Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Dziewczyny Erica 10 - Trzy to za malo

Dziewczyny Erica - R10 - Trzy to za mało


#Futro #Fetysz



   Na ostatnią noc przed wizytą w sierocińcu wybrali hotel, który znajdował się tuż obok celu ich podróży. Nie chcieli wynajmować powozu, a tym bardziej iść długo piechotą. Na szczęście dzień nie był deszczowy, ale tak ulice były zakurzone i brudne, tak bardzo, że Laureen przez całą drogę musiała unosić futro, by je nie pobrudzić. Czuła w sobie nasienie Erica, jak fajnie było chodzić z jego śmietanką w sobie.

   Tego poranka korzystał tylko z jej pupy. Ona opierała się o parapet i, ubrana już do wyjścia w suknię i rysie, mocno się wypinała, a on trzymał ją mocno za biodra i wbijał się w jej węższy otworek z taką pasją, jak gdyby pierwszy raz mu tak się oddawała. Było mu tak przyjemnie, że raz za razem dochodził i natychmiast ruszał do kolejnego finału. A może to perspektywa zobaczenia Sally tak bardzo go rozpalała? Jej było przyjemnie i nic więcej, a on… Doszedł w niej trzy razy nim się uspokoił.

   Był jeszcze poranek, gdy stanęli przed bramą. Mało co się zmieniło w wyglądzie budynku, wciąż był taki sam szary i smutny. Ale Deanne pisała prawdę. Nie przywitała ich pani Skanske, tylko miła, starsza pani.

- Jestem Linda Witterspoon. - przestawiła się.

- Eric Donaldson, a to moja piękna żona Laureen.

   Zarzadczyni spojrzała na rysie noszone przez brunetkę i mało nie zakrztusiła się z wrażenia.

- Czym mogę państwu służyć? - zapytała niepewnie.

- Czy jest pani Skanske? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Przykro mi, ale pani Skanske nie żyje. Tak samo jej mąż.

- Co się stało? - Eric udał zdziwienie.

- Epidemia. Straszna. Przeszła przez miasto. Ale tutaj tylko nas musnęła. Zachorowali państwo Skanske. I zmarli. Kilkoro dzieci też było chorych, ale wydobrzało...

- To straszne. My przyjechaliśmy do pani Skanske w sprawie adopcji.

- Zostałam wyznaczona przez miasto do opieki nad sierocińcem. - Linda dumnie wypięła pierś, jak gdyby funkcja była dla niej zaszczytem. - Choć nie wiem na jak długo. Po śmierci poprzedniej właścicielki miasto zrobiło kontrolę i wykryło sporo nadużyć. Pani Skanske kiepsko gospodarowała i narobiła długów. Możliwe, że zamkną sierociniec.

- A dzieci?

- Odeślą do innych placówek.

- Ja właśnie przybyłem w tej sprawie. Pewien czas temu adoptowałem stąd trzy dziewczynki...

   Laureen spojrzała czujnie na myśliwego. To nie było w planie, mieli udawać, że była tylko ona jedna.

- To były bardzo dobre podopieczne. Grzeczne i pracowite. Ale do nas też przyszła zaraza. I... - teraz Eric udał, że mu się głos załamuje. - Została tylko ona. Ta tragedia zbliżyła nas do siebie. I miała już 18 lat, postanowiliśmy się pobrać.

- Rozumiem. Bardzo smutna historia. Ale proszę do gabinetu, to nie jest miejsce na rozmowę.

   Po chwili byli w tym samym pokoju, gdzie Eric płacił 40 dolarów za dziewczyny. Pani Witterspoon usiadła naprzeciwko nich i mówiła do mężczyzny, ale jej wzrok wciąż prześlizgiwał się po pięknym futrze jego “żony”.

- Więc... - zaczęła dyrektorka.

- Więc, jak już mówiłem, Laureen jest stąd, z tego sierocińca. Dzięki niej sporo wiem o takich miejscach i o biedzie. Sam też byłem biedny, ale od kiedy zająłem się traperstwem i uprawą moich 30 hektarów ziemi to nigdy więcej nie zaglądała mi w oczy.

- 30 hektarów! - krzyknęła kobieta. - Jak pan to oprawia?

- Mamy spółdzielnię z sąsiadami. Takimi jak ja, młodymi, silnymi i odważnymi. Tylko kawalerami. I dlatego tu przybyłem. Postanowiłem zbudować pensję dla dorastających dziewcząt. I poszukać im mężów, dobrych ludzi, którzy nie mają czasu na nowości i trudne konkury. I podróże do dalekich miast, bo mieszkamy kilka dobrych dni drogi stąd.

- Cóż za doskonały pomysł! - pani Witterspoon klasnęłą w dłonie. - I chce pan zabrać stąd kilka dziewczynek?

- Tylko najstarsze, te z grupy 17-18 lat. Te co kończą edukację i sporo potrafią. U mnie nauczą się jak pracować daleko od miasta i wykorzystywać zdobytą wiedzę. A przy okazji poznam je z okolicznymi kawalerami i może coś z tego będzie…

   W tym momencie wtrąciła się Laureen, która miała już dość wpatrywania się Witterspoon w jej rysie.

- Może pójdę do dziewcząt i zapytam się je czy chciałyby pojechać z nami? Na pewno kilka z nich mnie jeszcze pamięta…

   Linda tęsknie spojrzała na grube futro i kiwnęła głową.

- My tymczasem omówimy szczegóły…

 

   Bez problemu trafiła do swego dawnego pokoju. Stanęła jak wryta w drzwiach. W pomieszczeniu dostawiono łóżka i dziewcząt było o wiele więcej. I były tam wszystkie jej koleżanki z dawnych lat. Ale przecież powinny już być poza sierocińca. Deanna ani słowem nie wspomniała że jest inaczej.

   Dziewczyny spojrzały najpierw na jej puszyste rysie, a potem dopiero na nią.

- Laureen? - zapytała nieśmiało jedna z nich. - To ty?

- Tak. To ja.

- Wróciłaś!

   Momentalnie wszystkie poderwały się i otoczyły ją kołem.

- Co to? - zapytała jedna, dotykając futra.

- Prezent od mojego męża. Rysie.

- Męża? Masz męża?

- Piękne futro…

- Jakie miłe w dotyku...

- Każda z was może je dotknąć.

   Po chwili cała była dotykana i głaskana. Popatrzyła na nie. Charlotta, Betty, Jessica, Anna-Greta i inne... Oraz Deanne i Sally. Ta ostatnia siedziała na łóżku i patrzyła na nią swoimi wielkimi oczami. Wyglądała tak niewinnie. Laureen wyobraziła ją sobie jak w ciężkich lisach cwałuje na Ericu i wykrzykuje, że go kocha. Melody będzie wściekła…

  W pokoju były wszystkie dziewczyny z jej rocznika. Brakowało tylko Mary.

- Dlaczego wciąż tu jesteście?

- Z powodu zarazy, było tak ciężko, że gangi grasowały na drogach. Pani Witterspoon uznała, że powinnyśmy zostać dłużej.

- A co powiecie, jeśli zechcę zabrać was wszystkie stąd? - przeszła od razu do konkretów.

- Dokąd?

- Daleko. Tam gdzie teraz mieszkam. I Angela i Melody. Tylko nikomu nie mówcie, bo Eric udaje, że nie żyją.

- Kto to jest Eric?

- Pamiętacie tego mężczyznę, który zabrał nas ponad rok temu?

- Tak. - rzekła Charlotta, która jako jedyna z dziewcząt miała ciemny kolor skóry. - Był bardzo przystojny…

- Teraz jestem jego… partnerką. - nie chciała użyć słowa “żona”. - Wszystkie jesteśmy. Ale oficjalnie pozostałe umarły na zarazę…

- Ale dlaczego nie mówicie o tym Witterspoon?

- By zrobić na niej wrażenie. Że śmierć dziewcząt połączyła mnie i Erica. To bardzo dobry człowiek i kocha nas wszystkie. Chcę również was kochać. Zbudował dom. I szyje futra. Takie jak to. Dla każdej z was będzie po jednym. Wystarczy, że wyświadczycie mu przysługę, właściwie kilka przysług...

   Jękom i cichym okrzykom nie było końca.

- To co, chcecie jechać?

 

   Tymczasem traper negocjował cenę. Przygotował aż 200 dolarów, będąc gotowym zapłacić za nowe podopieczne. Ale Linda go zaskoczyła.

- Pieniądze? Nie wezmę od pana ani grosza. Niech pan przeznaczy je na posagi dla panien. Bo żadnego majątku nie mają.

- Dobrze, prosze pani. - może zbyt chętnie się na to zgodził.

- Jeśli żadna z dziewcząt panu nie odmówi, a wątpię by tak było, to może pan zabrać całą ósemkę. Ale pod jednym warunkiem. Weźmie pan też młodsze...

- Słucham? - mało się nie zakrztusił.

- Panie Donaldson, mam w sierocińcu prawie setkę dzieciaków. I jeśli nie znajdą się dobrzy ludzie, to trafią na ulicę. Jako bandyci lub prostytutki. A pan daje im szansę. Mam 15 dziewczynek powyżej 15 roku życia, nie licząc tych najstarszych. Z chęcią dam je wszystkie panu.

   Nagle wyobraził siebie jako właściciela własnego haremu, który wchodzi do sali swoich hurys i wybiera jedną, nie, trzy kochanki na najbliższą noc. Każda z nich jest w innym futrze. Cieszą się, że wybrał akurat je i prawie siłą zaciągają go do sypialni. A wśród nich jest malutka Sally…

- No, eee… - otrząsnął się z erotycznych myśli, bo poczuł, że mimo kilkukrotnego, porannego zbliżenia z pupą Laureen znowu ma wzwód. - Dobrze. Ale nie mam transportu, będę musiał je zabierać po kilka naraz. Mam też dom tylko na 10 osób...

- Będą musiały się zmieścić. Ale przecież przyszli mężowie pomogą, prawda?

- Tak, tak. - będzie musiał pracować za trzech. - Oczywiście. Zgadzam się.

 

   Laureen musiała zdjąć futro i dać innym do oglądania, by wyrwać się z kręgu niekończących się pytań. Na szczęście dziś ubrała klasyczną różową suknię z bufiastymi rękawami (która też wywołała okrzyki zdziwienia), a nie wyuzdany gorset od Erica…

   Odnalazła Deanne i usiadła z nią na boku. Dziewczyna wyglądała jeszcze piękniej niż rok temu. Jej brązowe włosy kręciły się tylko trochę mniej niż Melody, pełne piersi wypychały zbyt małą, spraną suknię i chyba tylko szczęście spowodowało, że Eric nie wybrał jej przy pierwszej wizycie.

- Przyjechałaś po mnie… - szepnęła szatynka. - A myślałam, że to tylko sen…

- Ja też tak myślałam rok temu. Ale nie przyjechaliśmy tylko po ciebie. Chcemy zabrać kilka z was.

   Deanne spojrzała na nią bystro, a potem na resztę dziewczyn. Teraz Charlotta brylowała w rysiach. Kręciła się w kółko, a długie poły rozpiętego futra wirowały w powietrzu. Inne tylko czekały na swoją kolej, śmiały się i tańczyły. Żadna z nich nawet nie pomyśli by odmówić propozycji wyjazdu.

- Ile?

- Nie wiem. Eric ustala to z Witterspoon. Za nas zapłacił Skanske po 20 dolarów. Dziś ma przy sobie 200…

- 200 dolarów! To majątek! A futro i suknia też kosztowały sporo. On musi być bogatym człowiekiem.

- Tak, jest. I bardzo nas kocha. Ciebie też chcę kochać…

- Kochać mnie czy ze mną?

- I to, i to. - Laureen uśmiechnęła się, koleżanka nie była zielona w tym temacie. - Czy ty i Dorothy lubicie się tak samo jak ja z Angelą?

- Więc wiedziałaś? - szepnęła szatynka, lekko się rumieniąc. - Tak. Jest taka piękna. Kocham ją…

- U Erica nie będziesz musiała tego ukrywać. Ja często robię to z Angelą. A on patrzy. I później wspólnie go zadowalamy. Sama też potrafię go tak zmęczyć… - uśmiechnęła się. - Nawet dziś rano byłam z nim. Trzy razy. Pracowałam pupą…

- Pupą? - Deanne otworzyła usta ze zdziwienia. - Ale to…

- Pamiętasz Skanske’go i jego egzorcyzmy? Przez to nie mogę normalnie… To znaczy długo nie mogłam, ale Eric mnie uleczył. Jednak wolę, gdy korzysta z mojego tyłeczka. Mam tam… silniejsze doznania.

- Ja też będę musiała mu…

- By u nas mieszkać? Nie. By mieć futra? Tak. On uwielbia dotyk futra, a musiałyśmy sprzedać prawie wszystkie by zebrać pieniądze na wasz wykup. Tylko jego partnerki dostaną. Ale jak raz spróbujesz, jak zobaczysz jak traci rozum wchodząc w ciebie, jak poczujesz w sobie jego wytrysk… Nie będziesz chciała nic innego. Wierz mi.

   Laureen spojrzała na rozkrzyczaną grupkę przyszłych kochanek myśliwego. Jako ostatnia przymierzała rysie Sally, której twarz prawie zniknęła w puszystym kołnierzu. Wyglądała tak słodko, a jednocześnie tak kusząco. Eric nie wytrzyma jak ją zobaczy...

- Zdaje się, że będzie miał mnóstwo roboty z tymi futrami. - Deanne też patrzyła na otuloną rysiami koleżankę.

- A ty?

- Ja? Chcę się stąd wyrwać. Ale tylko wraz z Dorothy. Chciałbym mieć na własność futro jak tamto... I takie suknie… Czy to będzie boleć?

- Tylko na początku. Potem jest cudownie…

- Kiedy mogę spróbować?

- Tak szybko? Eric się ucieszy. Dziś, na pierwszym postoju. Choć nie wiem czy Sally nie będzie pierwsza. Ale powiedz mi, gdzie jest Mary?

- Nikt ci nie powiedział? Wyszła za mąż za subiekta ze sklepu kolonialnego. To dobry chłopak, też sierota. Bardzo się kochają. Mi też się spodobał pewny młodzieniec. Ale bez posagu…

   Laureen uśmiechnęła się i przytuliła koleżankę.

- Akurat tego Eric nie potrzebuje…


   Dziewczyny patrzyły jak karuzela przymierzania rysi zaczęła się od początku. Ale nie na długo, Deanne zawołała Dorothy i zaczęła jej coś szeptać na ucho, patrząc na Laureen i tajemniczo się uśmiechając. Co ona knuła?

   Przyjrzała się kolejnej przyszłej kochane Erica. Dori była jasną blondynka z długimi warkoczami, podstawową fryzurą w sierocińcu. Jednak widać było, że to już kobieta. Może nie miała takich dużych piersi jak Deanne, jednak emanowała ukrytym seksapilem. A jak będzie miała na sobie długie futro i koronkową bieliznę…

   Dziewczyny musiały coś uzgodnić, gdyż szatynka przestała szeptać i wstała.

- Laureen, chciałabym coś ci pokazać. Pójdziesz ze mną?

   Co ona chciała? Ciekawe...

- Zostaw rysie na chwilę. - dołączyła Dorothy. - To zajmie najwyżej kilka minut.

- Dobrze.

  W trójkę wyszły z pokoju i poszły do pustej w tym momencie klasy. Drzwi nie były zamknięte.

   W środku, w różnych rzędach stały stoły i krzesła. Laureen pamiętała jak były niewygodne. Dobrze że teraz najwięcej rzeczy uczyła się w łóżku.

   Dziewczyny schwyciły ją za ręce i zaprowadziły do stołu nauczycielskiego, gdzie obok był fotel, jedyny na którym można było siedzieć bez strachu o dotkliwy ból pleców.

   I gdy stanęła obok fotela, to poczuła jak Deanne zaczyna rozpinać jej suknię.

- Co wy… - nie dokończyła, bo blondynka zamknęła jej usta nagłym pocałunkiem.

   Wargi Dorothy były miękkie i wilgotne. Wystarczyła tylko chwila by zapomnieć o guzikach i zacząć myśleć tylko o całowaniu.

   Objęła blondynkę, jedną ręką łapiąc za jej prawą pierś. Była tak twarda, jak tylko mogła być. Wyczuła duży, naprężony sutek. Z chęcią by go powstała. Teraz!

   Różowa suknia opadła jej do stóp. Była teraz całkowicie naga, gdyż nie nosiła dziś gorsetu, ani pończoch. I teraz zrozumiała, że to był błąd, przecież mogła to wszystko ubrać pod suknię.

   Pozostałe dziewczyny też zdjęły swoje bure sukienki. I Laureen mogła je obejrzeć w pełni okazałości.

   Obie były wystarczające inne od obecnych kochanek Erica, że będą idealnymi dodatkami. Brązowowłosa Deanne i jasna blondynka Dorothy. Obie z pełnym biustem, obie z szerokimi biodrami i obie gotowe by dołączyć do futrzanego haremu. Ale chyba najpierw chcą wypróbować swoje umiejętności na Laureen.

  Rozścieliły swoje suknie na stole nauczycielskim, a ona położyła się na nich i zamknęła oczy. Poczuła delikatne palce, głaszczące ją tu i tam, a także wilgotne języki.

   Wielokrotnie kochała się z Angelą w taki sposób, szczególnie gdy tuż obok Melody cwałowała na Ericu w swoich srebrnych lisach. Sama zawsze wtedy była w wilczym futrze i było jej ciepło i błogo. Angela też często ubierała wiewiórki i głaskała ciało ukochanej puszystymi mankietami. A potem do zabawy dołączała palce i usta. Potrafiła godzinami ją drażnić, nim wsuwała palec w jej węższy otworek. Ale nigdy dwie dziewczyny nie badały jednocześnie jej ciała. To było bardzo intensywne uczucie, gdy przyzwyczajała się do impulsu z jednego, góra dwóch miejsc, nagle silny bodziec z całkowicie innej strony wstrząsał jej ciałem.

   Wreszcie palce i usta dotarły w okolice łechtaczki. Aż zadrżała, gdy poczuła jak język drażni jej magiczny guziczek. Ale to było za mało, od dawna wiedziała co sprawia jej największą przyjemność.

   Przykurczyła nogi i zapytała:

- Czy któraś z was kiedyś badała palcem pupę?

   Cisza znaczyła, że nie.

- Nie bójcie się. Tylko nawilżcie palec. Śliną lub najpierw zbadajcie moją norkę. Jest wystarczająco wilgotna. Albo wiecie co? Włóżcie mi w oba otworki jednocześnie…

   Spełniły jej prośbę. Najpierw w myszkę wślizgnął się jeden palec, potem dwa i trzy. Na więcej nie starczyło miejsca. Ale opuściły jej jaskinkę i zajęły się pupą. Ich miejsce zastąpiły nowe.

   Westchnęła, gdy w jej pupę wszedł pierwszy palec. Powoli, metodycznie wsuwał się coraz dalej. To musiała być Deanne, to ona miała dłuższe palce.

   Teraz miała w sobie aż pięć palców, trzy w pochwie i dwa w anusie. Ruszały się regularnie i Laureen czuła się prawie jak gdyby dwa penisy się nią zajmowały.

   Nagle do palców dołączył język. Skupił się na łechtaczce, delikatnie liżąc ją posuwistymi ruchami. Głęboko westchnęła, teraz wszystkie źródła jej przyjemności były odpowiednio stymulowane. Do pełni szczęścia brakowało tylko dotyku i ciepła futra.

   Otworzyła oczy by zobaczyć co robi Dorothy i zdziwiła się, bo to właśnie blondynka się nią zajmowała. Za to Deanne siedziała na fotelu nauczycielskim i zażarcie się masturbowała.

- Co tak sama siedzisz? - zapytała brunetka. - Chodź do mnie…

  Po chwili szatynka była przy stole. Wyciągnęła dłonie by zacząć pieścić piersi koleżanki.

- Nie, nie tak. Wejdź na stół i kucnij mi na twarzy. Chcę ci possać.

   Deanne najpierw otworzyła szeroko oczy, a potem spełniła prośbę. Kucnęła w taki sposób, że jej łechtaczka była tuż obok ust Laureen. I ta zaczęła ją całować. W tamto miejsce!

   Poczuła jak gwałtownie się moczy. Tym bardziej że język brunetki badał również okolice pupy. Aż pisnęła zaskoczona. Ona, ona liże jej węższy otworek!

   Zajęczała, bo przyjemność gwałtownie rozlała się po jej ciele. Nikt nigdy jeszcze tak się z nią nie kochał. Musiała całą uwagę skupić na utrzymaniu równowagi. Złapała się rękami za stół, bo zaraz dojdzie. Tak szybko!

   Tymczasem Dorothy mogła patrzeć jak jej ukochana szybko zbliża się do orgazmu w pozycji, o której nie miała pojęcia minutę temu. Ale ta Laureen jest doświadczona w seksie! Prawdziwa ekspertka.

   Deanne opowiedziała jej wcześniej o planach wyjazdu. Ale nic nie mówiła o jakimś Ericu i futrach. Sama przez chwilę nosiła rysie i było jej w nich bardzo przyjemnie. Czy jeśli pojedzie do tego mężczyzny, to będzie miała takie rysie na własność? Aż nie chciało się jej wierzyć. Ona, biedna sierota w drogim futrze! Niemożliwe…

   Teraz, patrząc na przykucniętą Deanne i zwinny język Laureen w jej pupie, sama była na granicy wybuchu. A w tej konfiguracji nikt nie mógł zająć się jej ciałem. Dlatego zwiększyła wysiłki by brunetka doszła. Wtedy zajmie jej miejsce.

   Wsunęła palce w oba otworki najgłębiej jak mogła i szybko nimi poruszała. Ssała też napęczniały guziczek, wiedząc że to magiczne miejsce każdej kobiety. To wszystko przyniosło zamierzony skutek, poczuła regularne skurcze, tak Laureen miała orgazm.

   Brunetka jęknęła. Czuła na języku szczytowanie Deanne, a jednocześnie sama minęła granicę. Tak, właśnie tak.

   Zamknęła oczy, chłonąc orgazm całym ciałem. Jednak kobiety same potrafią się inaczej zaspokajać niż z mężczyzną. Faceci zawsze będą myśleć o wytrysku, nawet Eric.

   Przyjemne wstrząsy minęły. Otworzyła oczy i zobaczyła żar w spojrzeniu Dorothy. Teraz trzeba było zająć się blondynką…


   Szybko zamieniły się pozycjami. Teraz to Dorothy była daniem głównym. We dwie głaskały ją i całowały. Wreszcie Deanne weszła na stół, a jej głowa wylądowała między nogami kochanki. Bez zbędnych ceregieli zajęła się mokrą szparką, wysuwając do mokrej jamki język najgłębiej jak się dało.

   Za to Laureen zajęła się biustem blondynki. Był tak twardy jak tylko mogły być piersi młodej dziewczyny. Jednocześnie były wystarczająco duże, by móc otoczyć sobą twardego ptaszka. Eric na pewno to sprawdzi, a Angela przekażę bezcenną wiedzę jak pracować by na dekolcie pojawił się ogromny wytrysk.

   Ale ją interesowały naprężone sutki. Zaczęła na zmianę je ssać, a nawet lekko ugryzła. Jednak to Dorothy się nie spodobało, więc tego nie powtórzyła.

   W zamian robiła kółka wokół różowych aureol, co pewien czas wracając do brodawek. Te były tak sztywne i ciemne, wyglądały jak gdyby z nich miało za chwilę wypłynąć mleko.

   Blondynka coraz częściej wzdychała, a jej ciałem wstrząsały dreszcze. Wreszcie wyszeptała:

- Proszę, całuj mnie.

   Laureen oderwała usta od piersi i złączyła je z wargami blondynki. Dotknęły się językami, zaczynając zapasy kto komu wsunie go głębiej. Wynik walki wciąż był otwarty.

   I nagle Dorothy aż rzuciło i z całej siły wbiła się w wargi brunetki. Musiała przeżywać swój orgazm, bo mruczała i jęczała, mocno obejmując i całując Laureen.

   Wreszcie ostatni raz westchnęła i uśmiechnęła się. Spojrzała na Deanne, ta również się uśmiechała.

- To co, nadajemy się na dziewczyny Erica?

- Bez wątpienia. Jakie chciałybyście mieć futra?


   Wróciły do pokoju starszych dziewcząt, który był prawie pusty, bo ogłoszono apel. Laureen ubrała rysie i aż westchnęła, czując ich przyjemne ciepło i ciężar. Będzie jej trudno pożyczać je innym, bo wiedziała, że Eric nie lubi kochanek bez swojego fetyszu.

   Odnalazła go przy oknie tuż obok gabinetu Witterspoon.

- Na co patrzysz?

- Na dziewczyny.

 Wyjrzała przez okno i zobaczyła wszystkie panny, które roześmiane nie mogły ustawić się w rzędzie. Ale nie przeszkadzało to opiekunce, która podekscytowana coś im tłumaczyła

- Patrz, ta druga z lewej to Deanne. A obok Dorothy. Pojadą tylko razem. Rozmawiałam z nimi. Z chęcią do nas dołączą. Nawet dziś w zjeździe.

- Dołączą?

- Bardzo się im spodobały rysie. Więc powiedziałam im wszystko o nas. I są bardzo ciekawe jak to jest. Bo podstawy już znają. A Dorothy ma tak słodkie usta…

- Całowałaś się z nią? - Eric spojrzał zaskoczony na brunetkę.

- Nie tylko. Ma śliczną, różową łechtaczkę i wąską norkę. A piersi twarde jak kamyki. Nie wytrzymasz między nimi nawet minuty…

- Zaraz… Kochałaś się z nią? Co na to powie Angela?

- Angela tak bardzo lubi jak tryskasz jej na dekolt, że muszę mieć alternatywę. A teraz będziesz rzadziej gościł w mojej pupie…

   Znów patrzyli na dziewczyny, a Eric zaczął głaskać rysie.

- Która to Sally?

- Ta mała, po prawej.

- Jest piękna…

- Taka jak ją sobie wyobrażałeś? - zaśmiała się.

- Tak. Będzie cudownie wyglądać w białych lisach…

   Dotknęła jego spodni. Tak jak się spodziewała, miał wzwód. Poranne eksplozje w jej pupie to za mało dla niego.

- Wiesz co zaproponowała Witterspoon? Odda mi wszystkie dziewczyny powyżej 15 roku życia.

- Co? - zapytała zaskoczona.

- Tak, wszystkie. A wiesz, że jest ich dwadzieścia trzy?

   Otworzyła szeroko oczy. Ile?

- I co ja teraz zrobię? Dwadzieścia trzy!

   Zaśmiała się, rozpinając mu rozporek. Wsunęła rękę do środka. Ale miał twardego. Wyciągnęła go na zewnątrz i zaczęła powoli masować. W odpowiedzi znowu pogłaskał futro.

- Może na razie skupimy się na mniejszych problemach? Zaraz spuścisz się w spodnie. Nie mogę pozwolić by tyle śmietanki się zmarnowało.

   Klęknęła przy nim. Penis nie tylko był sztywny, ale cały aż mokry od śluzu. Od razu zaczęła go lizać jak cukierek.

   Odsunął się od okna i oparł o ścianę. Położył ręce na okryte puszystymi rysiami ramiona kochanki i oddał się w pełni we władaniu jej ust. Zamknął oczy i skupił się na przyjemności.

   Laureen nie śpieszyła się, bo wiedziała że nie wytrzyma za długo. A chciała trochę się nim pobawić. To były ich ostatnie wspólne chwile, jeszcze dziś wieczorem dołączy do nich jedna panna, a może i dwie.

   Nie wsunęła go między wargi, tylko delikatnie lizała. Wzwód był tak potężny, że nawet nie musiała trzymać go ręką. W zamian włożyła ją w rozporek i delikatnie bawiła się jego jądrami.

   Był w niebie. Mógł głaskać miękkie futro, a jego ptaszek był pod troskliwą opieką. Impulsy były delikatne, ale to i tak wystarczy by niedługo dojść.

   Nagle wyczuł, że nie są sami. Otworzył oczy i ujrzał kobietę w średnim wieku, stojąca przy wejściu do pokoju. To nie była Witterspoon, nigdy wcześniej nie spotkał nieznajomej.

   Laureen nie miała pojęcia, że ktoś ich obserwuje. Nadal bawiła się ptaszkiem, czekając aż Eric nie wytrzyma i wystrzeli.

   Kobieta była całkiem ładna, choć zabudowana suknia zasłaniała budowę jej ciała. Kosmyki ciemnoblond włosów wymykały się spod kapelusza, a duże, szare oczy obserwowały bez zażenowania co się dzieje.

   Dobrej jakości ubranie wskazywało, że nie jest ani służącą, ani chłopką. Mogła być kimś kto chce adoptować dziecko. Lub je uczy. Eric słyszał, że w miastach na wschodzie coraz częściej nauczaniem zajmują się profesjonalne nauczycielki.

   To, że mieli obserwatora, bardzo go podnieciło. Czuł, że nie wytrzyma za długo. A nieznajoma ruszyła. W ich kierunku!

   Dopiero, gdy klęknęła obok Laureen, to ta ją dojrzała. Z zaskoczenia przestała lizać penisa, ale blondynka szybko ją zastąpiła.

- Pozwolisz? Laureen, prawda? Masz piękne futro…

   Brunetka tylko kiwnęła głową.

- Kim jesteś? - zapytała wreszcie.

- Margareth. - odparła blondynka. - Miasto zatrudniło mnie do nauczania dziewcząt. Ale na resztę pytań odpowiem później.

   Wysunęła język i dotknęła nim więzadła. Nie zrobiła nic więcej, a on już poczuł pierwsze skurcze jąder. Zacisnął z całej siły mięśnie, choć wiedział że to nic nie da.

   Doskonale widziała, że zaraz wytryśnie. I nie zmieniła techniki, ani nie cofnęła się.

   Pierwszy strzał uderzył ją w nos, rozpryskując się na boki. Ale dalej lizała mu więzadełko. Po chwili kolejna porcja nasienia wylądowała na niej.

   Laureen patrzyła z boku jak Eric spuszcza się na twarz blondynki. Nigdy wcześniej jej nie widziała, musiała zostać zatrudniona po jej odejściu stąd. I to ma być nauczycielka? Chyba raczej zawodowa ladacznica. Co ona może chcieć od nich. I zrozumiała. O, nie…

   Myśliwy skończył tryskać , a po twarzy Margareth spływały strużki przezroczystego płynu. Kobieta uśmiechnęła się, wstając z klęczek. Wyjęła chusteczkę i zaczęła ścierać ślady.

- Dziewczęta są bardzo niedyskretne. Wiem, że chce je pan zabrać by się z nimi wszystkimi kochać, a nie szukać im mężów. I wiem, że obiecał im pan po futrze…

   Nic nie odpowiedział. Laureen stanęła obok niego, gotowa na każdą ewentualność. Chociaż wiedziała co nauczycielka zaraz powie.

- Czy… Czy ja też mogę jechać? Będę uczyć dziewczęta potrzebnych rzeczy. A jeśli dostanę futro… Może nie jestem taka młoda jak te wszystkie panny, ale wciąż mi nie brak urody. I umiejętności. Zresztą sam pan widział…

   Odpowiedź mogła być tylko jedna.

- Tak.


   Godzinę potem wszystko było gotowe. Do Deanne, Dorothy i Sally dołączyła Anna-Greta, ciemnoruda dziewczyna z zuchwałym spojrzeniem. Reszta była niepocieszona, ale obiecał, że za 2 tygodnie wróci po kolejną grupę.

   A obok wybranych sierot stała uśmiechnięta Margareth, trzymając w ręku małą walizkę. Eric jeszcze raz na nią spojrzał, mogłaby być matką jego przyszłych kochanek, ale naprawdę mu się podobała. Do tej pory sądził że atrakcyjne są tylko młode, niewinne ciałka…

  Tylko czy mówiła prawdę? Że chce uczyć dziewczęta, a nawet dołączyć do jego futrzanego haremu? W pracowni miał brązowe szopy, akurat dobrze by do niej pasowały…

   Oderwał się od czarnych myśli. Linda właśnie żegnała dziewczęta, które opuszczały sierociniec. Ciekawe czy byłaby taka radosna, gdyby wiedziała jaka będzie ich przyszłość.

   Po chwili wszyscy byli już na wozie. Eric usiadł z przodu i obejrzał się na pasażerki. Wszystkie były piękne, ale najpiękniejsza była Sally. Właśnie podniosła wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnęła się do niego, a on z trudem powstrzymał się by nie zerwać z niej tej burej sukienki i pozbawić ją dziewictwa tutaj, na wozie.

   Nie! Musi być silny. Nic go nie ominie. Do wieczora zostało tylko kilka godzin. Wytrzyma. Ale w hotelu może już nie być tak silny…

Być może CDN...





Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Martin Kigalison

Nareszcie koniec. Choć zostawiam otwartą furtkę do kontynuacja, jeśli najdzie mnie wena. Szczególnie postać Margareth, dodanej w ostatniej chwili, wymaga rozwinięcia.

 

Teraz będę publikować inne opowiadania i cykle. Mam nadzieję, że częściej.


Komentarze

gaspanczo27/11/2021 Odpowiedz

Czekam na kolejny rozdział


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach