Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





MW-Ibiza Rozdzial 50 Dylemat oralny

Odespawszy swoje kolejne swawole, tym razem z Zuzią, pan Grzegorz pojawia się w przestrzeni publicznej.

- Panie Maćku, nie wiem, jak panu dziękować, to było...

- To pierwsze, czy to drugie?

- Oba! Choć zastanawiam się, czy to pierwsze nie było snem.

- Bo też ostro zabawił się pan z córką, potem głęboko zasnął. Następnie obudził w objęciach jej koleżanki z klasy, więc ją wyruchał i znów zasnął. Za to, co się panu śniło, nie biorę odpowiedzialności, za resztę – jak najbardziej.

- No tak, no tak... I wciąż odnoszę nieodparte wrażenie, że to naprawdę była ona. Znaczy Aldonka.

- Niech pan tego wrażenia nigdzie nie odnosi, bo to naprawdę była ona. Zresztą proszę spytać Zuzi.

Pan Grzegorz patrzy na mnie spode łba, podejrzliwie i badawczo, aż w końcu wybucha śmiechem.

- To było dobre! Przez moment naprawdę uwierzyłem – mówi, uderzając mnie żartobliwie pięścią w bark. – I już może zostawmy tego pana Grzegorza, Grzesiek jestem. I jeśli mógłbym się czymkolwiek zrewanżować, to tylko powiedz.

- Maciek.

Uścisk rąk, a potem wzajemne poklepywanie po plecach towarzyszące przejściu na „ty” wygląda podejrzanie, bo Grześ jest w samych gatkach, a ja oczywiście goły. Zaraz zresztą wypominam mu te gatki.

- Grzesiu, zrzuć te galoty, bo się niepotrzebnie wyróżniasz. Rozejrzyj się. Poza tym Aldonka i Zuzia, a i córki Robusia mówią, że nie masz się czego wstydzić...

Rozejrzawszy się, Grześ z westchnieniem pozbywa się gaci. A ja idę za ciosem, spełniając zarazem prośbę jego córki.

- A wiesz, miałbym pewną prośbę...

Grześ nadal jest w euforycznym nastroju. – Co tylko chcesz.

- Chodzi o Aldonkę i jej kostium. Wstyd jej było przed Zuzią...

Reszty niech się Grześ domyśla.

I chyba się domyśla. Staje mu przed oczyma postać Zuzi w tym skąpym opalaczu. Naprzeciw Aldonki.

- Aż tak źle?

Kiwam głową.

- To przez tę moją zaborczość i zazdrość – składa samokrytykę. - Hmm, mówisz, żeby coś mniej zabudowanego?

- Nawet mam konkretną propozycję.

Sięgam po leżącą pod ręką paczuszkę. Grześ ją rozpakowuje.

- To...

- Taki sam kostium, jak Zuzi. A weź pod uwagę, że Zuzia ukrywała w majteczkach bujną fryzurkę. Te dla Aldonki mogłyby być bardziej wycięte w kroczu.

- Bo na tyłku już bardziej wycięte być nie mogą – komentuje Grześ obracając je na wszystkie strony.

- Fakt, bardziej nie mogą.

Bo też z tyłu składają się z samych sznureczków. Grześ przesuwa je między palcami.

- Rzeczywiście, Zuzia była w identycznych. Ale tego akurat sznurka nie widziałem...

- Ale on tam był, głęboko między pośladkami.

- I chcesz, żeby Aldonka chodziła w czymś takim na plażę?

- Ona chce. Jak dla mnie, mogłaby opalać się nago.

 Najwyraźniej Grześ się przemógł. – Nie, no w porządku – mówi.

- Pozwolisz jej opalać się nago?

- Pozwolę jej opalać się w tym kostiumie. To będzie naprawdę niewielka różnica.

- Sam jej to dasz, czy ja mam to zrobić? Może od razu przy mnie przymierzy...

- Lepiej niech przy ojcu przymierzy – mówi twardo Grześ, wyrywając mi górę kostiumu z ręki.

- Żebyś się nie zdziwił, jak rzeczywiście przy tobie przymierzy.

Mówię, jak będzie. Pocahontas przebierając się w prezent od tatusia „przypadkiem” nie domknie drzwi do łazienki. Grześ będzie mógł się na własne oczy przekonać, że jego córka ogoliła cipkę, a to z kolei da mu do myślenia na temat tożsamości dziewczęcia, z którym dziś pofiglował.

Grześ tymczasem pyta o godzinę.

- Już tak późno? Aldonka będzie się martwić.

- Dlaczego ma się martwić? Przecież też tu jest, wrócicie razem.

- Nigdy nie odpuszczasz, co?

Ale Grześ mówi to z uśmiechem. A jego członek pręży się na wspomnienie  lubieżnych igraszek z córką/nie córką.

- Houston, mamy problem!

Na moje wołanie zjawiają się jak spod ziemi Natka z Majką.

- Grześ musi już iść, a przecież nie wypuścimy go w takim stanie.

- Jak się spuści, to się go wypuści – siostry biorą sprawy w swoje ręce.

- Bez pośpiechu – mówię na odchodnym. Pocahontas musi zdążyć do hotelu przed tatusiem, a bóg jeden wie, z kim i gdzie się teraz gzi.

*

- Widział ktoś Pocahontas?

- Poszły z Zuzią na dach. Zuzia przygotowała jakąś niespodziankę.

- Chyba się domyślam, jaką.

*

- Ach, jakiś cudowna swoboda!

Naga Pocahontas wykonuje całkiem udany piruet. Wiatr bierze w posiadanie jej włosy.

- Ten chłód na cipce jest niesamowity – tam dziewczyna nie ma włosów, i to od niedawna. Chłód potęguje jeszcze łagodzący podrażnienia żel, którym obficie potraktowała cipkę – to przez te szorstkie ojcowskie dłonie.

- Nie kuś! Zbyt jestem przyzwyczajona do swoich loczków. Ale teraz jesteśmy spóźnione, chodź już, poznasz dwóch fajnych chłopaków. Albo i nie poznasz...

- Myślisz, że nie poczekają? Na takie dwie laski, jak my?

Zuzia nie odpowiada, tylko chwyta koleżankę za rękę i ciągnie do windy.

- Antonio nieźle się tu urządził. Rwie co ładniejsze dziewczyny na potęgę, a prowadząc hotel dla naturystów nie kupuje kota w worku. Na dachu jest fantastyczne miejsce, w którym je posuwa. Z widokiem na całą wyspę.

- Rozumiem, że ty też z tych „co ładniejszych”?

- Ładniejszych i młodszych! – Zuzia dumnie pręży pierś. Piersi ma śliczne. Młode i jędrne. I dziwny wyraz twarzy, gdy lezie po drabince na dach maszynowni windy. Tuż za  Pocahontas, z głową prawie w jej tyłku. Jakby nie mogła się doczekać.

Z góry dobiega ją stłumione „ o kurwa!”, a głową przywala w ten, nagle zastygły w bezruchu, tyłek. Doczekała się.

- Serwus Donek – mówią jednym głosem Jacek i Wacek. W pierwszym odruchu Pocahontas zakrywa ręką cycki. Zuzia bodzie ją w tyłek głową, rusza więc wyżej i wydrapawszy się na dach używa drugiej, wolnej już od drabinki ręki, by zasłonić cipkę przed pożądliwym wzrokiem obu klasowych kolegów.

- A coś ty się nagle taka wstydliwa zrobiła? – Pyta Zuzia, puszczając oko do chłopaków.

- Bo jestem w szoku – odpowiada Pocahontas, gdy szok jej trochę mija.

- A gdzie reszta klasy? – Rozgląda się nerwowo.

- Z klasy jesteśmy tylko my czworo.

- Ale czy na pewno?

- Jak babcię kocham – Wacek bije się w nagą pierś, aż mu się naga broń kołysze. Tylko trochę kołysze, bo na widok nagiej koleżanki z klasy doznał wyjątkowego wzwodu. W sumie nie mija się z prawdą, choć i nie mówi całej. Przecież pani Joanna, to nie klasa, tylko tej klasy  wychowawczyni.

- I to ma być koleżanka? – Pocahontas patrzy z wyrzutem na Zuzię. – Najpierw kompletnie mnie zaskakuje na plaży, potem pieprzy się z moim ojcem, a teraz to! Ręce opadają!

I faktycznie opadają. Po co ja się właściwie tak zasłaniam – myśli sobie i się odsłania. Zgodne wow! obu chłopaków momentalnie ją dowartościowuje. Oraz te dwa nagie prącia wzniesione w zgodnym salucie. Pocahontas postanawia je zagospodarować, niech się takie piękne wzwody nie marnują.

- O przepraszam, może jednego zostawię tobie – reflektuje się po chwili.

- Spoko, zabaw się, ja już przerobiłam z nimi cały program. Miałam ich wszędzie, razem i z osobna.

- Zepsuta dziewczyna z ciebie! Ja najpewniej się zarumienię, gdy pani Joanna spyta, jak spędziłam wakacje. Ale ty? Wątpię.

- Co ja takiego śmiesznego powiedziałam – pyta, gdy tych troje łapie się za brzuchy wybuchając niepowstrzymanym śmiechem. W efekcie śmieją się jeszcze głośniej.

- Oj, nie mogę, zaraz się posikam!

Jacek jest szybszy, pierwszy łapie Zuzię za cipę. A Pocahontas otwiera szeroko oczy, gdy jej koleżanka faktycznie szcza. Mocz ścieka z palców chłopaka i wystających spomiędzy nich blond włosków. Dziewczyna podskakuje, gdy Wacek, przegrawszy wyścig do pierwszej pizdy, chwyta za drugą. Jej własną. A potem stwierdza, że właściwie chętnie by się wysiusiała...

A jeszcze potem odkrywa, że przyglądam się temu siusianiu; jej i Zuzi.

- Dokończ, co zaczęłaś, ale potem musisz się zbierać. Twój ojciec wraca do hotelu, martwi się, że zostawił cię samą na tak długo. Na pociechę powiem, że zaakceptował prezencik dla ciebie.

- O, super! – Pocahontas ostentacyjnie podciera się drugą dłonią Wacka, tą suchą. Jeśli chciała zrobić na mnie wrażenie, to jej się udało.

- Przejmujesz pałeczki – rzuca do Zuzi na odchodnym. - Ja się nimi pobawię innym razem.

Czekam u stóp drabiny, zadzierając głowę.

- Cwane – mówi Pocahontas, schodząc po niej niespiesznie.

 Zatrzymuje się nawet na chwilę w wyzywającej pozie, z jedną nogą o dwa szczeble wyżej, bym mógł lepiej przyjrzeć się jej kroczu z tej perspektywy.

- Sądząc po stanie twojego przyrodzenia, lubisz takie widoki.

- I wciąż mi ich mało.

W odpowiedzi Pocahontas kręci kuperkiem. Nie wytrzymuję, podstawiam dłoń, a ona ślizga się po niej cipą.

- Wiesz, kochanie, powtórzymy to, gdy już nie będziesz dziewicą. Nadstawię ci kciuk…

Chichocze.

- A potem zejdę parę szczebli niżej i nadstawisz co innego.

I zaczyna kiwać tyłkiem w górę i w dół.

- Widzisz? Dam radę.

- Oby szybko, nie mogę się doczekać.

- A myślałam, że wam się spieszy – komentuje Ala ten widok, stojąc w otwartych drzwiach windy. – Koniec jazdy!

* * *

Pocahontas ubiera się dopiero, gdy dopływamy do mola, chce jeszcze nacieszyć się nagością. Ileż zresztą tego ubierania – tylko sukienka i sandałki.

- Będzie mi tego brakowało – mówi, ściskając mi jajka na pożegnanie.

- Moich jaj?

- Tego wszystkiego – robi okrągły ruch ręką. – Ale twoich jaj też.

- Nawet ich lepiej nie poznałaś...

- Mało się ich nalizałam?

- Miałem na myśli to uczucie i ten odgłos, gdy obijają się o krawędź twego ślicznego tyłeczka, jak cię rucham.

- Hahaha... Nie odpuszczasz. Znajdź mnie w Warszawie, jak już wrócisz, to może wtedy.

- Po prostu wpadnijcie do mnie z Zuzią i chłopakami kiedyś po lekcjach.

 Zamiast odpowiedzi, dostaję buziaka. Pocahontas zamiata sukienką wokół gołych nóg i znika za drzwiami hotelu.

*

Pukanie do drzwi. Pocahontas ledwie zdążyła się ogarnąć. Czyli wziąć szybki prysznic i ubrać, tym razem również stanik i majteczki.

- To ja – słyszy w odpowiedzi na swoje – kto tam?

- Wejdź, tato. Otwarte.

- Tyle razy ci mówiłem...

- Żebym zamykała drzwi. Wiem, wiem.

Pan Grzegorz ma już na końcu języka reprymendę, ale nagle odpuszcza. Pomaga wspomnienie, co całkiem niedawno miał na końcu języka. Jego spojrzenie odruchowo wędruje do krocza córki. Te legginsy opinają je tak kusząco... A jeśli to rzeczywiście to była ona? Nie, niemożliwe! Choć szkoda.

- Wiesz, pomyślałem, że przydałby ci się nowy kostium kąpielowy.

- Poważnie? A co się do tego skłoniło? Czyżby ten stary osłaniał za dużo? – Ironizuje Pocahontas. O ten kostium walczy z ojcem, a wcześniej z obojgiem rodziców od samego przyjazdu na Ibizę.

Grzegorz zbiera się na odwagę.

- Wręcz przeciwnie, twoja koleżanka, ta... Zuzia, jeśli dobrze pamiętam, miała na sobie coś takiego i wyglądała w tym dużo lepiej, niż ty w swoim, co muszę przyznać – i wyciąga rękę z małym pakunkiem ku córce.

- Zwłaszcza jej tyłek wyglądał w tym bosko, nie mogłeś oderwać od niego oczu! – Przygaduje ojcu Pocahontas. Ale łapie paczuszkę, wręcz wyrywa mu ją z dłoni.

- Mogę zaraz przymierzyć?

- Co? A, tak, oczywiście – Grzegorz został przyłapany na myśli, że to nie dupcia Zuzi wyglądała bosko w tych majteczkach, tylko te majteczki w dupci. Właściwie trzeba się było domyślać ich tam obecności.

Pocahontas idzie do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Tyle, że umieszczony w strategicznym miejscu papierek uniemożliwia to zatrzaśnięcie. Aldonka zdążyła to przećwiczyć przed przyjściem ojca. Teraz drzwi uchylają się lekko, a on skrada się do nich na palcach, wstrzymując oddech.  Zupełnie niepotrzebnie – radio brzęczy, a jego córka podśpiewuje sobie pod nosem. Przytrzymując się krawędzi umywalki zsuwa legginsy z jednego, a potem drugiego pośladka, a potem, wypinając te pośladki w jego stronę, zsuwa je niżej. Wzrok Grzegorza jednak za nimi nie podąża. Wypięty tyłeczek córki wzmaga napięcie w jego spodniach, rozchylające się pośladki ujawniają paseczek stringów, którego istnienia mógł się przed chwilą jedynie domyślać. I nawet przez myśl mu nie przejdzie, dlaczego prezent, na który Aldonka rzuciła się przed momentem tak łapczywie, dalej leży nie rozpakowany. W przeciwieństwie do samej Aldonki, która właśnie „rozpakowuje się” do końca.

*

Chwila, gdy Pocahontas pozbywa się również majteczek zostanie na zawsze w jego pamięci.  To długa chwila – Aldona, tylko w przykrótkiej bluzeczce wyżej pępka, okręca się przed lustrem, oceniając w nim wygląd  swego tyłka. Zadowolona, bierze w rękę paczuszkę, a Grzegorz odruchowo ściska przez spodnie członka na przelotny widok gładko ogolonej cipy swojej córki.

To naprawdę mogła być ona! Grzegorz już nie wie – powinien być na mnie zły, że tak namieszałem mu w głowie, czy wręcz przeciwnie. Jednego jest pewien – to se ne vrati, pozostają mu tylko wspomnienia i masturbacja. Oraz chwile, jak ta. Powoli rozpina rozporek...

 Ciekawe, czy ma go już w ręce – zastanawia się Pocahontas przestępując z nogi na nogę w takt muzyki, co wyprawia w ruch jej tyłeczek. Teraz dopiero otwiera paczuszkę. Dokładnie ogląda nowy kostium, da tatusiowi czas na dokończenie tego, co pewnie zaczął.

Teraz znika bluzeczka i zaraz potem stanik. Pocahontas stoi naga, świadoma wzroku ojca, rozmasowuje sobie piersi.

- Jak ja nienawidzę tych zgniataczy cycków – mówi, niby do siebie, ale na tyle głośno, by ojciec mógł ją usłyszeć. Może i na tym froncie odpuści?

Pora się ubierać. Zaczyna od stanika, udaje, że ma problem z zawiązaniem sznureczków na plecach, więc go odkłada, za to sięga po majteczki, które „przypadkiem” strąciła na podłogę. Grześ znów ma okazję zerknąć na jej cipkę, tym razem od tyłu, gdy się tak nachyla. Poprawia jeszcze paseczek w rowku, sięga po stanik i przykłada go do cycków. Mniej więcej.

- Tato, idę!

Grzegorz odskakuje od drzwi, upycha sztywnego, zaczerwienionego członka w spodniach. Nie zdążył! Zbyt często go dziś używał. Ale schować zdążył.

- Zawiążesz, tato? Ja muszę dopiero poćwiczyć.

Z dłońmi przytrzymującymi górę kostiumu na cycuszkach, Aldona odwraca się do niego tyłem ocierając się nagimi pośladkami o jego krocze.

- Jasne. – Ledwo się powstrzymuje, by nie zsunąć spodni i wtulić się między nie twardym chujem. Tak, jak robił to z nią tak niedawno. Z nią? Nie z nią? Nigdy nie będzie miał pewności. Zawiązuje jej na plecach niezdarne kokardki  i się odsuwa.

- Gotowe.

Pocahontas poprawia ułożenie skrawków materiału na cyckach zadowolona z wyniku wykręca piruet kusząc półnagim ciałem

- I jak?

- Zajebiście, skarbie! – Wypala, niespodziewanie dla samego siebie.

- Och, tatusiu! Jak się cieszę, że wreszcie dałeś się przekonać.

Pocahontas rzuca mu się na szyję. Grzegorz nie wie, gdzie podziać ręce. Kusi go, by położyć je na pupie Aldonki. A tak tylko zwisają bezwładnie. W końcu poklepuje ją po plecach.

- No już. Już.

A potem przypomina sobie o swoim wzwodzie, i gwałtownie odsuwa od córki.

*

- Nie mogłam się wczoraj opędzić od propozycji – „skarży się” Pocahontas. – Jak tylko ojciec puścił mnie samą na plażę…

- A może od kiedy świecisz gołą dupą?

- Hihihi… To też – Pocahontas się nie obraża, tu na wyspie nie tylko gołym tyłeczkiem kusi. – Ale w towarzystwie tego mojego cerbera nie miałam żadnych szans.

- A właściwie dlaczego przestał ci towarzyszyć na plaży?

- Miał problem ze wzwodem… A właściwie z jego opanowaniem, mówiłam ci, co było, jak pierwszy raz pokazałam mu się w tym stroju od ciebie. No więc puścił mnie samą. Trochę szkoda, zabawnie byłoby patrzeć, jak się męczy.

- Złośliwa bestyjka z ciebie!

- Daleko mi do ciebie. Przyznaj się, pomysł, żeby Zuzka zaprowadziła mnie na ten dach, był twój?

- Hmmm…

- Tak myślałam. Ciekawe, co jeszcze trzymasz w zanadrzu.

- Ja? Już nic – odpowiadam z niewinną miną. Nie zamierzam zepsuć takiej pięknej niespodzianki, jaka czeka Pocahontas po powrocie do szkoły. Joanna, jej wychowawczyni, wkroczy do akcji dopiero, gdy czujność dziewczyny osłabnie.

- Dlaczego ci nie wierzę?

- Ależ przysięgam. Nie czekają cię tutaj żadne nowe niespodzianki tego typu.

Kluczowe jest słowo „tutaj”. Ale Pocahontas oczywiście zwraca uwagę na słowa „tego typu”.

- Czyli jednak jakieś będą…

- Życie byłoby nudne bez niespodzianek.

- Hihihi… Od kiedy cię poznałam, na nudę nie narzekam.

- I jesteś wesolutka, jak szczygiełek, wciąż chichoczesz…

- Wiem, że chichram się jak idiotka, nie mogę się powstrzymać.

- To się nie powstrzymuj. Kręcą mnie takie chichotki, tak fajnie im wtedy piersi drżą…

Pocahontas chichocze, aż jej cycki latają.

- I co jeszcze cię kręci?

- Lubię ustawiać się w roli powiernika. No wiesz, przychodzi do mnie młoda, najlepiej całkiem naga dziewczyna, bierze do ręki mojego kutasa i opowiada, jaką to właśnie odkryła nową technikę masturbacji. Albo jakich dokonała ostatnio podbojów miłosnych. Na przykład na plaży.

- Hihihi… Czyli pozostało mi tylko opowiedzieć ci o moich podbojach. I nie, nie odkryłam nowej techniki masturbacji. Gdybym odkryła, zaraz bym ci pokazała.

- No to trzymam za słowo. A skoro już przyszłaś całkiem naga i właśnie bawisz się moim kutasem…

- A wiesz, tak jakoś odruchowo wzięłam go w dłoń, wydawało mi się to takie naturalne. Podobnie jak ta ręka w moim kroczu…

- I nie przeszkadza ci, że właśnie ktoś idzie?

Pocahontas gwałtownie odwraca głowę. Jesteśmy na S’Espardell, dość daleko od hotelu, w którym akurat bawi i zabawia się jej ojciec. Przed chwilą plaża wokół nas była całkiem pusta, ale właśnie nadchodzi jakichś dwóch facetów, nagich, jak i my.

- A wiesz… jakoś nie. Już nie.

Mnie też nie. Podejmujemy przerwane pieszczoty. Tamci nie odrywają od nas wzroku. Może i nie wypada tak się gapić, ale i nie wypada tak otwarcie prowokować. Są usprawiedliwieni. I są już blisko, o parę metrów od nas.

- Gotowa na plażową przygodę?

- Gotowa.

Odsuwamy się od siebie powoli. Pizda Pocahontas wyślizguje się z mojej dłoni, jej dłoń ześlizguje się z mojej pały. Odwracamy się ku nowoprzybyłym. Ich wzrok kieruje się, och co za ulga, ku kroczu mojej partnerki. Zerkam i ja. Gdybym miał wyruchać Pocahontas, to byłby ten moment – srom nabrzmiały i błyszczący od soczku, zaróżowione i rozchylone zapraszająco wargi… wystarczy przytknąć, a spragniona chuja cipa sama się na niego nasunie… aż dostanie, czego pragnie. Och, przecież to jeszcze dziewica, miałem wkrótce klęknąć i zanurkować w niej językiem, ale zdaje się mam konkurentów.

- Cześć, przepraszam, że przeszkodziliśmy – mówi jeden z facetów tonem sugerującym, że absolutnie nie jest mu przykro.

- Cześć, szkoda, że przerwaliście – dodaje drugi. - To było… inspirujące.

Sądząc po stanie ich kutasów, nie mija się z prawdą.

- Cześć. Nie jesteśmy w wojsku, nie musicie i salutować – śmieje się Pocahontas.

- To z szacunku dla twych zalet, pani.

- Hihihi… Skoro się zupełnie nie znamy, musi chodzić o zalety mojego ciała… - mile połechtana, tym razem słowami, nie palcem,  Pocahontas okręca się prezentując swe nagie ciało z każdej, równie ponętnej strony. Potem zdecydowanym ruchem sięga po mojego chuja, przyciąga mnie bliżej. Nie pozostaję jej dłużny. Dziewczyna wzdycha głośno, gdy odnajduję łechtaczkę.

- O tak mi rób!  - I zerka na facetów. A ci zaciskają dłonie na kutasach. Tyle, że nie swoich! Ja pierdolę! Dłoń Pocahontas zamiera na moim członku, też jest zaskoczona.

- Eee… jesteście gejami?

- Rozczarowana? – Pytam.

- Zmartwiony? – Pyta mnie Pocahontas.

Odpowiadają, zanim zdążymy sformułować odpowiedź.

- Generalnie nie. Natomiast potrafimy mile spędzić czas we własnym towarzystwie, gdy nie mamy pod ręką jakiejś dziewczyny. Albo dwóch.

Przynajmniej są szczerzy.

- Jesteście bi! Jeszcze nie spotkałam bi – cieszy się Pocahontas klaszcząc w dłonie. Jej klasowi koledzy Jacek i Wacek są bi, ale ona jeszcze o tym nie wie. A ja nie zamierzam jej uświadamiać, niech sama się przekona przy jakiejś okazji.

Mojemu porzuconemu kutasowi robi się smutno, cyckom dziewczyny, które sobie masowała, pewnie też. Docenieni przez Pocahontas faceci dalej robią swoje, co więcej, teraz dokładają masaż jąder. Też nie swoich. Szczerzą do nas zęby.

- A jak tam u was?

Pocahontas odpowiada, ale nie im.

- Gdybyś przejął pałeczkę, miałabym dwie wolne ręce…

Pałeczkę! Przecież to, zaraz po kolumnie Zygmunta najtęższy chuj na wyspie! Nie wyłączając tych dwóch… Ale się nie obrażam, tylko przejmuję pałeczkę.

Facetom dwa razy powtarzać nie trzeba. Stają po bokach i… Pocahontas już nie ma dwóch wolnych rąk…

- Często się tak zabawiacie w większym gronie?

- Ja tak, ona nie. Dopiero wprowadzam ją w świat seksu.

- Jak na niedoświadczoną świetnie sobie radzisz.

Pocahontas tylko się uśmiecha. Kładzie dłonie na płask pod kutasami i przesuwa w dół, masuje dwie pary jąder.

- Uch! Jesteś boska!

Faceci też nie mają wolnych rąk. Dzielą się piersiami dziewczyny i jej… plecami.

- A teraz przepleciemy palce i zjedziemy połączonymi dłońmi niżej, ćwiczyliśmy to już. Czasem musimy się dzielić jedną dziewczyną.

To bardziej tłumaczenie dla mnie, niż dla Pocahontas, ona przecież czuje te palce w swoim, wilgotnym od moich pieszczot rowku. Wkrótce i ja je czuję, gdy spenetrowawszy okolice tylnej dziurki próbują tego samego z pizdą.

- Panowie, tutaj nie wkładamy palców, jestem dziewicą!

- Najlepiej, jakbyście całkiem zabrali stamtąd ręce, bo właśnie…

Nie kończę, bo właśnie kończę. Spuszczam się, jako pierwszy, trudno, zacząłem dużo wcześniej, niż oni. Celuję w łono Pocahontas. Sperma spływa szybko, nie ma tam futerka, które mogłoby ją zatrzymać. Ścieka na cipę i wtedy wmasowuję ją w srom dziewczyny, miksuję z jej własnym śluzem.

- Gdyby to tatuś widział…

- Pewnie zaraz by dołączył.

- Hihihi… Ale gdzie? Wszystkie ciekawe miejsca zajęte.

No właśnie. Spuściłem się i teraz głupio mi, bo jako jedyny pozostaję z jedną wolną ręką. Cycki zajęte, cipa, dupa… wszystko zajęte.

- Mógłby się z tobą lizać. Albo…

Zmieniam dłonie. Tę, którą sobie zwaliłem, umieszczam w kroczu dziewczyny. Drugą, oderwaną od cipki, głaszczę Pocahontas po buzi. Wkrótce ma ją równie błyszczącą, jak srom. Przesuwam kciukiem po rozchylonych wargach dziewczyny i wsuwam między nie. Z miejsca zostaje zassany.

- Dobra dziewczynka!

Pieszczona przez trzy pary rąk dobra dziewczynka dyszy coraz głośniej i szybciej, wkrótce plażą niesie się donośny krzyk rozkoszy.

*

- Uff… to było… dobre! – Mówi Pocahontas, gdy już może mówić.

- A jak było wczoraj? – Podpuszczam ją.

- Wczoraj ojciec pierwszy raz puścił ją samą na plażę. Tę tekstylną, na Ibizie – wyjaśniam facetom.

- A zarazem pierwszy raz w nowym stroju – dodaje Pocahontas. – Poprzedni był… straszny. Zresztą zobaczcie sami.

Faceci zgodnie kiwają głowami, Świeża, lekko czerwonawa opalenizna na tyłku, łonie i piersiach dziewczyny kontrastuje z resztą pięknie opalonego ciała.

- A ten nowy strój? Nie zostawił śladu?

- Miałam go na sobie tylko raz. Zresztą to głownie sznureczki…

- Chcielibyśmy zobaczyć. Która to konkretnie plaża?

- Nie ma szans, więcej tam nie pójdę.

Miny im rzedną.

- Tutaj jest fajniej – dodaje Pocahontas, poprawiając im humor. – Wykąpiemy się?

I rusza do wody, obaj faceci oczywiście też.

- Czekaj!

- Zaraz was dogonię.

Odwraca się do mnie zaintrygowana

- Zajrzałbym na chwilę do hotelu, sprawdzić, co porabia twój ojciec. No i przyniósłbym jakiś krem, twój tyłek robi się podejrzanie czerwony. Ale trochę się obawiam zostawiać cię samą z obcymi facetami

- Miło mi, że tak się troszczysz o moją dziewiczą cześć. I moją dupę – chichocze. - Bez obaw, poradzę sobie.

- Byłbym spokojniejszy, gdyby ktoś tu jeszcze był, w zasięgu głosu… Nalegam.

Nie dziwię się zdziwieniu Pocahontas, jest pewnie święcie przekonana, że właśnie sprawiłem jej kolejną niespodziankę, a ci dwaj, to moi kumple. Cóż, wpadłem we własne sidła.

Wzrusza ramionami.

Skoro nalegasz…

- Maciek twierdzi, że kawałek dalej jest lepsze miejsce do kąpieli. Przejdźmy się.

W sumie nie skłamała… Teraz faceci wzruszają ramionami.

- Nie ma sprawy. W takim towarzystwie możemy obejść całą wyspę.

Mijamy całą rodzinkę naturystów, dalej widać jakąś parkę na kocyku. Może być.

- Zadowolony? – Pyta Pocahontas. Chyba jest na mnie trochę zła.

- Baw się dobrze, niedługo wracam.

- Nie omieszkam. I nie musisz się spieszyć.

Rzeczywiście zła.

*

Plaża i palące słońce dają nagiej dziewczynie tylko dwie możliwości – albo regularnie korzystać z czyjejś pomocy przy smarowaniu całego ciała olejkiem, czy kremem do opalania, albo męczyć się samej. Kaśka akurat męczy się sama. A pan Grzegorz męczy się sam. Czyli, mówiąc wprost – wali konia. Siedzi tuż obok na tym murku. Zadziera głowę wpatrzony w drżący fartuszek, nie przestaje sobie trzepać, choć złośliwie wyciągam do niego rękę.

- Już, już, tylko dojdę!

W ogóle się nie krępuje! Już się zasymilował, dziewczęta o to zadbały. Kutasa ma błyszczącego, śliskiego od oliwki, a Kaśka właśnie znów mu go polewa z trzymanej w ręku buteleczki.

Parę słów o fartuszku. Kaśka ma imponującą cipę. Gdy tak stoi, z jedną nogą wspartą na całkiem wysokim murku, naciąga tę cipę niemiłosiernie, a jej wybujałe wargi tworzą coś na kształt fartuszka. Nawet jest takie określenie – hotentocki fartuszek.

Cóż, skoro Grześ chwilowo nie ma dla mnie czasu, przywitam się z Kaśką. Ale nie będę aż złośliwy, nie schowam w dłoni obiektu jego adoracji. Zamiast brać pizdę Kaśki w garść, muskam tylko palcem te drżące, różowe mięsko. U samego dołu, tam, gdzie rośnie kropelka piczego śluzu. Szkoda, żeby spadła w piasek.

- Podnieciłaś się.

- To miało być dla pana Grzegorza – protestuje Kaśka.

- I tak ma czystą przyjemność, gapiąc się na te cuda. A ja mam soczystą…

Oblizuję palec.

Tymczasem przyjemność pana Grzegorza najwyraźniej dobiega szczytu. Zrywa się z murka. A Kaśka wypina dupę. Sperma płynie rowkiem. Kaśka spina pośladki, by ją tam zatrzymać.

- Lubię ten poślizg – tłumaczy i zaczyna spacerować w kółko.

- Ale bez przesady – zatrzymuje się, klęka na piasku i wypina tyłek. Pan Grzegorz zabiera się za lizanie. Rzeczywiście. Już się całkiem zasymilował. Nie każdy zdobyłby się na zlizywanie własnego nasienia z dziewczęcej dupy. Nawet takiej ślicznej dupy. Postanawiam opowiedzieć o tym Pocahontas, by przy okazji zadbać o ochronę przed słońcem jej ślicznej, acz czerwonej dupy.

*

- No, nareszcie!

Jak ją zostawiłem, była w trochę innym nastroju. I  w innym towarzystwie.

- Dzień dobry państwu – pozdrawiam rodzinę naturystów, w pobliżu której siedzi utytłana w piasku Pocahontas. Podaję dziewczynie rękę.

- Przejdziemy się?

Milczy, ale rękę przyjmuje.

- Apetyczna jesteś w tej panierce.

- Porównujesz mnie do schabowego?

Niedobrze. Ale brnę dalej, zerkam na jej tyłeczek.

- Ja tam widzę dwa urocze pulpeciki.

Milczy, przyspiesza kroku, pulpeciki sieją piaskiem.

- A oni gdzie?

- Poszli.                                                                                 

Zastanawiająco krótka odpowiedź.

- Co się stało?

- Fajnych masz kolegów!

- To nie byli żadni moi koledzy. Obcy ludzie.

- Naprawdę? Myślałam, że…

- Znów cię wkręcam? Nie tym razem.

- Och… - Nastrój dziewczyny zmienia się momentalnie.

- Te chuje chciały mnie przelecieć! Miałeś nosa.

- Jakbym miał nosa, to bym cię samej nie zostawił.

- I nie zostawiłeś, na szczęście. Wyśliznęłam im się, tam w wodzie i zaraz pobiegłam do tej rodzinki. Przeturlałam się jeszcze w piachu i zrobiłam obrażoną minę, gdy podeszli i próbowali mnie udobruchać. Nic nie zdziałali i w końcu sobie poszli. Masz ten olejek?

- E… No, mam. – Pocahontas zaskoczyła mnie nagłą zmianą tematu. – Ale wypadałoby zacząć od kąpieli… - Oglądam się na rodzinkę za naszymi plecami – ale może najpierw zejdźmy im z oczu.

- Czyżbyś też zamierzał nastawać na moją dziewiczą cześć?

- Jaką znowu cześć? Tak bezwstydnej dziewicy ze świecą szukać…

Nie kończę, Pocahontas zabija mnie śmiechem. Tyle dobrego, że całkiem jej przeszło.

- Świeca i dziewica to zły pomysł!

- Faktycznie.

- To będziesz nastawał, czy nie?

- Tym nie będę – macham do niej trzymanym w dłoni kutasem. Tyle mogę obiecać.

- Obiecanki-macanki – stwierdza Pocahontas za małą chwilę, gdy przyciskam sterczącego chuja do jej płaskiego brzuszka. Stoimy po pas w wodzie i wymywam właśnie resztki piasku z pomiędzy jej pośladków

- O, przepraszam! To, co masz w pupci, to moje ręce. Członek spoczywa na twym łonie i niczym ci nie zagraża.

Pocahontas chichocze, odsuwa się ode mnie. Stara się dostrzec coś w falującej wodzie.

- To mi nie wygląda na stan spoczynku. Ale sprawdzę.

- To ja sprawdzę, czy aby piasek nie dostał ci się do cipki.

Baraszkujemy w wodzie dłużej, niż to konieczne, ale krócej, niżbym chciał. Pocahontas płynie żabką, a ja ją podtrzymuję.

- Czy to profesjonalne? – Pyta dziewczyna. – Jak tata uczył mnie pływać, podpierał mnie za brzuszek, nie za cipkę.

- Kiedy to taki boski punkt podparcia… Chcesz teraz poskakać?

- A będziesz mnie dalej tak podpierał?

- Jasne!

- Tylko dobrze trzymaj, bo robię się tam śliska.

- Zauważyłem. Zajmę się tym, jak już wyjdziemy z wody.

Po paru skokach do wody z moim wsparciem i podparciem, coraz bardziej śliska Pocahontas zaczyna się do mnie łasić. Wkrótce namiętnie się liżemy.

I teraz sam już nie wiem, czego pragnę bardziej – kontynuować to lizanie i pieszczoty dłonią, czy dokończyć językiem na plaży. Hmmm… Taki oralny dylemat mam, może jej spytam?




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maciej Wijejski

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach