Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Wera



Ponieważ nasz pobyt w Jakubkowie kończył się; za nieco ponad tydzień wracaliśmy do siebie – dyrekcja kombinatu wydała zarządzenie, w myśl którego zorganizowany będzie wieczorek taneczny dla pracowników i gości zaproszonych. Miała to być też forma podziękowania za pracę całej ekipy ze mną na czele. Chłopaki szykowali się na bankiet pół dnia. Nie musieli daleko chodzić, bo impreza była w sali stołówki w naszym hotelu. O wyznaczonej porze zjawili się wszyscy ci, którzy mieli być, czyli cała moja ekipa , osoby zaproszone z zewnątrz i pracownicy kombinatu ze swymi połówkami. Było też kilka singli – pań i panów, w sumie uzbierała się prawie setka gości.

Zabawa była przygotowana wzorowo, stoły uginały się od pełnych półmisków, alkohol lał się strumieniami, przygrywał bardzo dobry zespół muzyczny. Wszyscy doskonale się bawili, był Krzysztof z żoną, była ich sąsiadka Magda, obserwowałem szalejące na parkiecie siostry, przecież Ewa i Marysia też pracowały w kombinacie. Humor dopisywał wszystkim, impreza była wyśmienita. Przed tańcami kilka słów wygłosił dyrektor naczelny, pracownikom zostały wręczone koperty z premią; zostaliśmy też wszyscy też zostali docenieni, premie były naprawdę satysfakcjonujące.

Wykorzystując przerwę między tańcami, wyszedłem na chwilkę na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza. Obszedłem budynek hotelu, zbliżając się do zaplecza kuchni usłyszałem głośną rozmowę pań kucharek. Przystanąłem niezauważony w ciemnym miejscu za narożnikiem budynku i słuchałem z zainteresowaniem rozmowy dobiegającej z kuchni.

- ...bo nie, nie będę nic na siłę. Jak nie chce, to nie, jego strata.

- Nic nie poradzisz, takie są chłopy, Wera i masz rację, nic na siłę. Ale te chłopaki z hotelu są fajne, nie? Szkoda, że już jadą sobie.

- Fajne, fajne, a ten ich Jan jak spojrzy, to ciarki po plecach biegają, wysoki, przystojny młody chłop, palce lizać...

- Hmmm, nie tylko palce, co, Genia?

- Tak, widzę, że chyba byś mu Wera naprawdę nie tylko palce lizała! Dziewuchy opowiadają, że ma kuśkę jak koń, taką wielką! No i chyba przeleciał już połowę z nich, tak się wszystkie chwalą, że były z nim w krzakach – dodała Genie odstawiając wielki gar z bigosem.

- Oj, Genia, Genia, jakby taki chłop złapał od tyłu, za cycki chwycił, kieckę do góry zadarł i... wiesz co, nie? - usłyszałem perlisty śmiech Wery – nie usłyszał by, że nie, oj, nie usłyszał. Jeszcze jakby zasadził tego swojego zaganiacza to by było, co nie?

- Wera, masz marzenia, nie ma co! Jestem ciekawa, jakby tak chciał naprawdę, jak szybko byś spieprzała przed nim – teraz Genia się roześmiała – na wszelki wypadek nie chodź w gaciach, żeby miał łatwiejszy dostęp – zakpiła.

- Przecież ty też nie nosisz gaci w taki upał, ja tak samo nie mam. Ale pomarzyć wolno, no nie? Aż mi się pisia mokra robi na samą myśl, że taki ogier by wlazł we mnie...

- Ej, dziewczyno, ty naprawdę nie przesadzasz z tymi marzeniami? A co to za kropki na podłodze między twymi stopami?

Wera zapłoniła się, nie wiedziała, gdzie patrzeć.

- Przecież mówiłam, że mi się mokro robi na samą myśl... A jak mokro, to i kapie, smarowanie w pipie mam jeszcze bardzo dobre, nie muszę stosować żadnych kremów, ani żeli!

- Ale żeby aż tak się podniecać... - Genia pokręciła głową Kobiety weszły do kuchni, oparłem się o ścianę i zastanawiałem się nad ich słowami.

Znałem przecież obie panie. Genia była kobietą po pięćdziesiątce, dość słusznych rozmiarów, uśmiech nie znikał z jej sympatycznej twarzy. Wera znacznie od niej młodsza, przed czterdziestką, też nie szczupła kobieta z obfitym biustem, jej twarz zdradzała jeszcze ślady niegdysiejszej, niebanalnej urody; teraz jednak była zmęczoną życiem matką - mężatką. Obie panie bardzo sprawnie obsługiwały nas, mieszkańców hotelu, zawsze miłe i uśmiechnięte.

Ciągle stałem oparty o ścianę budynku z papierosem w zębach i uśmiechałem się do siebie. Już miałem wrócić na salę, kiedy usłyszałem trzask zamykanych drzwi i zobaczyłem zbliżający się do mnie cień. Cofnąłem się kilka kroków, to była Wera. Wynosiła jakiś gar w stronę pojemnika na odpadki, musiała więc przejść obok muru, przy którym rosła kępa krzaków. Przeskoczył bezgłośnie w stronę tych krzaków, poczekałem. Głośny hałas trochę mnie zdeprymował, ale to tylko pokrywka spadła z garnka i pokulała się w pobliże zarośli w których stałem. Wera nachyliła się, szukając upuszczonego nakrycia garnka, ale w ciemności nie mogła nic dostrzec. Podniosła się, weszła głębiej w gąszcz przy płocie, nachyliła, szukając zguby zaledwie metr ode mnie, czającego się tam, trzymającego w garści, gotowego do akcji kutasa. Jednym skokiem znalazł się za kobietą, objąłem ją jedną ręką na wysokości obfitego biustu, drugą zasłoniłem usta, żeby nie krzyczała. Kobieta przerażona nie drgnęła nawet, czekając na dalszy bieg wypadków.

- Nie wrzeszcz, nie zrobię ci krzywdy – wyszeptałem w ucho kobiety – ja tylko umiem czytać w myślach kobiet, dlatego tak wiele mi ulega, rozumiesz?

- I wiem, że ty też tego chcesz, mam rację? Jeśli tak, pokiwaj głową.

- Skinęła lekko, poza tym nie drgnęła.

- Wiem, że czekałaś na taką chwilę, żebym cię złapał i mocno wyruchał, chciałaś tego, prawda?

Znowu skinęła głową. Zadarłem fartuch, którym była owinięta, nadusiłem na kark kobiety, zmuszając ja do pochylenia się do przodu, namacałem szparę mokrej od soków cipy i jednym ruchem wszedłem w nią. Dopchnąłem kutasa do końca i zatrzymałem się.

- Teraz wezmę dłoń z twoich ust, a ty nie będziesz krzyczała, tak?

Kolejne skinięcie głową. Pomału odjąłem dłoń od twarzy kobiety, obie ręce wsunąłem pod biustonosz i zacząłem miętosić wielkie cyce, całując kark wystraszonej Wery. Zacząłem pompował pizdę całą długością swego penisa, wsłuchiwałem się w ciche jęki pierdolonej kobiety, która po krótkiej chwili odzyskała rezon.

- Tak, ruchaj mnie, mój ty ogierze, ruchaj! Nawet nie wiesz, jak często brandzlowałam się w swoim łóżku myśląc o twoim wielkim chuju, jak często wyobrażałam sobie, że mnie pierdolisz w kuchni... Tak, tak, pierdol mą pizdę, chcę tego, nie wiesz, jak bardzo... tak... tak... Wpychaj tego olbrzyma we mnie, chcę go wszędzie poczuć... tak... Wspaniale to robisz...

Wyskoczyłem z gorącej pipy i wjechałem w dupsko jęczącej kobiety.

- Aaaa!!! Co robisz, to moja dupa, co.... Przestań, prze... Nieee, nie, nie przestawaj... Ooooo, tak, rób tak dalej, ruchaj mnie w dupę, ruchaj, to jest wspaniałe, tak... znowu odlecę, taaaakkk!!!

- Ciiiicho, nie wrzeszcz, chcę tylko spełnić twoje marzenia, chciałaś poczuć mnie wszędzie, prawda?

- Tak, TAAAAAK! Chciałam tego i chcę nadal czuć cię w sobie, aż do... do...

Opierała się dłońmi o murek, rozkraczona przyjmowała w swej dupie mego twardego chuja. Doszła, orgazm był tak silny i obezwładniający, że opadła na kolana, przez co kutas wysunął się z ruchanego dupska. Odwróciła się szybko i złapawszy go objęła głowicę ustami. Brandzlując wielkiego chuja pomagała sobie rękoma, po chwili do buzi przyjęła tryskającą strugę.

- Jednak to prawda – powiedziała, wycierając sobie fartuchem ospermioną twarz – dziewczyny nie kłamały!

- Co masz na myśli? - patrzyłem z uśmiechem na rozpromienioną kobietę.

- Tylko to, że masz naprawdę chuja jak koń!. A teraz powiedz, że to ci się nie podobało.

- Zgłupiałeś? Wyruchałeś mnie tak, jak nie pamiętam! Mój stary chciałby, ale nie bardzo może, więc mam spore braki... Ale ty je uzupełniłeś, długo nie usiądę normalnie.

- Tu masz pokrywkę, zmykaj do kuchni, bo Genia będzie cię szukała.

Schowałem penisa w spodnie, wróciłem na salę. Po kilku tańcach znowu poczułem, że na parkiecie robi się duszno, skierowałem się do drzwi, żeby znowu wyjść na powietrze. Postanowiłem troszkę pospacerować, zacząłem znowu okrążać budynek hotelu i ponownie usłyszałem fragment rozmowy.

- Naprawdę ma jak koń!

- Pieprzysz, Wera, chłop nie ma aż tak wielkiego!

- No pewnie, że nie, ale musiała byś go widzieć! Okaz do muzeum, albo dobrego pornola.

- Chyba jak zwykle przesadzasz, ale co tam, ważne, że miałaś go w pipie.... Ale uważaj, jak robisz mnie w balona, to pożałujesz! - Genia przybrała poważny wyraz twarzy.

- Tylko jak mam ci to udowodnić? - Wera spoważniała nagle.

- Nie musisz nic udowadniać – wyszedłem z cienia – ona naprawdę miała mnie w pipie i w dupie. Teraz pani wierzy? - popatrzyłem na Genię.

- Nie, nie uwierzę, dopóki go nie zobaczę – Genia uśmiechnęła się chytrze.

Cóż było robić, stanąłem na środku kuchni, rozpiąłem rozporek.

- Naprawdę chce pani go zobaczyć?

- Tak!

- Wydobyłem na wierzch kutasa, pokiwałem nim w stronę Geni. Patrzyła na niego, zrobiła olbrzymie oczy na widok takiego interesu, aż zasłoniła usta dłonią.

- I takie coś kobieta ma mieć w sobie? - nie dowierzała swym oczom – To nie jest możliwe, przecież tego nawet dłonią nie można objąć!

- Można, można, nie przejmuj się, Genia. Wracamy do roboty, a pan, panie Janie, na salę, tam na pana czekają.

Zrobiłem, jak mówiła Wera, po chwili już wirowałem na parkiecie w czułych objęciach którejś z pań, albo opróżniałem kolejny kieliszek w towarzystwie zawsze chętnych do wypitki panów. Do końca imprezy zdążyłem jeszcze dopaść gdzieś w toalecie Ewę i zerżnąć ją do obustronnego orgazmu, a pół godziny później zrobiłem to samo z Marysią. Nie udało mi się dopaść Magdy, nie znalazłem jej nigdzie, widocznie bzykała się z kimś w parku; przecież lubiła ten sport, a męża nie było...

I takim akcentem skończył się nasz pobyt w Jakubkowie...




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Jan Sadurek

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach