Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





ONE czesc 1

 Dlaczego „One”? Bo to historia o dziewczynkach, dziewczynach, kobietkach i kobietach w jego życiu. Ile ich było? Tego nie wie nikt, nawet on sam. Pamięta raczej większość z nich, z naciskiem na „raczej”, ale nie jest w stanie przypomnieć sobie wszystkich… Czy było ich aż tak wiele, że nie umie sobie poradzić z przypomnieniem choćby ich imion? Może tak, może nie; nie starał się nigdy zapamiętywać, każda z nich, a na pewno ogromna większość tych kobiet to tylko epizody w jego życiu, wspomnienie dawnych podbojów. Nie, nie miłosnych. Podbojów seksualnych...

Nie mam zamiaru pisać jak literat, nie potrafię, a to tutaj to tylko suchy zapis wspomnień pewnego mężczyzny. Nie znajdziesz tutaj opisów przyrody, miejsc; niekiedy tylko zapisałem czyjeś odczucia, czy wrażenia. Bohater tej historii był seksualnym maniakiem, nie widział wielkiej różnicy między dojrzałymi a młodziutkimi dziewczynami, między ładnymi i brzydkimi, chudymi i grubymi. Wszystkie te, z którymi był; a raczej w których był, kochał bez granic, do momentu poznania następnej. Bzykał się wszędzie, gdzie było można, gdzie pozwalały kobiety, lub tam, gdzie pozwalały warunki; wciskał swego nie małego przyjaciela wszędzie, gdzie się zmieścił. Lubił każdą pozycję, a że wielką, niezmienną miłością darzył seks analny, starał się szerzyć te praktyki z każdą kobietą, choć nie zawsze się na to zgadzały. Był maniakiem seksu analnego. Wciskał się w każdą dupę, w którą mógł. Nie ważne było, czy była to pupa mała, duża, szczupła, jędrna, galaretowata... Ważne, ze jego ciągle spragniony kutas znikał między pośladkami! Generalnie kochał wszystkie kobiety i... seks. Oczywiście – seks w każdej postaci dopuszczalnej przez obie strony! Nigdy nie zdarzyło się naszemu bohaterowi robić cokolwiek, czego nie akceptowały jego kochanki. Ustalmy, że nasz bohater to… Jan! Wiem, mało to oryginalne, ale tak ma na imię, więc niech tak zostanie. Zważcie, że ma to być Jan, nie żaden Jasiu, Janeczek, czy jakoś inaczej. On jest Jan, tak chciał od dziecka. No, chyba że w miłosnym uniesieniu kobieta zwracała się zdrobnieniem jego imienia, wtedy nie miał nic przeciwko temu. To wszystko tytułem takiego małego wstępu do tego, co poniżej. Więc od początku…

Już w szkole podstawowej zakochał się w Iwonie, dziewczynie rok młodszej, ładnej, szczuplutkiej blondynce. W ogóle, szczupłe blondynki przeważały w jego podbojach! Blond włosy trochę za ramiona spinała wsuwką. Trochę niższa od chłopaka, może nawet chuda, nie szczupła, miała wszystkie cechy nastolatki – szczuplutka buzia, patykowate nogi i ręce, o biuściku raczej nie wiedziała jeszcze, jaki będzie w przyszłości. Chłopakowi to nie przeszkadzało. Wspólne spacery, długie rozmowy, trzymanie się za rękę… Szkoła wszelkie święta obchodziła w kinie „Posejdon”, najpierw odbywała się akademia „ku czci”, potem seans filmowy, zwykle film nawiązywał do okoliczności, dla których odbywała się cała impreza. Nie zwracając żadnej uwagi na uśmieszki i szepty kolegów i koleżanek siedzieli zawsze obok siebie, cały czas trzymając się za rękę, ściskając swe dłonie, aż spocone musieli wycierać dyskretnie o spodnie lub sweter, bo siedzenia były bardzo twarde, drewniane, nie miały żadnej tapicerki. Wreszcie pewnego dnia, Jan był wtedy w siódmej klasie, dziewczyna w szóstej; w czasie dużej przerwy pobiegli do domu Iwonki, mieszkała 50 metrów od szkoły i tam stało się… Nie było jej młodszego brata, nad wyraz wścibskiego bachora (tak go widział i odbierał jego zachowanie!), więc mieli spokój. Jan nie pamięta, jak to się stało, w każdym razie usiedli na rozłożonym łóżku… Objął ją ramieniem, przytulił i… pierwszy raz odważył się ją pocałować. Był to bardzo nieśmiały pocałunek, dziewiczy, delikatny, subtelny. Ich usta dotykały się, muskały, drżały z podniecenia i rozkoszy… Był to ich pierwszy, ale i nie ostatni pocałunek, były potem następne i następne, ale niewiele bardziej odważne. Dopiero później... Ale nie uprzedzajmy wypadków. Ósmą klasę zaczął w innym gronie – aby odciążyć klasy liczebnością uczniów - dyrekcja podzieliła uczniów i stworzyła jedną klasę więcej. A tam była Dorota. Też blondynka (jakoś tak się składało, że blondynki były najważniejsze w jego całym życiu, nawet jeśli nie najważniejsze – miały na niego największy wpływ), drobna, szczupła, bardzo ładna. Ale był problem. Tym problemem był jego przyjaciel, kolega, z którym spędzał najlepsze chwile w podstawówce, z którym dzielił wszystkie tajemnice. Obaj zakochali się w Dorocie, obaj bezwzględnie starali się o jej względy. Chyba tamten wygrał ten dziwny wyścig, bo przestała zwracać większą uwagę na naszego bohatera, choć chyba tak do końca nie był jej obojętny. Szkoła podstawowa skończyła się, przyszedł czas na liceum. Tu znowu nowe twarze, nowa miłość. Tym razem (blondyneczka, a jakże!) Hania – bo tak miała na imię – od początku nie zwracała na niego uwagi. Pochodzili z różnych środowisk, on z rodziny robotniczej, ona inteligenckiej, jej ojciec był wysoko postawionym oficerem w milicji (tak. tak, wtedy nie było jeszcze policji!); wraz z Hanią przyszli do liceum jej znajomi z podstawówki, wszyscy byli dziećmi lokalnego establishmentu, z Janem przyszła tylko jedna koleżanka z klasy z podstawówki, do tego jeszcze naopowiadała wszystkim niestworzonych rzeczy o jego poprzedniej miłości i po pewnym czasie bardzo długo nazywali go „Kowalik”, od „przerobionego” nazwiska Doroty. Miłość do nieprzystępnej Hani była wielka, dozgonna i w pełni platoniczna. Hanka przelotnie zwracała na niego swą uwagę, zwracała się do swego cichego wielbiciela tylko wtedy, kiedy czegoś od niego potrzebowała. A on? A on był w siódmym niebie, że Haneczka raczyła na niego spojrzeć łaskawszym wzrokiem.

Trwało by to nie wiadomo jak długo, na szczęście na horyzoncie pojawiła się Aldona. Tutaj ciekawostka. Aldona byłą brunetką, miała czarne włosy, niesforne, kręcone, jej fryzura przypominała jakże modne wtedy na Zachodzie „afro”. Gdzie ją poznał? Nie zgadniecie! Na lekcjach religii! A zaczęło się bardzo dziwnie. Chcecie wiedzieć jak? To posłuchajcie za chwilkę. Bo wcześniej… Wcześniej były jeszcze ferie zimowe, miała przyjechać kuzynka, ulubienica Jana rodziców. No i przyjechała. Ewa, malutka, uśmiechnięta – a jakże – blondynka! Chłopak pokazał jej ciekawostki w mieście, byli w kinie, w teatrze. Łazęgowali do południa, Ewa zachwycała się Rynkiem, katedrą, on zachwycał się Ewą. Obserwował ją i podziwiał. Starsza od niego, jak wspominałem niewysoka, bardzo ładna i zgrabna miała super biust (sterczący, jędrny – podpatrzył kiedyś w łazience, kiedy wszedł przypadkowo w czasie, kiedy dziewczyna wchodziła do wanny). Jednego pięknego, mroźnego ranka przyjechał do Jana jego serdeczny kolega z liceum i zaniemówił. Od pierwszego spojrzenia Ewa spodobała się oniemiałemu chłopakowi. Poszli w trójkę na sanki, wygłupiali się jak dzieciaki, Rysiek coraz bardziej cielęcym wzrokiem wodził za dziewczyną. Naprawdę spodobała się kumplowi do tego stopnia, że jeszcze pół roku po jej wyjeździe dopytywał o nią. Innego dnia przed południem znowu, tym razem we dwoje, polecieli z sankami na górkę. Wariowali jak szczeniaki, jeździli jak opętani, aż małe dzieci zdziwione patrzyły na nich wielkimi oczami. Przemoczeni, zgrzani wracali z radością do domu, wpadli do łazienki, zrzucając z siebie ciuchy. Nagle spostrzegli, że stoją obok siebie prawie nadzy. Jan spuścił wzrok, wyszedł z łazienki. Po chwili Ewa odświeżona weszła do pokoju z ręcznikiem w ręce. Wytarł się, ubrał w suchy dres. Usiedli obok siebie na kanapie, po chwili leżeli zwarci namiętnym pocałunkiem. Zaczął pieścić jej biuścik, ssać i lizać sutki. Ręka powędrowała w kierunku jej krocza. Tarmosił leciutko włoski na łonie, pozwoliła tylko na delikatne głaskanie, nie dała pieścić waginy. Musieli przerwać, lada moment mogli wrócić z pracy jego rodzice. Wtedy pierwszy raz poczuł ten ból, który paraliżował jego ruchy. Bolały go jądra, nie mógł siedzieć, ani chodzić. Poradził się ojca, ten stwierdził, że jutro ma wolne w szkole, a ojciec usprawiedliwi jego nieobecność. Później wiele razy dopadała go ta dolegliwość, ale wiedział, że wystarczy dłuższa chwila w toalecie w odosobnieniu, kilka ruchów ręką i ból po kilku minutach mijał. A teraz jeszcze nie udało mu się dotrzeć do tej wielkiej tajemnicy, kryjącej się między nogami dziewczyn…

Ale wracamy do Aldony. Nowy rok szkolny, nowe twarze na lekcjach religii, które odbywały się w salce katechetycznej. Wśród kilkunastu dziewczyn ONA. Bardzo ładna czarnulka z burzą czarnych afro loków na głowie, o ciemnych, roziskrzonych oczach i lekko zadartym nosie. Patrzył na nią głupawym wzrokiem, nie słuchał tego, co mówił ksiądz. Była tylko ONA.

- Czego się gapisz? – pytanie poparła mocno wysuniętym języczkiem.

- Dawno nie widziałem takiej szopy na głowie – nie pozostał jej dłużny.

- Patrz na księdza, on jest łysy!

- Podobasz mi się! – przemógł swą nieśmiałość.

- Głupek! – jednak Jan zauważył, że dziewczyna zarumieniła się mocno i uciekła wzrokiem w kąt salki.

Zawróciła mu w głowie. Myślał o niej bardzo często,żałował, że religia jest tylko raz w tygodniu, nie miał pojęcia, gdzie dziewczyna mieszka. Na szczęście, jak to w życiu, pomógł przypadek. Pewnego wieczoru, jak zwykle wyszedł z psem na spacer. Zapalił papierosa, łaził bez sensu tam, gdzie pies go prowadził. Wychodząc zza narożnika bloku wpadł na kogoś, kto szybko zmierzał w przeciwnym kierunku. Ten ktoś odbił się od niego i gdyby nie refleks chłopaka, szybko wyciągnięta ręka i mocny chwyt – mogło dojść do groźnego upadku. To była Aldona. Też spacerowała z psem. Zaczęli rozmawiać, rozbawiła ich sytuacja i przypadkowe, gwałtowne spotkanie. No i zaczęło się. Koniecznie muszę tutaj wspomnieć o... oczach. Otóż Jan miał niesamowite oczy, błękitne, piękne, zwracały na siebie uwagę już od czasów, kiedy malutki Janeczek leżał w beciku; zachwycały się nimi głównie panie, jak wiadomo – bardzo czułe na wdzięk „płynący” z oczu... Co tu dużo mówić – Aldonkę też urzekły te oczy... Spotykali się codziennie, zawsze wieczorem, wyprowadzając swoje psy na spacer. Po pewnym czasie zaczęli wychodzić razem do kina, na prywatki. Razem spędzili najbliższego Sylwestra u jego kuzyna, chodzili razem na imprezy urodzinowe, czy imieninowe. Kiedy nadeszło lato, kilka razy pojechali nad jezioro popływać. Jan miał okazję zobaczyć niesamowicie kształtne, młode ciało ładnej dziewczyny, na które spoglądali z zazdrością mężczyźni plażujący ze swoimi niekiedy niezbyt kształtnymi kobietami. Chłopak był dumny jak paw, widząc ich wzrok głodny przyjemności oglądania takiego ciała, widząc piorunujące spojrzenia kobiet, które już nie mogły się równać z młodością… A było na co popatrzeć. Aldonka miała bardzo zgrabne i ładnie umięśnione nogi, (zgrabne, umięśnione, wytrenowane nogi były prawie fetyszem Jana, to było pierwsze po pupie, na co zwracał uwagę), zgrabny, leciutko wypukły tyłeczek i może niezbyt duże, ale bardzo jędrne, młode, sterczące piersi, kuszące w małym, ledwo je okrywającym staniku od kostiumu kąpielowego. Byli parą, ale nie w obecnym znaczeniu. Zanim ją pocałował musiało minąć naprawdę kilka miesięcy. Nie było mowy o czymś więcej! Czy w tym czasie spotykał się z innymi dziewczynami? O ile wiem, chyba tak! Ale to były spotkania w celu wyjścia do kina, czy na prywatkę, na którą Aldona iść nie mogła. Oczywiście nic z tymi innymi dziewczynami nie było, bo - jak wspomniałem – nawet dobrze do tamtego czasu nie pocałował żadnej dziewczyny. Minęło lato, jesień, zima, nadeszła wiosna, potem znowu nadeszło lato. Wyjechał na obóz wędrowny, na którym poznał Gosię… Ale o niej później. Po powrocie z wędrówki w górach, będąc już w domu odświeżył się, przebrał w czyste ciuchy i poszedł do Aldony. Nie było jej w domu, poprosił siostrę, żeby przekazała informację, że będzie późnym popołudniem sam w mieszkaniu, bo staruszkowie z resztą dzieci wyjechali na wczasy. Rozpakował plecak, brudne ciuchy wrzucił do kosza na ciuchy do prania. Rozebrał się, wskoczył jeszcze raz do wanny, wziął szybką, staranną kąpiel, po wypalonym papierosie umył też zęby. Nie znosił zapachu potu; obojętnie – swego, czy obcego, doprowadzało go to do mdłości. Wysuszył ciało szorstkim ręcznikiem, zobaczył na półce pod lustrem super - dezodorant ojca, użył go. Ubrał świeże ciuchy, ogarnął mieszkanie. Wstawił wodę, zrobił sobie herbatę i czekał. Przyszła. Przechodząc przez próg uśmiechała się jakoś inaczej, dziwnie… Przywitali się serdecznie, Aldona objęła go za szyję, przytuliła mocno. Podniosła wzrok i spojrzała Janowi w oczy.

- Dobrze, że już wróciłeś – wyszeptała.

- Stęskniłaś się? - objął ją w pasie i położył rękę na pośladku.

- Bardzo… - przywarła do chłopaka całym ciałem.

Pocałowała go delikatnie. Oddał pocałunek, poczuł, że jej język wsuwa się do jego ust. Odpowiedział - zaskoczony - tym samym. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł na kanapę. Klęcząc obok na podłodze wpił się w soczyste wargi. Nie wiedział kiedy jego ręka zawędrowała pod bluzkę i stanik. Aldona nie broniła się. Odsłonił piękne, jędrne piersi, zaczął je pieścić ustami. Sutki nabrzmiały, sterczały zachęcająco, więc ssał delikatnie. Poczuł, że dziewczyna rozpina pasek jego spodni, potem rozporek; ciepła, drżąca ręka delikatnie objęła sterczącego już, nabrzmiałego członka, na którego spojrzała wielkimi oczami i zaczęła go pomału masować. Nie pozostał dłużny, wsunął swą dłoń w jeansy, przedtem rozpiął guzik, zamek sam się zsunął. Poczuł pod palcami delikatne, kręcone włosy łonowe, mięciutkie, ciepłe wargi cipki. Rozchylił je i palcami masował mokrą i śliską od wypływającego śluzu łechtaczkę. Dziewczyna westchnęła głęboko, nie otwierała oczu, uśmiechała się uśmiechem rozkoszy i błogości. Spróbował wsunąć palec w głąb jej wilgotnej szparki, ale nie pozwoliła, uciekła z biodrami. Nie przestawał więc delikatnie masować łechtaczki, zmieniając tempo… Aldona podniosła głowę, spojrzała Janowi głęboko w oczy i uśmiechnęła się radośnie nie przerywając masowania twardego członka. Ponownie zwarli się w pocałunku, ale nie trwał on długo, Jan poczuł zbliżającą się rozkosz. Znał to uczucie, przecież niejednokrotnie onanizował się aż do wytrysku, ale to, co nadchodziło było wielokrotnie silniejsze. Po kilku chwilach jego ciałem wstrząsnął dreszcz, wytrysnął na podłogę, Aldona odsunęła na bok pulsującego w jej ręce, drgającego penisa. W sekundę później sama zaczęła się trząść, dygotać, z jej gardła wyrwał się dziwny, stłumiony krzyk, zacisnęła mocno uda. Jan miał wrażenie, że jego dłoń ściskana jak w imadle nie wykona już żadnego ruchu, ale jeszcze kilka razy nacisnął palcem na nabrzmiałą łechtaczkę. Aldona wyprężyła się na kanapie, jęknęła głośno kilka razy, głęboko oddychała, zachrypiała jeszcze raz i zamilkła. Zobaczył w jej kroczu rosnącą plamę na spodniach, słuchał przyspieszonego oddechu, patrzył na twarz rozpromienioną rozkoszą… Po tym wydarzeniu ich wzajemny stosunek do siebie bardzo się zmienił. Wiedzieli, że zrobili duży krok do przodu w swej edukacji seksualnej, że przekroczyli jakąś granicę, do której wcześniej nawet nie zbliżyli się. Żadne z nich nie umiało powiedzieć, dlaczego tak się stało; czy teraz są bardziej dojrzali, czy intymne spotkanie zbliżyło ich do siebie jeszcze bardziej, czy może oddaliło... Jan zauważył, że Aldona coraz częściej zerka na jego rozporek, on ze zdziwieniem stwierdził, że chyba biust jej troszeczkę urósł, a dziewczyna nie zakrywa go już tak szczelnie. Kilka dni po namiętnych chwilach w mieszkaniu Jana, wybrali się na spacer do pobliskiego parku. Właściwie to był kilkuhektarowy lasek, ale dziwnym trafem ocalał przed wycinką i okoliczni mieszkańcy mieli gdzie spacerować. Usiedli na polance, zapalili po papierosie, po chwili poszli dalej. Wędrowali sobie niespiesznie wśród pięknych, starych drzew, objęci; co kawałek zatrzymywali się, żeby przypomnieć sobie i utrwalić smak swych ust. Tak dotarli w najdalsze zakamarki parku. Aldona popatrzyła na Jana.

- Wiesz co? Żałuję jednej rzeczy...

- Jakiej? - zatrzymał się pod rozłożystym dębem.

- Że nie poznałam twego smaku, tam, wtedy, u ciebie...

- Smaku? - nie ukrywał zdziwienia.

- Tak, smaku – popchnęła go lekko, aż oparł się o pień drzewa - muszę to nadrobić.

Dziewczyna ujęła twarz Jana w dłonie i namiętnie pocałowała. Po chwili ręka sympatii zawędrowała do jego rozporka i zniknęła w nim. Chłopak oniemiał, nie spodziewał się absolutnie, że jego Aldonę stać na coś takiego, poczuł, jak ostrożnie masuje powstającego penisa. Wydobyła go na światło dzienne nie przestając przesuwać dłoni po jego całej, okazałej już długości. Osunęła się na kolana, popatrzyła na pulsujący przed oczami organ.

- Duży, hmmm, nawet bardzo duży i jeszcze chyba rośnie, ale teraz widzę go dokładnie... - dotknęła palcem kropli śluzu na czubeczku, cofnęła rękę, cieniutka nitka cały czas łączyła jej palec z kutasem.

Rozchyliła usta i objęła nimi błyszczącą głowicę. Nie do końca wiedziała, jak to się robi, to był w ogóle pierwszy penis, jakiego widziała na żywo z bliska, pierwszy trzymany w dłoni, a co dopiero w buzi, ale zdała się na instynkt i poruszając głową to nasuwała się pomału na pałę, to z niej zsuwała. Próbowała wsadzić go do gardła najgłębiej jak się dało, ale szybko dławiła się i krztusiła; był za duży. To, co robiła musiało się podobać Janowi, bo po kilku sekundach usłyszała jego pojękiwanie. Spojrzała w górę. Chłopak oparty o drzewo miał zamknięte oczy, dyszał głośno, postękiwał. Położył rękę na głowie Aldony, plątał palce w jej afro fryzurze. Po krótkiej chwili czuł, że dochodzi. Chwycił obiema rękami ruszającą się na kutasie głowę, przytrzymał mocno i zaczął ją gwałcić w usta. Dziewczyna krztusiła się, próbowała uwolnić z uścisku, ale bezskutecznie. Patrzyła błagalnie na niego, ale nie widział jej spojrzenia, miał nadal zamknięte oczy. Zaczął drżeć cały, potem ryknął głośno, wystrzelił spermą w gardło laseczki i osunął się na kolana obok niej. Otworzył oczy, wzrok miał zamglony, jakiś nieobecny. Aldona ciągle trzymała go za opadającego już kutasa obserwując, jak maleje.

- Chyba zwariowałam – wyszeptała – nigdy nikomu tego nie robiłam wcześniej, nawet mi to przez myśl nie przeszło! A ty byś mnie udusił, nie miałam czym oddychać, tak się wciskałeś, już chciałam cię ugryźć.

- Przepraszam, ale na chwilę przestałem panować nad sobą, to było takie fantastycznie niesamowite i... niespodziewane! - wyjął chusteczkę z kieszeni – proszę, wytrzyj się, masz masę spermy na buzi.

- Dobrze, że zdążyłam się odchylić, bo inaczej chyba nago musiała bym wracać, tyle tego wylałeś z siebie. Gdzie to wszystko pomieściłeś?

- Tutaj, zobacz – wstał, przed dziewczyną bujały się jego jądra.

- Fajnie wiszą – pogłaskała woreczek po penisem – byłeś słodki! Teraz przynajmniej wiem, jak smakuje facet.

- Nie mam pojęcia o swoim smaku, bo też nikomu laski nie robiłem, a sam siebie nie próbowałem.

- Dziewczyny w budzie opowiadają, jakich to miały chłopaków, co z nimi robiły, ale chyba chwaliły się tylko, choć niektóre kłóciły się, bo jedna twierdziła, że sperma jest słodka, inne, że słona, czy kwaśna. Teraz wiem, że twoja jest słodka.

- Hmm, pewnie jest, skoro tak mówisz. Ale wiesz, że mam u ciebie dług?

- Dług? Przecież nic nie pożyczałeś ode mnie!

- W sensie materialnym – nie. Ale nie poznałem jeszcze, jak TY smakujesz, jak smakuje twoja pipka!

- Przecież wtedy, w domu...

- To była ręka, a tam nie mam możliwości czucia smaku – przerwał dziewczynie – chcę cię wylizać, chcę dokładnie poznać twoją cipeczkę!

- Będzie problem, bo kończy mi się okres, poza tym nikt mnie tam nie widział... Wstydzę się trochę, nie wiem, co mam ci odpowiedzieć... - Nie musisz się mnie wstydzić, poznałaś mnie już... dogłębnie! Teraz moja kolej.

Wracali objęci do domu, Jan cały czas czuł przyjemne mrowienie między nogami. Przed blokiem Aldony cmoknęli się w policzek i umówili na kolejny spacer. Zanim jednak do niego doszło wydarzyło się to, o czym Jan marzył. Dziewczyna niespodziewanie zadzwoniła pewnego ranka, akurat był w wannie, wyskoczył mokry, zdążył odebrać. Prosiła, żeby jak najszybciej przyszedł do niej, ma bowiem ważną sprawę, nie powiedziała jednak, jaką. Jan ubrał się błyskawicznie i po kilku minutach dzwonił do drzwi mieszkania Aldony. Otworzyła, a on oniemiał. Aldonka stała przed nim ubrana tylko w szlafrok, rozchylające się poły ledwo okrywały jej młode, zgrabne ciało. Jan patrzył na dziewczynę z otwartymi ustami, stał nieruchomo w drzwiach, aż gestem zachęciła go do wejścia do środka.

- Dalej, wchodź, jeszcze mnie któryś z sąsiadów zobaczy w tym stroju. - przytuliła się do chłopaka, poczuł od niej zapach... alkoholu!

- A ty co? Od rana piłaś? - nie udawał zaskoczenia.

- Tak, wypiłam dwa kieliszki wina, żeby mieć więcej odwagi – zarumieniła się.

- Widzę, że zrobiłaś się bardzo odważna, – odsunął ją na długość ramion – ale bardzo mi się to podoba!

- Ja się prawie rozebrałam, a ty?

- Przepraszam, czy ty chcesz się kochać? - spytał niepewnie Jan.

- Nie, chcę się z tobą pieścić, ale nie możemy tak... normalnie się kochać, nie chcę, jeszcze nie teraz...

- OK, ładnie pachniesz – znowu się przytulili – i jesteś taka cieplutka...

- Dopiero co wzięłam gorącą kąpiel – zwarli się w pocałunku.

Przeszli do pokoju dziewczyny, siedli na kanapie. Jan odsłonił falujący w szybkim oddechu biust Aldony, zaczął pieścić sutki, które stwardniały i urosły odrobinkę pod wpływem dotyku jego języka. Zsunął twarz niżej, na brzuch, za chwilkę był już przy wzgórku łonowym. Popatrzył na ładnie podgolone kędziorki; kiedy kilka dni temu zawędrowała tam jego dłoń, było ich znacznie więcej. Popchnął dziewczynę, żeby położyła się wygodnie; rozchylił jaj nogi. Początkowo stawiała mały opór, ale zaraz sama rozchyliła je jeszcze bardziej, lekko podniosła biodra. Jan już nie czekał, popatrzył na lekko pomarszczone płatki różowiutkiej pipki, polizał delikatnie łechtaczkę, zanurzył język w ciepłej szparce. Aldona westchnęła głęboko, zaczęła jeszcze szybciej oddychać, dłonie zanurzyła w długich włosach Jana. Ten przyspieszył, jego język drażnił, lizał z zapałem, spijał prawie słodkie soki wypływające z drażnionej pipki. Dziewczyna pachniała swą kobiecością, zapach mieszał się z wonią dobrego mydełka i jakichś innych wonności, którymi musiała posmarować krocze. Próbował wsunąć palec w drżącą szparkę, ale Aldona cofnęła biodra i przytrzymała wędrującą do norki rękę. Nie próbował więcej, tym bardziej, że ujęła nogi pod kolanami i przyciągnęła je do siebie, przez co biodra jeszcze uniosły się nieco przed twarzą chłopaka, który miał teraz doskonały widok na pipkę i kakaowe oczko. Nie zastanawiał się długo, wylizał i tę drugą dziurkę, w nią też spróbował wsunąć palec; tym razem skutecznie, nie zareagowała niechęcią, wręcz przeciwnie, z głębokim westchnieniem podniosła biodra jeszcze wyżej. Drażniąc językiem cipkę wciskał rytmicznie palec w pupę i obserwował z zadowoleniem wzrastające podniecenie brandzlowanej panny. Sam też masował swego sterczącego już kutasa, który wychylił się ze slipów. Zdziwił się, kiedy Aldona odepchnęła go nagle od siebie i usiadła patrząc na jego przyrodzenie.

- Co jest? Nie podoba się tobie moje działanie? Coś robię nie tak? Masz taką fajną, słodką pipeczkę i rewelacyjnie ciasną pupę, że nie przestanę, aż dojdziesz do super orgazmu!

- Chcę tego, bardzo, ale ja leżę, a ty zajmujesz się mną i sobą, a przecież też chcę cię zadowolić.

- To miało być tylko dla ciebie, przecież...

- Jeśli tylko dla mnie to chcę cię też wylizać i wyssać – przerwała – kładź się obok mnie, ale najpierw się rozbierz.

Kiedy ściągał z siebie koszulę i spodnie, jego penis tkwił cały czas w ustach dziewczyny wykorzystującej chwilkę, kiedy sterczał przed jej oczami. Będąc już nago objął Aldonę, odwrócił się twarzą do jej krocza, wystawiając na wprost jej ust swego rumaka, wsparł się na kolanach i łokciach, zaczął znowu lizać pizdeczkę i masować palcem odbyt rozpalonej dziewczyny. Nie musiała podnosić głowy, jego penis był na tyle duży, że mogła go obrabiać bez problemu leżąc na poduszce. Bała się, że może się zakrztusić w czasie jego wytrysku, że nie zdąży odsunąć twardego penisa na bok, ale teraz nie zwalniała tempa dłoni i ust. Jan coraz szybciej pracował nad pipką, spróbował wsunąć drugi palec w pupę i też nie spotkał się z protestem. Podniecenie dziewczyny rosło błyskawicznie, sama zaczęła rytmicznie podrygiwać biodrami, sapała i jęczała, na szczęście wszystko tłumił wielki organ tkwiący w buzi. Doszła, zaczęła rzucać się na boki, podrzucać całym ciałem, w końcu uwolniła się od kneblującego ją kutasa, głośne jęki i wrzaski Jan musiał przerwać nakrywając twarz kobiety poduszką, którą szybko wyciągnął spod jej głowy. Kilkanaście sekund później uspokoiła się, tylko skurcze brzucha wskazywały, co przeżyła przed chwilą.

- Ale miałam odlot, to był niesamowity orgazm – wyszeptała – i jeszcze ten palec w pupie, to było rewelacyjne uczucie.

- Nawet dwa paluchy, nie czułaś? - Jan uśmiechnął się czule.

- Dwa? Nie, myślałam, że cały czas jeden...

- Wiesz co – przerwał jej – może spróbujemy coś innego?

- Co chcesz próbować? - w jej głosie słychać było ton podejrzenia – mówiłam, że nie będzie żadnego innego bzykania.

- Wiem, chcesz być dziewicą do ślubu, już to kilka razy mówiłaś. Ale skoro sprawiły tobie przyjemną rozkosz dwa palce w pupie, to może zwiększymy dawkę tej przyjemności i wsadzę tam swego kolegę?

- Cooo??? Chcesz mnie zerżnąć w pupę? Zwariowałeś!

- Może nie do końca zaraz zerżnąć, ale spróbować możemy, prawda?

Długo patrzyła Janowi w oczy, w końcu uśmiechnęła się.

- Spróbować możemy, ale kiedy powiem, że mam dość, to ma być dość, rozumiesz?

- Co mam nie rozumieć, wiesz, że bym ciebie nigdy w życiu nie skrzywdził – niemal wykrzyczał z radości.

Aldona odwróciła się na brzuch, podniosła biodra, w końcu klęczała tyłem do chłopaka, opierając się na rękach; spoglądała za siebie. Jan mocno nawilżył ciemną dziurkę, splunął na kutasa i pomalutku zaczął wciskać go w pupę. Patrzył, jak głowica wsuwa się między rozchylone pośladki, ale w pewnym momencie poczuł silny opór. Nacisnął mocniej, pchnął prawie, i jego żołądź zniknęła w ciasnej dziurce. Aldona wrzasnęła, odskoczyła do przodu, penis kołysał się między nogami trochę wystraszonego chłopaka.

- Coś tam wpychał, wlazłeś tam cały? – z oczu dziewczyny sypały się iskry – wiesz, jak mnie zabolało? Zgłupiałeś zupełnie.

- Przepraszam, nie cały, tylko mój łepek sam wskoczył w ciebie.

- Łepek? Przecież masz chuja jak koń, z wielkim łbem, który ledwo mieszczę w ustach, a ty nazywasz to łepek? - wściekła nie zważała na słownictwo – chciałeś mnie wyruchać w dupę, ale na szczęście nie udało się. Przecież byś mnie rozerwał, człowieku!

- Jeszcze raz przepraszam – Jan patrzył na dziurkę w pupie, która była dużo większa, niż przed pierwszą próbą seksu analnego - ale ona chyba chce tego, bo ciągle jest chętna, żeby mnie wpuścić!

- Co ty opowiadasz? - Aldona wsunęła dłoń między nogi, wsadziła palec w pupę – hmm, masz rację, jest dziwnie duża!

- No to.... Może... - uśmiechał się przymilnie - Może spróbujemy jeszcze raz?

- Głupek jesteś - jeszcze była bardzo zła, ale mijało już najgorsze. - Nic z tego nie będzie

- Ale jeszcze nie skończyłem, już mnie jajka bolą, musisz mi jakoś ulżyć.

- Mogę zrobić to buzią – mówić to, nachyliła się do jego penisa. Zaczęła go ssać, lizać, ale też sprawdzała ręką swoją pupę. Posuwała głową na sterczącym do granic możliwości kutasie, mocno pchnęła Jana, żeby ten położył się, sama klęczała nad nim z pochyloną głową. W pewnym momencie przerwała swą działalność, poderwała się na równe nogi, okraczyła leżącego chłopaka i... z głośnym wrzaskiem nabiła się dupką na twardą dzidę. Znieruchomiała zupełnie, przez chwilkę przestała oddychać. Pomalutku ruszyła biodrami, patrząc w oczy oniemiałego z wrażenia Jana. Ten wpatrywał się w Aldonę, to patrzył na jej wykrzywioną grymasem bólu i rozkoszy twarz, to spoglądał na jej cipkę, za którą w pupie tkwił jego sztywny kumpel. Dziewczyna oparła dłonie na piersi chłopaka, podnosiła się i opadała powolutku, znowu się podniosła, opadła i tak coraz szybciej. Na ślicznej buzi zaczęła rysować się narastająca rozkosz, wypierająca wrażenie bólu. Po kilkunastu sekundach znowu siedziała na Janie wyprostowana, podniosła ręce, chwyciła swe bujne, czarne włosy i falując biodrami coraz szybciej doprowadziła oboje do niesamowitego orgazmu. Opadła na ukochanego, ten czule i mocno objął ją ramionami, przytulił do siebie, dyszał, sapał i krzyczał w jej ucho, sam odbierając podobne doznania, wystrzeliwał w ciasną dupkę kolejne porcje nasienia... Znieruchomieli, leżeli bez oddechu kilka długich chwil, patrząc sobie w oczy. Jan sięgnął po papierosy, zapalili. Pierwsza odezwała się Aldona.

- Ale ty jesteś wariat! Masz tak głupie pomysły, że szok!

- Ja mam głupie pomysły? - wyszeptał.

- A kto wykombinował to , co teraz było?

- Jak to, kto! Ty! Miałaś grzecznie zrobić lodzika i to wszystko, a tu nagle nadziewasz się na mnie jak szaszłyk, podskakujesz i doprowadzasz mnie do takiego stanu, że myślałem, że zabraknie we mnie wody i wszystkich płynów, tyle ze mnie wypompowałaś. Zobacz pościel!

- O matko! Szybko, wstawaj, za pół godziny starzy będą w domu, musimy to sprzątnąć.

Zgasili papierosy, ubrali się błyskawicznie, Aldona zdjęła z kanapy prześcieradło prawie całe mokre od ich soków i spermy.

- A to co? - Jan wskazał delikatną ceratkę leżącą pod prześcieradłem.

- Cerata. Pamiętam, ile wylałeś z siebie wtedy, w parku, więc zabezpieczyłam się, choć nie przypuszczałam, że tak się to skończy. Wiesz... Tak mnie podniecało to wszystko, co robiliśmy, że nie mogłam się opanować, żeby na tobie nie usiąść. Wiedziałam, że pewnie będzie bolało, nie myślałam nawet, że aż tak, ale było warto, w życiu nie miałam takiego orgazmu, choć niekiedy próbuję się sama zadowolić, szczególnie często to robiłam od twego powrotu. Ale to, co było dzisiaj, to jakiś kosmos! Inaczej nie mogę tego nazwać. A ja jestem przecież taką, porządną, cnotliwą dziewczyną z dobrego domu – roześmiała się, całując chłopaka w policzek.

- Starałem się, ale wcześniej mnie zaskoczyłaś. I tym telefonem i strojem na dzień dobry. No i to wino...

- Wina nie wypiłam dużo, ale musiałam, żeby się ośmielić. No, jazda, prześcieradło do pralki, i włącz ją, jest już pełna.

Po kilku minutach Jan na miękkich nogach wracał do siebie, do domu, gdzie rozpamiętywał każdą sekundę z Aldonką. Spotkali się jeszcze kilka razy, ale już nie podejmowali nawet prób jakiegoś zbliżenia, jakby obawiali się, że zajdą za daleko. Do tego zaczął się rok szkolny, mieli coraz mniej czasu dla siebie... Niby wszystko było ok, ale coś jednak pękło po kilku miesiącach… Rozstali się. Następna była Małgorzata. Obóz wędrowny na którym poznał Gosię był chyba tym wydarzeniem, które zmieniło jego spojrzenie na dziewczyny. Bieszczady, wędrówka, Ustrzyki Górne, kemping, ognisko, gitara, śpiew, nastrój, wrażenie dzikości miejsca, klimat tajemniczości – to mieszanka, która spowodowała, że serce Jana zaczęło bić mocniej dla Gosi. Znowu blondynka, miała śliczną twarz aniołka, i bardzo namiętne usta. Poznali się przy ognisku w Ustrzykach. Jak to się stało, że spodobali się sobie? Nie pamiętał, nie było specjalnego powodu. Usiedli przypadkowo obok siebie, zamienili kilka zdań i… tak to się zaczęło. Przypadek, oboje z jednego miasta spotkali się w Bieszczadach, przypadli sobie do gustu. Dziewczyna patrzyła na Jana, próbowała odczytać cokolwiek z jego błękitnych oczu... Nie trwało długo, kiedy siedzieli w cieniu jednego z namiotów i namiętnie się całowali, chowając się przed Gosi bratem, zaniepokojonym dłuższą nieobecnością siostry. Po powrocie do domu kontynuowali swą znajomość. Po za kilkoma pocałunkami, niby przypadkowym złapaniem za maleńki biust nic więcej między nimi nie było... Ich „chodzenie z sobą” trwało ponad rok i skończyło się. Kolejną kobietą, która zbliżyła Jana do fantastycznego świata seksu była jego... korepetytorka angielskiego. Miał w końcówce średniej szkoły problemy z tym językiem, staruszkowie podjęli decyzję o korepetycjach. Jakaś znajoma mamy poleciła taką osobę, która potrafiła świetnie nauczyć języka, wysokie wyniki mieli zwłaszcza jej uczniowie. Pierwsza wizyta u pani Sabiny przebiegała bez zaskoczenia. Jan uważnie słuchał, powtarzał, jednocześnie rozglądał się po tradycyjnie urządzonym mieszkaniu, w który pani Sabina udzielała lekcji. Przypatrywał się też samej nauczycielce. Była to niewysoka, szczupła kobieta, długie, jasne włosy spięła na głowie w coś w rodzaju bocianiego gniazda. Figury nie mógł określić, ukrywała ją w bardzo luźnych ciuchach. Można było za to bez problemu dostrzec jej dość obfity biust dumnie wychylający się z dekoltu bluzki. Mieszkała sama, nie zauważył żadnych oznak pobytu mężczyzny. Po lekcji, Jan umówił się na kolejny termin, uregulował należność i wrócił do domu. W sumie przyda się ta dodatkowa nauka, pani Sabina umiała doskonale wytłumaczyć zawiłości języka angielskiego, krótko mówiąc potrafiła nauczyć. Po kilku lekcjach Jan czuł się dużo pewniej, zaczął prowadzić z nauczycielką konwersację, z zadowoleniem zauważając, że robi duże postępy. Zauważył też coś innego. Przychodząc na każdą kolejną wizytę zauważał zmiany w wyglądzie korepetytorki. Może to kwestia coraz cieplejszych dni, dzięki czemu ubiory pani Sabiny zaczęły być coraz bardziej dopasowane, obcisłe, jednocześnie lżejsze, ukazujące coraz wyraźniej jej walory fizyczne, czy też... Co Jana zaciekawiło, to to, że kobieta zawsze bardzo uważnie przypatrywała się swemu uczniowi, cały czas patrzyła w jego oczy. Chłopak zastanawiał się w domu, czy to pogoda, czy też może inne względy ubierały kobietę w coraz bardziej śmiałe ciuchy. Postanowił zrobić małą próbę. Na kolejnej lekcji, w czasie konwersacji napomknął niby mimowolnie, niby przypadkowo o seksie. Pani Sabina zareagowała natychmiast, aż zarumieniła się na dźwięk jego słów. Jan dyskretnie przysunął się bliżej kobiety, niemal dotykali się udami; pochylił się nad książką, ale cały czas wpatrywał się w falujący biust, który miał tuż przed nosem. W tym momencie zadzwonił budzik, informując, że lekcja dobiegła końca. Odsunęli się od siebie, pożegnali; Jan zauważył, że pani Sabina dłużej przytrzymała jego dłoń przy uścisku. Teraz był już niemal pewien, że ta nauczycielka może nauczyć go nie tylko angielskiego. Ustalili na odchodnym, że ostatnia lekcja będzie swego rodzaju egzaminem z nabytej wiedzy. Przygotował się do tej lekcji szczególnie starannie. Kąpiel, dobry dezodorant, ojca woda kolońska, ciuchy, które nie będą stwarzały problemów przy zdejmowaniu, bo zakładał, że tym razem będzie mógł poznać bliżej „ciało pedagogiczne” jako rzeczywiste, kobiece ciało i pojechał. Pani Sabina otworzyła drzwi natychmiast po dzwonku, przyglądała się chwilkę chłopakowi i zaprosiła go do środka. W przedpokoju już nie zapanowała nad sobą, przywarła do niego, pocałowała w usta.

- Nareszcie jesteś, czekałam na ciebie – wyszeptała – muszę dostać premię, nauczyłam cię tak, jak chcieli twoi starzy. A ty na szczęście jesteś pojętnym uczniem, no i masz te swoje oczyska... – znowu wsunęła język do ust Jana

- Momencik, pani Sabinko, chwilkę, bo nie mogę złapać oddechu – Jan był bardzo zaskoczony, po cichu liczył na małe macanko, pieszczoty, a tu normalny, frontalny atak!

- Zaraz złapiesz, Sabinka ci pomoże – osunęła się na kolana, rozpięła pasek spodni, rozporek i wyłuskała ze slipów mocno już wstającego penisa – Jaki on dorodny, wiedziałam, że masz między nogami coś niezwykłego, ale nie spodziewałam się, że on jest aż taki wielki – objęła go ustami, wchłonęła dość głęboko z błogim wyrazem radości i zachwytu na twarzy.

Jan oparty o ścianę przymknął oczy, uśmiechnął się. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale to, co działo się teraz przeszło nawet jego marzenia senne. Chciał tylko trochę pieszczot, a tu jego nauczycielka angielskiego klęczała przed nim i ssała jego kutasa. Popatrzył na nią z góry. Widział ruszającą się rytmicznie głowę z rozpuszczonymi włosami, widział uda odziane w kusą spódniczkę, czuł jej dłonie na swych biodrach. Nie mógł dłużej czekać, wiedział, że za moment wytryśnie. Podniósł kobietę z kolan, odwrócił tyłem do siebie, jedną rękę wsunął w dekolt bluzeczki, drugą chciał wcisnąć w jej krocze, ale zatrzymała jego dłoń.

- Tam nie, mam okres.

- Ale ja...

- Nie, tam nie – była stanowcza. - Możesz popieścić biust, possać, ale do cipki nie masz dostępu.

- No to może spróbujemy... w pupę? - Jan nie dawał za wygraną

- Zwariowałeś? - oburzenie Sabiny nie miało granic – Nikt tam nie był i nie będzie! - znowu klęczała przed chłopakiem

- Dawaj mi tego swego wielkiego kumpla, muszę go wyssać, dawno nie miałam spermy w ustach.

Znowu całowała go, pieściła językiem, ssała, lizała jądra, mlaskała, onanizowała obu rękoma i mruczała przy tym z największą rozkoszą. Jej starania nie były daremne, po kilku chwilach Jan oparty znowu o ścianę wyprężył się, stęknął, objął dłońmi głowę kobiety, przydusił do swego krocza i wystrzelił spermą prosto w jej gardło. Siłą oderwała się od chłopaka, złapała wreszcie oddech, przełknęła olbrzymią porcję nasienia, reszta spływała po brodzie i szyi, kapała na falujący biust.

- Co robisz, mało brakowało, a bym się udusiła, jak mnie zalałeś w gardle tą swą spermą. Musisz uważać, kobiety są delikatne, nie z żelaza. Ale porcję miałeś naprawdę potężną. Masz kutasa jak koń, wylewasz spermę jak koń; no, no, musisz poszukać kobietę, która lubi takie coś. Hmmm, chyba jednak każda lubi – mówiąc to wstała z kolan. - No, Janku, nauka skończona, egzamin końcowy zaliczyłeś celująco. Szkoda, że mam okres, chętnie bym cię poczuła w cipce...

- Pani Sabino, jeśli trzeba, przyjdę za kilka dni, może jakaś poprawka? – Jan był bardzo chętny na powtórkę „egzaminu”.

- Niestety, mam zasadę, że po „egzaminie” uczeń już tu nie wraca... - usłyszał nutkę żalu w głosie kobiety.

Rzeczywiście, kiedy kilka dni później postanowił odwiedzić swą nauczycielkę z okazji udanego egzaminu z angielskiego, ta otworzyła drzwi w szlafroku, potarganej fryzurze, wysłuchała podziękowań Jana i zamknęła drzwi. Tyle ją widział.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Jan Sadurek

Komentujcie, proszę


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach