Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Garsoniera - Alina, cz 1.

Część 1

Poznaliśmy się w pracy. Na ogół zamienialiśmy kilka zdań. Nie zalecałem się do niej. Nie była w moim zasięgu. Zawsze była miła, uśmiechnięta i generalnie atrakcyjna. Ubrana stosownie do pracy, na ogół w kostiumie i w szpilkach. Szczupła szatynka, naturalnie kręcone włosy do ramion, mały biust, zadbane dłonie, długie nogi. Poruszała się z gracją. Przyjemnie było ją obserwować, kiedy odchodziła... Makijażem podkreślała swoją urodę. Cieszyła się dużym powodzeniem u facetów. Nie tylko w firmie. I wzbudzała zazdrość kobiet. Niezależnie od ich wieku. W pracy wszystkim chętnie służyła pomocą i tym zjednywała sobie ludzi. Była uczynna. Stroniła od rozmów na osobiste tematy. Nie rozmawiała o swoim życiu osobistym. Tym z kolei wzbudzała jeszcze większe zainteresowanie.

*

Pewnego razu sporą grupą wyjechaliśmy w delegację do innego miasta. Naprawdę duża firma. W rezultacie przez kolejne dziewięć dni, ale w niedzielę mieliśmy wolne popołudnie, byliśmy obok siebie po jakieś 10-12 godzin dziennie, analizując zebrane dokumenty, przygotowując kolejne, czytając ustawy, uchwały, zarządzenia i weryfikując możliwe zmiany, przygotowane przed wyjazdem. Tych szybko oczekiwał zarząd firmy, powierzając naszej kompleksowy audyt i przygotowanie zarysu zmian.

Nawet szef dziwił się, że nie zlecili audytu jakiejś międzynarodowej albo przynajmniej zagranicznej firmie. Jeżeli będzie, w ich ocenie, realny i obiecujący, to znaczy gwarantujący zyski i minimalizujący koszty własne, opracujemy już nie zarys czy szkic, ale pełny plan reorganizacji! Na swój użytek nazywałem nasze działania „reformą”, ale ten synonim spotkał się z wyraźną dezaprobatą szefa. Jeżeli nasz pomysł wypali, będziemy również kierować jego wdrażaniem. Czytaj: duże pieniądze za dużą robotę do wykonania. No, ale i nasza firma też nie była mała.

Nasz największy problem polegał na tym, że firma, w której mieliśmy przeprowadzić audyt, bo na początku to jedynie zbieraliśmy i porządkowaliśmy dane, nie miała stałego schematu sprawozdań miesięcznych i tygodniowych. Brzmi to dziwnie, ale tak było. Sprawozdania koncentrowały się na największych sukcesach i problemach firmy. I rozliczenia były opracowywane wokół tych sukcesów bądź porażek. Co miesiąc wyniki firmy różniły się w poszczególnych działach i nie mieliśmy przeglądu wyników jednego działu nawet w skali kilku miesięcy.

Nie wszyscy skończyli prawo, nie wszyscy skończyli ekonomię, więc pojechały z nami dwie panie, które na co dzień „sypiały” z prawem gospodarczym i konstruktywnie korygowały, najczęściej: torpedowały, wszystkie sugestie związane z pomysłami zmian w firmie: redukcja zatrudnienia, fuzje, delegacja uprawnień, zmiana uprawnień zarządu i prezesa, prawo upadłościowe, swoboda umów, tzw. ucieczka do przodu czyli finansowe angażowanie firmy w nowe projekty itp. Jeszcze doszły kłopoty ze związkami zawodowymi, które też miały swoje wymagania i swoich prawników. A na koniec dnia dobijał nas główny ekonomista i owe dwie 46-letnie babki, prywatnie całkiem sympatyczne, wystawiając rachunek, czyli kosztorys zmian, podany zawsze z uwzględnieniem prawdopodobnych wahnięć kilku zmiennych. Codziennie, wczesnym wieczorem zarząd przyjmował krótkie sprawozdanie z postępu prac i codziennie konsekwentnie odrzucał kolejny szkic projektu zmian naprawczych. Ot, taki prezent na koniec dnia harówki. Z tym liczyliśmy się. Ale ponoć zarząd generalnie był zadowolony z naszej pracy. Wierzyli, że ostatni, dziewiąty dzień, dzień finalnej prezentacji i podsumowania, przyniesie również satysfakcjonujące rozwiązanie. Chyba nie mieli innego wyjścia, jeżeli nie chcieli wypaść z rynku.

Dzień w dzień straszna kotłowanina! Ciągła koncentracja, napięcie, pospiech, zmiany decyzji, strategii analiz danych. Tempo, tempo! Dopiero wieczorem, po kolacji mieliśmy trochę czasu dla siebie i siłą rzeczy jeszcze trochę spędzaliśmy go razem, ale we dwoje, a nie wśród innych pracowników. Nieparzysta liczba pracowników spowodowała, że akurat mnie w hotelu przypadła ‘jedynka’. Oczywiście, szef i jego asystent też spali w ‘jedynkach’.

– Asystent – mruczałem wściekle pod nosem i starałem się nie patrzeć w jego kierunku. – Człowiek, który w lizaniu dupy szefa osiągnął mistrzostwo, nie wykazując się innymi zdolnościami w pracy. Jakie facet ma obowiązki poza robieniem kawy szefowi? Intrygowanie? Nakłanianie szefa do wywalania zdolnych? Bo nie panował nawet nad kalendarzem jego spotkań – pokiwałem głową i wróciłem do mojej kolacji.

*

Siedzieliśmy w moim pokoju przy herbacie albo coli – to ja, ona na ogół przy piwie, a i tak była szczupła. Rozmawialiśmy bądź milczeliśmy na różne tematy, oglądaliśmy telewizję, bo nie mieliśmy siły na rozmowę. już trzeciego wieczoru dopadł mnie kryzys. Od początku byłem bardzo zmęczony, jednak tym razem nie wytrzymałem i w pewnym momencie otwarcie przyznałem:  

– Alinko, przepraszam, ale padam, muszę położyć się na chwilę. Przyjdź za pół godziny, zbudź mnie i będę gotowy do dalszej rozmowy – wyznałem szczerze, bo dopiero co minął jakiś kwadrans po 21. Wstałem z krzesła, poprawiłem marynarkę na jego oparciu i, tak jak stałem, położyłem się na tapczanie. Byłem piekielnie zmęczony.

– Nigdzie nie będę chodziła. Nie mam aż tyle sił – prychnęła zmęczonym i ochrypłym głosem. – Położę się obok ciebie, „na łyżeczkę” – stwierdziła spokojnie i ciężko podniosła się z krzesła, odstawiając piwo i niecierpliwymi ruchami zrzucając ze stóp szpilki.

– Chodź szybko, bo już odjeżdżam – kiwnąłem na nią ręką z zamkniętymi oczyma. Nie otworzyłem ich, ale poczułem jak kładzie się przede mną „na łyżeczkę", mocno wtula i przykrywa moją ręką. Zasnąłem od razu. Ona chyba też. Kiedy zbudziłem się chwilę później, Alina pochrapywała, nadal leżąc na boku z dłonią pod głową i drugą wetkniętą w krocze. Poły szlafroka rozchyliły się i mogłem oglądać jej nogi i szczupły brzuszek. Jedna pierś wystawała ze szlafroka. Miała ładne, pełne, jędrne piersi i ciemne, spore sutki. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Czułem rosnące pożądanie. Dziewczyna twardo spała. Paliło się górne światło, więc spojrzałem na zegarek. Była... pierwsza zero, zero! Zmrużyłem oczy, raz jeszcze spojrzałem. Niestety, dobrze widziałem za pierwszym razem. Była nawet pierwsza zero jeden. Spaliśmy prawie cztery godziny!

– Tak wygląda szybki kwadrans – mruknąłem zirytowany i już rozbudzony. Delikatnie zbudziłem Alinę. Spoglądała na mnie nieprzytomnie.  

– Alinka, jesteś w pokoju hotelowym. U mnie. Właśnie minęła pierwsza w nocy. Zdrzemnęliśmy się – poinformowałem dziewczynę.

– Aaaa, jasne. Idź już do siebie, Marku. Fajnie było – ziewnęła, odpowiadając niezbyt przytomnie. Zatkało mnie na chwilę. Uznałem, że akurat teraz nie warto występować incognito.

– Stefan jestem. Stefan, kolega z pracy. Właśnie razem drzemaliśmy – przedstawiłem się raz jeszcze i powtórzyłem gdzie jesteśmy, z naciskiem na godzinę, która jest i o której mamy wstać. Cierpliwie czekałem aż przetrawi wiadomość. Po dłuższej chwili poderwała się, burknęła coś niezrozumiale, duszkiem wypiła resztę piwa i wyszła z pokoju. Zamknąłem drzwi, rozebrałem się, jednocześnie płucząc zęby płynem do płukania ust, wrzuciłem brudną bieliznę do walizki i nastawiłem budzik na kwadrans przed siódmą. Zgasiłem światło. Nie pamiętam, jak dotarłem do łóżka.

*

– Stefan, ale szczerze, co się działo w nocy? – spytała ostrożnie, kiedy mieliśmy w pracy popołudniową przerwę i mogliśmy spokojnie porozmawiać.

– Nic, rozmawialiśmy jak zwykle – wzruszyłem ramionami, z uśmiechem patrząc w jej oczy. Spokojnie przeżuwałem kolejny kęs kupionej kanapki. Uciekła wzrokiem.

– A potem? – patrzyła w bok.

– Też nic. Spaliśmy – ponownie wzruszyłem ramionami.

– Nie wyruchałeś mnie? – ton był ostrzejszy.

– Ja?! – prawie wyplułem colę, którą właśnie przełykałem. Zaległa długa cisza. Zdecydowałem się odezwać pierwszy. – Alinko, czy aby na pewno wróciłaś ode mnie do swojego pokoju? – ostrożnie zapytałem.

– Spoko, aż tak źle ze mną nie jest, ale miałam rozpięty szlafrok i mokrą cipę! Bolała mnie! Zrobiłeś mi coś?! – warknęła szeptem, patrząc mi w oczy.  

Spokojnie położyłem dłonie na blacie stolika. Uważnie spojrzałem w jej oczy.

– Alina, może tobie coś się śniło? Przecież kładłem się pierwszy i miałaś iść do siebie – nie wiedziałem, jakich jeszcze użyć argumentów. Bezradnie wpatrywałem się w swoje ręce i kanapkę. Podniosłem głowę i zobaczyłem zacięty wyraz jej twarzy, usta zaciśnięte w wąską kreskę, przymrużone oczy. Już nie byłem głodny. Nagle poczułem mdłości. Moje dłonie drżały. Przez chwilę wpatrywałem się w jej oczy.  

– Coś jeszcze? – chłodno spytała, pochylona w moim kierunku. 

– Wiesz, wracam do pracy – podniosłem się z krzesła, ale jeszcze nachyliłem do niej. – Może lepiej będzie dla ciebie i dla mnie, jeżeli nie będziemy widywać się wieczorami.  

– Zgwałciłeś mnie i teraz, kurwa, masz mnie dość! – syknęła wściekła. Stanąłem jak wryty.

– Piłem tylko herbatę. Ba, wodę! Dlatego byłem trzeźwy i pamiętam, co się działo. Przykro mi, że podejrzewasz mnie. Mogę przysiąc, że nie doszło do zbliżenia – nachyliłem się w jej kierunku, uderzyłem w pierś i poważnie spojrzałem w jej oczy. Nie miałem nastroju do żartów. Odwróciła wzrok, siadła bokiem do mnie.

– Mam w dupie twoje przysięgi! Wyruchałeś mnie! Wykorzystałeś! – nakręcała się własną wściekłością. Stałem ze spokojnym, wręcz chłodnym wyrazem twarzy. Nie uśmiechałem się. Patrzyłem bez strachu, bez wściekłości. No, wzorzec siły spokoju! Kur... Czekałem aż dziewczyna uspokoi się. Byłem przerażony.

– Lepiej już pójdę, bo moja obecność źle na ciebie wpływa – pożegnałem się. Bałem się, cholera! Bałem się, że dziewczyna narobi bagna!

Wieczorem skonany siedziałem w pokoju w spodenkach i  koszulce, popijałem wodę, próbowałem czytać książkę i sam przed sobą udawałem, że nie jestem zdenerwowany. Spojrzałem na drzwi i po chwili w trzech skokach byłem przy nich. Przekręciłem klucz. Zaledwie minutę później usłyszałem delikatne pukanie. Milczałem. Potem bardziej natarczywe pukanie i głos:

– Oootwórz, to jaaa, Alinka! (...) Chcę porozmawiać.

Nawet nie drgnąłem. Wstrzymałem oddech. Powtórzyła pukanie i tekst. Bardziej płynnie. Chyba była pod wpływem.

– Tym gorzej dla mnie – pomyślałem, ale nie ruszyłem się. Nadal nie odważyłem się oddychać. Po dłuższej chwili ciszy, i mojego uporczywego milczenia, mocno zapukała. Ciągle siedziałem jak słup soli. Solidnie kopnęła w drzwi. Cisza. Jakaś ćma wpadła do pokoju. Kolejne walnięcie w drzwi pięścią. I... odchodzi! Wciąż nie oddychałem. I mogłem tak jeszcze długo. Przynajmniej wówczas tak mi się wydawało. Tej nocy usnąłem dopiero nad ranem.

*

W pracy, w cztery oczy przekazała mi, że rozważa zgłoszenie gwałtu na policji. Była na obdukcji i zdecydowała, że po powrocie do domu odda sprawę do sądu. Przymknęła oczy i wyrecytowała jakiś paragraf czy ustęp Kodeksu karnego. Nie byłem w stanie zapamiętać. Ledwo panowałem nad nerwami. Dalszy kontakt radziła mi utrzymywać przez jej prawnika. Ona mi radziła! Ona!! Zanim byłem w stanie coś odpowiedzieć, zadowolona z wrażenia jakie wywołała, już zniknęła za rogiem korytarza. Chyba stałem dłuższą chwilę i bezgłośnie poruszałem ustami.

Byłem tak roztrzęsiony, że po godzinie niezbyt efektywnej pracy podszedłem do szefa i powiedziałem, że nie jestem w stanie pracować. Twierdziłem, że to przez ból zęba. Chyba musiałem naprawdę źle wyglądać, bo spojrzał na mnie uważnie i od razu wysłał do dentysty. Następnego dnia pozwolił mi przyjść do pracy dopiero w południe. Szok! Nigdy nie był tak życzliwy. Asystent cały czas słuchał i uśmiechał się pod nosem.

– Jakoś damy sobie radę – szef uśmiechnął się życzliwie i poklepał po ramieniu. Zdawkowo podziękowałem i dopiero znacznie później dotarło do mnie, że ten facet, na co dzień tak wymagający i ostry wobec wszystkich pracowników, wykazał tyle życzliwości i empatii. Mój wygląd rzeczywiście musiał robić wrażenie. Aliny unikałem przez następne dni, ale i tak codziennie mijaliśmy się w pracy w obecności innych. Uśmiechała się do mnie. Kłaniałem się z kamiennym wyrazem twarzy i szedłem w swoją stronę. Co wieczór pukała do moich drzwi, a ja przezornie konsekwentnie milczałem. Już nie waliła, ani nie kopała. Ostatniego dnia wspólnej pracy, kiedy mijaliśmy się, szepnęła:  

– Przepraszam. Wszystko jest OK. Zapomnij o sprawie. Musimy porozmawiać. – Poszła, nie oglądając się. Stałem jak wryty. Obejrzałem się za nią osłupiały i wróciłem do swoich spraw. Nie potrafiłem skupić się. Chyba poczułem się nieco lepiej. Potem znacznie lepiej. Jeszcze później chciałem z nią porozmawiać, bo wierzyłem, że wycofała swoje zarzuty. Jednak sprawy potoczyły się inaczej.  

*

Wieczorem siedzieliśmy całym zespołem na pożegnalnej kolacji przed powrotem do centrali, więc nie było okazji do rozmowy i chyba to mi najbardziej odpowiadało. Jutro, późnym popołudniem miało być tylko finalne sprawozdanie i kolacja tylko z naszym szefem, więc większość pracowników wcześniej wyjeżdżała. Poza szefem zostawał asystent (jasne, wazelina sam nie odczepi się od dupy...) i kierownicy zespołów do komentowania sprawozdania: prawo, ekonomia i zarządzanie.

W zespole liczebnie przeważały kobiety, więc siedziałem między dwiema i miałem obowiązek obie obdarzać swoim wątpliwym urokiem osobistym. Na przeciwko nas siedziały dwie współpracowniczki, różnica wieku między nimi wynosiła przynajmniej 20 lat, więc i te wypadało uwzględniać w naszych konwersacjach. Zwłaszcza, że naprzeciwko, obok wspomnianej dwójki, siedział asystent szefa i prawił mu komplementy. Ten rodzaj ludzi ma określoną nazwę, ale asystent i bez wazeliny potrafiłby wszystko sobie załatwić. Taki był nachalny i niezatapialny. Słyszałem, że ludzkie mendy tak mają. W rezultacie, mimo marnych efektów pracy, facet spokojnie funkcjonował u boku szefa i to z pensją, której mu zwyczajnie zazdrościliśmy. Wysokość zarobków każdego jest tajna, ale... Sami wiecie.

Dopiero po kilku latach ten układ uległ gwałtownej zmianie.

Po kolacji cztery miłe panie, moje sąsiadki przy stole, zarządziły długi spacer, na który zaprosiły tylko mnie! Bez możliwości odmówienia. Miłe panie, bo różnica wieku i doświadczenia nie stanowiły kłopotu w trakcie rozmowy. Wszyscy odnoszą się do siebie z szacunkiem. Kolacja i spacer to dla nas rzadkie, przyjemne chwile, kiedy staramy się nie patrzeć na siebie przez pryzmat obowiązków zawodowych. Miłe dla mnie, bo przyjemnie oglądać zadbane kobiety w różnym wieku, elegancko ubrane, w szpilkach, pachnące perfumami. A miałem co oglądać. Naprawdę przyjemny widok... Zgrabne pupy, kusząco poruszające się biodra, spore biusty, dość odważne dekolty, stroje podkreślające figury bądź tuszujące nadmiar kilogramów.

Gdybym wtedy był tylko nieco odważniejszy! Ze zwieszoną głową, zatopiony w swoich kłopotach, szedłem za tym czteroosobowym tłumkiem, czasami za dwiema parami, aż w końcu zlitowały się i zabrały mnie do drugiej pary, potem do pierwszej. A potem szliśmy środkiem jakiejś bocznej ulicy w pięcioro, z „rodzynkiem” w środku. Jedyny bez promili szedł środkiem ulicy... Wszystkie wypiły nieco przy kolacji, więc były w dobrych humorach, bardziej otwarte niż na co dzień.

*

Tak na marginesie owego spaceru: po powrocie do centrali koledzy opieprzyli mnie, i to solidnie, że to ja (sic!) wyrwałem aż cztery kobiety, w tym tę laskę, Patrycję! Szczególnie jej nie mogli mi darować. Tego było za wiele. Wtedy to ja ich zaatakowałem:

– Przy stole żarliście, kurwa, jakby wszyscy pierwszy raz w życiu sałatkę jarzynową widzieli na oczy! Trzeba było jeszcze do kieszeni napchać!! – darłem się. – Marek rzucił się na przystawki jakby zaraz miały odjechać! – Marek obraził się. – Co, może skrzydełka już miały plan lotu?! A może krewetki spierdalały do hotelowego basenu?! – wściekle spojrzałem na Sebę. – Chlaliście jakby to były zawody w tankowaniu! Naprzeciwko mnie siedziały dwie babki, przy mnie też dwie i żaden nie mógł przesiąść się?! Z boku były wolne miejsca! – Potem dorzuciłem jeszcze kilka ostrych zdań, oni swoich kilka, w końcu ciśnienie zeszło z nas i temperatura ‘rozmowy’ opadła. Więcej do sprawy nie wracaliśmy.

– A ten, hm, było coś z Pati? – Marek jeszcze był urażony uwagą o przystawkach, więc kiedy pytał patrzył gdzieś w bok.  

– Nie, nie było. Zapytajcie Patrycję – rzuciłem poddenerwowany. Pokiwali głowami w milczeniu i chyba uwierzyli mi.

– A u was? – zrewanżowałem się.

– Te nasze dwie starsze babki chyba miały ochotę na seks z nami czy z jednym z nas, ale wylazły z tobą na spacer. A kiedy wróciły, to chyba od razu poszły spać. A ta biuściasta brunetka, Małgosia, ruszyła chyba z nimi. Nikt przecież nie będzie dyżurował w recepcji! – zniechęcony Borys wzruszył ramionami. Słysząc to, spojrzałem na kolegę. Seba unikał mojego wzroku.

– Paweł i ja chcieliśmy poobracać Alinkę, ale wcześniej zerwała się do pokoju z butelką. Nie wiesz może, kto ją stuknął? Miałeś pokój niedaleko – dociekał Marek.

Nie wiedziałem.

*

Z późnego i długiego spaceru nasza ‘piątka’ wróciła po północy. Przed wejściem do hotelu wszystkie podziękowały mi buziakami i nachalnie oraz głośno proponowały jeszcze kawę albo rozchodniaczka. Nachalność objawiała się szczypaniem i klepaniem mojej pupy. Widać, alkohol nadal działał... Olewałem to. Jutro nie będą nic pamiętać. Jednak Patrycja, dwudziestosześciolatka, na pożegnanie zażyczyła sobie jeszcze jedną rundkę spaceru. Więcej chętnych nie było, niestety. Pozostałe koleżanki w minorowych nastrojach zniknęły za recepcją i we trzy poszły... do baru. Po chwili przysiedli się do nich jacyś dwaj faceci. Wyraźnie ucieszyły się ich obecnością. Jeszcze po raz ostatni rzuciłem okiem w ich kierunku. Nasze dwie 46-latki efektownie i zachęcająco prezentowały się w przygaszonym świetle hotelowego baru.

– Chyba nie wzięli ich za dziwki – mruknąłem pod nosem.  

Tym bardziej pani Małgosia: brunetka, długie, lśniące włosy, śniada cera, zawsze opalona, 40 lat. W ogóle prezentowała się efektownie. Nawet bez makijażu. Niejeden w biurze o niej marzył. Chociaż na jeden raz. Trudno było z nią rozmawiać i nie patrzeć na jej biust. Albo na nogi.

– Chodzi na fitness, aerobic, pływa, więc wygląda – pomyślałem. Wszyscy wiedzieli o jej aktywnej dbałości o wygląd.

Spojrzałem na Pati. Uśmiechnąłem się, podałem jej ramię. Odwzajemniła uśmiech, objęła moje ramię i ruszyliśmy z powrotem do wyjścia z hotelu. Chodnik pokonywaliśmy powolnym krokiem, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Ani słowa o zakończonej pracy i wysokich premiach. W końcu zamilkliśmy. Słyszeliśmy własne kroki. Stare budynki ładnie prezentowały się w nocnym oświetleniu. Było cicho. Tego potrzebowaliśmy. Pati wtuliła się w moje ramię. Cieszyliśmy się ciszą.

*

Nie doceniłem naszych pań! Po powrocie do centrali dowiedziałem się, że po drinkach w barze impreza przeniosła się do hotelowego pokoju naszych dwóch 46-latek. Ponoć obie zachowywały się jak wyposzczone nastolatki, które niczego sobie nie odmawiały. Ich młodsza koleżanka też sobie nie żałowała. Każda z nich, na raty i w kolektywie, dogłębnie poznała wszystkich trzech mężczyzn. Hotelowa imprezka przerodziła się w ostrą sześcioosobową orgietkę. Alkoholu już nie zamawiali. Panie były przygotowane. Butelka po szampanie znalazła zastosowanie w trakcie seksu.  

– Żadna dziurka żadnej z nich nie pozostała niezaspokojona. Żadna! Wyobrażasz sobie? Żadna! Po zabawie wszystkie były tak wykończone, że zasnęły we trzy na jednej kanapie, ale na śniadanie zeszły w wyśmienitych humorach.

– No, no – kiwałem głową. Nie byłem pasjonatem plotek. Zwłaszcza o sprawach intymnych.

– Mężatki są zajebiste. Co one wyprawiały... – Seba mrugnął do mnie porozumiewawczo. – No, rakiety! Świetnie wyglądały w samych pończochach i szpilkach. Bez szpilek też – zaśmiał się cicho. – Kiedyś opowiem ci ze szczegółami. Cholera, narobiłem się! Jak chłop za pługiem. Ale warto było! Warto...

Wierzyłem mu, bo zawsze miał rzetelne informacje. Relacja była o tyle wiarygodna, że Seba jako jedyny wspierał dwóch nieznajomych w igraszkach. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Niewiele wiedziałem o kobietach.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Zdarzenia, opisywane w kolejnych częściach, nie są ułożone w porządku chronologicznym. Każde opowiadanie jest zamkniętą całością. Imieniem bohaterki relacji sygnowano kolejne, odrębne opowiadanie. Każde z nich opisuje przygody, które wiążą dwa elementy: mieszkanie głównego bohatera, stąd wywodzi się tytuł całości, oraz seks, kwintesencja tych zdarzeń.

Większość imion, miejsce spotkań i szereg innych szczegółów, związanych z fabułą opowiadań, nie uległy zmianie. 


Komentarze

Jacek6/12/2018 Odpowiedz

Fajne, dobrze się czyta

Tomnick8/12/2018 Odpowiedz

Dziękuję. Są gotowe wszystkie cztery części. To jedna z odnóg opowiadania: Biurowiec.


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach