Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Kocie wspomnienia, vol 3 [I/II]: Zwierzecia i ludzie

Fale upałów nie zamierzały po prostu odejść. Kiedy wczoraj razem z Amirą, ubraną w śliczne białe bikini z czarnymi wzorkami, pluskałyśmy w chłodnych odmętach wody było lepiej. Pan obserwował nas z pomostu, machając co jakiś czas, gdy znów wynurzałyśmy się po nurkowaniu lub ochlapywałyśmy wodą. Ostatecznie jednak wynurzyłyśmy się i otulił nas ręcznikami, biorąc w swoje wielkie ramiona. Każda dostała po butelce z mlekiem i obserwowaliśmy wspólnie zachód słońca. Wierzę, że obroża nie jest karą, a przywilejem. Nie jesteśmy głupiutkimi dziewczynami, które będą uprawiały przygodny seks z wielkim czarnoskórym facetem. Jesteśmy jego ulubionymi pieszczochami, gdy on jest wszechpotężnym opiekunem. No, może poza władzą nad gorącem.
Czuje jednak zapach czekolady w dekolcie Amiry. Ciężar jej podbródka na czubku głowy. Dłonie na nerkach, które wędrują niżej do pośladków i znów z powrotem ku górze. Nawiew klimatyzacji na obnażonych łapkach przednich i tylnych. Usypiające wibrację silnika, gdy jedziemy. Pan wybrał nam sukienki na ten dzień. Czarna, luźna, nieco retro w czerwone i jakby z kredy kwiaty dla mnie, obcisła i czerwona za kolano dla Amiry. Do tego sandałki z koralikami. Jesteśmy teraz jak koty w butach, ale możliwość pogawędki z właścicielem – nawet wypełnionej szlochem wdzięczności i szczęścia, skończyła by się pewnie baaardzo boleśnie. Amira znów próbuje mnie łaskotać moim własnym ogonkiem po udzie i przy gumce majtek, ale prócz tego, że wiercę się bardziej nosem w jej dekolcie nic nie uzyskuje.
Z przodu leci Lato Vivaldiego. Z ignorantki, która ledwo zdała zawodówkę zrobiłam się wykształciuchem. To przez niego! To, że zawsze słucha muzyki klasycznej i opowiada nam o jej twórcach. Jak siada na kanapie z książką i czyta je niczym żywy audiobook z funkcją miziania, przez co „przeczytałam ich więcej” niż przez całe poprzednie życie. Jego normą są dwie książki tygodniowo, czasem nawet trzy. I uwielbia filmy dokumentalne. O pustyniach, oceanach, kosmosie i zwierzętach. Nigdy o ludziach, czy kulturze. Tylko natura. Jego wstydliwą przyjemnością są jednak animacje. Uwielbia wszelkiej maści bajki i kreskówki. Od Królika Bugsa do Disneya. To nawet urocze, gdy ogląda coś nowego od Pixara i chociaż w pewnym momencie my zaczynamy cicho szlochać, bo to naprawdę smutna scena, to on trzyma się twardo, biorąc nas znów na siebie.
I wycieczki. Samochód nie jest tylko czymś, co ma skrócić drogę. Czujesz przyjemność podróżowania, ciekawość, gdzie jedziesz. Może do mleczarni, gdzie pracuje? Będziemy mogły złapać jakąś krówkę, przyssać się do jej piersi i wypić mleko prosto z niej? Do hodowli Pani Alicji? Będziemy oglądać jej głupie psy ruchające się przy każdej okazji, całując się na ich oczach? A może znów na wystawę, gdzie sędziuje? Oglądać te wszystkie biedne, głupie suki z wiecznie załzawionymi oczami, jedząc wspólnie lizaka z jego kolan? Ekscytacja. To właśnie czuje, gdy idziemy do samochodu i sadza nas na tylnym siedzeniu.
Silnik gaśnie, a muzyka głuchnie. Pan wysiada ze spokojem. Czuje, jak dotyk znika, więc też unoszę łepek. Widzę, że kochanie też ma zaspane oczka. Całujemy się na powitanie, wyrazisty pocałunek z języczkiem, gdzie dotykam jej podniebienia. Potem na ile pasy pozwolą włażę na nią. Dostaje od niej zalotnego klapsa, na co prycham cicho i przyklejam twarzą do szyby by cokolwiek zobaczyć. Pan stoi przeciągając się, przez co jest jeszcze wyższy. Po chwili podchodzi i otwiera drzwi, przez co padam na jego brzuch twarzą. Unoszę łepek.
- Koniec trasy, Kociaki. - uśmiecha się, drapiąc mnie po podstawie czaszki – Jak któraś chce siusiu, to może piszczeć. Rozprostujecie sobie nieco łapki, ja wypiję kawę i pogadam czy będzie miała czas. - wychyla się obok mnie, trzymając bym nie wypadła i odpina pasy – Pełna pruderia i macie być grzeczne. - wyciąga mnie i stawia na miękkich nogach, przez co muszę dobrze o niego oprzeć – Zwłaszcza ty Sarenko – Amira samodzielnie wysiada i przykleja się do jego boku, a ja mocniej wciskam w niego nos, chcąc mu zabrać chociaż odrobinę tego jego zapachu na siebie
Niezależnie od oczekiwań, jeśli jakieś istniały, było inaczej. No dobrze, spodziewałam się starego zamczyska z burzą w tle. I gargulcami na murach. Ale na pewno nie fantazjowałam o piętrowym domku z niebieską elewacją i drewnianą werandą. Wysoki płot dookoła działki osłania jej teren. Gdzieś w rogu zorganizowano grządkę warzyw, posadzono kilka drzew owocowych kwitnących barwnie. Na jednym z nich powieszono huśtawkę. Gdzieś tam w bok psia buda, ale bliżej werandy dziecięcy namiocik z motywami Krainy Lodu, drewniany stoliczek i kilka krzesełek. Wyciągam łapki, bo chce, by mnie poniósł. Kręci głowa i obejmuje nas w tali, opierając ramiona między łopatkami. Prowadzi przed sobą po ścieżce z białej kostki. Niemal odruchowo przyklejam głowę do jego boku, gdy Amira nadal rozgląda się unosząc brwi w lekkim przerażeniu bądź szoku. W jego świecie im bardziej coś normalnie wygląda, tym bardziej wydaje się przerażające, fascynujące i niesamowite jednocześnie. Dam sobie cycek odgryźć, że to kolejna jakaś hodowla. Pewnie trzymają tutaj specjalnie tuczone suki, które są przerabiane na... Nie, no to już by była przesada!
Zatrzymuje się i przekłada ręce nad nami. Pokazuje palcem gest „cicho”. Robi kilka kroków na przód. Znów się zatrzymuje, pochyla lekko jakby chcąc stać niższym. Czuje jak moje serce wariuje. Co teraz? Co się stanie?
Niski czarny obiekt wyskakuje z namiotu i biegnie w naszą stronę z dzikim krzykiem bojowym na ustach. Jest już na wysokości kostki, gdy wybija się mocno na tych krótkich nóżkach i skacze wprost na naszego właściciela. Ten, prawdopodobnie udając przygotowany, upada na pośladki i łapie napastnika, który siada mu na brzuch.
- Raar! Jestem strasznym Rekinem z Siódmej Planety! - krzyczy przebrana w czarny kostium dziewczynka, bijąc piąstkami po klacie i skacząc po brzuchu naszego leżącego pana – Bój się, to zjem Cię całego a nie będę odgryzać po kawałeczku!
- Oh nie! - słychać, że próbuje się nie śmiać, chociaż jego brzuch drży nawet jak mała nie podskakuje – Przyjeżdżam odwiedzić mojego Bąbelka, a tutaj atakują kosmiczne rekiny... - mała szczerzy się ukazując przerwy w mleczakach – Co ja teraz zrobię? - skrycie unosi dłonie za jej plecami – Wiem, użyje broni przeciwko wszelkim zagrożeniom.... - palce zamykają się w szpony, już wiem co zrobi, zawsze jak gdzieś leżę za długo spokojnie lub zasnę to mi to robi... - Łaskotek! - mała z piskiem próbuje uciec wielkim pająkom-dłonią, które atakują jej boczki, pachy i brzuszek, nawet mnie skręca jak to widzę, ale wreszcie sapiąc z czerwoną buzią pada płasko na niego – Część Bąbelek.
- Wuuujeek! - mała natychmiastowo odzyskuje energię by przytulić się do jego szyi i na niej zawisnąć – Nie jestem już Bąbelek, tylko Rekin! Rar rar! - znów podskakuje wbijając mu kolana w brzuch – Przyjechałeś do mamy?
- Też, ale bardziej tęskniłem za tobą. - otula ją wielką ręką w inny sposób, niż nas – Zobacz, kto przyjechał ze mną.
Dobrze, jeszcze raz. Olbrzymi i potężny człowiek, który dla własnej uciechy kąpie nas, przebiera i traktuje jak słodkie kotki właśnie został pokonany przez dziecko. Ten sam, który nie ma problemu z nienawidzeniem ludzi, zdaje się i robieniem im krzywdy. Że co?
Mała ciekawie wygląda nad jego ramieniem, że widać tylko pół twarzy. Ile może mieć lat? Sześć? Siedem? Rude loczki przykleiły się do jasnoróżowej buzi wypadając spod kaptura obszytego białymi zębami by upodobnić go do prawdziwej paszczy rekina. Ten strój to taka jednolita piżamka, w która ktoś włożył dużo pracy doszywając płetwę na plecach. Jej oczy się otwierają szerzej w geście radości. Są ładne. Coś jak mieszanina błękitu i zieleni.
- Ojeeej! - znów podskakuje – Wujek ma zwierzątka! - hop, hop – Jak się nazywają? Będę mogła się z nimi pobawić? - pytania wypluwa jak mały karabin, co jest urocze i zabawne, a my jakby synchronicznie wpadamy na pomysł by jej dygnąć, gdy pan też odwraca głowę w naszą stronę
- Oczywiście, Bąbelku. - podnosi się z nią wiszącą na szyi jak naszyjnikiem, po czym podchodzi do nas i mała wyciąga rączkę w moją stronę, od razu pochylam się i pozwalam pogłaskać po policzku miękką, drobną dłonią – To jest Sara, zawsze się do wszystkiego przytula i uwielbia jak się ją mizia. - pokazuje mu język i szczerze ząbki do małej, która łaskocze mnie w nosek – a druga to Amira. Bywa humorzasta, ale też lubi jak się drapie po brzuchu i jest nierozłączna z Sarenką. - Amira uśmiecha się dyskretnie, gdy pan zdejmuje małą i pochyla się, zakładając jej dłonie na uszy przez kapturek i przybiera ten przerażający szept – Jak mała powie chociaż złe słowo o was, to obie w domu będziecie miały burę. Nie ważne, która przeskrobie, obie dostaniecie. - zdejmuje dłonie – Są twoje, skarbie. - jak łatwo mu przychodzi przechodzenie z przerażającego do radosnego to niepojęte
Mała chwyta nas za dłonie jak dwie starsze siostry, które bierze się na plac zabaw i zaczyna ciągnąć w stronę swojego miejsca zabaw. Po wszystkich przeżyciach w ciągu ostatnich dwóch i pół roku to jest chyba najmniej prawdopodobne. Słyszałam i widziałam rzeczy, o których nikt nigdy by nie pomyślał. Ba, przez tylko fakt, że noszę obrożę, co przerażające, że taka mała wie co ona oznacza, stanowię jego własność. A teraz idź, pobaw się z dziewczynką i jeśli ona będzie się źle bawiła, to w domu czeka Cię kara. Bardziej bym uwierzyła, gdyby wziął mnie na barana i kazał obserwować czworokąt złożony z czterech facetów, gdzie ten w środku przechodzi podwójną penetrację i robi loda trzeciemu z oprawców.
Mała staje jeszcze i odwraca się. Czuje jak jej paluszki zaciskają się dookoła moich.
- Wujkuuu! - krzyczy jeszcze za Panem, który znów zatrzymuje się w pół kroku – A będziesz znów krzyczał na siebie z mamą? Ostatnio po tym długo płakała, chociaż się do niej przytulałam i...
Widzę, jak on się zatrzymuje. Jak odwraca w naszą stronę. Przez twarz przebiega coś niesprecyzowanego. Nawet w największym gniewie jaki by wydawał się emitować, jaki by mógł powstać by wyzwolić taką potęgę, ona wyraża jedynie spokój lub radość, gdy znów przytulam się o więcej dotyku lub przynoszę swoją zabawkę by nią dyndał po prostu mi przed nosem jak prawdziwemu kotu. Ten wyraz to niepokój, strach, może niepewność lub nawet smutek.
- Nie Bąbelku. - odpowiada wreszcie, ale nie zmienia wyrazu twarzy – Po prostu dorośli czasem pierw mówią, a potem myślą. A myślą dużo złych i brzydkich rzeczy, więc takie sobie mówią. Nie martw się tym i pobaw z kotkami.
Mała kiwa głową z zaciśniętą wargą i znów nas prowadzi w stronę namiotu. Po chwili puszcza nas, odsuwa krzesełka od stołu i pierw mnie, a potem Amirę sadza ciągnąc za rękę na nich. Wpada do namiotu i wraca z kartonikiem po butach z którego niemal wysypują się różne rzeczy. Wyciąga plastikowy diadem, który stając na paluszkach wkłada mi na głowę. Potem jeszcze fioletową różdżkę zakończoną gwiazdką i obsypaną chyba cukrem z wstążeczkami przy rączce. Wkłada mi ją w dłoń. Kiedy wyciąga coś co wygląda jak różowy flamaster i maluje mi nim po twarzy, kątem oka widzę, że Amira zaczyna się śmiać. Nie na długo, bo po chwili ona ma na głowie papierową koronę ozdobioną rysunkowymi klejnotami, na szyi grube czerwone korale a na policzkach coś co można uznać za wiśnie bądź serduszka z listkami, lub od biedy jabłuszka. Mała wrzuca karton z powrotem do namiotu i siada na jednym z wolnych krzesełek. Na miejscu obok niej siedzi, albo bardziej rozpuszcza się po krześle miękka pluszowa panda, którą ktoś wykonał samodzielnie. Unosi plastikowy imbryk i do niewiele większych od naparstka kubeczków leje powietrze mające udawać herbatkę.
- Zobacz Panie Pando, nasze zebranie odwiedziły Księżniczka Wróżek – wskazuje palcem na mnie – i Pani Wiśni – wskazuje na Amire – już nie będziemy musieli samotnie dyskutować o makaronie na obiad. Zresztą mamy większy problem. Przyjechał Wujek! - mała piszczy podskakując na swoim krzesełku
Zabawne, że ja tak nigdy się nie bawiłam. Raczej miałam parę lalek, ale większość czasu zajmowały koleżanki. Ta mała nie wygląda na taką, którą otaczają inne dzieci, raczej samotniczkę. Ma swojego misia, kostium i zabawki. A lalki? Skoro plastikowe mają odwzorowywać rzeczywiste, czemu „zwierzątka”, które przypadkiem wyglądają jak ludzie nie mogą służyć temu samemu?
- Powinniśmy sprawić, by został jak najdłużej. - odpija nieco powietrza z kubeczka – Czy ktoś ma jakieś pomysły?
Otwieram usta, ale mała unosi rękę misia, który łapie w swoją niezbyt nadzianą łapkę swój kubeczek i innym głosem przemawia jakoby to miał być on.
- Gdyby wujek został na obiedzie, mama mogłaby mu podać wino. - udaje gruby głos misia - Jeśli przygotuje makaron, to z pewnością przyniesie coś z piwniczki.
Opuszcza jego rękę i podkłada sobie ramiona pod brodę, patrząc na misia jakby właśnie słuchała tego co dopiero sama powiedziała.
- Racja, mam zawsze mówi, że jeśli ktoś pił to nie może jechać i zostaje na noc. Wtedy Księżniczka Wróżek i Pani Wiśni spałyby u mnie w pokoju, a wujek i mama spędziliby noc rozmawiając. Jednakże trzeba by było znaleźć sposób by wujek został na obiedzie.
Obiega stół i wkłada mi ręce pod ramiona i jeszcze wyższym, słodszym głosikiem machając moimi rękami mówi.
- Mogłabym użyć magi wróżek i sprawić, że wujek zapadłby na wielki głód, który...
- Majka! - przerywa kobiecy głos zabawę i widzę, że przez balustradę wychyla się szczupła, rudowłosa kobieta – Chodź na soczek!
- Maamo, zobacz! - macha moją różdżką w powietrzu – Wujek ma kotki i pozwolił mi się z nimi pobawić! Ładne, prawda?
- Wiem, Truskaweczko, mówił mi. Chodź, bo cały dzień biegasz w tej piżamce to pewnie się zgrzałaś strasznie.
- Nie jestem Truskawką tylko Rekinem! Rar rar! - mała tupta w ziemię zła
- No dobrze, a czy mój Rekinek wrzuci coś na swoje ostre ząbki?
Mała puszcza mnie i biegnie na werandy, zostawiając nas. Najciszej jak się da, niemal bezdźwięcznie wybuchamy śmiechem. To nam zrobił Pan niespodziankę.
- Jak myślisz, kim dla niego jest? - pytam najciszej jak się da
- Nie córką, to pewne. - odpowiada z uśmiechem – Fajny maluch z niej.
- No to daj buziaczka, ty moja Wisienko. - wyciągam ku niej swoją twarz i znów miękki, lekki pocałunek z pogłaskaniem po udzie, który kończy się przedwcześnie – On chyba nigdy nie przestanie być zaskakujący, co?
Kręci głową. Majka, bo chyba tak nazywa się nasza gospodyni wraca niosąc talerzyk z zielonego plastiku. Jak przystało na dziecko, obserwuje jego zawartość by ta nie zniknęła lub spadła. Tym razem przy jej boku na łokciach i kolanach idzie wyższy od niej łysy mężczyzna. Kompletnie ubrany w spodnie i koszulkę, ale szeroka kolczatka na szyi i pokerowa twarz w połączeniu z chodem informują „nie jestem zwykłym facetem”. Wreszcie mała stawia talerzyk na stoliku. Kilka „mlecznych kanapek”, czyli kakaowe biszkopty przełożone masą mleczną, pociętych w ładne kwadraty.
- Wujek powiedział, że mogę dla was kilka wziąć, bo nie jadłyście od śniadania i mogę was nakarmić. - uśmiecha się pokazując różowy języczek – A nim się nie przejmujcie – wskazuje swojego towarzysza – To Tobi, nasz pies. Pomaga nam w domu. Mama mówiła cioci Anice, że po chemicznym czymś tam nawet jak pokażesz mu morelkę, to nic nie zrobi, ale jak ja raz mu pokazałam, gdy dostałam od mamy pół to zjadł mi z ręki. - wyciąga z jednej z kieszonek różowy smoczek od lalki-niemowlaka i wpycha mu do ust – Znów go zgubiłeś przy statku. Niedługo Ci go przywiąże do głowy, byś nie gubił. - kamienna twarz mężczyzny pozostaje niewzruszona nawet poruszając smoczkiem w ustach, przez co trudno ukryć chichot inaczej niż kładąc dłoń na ustach i gryząc w palec
Niemniej, mała wraca do przerwanej zabawy.
- Jak już mówiłam, urok! - moja różdżka wędruje do góry pchana jej ręką – Potężny urok wielkiego głodu, który sprawi, że pozostanie on na obiedzie. - moja druga ręka zostaje poprowadzona ku talerzykowi, skąd zabieram jedną z kanapek – Wówczas jeśli zostanie podane wino, on nim popije makaron i będzie musiał pozostać na noc. - ręka swobodnie wędruje ku pyszczkowi, więc gryzę kanapkę rozpływającą się w ustach
- Miau. - mówię z pełnymi ustami – Mrrr.... - doobree
Amira nie ma okazji się śmiać, bo teraz to ona zostaje kukiełką ramionami dziecka i mocnym, groźnym głosem
- A aby nie wyczuł, że pije wino, ja użyje swoich mocy! - unosi ręce jakby naprawdę miała rzucić urok – Sprawię, że wino zmieni się w sodę wiśniowa, taką jaka płynie w naszych rzekach. Mama może mówić, że soczek z marchwi jest zdrowszy, ale to wiśniowe bąbelki są najlepsze! - łaps ciastko, którym jeszcze kręci młynek w powietrzu – Połączone moce wróżek i wiśni będą niepowstrzymane. Ha ha! - i siup do buzi
Tobi wypluwa smoczek i niczym prawdziwy pies kładzie głowę bokiem i zgarnia dwa ostatnie kanapki z talerza, prostu je się i połyka naraz, co wywołuje krzyk małej, która zaczyna bić go tymi swoimi krótkimi łapkami.
- Tobi! Maaamo! A Tobi zjadł kanapki dla Sary i Amiry! Zły! Zły! - bije go po głowie, ale ten nawet nie spogląda w jej stronę wpatrzony w przestrzeń – Nie kupię Ci nowej zabawki!
Naburmuszona siada na swoim krzesełku. Przygląda nam się przez chwilę, po czym znów wpada do swojego namiotu i wraca niosąc kartki oraz kredki w słoiku.
- Narysujemy wujkowi obrazek z herbatki. Jak będzie na niego patrzał, to będzie chciał przyjechać znów i będziemy mogły się bawić całe dnie. - stronę wypełniają pokraczne rysunki, które po chwili nabierają wyraźniejszych kształtów – Pan Panda, nadworny doradca – koloruje częściowo na czarno postać z kulek, dorabiając jej szeroki uśmiech – Ja – dorysowuje kółku z trójkącikami ząbków rude sprężynki i też stawia jej uśmiech – Sara – grubo rysuje blond włosy i trójkąciki uszek uśmiechniętemu owalowi – i oczywiście Amira – ma brązowe włoski i takie same uszka oraz uśmiech – o tobie Tobi nie zapomniałam. - większemu kwadratowi z boku kartki dorysuje złamane uszka i oczy – za to, że zjadłeś kanapki. A teraz między galaktyczna drzemka dla mnie i Pana Pandy, zanim wrócimy na naszą planetę – zabiera misia za łapkę i rusza do namiotu, ale po chwili wystawia jeszcze jego głowę i znów tym grubym głosikiem mówi – Dobranoc, Kotki. - i po chwili niczym Speedy Gonzales wybiega, staje na paluszkach, całuje nas w pomalowane policzki i wraca do swojego legowiska, przez którego szparę widać jak zwija się w kulkę z misiem
Kończymy ciastka siedząc jeszcze chwilę. Tobi odszedł, wchodząc z powrotem do swojej budy. Biorę rysunek i Amire za dłoń. Idziemy, podobnie jak wcześniej dziewczynka na werandę. Pan siedzi na ławce przy kubku, pewnie kawy. Na fotelu obok siedzi kobieta. I nigdy się nie spodziewałam, że o jakiejś pomyślę „ale ona seksowna”. Nie jest nawet podobna do córki, ona wygląda jak jej dorosła wersja. Te same rude włosy i jasna skóra. Wysoka jak Amira, ale szczupła o drobnym biuście. W jasnoniebieskiej koszuli pod którą odciska się stanik oraz dżinsach, z dyskretnym makijaż sprawiają, że jest obłędna. Coś jak ta pani, która piecze najlepsze ciastka dla dzieci, ale starsze fantazjują o łóżkowych podbojach z nią. Nawet to jak się uśmiecha jest inne.
- Co ona moim kotkom zrobiła. - śmieje się pan na nasz widok – Jakby was Alicja zobaczyła, to by chyba brzuch ją rozbolał ze śmiechu. - wyciąga ręce i obie pakujemy się na ławkę, zginając nogi, wchodząc pod jego wielkie bary i składając dłonie na brzuchu – To dla mnie? - bierze rysunek i rozkłada – Oh, jakie śliczne. Powieszę na lodówce, to Sara może w końcu przestanie podkradać mleko. - pacam go skronią w bark – Bąbelek ma fazę na Rekina?
- Musiała w nocy obejrzeć jakiś czarno-biały horror i teraz ciągle powtarza, że jest kosmiczny rekinem z ósmej planety czy jakoś tak. - ma dojrzały, ciepły głos pasujący do tego wizerunku - Wywierciła mi dziurę w brzuchu bym jej uszyła ten kombinezon. A ty? - znów unosi kąciki ust w dyskretnym uśmiechu, od którego czujesz dreszcz – Nadal Alicja i nowe kocice?
- Pierwsze to prawda. - głaszcze po tali, na co mocniej wbijam się w jego ciało – A jeśli chodzi o drugie... Sara mieszkała z jakimś kundlem, który sobie nagrabił. Nie mogłem zostawić takiej kruszynki po tym co zobaczyła. - jego palce wędrują do pośladka i czuje, jak drapią – Amire przywieźli świeżo do schroniska po złapaniu. Spodobała się Sarence, wymagała więcej bolesnej pracy, ale teraz już jest dobrze. - ona mruczy, więc pewnie też ją potraktował pieszczotą – A ty i Anika? Nie widziałem, by kręciła się po domu narzekając.
- Rozstałyśmy się. Majka dorasta, ona postawiła ultimatum. Nie chce jej rzucać na głęboką wodę, jak ojciec nas, dawkuje jej pewne fakty. Odeszła i wyszła za mąż za jakiegoś kolesia. Mają niewielką stadninę i żyją sobie radośnie z własnym dzieckiem.
Pan odpowiada podobnym gestem zrozumienia, co ona gdy opowiadał o nas. Podnosi kubek ze stołu, pije i opiera go o mój pośladek, jeszcze bardziej przygrzewając. Mam nową funkcję, jestem stoliczkiem.
- Jedną mogę zbadać teraz, póki Truskaweczka śpi. - mówi kobieta – Drugą dopiero po, więc możecie zjeść z nami. Chce przygotować rybę. - a nie makaron? - Kotki chyba lubią ryby, co? - znów ten zniewalający uśmiech, wyciąga dłoń i czuje ją na plecach – Która pierwsza?
Unoszę nosek a pan spogląda na mnie. No dobrze, ja pójdę. Całuje jeszcze raz Amirę przez jego pierś i wstaje z ławki.
- Dostaje kryptodal, więc trochę jej hormony świrują. - mówi pan. Trochę? Od dwóch lat czuje się jakbym znów czekała na to aż będę mogła jak starsza siostra kupować podpaski – A ty bądź grzeczna.
Bezimienna kobieta zaprasza mnie do chłodnego wnętrza domu. Dość prosto urządzony korytarzyk z chodami na piętro, na prawo kuchnia, na lewo salon. Prowadzi jednak do zamkniętych drzwi na wprost. Otwiera je i wpuszcza do środka. Coś jak prywatny gabinet lekarski, z dużym stołem, książkami i stalowym stołem z kliniki weterynaryjnej.
- Sara tak? - pyta kobieta spokojnie – Nic się nie bój. Skoro złapał Cię dziką, to pewnie chodziłaś kiedyś do lekarzy czy ginekologa, a my nic innego nie będziemy robiły. - to pocieszające, klepie metalowy blat – Dawid pewnie mocno o was dba, skoro nawet nie macie butów dla zwierząt. Kiwam głową i siadam. Ona rozpina mi sukienkę na plecach i pomaga zdjąć. Podobnie zresztą z bucikami. Rano dostałam jedynie dół bielizny, więc nieco wstydliwie zasłaniam ramieniem piersi. To chyba odruch przed obcymi ludźmi. Odkłada moje ubrania na krzesło. Zbliża się i bez powodu całuje mnie prosto w usta. To inny pocałunek, niż ten od Amiry. Nie ma w nim wstydliwej pożądliwości nastolatków. Jest dojrzały, łagodny i namiętny. Czuje, że nie mam ochoty go przerywać opuszczając ręce i mu się poddając. Jeśli znanym mi osobom przypisać określenia, pewnie byłoby to tak: Pan – opiekuńczość, Amira – przyjemność, pani Alicja – władza, ta Pani – czułość.
Odrywa się od moich ust. Cholera. Aż mi się w głowie kręci. Otwiera jedną z szuflad w biurku i wyciąga stetoskop. Zakłada na uszy i przykłada do cycków. Nawet nie mówi, że mam głęboko oddychać. No, ale dyszę przecież. Chłodna słuchawka przenosi się na plecy i dotyka w pięciu punktach.
- Była palaczka, co? - nie uśmiechaj się tak po tym co zrobiłaś, to było wredne – Mam nadzieje, że już nie. Chociaż pewnie jakby Dawid którąś przyłapał z papierosem, to byście paliły cygara dupami.
Odkłada słuchawki i wyciąga ciśnieniomierz. Nakłada go na nadgarstek i włącza. Zaciska się. Spokojnie Sara, to człowiek, nie Amira czy Naomi by móc po prostu bez polecenia zacząć mu cokolwiek robić. Pocałowała Cię, bo ma taki kaprys. Taki sam, jak wtedy gdy pan dotyka Cię w czasie kąpieli.
- Hmf. - wydaje się zamyślona patrząc na wynik, może nawet zaskoczona – Nieco wysokie. Uznam to za komplement. - znów, tak po prostu jej kąciki ust unoszą się minimalnie – Nam brakuje takiej wskazówki między nogami pokazującej jak bardzo jesteśmy podniecone i chcemy uprawiać seks. - bierze drewnianą szpatułkę – Rób miaaaau.
- Miaaaaa... - zagląda do gardła, ale jej dłoń niebezpiecznie dotyka wnętrza uda, robiąc dokładnie to samo co Pan, ale mniej dyskretnie i bardziej kokieteryjnie, jednak wreszcie wyciąga patyczek i cofa dłoń – u?
- Czyste gardziołko i zdrowe ząbki. - wyrzuca szpatułkę i jak przystało na lekarza, uciska w wiadomych tylko sobie miejscach różne miejsca na ciele – Masz jakieś bóle lub coś Cię niepokoi w twoim stanie?
Tak, jestem czterdziestu cztery kilowym kociakiem, który odkrył, że jest biseksualny i właśnie w podniecenie wprawia go rudowłosa kobieta i jak wróci do domu będzie leżał na brzuchu bo może większa kocica wreszcie wyrżnie go strap-onem od tyłu, wyobrażając sobie Panią. Pokręciłam głową. Chwyta mi cycki, jak przy pokazywanym wszędzie samobadaniu piersi. Doobrze, tam dotykaj. To tylko zwykłe badanie i.... Nie odrywaj znów swoich ust, chce by ten pocałunek trwał. Ani się waż. Czuje, co robisz palcami z moimi cyckami. To nie jest szukanie guzów, to cholerna gra wstępna. Nawet Amira tak nie umie. Odwrotność Pani Alicji, która głównie wymaga i niby nagradza, ale pełna tej czułości Pana z świadomością po co dotyka. Nie, nie przestawaj, nieeee..
- Małe i mięciutkie. - odsuwa głowę – A słodkie? - pochyla głowę i przesuwa językiem po lewej sutce – Mmmm, tak... - przekłada twarz ku drugiej piersi i tym razem pociąga ustami za sutkę, jak zwykle ssę ją u pani Alicji – Zawsze miał idealne oko do swoich kotek. - a jeśli teraz złapie ją za głowę i zmuszę do tego, by robiła to dalej? Nawet nie wiem jak ma na imię – Dobrze, teraz musimy Ci zdjąć majteczki. Zwykle moje pacjentki ich nie mają, ale twoje wyglądają na nieco wilgotne...
Argh! Jeśli pan i jego grube palce są irytujące przy dotyku, to jej pocałunki są jeszcze gorsze. W tym dobrym sensie. Trzeci! Jej palce są na brzuchu, tali, biodrach, wsuwają się pod gumkę majtek i powoli je usuwają. Nie protestuje, bo nie mogę mówić, ale dlatego, że znów mnie całuje. Kiedy się odrywa, uświadamiam sobie, że wiszę nad krawędzią a ona trzyma je w ręce i odkłada na bok stołu.
- Połóż się i rozłóż nogi. Wiem, że stół jest cholernie zimny, ale gdybym mogła przyjmować moje pacjentki w łóżku, ich właściciele by chętnie mnie wzięli ze sobą. - wykonuje jej polecenie czując, że gorąco to już nie jest efekt lata – Płasko, żadnego podpierania – puszczam łokcie i niczym kłoda z odsłoniętą dziuplą leże
Hm. To jeden z tych życiowych momentów, które mózg kasuje pod wpływem zbyt intensywnego bodźca. Ot, nagle robi się „mfszrzczz” i urywa film.... Nie ważne, jak wiele cudownych opisów tego będzie, zawsze to będzie takie. Mózg kończy hard reset akurat, by przyłapać ją na pocałunku w gładki wzgórek, zanim wciągnie do końca moje majteczki do góry. Naomi owszem, umie robić dobrze buzią, ale nie ma języka. Pani Alicja sama mówi, że nie jest zainteresowana kobietami, a to, że dogodzi palcami lub wibratorem to jedynie fakt, że nie ma Pana by się z nim pokochać. Amira woli lekki petting i pocałunki, a nie seks. Jestem wilgotna od potu i czuje bicie serca w każdym miejscu ciała.
- Jesteś zdrowa. - sięga po ręcznik i obciera mnie z potu, a ja czuje jakbym miała gorączkę – No już, już. Kryptodal trochę zmienia odczuwanie, ale raczej nie było aż tak źle? Miałam ostatnio kilka miesięcy posuchy.
Ubiera mnie w sukienkę i sandałki. Całe uda mi się trzęsą. Kim ty do diabła jesteś? Na pewno nie zwykłym lekarzem, no ale nie da się być normalnym doktorem, kiedy masz takich pacjentów. Ale czy wszystkie suczki tak traktujesz? Czy to oznacza dawkowanie faktów córeczce? Mam mętlik w głowie.
- Lubicie bajki? Truskaweczka pewnie już się obudziła i będzie marudziła by jej coś włączyć, to możecie obejrzeć z nią, a ja z Dawidem zrobię obiad dla nas. - „nie było żadnego seksu tutaj, nie martw się Sara, ta kobieta wcale właśnie Cię nie zgwałciła zapewniając orgazm milenium, a te fioletowe malinki na wnętrzach ud i piersiach to przypadek przy badaniu” - Jedno mnie dziwi, skarbie. - otwiera drzwi i wychodzimy razem – To głupie, ale dla niego było jak najważniejsza rzecz świata. Jego zwierzątka. One zawsze były dziewicami.
Pamiętam, jaki zawód mu zrobiłam tym faktem. Pan nadal siedzi na ławce z obudzonym już Rekinkiem na kolanach i leżącą obok z głową na jego udzie Amirą. Mała opowiada mu coś, a pan słucha z uśmiechem, głaszcząc moją towarzyszkę po plecach.
- Mam nadzieje, że Zuzia nie męczyła Cię zbytnio? Uszka Ci się przesunęły i cała się świecisz od potu. - a więc pani Zuzia, nie panie, wcale – Zawsze lubiła męczyć moje zwierzaki, prawie jak Bąbelek. - po czym znów zwraca się do malca na swoich kolanach – Nie kochanie. Elsa i Anna były siostrami, więc nawet jeśli powiedziano, że to prawdziwa miłość nie mogły się pobrać. Wiem, że na Anikę też mówiłaś ciocia, ale ona nie była z mamą i wujkiem rodzeństwem.
- Nie wyjaśnisz jej tego. - śmieje się kobieta – Pomożesz w kuchni? Włączymy tej trójcę bajkę i powiem Ci jak stan zdrowia twojej Sarenki.
W ten też sposób siedzimy na kanapie. Majka śpi z głową na moich kolanach i nogami na udach Amiry. Pan Panda leży zmiażdżony jej ciałem. Na ekranie Elsa właśnie tkwi w więzieniu przykuta łańcuchami. Pusta szklanka od soku marchewkowego nadal jest na stole. Mała wierci się lekko przez sen i mruczy coś o makaronie z wiśniami.
- Czym jest dziewictwo? - pytam cicho Amirę, nie odwracając wzroku, ale kątem oka widzę jak unosi brew – Pani Zuzia mówiła, że wszystkie kotki pana zawsze były dziewicami. Pamiętam, jak mi zajrzał do cipki był zawiedziony. Ty też nie miałaś plomb w środku.
- Pytasz w sensie etycznym czy biologicznym? - odpowiada łaskocząc bosą stópkę, która zawędrowała do jej podbródka – Jeśli to drugie, to sobie odpowiedziałaś. Kawałek mięsa, który mówi o tym, w większości wypadków o uprawianiu seksu. Etycznie chodzi o niewinność. Spójrz na nią. - wskazuje leżące między nami dziecko – Myślisz, że mimo całej tej otoczki jej mama zabrała ją gdzieś, gdzie dwóch facetów zapina przebraną za Else sukę wiszącą w samych pończochach do góry nogami, bo nosi obrożę i można jej zrobić wszystko? Myślę, że dla niej to informacja „one są kimś innym, niż ja czy mama i wujek”. Trochę jak dzieci nazistów. Wiedziały, że Ci z gwiazdą na ramieniu to nie ludzie, tylko Żydzi, ale raczej nikt im nie mówił „wozimy ich do obozów i zagazowujemy”. Pewnie jak będzie miała naście lat, to jej to wszystko pokażą i przeżyje szok. Teraz jest niewinną dziewicą.
Kończy akurat, gdy Pan wchodzi do pokoju i pochyla się nad kanapą. Całuje nas po skroniach, pierw kochanie, potem mnie.
- Zjemy, Zuzia jeszcze obejrzy Amirę i będziemy jechać do domku. - albo wypijesz wino i zostaniemy na noc zgodnie z planem – Klony są idealne. Myśleliśmy, że ma narkolepsje, a była leniwa. - łaskocze malca po brzuchu, który uderzył go rączką w paluch, a ja zastanawiam się nad pierwszym zdaniem – Zuza w jej wieku też spała, gdzie się dało. Rano ledwo szło ją obudzić, przy śniadaniu twarz w owsiankę, potem drzemka w bibliotece albo na basenie, po obiedzie kolejna w oranżerii i na koniec jak miała zejść na kolację to szła z mojej sypialni w piżamie.
- A mój kochany starszy brat cierpliwie mnie znajdował i przenosił do sypialni. - odzywa się głos za kanapą i pani Zuzia staje obok, głaszcząc mnie po głowie, na co drżę na wspomnienie jej zdolności – Jego Ava i Lil właziły mi pod kołdrę, owijały się, nie jak kocicę, tylko dwa węże dookoła ciała. Zimą były jak żywe grzejniki. Ale wystarczyło, że drgnął to rzucały się za nim. Trochę przerażające, jakby cała trójka była połączona telepatycznie.
- Tylko nie mów, że przez to zostałaś lesbijką. - pan znów ciągnie palcem po jej ciele – Bąbelku, obiadek.... Budzimy się... - ma słodki głos, gdy mówi do tego maluszka, aż jestem zazdrosna – Mamy rybkę na obiadek, bardzo dobrąą... - mała odwraca się twarzą w mój brzuch – Nie, Sara nie jest rybką by ją zjeść. - śmieje się i znów gilgocze po stópkach – Szybko, szybko ekspres na Siódma Planetę za chwile odlatuje! - mała otwiera natychmiastowo oczy i siada – No zobacz, czyli oglądaliśmy ten sam film. - unosi ją do góry, po czym spogląda na nas – Wy też do kuchni, bo zacznę wam śpiewać Mam tę moc jako kołysankę. - kiedy sobie to wyobraziłam, spadłam ze śmiechu z kanapy na Amirę, która już zdążyła też zlecieć
Chociaż ryba po grecku podana w miseczkach na lody jest smaczna, to nie mogę pozbyć się myśli o niewinności. To co powiedziała pani Zuza i Amira. Jej raczej chodziło bezpośrednio o błonę. Mała bawi się widelcem marudząc o makaronie. Po posiłku pan wyciera nam obu pyszczki z resztek sosu pomidorowego, bo przecież koty nie dostały sztućców a jakby zobaczył, że używamy palców raczej nie ukarał przy małej, ale w domu już tak. Pani doktor zabiera kochanie na badania, ja ląduje na podłodze, Maja bawi się w małego fryzjera czesząc mi włosy, a pan zmywa naczynia.
- Wujku, też przyjedziesz do dziadka na kolację? - unoszę wzrok na Pana, oczekując jakiejś reakcji na słowa dziecka – Mama mówi, że ja jestem za mała by być na całej, ale pojedziemy się przywitać, potem zostanę z Judytą. Lubię ją, ma zawsze takie fajne kolorowe włosy i wozi mnie na plecach jak konik. Ma dużo różnych zabawek i nosi sukienki jak księżniczka. Mówi, że źli ludzie więżą ją w zamku, ale ja w to nie wierzę, bo nie ma tam smoka.
- Nie Bąbelku. - odkłada miseczkę na ociekacz – Wujek, dziadek i wujek Ian mają duży problem z siedzeniem przy jednym stole, nawet największym. - wyciera ręce w ścierkę i odwraca się, widzę że jego twarz znów ma ten sam wyraz co wtedy, gdy mała pytała czy będzie się kłócił z jej mamą – Zwłaszcza, jak coś ostrego jest pod ręką. Wtedy już jest naprawdę groźnie. - siada na krześle obok – A mama po prostu chce tam jechać?
- Ehe. - sadza mi Pana Pandę na głowie – Mówi, że musimy dla dziadka. Nie lubię go, bo zawsze krzyczy na mamę i ma tą taką maskę na buzi co jest podłączona z butlami, ale „to dziadek, więc musimy go szanować”. - tańczy nim po mnie
Amira wraca buraczkowa. Stoi na drżących udach, więc myślę, że swoje też przeszła. Może powinnam ją uprzedzić? Nieeeee. Pani Zuzia znów traktuje nas tym swoim wcale nie niepruderyjnym uśmiechem wyglądającym „no chodź do łóżka”. Cholera.
- Obie to zdrowe, zadbane kociaki. - staje przy małej i w geście podobnym do tego, co zrobił Pan zakłada jej ręce na uszy – Amirę możesz dopuszczać, by się zaciążyła, świetnie się do tego nadaje. Warto dać im nieco luzu z innymi zwierzakami, bo im zarosną te śliczne różowe morelki.
- O to się nie martw. Alicja kupuje im dość zabawek, że jak sprzątam pod łóżkiem to wyciągam co rusz kolejny wibrator lub inny przedmiot. - wskazuje tutaj na mnie – A ta to nimfomanka pod tym względem. - dziewczynka unosi wzrok w pytającym geście na matkę – Oh, no daj już jej też trochę luzu. Tobie w jej wieku ojciec przemodelował sukę usuwając sutki i zaszywając cipę, by wyglądała jak Barbie.
Pani Zuzia kręci głową i zdejmuje ręce małej.
- Truskaweczko, pójdziesz pokazać kotkom wujka swój pokój? Mama sobie z nim pogada jeszcze, bo pewnie zaraz będą się zbierali do wyjazdu.
- Nie jestem Truskawką, tylko Rekinem – marudzi mała – A nie mogą zostać? One by spały u mnie, a wujek w salonie i....
- To zależy od wujka. - spogląda na niego, ale on nie odpowiada – No sio do pokoju, Rekinek bo zaraz użyje mamowej mocy przemiany i założę Ci najbardziej gryzące rajstopki.
- Nieee! - łapie nas za łapki – Idziemy, gryzące rajstopki są gorsze nawet niż łaskotki! - ciągnie nas po schodach na górę
- I pokaż kotkom łazienkę, co zrobią siku przed wyjazdem. - słyszę jeszcze Pana z dołu i po chwili mała dalej nas ciągnie, ale po komunikacie sądzę, że raczej nie zostaniemy
Na piętrze są trzy pokoje, a właściwie troje drzwi.
- Tu jest sypialnia mamy. - pokazuje pierwsze, najzwyklejsze – Nie będziemy tam wchodzić. - podchodzi do drugich przeszklonych – Tu jest łazienka, wujek powiedział, że możecie skorzystać jak chcecie. - po czym staje przed obklejonymi do połowy wysokości rysunkami drzwiami – A tu jest portal na Siódmą Planetę. Trzeba tam uważać, bo można spotkać różne groźne Pluszowe Zwierzęta. - otwiera drzwi do swojego pokoju i zagląda do środka, wystając tylko małą dupką – Mamy szczęście, śpią i nas nie zaatakują. - macha ręką byśmy weszli, ale zamiast tego idę do łazienki, gdy Amira idzie za nią
Jest taki moment zawsze, gdy udajesz, że chcesz skorzystać z łazienki, by iść podsłuchiwać. Jak teraz. Kiedy Portal się zatrzaskuje, cichaczem schodzę po schodach i przyklejam do futryny od kuchennych drzwi.
- … powinieneś jednak przyjechać. Ojcu zależy, by ostatni raz zobaczyć wszystkie swoje dzieci.
- Pomyśl, co zrobi Ian na mój widok? Prócz oczywistego, morderstwa. Zresztą, jak zabrałbym Alicję, nie miałbym z kim zostawić kotków.
- Może z Judytą? Posiedzą z Majką i z nią. Co najwyżej, ubiorą je w sukienki księżniczek. - zachichotała - To całkiem miła suczka, sama ją układałam specjalnie dla Majki. Jak podrośnie, to ją dostanie na własność jako swojego pierwszego zwierzaka. Może nie jest tak cudowna jak twoje zwierzaki, ale powinna wystarczyć.
- Nie. Ja, ojciec i Ian mamy skomplikowaną relację po tym co zrobił...
- Ojciec mi mówił zaraz po tym. - wzdycha, słychać jak odsuwa krzesło – Nie wiem, które obrażenia były dla niego gorsze. Zmiażdżone jądro, połamana w dziewięciu miejscach noga czy wyrwane oko. Podobno sześciu Cię trzymało przy ziemi, żebyś mu nie zmiażdżył łba jak orzecha, tak się wydzierałeś z wściekłości. Chociaż jasne, to ty byłeś największą ofiarą tego.
- Miałem słuchać jak cierpią? - słychać uderzenie o stół - Zawiodłem je. Leżały u moich nóg i płakały. Obiecałem, że jak będą przestrzegały zasad to nigdy im się nie stanie krzywda. A ojciec? Pogratulował Ianowi, że „wreszcie ktoś zrobił porządek z tymi głupimi zwierzętami, które się panosza po domu jak ludzie”.
- Wiesz, zawsze byłeś najstarszy, najsilniejszy. Ojciec widział w tobie następce, a Ian był o to zazdrosny. Mały, słaby, niedoceniany. Ty kochałeś książki, on ból. Po prostu popełnił wielki błąd i...
- Błąd? Miał całą cholerną psiarnie na swoje „błędy”, a musiał mi zabrać jedyne co było moje. Widziałaś co zrobił tej swojej cycatej suce? Urżnął jej je dla zabawy. Jak jedna nie umiała zrobić szpagatu, to kazał ją wyrwać nogi dwoma samochodami. Wszyscy wiedzieli, że Ava i Lil są moje. Nawet służący bali się je karmić, bo nie byli pewni czy mają żreć to samo co reszta suk czy co. A Ian po prostu przylazł i to zjebał. - kolejne uderzenie z brzdękiem tym razem – Kurwa. -westchnięcie kobiety
- Daj, opatrzę. - słychać szuranie krzesła
- Wiesz co jeszcze powiedział ojciec jak już mnie z niego zabrali? „Nie martw się synku, twój brat może ma wiele błędów w swoim DNA jak gigantyzm, ale największym jest to, że pozostaje tylko zwierzęciem, więc dobrze się wśród nich czuje, jak przy tym azjatyckim wielorybie”. Wtedy po prostu mnie z nimi zostawili, gdy wyginały się i wyły z bólu.
Chwila ciszy.
– Pomyśl o tym w ten sposób. Ubierz te swoje nowe kotki najładniej jak się da, bo pewnie wszystkie inne suki będą miały tylko obroże ze smyczami, więc będą wyglądały jak złote monety w skrzyni srebra. Weź Alicję w sukni wieczorowej i przyjedź do willi. Przywitasz się ze wszystkimi i potem zabiorę je do Judyty, zostaną z nią i Majką. I tak wszyscy pójdą na polowanie. - znów szurniecie krzesła – Pewnie ustrzelisz sam najwięcej, zawsze byłeś w tym najlepszy i tym wkurzysz każdego. Potem będzie zwyczajowa kolacja i najwyżej po niej zwiniecie się z Alicją do domu. Majka się ucieszy, bo chyba polubiła twoje kotki, więc grzecznie pójdzie spać, a wy wrócicie do domu.
- Jak ty możesz po prostu tam wracać po tym wszystkim? Jak powiedziałaś ojcu, że jesteś uległą lesbijką wybił Ci dwa zęby, bo jego córka nie będzie żyła jak zwierzę...
- To nadal nasz ojciec. Cokolwiek byśmy nie pomyśleli i chcieli. Gotowe. Pomyśl o tym. I kup wreszcie telefon albo chociaż powiedz gdzie mieszkasz, bo izolujesz się od rodziny i przyjeżdżasz tutaj po trzech latach tylko dlatego, że...
- Tęsknie do siostry i małego Bąbelka? Gdy o to poprosiłaś, myślałem, że zwariowałaś. Ale widzę, że jednak to Cię uszczęśliwia.
- Bardzo. - ktoś otwiera lodówkę – Twoje kotki mogą pić z kubeczka? Gorąco jak cholera, a Majka pewnie też im nie odpuszcza w zabawie.
- Piją głównie mleko z butelki, ale możesz im dać sok. Jak będziesz niosła do pokoju, to powiedz Sarze, jak zamierza dalej nas podsłuchiwać to osobiście zaszyje jej cipkę igłą i nitką.
Rumienie się i wychodzę za rogu. Pan ma zabandażowaną dłoń, a pani Zuzia wyciąga szklaną butelkę z lodówki z pomarańczową zawartością. Podchodzę grzecznie i staje na łydkach unosząc łapki w geście prosząco-przepraszającym, piszcząc żałośnie.
- Za bardzo pachniesz, bym nie wiedział kiedy się zbliżasz, kotuś. - głaszcze mnie po brodzie, a ja oblizuje jego palce – No już, już. Wypijecie po soczku od Zuzy i wracamy do domku. Pewnie się nasłuchałaś dość o swoim głupim panu, co?
Kładę mu się na udzie, obejmując je rękami i patrząc na niego. Sięga po kubek z sokiem i przykłada mi do buzi. Nie, nie wypije tak, to dla ludzi. Wolno chlupoczę go językiem z wnętrza do ust.
- No zobacz, co za cwaniara. Ja bym ją nakarmiła metodą usta-usta. - śmieje się pani Zuzia i wychyla się do schodów – Maja, Amira! Chodźcie na soczek i wujek musi jechać do domu. - po chwili namysłu jeszcze raz się wychyla – Truskaweczko, poproś Amirę by wyjęła taką grubą kopertę z pierwszej szuflady w korytarzu, to dla wujka.
- Nie jestem Truskaweczką! - rozlega się jeszcze wyraźnie zagłuszone i po chwili rozlega się donośne uderzenie kroków i do kuchni wpada Rekin, a za nim Amira z uśmiechem, chyba jej najbardziej jednak podobało się południe z małą – Tylko Rekinem! Rar rar! O, Sarenka się znalazła. - wiesza mi się na plecach i przytula – Szkoda, że nie możecie zostać. Ale może jak będziecie u dziadka to dłużej się pobawimy. Może poznacie Judytę, ona ma zawsze dużo słodyczy i fajne pomysły co można robić. I nigdy nie każe pić soczku marchewkowego, bo zawsze ma dużą butelkę bąbelków wiśniowych. - ej, on nie jest zły
Widzę jak pan uśmiecha się opierając o ramię i kręci głową.
- Bo zaraz znajdę gryzące rajstopki za narzekanie na soczek! - mówi pani Zuza ze śmiechem, a mała z piskiem odskakuje – Pogryź je na do widzenia, wujka też. - mała przytula się do mnie policzkiem, potem Amira kuca by też mogła się do niej przytulić, na końcu włazi na kolana pana i wiesza mu się na szyi, gdy ten się z nią podnosi – Miło było Cię zobaczyć. Przyjedź, naprawdę. - idziemy do wyjścia - Założę się, że się wkurzą bardziej niż ty. A poza tym, czasem trzeba dorastać i zapominać o tym, że ktoś komuś zniszczył zabawki. - stają na chwilę na werandzie – Zajrzyj do koperty. Długo szukałam tego zdjęcia, ale to najładniejsze jakie zrobiłam. - odbiera od niego córkę, która macha mu łapką – A wy dwie dbajcie o Dawida. Jeśli coś jest większego od niego, to jego serce.
Całą drogę nikt nie powiedział słowa. Pan zabrał Amirze kopertę i położył go koło siebie, byśmy nie mogły zajrzeć. W domu jesteśmy późnym wieczorem. Od razu zagania nas do sypialni i przebiera w piżamy, po czym każe iść spać. Sam, wyjątkowo, zamyka się w gabinecie. Niemniej, leżąc w jego wielkim łóżku i przytulając się do siebie, nie mamy ochoty zasypiać. Amira opowiada wciąż o małej, która w swoim pokoju zrobiła jej kukiełkami przedstawienie o Siódmej Planecie („Obok lasu lizaków jest rzeka czekolady, ale nie można się w niej kąpać, bo zmienisz się w Czekoladowego Potwora i będziesz zjadać innych, więc mieszkańcy moczą w niej tylko warzywa”), zaś ja o podsłuchanej rozmowie.
- Ava i Lila. - mruczy, obejmując mnie, że nasze piersi dotykają się – Miał kogoś tak jak nas wcześniej. A potem ten jego brat coś zrobił i puf, przestaje trzymać kontakty z rodziną, potem przygarnia Ciebie i mnie. Ciekawe jak dawno. - wzruszam ramionami, nie otwierając oczu – A podobały Ci się seksy z nią? - otwieram oczy
- A tobie? Też masz malinki...
- Cóż.... Więc... Hmm... - tak się zachowuje ktoś, kto szuka dobrych słów – To było niespodziewane?
- Niespodziewane było to, jak Cię wyruchał facet, który na co dzień przy użyciu kutasa dominuje nad stadem innych samców. No powiedz, było cholernie przyjemnie. - stukam ją nosem w twarz – A może to ja Ci wyliżę morelkę? W zamian chcę na pieska, tak, że będę cisnęła twarz w materac wyjąc z rozkoszy i...
Pan wchodzi śmierdząc brandy. Nie, to nie jest normalne, że tak pachnie. Raczej skrajnie nienormalne. Pan nigdy nie pije, a przynajmniej nie przychodzi spać śmierdząc alkoholem. Siada ciężko na łóżku. Podbijam do jego pleców i trze o nie łapkami.
- Miau! Miau! - naśladuje już niemal perfekcyjnie kotka – Prr? - ocieram się o niego, starając się zajrzeć mu przez ramię co ma w dłoni – Miau... - stukam Amirę stopą by dołączyła, ale zamiast tego czuje jej zęby w stopie
- Jutro przyjedzie do was Alicja. - mówi wreszcie, nie odwracając się, nie unosząc głowy – Pan będzie musiał pozbierać trochę myśli. - przesuwam się brzuchem po jego ciele, by wleźć mu na kolana, ale jego ramię blokuje drogę – Piętnaście lat tego zdjęcia nie widziałem. - prycha śmiechem – Moje słodkie, niewinne skarby. Znalezione, ukochane i rozpieszczane. Zawsze myślałem, że kiedy już je nauczę tego, wypuszczę, a one do mnie wrócą. A potem je mi skrzywdził. Tak długo płakały, aż ucichły... - wreszcie udaje mi się wsadzić rękę pod jego ramię i spojrzeć na to co trzyma – Nie chciałem, by cierpiały, nie to im obiecałem...
W półleżącej pozycji na środku zdjęcia jest Mulat. Wygląda dużo młodziej, pewnie miał dwadzieścia, może dwadzieścia kilka lat. Już wtedy wielki i potężny. O jego głowę, mocno się wychylając w górę, po jego prawej opiera się podobna mi nawet blondynka z kokardką we włosach, po prawej opalona dziewczyna o ładnych brązoworudych włosach. Obie mają takie piżamki jak Majka, ale są starsze od niej. Pewnie coś koło dziewiętnastu, dwudziestu lat. Patrzą w obiektyw z taką radością, bijącą przyjemnością z tego, że się przytulają do niego jak do wielkiego misia. Obie mają ładne obróżki na szyjach.
- Mrr? - patrzę na nich, marszcząc nosek – Miau?
- Miałyście iść spać. - znów ten groźny szept, a jego oddech mocniej śmierdzi alkoholem – Jak rano będę miał was budzić, to zraszaczem do kwiatów albo bambusowym kijkiem po udach. - wyrywam głowę z powrotem i grzecznie wracam w ramiona Amiry, wciąż patrząc na jego plecy – Moje słodkie skarby. Nie doczekały się tego, co im obiecałem... - odstawia zdjęcie na stolik nocny i rozbiera się i kładzie pod prześcieradło – I kot będzie miał swój dom, gdzie zawsze wraca, bo jego Pan tam jest i czeka na niego z miseczką mleka. - mruczy, zamykając oczy i po chwili już śpi.
Kolejne kilka dni są ciężkie. Opiekuje się nami pani Alicja, bo pan gdzieś pojechał od razu rano. Nie uwłaszczając jej, nie jest złym opiekunem, ale jeśli miałabym decydować o rankingu, to Pan, Pani Zuzia i na końcu ona. Wraca jednak wreszcie i wygląda jak ósme nieszczęście. Jakby przez te pięć dni nie spał. Nieogolony, śmierdzący, w brudnych ubraniach. Pani kręci głową, zabiera go do łazienki. Goli go siedząc mu na kolanie, gdy patrzymy na to z wysokości podłogi.
Jeśli miałabym być kimś innym, to chciałabym być jak ona dla niego. Mój jedyny „prawdziwy” związek to mieszkanie razem, okazyjne seksy, jedzenie pizzy i planowanie, gdzie pójdziemy do pracy. Myśleliśmy, że to dorosłość i dojrzałość. Kiedy oni są razem, są jak filmowa para. Zakochani w każdym względzie. Mówi do niego w tym języku, którego nie rozumiemy, ale nie odpowiada. Pozwala jej ogolić swoją twarz i szczecinę z głowy brzytwą. Ma pewną rękę w tym co robi, z doświadczeniem. Rozbiera i wpycha pod prysznic, sama zdejmując jedynie bieliznę i dołączając. Nawet patrzenie, jak tylko go myje. Ufają sobie, kochają się i o siebie zabiegają na nowo. Na końcu łapie za penisa i ciągnie do sypialni. Przez prawie połowa dnia łóżko bez przerwy skrzypi i słychać ją przechodzącą kolejne orgazmy.
Wreszcie jednak wychodzi naga do kuchni, przygotowuje posiłek. Łasimy się głodne koło jej nóg, co zostaje wynagrodzone dwoma miseczkami z całkiem dobrym pesto. Kolejny talerz zabiera jednak do sypialni. Kiedy wchodzimy tam, siedzi po turecku obok leżącego niego i go karmi, jak zwykle to on nas. Kiwa na nas dłonią i klepie miejsce na pościeli. Śmiało wskakujemy i przytulamy się do jego ciała, szukając pieszczot, ale te nie nadchodzą
- Wasz pan jest zły, bo ma mnie zabrać pojutrze na randkę na rodzinną imprezę. - mówi po angielsku wkładając mu kolejną porcję makaronu do ust – Pojutrze.

- Nie „nie chce”, tylko nie może. - po angielsku mówi tak samo ładnie jak po polsku, jakby właściwie nie dostrzegał różnicy – Jak sobie to wyobrażasz? - wpycham uparcie głowę pod jego dłoń leżącą na brzuchu – To ty chcesz jechać i sobie popatrzeć. Zawsze Ci się podobały polowania, potem kolacje. - wkłada mu swój język do ust zmuszając do milczenia na chwilę – Nie pojedziemy, mówię. - udało się, jego dłoń jest na mojej głowie i patrzę na niego spod jej cienia
- Pojedziemy. Dawno nie widziałam Zuzi. Trzeba było mnie zabrać ze sobą jak jechałeś do niej z kociakami - znów się całują, jak przekomarzająca para przed wizytą u teściów – No weź, to randka. Ostatnia była udana, ty coś zyskałeś, ja też. - uśmiecha się i kładzie mu palce na klacie i przesuwa – A poza tym pomyśl, jaka będzie mina ich wszystkich jak tam wejdziesz po prostu.
- Nie... - pocałunek. - Ni... - kolejny – N.... - jeszcze jeden – Zaraz każe Amirze Cię ugryźć w tą wielką dupę.
- Będę tak robić, aż się zgodzisz. - kładzie mu głowę na ramieniu, pozwalając się przytulić – Zobacz, masz dwa takie śliczne kotki i nikomu ich nie pokazujesz. Takie małe, śliczne i smutne mordki. Sara tylko raz była z tobą na wystawie, a Amira? Co ona widziała? Kabula? Noemi? Pewnie są już samotne i niedługo z nudy sobie cipki rozdrapią. - podnosi jego ramię i zaczyna mnie głaskać, wreszcie, jego ręką – A tak poznają inne zwierzaki, po miauczą sobie i poszczekają z nimi. Nie musisz ich od razu sadzać w kółeczku inwestorów by obciągały każdemu z kolejna, chociaż to by było zabawne. A tak to sobie posiedzą z innymi cipkami, ty pójdziesz zapolować w czym jesteś najlepszy. Potem po kolacji możemy się zwinąć.
- No dobrze. - wzdycha – Dobrze... - tym razem sam przekłada ręce bardziej między moje łopatki i wciąga wyżej, bym leżała bezpośrednio na jego brzuchu z głową pod brodą – Jak Ian spróbuje się do mnie odezwać, to wychodzę. Do ojca nawet się nie zbliżam. - głaszcze moje gołe plecki opuszkami, przez co mocniej wcieram się w jego gołą klatę uszami, policzkami i nosem – Ale na polowanie nie idę. I dziewczyny zostaną z Judytą, sunią Zuzi. - zamyka oczy, nie przestając głaskać – I ubierz je w piżamy, bo zmarzłe są biedactwa.
- Pf. Moje mieszkają w chlewie, a myje z węża strażackiego nawet w zimie. Żaden nie pomyśli by narzekać, chyba, że chce z wysokiego napięcia w jajka. - znów go całuje, ale w policzek – Ubiorę czerwoną sukienkę z głębokim dekoltem, pończochy i czarną bieliznę. Ciebie nie pytam, pewnie będziesz miał tą swoją śmierdzącą kurtkę. - zaczyna chichotać – A pamiętasz jak kochaliśmy się we wszystkich sypialniach w waszym domu po kolei? Pierwszy raz mnie spróbowałeś wziąć od tyłu, ty mój brutalu.
- Mhmmmm... - draps, draps, mrr – Stwierdziłaś, że jak tak chce to mam sobie wziąć sukę z psiarni, a nie damę i dałaś mi w pysk. Ale po chwili się znów na siebie rzuciliśmy na siebie jak zwierzęta i chyba pierwszy raz nie udawałaś orgazmu. - też zaczyna się śmiać – Potem Ava i Lil wskoczyły do łóżka i zaczęły Cię czyścić ze spermy, tyle jej było. Dobrze, że Sara ani Amira nie wpadły na taki pomysł, bo jakbym wyrwał te jęzory to w blenderze zmielił i karmił do porzygania. - drżę – No ubierz je. Zobacz, ma gęsią skórkę moje bezwłose biedactwo.
Widzę, jak Pani Alicja zasłania sobie usta dłonią by się nie roześmiać, po czym wstaje i ubiera nam obu piżamki. Potem sama też się ubiera, pochyla jeszcze nad nim, całuje w czoło, głaszcze nas na pożegnanie i wychodzi. Życie znów wraca do dawnego rytmu. 

[cd: II/II]




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Konrad Milewicz

Opowiadanie skończyłem pisać po 4 dniach poprawiania (istnieją co najmniej 3 wersje tegoż, 2 wersje vol 1 i 3 wersje vol 2 [między innymi Amira początkowo miała być Azjatką]) o wpół drugiej na antybiotykach. 

Jak zawsze lista inspiracji, pomagająca się wczuć:

- wszelkie postaci z vol 2 bez zmian

- Judyta - Lo z Playboy Plus

- Zuzanna - Justine Joil 

- Ava i Lil (co jest skrótem od Lilith, brawa dla spostrzegawczych) - "Teen girls Jayden Cole & Samantha Rone have lesbian sex alongside a teddy bear", gdzie 1 zdjęcie z niej z zastąpieniem pluszaka na postać Dawida posłużyło w opisie Sary patrzącej na fotografię, a cała sesja bardzo mi się spodobało

Vol 4 będzie krótsze i bardziej proste w budowie, dziękuje wszystkim, którzy dotarli aż tutaj i podoba się moja pisanina mająca zwalczyć kryzys twórczy.


Komentarze

Nie mogę się doczekać kolejnych części. Bardzo mnie wciągnęła ta opowieść. Oby tak dalej!


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach