu, w stronę drzwi łazienki.
Mimo półrocznych starań, wciąż jakoś nie udawało im się począć dzidziusia, którego nagle zapragnęli po czterdziestce (i dwójce sporych już dzieci). Kiedy trzy miesiące niezabezpieczonego seksu okazały się nie wystarczyć, za radą znajomego lekarza postanowił zafundować kobiecie większą dozę adrenaliny, ponoć dobrej na płodność. Szaleństwa w mieszkaniu, obejmujące (pod nieobecność dzieci) łazienkę, następnie pokój córki, a w końcu znów łazienkę, tym razem w domu teściów, nie dały rezultatu, rzecz jasna oprócz genitalnych rozkoszy, z racji wieku częstszych u niej, niż u niego. W styczniu zaskoczył ją więc seksem w klasie szkolnej (oczywiście nie przy uczniach, którym na co dzień wpajała tam język angielski). Tym razem było dobrze obojgu, ale, niestety, nie powstrzymało to kolejnej menstruacji. Łazienka w dyskotece podczas imprezy walentynkowej miała być miejscem kolejnej zwariowanej randki. Niech to się stanie, niech ona wreszcie zajdzie w ciążę! Zanim dojdzie do wniosku, że lepiej, by to upragnione dziecię zrobił jej ktokolwiek, niż nikt.
Zamknął za sobą drzwi toalety. Tu było ciszej. Minęli kabiny WC i weszli do obszerniejszego pomieszczenia z prysznicami, tego, które wcześniej posłużyło za przebieralnię. Jarzeniowe lampy wypełniały pomieszczenie jasnym światłem, odbijającym się od białych kafelków na ścianach.
- Zablokuj drzwi! - przypomniała.
- Nie - odparł krótko, stanowczo. "Jej potrzeba silnych emocji, naprawdę silnych" - dopowiedział w myślach.
Zrozumiała bez słów. Nie odwracając się, weszła na stopień oddzielający podłogę od jednego z brodzików. Tym wyrównała różnicę wzrostu.
Stanął za nią i ujął przez bluzkę jej piersi. Gładził je teraz wolno, w rytmie dobiegającej zza podwójnych drzwi nastrojowej piosenki. Wsunął dłoń pod materiał, czekały tam nabrzmiewające, z twardymi brodawkami, spragnione pieszczot. Nic nie mówiła, wzdychała jedynie, wyginając głowę do tyłu, oddając kark pod jego pocałunki. Jednocześnie wypięła ku niemu pośladki, poruszając nimi zmysłowo w górę i w dół. Był to dalszy ciąg tego, co odbyło się na parkiecie - ich tańca godowego.
Jak na zamówienie, następnym nagraniem było "Justify My Love" Madonny.
- Kopulacja prokreacyjna... - wyszeptała kobieta, było to typowe dla niej "medyczne świntuszenie". - Jestem do niej gotowa, zrób to, bo zwariuję!
Rozpiął spodnie, pozwalając im opaść, za nimi zsunął slipy. Poczuł ulgę, uwalniając się od ich ucisku. Był tak twardy, jak od dawna już mu się nie zdarzyło. Być może sprawiła to ta impreza, a może coś innego, w każdym razie czuł się trochę jak nastolatek. Zadarł jej spódniczkę, a na widok czekających na niego rozkosznie krągłych pośladków poczuł, że on też dłużej już nie wytrzyma. Sięgnął między jej uda i rozchylił palcami wargi - były śliskie, mokre, ociekające. Wprawnym ruchem wniknął w nią - jęknęła, jakby błagając o jeszcze. Ruszał się nie za szybko, nie za wolno, w rytmie nadawanym przez piosenkę, dostosowując siłę pchnięć do reakcji kobiety. A ona chciała coraz mocniej, coraz głębiej. Zawsze dbał najpierw o jej orgazm, ale tym razem chciał, by doszli razem. Dlatego starał się silniej ocierać spód prącia o jej wnętrze, co najbardziej go podniecało. Kobieta była już blisko szczytu, jęczała nieprzytomnie z każdym jego poruszeniem, jak w transie kołysała głową do przodu i do tyłu, cała w tej chwili należała do niego. Jej dominacja w związku, w którym od początku była stroną wiodącą, ustawała całkowicie w chwili orgazmu. Wydała śpiewny, nosowy dźwięk, a jej pochwę ogarnęły rytmiczne skurcze. Przyspieszył ruchy, ale nie dogonił jej. Za bardzo była podniecona; doszła, nim skończył się przebój Madonny.
Przez chwilę trwali w półświadomym przytuleniu, aż ich podniecenie opadło. Mięknąc, wyśliznął się z niej.
- Powtórzymy to za chwilę - szepnęła.
Pozapinał się, ona poprawiła spódniczkę. Doprowadzeni do porządku, wyszli na korytarz. Po jasno oświetlonej łazience wydał im się bardzo ciemny. Ich oczy z wolna przyzwyczajały się do zmiany natężenia światła. Najpierw zobaczyli, że w ich stronę zmierzają dwie postacie - chłopak i dziewczyna. Przy tym świetle nie widać było wyraźnie twarzy, postura jednak wskazywała, że oboje są młodzi. W rękach trzymali pliki jakichś ulotek wydrukowanych na błyszczącym papierze.
- Cześć! - rzekła dziewczyna, wysuwając się naprzód. Mówiła głośno, aby przebić się przez "Here I Go Again" Whitesnake’a. Przemawiała wprawnie, pewnie, nawet z odrobiną rutyny. - Reprezentujemy młodzieżową inicjatywę pod nazwą "Bezpieczne Walentynki, Bezpieczna Miłość". Zwracamy się do was, bo zauważyliśmy, że wchodząc razem do łazienki, nie skorzystaliście z automatu z prezerwatywami. - Wskazała wiszący przy drzwiach toalety przyrząd z przezroczystym okienkiem, prezentującym kilka kolorowych pudełeczek.
- To bardzo ważne, aby o tym pamiętać - włączył się do akcji chłopak. - Niezabezpieczony seks zawsze niesie z sobą ryzyko niepożądanej ciąży. Ponadto stosunek z przygodnym partnerem oznacza poważne niebezpieczeństwo zakażenia chorobami przenoszonymi droga płciową, w tym HIV, na który w dalszym ciągu...
Mężczyzna stał osłupiały, nie wiedząc, jak zareagować. Kobieta natomiast, jak długo mogła, tłumiła chichot, aż wreszcie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- To jest mój stały partner - oświadczyła, przerywając młodzieżowemu aktywiście - a ciąża jest bardzo pożądana.
Chłopiec urwał. Dopiero teraz spojrzał na ich dłonie, zauważając obrączki. Przypatrzył się uważniej twarzom swych rozmówców.
- Przep-praszamy - wyjąkał - nasza akcja nie jest skierowana do państwa.
- Nie ma sprawy! - powiedział mężczyzna. Wziął żonę za rękę, zamierzając wrócić na parkiet. Mijając tamtą parę, dosłyszał jeszcze zawstydzony głos chłopaka:
- Żeby tak się pomylić!
- A bo ciemno tutaj! - odparła dziewczyna. - Nie przejmuj się. Chodź! - Po czym skorzystała z automatu wiszącego przy drzwiach toalety.
"Następny zdominowany przez kobietę" - pomyślał mężczyzna. A potem nagle coś mu przyszło do głowy. Zaprowadził żonę do kontuaru szatni i poprosił do płaszcze.
- Chodź do auta! - powiedział.
- Czekaj, rajstopy! - szepnęła mu na ucho, próbując pociągnąć go z powrotem do łazienki.
- Nie przeszkadzajmy tamtym! - odszepnął. - Daj mi chwilę, podjadę pod same drzwi!
Wyszedł na dwór, gdzie było naprawdę zimno. W niedopiętym okryciu pobiegł do stojącego w kącie parkingu niebieskiego opla. Odpalił stacyjkę, zarazem włączając nawiew ciepłego powietrza. Zatrzymał wóz tuż przed wejściem do klubu. Otworzywszy drzwi, odchylił w przód oparcie przedniego siedzenia.
- Wskakuj do tyłu!
- Ale dlaczego? - zawołała przez uchylone skrzydło oszklonego wejścia.
- Bo tak mówię!
Wsiadła, wyraźnie zaskoczona jego stanowczością. Znów przejął inicjatywę i czuł się z tym coraz lepiej! Jej także chyba zaczynało się to podobać. Widział w lusterku jej wyczekujący uśmiech. Gwałtownie ruszył.
- Wkrótce będziesz w ciąży! - wycedził, skręcając na główną szosę.
Szybko oddalali się od klubu, usytuowanego na peryferiach miasta. Nie pytała, dokąd jadą. Wystarczyło jej, że on wie.
Duży, samotny parking znajdował się o pięć kilometrów dalej, na skraju lasu. Stały tam głównie autobusy, które nie miały nocnych kursów, i parę ciężarówek. Wystarczająco pusto, by nikt nie przeszkadzał, ale przy tym zawsze istniała możliwość, że ktoś ich zobaczy.
- Przygotuj się do zapłodnienia! - rzekł, parkując samochód na wolnym stanowisku między żółtym autobusem i białą ciężarówką iveco. Znów odchylił oparcie fotela obok kierowcy, by przegramolić się na tylną kanapę.
Na szczęście samochód był wystarczająco szeroki. Kobieta stanęła na czworakach, lewą stroną na siedzeniu, prawą na podłodze, nie bez trudu przyjmując pozę samicy gotowej do spółkowania. Pochyliła głowę - oparcie fotela kierowcy nie pozwalało podnieść jej wyżej. Z tyłu spódniczki miała wilgotną plamę, ślad podniecenia. Podciągnęła materiał, zarzucając go na plecy i pokornie obnażając pośladki. Mężczyzna rozpiął spodnie. Sprawdził ręką, czy jest gotowa. Była jeszcze bardziej mokra niż tam, w klubie, przed niecałą półgodziną, więc bez dalszych przygotowań wbił się w nią zdecydowanym ruchem.
- Aaaaiiiiiiiiii! - zaskomliła z rozkoszy. Wysunął się z niej prawie całkowicie i znów wbił penis do końca. - Aahiiiiiiiijjjjjjjjjiiiiiiiii! - wydobył się z jej gardła kolejny miłosny skowyt.
Mężczyzna wchodził w nią raz za razem, nie na tyle brutalnie, by sprawiać ból, a jednocześnie dość mocno, aby i jego podniecenie rosło szybko. Znał dobrze jej reakcje, czuł, że jest podekscytowana wystarczająco na tak gwałtowne ruchy - zaskoczenie, jakie jej sprawił, zrobiło swoje. Dreszcz zbliżającej się rozkoszy wstrząsał jej ciało, wykrzykiwała, że "Tak!", że "Tak!", że "Jeszcze!", że Jeszcze!", bezwiednie poruszała tyłkiem tak, żeby bardziej czuć w sobie ruchy jego męskości. Doszła wśród nieartykułowanych jęków, szalonych targnięć biodrami i pulsujących skurczów swojej kobiecości, ale mężczyzna nie przestawał, wchodził i prawie wychodził, i znów wchodził, ona wciąż jęczała, wołała "Taaak!", krzyczała "Taaaaak!", opuszczała głowę jeszcze niżej, wypinała biodra pod takim kątem, żeby wchodził jeszcze głębiej, aż z przeciągłym "Aaaaaaaoooooooaaaaaa!" odpłynęła w kolejny bezmiar rozkoszy, a mężczyzna wykonał jeszcze parę mocnych ruchów i podążył za nią, zalewając jej wnętrze lepkim ciepłem. Poczuł błogie zamroczenie i przez kilka minut trwał w cudownie bezmyślnym stanie, wciąż wypełniając sobą jej coraz wolniej falującą pochwę. W końcu wysunął się z niej, ciągle bliski omdlenia. Kobieta, odchyliwszy jakoś drugie oparcie, wydobyła się spod mężczyzny i pomogła mu ułożyć się na tylnej kanapie.
- Ja poprowadzę - szepnęła, zajmując miejsce za kierownicą.
To było ostatnie, co dotarło do jego świadomości, nim zapadł w sen. Nie pamiętał nic z dalszej drogi, nie umiał nawet powiedzieć, jak znalazł się w mieszkaniu. Musiał oczywiście wysiąść z samochodu, wsiąść z żoną do windy, a w domu rozebrać się i położyć, ale nie mógł sobie przypomnieć żadnej z tych czynności.
Obudził się w środku nocy obok nagiej żony, która miarowo oddychała przez sen. Byli sami, dzieci spały u teściów.
Spróbował przewrócić się na brzuch, ale stwierdził, że coś mu przeszkadza leżeć wygodnie. Zaraz dotarło do niego, w czym rzecz: miał erekcję! Stosunek, wytrysk, a po najwyżej paru godzinach znowu wzwód? Nie doświadczył czegoś takiego, przynajmniej odkąd skończył 35 lat. Co więcej, przyglądając się kobiecie leżącej pół na wznak, pół na boku, zwróconej ku niemu, złapał się na nagłym odczuciu świeżej, jak gdyby młodzieńczej fali pożądania. Pragnął jej ciała - teraz, natychmiast.
Leżała tak, że jej duża, miękka pierś spoczywała na prześcieradle blisko jego głowy. Przysunął się cicho i obwiódł końcem języka różową brodawkę sutka. Kobieta westchnęła przez sen. Powtórzył ruch, po czym złożył tam delikatny pocałunek. Następne westchnienia nie sprawiały już wrażenia zupełnie sennych. Kontynuował pieszczotę.
- Co ty robisz? - usłyszał szept, w którym wyczytał aprobatę.
- Korzystam, póki nie mam konkurencji - odparł figlarnie i przyssał się do sutka przeciągłym całusem. Kobieta zachichotała, a dotknięta językiem brodawka nie wydała się już tak miękka, jak jeszcze przed chwilą. Całował ją więc dalej, nie przyspieszając, nawet trochę się drocząc. Równocześnie przeciągnął dłonią po plecach żony, a potem zaczął gładzić jej pośladki.
- Cudownie było dwa razy mieć cię w sobie - powiedziała czule.
- Skąd wiesz, czy nie masz mnie w sobie? - przekomarzał się. Wiedział już, że sprawy zmierzają dokładnie tam, dokąd chciał.
Pobudzał jej piersi pieszczotami ust, w tym samym czasie wodząc dłońmi po wklęsłości jej talii i wypukłości biodra, a potem wracając na pośladki, tym razem na ich dolne części, te najwrażliwsze. Jego czułości podniecały ją wolno, ale nieprzerwanie. Kiedy była już na to gotowa, z pośladków przeszedł dłonią między rozchylone uda. Końcem palca okrążał otworek jej anusa, nie próbując wcisnąć się do środka, a tylko muskając wrażliwą skórę wokół. Ta pieszczota nieodmiennie rozpalała jej zmysły. Nie przerywając, pokrywał pocałunkami spody jej piersi, skórę brzucha, wewnętrzne strony ud. Nareszcie dotarł do łechtaczki i wziął ją ostrożnie w usta. Odpowiedziało mu aprobujące "Ummmmmmhmmmmm". Znał dobrze ciało swojej żony, znał kolejność pieszczot prowadzących do celu. Odważył się nawet polizać ujście cewki moczowej, wprawiając ciało kobiety w nieziemski dreszcz, jakiego nie dawały żadne inne karesy. Jej wszystkie trzy otworki - odbyt, pochwa i sama cewka - odpowiedziały jednoczesnym ściśnięciem, po wargach waginy obficiej pociekły soki.
Kobieta odwróciła się na brzuch. Uniosła miednicę, dla wygody wsuwając sobie pod nią jasiek.
- Wejdź we mnie - poprosiła.
Opierając się na wyprostowanej prawej ręce, z pomocą lewej ostrożnie wprowadził fallus. Tym razem żona potrzebowała wolnych, subtelniejszych ruchów. Dociskał do końca i minimalnie się wysuwał, lecz starał się nie ograniczać tylko do tego. Urozmaicał jej doznania lekkimi poruszeniami na boki. Palec wolnej dłoni położył na łechtaczce, by pobudzać ją delikatnym uciskaniem. Kobieta jeszcze nie jęczała, jeszcze tylko wdychała, coraz dłuższymi "Aaaaahhhhh" przygotowując się na zaspokojenie. Kiedy było trzeba, zwiększył tempo i wzmocnił pchnięcia. Gdy zbliżała się do spełnienia, opadł na łokcie, by lizać jej kark, ciągle odkryty - kładąc się spać, nie rozwiązała tych swoich dziewczęcych kucyków! Przyspieszył jeszcze, aż osiągnęła pełnię rozkoszy, a on wciąż się poruszał, przedłużając jej chwilę szczęścia, w końcu wystrzelił gorącym strumieniem spermy. Tym razem zabolało go to w kroczu - wytrysk był wymuszony. Mężczyzna nie żałował jednak tego, co się stało. Czuł tylko wielką radość i jeszcze większą miłość - do żony i chyba do kogoś jeszcze... Coś mu mówiło, że to nie na darmo, to nie na darmo.
Pozostał w kobiecie aż do ustania wzwodu, a potem ułożył się obok niej. Przewróciła się na bok i przyciągnęła go do siebie. Wtulony głową między jej piersi usnął i spał spokojnie do rana.
Było to w połowie lutego. A w listopadzie żona wydała na świat śliczną, zdrową dziewczynkę.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Pisatiel

Kontynuacja opowiadań "Przyszedlem dokonać zapłodnienia", "Niebieskie jeansy jej matki" oraz "Szkolna milosc pod okiem Szekspira".


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach