Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Mlodsza kuzynka Gosia (cz. III)

Czuć było, że robi to po raz pierwszy, choć może pomyślała o mnie to samo. Całowaliśmy się delikatnie i nieśmiało, a ja przymknąłem oczy, by całkowicie oddać się temu odczuciu. Gosia położyła mi rękę na klatce piersiowej, a potem przesuwając ją wzdłuż szyi, zaczęła gładzić mój policzek. Wiatr zawiał mocniej, a ja poczułem jak pasma jej włosów, w ślad za dłonią muskają mi twarz. Tak jak ona, zdjąłem rękę z jej talii i przesuwając po szyi zacząłem gładzić ją po policzku, z premedytacją ominąłem jednak pierś kuzynki. Wciąż słyszałem jak gdzieś z tyłu głowy poczucie winy dobija się do drzwi, które usilnie próbowałem przed nim zatrzasnąć. Jak gdyby czytając mi w myślach położyła swą drugą dłoń na mojej, a następnie delikatnie zaczęła zsuwać ją w kierunku swojej prawej piersi. Poczułem ją wyraźnie. Była jędrna i miękka, o idealnym kształcie, jak gdyby stworzona specjalnie po to, by kiedyś znaleźć się pod moimi palcami. Gdy tylko moja ręka na nią trafiła, wręcz automatycznie zacisnęła się i zaczęła lekko ugniatać. Ta krągłość i przyjemna miękkość była cudowna, nawet pomimo stanika i koszulki, które musiały przecież zmniejszać odczucia. Jaka byłaby bez nich? Staliśmy tak kilkanaście sekund, aż postanowiliśmy nabrać tchu. Otworzyłem oczy dostrzegając, że zrobiła to już przede mną. Zerwała jednak kontakt wzrokowy, przenosząc spojrzenie w kierunku mojej wciąż znajdującej się na jej plecach ręki. Odkrywając mój policzek, jej dłoń powędrowała do tyłu, wyciągając moją zza swych lędźwi, kładąc ją na drugiej piersi. Teraz trzymałem już cały biust dziewczyny. ,,Czy powinno było do tego dojść?” - myśl przelotnie pojawiła się w mojej głowie. ,,Czy na dłuższą metę nie robię jej tym krzywdy?” zaczynałem wątpić… Wciąż nieśmiało pieściłem zdobycz, gdy Gosia znów spojrzała w górę i uśmiechnęła się do mnie. Zrobiła to jednak w taki sposób, że ponownie przeszedł mnie dreszcz. Wciąż nic nie mówiąc patrzyła na mnie bowiem jak małe dziecko, które świadome naszego problemu stara się nas pocieszyć pokazując, że rozumie, że jest obok, i że co by się nie działo jest po naszej stronie. ,,Nie martw się, jestem tu. Siedzimy w tym razem” mówiły jej oczy. Dziewczyna zachwiała się nagle lekko, pocierając o siebie swoimi udami, jakby coś ją tam nimi załaskotało. Spuściła wzrok, spoglądając na swoje piersi, które wciąż trzymałem. A potem ponownie uśmiechnęła się, tym razem pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie, jakby podejmując jakąś decyzję. Trwało to kilka sekund. Wtedy powoli przymykając powieki, zadarła swoją małą główkę, stanęła na palcach i nasze usta spotkały się po raz kolejny. Samemu zamykając oczy, widziałem już tylko jej uśmiech, znacznie jednak mniej nieśmiały niż za pierwszym razem. Czuć było, że jest szczęśliwa, tak jak człowiek po latach przełamujący strach, robiąc w końcu coś, czego od dawna pragnął. Łagodny, dziewczęcy pocałunek zniknął bezpowrotnie, zamieniając się w coraz bardziej namiętne tango naszych warg. Czułem, jak moje ciało rozpala się coraz mocniej i choć jego fizjologiczna reakcja na bliskość kobiecego ciała, już dawno zamanifestowała swą obecność, teraz wciąż wzmagające się napięcie zaczynało robić się nieznośne. Wszystko przyspieszyło. Zacząłem z coraz większą pasją odwzajemniać to, co kuzynka z coraz większą śmiałością wyprawiała z moimi ustami. Lekki taniec naszych warg przeradzał się w brutalne tango języków, które chciały zagarnąć jak największą powierzchnię ust partnera, wciąż wijąc się i splatając ze sobą jak walczące węże. Gwałtowność pocałunku przekładała się z całą siłą na tempo moich rąk, obmacujących jej piersi. Czułem w sobie coś, o co nigdy bym się nie posądził, coś zwierzęcego i pierwotnego. Po równinach mojego tak zwykle spokojnego, stoickiego umysłu zaczął krążyć wygłodniały wilk, który zataczał coraz węższe kręgi, by w końcu rzucić się na dziewczynę i pożreć ją w całości. Manifestacja mojej rządzy warczała wściekle i śliniła się na myśl o młodej, podniecającej ofierze. ,,Głód…”. W tym momencie moim dłoniom przestały już wystarczać piersi kuzynki, a ja  zacząłem namiętnie i coraz szybciej przesuwać nimi po całym jej ciele. Z każdym dotykiem nagiej skóry jej rąk, ud, szyi czy twarzy, bestia we mnie tylko rosła i rosła, powarkując z lubieżnym zachwytem. To również mi jednak nie wystarczało. Moje dłonie raz po raz, coraz częściej zaczęły wsuwać się pod koszulkę dziewczyny dotykając jej miękkiego brzucha i gładkich pleców. Były cudowne w dotyku, a ja raz po raz czułem jej pępek, żebra, plecy, biodra... Gosia, pocierając swoimi udami coraz mocniej, wierciła się w moich objęciach i jednocześnie nie przerywając pocałunku zaczęła rozpinać guziki mojej granatowej koszuli. Nie było to łatwe zadanie w targającej nami namiętności. Idąc w ślad za nią rozpiąłem jedyne dwa guziki jej różowej koszulki, by chwilę później móc się na dobre jej pozbyć. Kuzynka, w końcu rozpieczętowała moje górne odzienie i teraz podjęła niecierpliwe próby jej zdjęcia, choć gdyby mogła, po prostu by ją zdarła. ,,W granatowej koszuli każdemu jest do twarzy, miej choć jedną” przeszły mi przez myśli słowa, które przeczytałem kiedyś na jakimś forum. Ciężko było znaleźć niedrogą, jednolicie granatową koszulę, z dobrego materiału, więc po znalezieniu traktowałem ją z dużym pietyzmem, zakładając tylko w najważniejsze dla mnie dni. Teraz jednak, jak gdyby przekreślając to wszystko, pofrunęła tylko niedbale na ziemię, gdy wspólnymi siłami udało nam się jej pozbyć. Już się nie całowaliśmy, dyszeliśmy tylko ciężko po tych kilkunastu sekundach bez dostępu do powietrza. Teraz ona była moim tlenem, moim natchnieniem. Zdjąłem jej top z krótkim rękawkiem, a ona to samo uczyniła z moim co było już łatwiejsze. Patrząc sobie z żądzą w oczy, znów przylgnęliśmy do siebie, wzajemnie się obmacując. Poczułem jej nagość. Zaczęła naciskać na moje ramiona, przyciągając mnie do powierzchni kamienia, na którym staliśmy. Ten pocałunek nie trwał już tak długo, Gosia bowiem odessała się ode mnie z głośnym, mokrym cmoknięciem i zaczęła z jeszcze większym pośpiechem rozpinać mi spodnie. Zaśmiała się. Była podniecona, ale ja byłem głodny, głodny jej ciała i duszy, które chciałem brutalnie pożreć… ,,Jeszcze tylko chwila” zawyło z pasją moje freudowskie id, które po raz pierwszy od kiedy pamiętam, grało pierwsze skrzypce, całkowicie przejmując kontrolę nad moim ciałem. Skończyła zdejmować mi spodnie, a sam wcześniej pozbywając się butów, już tylko jeden krok od nagości, zacząłem dobierać się do jej spodenek, które jako że na gumkę, nie stanowiły żadnego wyzwania. Zajęły miejsce niedaleko mojej koszuli, gdy odrzuciłem je w tył. Klęczeliśmy teraz naprzeciwko siebie na kamieniu. Na środku łąki. Na jakimś odludziu. Prawie nadzy. Gosia patrzyła na mnie swoimi wielkimi szeroko rozwartymi oczyma dysząc lekko. Przełknęła ślinę i wypuściła powietrze cicho się śmiejąc. Również cicho się zaśmiałem, pożerając ją wygłodniałym spojrzeniem. Była w samej bieliźnie. Miała szczupłą, ale nie kościstą figurę. Nie przypominała wychudzonej, wysokiej modelki, desperacko starającej się dogonić dawno już wypaczone pojęcie kobiecego piękna. Nie, ona miała swoje kobiece krągłości, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Nie chciałbym  by była idealna. Perfekcyjna niedoskonałość… cała moja. Jej ciało zdobiły już tylko białe, na wpół koronkowe majtki z małą kokardką z przodu, a jej piersi okalał stanik w tym samym kolorze. ,,Co teraz? Kto powinien wykonać pierwszy ruch? Czy w tej grze obowiązują w ogóle jakieś zasady?” Pytania już zaczynały kłębić mi się w głowie, gdy nagle poczułem całkowitą pustkę. Wszystkie myśli nagle rozpierzchły się, tak samo jak znikł świat wokół nas. Byłem tylko ja… i ona. Wulgarny, zwierzęcy impuls przeszedł przez moje ciało, a ja rzuciłem się na moją młodszą kuzynkę, nie jak człowiek, lecz jak targana pierwotnym instynktem wygłodniała bestia. Gwałtownie przewróciłem Gosię, przygważdżając ją do podłoża i zacząłem namiętnie całować, lecz już nie usta, a każdy cal jej nieokrytego miękkiego ciała. Była mięciutka, przyjemna w dotyku, młoda, jędrna, piękna… Jęknęła cicho, gdy moje usta przeskakując pępek, znalazły się na smukłym podbrzuszu. Leżała na plecach, a ja trzymałem jej nadgarstki, nie pozwalając jej się podnieść, w razie, gdyby nagle zmieniła zdanie. Nie wyrywała się jednak, a tylko przymknęła oczy, pojękując od czasu do czasu i z trudem łapiąc powietrze. Jej uda znów nagle ścisnęły się w dziwnym spazmie. Potarła nimi. Wzięła głęboki, drżący oddech i otworzyła oczy. Pocałowałem ją mocno w usta i zwolniłem nadgarstki, tylko po to, by pociągnąć za jej ręce i przyciągnąć do siedzącej pozycji. Już się nie uśmiechała, miała zdeterminowany, pożądliwy wyraz twarzy, jakby mówiąc ,,Dalej, dalej!”. Chciała całkowicie mi się oddać. Ufała mi od kiedy się poznaliśmy i tak też było w tym momencie. Uniosła ręce do góry i nachyliła się lekko w moim kierunku. Zawsze byłem wobec niej delikatny i czuły, wiedziała że nie zrobię jej krzywdy. Ja jednak nie byłem już tego taki pewny. Gwałtownie sięgnąłem rękoma za jej plecy, z zamiarem odpięcia kolejnej, dzielącej nasze ciała bariery. ,,A gdzie się podziały moje bariery… moje granice? Co ja właściwie teraz robiłem? I z kim…?” mój umysł znów nawiedziła kaskada zwątpienia. Mimo to zacisnąłem palce po obu stronach zapięcia jej stanika. ,,O tak… to słynne zapięcie, z którym zawsze mają problem na filmach" pomyślałem, wciąż gmerając w pobliżu jej kręgosłupa. Już prawie to miałem… W tym momencie usłyszałem ciche kliknięcie za jej plecami i nagle przed moimi oczami pojawiło się zaskakująco wręcz wyraźne wspomnienie. Zobaczyłem, jak trzy lata wcześniej siedzieliśmy z Gosią na kanapie i śmialiśmy się z jakiejś komedii. Siedziała wtedy tuż obok mnie, jak to miała w zwyczaju, w końcu czuliśmy się ze sobą swobodnie jak z nikim innym. Byłem jej bliski. Ufała mi. W tamtym filmie była pewna scena, pokazująca życie  pewnej nastolatki, która niemal nigdy nie mogła zrobić nic dla siebie, gdyż cały jej czas był zajęty przez…

- Weź… – Gosia popatrzyła na mnie, odrywając oczy od telewizora – nie chciałabym mieć dziecka.

- Myślę, że dzieci nie są złe – odparłem – oczywiście planowane.

- No tak, chodziło mi właśnie, że tak jak tu, ona ma ledwo osiemnaście lat i już dziecko. Na pewno nie planowane.

- Kocha je – stwierdziłem.

- Ale nic już w życiu nie zrobi, najlepsze lata właśnie jej mijają – popatrzyła na mnie pustym spojrzeniem – nie wyobrażam sobie tak przekreślić życia.

- Dziwne, że się nie zabez... – urwałem, ale domyśliła się.

- Dziwne… – przytaknęła, ponownie wlepiając wzrok w ekran.

Gosia miała piętnaście lat, żadne z nas nie miało prezerwatyw i byliśmy kuzynostwem. Konsekwencje chwilowej przyjemności przekreśliłyby życie dziewczyny grubą kreską. Nie mogłem jej tego zrobić. Zbyt mocno ją kochałem, a ona w swej dziecięcej naiwności ufała mi bezgranicznie, wierząc że po prostu jakoś to będzie. Zresztą moje życie też nie byłoby usłane różami.

Dziewczyna, czując że poradziłem sobie z zapięciem jej stanika, patrzyła na mnie wyczekująco. Jej oczy błyszczały, nie pomagając mi bynajmniej w podjęciu właściwej decyzji. Toczyłem wewnętrzną walkę ze swoim pożądaniem. ,,Zrób to!” warknął wściekle wilk. Chwilowa przyjemność, przyćmiewająca dosłownie wszystko, czego doświadczyłem przez całe dwadzieścia lat mojego życia była na wyciągnięcie ręki. ,,No dalej! Wrrr… zerwij to z niej!”. Ale co potem? Dziecko? W dodatku z dość prawdopodobną dewiacją genetyczną, jako że byliśmy kuzynostwem dość bliskim. Trzymałem tak zapięcie jej stanika, a sekundy mijały. Ona patrzyła na mnie próbując się uśmiechać, ale czuć było, że traci pewność siebie, nie wiedząc co się dzieje. Nastrój zaczął ulatywać, ale ja czułem, że jeśli zerwę z niej stanik i ujrzę to co pod nim skrywała, nie będę już w stanie się powstrzymać. Mój zwierzęcy instynkt był zbyt silny, a ja byłem tego świadom. Poczułem obrzydzenie. Odwróciłem wzrok od Gosi i gmerając chwilę za jej plecami, zapiąłem to, co jeszcze ostatkiem sił dzieliło nas od… kto wie, tragedii?

- Co się stało? – patrzyła na mnie niczego nie rozumiejącym spojrzeniem, na w które miarowo wkradał się smutek – Dlaczego prze…

- Nie mamy prezerwatyw – odparłem zimno, choć w środku palił mnie ogień. Czułem gniew, żal i irytację. Zaciskając zęby, czułem jak napięcie, które zbierało się we mnie przez cały ten czas, katuje mnie bezlitośnie, wciąż nie dając za wygraną, jakby próbując nakłonić mnie do zmiany decyzji. A potem coraz mniej… i mniej… i mniej…

Odwróciłem się do niej plecami szukając porozrzucanych po ziemi ubrań. Wciąż omijając jej spojrzenie, rzuciłem koszulkę i spodenki w jej kierunku.

- Ubieraj się – rzuciłem lodowato.

Patrzyła na mnie przez chwilę z lekko uchylonymi ustami, które przecież jeszcze przed chwilą tańczyły na moich wargach radosny taniec. Powoli zebrała się, zeskoczyła z kamienia i apatycznymi ruchami zaczęła wykonywać polecenie. Nie odzywała się. Co ja zrobiłem? Jak wielką psychiczną szkodę wyrządziłem tej dziewczynie… Nie. Gdybym się nie powstrzymał, śmiałaby się jeszcze przez tydzień, a później być może płakała przez wiele lat. Postąpiłem słusznie.

- Już? – spytałem.

- …tak… – odparła cichutko, a ja odwróciłem się i spojrzałem na nią.

Jej twarz nie miała absolutnie żadnego wyrazu. Dziewczyna, wcześniej czerwona od tętniącej szybciej niż zwykle krwi, stała tam teraz całkiem blada, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Co za chora sytuacja…

- Prze… - język ugrzązł mi w gardle, ale wiedziałem, że muszę się otrząsnąć – Przepraszam cię. To wszystko moja wina, nie powinienem był w ogóle…

W tym momencie podniosła wzrok z ziemi i utkwiła swoje już nie tak wielkie oczka w moich. Zaczęła drżeć jej warga. Wiedziałem co to znaczy, i że już nie odwrócę biegu wydarzeń. Łzy poleciały stróżkami z jej oczu, a ona zaczęła łkać. Z sekundy na sekundę dźwięk żalu i bólu przybierał na sile, a ona z coraz większym trudem nabierała powietrze. Próbowała zacisnąć zęby, ale kolejne wybuchy raz po raz udaremniały jej plany. Zaciskała oczy, próbując otrzeć łzy, ale to też nie przynosiło oczekiwanego rezultatu. Próbowała to powstrzymać, ale nie mogła. Nie pozostała w niej nawet krzta namiętności, jakiej świadkiem przed chwilą byłem. Znów była tylko małą, dziewczynką, która być może w swej naiwności zaufała złej osobie. Była taka mała i delikatna, a ja rzuciłem się na nią jak zwierzę. Jak cholerne, wygłodniałe zwierzę, na cholerną zwierzynę. Znów poczułem obrzydzenie.

- Gosiu, wybacz mi, ja…

- Nieee! - zawyła, a krzywda jaka wybrzmiała w jej głosie trafiła mnie niczym nóż.

Podszedłem do niej szybkim krokiem i objąłem, nie namiętnie jak wcześniej, a czule i z troską. Na szczęście nie odrzuciła mnie, choć nie odwzajemniła uścisku. Płakała coraz bardziej, a mi pękało serce. ,,Co za chora sytuacja” pomyślałem ponownie. Zakochałem się w dziewczynie, najwyraźniej z wzajemnością, ale gdy w końcu stanęliśmy przed możliwością dokonania największego aktu miłości, jaki może zaistnieć między dwojgiem ludzi, właśnie z powodu tej samej miłości odrzuciłem tę możliwość, tym samym raniąc osobę którą tą miłością darzyłem.

- Tto nnic… - wydusiła, gdy w końcu udało jej się nabrać nieco oddechu. Zbiło mnie to nieco z tropu, ale… właściwe dlaczego płakała? Czy to co się stało było aż takie straszne? Wyznaliśmy sobie co mieliśmy, poprzytulaliśmy się trochę, po czym wstrzymałem się od ostatecznego kroku, uzasadniając to brakiem zabezpieczenia. ,,Nie brzmiało to źle, więc co właściwie ją zabolało?” pomyślałem. Przytuliłem ją mocniej i zacząłem gładzić z tyłu jej małą główkę wtuloną w moją pierś. W końcu delikatnie mnie objęła, jednak nie przestając łkać. Wciąż głaszcząc jej włosy, zacząłem lekko kiwać się na boki, jak to się robi z płaczącym dzieckiem, które chce się przekazać, że jest bezpieczne. Może i nie stało się nic na tyle okropnego by płakać, ale to była moja perspektywa. Ona miała piętnaście lat i choć w gruncie rzeczy nie była już dzieckiem, co ja mogę wiedzieć o psychice młodej dziewczyny. Być może dziewczyny z problemami? Być może dziewczyny nazbyt wrażliwej? Skoro płakała, to znaczy, że z jej perspektywy, stało się coś ważnego. ,,Wielkość problemu należy mierzyć skalą osoby, której on dotyczy” przypomniałem sobie. Z pewnością było wiele takich rzeczy, które sam uznałbym za potworne i nie do wytrzymania, podczas gdy inni machnęliby na nie tylko ręką. Ją to zabolało. Nie ważne z jakiego powodu. Miałem tylko nadzieję, że przeze mnie na jej psychice nie pozostanie nieuleczalny czarny ślad, tylko dla tego, że nie umiałem się powstrzymać.

Trzymałem ją tak w objęciach, czekając aż się wypłacze. Rytmicznie kołysaliśmy się to w prawo to w lewo. Miałem przymknięte oczy, rozmyślając o tym co się stało. Czas mijał, a ona miarowo uspokajała się w moich objęciach, coraz ciszej i ciszej... W końcu głośny płacz przeszedł w łagodne, ledwo słyszalne pochlipywanie.

- To nic… – Powtórzyła cicho wcześniejsze słowa.

Spojrzałem na nią. Ulżyło mi, gdy nie odwróciła wzroku. Znów mogliśmy patrzeć sobie w oczy. Znów było tak jak wcześniej, choć może się myliłem.

- Przepraszam cię Gosiu, nie wiedziałem, że tak cię to zrani – powiedziałem łagodnym tonem – nie zasłużyłaś na to.

Uśmiechnęła się lekko i przymykając oczy pokręciła głową na boki. Jej twarz była czerwona, a nazwanie oczu po prostu spuchniętymi, byłoby małym nieporozumieniem. Popatrzyła na mnie znowu, wciąż słabo się uśmiechając.

- To nie twoja wina. Ja… - przygryzła lekko wargę, a jej oczy wykonały kilka ruchów, jakby próbowały odszukać coś w pamięci – …Ja nie wiem, czemu płakałam. To głupie – roześmiała się skonsternowana – ale nie wiem.

Zrobiłem zdziwiony wyraz twarzy, i popatrzyłem na nią przenikliwie. Po chwili jednak uśmiechnąłem się do niej i powiedziałem tylko:

- Rozumiem – nie było sensu tego roztrząsać. Psychika to nigdy nie są otwarte kary, a już na pewno nie psychika młodej, targanej silnymi uczuciami dziewczyny.

- To ja cię przepraszam Kami… - przytuliła mnie mocniej – chyba jestem nienormalna – powiedziała i ręką zaczesała niesforny kosmyk za ucho.

- Niee, takie rzeczy zdarzają. Bałem się, że mnie znienawidzisz, czy coś, ale przede wszystkim… - spojrzałem w bok i dodałem ciszej – że zrobiłem ci coś strasznego.

- Ach nie, nie! – zaprotestowała – Kamil, było cudownie, ja… - zarumieniła się i już chciała spuścić wzrok, ale powstrzymała się i wciąż patrząc mi w oczy, ze zdecydowaniem dodała – ja nigdy tego nie robiłam. To było… wspaniałe.

- Było – przyznałem – ale gdybym się nie powstrzymał... mogło być bardzo źle.

- Wiem – pokiwała głową z powagą – mądrze zrobiłeś. Patrzyliśmy chwilę na siebie, trawiąc słowa i myśli.

- Co teraz? – spytałem.

- Nic się nie zmieniło. Kocham cię i to nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Wiem, że mogę ci zaufać. Wiem też, że ja też ci się podobam, więc już się nie wykręcisz.

- Gosiu – zacząłem - ale jak ty to widzisz? Ok, przyznaję, że cię lubię… nie, bardziej niż lubię. Jest więc uczucie,  co więcej najwyraźniej odwzajemnione, ale co dalej? Naprawdę chcesz zrobić to po raz pierwszy z kuzynem? Zresztą, co ja gadam!? Czy ty chcesz to w  o g ó l e robić z kuzynem? To nie zabawa. Nawet jeśli się kochamy, nie ważne jak mocno, nie możemy być razem. Zmarnujemy na siebie tylko czas, nawet zabezpieczając się jak trzeba i robiąc to póki możemy, ale ostatecznie i tak nie będziemy mogli tego kontynuować. Rodzina wyrzuci nas z domu, wyprą się nas. Będzie niezręcznie i w ogóle, nikt tego nie zaakceptuje! - język mi się plątał, wciąż targały mną emocje, a ona stała tylko wciąż lekko się uśmiechając.

- I co z tego? – zapytała przekrzywiając lekko główkę.

- Jak to co z tego?! Rodzina się nas wyprze, zostaniemy sami, ślubu nikt nam nie da, a dzieci… nigdy będziemy mogli mieć własnych, gdybyśmy nawet chcieli! – dwudziestka na karku, ale poczułem jak rumieniec smagnął mi twarz. O czym ja w ogóle mówiłem?

- Nie przeszkadza mi to – odparła uśmiechając się, a ja uniosłem brwi z niedowierzaniem. Jej lekkoduszność i pewność z jaką to powtarzała wprawiały mnie w oniemienie. Stałem jak słup nie wiedząc co powiedzieć.

- O miłość trzeba walczyć, czyż nie? Jeśli im się nie spodoba, ja mogę uciec z tobą nawet na drugi koniec świata. Nie-prze-szka-dza-mi-to! – przesylabizowała, a lewy kącik jej ust uniósł się.

- Ale… - znów zacząłem, lecz położyła palec na moich ustach. Uśmiechnęła się kokieteryjnie, wspięła się znów na palce i pocałowała mnie.

- Chcę to zrobić z tobą. Z nikim innym, rozumiesz? – powiedziała gdy nasze usta rozeszły się.

- Mhm – odparłem. Miałem pustkę w głowie. Kochałem ją, ale wiązało się to z byborem. Ona albo rodzina. Nie było dla nas miłości bez ostracyzmu.

- Kochasz mnie czy nie?– zapytała stanowczo.

- Ta - powiedziałem spoglądając w bok.

- Powiedz to jak trzeba! – złapała mnie za podbródek i ponownie zwróciła moją głowę ku sobie - Noo?

Raz jeszcze spojrzałem w jej wielkie czarne oczy, które z tym stanowczym spojrzeniem świdrowały mnie na wylot. W głowie nie pojawiała się żadna sensowna myśl, żadna właściwa odpowiedź, aż w końcu poczułem… że trudno. Nie wiem, czy to dobre, czy złe, ale kochałem ją. I w głębi serca wiedziałem, że nie chcę z tego uczucia rezygnować. A jak się komuś miało nie spodobać? Trudno. Gdzieś mam ludzi… gdzieś mam cały ten cholerny świat! Liczy tylko ona. A w dodatku, skoro sama tego chce…

Przechyliłem głowę i uśmiechnąłem się czule. Przez ułamek sekundy zobaczyłem w jej oczach niepewność, ta szybko jednak znikła ustępując równie czułemu spojrzeniu. Jej oczy aż zabłysły. Już wiedziała, co powiem…

- Kocham cię – powiedziałem i przyciskając do siebie jej małe ciałko pocałowałem, wlewając w to całą miłość, jaka zgromadziła się we mnie przez wszystkie te lata wspólnego śmiechu, droczenia się, nieco zbyt długich spojrzeń, nieco zbyt częstych dotyków, długich rozmów i… po prostu bycia razem i pewnego transcendentnego zrozumienia, jakie za każdym razem widziałem w jej oczach gdy na mnie patrzyła. To samo pewnie widziała w moich…

Staliśmy tak w uścisku, a nasze wargi tańczyły ze sobą, wprost nie mogąc się od siebie oderwać. Nie było to już nie śmiałe, ale nie było też namiętne. Było romantyczne, pełne miłości i zaufania, a ponadto… cóż… całkiem mokre.

Gdy oderwaliśmy od siebie nasze wargi, ale nie ramiona, Gosia powiedziała:

- Wciąż chcę to zrobić. Co ty na to… jutro? – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem, w całą tę sytuację, ale nie miałem tu już chyba nic do gadania.

- Jutro. – zgodziłem się – Tylko kupimy gumki.

Zapiszczała radośnie i już po raz ostatni tego wieczoru przylgnęła do mnie. A potem zeszliśmy z łąki i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu, trzymając się za ręce i śmiejąc się co jakiś czas. Było tak jak dawniej, ale… zupełnie inaczej. Znacznie lepiej.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Kamil Heck

:)


Komentarze

Bardzo miło się to czyta. Mało tu takich opowiadań. Chętnie bym się z tobą wymienił przed publikacją i poprawił literówki albo styl. Daj znać gdybyś chciał coś podesłać albo jeśli będziesz chciał rzucić okiem i mi pomóc.

Angel25/07/2021 Odpowiedz

Super opowiadania, kiedy kolejna część


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach