Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





MW-Ibiza Rozdzial 52 W brokat ubrane

I oto jesteśmy. Choć pogoda dopisuje, sezon jeszcze się nie zaczął, bez trudu znajdujemy miejsce. W pełni sezonu bez wcześniejszej rezerwacji w Cap-d’Agde nie ma się co pokazywać. Na parkingu Tidżeje zrzucają szorty, już wszyscy nadzy ruszamy w miasto (naturystów). W Cap-d'Agde Naturist Village obowiązuje jeden strój – Ewy. Jedyne, co ze sobą mamy to kluczyki do kampera i karta kredytowa. Najpierw jemy lekką kolację w plażowym barze, nagim kelnerkom dużo brakuje do świeżości i urody dziewczyny spotkanej przy obiedzie, Antonio będzie zadowolony. Teraz idziemy na plażę, jest piękna, złocisty piasek i ta przestrzeń. I nawet zbyt wielkiego tłumu nie ma, sezon dopiero się zacznie. Po kąpieli mamy w planach dyskotekę, można się bawić nago, można się ubrać, tyle, że te ubiory niewiele lub nic nie zasłaniają, trochę to przypomina nasz pokaz mody. Tania z koleżankami nie mają wyboru – będą się bawić nago, sklepy już zamknięte. Pozostałe dziewczęta w geście solidarności też wybierają nagość.

W ostatniej chwili Ala wyciąga skądś pojemnik z brokatem w sprayu. Potrząsa nim mocno i… odstawia.

- Albo nie…

- Co?

- Nic, myślę… Dajcie oliwkę.

Z tą oliwką i brokatem wychodzi na zewnątrz.

- No chodźcie, tu jest za ciasno.

Na środku parkingu każda z dziewcząt dostaje w nadstawioną dłoń trochę oliwki.

- Trzyjcie, dziewczyny. Nie macie ociekać oliwką, macie błyszczeć!

- A ja?

- A my? – Popierają mnie Tidżeje.

- Też chcecie błyszczeć?

Dziewczęta chichoczą.

- Ależ z was podśmiechujki! Chcemy nacierać!

Dostajemy i my po parę kropli oliwki. Zabieramy się za nacieranie, głównie tyłeczków – dziewczęta twierdzą, że z frontem poradzą sobie same. Chichot się wzmaga.

- A plecy?

- Z plecami poradzicie sobie nawzajem. My się skupiamy na pośladkach.

- Na pośladkach! – gromi mnie Febe, Zaglądam z przodu, widzę swoją dłoń, faktycznie za daleko się między te pośladki zapędziłem.

- Ale zobacz, jak się ładnie błyszczy – chwalę, cofnąwszy dłoń z gładko ogolonej cipy dziewczyny.

- No już, już… Za chwilę będzie się błyszczeć od czego innego, niż oliwka!

Ala traci cierpliwość.

- Ogarnijcie się, dziewczyny, bo nigdy nie dotrzemy na tę dyskotekę! Która skończyła, niech podejdzie.

Febe idzie na pierwszy ogień. Obraca się w chmurce brokatu, ten osiada na jej nagim ciele. No, bajka!

- Na cipkę więcej! I na cycki.

- Nie zapomnijcie o tyłeczku, tak pracowicie go nacierałem… Stop!

- Co znowu?

Zamiast odpowiedzieć, podchodzę do Febe. Ostrożnie, by nie zetrzeć brokatu z wycelowanych we mnie cycuszków, sięgam do pośladków. Kładę na nich dłonie.

- Teraz pryśnij!

- Dobre! Tylko daj szerzej palce.

Nie ma sprawy, dzięki temu ogarniam więcej tego jędrnego tyłeczka.

- No już, zabieraj łapy!

- I tak ktoś je tam na dyskotece położy.

- Ale zanim to zrobi, niech Febe trochę pokręci tak ładnie przyozdobionym tyłeczkiem.

Do Jo się spóźniam, jeden z Tidżejów pierwszy kładzie na niej łapę. Na dupie kładzie. Ma ją teraz całą w brokacie, te łapę. A Jo ślad po tej łapie oraz pięknie przypudrowaną fryzurkę. Brokat trzyma się mocno, Zoé wtarła oliwkę w jej blond futerko, a ona wzajemnie w ładnie przystrzyżony trawniczek na łonie Francuzki. I tak to idzie. Żeby nie było nudno, kolejnym dziewczynom przykładamy dłonie do innych części ciała.

- Znowu cycek?

- Niech ci będzie brzuszek – zsuwam dłoń niżej. Ale co sobie potrzymałem, to moje. W przypadku Nadii jest co potrzymać.

Maleńką zostawiam sobie na koniec.

- Zostało coś brokatu?

Potrząsa pojemnikiem – coś tam zostało.

- No to nie zepsujmy tego. Gotowa?

Wsuwam rękę między jej uda. Od tyłu. Wnętrzem dłoni zakrywam cipkę, rozczapierzam palce na łonie.

- Pryśnij sobie!

- Ale ja chciałam…

- Na cipkę, wiem. To jadalny brokat?

- Nie, raczej nie.

- To jak bym ci ją później wylizał?

Ten argument przemawia do Ali. Biorę od niej pojemnik. Resztą brokatu traktuję resztę jej ciała. Jesteśmy gotowi.

- To gdzie właściwie idziemy?

- Znam takie jedno miejsce…

*

To w zasadzie zamknięta impreza, lecz niczym (prócz brokatu) nie przysłonięta uroda kilkunastu dziewcząt w towarzystwie zaledwie trzech facetów sprawia, że zostajemy wpuszczeni do środka bez problemu.

- Wow! Jeśli wszystkie dyskoteki w Cap-d'Agde tak wyglądają, to…

Ala jest pod wrażeniem. Ja zresztą też. Słyszałem o tym klubie i organizowanych tu imprezach, ale nigdy tu nie byłem. Ilość latających w takt szybkiej muzy cycków robi wrażenie. Na Ali oczywiście wrażenie robi co innego, podskakujący rytmicznie faceci też są goli…

- To… specyficzne miejsce, tutejsze dyskoteki są całkiem zwyczajne. No idź poskakać, widzę, że aż się rwiesz.

Dałbym jej klapsa na zachętę, ale ten brokat…

- Ty nie idziesz?

- Trochę sobie popatrzę, dołączę za chwilę.

- Dom latających cycków, co?

- I spójrz na te podrygujące tyłeczki!

Ala i jej koleżanki wyróżniają się nawet w masie półnagich i całkiem nagich dziewcząt wijących się na parkiecie w stroboskopowym świetle reflektorów. To przez ten pokrywający ich gołe ciała brokat.

- Nie znam cię.

Odwracam się, nagi facet stojący za mną z równie nagą dziewczyną u boku musiał prawie krzyknąć, bym go usłyszał.

- I nawzajem – odkrzykuję z uśmiechem. – Wbiliśmy na prywatną imprezę?

- Tak jakby. To wszystko twoje dziewczyny? Te ubrane w brokat?

- Tak jakby. Jesteśmy razem, ale moja dziewczyna, to ta najmniejsza i najzwinniejsza. O, ta, co do nas macha.

- Wszystkie do nas machają…

- Cyckami. A ona, z braku cycków, ręką.

- No nie przesadzajmy, malutkie, ale ma.

- Lubisz dziewczyny z małymi piersiami? – Wtrąca jego towarzyszka. Pytanie jest podchwytliwe z racji jej, wycelowanych we mnie ogromnych piersi.

- Lubię każde, byle jędrne.

- Co sądzisz o moich?

- Sądzę, że spełniają najwyższe standardy jędrności.

- Hahaha… Przekonaj się. Śmiało!

Zerkam na faceta u jej boku, ten tylko się śmieje.

- Jestem Pierre. A to Nathalie. Poznasz mnie ze swoją dziewczyną?

- Też lubicie odmianę?

I wszystko jasne. To będzie udany wieczór.

*

- Ala, poznaj Nathalie i Pierra.

- Rozumiem, że Pierra mogę poznać bliżej?

Ali wyraźnie wpada w oko wysportowany Francuz z…

Nim zdążę dokończyć myśl, Maleńka chwyta go za to, o czym nie zdążyłem pomyśleć.

- Tak się witamy – wyjaśniam zaskoczonemu facetowi, chwytając jego dziewczynę za cipę. Natalie już podryguje w tańcu, więc wrażenia mam sympatyczne. Również wzrokowe – to przez te jej latające cycki. Wyciągam ku nim drugą dłoń. Ależ są jędrne! Co znaczy młodość! Oglądam się na Alę i Pierra, wyglądają na bardzo zajętych sobą. Cóż, pozostaje mi zająć się Nathalie.

- Sobie też nie żałowałeś  brokatu – śmieje się Natalie zerkając na swoje cycki. A właściwie na moje dłonie, których od tych piersi prawie nie odrywam.

- To efekt uboczny. Spójrz na ten tyłeczek. Albo na te cycki. Albo tamten brzuszek.

Już trochę zatarte, ale wciąż widoczne są ślady moich dłoni na ciałach.

- Ech, umiesz się bawić, co?

Natalie, odchylona w tył, bym nie tracił z oczu jej bliźniaczych argumentów, przyciska się do mnie spoconym brzuszkiem. Właściwie, to mnie nim masturbuje.

- Chcesz?

Chwytam ją za pośladki, przyciskam do siebie mocniej, rucham w ten brzuszek.

- Chodź, tam będzie lepiej.

Prowadzi mnie ku schowanym w półcieniu ławeczkom pod ścianą sali. Niektóre już są zajęte przez kopulujące pary. Nawet dostrzegam znajomą buzię, teraz wykrzywioną w ekstazie. Febe mnie nie dostrzega, skupiona na swych doznaniach.

Natalie pcha mnie na ławkę, okracza udami. Wprawnym ruchem dłoni wprowadza w siebie. Osiada zagryzając wargę. Ciasna, dobrze zwilżona cipa wchłania mnie powoli. Uwielbiam ten moment, a Natalie robi to dobrze. Teraz się unosi… i opada. Wirtuozeria i precyzja.

- Masz tam jakiś czujnik?

Nathalie zagląda pod siebie. Jest w fazie wzniosu, spomiędzy różowych warg wyłania się czubek kutasa i… zastyga w chwilowym bezruchu, przytrzymywany przez te lepkie skrzydełka.

- Mam łechtaczkę, to mój czujnik – śmieje się dziewczyna opadając powoli.

- Widzisz? Teraz też zadziałała – mówi, znów się zatrzymując.

Widzę. Widzę jej łechtaczkę rozpłaszczoną „u stóp chuja”. Długo tak nie wytrzymam, choć muszę przyznać, że Natalie robie wiele, by przedłużyć te rozkosze.

- Gdzie chcesz? – Pyta w końcu, widząc, że na mnie już czas.

- W tym względzie spuszczam się na ciebie.

Natalie bierze to dosłownie i pozwala, bym spuścił się na nią. Choć w tym przypadku „spuścił się” jest sporym niedopowiedzeniem -  to naprawdę daleki strzał. Dobrze zwilżone cycki nabierają dodatkowego blasku, temu, co trafiło na brzuszek, Natalie pozwala spłynąć niżej.

Wracamy na parkiet. Niby dalej tańczymy ze sobą, ale dziewczyna jest taka jakaś rozkojarzona. Rzuca spojrzeniami wokół. Szuka następnej ofiary?

- Nie krepuj się, ty nienasycona!

- Aż tak to widać?

Zamiast odpowiedzieć, ciągnę ją przez parkiet.

- Przedstawię ci kogoś.

Mam szczęście. Tom (lub Jerry) jest dostępny i niewyprztykany. Przedstawiam mu Natalie.

- Jest świetna. I nienasycona. Zróbmy jej niespodziankę. Widziałeś gdzieś brata?

Tidżej łapie takie sprawy w lot. Pozostaje mi znaleźć tego drugiego, nim… Na szczęście też jeszcze nie zamoczył, a jego brat jest w trakcie zamaczania.

- O tam, widzisz ich?

Tom (lub Jerry) potwierdza. Natalie zdaje się lubi tę pozycję. Albo po prostu lub się popisywać. Ponownie obficie spryskana, wraca z Tidżejem na parkiet. Teraz moja kolej, odwracam jej uwagę.

- Dobrze się bawisz?

- Jak rzadko!

Natalie nie zauważa podmiany i jest zdziwiona, gdy jej partner ciągnie ją powrotem na dopiero co opuszczoną ławeczkę.

- Chcę jeszcze!

- Ale…

Argument w postaci nienagannie wyprężonego kutasa ją przekonuje. Może nie do końca, ale nie zaszkodzi spróbować. A efekt przechodzi jej najśmielsze oczekiwania.

*

Tymczasem „moje” dziewczęta też raczej krótko bawią się we własnym gronie, ich pokreślona jeszcze oliwką i brokatem uroda szybko przyciąga męskie towarzystwo. Miejscowi z czasem poczynają sobie coraz śmielej, już tańczą przytuleni, coraz to któraś ręka „niechcący” osuwa się na pośladek. Dziewczęta są w swoim żywiole, jak się którejś chłopak podoba, nie stroni od pieszczot. Coraz więcej brokatu przenosi się z ciała na ciało. Tylko Jo i Febe, „wybaczywszy” mi incydent z Nathalie, trzymają się mnie kurczowo, nikomu nie udaje się wyrwać żadnej z nich, choć zwłaszcza uroda Jo, blond Wenus z mieniącym się od brokatu futerkiem, robi piorunujące wrażenie. Pochlebia mi, że tak się mnie trzymają, tańczymy właśnie wolny kawałek przytuleni we troje. We troje idziemy też późną nocą, nad ranem właściwie, na romantyczny spacer wzdłuż bezkresnej, teraz z nielicznymi wyjątkami pustej plaży. Wreszcie klękają na skraju przyboju. Fale liżą im stopy, gdy mi wspólnie liżą. Nie pozostaję dłużny, zanurzam język na przemian w obu pizdach, księżyc świeci, czarne fale liżą nam stopy, bardzo romantycznie. Spuszczam się obficie i sprawiedliwie, na obie buzie, w końcu sprawa z Nathalie miała miejsce parę godzin temu. Zaspokojeni i nagle senni, wracamy do kampera, całe wielkie łoże jest dla nas, wszystkie dziewczęta wywiało, także moi kuzyni gdzieś wybyli. Dopiero rano stopniowo pojawiają się dziewczęta i pakują nam do łóżka. Od razu zasypiają. Nie wnikam, gdzie i z kim, ważne, że do dziesiątej wszystkie wróciły.

        Siadam na łóżku wydostawszy się z plątaniny ciał, obok mnie coś się porusza, to Jo podąża moim tropem, siada, jej cycki wdzięcznie się kołyszą. Sięgam między jej uda, bawię się jej włosami łonowymi z nędznymi resztami brokatu. Jo chichocze.

- Lubisz taki widok, co? – Pyta, podziwiając plątaninę dziewczęcych głów, cycuszków, cipek i tyłeczków przeplecionych bezładnie rozrzuconymi kończynami.

- Krajobraz po bitwie.

- Tym razem to były raczej indywidualne potyczki – śmieje się Jo – niech śpią, pójdziesz ze mną?

- Pewnie! A gdzie?

- Kupić jakiś ciuszek, nie mam co na cipkę włożyć – i pokazuje mi tę cipkę, stając przede mną.

To już prędzej Febe nie ma co na cipkę włożyć, ty masz ją ubraną w piękne futerko.

- Dlatego kupię sobie coś luźnego i przewiewnego.

I znów chichocze.

- No co?

Zaciąga mnie przed lustro. Obok łóżka mamy na ścianie wielkie lustro, rzecz nieodzowna przy tylu dziewczętach. No i fajnie się je pieprzy przed tym lustrem.

No tak, całą gębę mam w brokacie, łącznie z językiem. Ciekawe ile go zlizałem i połknąłem liżąc Jo i Febe.

- Dziękuję.

- Nie dziękuj, gdybym mogła powstrzymać śmiech, zobaczyłbyś się dopiero w lustrze w przymierzalni!

*

W galerii Jo rzeczywiście wybiera luźne, składające się z samych prześwitujących falbanek majteczki i do kompletu lekką sukienkę wykończoną falbankami, tak krótką, że kończy się równo z majteczkami. Efekt jest powalający – te szczupłe, nieskończenie długie uda wyłaniające się z masy seledynowych falbanek wywołują we mnie falę pożądania.

- Zerżnąłbyś mnie w tej sukience, co?  - Jo dostrzega mój wzrok i wzwód.

-Tu i teraz!

Jo ciągnie mnie do przymierzalni, poprawia ten wzwód ręką. Błądzę chujem w gęstwinie falbanek, aż zniecierpliwiona dziewczyna bierze sprawy w swoje ręce. Biorę ją na stojąco. Wsuwam dłonie pod te falbanki, gładzę szczupłe pośladki. Pieszczę jej piersi przez cienki materiał sukienki, stwardniałe sutki niemal go przebijają.

- Takie luźne majteczki mają swoje zalety – stwierdzam, gdy już się spuszczam.

– Wiesz, właściwie to nie pamiętam, kiedy pieprzyłem się z kompletnie ubraną dziewczyną. Jednak wyglądasz tak seksownie...

- To dla nas, dziewcząt łatwizna, by ubraną wyglądać ponętniej niż rozebraną. I cipka ma przewiew.

- O właśnie, cipka! – Klękam teraz przed Jo, szybko rozsuwam falbanki i kędziorki, zanurzam w niej język, nie chcę, by poplamiła nowe majteczki. Potem nasienie przechodzi z ust do ust. Myślę, że na tym koniec i chcę wyjść z kabiny.

- Poczekaj, tak nie pójdziesz – mówi Jo, pokazując na mojego mokrego, członka. Teraz ona klęka przede mną i doprowadza mnie językiem do porządku.

Ostatecznie Jo kupuje cztery pary tych majteczek w różnych kolorach.

- Za bardzo ci się podobają, by miały szanse dłużej pozostać suche i czyste, muszę mieć na zmianę.

Jo zdejmuje sukienkę i majteczki, podaje sprzedawcy do zapakowania, ze sklepu wychodzimy tak, jak weszliśmy – nago.

Skręcam do jeszcze jednego sklepu, zauważyłem na wystawie gitarę, kupuje ją dla Nadii. Wracamy do kampera,  dziewczęta już są na nogach.

- Gdzie byliście? Głodne jesteśmy i chcemy na zakupy. Nadia zauważa mój zakup:

- Ojejku! Gitara.

- To dla ciebie, proszę, pięknie grasz a jeszcze niejedna plaża przed nami.

Jo prezentuje swoje nowe majteczki i sukienkę.

- Bomba!

- Ależ to wyuzdane! I pociągające!

- Żebyście wiedziały dziewczyny, jak mnie taką zobaczył, to od razu przeleciał. A we mnie znów się gotuje.

- I jeszcze raz cię przelecę, jak tu stoisz!

I znów pcham się między te słodkie uda, rozgarniam kutasem falbanki i wsuwam się do jeszcze mokrej cipki. Znów pieprzymy się z Jo na stojąco, ku  uciesze dziewcząt. Tym razem trwa to dłużej i nie obywa się bez pomocnej dłoni Maleńkiej na moich jądrach. Jo też dochodzi, w efekcie pierwsza para majteczek nadaje się do prania. Wyruchana Jo rozbiera się do wyjścia i idziemy wszyscy coś zjeść do baru na plaży. Tu się rozdzielamy, zabieram Tanię i jej koleżanki na zakupy, reszta dziewcząt zostaje na plaży pod opieką Tidżejów. Ukrainki są dość wstrzemięźliwe w zakupach, nie chcą nadużywać mojej dobrej woli. Kupują po sukience, namawiam je na drugą, jeszcze krótszą.

- To już nam będzie cipki widać, nie będziemy mogły bez majtek chodzić.

- Weźcie do kompletu takie z falbanek.

- Ta cię Jo podnieciła w swoich majteczkach?

- Przecież same widziałyście, przy was ją przeleciałem, a pierwszy raz jeszcze w sklepie.

Dziewczęta kupują więc te przewiewne majteczki. I grube getry, Maleńka musiała im coś o nich wspomnieć. W końcu dziewczęta z pewnym żalem zrzucają z siebie te sukienki i majteczki, zostawiają zakupy w kamperze, dołączamy do reszty ekipy na plaży. Dziewczęta rozkładają się plackiem na piasku, wysterczając cipki ku słońcu, przyciągają wzrok bawiąc się piłką na plaży czy baraszkując w płytkiej wodzie. Na plaży są naturyści płci obojga w wieku od lat dwu do stu, od chudzielców do grubasów, zgrabnych, młodych dziewczyny też nie brakuje, lecz są tu jak rodzynki w cieście. Siłą rzeczy taka koncentracja… „bakalii”  budzi zainteresowanie. Ot, choćby ten chłopak.

- Zobacz, już kolejny raz tu przechodzi. Nie sądzisz, że mu nabrzmiał?

- Mam się rozglądać za facetami?

- Nie, no skąd! Tak tylko mówię.

Uwaga Ali sprawia, że podążam za nim wzrokiem. A potem ponownie, gdy ledwo się oddaliwszy, zawraca. I nagle przystaje. O dziwo przy Tidżejach rozprawiających o czymś z Jo.

- To państwo z Polski?

Musiał usłyszeć mowę ojczystą.

- Częściowo. A bo co?

- Eee… Ładna dziś pogoda.

- Hahahha…

Podchodzę.

- Facet! Musisz być bardziej kreatywny. Ta odzywka…

Na widok jego miny nie wytrzymuję i też parskam śmiechem.

- Okay, okay… Już dobrze. Skąd jesteś?

- Z Polski.

Tym razem salwa śmiechu rozchodzi się szeroko.

- Zabawny jesteś. A dokładniej to skąd?

To Ala włącza się do rozmowy. Facetowi włącza się tryb słowotoku.

- Z Białegostoku. Przywiozłem wycieczkę, jestem kierowcą. I, cholera, odpocząć nie dadzą, myślałem, że posiedzę tu z nimi te parę dni i zabiorę z powrotem. Ale dostałem telefon z centrali, mam wracać już jutro. Z samego rana. Na pusto! Wyobrażacie sobie?

- Niezbadane są myśli szefów…

- I ścieżki, którymi podążają.

- Wracasz przez Warszawę? Tak tylko pytam.

W odpowiedzi dostaję szczegółowy opis trasy: Włochy, Austria, Czechy… I tak, okazuje się, że przez Warszawę. Zresztą popatrzywszy na mapę trudno byłoby inaczej.

- A mógłbyś kogoś zabrać do tej Warszawy?

- A kogo?

- O, te tam dziewczęta.

- O ja cię! Jasny gwint! Jasne!

- Nie ciesz się tak, nago nie pojadą Ale jak je zobaczysz w tych sukienkach…

*

Pozostaje porozmawiać z zainteresowanymi.

- Wiem, że nie możecie się doczekać powrotu, a my tu przedłużamy sobie wakacje. Ale pojawiła się alternatywa…

Okazuje się, że największy problem jest z Alą. Bez Ali nie pojadą. Boją się.

- Maleńka, zlituj się!

- Mnie odsyłasz, a sam… Widziałam wczoraj.

- Nawet brałaś udział.

- Skromny udział.

- Pomyśl o Warszawie, o kolumnie Zygmunta…

- Proponujesz mi spacer po placu Zamkowym?

- Przecież wiesz, o jaką kolumnę mi chodzi. I zajęłabyś się Grzesiem.

Ala marszczy nosek w udawanym fochu. Przecież widzę, że udaje.

- No ewentualnie…

- Kocham cię!

- Ja ciebie też. A jak już wrócisz, to…

- Aż wióry polecą. Masz to, jak w banku!

*

- Macie transport, dziewczyny. Tylko nie zdradźcie się przed… No właśnie, jak mu właściwie na imię? Przed kierowcą, że nie macie paszportów. Jeszcze spanikuje.

- W razie czego go udobruchamy! – Tania puszcza do mnie oko.

- Lepiej nie, potem będzie senny, poważnie mówię.

- Skoro mamy jechać dopiero jutro, mogę udobruchać go teraz…

*

Leszkowi, bo jak się okazuje tak ma na imię, podnosi się ostatecznie w dłoni Tani.

- Chciałam się przywitać. I podziękować.

- Dziewczęta, podejdźcie, przywitajcie się z naszym wybawcą.

Efekt jest do przewidzenia, chłopak eksploduje w kolejnej z dłoni.

- Tak szybko? – Nadia, kolejna w kolejce do przywitania, jest niepocieszona. - No nic, wieczorem poznamy się bliżej. Gdzie masz ten autobus?

- Tylko dajcie mu się później wyspać – mówię do obu, bo i Tania się tam wybiera. – Przed wami daleka droga.

*

Wieczorem pojawiamy się w klubie w mocno osłabionym składzie. Z Alą u boku, Tidżejami, Febe, Jo i kompletem Francuzek witam się z Pierrem.

- Jestem rozczarowany.

- A gdzie Nathalie?

- Dziś jej nie będzie.

- Jestem rozczarowany.

Dostaję sójkę w bok.

- Znalazł się transport dla Ukrainek. Tania i Nadia właśnie wyrażają wdzięczność kierowcy, reszta poszła spać. Ala też z nimi jutro jedzie…

- Ach, to tłumaczy jej reakcję – Pierre ma na myśli tę sójkę w bok. – Bawcie się dobrze.

Dziś nie ma imprezy. Przynajmniej takiej, jak wczorajsza. Klub otwarty dla wszystkich, nagich, półnagich i całkowicie ubranych. Ci ostatni są w większości.

- Jestem rozczarowana. Maciek tak barwnie opowiadał o Cap-d'Agde…

- To dotyczy głownie plaży i najbliższej okolicy tłumaczy Maleńkiej Pierre. - Takie plażowe bary…

- To może zmieńmy lokal? Tam będę się czuła swobodnie.

Fajnie mieć dziewczynę, która najswobodniej czuję się goła.

*

W barze przy plaży wpadamy wprost na Nathalie. Nagą, jak i my. I jak wszyscy wokół. Dziewczyna zamiera z otwartymi ustami. Co do…

Aha, Tidżeje!

- Więc was jest dwóch! A ja głupia myślałam…

- Osobno też dają radę. Ale gdy się tak niepostrzeżenie zmieniają… Nie ciebie pierwszą nabrali.

- Na tyle dobrze, że wolę o nich myśleć, jako o jednym.

- To tak jak ja. Choć w innym kontekście – poprawiam się szybko. - Są nie do odróżnienia, więc wołam na nich tak samo.

- I przybiegają?

- Tak, reagują instynktownie.

- Hahaha… Spójrz, jakie mają kwaśne miny. Identyczne miny.

Wieczór spędzamy wspólnie, choć pewnym rozrywkom oddajemy się w podgrupach. Ja całkowicie poświęcam się Ali. Nathalie nie odpuszcza Tidżejom, a Pierre… Cóż, Pierre dzwoni po wsparcie. Febe, Jo i Francuzki też się dobrze bawią. Do kampera wracamy nad ranem.  A rano…

- Puk puk!

To Nadia i Tania w towarzystwie Leszka. Poganiają nas niemiłosiernie.

- Leszek się niecierpliwi, musimy już jechać!

Może to i dobrze. Nie będzie łzawych pożegnań. Reszta wyspanych jak nigdy Ukrainek ubiera się szybko. Leszek jest pod wrażeniem.

- Mówiłeś, że będą  całkiem ubrane.

- A nie są?

- Dyskutowałbym.

Ala tylko mamrocze coś w półśnie, nie jestem w stanie jej dobudzić.

- Coś ty jej zrobił?

- Wszystko to, co lubi najbardziej.

- Ech… To teraz ją zanieś.

Na szczęście Tidżeje pomagają, do autobusu jest kawałek. Układam Alę na siedzeniach i przykrywam kocem, ubrania kładę obok, jak się obudzi, to się ubierze. Albo i nie. Jeszcze buziak i wysiadam. Autobus rusza. Szerokiej drogi! Uff!




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maciej Wijejski

Komentarze

Roberto22/06/2020 Odpowiedz

No - czas na kolejne części - CZĘŚCI - nie \"cześć\" XD Pisz częściej. I może by jakiś zwrot akcji ? ;)

Ruomeo28/02/2022 Odpowiedz

Dalszy ciąg mile widziany... W końcu były już aluzje do nowego roku szkolnego :) Może coś z trasy Ukrainek z Leszkiem?


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach