Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Byłem torturowany w szkole

Była przerwa. Na szkolnym korytarzu panował gwar i chaos. Każdy siedział na ławce lub stał, każdy we własnym towarzystwie. Mi akurat nie chciało się z nikim rozmawiać, a na ławkach nie było miejsca, więc stanąłem z boku przy parapecie. Z nudów zacząłem intensywnie myśleć. Gdy tak stałem przez dłuższą chwilę zobaczyłem, jak podchodzi do mnie pani pedagog. Miała blond włosy spięte z tyłu w warkocz a na nosie okulary. Ubrana była stosownie do pory roku, a był maj. Była szczupła i młoda, przez co wyglądała dość atrakcyjnie. Na nogach miała sandały na obcasach, w których było widać młodo wyglądające, gładkie i zadbane stopy. Były dość płaskie i miały obcięte paznokcie, pomalowane na kolor jaskrawo czerwony z białymi brzegami.

- Dzień dobry! - powiedziałem, zobaczywszy ją.

- Dzień dobry. Uśmiech proszę! - odpowiedziała łagodnym tonem sama uśmiechając się szeroko ukazując swe białe zęby.

- Słucham? - spytałem zdziwiony.

- Uśmiech proszę. - powtórzyła. - Bo widzę, że jesteś jakiś przygnębiony? Uśmiechnij się do mnie.

- Ach, nie, nie jestem. - odparłem.

- Na pewno?

- Tak. - Zapewniłem.

- To uśmiechnij się! - rzekła, skrobiąc mnie lekko po ramieniu. Spuściłem głowę bezradnie.

- Ale dlaczego? - spytałem.

- Bo wtedy – zaczęła wyjaśniać – do naszego mózgu wpływa hormon szczęścia. Im więcej się uśmiechamy, tym bardziej jesteśmy szczęśliwi.

- Ale ja nie potrafię. - odparłem. - Ale w sumie dobrze, że panią widzę. Muszę przyjść po lekcjach, żeby pani zrobiła mi zdjęcie na gazetkę klasową. - uprzedziłem.

- Ach! No faktycznie. Dobrze, przyjdź do mnie do gabinetu. - stwierdziła zadowolona i poszła.

 

Gdy skończyłem lekcje podszedłem do drzwi jej gabinetu. Zapukałem i usłyszawszy „Proszę!” wszedłem.

- Ach, jesteś. - stwierdziła z nutą zadowolenia w głosie i równie szerokim uśmiechem co wcześniej. - Już idę po aparat, usiądź sobie na krześle.

 

Usiadłem więc a ona wyszła, a po chwili wróciła z niewielkim aparatem cyfrowym. Już zacząłem się obawiać, że ponowi prośbę i po chwili moje obawy okazały się słuszne. Usiadła naprzeciwko mnie, po drugiej stronie biurka i włączyła aparat. Skierowawszy obiektyw w moją stronę znów powiedziała:

- No! Uśmiechnij się.

- Ale dlaczego? - spytałem.

- Żebyś ładnie wyszedł na zdjęciu.

- Ale nie chcę.

- Chcesz być poważny? - spytała nieco bardziej zrezygnowanym tonem.

- Tak. - odpowiedziałem stanowczo.

- Dobrze, ale jak zrobię ci zdjęcie to zostań dłużej, okej? Jesteś już po lekcjach? Masz czas?

- Właściwie tak. - odparłem.

- To dobrze. - stwierdziła i zrobiła mi zdjęcie. Na moment oślepił mnie błysk flesza, lecz po chwili schowała aparat i zapytała mnie, czy coś się stało, że stałem na przerwie taki smutny. Wyjaśniłem jej, że nic – jedynie się trochę zamyśliłem. Potem spytała, czy często się uśmiecham i po krótkiej chwili myślenia odpowiedziałem, że prawie wcale.

 

Więc zaczęliśmy rozmawiać na ten temat. Wyglądała na bardzo zdziwioną. Dłuższą chwilę mnie przekonywała, że warto się uśmiechać bo to robi dobre wrażenie, pozytywnie działa na zdrowie itp. Zaczęła opowiadać mi o terapii śmiechem, o tym, że „śmiech to zdrowie” i ile przynosi korzyści. Rozmawialiśmy tak przez dłuższą chwilę, a po mojej kolejnej odmowie na prośbę o uśmiech odrzekła:

- To wiesz co? Połóż się tu. - nakazała wskazując palcem stojący w kącie dziwny obiekt, który wyglądał jak łóżko z przymocowanym do niego siedzeniem, do którego wchodziło się po drabinie. W jej głosie dał się słyszeć przebłysk nadziei. Zdawało się, że wpadła nagle na pomysł, który wydawał się jej genialny. - Aha, tylko najpierw zdejmij bluzkę, podkoszulkę, buty i skarpetki. - dodała.

 

Położyłem się posłusznie a ta kazała mi unieść ręce za siebie. Gdy to zrobiłem „przypięła” mnie pasami do owego łóżka za nadgarstki, później za stopy a następnie za biodra. Następnie weszła po drabinie i usiadła nade mną. Zobaczyłem, że odpina i mozolnie zdejmuje buty a następnie podłożyła mi palce stóp pod nos.

- Będziesz wąchał moje stopy aż się uśmiechniesz. - zagroziła wesoło. Moje nozdrza natychmiast podrażnił zapach potu. Odwróciłem głowę tyle, ile mogłem lecz ona wciąż trzymała palce pod moim nosem i patrzyła na mnie z uśmiechem. - Brzydko pachną, co? - spytała po chwili.

- Noo... tak. - odparłem.

- Ale nie zabiorę stópek dopóki nie zobaczę banana na buzi. - powtórzyła. Próbowałem kilka razy „kręcić” głową by nie czuć woni jej stóp, lecz jedynym efektem był jej chichot i ponowne podłożenie ich pod mój nos. - Zawołała „Smile!” a po chwili „Cheese!” - rozciągając palcami swych stóp moje kąciki ust.

 

Leżałem tak wdychając ów zapach. Nie wiem jak długo to trwało. Co najmniej pół godziny, może więcej. Widziałem przed sobą jedynie palce lub pięty a momentami także jej twarz, cały czas radosną, opromienioną uśmiechem. Po jakimś czasie, jakby zauważyła, że nic nie wskóra, spytała ironicznie:

- Tak ładnie pachną moje stópki?

- Niezbyt. - odparłem.

- Ale uśmiechu nie zobaczę? - upewniła się.

- Wolałbym nie.

- To poczekaj. Chyba mam jeszcze jeden sposób. - powiedziała i mrugnąwszy do mnie zeszła na podłogę i usiadła na krześle, aby z powrotem ubrać buty.

 

Byłem przerażony, zastanawiając się co wymyśli następnego. Pomyślałem, że to wszystko jest jakieś chore. Po co jej to? I do czego będzie zdolna? Czyżby miała mnie zacząć torturować? Czy będę bity lub w inny sposób dręczony? Nachodziły mnie różne myśli. Lecz ona wpadła na pomysł, którego w życiu bym się nie spodziewał. Podeszła do mnie bliżej i spytała rozradowana:

- Masz łaskotki? - serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, by się wykręcić.

- Nie wiem. No... ra-raczej nie. - wyjąkałem. Lecz mój wyraz twarzy i wzrok najprawdopodobniej nie był zbyt przekonujący.

- Na pewno? - spytała.

- Chyba tak.

- A może sprawdzimy?

- Nie! Proszę! - jęknąłem a następnie wybuchnąłem śmiechem czując tarcie jej opuszków palców oraz długich paznokci na moim odsłoniętym brzuchu. Usiłowałem się wyrywać, lecz skórzane pasy trzymały mocno moje ręce, nogi oraz biodra. Rzucałem się jak oszalały wyjąc ze śmiechu.

- Gili gili gili! - powtarzała wesolutkim głosem patrząc na me daremne, desperackie próby ucieczki oraz słysząc jedynie mój śmiech.

 

Histeryczny, niekontrolowany śmiech wywołany jedynie jej wyrafinowanym łaskotaniem i skoordynowanymi ruchami. Czułem się potwornie bezsilny. Miałem wrażenie, że tracę kontrolę nad swym ciałem nie będąc w stanie pohamować swych ruchów oraz głośnego śmiechu, który – kiedy „kursowała” swymi palcami między brzuchem, pachami, żebrami, przechodząc niekiedy do boków i szyi – przeradzał się w totalny rechot. Nie wiem ile to trwało, po ilu minutach do oczu napłynęły mi łzy.

- Twardy jesteś. - skomentowała przerywając tortury. - Ale teraz wymiękniesz. - zapewniła, po czym podeszła do biurka i otwarła szufladę.

 

Gdy coś z niej wyjęła, usłyszałem ponownie stukot jej obcasów o linoleum. Podeszła do mnie trzymając ręce z tyłu. Po chwili pokazała mi, że w jednej z nich trzyma czerwone, sztywne piórko.

- Ta da! - zawołała stojąc przy moich skrępowanych stopach. Przeraziłem się jeszcze bardziej szykując na najgorsze, lecz wiele nie porozmyślałem, gdyż po chwili ponownie wybuchnąłem panicznym, bezsilnym śmiechem rzucając się desperacko z podobnym skutkiem jak wcześniej, gdy ta łaskotała mnie niemiłosiernie piórkiem raz w jedną stopę, raz w drugą. - Ha ha! Tu cię mam! Gili gili gili! Nie masz wyboru! Tego nie wytrzymasz! - wołała wesoło a następnie odłożyła piórko i łaskotała mnie w obie stopy naraz, pocierając palcami pięty, śródstopia, palce a momentami... co było chyba najpotworniejsze – miejsca między palcami, przy którym aż wyłem ze śmiechu.

- Do... Ha ha ha ha... dobrze! - wyjąkałem. - Tylko p-pro-proszę! Niech pani... hi hi hi!!! Niech pani przestanie!!! B-bł-błagam ha ha ha ha!!! - krzyczałem.

- Okej. - odparła podchodząc bliżej mej twarzy. - To teraz szeroki uśmiech. - powiedziała szczerząc zęby i pokazując palcem gest na swej twarzy. Poczułem się tak, jakby moja twarz była z ołowiu. Chcąc nie chcąc uniosłem w górę kąciki swych ust.

- Pięknie! - zawołała. Tylko teraz tak szeroko! Pokaż ząbki! - resztkami sił „zmolestowałem” swe usta odsłaniając zęby w dziwacznym grymasie. - Super! - stwierdziła, po czym usłyszałem odgłos robionego zdjęcia.

 

Odłożywszy aparat odpięła mi pasy i pozwoliła się ubrać.

- Jutro cię widzę w szkole wesołego! - oświadczyła. - Bo jak nie to wiesz... - mrugnęła – znów się spotkamy w wesołej sali tortur hi hi.

- Do widzenia! - pożegnałem się jak najszybciej wyjść.

- No dobrze – zmykaj. Do widzenia!




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Krystian Wieczorek
Enter your author resource box:

Komentarze

fan24/04/2017 Odpowiedz

pisz nastepna czesc super opowiadanie i czekam na wiecej


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach