Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wyjazd niespodzianka z Jego perspektywy

"Odbiorę Cię po pracy. Musimy pogadać" - ten krótki sms mógł w sumie oznaczać wszystko.

Czekałaś więc pewnie przez tę ostatnią godzinę, która ciągnęła się coraz wolniej.


"Jestem" - wysłałem Ci kolejnego smsa, czekając już trochę niecierpliwie oparty o samochód. Wychodzisz, śpiesznym krokiem idąc w moją stronę. Mimo uśmiechu widzę jednak trochę obaw... i dobrze. W końcu nie wiesz co dla Ciebie planuję.


Kolejne zaskoczenie - gdy jesteś już blisko, nie witam się lecz otwieram tylne drzwi, niczym szofer. Ci jednak z reguły są uśmiechnięci, ja z kolei zdobywam się jedynie lekkie wzdechnięcie gdy wsiadasz.


"Zadzwoń do męża, powiedz, że będziesz koło północy. Żadnych pytań. I niech lepiej zostawi Ci coś do jedzenia na kolację, bo raczej nic nie zjesz" - mówię zaraz po wejściu za fotel kierowcy.


Ruszamy - ja się jednak nie odzywam, a radio pozostaje wyłączone. Zaczynasz rozumieć, że daję Ci czas na telefon. Szczerze mówiąc nawet nie interesuje mnie co mu mówisz - i tak przez najbliższe godziny będziesz po prostu zabawką do tortur. Tylko jeszcze tego nie wiesz...


Gdy tylko kończysz rozmawiać, podaję Ci pudełko z przyczepioną kartką. Włączam radio, bo dobrze wiem,że będziesz potrzebować czasu.


"Przez najbliższe godziny będziesz robić to co Ci każę. Jeżeli raz się zbuntujesz - wylądujesz w bagażniku. Jeżeli zbuntujesz się drugi raz - zostawię Cię na jakieś polnej drodze. Bez żalu. To nie jest czas na Twoje fochy.

W pudełku znajdziesz korek analny, obrożę, zaciski na sutki. To na dobry początek.  

Masz usiąśc wygodnie, rozebrać się z bielizny - masz być tylko w rozpiętej koszuli i spódnicy.

Nie interesuje mnie co powiedzą inni kierowcy, będziemy na razie jechać przez miasto. Masz 15min na przygotowanie się.

Pamiętaj - bez bielizny.

Korek wsadż w tyłek, załóż obrożę, zaciski na piersi.

I nie martw się tym stukaniem w bagażniku - to tylko skrzynka z narzędziami..."


Nie widzę Twojej reakcji, muszę skupić się na drodze. Jesteś jednak na tyle wychowana, że nie odzywasz się póki ja czegoś nie powiem. A może to zaskoczenie odebrało Ci głos?


W końcu zaczynasz się rozbierać - co tylko potwierdzają stanik i stringi rzucone na przedni fotel pasażera. Uśmiecham się, bo wiem, że rzuciłaś je tam specjalnie.


"Brawo" - komentuję i kontynuuję - "nie oczekuj, że zabieram Cię do jakiegos hotelu czy coś. Pojedziemy trochę za miasto, pochodzimy trochę po polach i lasach. Tak, wiem, że nie jest za ciepło, ale to akurat nie moje zmartwienie".


Gdy odpowiada mi jedynie cisza dodaję:


"Trochę jeszcze pojeździmy po mieście. Nie musisz świecić wszystkim cyckami, ale masz cały czas się masturbować. Nawet możesz dojść." - instruuję.


"A, załóż też to" - kończę i rzucam na tyle siedzenie cztery klamerki z kartką "na cipę"....


Wiedziałem, że nie lubisz tych zacisków. A jednak, kiedy patrzyłem momentami w lusterko jak nieporadnie próbujesz zapiąć te klamerki pomyślałem, że należą Ci się obie rzeczy za brak logiki.


Po co się tak wyginasz, wystarczyło zsunąć spódnicę geniuszu. No dobra, Twoja cipa, Twoja sprawa.


Świetnie się też obserwuje to Twoje zmieszanie połączone z przyjemnością.


Pozwolę Ci na trochę komfortu - później nie zaznasz go w ogóle.


"Dobra, zdejmuj tę zaciski i klamerki - wiem przecież, że boli, ale musiałaś na wejściu sobie przypomnieć, że nie tylko o Twoją przyjemność tu chodzi. Zapnij bluzkę. Jedziemy zaraz za miasto, tam będziemy kontynuować. Wszystko ok w pracy?" - powiedziałem już bardziej przyjaznym tonem, chcąc zacząć rozmowę.


Nie protestowałaś - chyba pasowała Ci chwila takiego luzu na normalną rozmowę. Minęło nam na niej kilkanaście minut, aż do zjazdu na stację benzynową tuż za Warszawą.


"Muszę zatankować. Widzisz ten kosz przy wejściu do budynku? Weź swoją bieliznę - stringi do jednej ręki, stanik do drugiej - i wyrzuć ją tam. I nie chowaj tego co trzymasz przed ludźmi. Te rzeczy nie będą Ci potrzebne, a mąż na pewno kupi Ci coś nowego." - powiedziałem jak gdyby nic, wysiadając i zostawiając Cię samą.


"O, tak, dziękuję, proszę do pełna" - nie planowałem tego, ale skoro już się napatoczył facet z obsługi, a Ty jeszcze siedzisz w samochodzie, to nie mogę pominąć okazji żeby Ci utrudnić zadanie.


Trzy litrowe butelki wody wystarczą. Jeszcze tylko paluszki, muszę mieć coś do przegryzienia. Dobra, rachunek i można iść.


Hmm, facet nadal stoi przy samochodzie. Po co? Aaa, widzę ten jego lekki uśmiech i wpatrzone we mnie oczy. Nie zamieniam z nim ani słowa - i tak nic mądrego na temat tej sytuacji by nie powiedział.


"I jak, widzę, że załatwione?" - pytam zadowolony.


"Tak" - słyszę smutną odpowiedź wypowiedzianą pod nosem.


"No weź się nie smuć, najlepsze przed Tobą. Albo w sumie przede mną..." - zaśmiałem się trochę z Ciebie szydząc.


W głębi siebie jednak bardzo doceniłem, że to zrobiłaś, widziałem ile Cię to kosztowało. Nie sądziłem, że dasz radę, zamierzałem zaraz za stacją schować Cię w bagażniku, ale ok. Będzie jeszcze okazja.


"Gdy tylko zjedziemy z ekspresówki, rozbierz się, ubrania połóż z przodu. Tu masz kajdanki" - podałem Ci dwie sztuki, trzymane dotychczas w schowku - "załóż je na ręce i kostki u nóg".


Kajdanki były twarde, tzn nie z łancuszkiem, ale metalowym segmentem pomiędzy nimi - były więc bardzo ciasne i nie zostawiały żadnej swobody ruchu.


Koszula, spódnica, buty. Wszystko leżało już na przednim siedzeniu, co oznaczało, że siedzisz sobie totalnie naga z tyłu słyszałem dźwięk zakładanych kajdanek.


"Dziękuję. Gwarantuję, że warto" - powiedziałem chcąc Cię nieco uspokoić.


Kilkanaście minut ciszy, którą przerwał zjazd na mały leśny parking.


"Spokojnie, nie wysiadamy tu. Muszę wziąć parę rzeczy z bagażnika" - powiedziałem wysiadając.


Trochę tego jest... ale nie możesz wiedzieć o wszystkim. Lećmy z tą maską i kneblem.


Otworzyłem drzwi od Twojej strony, ustawiłem Cię nieco bardziej plecami do siebie, zbywając Twój pytający wzrok. Założyłem Ci na głowę skórzaną maskę, z miejscem na usta i dziurkami na nos. Oczy jednakże byly zasłonięte. Idealnie. Dopiąłem jeszcze knebel duży knebel - nic nie poradzę, że lubię jak ociekasz śliną...


Położyłem Cie na tylnich siedzeniach bokiem, podciągając nogi żebyś się zmieściła. Pięknie wypięłaś tyłek. Widzę, że cipka jest wilgotna - nie mogłem się powstrzymać, zanurzyłem w niej dwa palce, spokojnie i delikatnie, tak na próbę.


Zerżnąłbym Cię, ale nie taki jest dzisiaj cel.


Zapomniałem - powinny być w schowku. Są! Zamykam drzwi od strony Twojego tyłka, ale zaraz otwieram te po stronie głowy. Dobrze zainwestowałem pieniądze w tę maskę - małe otwory przy uszach pozwoliły założyć Ci sluchawki douszne.


"Miłego" - to ostatnie słowo jakie usłyszałaś. Potem jedyny dźwięk jaki rozbrzmiewał w Twoich uszach to płynąca woda.


Jechaliśmy tak dość długo - na tyle żebyś sama na pewno zgubiła orientację. Jesteś tak spokojna, że chyba nawet zasnęłaś. Cholera wie - wazne że już dojeżdżamy. Na szczęście o 21 jest już ciemno. I całkiem zimno. Dwie godziny zdecydowanie nam wystarczą, z powrotem na północ i tak się nie wyrobimy. Trudno, będzie czekał na Ciebie dłużej niż zaklada...


Zatrzymaliśmy się.


Co my tu mamy w tym bagażniku. To się przyda, to też. O, ta niepozorna linka też będzie ciekawa...


Wyłączam muzykę. Otwieram drzwi od strony głowy, wyjmuję słuchawki z Twoich uszu.


"Dobry wieczór, witam na ścieżce zdrowia" - mówię wyciągając Cię za samochodu. Chyba spałaś, ale nie jestem pewien. Nieważne.


Stawiam Cię na nogi, zdejmuję z nich kajdanki. Możesz je w końcu rozłączyć, stanąć w rozkroku. Zdejmuję Ci teź knebel, przy okazji zerkajàc na obślinioną tapicerkę. Cóż nie tak miało być, ale moja wina.


Odpinam też kajdanki na rękach, ale tylko po to by przerzucić Twoje ręce za plecy i śpiąc je znowu. Odchylam Twoją głowę do góry i powoli leję do Twoich ust wodę.


Widać, że jesteś spragniona, więc na początku pijesz, ale dziwisz się kiedy woda wciąż leci, a Ty już nie możesz. Dławisz się, wtedy puszczam Twoją głowę, pozwalam Ci odkaszlnąć


"No, to pobudka na za nami. Odepnę Ci teraz ręce. Do jednej ręki dam Ci torbę, za drugą rękę Cię złapię. Jeżeli upuścisz torbę, przywiąże ją do Twojej szyi, więc lepiej się przyłóż do tego" - mówię wkładając Ci w rękę dość ciężką torbę. Ciągnę Cię za drugą rękę i powoli posuwamy się do przodu. Swoją drogą te kamyki muszą sprawiać Ci trochę bólu sądzac po Twoich dość niepewnych krokach...


Zauważyłem, że w oddali połyskuje na drodze duża kałuża. Świetnie, bardzo nam się zaraz przyda...


To ja już zacząłem myśleć o kałuży, a Ty z tą torbą. Nienawidzę kiedy przerywasz mi w taki sposób - jedyny plus, że tylko Ty będziesz z tego powodu cierpieć. Łapię Cię za szyję, podcinam nogą, upadasz na tyłek, czując oczywiście kamienie.


Boli? Na pewno, sądząc po Twoim krzyku.


"Nie marudź" - mówię, otwierając torbę. Wyjmuję z niej linę, którą przewiązuję przez Twoją klatkę piersiową oraz szyję. Układam ją tak, by lekko podtrzymywała Twoje piersi. Związuję też z tyłu pleców Twoje ręce, dłonie są złożone i zwrócone palcami ku górze. Do tego "systemu" dopinam karabińczykami torbę - nie dość, że działa na szyję to jeszcze za moment będziesz czuć każdy staw w ręce - kara musi być.


Zanim jednak Cię podniosę i pozwolę Ci poczuć ten ból - zdejmuję Ci maskę. Miałem to zrobić później - ale skoro już i tak straciłem trochę czasu na torbę, to minuta więcej mnie nie zbawi. I tak jedyne co zobaczysz kiedy Twoje oczy przywykną do lekkiego światła po tym czasie totalnej ciemności to las i polna droga.


Dobra, maska do torby, aleeeee... przecież tu jeszcze jest Twoja koszula i spódnica. Spoglądam na Ciebie, pewnie widzisz, że coś knuję... ostatecznie decyduję, że to jeszcze nie ten moment.

Pomagam Ci uklęknąć, zbierasz się z trudem przez ciężar torby.


"Kilka kroków na kolanach Cię nie zbawi. Skoro jesteś taką księżniczką, że nie możesz jej nieść w ręce, ponoś ją w inny sposób" - mówię, czekając aż zaczniesz robić kolejne kroki. A wykonujesz je wolno. Za wolno. Nie mam nie wiadomo ile czasu.

Podnoszę Cię za ramiona, stawiam na nogi, łapię brutalnie za plecy i wręcz ciągnę do przodu, nie dbając o to, że ledwo stawiasz kroki i że Twoje próby złapania oddechu wskazują na odcięcie tlenu. Dość szybko przechodzimy kilkadziesiąt metrów, po czym kładę Cię na trawie obok drogi. Torba razem z Tobą wylądowała na ziemi, pozwalając Ci złapać oddech.

Widzę, że jeszcze pare sekund i byś odleciała - mimo to nie daję Ci długo odpocząć. Znów w górę, znów torba spełnia swoje zadanie, a my kierujemy się teraz bardziej w las, zostawiając drogę za sobą. Kolejne sekundy odmierzają czas do utraty przez Ciebie świadomości - wiem to, ale straciłem cierpliwość. Mam swój plan do wykonania, a Ty mi przeszkadzasz.


Znów ziemia. Dłuższa przerwa. Odpinam od Ciebie torbę, wciąż jednak jesteś związana. Rozchylam Ci nogi i mocno uderzam otwartą dłonią w Twoją cipkę żeby Cię pobudzić. Na zmianę łapiesz oddech i... czy Ty płaczesz?

No w końcu jakiś prezent dzisiaj od Ciebie dostałem...


Wyjmuję kolejną linę - ciężką i długą. Zanim jednak jej użyję, stawiam Cię na nogi.


"Pokaż co potrafisz. 5 przysiadów. Już" - chyba słyszysz tę szyderę, wiesz, że zdaję sobie sprawię, że nie utrzymasz równowagi. O dziwo - dwa się udało, dopiero trzeci to wywrotka na tyłek i plecy.


"No cóż, trzech zabrakło, będzie więcej jeszcze śmieszniej" - odpowiadam, zostawiając Cię nieco przerażoną.


"Proszę..." - słyszę.

"Co powiedziałaś?" - dopytuję, nie wierząc, że się odezwałaś...

"Proszę, nie" - I żebym ja jeszcze wiedział co takiego "nie"... nie mam nawet zamiaru dopytywać. Knebluję Cię ściskając mocno knebel tak, by sprawiał nie dyskomfort, a wręcz ból.

Zostawiam Cię na chwilę, zajmując się rzeczami w torbie. Gdzie ja położyłem tę linę? Aaaa, pod tamtym drzewem.


Chwytam Cię za włosy, pozwalam wstać, ale trzymam Ci głowę tak nisko, że idziesz grzecznie zgięta w nienaturalnej pozycji. Sadzam Cię w dość sporej odległości od drzewa od którego zmierzaliśmy.


Jesteś plecami do mnie, nie masz więc pojęcia co robię, poza tym że coś kombinuję. A ja tymczasem obwiązuje pień drzewa liną... po to by w końcu podejść od tyłu i... rozwiązać w końcu Ci ręce, szyję i piersi. Słyszę jęk bólu i ulgi. Trwa to jednak krótko, nie mam czasu by pozwolić Ci rozprostować ręce. Twoją szyję, już mocno czerwoną przez nasze przygody, oplatam grubą liną, a Ty od razu panikujesz.


"Spokojnie" - mówię do ucha, przytulając Cię od tyłu - "nie będę Cię wieszał, nie o to chodzi" - wolę od razu wyjaśnić, że nie takie zabawy mi dziś w głowie.


"Pochyl się do nóg, postaraj się dosięgnąć palców u stóp. Nie musisz ich trzymać, ale zostań w tej pozycji na chwilę" - mówię. Czujesz, że robię coś z liną, która odgina Cię coraz bardziej do tyłu, ciągnąc za szyję.


"Ok, możesz przestać." - mówię, po czym łączę Twoje nogi w kostkach kajdankami, które znasz z samochodu.


"To będzie coś łatwego. Masz do wykonania 20 brzuszków, nogi mają zostać na ziemi. Zaczynaj" - rozkazałem.


To miało być proste ćwiczenie i raczej takie jest, wykonałaś je bez większych problemów mimo zmęczenia.


Odwiązuję linę od drzewa, ale z kolei więcej jej staram się przewiązać przez Twoje ciało - jest gruba, więc nie jest to łatwe. Chyba nawet trudniejsze niż się spodziewałem. Finalnie część oplata szyję, część klatkę, przechodzi też pomiędzy Twoimi nogami - na pewno mocno drażniąc Twoją cipkę. Jej część nadal zostaje jednak na ziemi.


Ech... miałem tu przywiązać jakiś konar... o, w sumie coś tu jest. Nie jest tak duży jak bym chciał, ale trochę przeszkadzać będzie.


Podnoszę Cię na nogi. "Stój tak" - mówię i idę po torbę. Pakuję wszystkie rzeczy, wracam do Ciebie, obracam Cię w lewo.


"Stamtąd przyszliśmy. Widzisz? Ogarniasz?" - pytam.


"Tak" - odpowiadasz szeptem.


"To teraz będziesz patrzeć na mnie jak stąd odchodzę. Pójdziesz za mną dopiero, gdy zgaszę latarkę, zrozumiałaś?"


"Tak" - szept zdradzał emocje...a może to chłód sprawił te drgania?


Odszedłem kilkadziesiąt metrów, upewniając się co jakiś czas, że wiem, gdzie jesteś. Zgasiłem latarkę, stanąłem tak żebyś mnie widziała.


"Chodź tu" - krzyknąłem, a Ty zaczęłaś zmierzać w moją stronę, mając na sobie ciężki sznur i wlokąc jakieś drewno zaczepiające o co tylko popadnie.


"Stój. Zamknij oczy. Otwórz. Idź" - padło kilka krótkich komend z mojej strony. Gdy zamknęłaś oczy, postanowiłem schować się za jednym z drzew, byś straciła punkt orientacyjny.


Szłaś więc wciąż do przodu. Minęłaś mnie, chyba nie za bardzo to rejestrując, wychodząc w końcu na drogę.


"Brawo" - usłyszałaś zza pleców, obracając się powoli.


Podszedłem i zdjąłem z Ciebie sznur, posadziłem na chwilę na ziemi.


"Wszystko ok? Już niebawem Cię wypuszczę. Jeszcze chwilę musisz wytrzymać" - powiedziałem, przytulając Cię. Wiedziałem, że wytrzymasz - chciałem Ci dać jednak chwilę oddechu. Spisałaś się. Czas więc zająć się finałem przygody w lesie i wykorzystać tę kałużę...


Wstałem, wziąłem torbę i podszedłem do kałuży. "Chodź tu, na czworaka" - rozkazałem.

Gdy podeszłaś do mnie, wyjąłem z torby Twoją koszulę i spódnicę.


"Widzisz to? Pamiętasz jak rzuciłaś we mnie butem w samochodzie? To patrz" - powiedziałem rzucając Twoje ubrania do kałuży. I tak bym to zrobił, dałaś mi jednak argument, którego nie mogłem nie wykorzystać.


"Wejdź do kałuży, wgnieć te rzeczy w błoto" - powiedziałem, po czym patrzyłem jak posłusznie klęczysz w kałuży wciskając koszulę coraz głębiej w mokrą ziemię. Popchnąłem Cie w pewnym momencie nogą, na tyle mocno żebyś cała wylądowała w wodzie.

"To jeszcze Ty zostałaś do przerobienia" - powiedziałem, naciskając butem Twoje plecy i sprawiając, że cała obklejona jesteś błotem. Chyba najbardziej szkoda mi Twoich włosów. I tapicerki... o, to będziesz mogła wracać w bagażniku, tam jest folia, więc nic mi nie pobrudzisz.


"Wstawaj, koniec kąpieli" - ten rozkaz chyba przyniósł Ci ulgę sądząc po tym jak szybko go wykonałaś.


"Idziemy" - powiedziałem, zmierzając w stronę stojącego w oddali samochodu


"Ale..." - usłyszałem niepewny głos...


"Ubrania zostają tam gdzie są" - od razu odpowiedziałem. Nie chciałaś mnie zgubić, poszłaś więc grzecznie za mną.


Ciekawe jak ten korek? On w sumie wciąż w Tobie tkwi... zajmę się nim później.


Gdy otworzyłem bagażnik, rzuciłem Ci duży plażowy ręcznik.

"Wytrzyj się na tyle, na ile potrafisz, twarz zwłaszcza. Zminimalizujmy szkody w samochodzie. Masz 3 minuty" - powiedziałem.


Dałem Ci nawet 4. Zaraz potem, korzystając, że akurat klęknęłaś, chwyciłem za włosy i odgiąłem głowę.

"Jeszcze punkt obowiązkowy" - powiedziałem, rozpinając spodnie i przykładając swojego penisa do Twoich ust.


Gdy zrobiłaś co należało, znów wsiadłaś na tylne siedzenie. Za dobrze robisz loda żebym schował Cię w bagażniku. Gdy tylko wsiadłem za kierownicę, rzuciłem Ci jeszcze jedną siatkę, mówiąc - "Masz, ubierz to".


Bluza i spodnie dresowe. Nic nadzwyczajnego, ale chyba bym zgłupiał pozwalając Ci wejść do domu uwaloną w błocie i całą nagą. W sensie nie żeby mnie interesował Twój maż i jego "ale" - wolałem jednak żeby sąsiedzi nie wezwali do Was policji, bo całą relację szlag by trafił.


Ruszyliśmy. Do wyjazdu na normalną drogę towarzyszyła nam tylko cisza.


"Kim jesteś?" - przerwałem ją pytaniem.

"Suką" - usłyszałem odpowiedź.

"Nie. Kim jesteś?"

"Kurwą.'

"Nie. Kim jesteś?"

"Szmatą?" - tu już słychać było pytanie.

"Nie. Nigdy nie nazwę Cię żadnym z tych określeń. Musisz mieć jednak świadomość, że Twoje imię to dla mnie synonim wspaniałej kobiety, niesamowitej uległej oraz suki, kurwy i szmaty" - powiedziałem, chyba nieco Cię zaskakując.

"Jak masz na imię?"

"Agnieszka..." - padło już szeptem w odpowiedzi.


Potem włączyłem radio, które towarzyszyło nam aż do przyjazdu pod dom. Nie przeszkadzałem Ci - przeżyłaś dużo, chciałem żebyś odpoczęła. Dojechaliśmy przed 2 w nocy. Dużo później niż północ.


"Pobudka" - usłyszałaś, budząc się. Chciałaś już wysiąść, gdy złapałem Twoją rękę.

"Jeszcze nie" - powiedziałem przyciągając Cię za nią i dając głęboki pocałunek.


"Teraz pójdziesz do domu. Wykąpiesz się. Zjesz to, co dla Ciebie zostało. A potem pozwolisz spokojnie przelecieć Twoją cipkę swojemu mężowi. Musisz mu jakoś to wynagrodzić" - powiedziałem z uśmiechem.


"Dziękuję" - usłyszałem, gdy wychodziłaś. Patrzyłem jeszcze na Ciebie jak wchodziłaś do klatki.


"Kurwa. Zostawiłem korek" - powiedziałem do siebie kiedy zniknęłaś za drzwiami klatki.

"Dobra, nie mój problem..." - skwitowałem pod nosem odjeżdżając...






Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Agnieszka

Opowiadanie pisane z kolegą poznanym na forum 


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach