Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Seks, seks w Zakopanem

Wstęp

Dla Marcusa przyjazd do Polski był wielkim przeżyciem i zdecydowanie najlepszą decyzją w życiu. Studenckie czasy spędził w Łodzi, studiując na tamtejszej politechnice. Były to czasy bogate w przeróżne imprezy, wyskoki alkoholowe i towarzyskie, których nie uświadczyłby nigdy w Południowym Sudanie.

Marcus wyjechał z Sudanu osiem lat temu, kiedy przygraniczne wioski znów gotowały się do bratobójczej wojny. Blizny kraju nie zagoiły się mimo tego, że parę lat wcześniej podpisano porozumienie pokojowe. Pod broń wcielano wszystkich, także takich jak Marcus. Tam jednak talent Marcusa by się zmarnował. Wykazywał się on bowiem na studiach zarówno wielką lotnością oraz inteligencją jak i ogromnym penisem.

Tym większe używanie Marcus miał w Polsce. Zgodnie z plemienną mądrością, trudne czasy tworzą twardych mężczyzn, łatwe czasy tworzą słabych mężczyzn. Powiedzenie te sprawdzało się również na polskiej ziemi. Tu wszyscy mężczyźni byli słabi, kobiety zaś spragnione męskości.

W czasie studiów Marcus był uwielbiany przez dziewczyny, szczególnie te z mniej wymagających kierunków, które żyły dniem i nie martwiły się o zdobywanie kwalifikacji. Trzeba było złapać bystrego chłopaka na dzieciaka i życie potoczy się dalej.

Marcus wykorzystywał zarówno swoją inteligencję jak i plemniki. Po ostatnim roku studiów zostawił na wydziale trzy ciężarne dziewczyny, dwie z nich zapładniając w trakcie jednego trójkąta. Pewnie też dlatego Marcus zrobił wszystko żeby się ukryć, wybierając – nieprzypadkowo – Zakopane. Miejsce pielgrzymek dziesiątek turystów w ciągu całego roku oraz miejsce w którym roiło się zarówno od młodych kobiet jak i starszych dam. Miały one jedną wspólną, ważną dla Marcusa, cechę. Nie pozostawały w tym mieście na długo.

Sudańska przygoda

Lidia była kuracjuszką w ośrodku wypoczynkowo-rehabilitacyjnym „Rozkosz”, położonym kilka kilometrów od centrum Zakopanego. Wyjazd pozwolił jej na chwilę zapomnienia, oderwanie się od rodziny. Miała trójkę dzieci oraz wspaniałego męża, który zarabiał krocie w warszawskiej korporacji.

Fizycznie Lidia była w sile wieku. Wysoka blondynka o błękitnych oczach, średniej wielkości biust i kształtna talia. W czasach licealnych była „tą popularną”, duszą towarzystwa. Oczywiście, nie raz zdarzało się zamknąć na imprezie w toalecie ze szkolnym przystojniakiem i zrobić mu loda z połykiem. Koleżanki też to robiły, nie ruszało jej to, że koledzy mogli ją postrzegać jako puszczalską. Po studiach na wydziale historii, czasach gdy wykłady były przerywnikiem między seksem, przyszła pora na stabilizację. Poznała swojego męża i założyła rodzinę.

W Zakopanem jednak ujawnia się prawdziwa natura człowieka. Górale mówią, że to przez górskie źródła i żyły wodne biegnące pod miastem. „Kawora”, tak to nazywają. Tak było zawsze. Każdy kto tu przyjeżdżał zmieniał się nie do poznania, ujawniając swą nieposkromioną, seksualną naturę. Podobno sam marszałek Rydz-Śmigły w 1938 roku w ciągu jednego dnia był klientem wszystkich dwunastu zakopiańskich domów uciech, a jego kutas był równie gruby co i długi. Tych pierwszych było wówczas zatrzęsienie, teraz są dobrze poukrywane. Drugich – jak zawsze – jak na lekarstwo. To Lidię bolało.

Burdele nie jest jednak problem dla Marcusa, do którego kobiety zawsze lgnęły jak muchy do miodu. Nie inaczej było z Lidią.

Tamtego lipcowego popołudnia przechadzała się po Krupówkach, szukając pamiątek dla swoich synów. Na jednym ze stoisk zakupiła kulę z bursztynu, w której zatopiono litery formujące nazwę miejscowości. Idealny prezent dla Maćka, który fascynuje się górami. Mieściła się w dłoni.

Marcus poznał Lidię w restauracji „Pod Papugami”, w której spędzał większość wieczorów. Żył z pisemnych tłumaczeń, całą pracę wykonywał przez Internet, pod zmienionym nazwiskiem. Utrzymanie również nie było zbyt drogie, jeżeli wiedziało się gdzie jest tanio. Mógł sobie pozwolić na wieczorne wychodzenie na łowy. Bezkrwawe. Z zasady.

Ubierał się na biało. Był to sposób na to, żeby być zauważonym. W dodatku potęgowało działanie jego sposobu uwodzenia. Ponadto kobiety uwielbiają białe ubrania na czarnych mężczyznach. Odkrył to podczas swych łódzkich podbojów.

Tym razem nie było inaczej. Dwadzieścia minut obserwacji. Ofiara zamawia danie, siada przy dwuosobowym stoliku w ogródku, z dobrym widokiem na Giewont, na deptak. Tak robią tylko samotni. Głębia „Pod Papugami” zapewnia doskonałe przykrycie. Marcus jest widoczny wtedy, kiedy chce.

Lidia otrzymuje swoje zamówienie, przysiada się do niej Marcus, dopiero potem pyta czy miejsce jest wolne. Nonszalancko. Zabawia ją kilkoma chwytliwymi żartami, lekko łamanym polskim. Specjalnie, Marcus doskonale mówi po polsku. Chwila konwersacji, wie, że może przysiąść się bliżej. Podsuwa się, zamawia na swój koszt drinka. Lydia nie odmawia. Już jest jego.

Dziesięć minut później są w taksówce, za dwadzieścia minut wchodzą do pokoju w ośrodku. Goście w godzinach nocnych nie są mile widziani, Marcus tu nie zostanie na śniadanie. Nigdy zresztą nie zostaje.

„Co pomyśli mąż gdy się dowie? Nie zniszczy to mojej rodziny? Nie, przecież nie ma tu nikogo znajomego, a Marcus raczej nie jest znajomym żadnego znajomego znajomego.” Lidia nie jest już zestresowana. Robiła to setki razy, z dziesiątkami mężczyzn. Teraz jednak czuła, że będzie choć trochę inaczej.

Marcus przekręcił klucz w drzwiach, a Lidia zaraz po tym przyparła go do ściany i zaczęła rozpinać pasek i spodnie. Marcus jednym sprawnym ruchem dłoni rozpiął jej stanik, będący wciąż pod cienką, niebieską bluzką. Lidia wie, co mówią o murzynach. Nigdy z żadnym nie była. Miała wielką ochotę poczuć na własnej skórze prawdziwego murzyńskiego penisa. Zahaczyła ręką o wypukłość na spodniach. Marcus był twardy jak skała i wielki.

Nie zauważyła kiedy, ale znalazła się na łóżku. Jej spódnica leżała na ziemi, obok pokojowego kominka. Marcus lizał jej cipkę, każdy dotyk powodował burzę w jej neuronach i spazmatyczne jęki. Było późne popołudnie, większość pokoi stała pusta, mogła się powydzierać. Zawsze głośno przeżywała orgazm.

Doszła. Marcus nie dał jej jednak chwili wytchnienia. Był już całkowicie nagi, klęknął nad jej głową od tyłu. Kazał jej otworzyć buzię. Tym razem piękną polszczyzną. „Wysuń język. Gdy trzy razy klepniesz w łóżko to przestanę. To nasz znak na stop.”. Penetrował jej gardło, najpierw powoli, wprowadzając tylko 10 centymetrów penisa do gardła Lidii. Później szybciej, wkładając prawie całego. Dawno tego nie robiła, jej mąż nie lubił gdy robiła mu loda. Gdyby Marcus to wiedział powiedziałby tylko jedno: „Frajer”. Lidia była w tym najlepsza, z dziesięciu chłopaków w klasie każdy doszedł w ciągu pierwszych trzech minut gdy opiekowała się nim Lidia. Każda jej tego zazdrościła. Marcus był oczywiście inny, miał więcej doświadczenia, to on dominował.

Gdy zapragnął mieć ją całą, wziął ją od tyłu. Kazał jej się położyć brzuchem na łóżku, kolanami na ziemi. Lidia miała długie nogi, nie było to dla niej problemem. Spełniła wymóg Marcusa. Nie mówiła nic. Przeżywała chwilę. Najlepszy seks od dwunastu lat. Nigdy nie zdradziła męża. Zawsze się tego bała. Teraz była najlepsza okazja, wiedziała, że drugiej takiej nie będzie. Co się stało w Zakopanem zostaje w Zakopanem.

Każde wejście Marcusa czuła jakby odrębnie, mimo tego że w ciągu sekundy robił to trzy-cztery razy. Penetrował obszary które nigdy nie był rozepchane. Był najszybszy. Był najwytrzymalszy. Był największy. Marcus penetrował Lidię ponad kwadrans. Nie zmieniali pozycji, Lidia doszła trzy razy, była cała poobijana od drewnianych elementów łóżka w które ciągle uderzała. Marcus ją zniszczył. Pozostało mu jedno – skończyć na jej twarzy. Tak uwielbiała. Gęstą spermę we włosach, na oczach, na języku. Smak uzależniał. W szkole zabraniała przyjacielem jeść czerwonego mięsa, przez nie sperma była gorzka w smaku. Szatyni zawsze lepiej smakowali, tak mówiły koleżanki.

Marcus zbliżał się do końca. Zobaczył, że z torby Lidii wytoczyła się pamiątka. „To na pamiątkę dla męża, co?”. Nie odpowiedziała, nie miała sił by mówić, bolały ją struny głosowe od krzyku. Albo od wielkiego penisa Marcusa.

Marcus spuścił się w środku Lidii, nie użyli zabezpieczeń. To było typowe dla Marcusa, on się tym nie martwił. W kluczowej chwili wykonał trzy mocne wejścia i przycisnął lędźwie Lidii do swoich. Spuszczał się długo, wiele spermy przelało się tego dnia w Lidii. Gdy wyjmował penisa, większość wyciekła, a Lidia cała rozedrgana leżała na łóżku. Ciągle w tej samej pozycji, lecz jej ręce były złożone jak do modlitwy. Modlitwy do boga rozkoszy.

Marcus uwielbiał dominować, niszczyć waginy i znikać. Był przy tym gentlemanem. Czy jednak gentleman postępuje tak, że wkłada w pochwę pełną spermy bursztynową kulę z napisem „Zakopane”?

***

Zanim Lidia zdążyła się przebudzić po sesji rozkoszy, Marcusa już dawno nie było. Nie pozostawił po sobie prawie nic, co by wskazywało że kiedykolwiek był w pokoju Lidii ani w niej samej. Poza kilkoma szczegółami. Po Marcusie została bursztynowa kula, która dziś stoi na biurku Maćka oraz mała Aniela, leżąca spokojnie w kołysce. Lidia zdecydowała się zostawić te dwie pamiątki po najlepszych chwilach jakich doznała w Zakopanem, tam gdzie są zakopane jej największe tajemnice.

 

Bernard Chmaj




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Bernard Chmaj

Komentarze

Mr begging31/05/2022 Odpowiedz

Tytuł czytać na melodię Sławomir


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach