Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Maturzystka - 4.

Część 4.

Przebierałyśmy się w szatni po lekcji wf. Jak zwykle zabrałam ręcznik i mydło, więc jako tako umyłam się, wiedząc, że prysznic wezmę w domu. Opuściłam ręcznik. stojąc półnaga, sięgnęłam do moich rzeczy, żeby założyć stanik. Kiedy w końcu nie znalazłam go w ani torbie, ani na wieszaku, od razu domyśliłam: dziewczyny schowały mój stanik. Sprawdziłam jeszcze raz – majteczki też zniknęły.

– Pół biedy. Mogę iść do domu w tych do ćwiczeń – pomyślałam.

Podeszła Wanda i zanim zareagowałam, wyszarpnęła spódniczkę z moich rąk i rzuciła w kierunku grupy. Spódniczka natychmiast gdzieś zniknęła.

– No, teraz jesteś gotowa do wyjścia do domu! – zarządziła Ewa i klasnęła w dłonie.

Cała paczka Ewy oraz inne dziewczyny z naszej klasy i z „B” przyglądały się. Wszystkie dobrze bawiły się moim zdenerwowaniem i upokorzeniem.

Dziewczyny podbiegły do mnie i mimo moich głośnych sprzeciwów przytrzymały za ręce i ściągnęły ze mnie spodenki i majtki. Było ich zbyt wiele. Domyślałam się, co jeszcze zamierzają zrobić.

– Dziewczyny! Nie! Proszę was! Nie róbcie tego! Proszę! Nie!! N I E!! 

Mimo mojego gwałtownego sprzeciwu wypchnęły mnie nagą na hol przed szatniami. Ponieważ było już po przerwie, na szczęście nikogo już na nim nie było. W sali sportowej również nie było już lekcji. Stałam przy drzwiach do szatni i szarpałam za klamkę. Cicho płakałam i błagałam, żeby mnie wpuściły. Słyszałam jak głośno śmieją się, rozbawione moją sytuacją. Zaczęły stukać, kopać w drzwi! Rozejrzałam się przestraszona, czy zjawi się ktoś zwabiony hałasem.

*

Stałam tak dwie, może trzy minuty. Wtedy była to dla mnie wieczność! Byłam przerażona i bezradna. I ciągle słyszałam głośny, złośliwy śmiech dziewczyn dobiegający z szatni. Stukałam do drzwi i błagałam, żeby mnie wpuściły. Reagowały wybuchem śmiechu albo kolejnymi kopnięciami w drzwi. Ten hałas naprawdę robił wrażenie. Z obawą i łzami w oczach rozglądałam się, czy ktoś nie nadchodzi? Pół biedy, gdyby to była sprzątaczka. Nawet chciałabym, żeby to była jedna z tych pań! Tężałam ze strachu na myśl, że mógłby tutaj pojawić się któryś z chłopaków. Nawet nie musiałby mnie dotykać. Wystarczyłoby zrobić kilka zdjęć i... od razu miałby kilka możliwości: szantaż, Internet. Tak czy inaczej, kompromitacja gotowa.

Stałam naga pod drzwiami i przestępowałam z nogi na nogę. Było mi zimno w stopy. Kamienna posadzka może ułatwia utrzymanie czystości, ale ja od kilku minut gołymi stopami stałam na niej. Drżałam z zimna i ze zdenerwowania. Tak bardzo bałam się, że ktoś mnie zobaczy!

Ponownie zapukałam i nagle drzwi otworzyły się z impetem. Czyjaś ręka silnie odepchnęła mnie, a ja, zaskoczona takim atakiem, zatrzymałam się dopiero po kilku krokach, z dala od drzwi. Wszystkie dziewczyny opuszczały szatnię. Były przesadnie głośne, wręcz nienaturalnie hałaśliwe. Z ciekawością spoglądały na mnie, albo unikały mojego wzroku, śmiały się, głośno rozmawiały, przekrzykiwały i kierowały do wyjścia ze szkoły. Kilka z nich robiło mi zdjęcia. W porę zakryłam twarz, odepchnęłam dziewczyny stojące najbliżej drzwi i blokujące mi wejście do szatni. Wpadłam do pomieszczenia, zamknęłam drzwi i przekręciłam zamek.

*

Siadłam na ławce i głośno westchnęłam. Nieco uspokoiłam się. Klucz od szatni wisiał na wieszaku, moje rzeczy były porozrzucane w całej szatni, torba wybebeszona, komórka leżała na ławce. Przejrzały wszystkie moje rzeczy!

Mimo to odetchnęłam z ulgą. Byłam sama w szatni i teraz ja ignorowałam kopnięcia w drzwi. Ot, takie małe zwycięstwo. Prawie uśmiechałam się. Nikt poza dziewczynami nie widział mnie nagiej! Ależ miałam szczęście! To nie był czas na takie rozważania, ale jednak zastanawiałam się: Jak ukarać je za to, co mi dzisiaj zrobiły? Ubrałam stanik, koszulkę i majteczki. Potem spódniczkę, skarpety i sneakersy. Poczułam się bardziej komfortowo. Rozejrzałam się i uśmiechnęłam. Któraś zapomniała kurtki, inna zostawiła strój do wf. Na ławce leżała jakaś książka.

Jakaś dziewczyna nadal waliła w drzwi i coś krzyczała. Druga pomagała kopniakami. Dziwne, ale nie słyszałam żadnej innej, tylko te dwie. Czyżby już skończyła się solidarność grupowa? Bo nadjeżdżał tramwaj? A może autobus? Paczka Ewy załatwiła swoją zemstę i olała pomoc koleżankom? Jedna nadal szarpała klamkę, a druga kopała w drzwi. Paradoksalnie te odgłosy, zwykle bardzo uciążliwe, teraz działały na mnie wręcz kojąco. Im bardziej były agresywne, tym bardziej bawiła mnie ich rozpacz.

– Dziewczyny, trochę empatii. Postawcie się w mojej sytuacji, a zaraz wam przejdzie – mruknęłam w kierunku drzwi. Na pewno nie mogły mnie usłyszeć.

*

Weszłam na ławeczkę i otworzyłam okno. Wpuściłam świeże powietrze. W szatni panował zaduch. Spakowałam adidasy, powoli zbierałam i wkładałam moje rzeczy do torby. Sprawdziłam komórkę. Nie skasowały mi numerów, ale przejrzały smsy i zdjęcia.

– Pewnie rozczarowały się – uśmiechnęłam się.

Sięgnęłam po książkę i położyłam się na ławeczce. Nie spieszyłam się do domu. Odkryłam inną trasę, która omijała pustawy park. Wysłałam do mamy smsa, że będę znacznie później. Nawet nie zauważyłam, że stukanie w drzwi ustało. Widocznie dziewczyny pobiegły do domów bez swoich rzeczy.

– Zemsta najlepiej smakuje na zimno – pomyślałam z uśmiechem.

Odwiedziłam „moje” strony w Internecie. Odłożyłam komórkę, zaczęłam czytać pozostawioną książkę. Kryminał. W zasadzie nie czytałam takich, ale ta nie była zbyt gruba i wciągnęła mnie. Minęło może ze dwadzieścia minut. Spojrzałam na wewnętrzną stronę i znalazłam pieczątkę biblioteki. Niedaleko szkoły. Zapakowałam książkę do torby. Wzruszyłam ramionami:

– Jak skończę, to odniosę. Na pewno ucieszą się – zdecydowałam. – Książkę znalazłam porzuconą na szkolnym korytarzu na parapecie okna – takie wyjaśnienie uznałam za wystarczające. Bawiła mnie tylko sytuacja dziewczyny, która w bibliotece dowie się, że już oddała książkę. 

*

W naszej klasie była tak wyniosła snobka, Jessica. Ładna, szczupła, zadbana blondynka, uczyła się tak sobie. Na pewno zdolna, ale nie interesowały ją oceny. Chodziła do szkoły, bo musiała. Czyli jak większość. Tylko, że ona dawała jasno do zrozumienia, że wykształcenie nie jest jej do niczego potrzebne, a wygodny byt zapewnią jej rodzice. Po ciuchach widziałam, że pochodziła z bogatej rodziny. Nie myliłam się. Czasami jedno z rodziców, na ogół mama, mercedesem przyjeżdżała po nią do szkoły. Ot, taka księżniczka wśród ludu. Mieszkali gdzieś na obrzeżach Warszawy.

Próbowałam zagadać do niej, ale zbywała mnie monosylabami albo jakimiś zdawkowymi odpowiedziami, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na rozmowę ze mną. Raz coś czytała, więc nawet nie raczyła podnieść głowy. Po dwóch nieudanych próbach dałam sobie spokój.

Kiedyś mieliśmy lekcję dotyczącą preorientacji zawodowej. Przyszedł młody facet z jakiejś prywatnej uczelni. Mówił ciekawie, więc słuchaliśmy. Wszyscy w miarę składnie odpowiadali na jego pytania dotyczące planów po maturze: studia, studia, nie wiem, praca, studia, wyjazd za granicę, nie wiem, jeszcze zobaczę, praca w firmie ojca. Tylko Jessica walnęła:

– Będę mieszkała głównie za granicą. Zamierzam zwiedzać świat, poznawać inne kraje, kultury. Może będę udzielać się w fundacji pomagającej biednym. Nie będę miała czasu na zwykłą pracę – powiedziała to tak wyniosłym tonem, że paru chłopakom kopara opadła. Ja ze zdziwienia nawet nie otworzyłam ust. Dziewczyny nie reagowały, bo jednak znały ją lepiej niż chłopacy. Facet spojrzał na nią jakoś dziwnie, uśmiechnął się i po chwili kontynuował swój wywód.

Miała chłopaka. Był od niej starszy, student. Czasami odbierał ją ze szkoły. Mimo to chłopacy w szkole starali się nawiązać z nią bliższy kontakt. Tolerowała ich towarzystwo, ale większość tych nadskakujących jej traktowała jak muchy na jedzeniu. Część podobnie rewanżowała się, traktując ją złośliwościami. Była ponad to. Ignorowała ich, ale lubiła być w centrum zainteresowania. Pozostali, pewnie z podobnymi doświadczeniami jak ja, zwyczajnie mijali ją. Wyższość, którą okazywała odrzuconym, pomagała jej strawić ich niechęć.

Chyba wszyscy zastanawiali się: Dlaczego nie uczyła się w prywatnym liceum? Przecież jej rodziców było na to stać. Ona też czułaby się tam znacznie lepiej niż z takim „motłochem” jak my. Byłaby bliżej tak nadzianych i snobistycznych osobników z jej sfery zamożności. Czyli w swoim środowisku naturalnym. Jedno było pewne. Tam jej życiowe plany i zamożność rodziców nie wywierałyby na nikim takiego wrażenia jak na nas.

*

Na przerwie zobaczyłam jak rozmawia z Ewą. „Rozmawia” to za duże słowo. Ewa podeszła do niej, kiedy tamta podczas przerwy siedziała na parapecie okna, wpatrzona w iPhone’a. Oczywiście, sprzęt jakim dysponowała, nie był w zasięgu naszych możliwości finansowych. Ku mojemu zaskoczeniu, na widok zbliżającej się dziewczyny, Jessica zeskoczyła z parapetu i wyprostowała się! No, szok! Chyba nawet otworzyłam usta z zaskoczenia! „Szefowa” coś do niej powiedziała, a Jessica pokiwała głową, nieśmiało uśmiechnęła się. Ewa odwróciła się i dołączyła z Moniką do swoich koleżanek. Zaskoczyła mnie postawa Jessiki. Zaskoczyła? Nie! To złe słowo. Zaszokowała? O, tak! Kiedy słuchała „Szefowej”, gdzieś zniknęła jej wyniosłość, niechęć do koleżanek z klasy i wydawała się... Czy ja wiem... Przestraszona? Uległa? Gdyby miała, to merdałaby ogonkiem!  

*

Ten dzień obfitował w znamienne wydarzenia, które wpłynęły na mój dalszy pobyt w tej szkole.

Na następnej przerwie podszedł do mnie chłopak z innej klasy maturalnej. Już go zapamiętałam.

– Cześć, Waldek jestem.  

– Cześć... Grażyna.

– Słuchaj, masz wolne w weekend?

– Bo?

– Jest propozycja. Dlatego pytam – uśmiechnął się.

– Pewnie będę miała. Zależy, o co chodzi.

– Zapraszamy ciebie na imprezę.

– Mnie?

– A co? Jednak jakiś problem?

– Nie, ale nie znamy się.

– No, to poznamy się. U jednego z naszej klasy. Mnie już znasz.

– Sporo dziewczyn będzie ze szkoły?

– No, kilka. I liczymy na ciebie – dodał chłopak w modnych i drogich okularach, który akurat podszedł. – Cześć, Jarek – podniósł dwa palce.

Tego też zapamiętałam, bo chodził w marynarkach. Raczej rzadkość wśród uczniów.

– Cześć. Grażyna – popatrzyłam na niego uważnie. Jakoś nie wzbudzał mojej sympatii. Intuicja?

– Lubisz takie ostre imprezy?

– Jak „ostre”?

– No, wiesz... – spojrzał stropiony na Waldka. On patrzył na Jarka bez słowa. – Alkohol, seks. Może coś więcej... Pełny luz.

– Aaa, to nie, dziękuję – odwróciłam się do nich plecami i na parapecie okna otwierałam książkę, dając do zrozumienia, że to koniec rozmowy.  

– Nie bądź taka harda – dobiegł mnie głos Waldka.

Milczałam. Przewracałam kartki książki, ignorując ich.  

– Zobaczysz, spodoba się tobie...

Zaczęłam odwracać się, żeby odejść i wtedy poczułam, jak jedną ręką obejmuje mnie w pasie, a drugą przykrywa pierś. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Jeżeli byłam podniecona, to tylko ze wściekłości. Chwyciłam książkę i chciałam zrobić obrót, żeby przyłożyć gnojkowi w łeb, ale ścisnął mnie rękoma i przycisnął do siebie. Nie mogłam się odwrócić. I czułam twardniejącego penisa na moich pośladkach!  

– Puść! – syknęłam. – Bo zaboli!

– Spokojnie! Mamy ochotę zabawić się z tobą. Chyba teraz nie odmówisz zaproszenia na imprezę? – zapytał Jarek rozbawionym głosem. – Lubisz się ruchać, co? – W tym samym momencie zaczął brutalnie ściskać mi pierś, a drugą ręką macać pośladek.

*

Teraz wydarzenia potoczyły się szybko. Podniosłam rękę z książką i po gwałtownym skręcie w prawo łokciem uderzyłam Waldka w skroń. Nie zamierzałam, ale dobrze wyszło! Dobrze? Idealnie! Normalnie byłabym przestraszona tym, co zrobiłam i przejęta przepraszała, ale teraz byłam wściekła. Chyba nadarzyła się okazja odreagowania stresów, gromadzących się całymi dniami w tej szkole.

Głowa Waldka, odskakująca po ciosie, trafiła w głowę jego kolegi. Jarek jęknął i usłyszałam odgłos okularów uderzających o posadzkę. Jego chwyty wyraźnie straciły na sile, więc skręciłam tułów jeszcze bardziej w prawo. Wolną lewą ręką przesunęłam po udzie Jarka i już trzymałam genitalia w dłoni. Nie patrząc, wychyliłam się, barkiem odpychając Waldka. Oszołomiony uderzeniem i moim zachowaniem, pozwolił odsunąć się. Odwróciłam się do nich, książkę położyłam za sobą na parapecie i zobaczyłam Jarka z buzią w ciup. Bez okularów i z tym wyrazem twarzy wyglądał tak żałośnie...

– Puść, kurwo! – wystękał błagalnym tonem i obiema dłońmi mocno chwycił mnie za rękę. Zdezorientowany Waldek stał obok. Był gotów zaatakować mnie.

– Och, przepraszam! Zabolało? – zapytałam z lekkim uśmiechem. Maskowałam nim gwałtownie rosnącą wściekłość i żądzę zemsty. Ich problem, że nie potrafili tego dostrzec. Jarek energicznie pokiwał głową, a ja uwolniłam genitalia.

Szarpnął moją dłoń w bok. Spojrzał na mnie, ledwie hamując swoją wściekłość. Dłonie zacisnął w pięści.

– Ty, kurwo! Ja cieb...

– Błąd!

Nie zdążył dokończyć. Prawą dłoń miałam wolną i teraz szybkim ruchem ponownie zgarnęłam genitalia Jarka. Zaskoczony chłopak, walcząc z narastającym bólem, gwałtownie łapał powietrze. Jak świąteczny karp wyjęty z wody. Nie chciał wyć. Wiedział, że świadkami jego upokorzenia będą wszyscy stojący na korytarzu. Gwałtownym ruchem wyciągnął rozcapierzone palce, żeby chwycić mnie za szyję, ale powstrzymałam go przeczącym ruchem głowy.

– Bądź grzeczny, bo dopiero zgniotę. Prawą dłoń mam silniejszą! – ostrzegłam i na dowód, że mówię prawdę, na chwilę nieco mocniej ścisnęłam zawartość dłoni.

Oczy wyszły mu z orbit. Wzniósł się na palce. Dłonie znowu zacisnął w pięści. Tym razem z bólu. Wysunął je w moim kierunku, ale tym razem mój żelazny chwyt powstrzymał go. Bał się. Bał się mojej zemsty! Brzmi to nieco przesadnie, ale miałam go w garści! Nawet dosłownie...

– Łapki wzdłuż ciała. Jakbyś stał na baczność! – poleciłam cichym, zdecydowanym tonem.  

Jarek momentalnie wykonał polecenie. Wyprostowane i napięte palce u dłoni świadczyły o nierównej walce z bólem. Powoli, ale nieodwracalnie przegrywał ją. Miał łzy w oczach.

Ech, długo mogłabym cieszyć moje piękne oczy jego cierpieniem. Jeszcze wsadziłabym mu w odbyt...

– To kara za ubliżanie mi – usłyszałam swój głos. Wracałam do rzeczywistości. – Waldek! – zawołałam niezbyt głośno, pamiętając o jego koledze, a wywołany spojrzał na mnie.

Nie odezwał się. Robił wrażenie zszokowanego moim zachowaniem, ale chyba szykował się na odpowiedni moment, żeby zaatakować mnie pięścią od tyłu.

– Waldek, spierdalaj pod drugą ścianę! Przyklej do niej plecy i grzbiet dłoni albo zaraz zmiażdżę jaja twojej panienki! 

Chłopak patrzył na nas zdezorientowany.

Jarek spróbował mu pomóc:

– Wypierd... Ooochhh!... – westchnął, bo mój ucisk wzmógł się. – PRO-szę... – prośbę skierował do mnie.

– No! Nie wyrażaj się przy mnie.

Kiwnął głową. Stał nienaturalnie pochylony. Machnął dłonią do kolegi. Waldek, zaskoczony obrotem sprawy, szybko wycofał się pod ścianę i położył na niej dłonie.

– Grzbiet dłoni na ścianie, palancie! – warknęłam ze złowrogim uśmiechem do Waldka. Chłopak spojrzał na mnie i po chwili szybko zareagował. Chyba był zbyt oszołomiony moim agresywnym zachowaniem, żeby odezwać się.

– Posłuchaj uważnie! – ponownie spojrzałam na Jarka. – Czuję się tutaj bezpieczna, bo mam jeszcze inne możliwości, żeby na takich jak ty nasłać znajomych, raz wam wpierdolić i mieć spokój do matury – zamilkłam, żeby dotarło.

Jarek na wszelki wypadek pokiwał głową. Łza spłynęła mu po policzku. Chyba cierpiał. Ta łza była jak balsam na moją zranioną dumę. Skoncentrowałam się na moim przesłaniu:

– Zapamiętasz, co powiedziałam, czy wolisz wstrząs mózgu albo złamaną rękę, żeby uwiarygodnić moje ostrzeżenie? A może załatwić ci przyspieszoną wizytę u protetyka? Będzie drożej, ale lepiej zapamiętasz.

Pokiwał głową na znak, że rozumie. Czekał aż go puszczę. Na mojej twarzy nie znalazł nawet śladu uśmiechu.  

– Zapamiętam... – wyszeptał potulnie. W głosie wyczuwało się ogromną walkę z cierpieniem. Jego drżący głos działał na mnie jak śpiew słowika. No, moja wersja muzykoterapii!

– Uwolnię ciebie i grzecznie obydwaj wrócicie do swojej klasy. Ale jeżeli jakakolwiek, pamiętaj: jakakolwiek menda dotknie mnie, znajomi zaproszą was na impre do Lasku Bielańskiego. Reasumując: powinieneś martwić się o moje zdrowie i samopoczucie. Zrozumiałeś? – mój głos brzmiał teraz twardo i nieprzyjemnie.

Ponownie pokiwał głową. Łzy ciekły mu z oczu. Wysunął ramiona w przód, jeszcze bardziej pochylił się, opuścił głowę. Unikał mojego wzroku. Puściłam go.

– Mam nadzieję, że kiedyś zostaniemy przyjaciółmi – mój uśmiech nie wróżył nic dobrego. – A teraz... Spierdalajcie! – szepnęłam i z wyrazem obrzydzenia na twarzy ostentacyjnie wytarłam dłonie o spódniczkę.

Jarek barkiem oparł się o ścianę i stał. Waldek podszedł do niego. Mściwym wzrokiem spojrzał na mnie, ale nie odezwał się.

Odwzajemniłam spojrzenie i wyciągnęłam w jego kierunku palec wskazujący:

– Z tobą jeszcze się nie rozliczyłam, gnoju! Nie zapominaj o tym.

Waldek chciał coś odszczeknąć, ale byłam szybsza: 

– Ty! Jeżeli ktoś w tym tygodniu albo później da ci na mieście w mordę, to będzie z mojego polecenia! Jedynie prewencyjnie! Gdybyś nie wiedział...

Chłopak bez słowa odwrócił głowę. Chyba przestraszył się. Dotarło, że najgorsze dopiero przed nim. Nie miał jak tego zweryfikować. I nie wiedział, kiedy. Pewnie przez kilka najbliższych dni będzie oglądał się za siebie. Tyle dobrego. Podniósł i podał koledze okulary. Podtrzymując go, powoli oddalili się. Nie zaszli za daleko. Po 10 metrach Jarek znowu opierał się o ścianę. Jakoś nie miałam wyrzutów sumienia.

– Ech, żebym tak potrafiła postępować z dziewczynami – westchnęłam zła na siebie. Nie potrafiłam. A może.. A może nie chciałam? Sięgnęłam po książkę. Udawałam, że czytam. Gdyby ktoś zapytał o numer strony, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Litery skakały mi przed oczyma. Pomyślałam o groźbach wobec Waldka: 

– Kurde, ale ja mam fantazję! Nic, tylko bajki dla dzieci pisać... – udawałam odprężoną.

*

Popatrzyłam za nim przez dłuższą chwilę. Moja zła sława roznosiła się po szkole. To Ewa i jej dziewczyny rozpowiadały o mnie niestworzone historie! A paru chłopaków miało ochotę to przynajmniej zweryfikować. Albo nawet skorzystać.

– Chyba trzeba będzie zmienić szkołę – westchnęłam. Jakoś nie żałowałam takiej decyzji.

Odwróciłam się w kierunku naszej klasy. Drzwi były otwarte, ale wszyscy jeszcze stali na korytarzu. Do dzwonka brakowało kilku minut. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu niewiele osób zwróciło uwagę na zajście. Jasne! Raczej tylko udawali, że są pochłonięci czymś innym. Cóż, widocznie nie tylko ja nie przepadałam za tymi gnojami. Nie miałam wątpliwości, że najpóźniej za dwa dni wszyscy będą poinformowani o zajściu. Oprócz nauczycieli. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Wyszło na to, że zrobiłam dobry uczynek.

Ktoś jednak obserwował całe zajście. Akurat stała u szczytu schodów i teraz wręcz frunęła po nich w moim kierunku.

– Super! – Ola uśmiechnęła się, soczyście ucałowała mnie w policzek i wyściskała. Ściskając, dotknęła piersi. Chyba przypadkowo. – Takim gnojom należało się! Przesiedzieli klasę maturalną i myślą, że teraz panują w szkole! – zaraz jednak spoważniała. – Nie boisz się tych ‘spadochroniarzy’? – Z troską patrzyła mi w oczy.

– To znaczy?

– No, wiesz... Że zemszczą się.

– Nie – pokręciłam głową. I powtórzyłam informację o moich kontaktach i możliwościach odwetu w stolicy.

– O! – spojrzała na mnie z uwagą i trochę jakby zesztywniała z wrażenia. – Później pogadamy. U mnie! – chyba była nieco speszona moimi znajomościami. – Lecę, pa!

Spojrzałam za nią. Chłopacy od razu zrobili jej przejście. Nikt jej nie zaczepił.

Schodząc do łazienki, usłyszałam dzwonek. Łazienka była pusta. Dokładnie umyłam dłonie, bez pośpiechu osuszyłam. Poprawiłam włosy i bluzkę. Wykonywałem czynności bez znaczenia, bo musiałam jakoś opanować drżenie rąk. Ależ byłam zdenerwowana! Dopiero teraz spływało ze mnie całe napięcie związane z akcją tych ludzkich mend. Chyba specjalnie sprowokowali mnie. Chcieli mieć ubaw, może kolejną dziewczynę na imprezę, a wyszła z tego dość bolesna i spektakularna porażka. Głęboko oddychałam. Trzymałam się, ale niewiele brakowało, żebym zaczęła płakać. Jakoś odechciało mi się chodzenia do tej szkoły, nauki angielskiego, matury, studiów. Wszystkiego! Nagle zapragnęłam powrotu do mojego miasteczka. Spojrzałam w lustro.

– Dziewczyno! Ty i twoje „znajomości” w stolicy! – prychnęłam i pokręciłam głową. – Nawet nie wiesz, jak dojechać do centrum! – zachichotałam nerwowo. Spojrzałam na drzwi. Na szczęście nikt nie wchodził.

Kiedyś przypadkowo usłyszałam, jak mama skarżyła się ojcu, że potrafię kłamać wyjątkowo przekonywująco. Byłam z tego taka dumna! Ale wtedy miałam 8 lat.

Do klasy weszłam ostatnia, więc zamykałam drzwi. Nauczycielka nieco spóźniła się. Siedziałam w ławce nad książką. Monika z uwagą przyglądała się mojemu profilowi.

– Co jest? Jakiś syf mi wyskoczył? A może chcesz dać mi buzi? – spróbowałam ją sprowokować. Już wiedziałam, że wredna pizda ma ochotę na takie zabawy.

Bez słowa pochyliła się nad swoimi notatkami.

*

Po ostatniej lekcji powoli schodziłam do szatni. Jeszcze miałam w pamięci scysję z chłopakami. Ba! Długo, długo nie będę mogła o niej zapomnieć!

Obok przemknęła Ola:  

– Słuchaj, a może dzisiaj wpadłabyś do mnie? Mamy co świętować, chi, chi. Moi rodzice wrócą dość późno.

– Dzięki. Nooo, dobrze – myślami nadal byłam przy spotkaniu ze ‘spadochroniarzami’. – O której mam wpaść?

– Bądź o osiemnastej. Obowiązują stroje wieczorowe.

Moje spojrzenie chyba było uosobieniem zdziwienia, bo Ola roześmiała się.

– Niee, żartowałam! Jak dla mnie, możesz być nawet nago – machnęła ręką. – No, nieźle byś wyglądała... – obejrzała mnie od góry do dołu. – Trzymaj się! Pogadamy sobie! – ucałowała mnie i pobiegła po schodach. Było już po dzwonku.

*

Cdn.

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach