Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Pierwszy raz w trojkacie Rozdzial 1

Rozdział 1 - Decyzja


Stało się coś dziwnego. Po tylu latach małżeństwa zaczęła mnie prześladować wizja seksu grupowego. Mimo przeróżnych fantazji, na które w większości Beata się zgadzała bez oporów typu jakieś przebieranki czy też gadżety, z tym pomysłem od początku wiedziałem, że będą kłopoty! Jej akceptacja moich chorych pomysłów ograniczała się do nas dwojga. A mnie coraz częściej chodziło po głowie to, że raczej bardziej mnie by zainteresowało nie to, żebym ja rżnął, ale raczej, żeby sprawdzić swą reakcję, kiedy ją ktoś inny będzie rżnął! Długo to w sobie trawiłem, aż doszedłem do wniosku, że musi to być nie sam ogier, na co na pewno nie będzie zgody Beaty, ale raczej jakaś para, najlepiej jak my, małżeństwo. Ta para musiałaby być zupełnie nam nieznana i najlepiej z innego miasta, żeby nie nastąpiło jakieś przypadkowe spotkanie na mieście, albo jeszcze gorzej w pracy. Ot, takie spotkanie niezobowiązujące, gdzieś w motelu czy pensjonacie. Do tego wiedziałem, że gdybym Beatę poinformował o tych planach, na pewno by się nie zgodziła! Po tylu latach małżeństwa byłem tego pewien! To musiałoby być dla niej pełne zaskoczenie, improwizacja, ale starannie przeze mnie przygotowana. Musiała być postawiona przed faktem dokonanym. Ale jak to zrealizować? Nad tym zagadnieniem długo się zastanawiałem...

Niespodziewanie wpadłem na pewien pomysł. Odkryłem rubrykę towarzyską w pisemku erotycznym. Po długich wahaniach wysłałem ogłoszenie:

„Małżeństwo w średnim wieku (ona – średniego wzrostu, szczupła, zgrabna brunetka, on – średniego wzrostu, szatyn) poznają małżeństwo, pary zainteresowane wspólnym spędzeniem weekendów, wyjazdów. Pełna higiena i dyskrecja zapewniona. Fotooferty przyspieszą odpowiedź.”

Ogłoszenie ukazało się po miesiącu. Po dwóch miesiącach przyszła gruba koperta. Ku memu zaskoczeniu ofert było nawet więcej niż się spodziewałem. Po pierwsze przerzuciłem zdjęcia. I od razu - BINGO! Niska, zgrabna blondynka, w białej bieliźnie, o sympatycznej twarzy i jej partner, dobrze zbudowany brunet, średniego wzrostu w slipach. Jako kontakt podany był jego telefon do pracy, prosić Tomka. Numer był stacjonarny, warszawski, śródmieście. Nie bardzo mi to odpowiadało. Wstępnie zaplanowałem, że para powinna być spoza Warszawy, ale ci na zdjęciu wzbudzali moje zaufanie. Postanowiłem, że wpierw się naradzę z facetem, jak to wszystko rozegrać, no i przy okazji zweryfikuję swój osąd ze zdjęcia.

Już następnego dnia wykręciłem numer. Odezwał się niski, męski głos:

- Tak, słucham...

- Chciałbym mówić z Tomkiem, - zachrypiałem,

- Przy telefonie, o co chodzi?

- Dzwonię w sprawie ogłoszenia, na które otrzymałem od pana odpowiedź...

- Tak, zgadza się, ale wolałbym, abyśmy się gdzieś lepiej spotkali, wie pan, teraz nie mogę rozmawiać...

- Oczywiście rozumiem, może gdzieś na mieście?

- Aha, może barek na Chmielnej o 18-tej?

- Dobra, będę, poznam pana po zdjęciu...

- O, właśnie, jakby pan mógł wziąć także wasze...

- Oczywiście. To do zobaczenia...

Odłożyłem słuchawkę cały mokry. Bądź, co bądź było to przeżycie.

O 18-tej wkroczyłem do barku na Chmielnej. Już czekał. Siedział pod oknem czytając gazetę. Był niższy niż mi się wydawało. No i trochę starszy niż na zdjęciu.

- Można się przysiąść?

- Przepraszam, ale czekam na kogoś, - odpowiedział, nie podnosząc głowy.

- Jeśli się nie pomyliłem, to na mnie... – wychrypiałem,

Podniósł się natychmiast odkładając gazetę i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Wydawało mi się, że wstępny osąd wypadł pozytywnie. Wyciągnął rękę:

- Tomek, co dla ciebie zamówić...

- Krzysztof, - przedstawiłem się, - dla mnie espresso z mleczkiem, - usiadłem na krzesełku, a on podszedł do barku i po chwili powrócił z kawą.

- To od czego zaczniemy? - zapytał,

- Wpierw może pokażę zdjęcia, wasze ja widziałem, mnie już też poznałeś, więc pozostaje moja żona...

Wyciągnąłem z kieszeni kopertę, w której miałem przygotowane wcześniej zdjęcia. Wziąłem te, które robiłem żonie polaroidem. Szczególnie liczyłem, że wywrą na nim duże wrażenie te w erotycznej bieliźnie.

Podałem mu pierwsze zdjęcie Beaty i przyglądałem się uważnie jego twarzy. Widać było, że działa na niego, ale stara się tego po sobie nie pokazać. Pokerowa twarz! Później podałem mu następne trzy najciekawsze. Jedno w czarnych pończoszkach z podwiązkami w tiulowej sukience i czerwonych, koronkowych figach. Drugie w biustonoszu i figach z rozcięciami na jej szparkę i ostatnie, na którym była tylko w białych pończochach z paskiem.

- No więc jak? - zapytałem z obawą, że powie, że mu nie odpowiada.

- No, w porządku, - powiedział zwracając mi zdjęcia z uśmiechem, - podoba mi się i zawartość i opakowanie. Cieszę się, że też lubisz, jak partnerka się seksownie ubiera...

- Mhm, lubię to, sądząc po zdjęciu twej partnerki, też to lubisz, to chyba dobrze...

- Taaa, tu jest wszystko ok. Ale jest jeszcze kilka problemów, - wyciągnął z kieszeni Camele, - zapalisz...

- Co masz na myśli? - zaciągnąłem się papierosem, - coś nie tak?

- Czy mieliście już tego typu kontakty z innymi parami?

- Nie, - pokręciłem głową, - to jest pierwsza próba i do tego ona nic o tym nie wie. A ty, to znaczy wy?

- Kiedyś spróbowałem, wiesz, zgadałem się kiedyś przy wódeczce ze znajomym.

- I co? Jak było? - zaciekawiłem się.

- Gówno! - ze złością zdusił papierosa w popielniczce, - spotkaliśmy się u nich na kolacyjce i jak doszło do rozmowy na ten temat, Krysia powiedziała, że jej to nie interesuje i że nie ma zamiaru w takim czymś uczestniczyć. Obraziła się, rozpłakała się, dostała histerii i musiałem się ewakuować. Koszmar!  Próbowałem z nią później jeszcze rozmawiać na ten temat, ale boję się, że jak co do czego, to może to wszystko nie wypalić, nie chciałbym, żebyście później byli rozczarowani...

- No to faktycznie mamy problem, bo Beata też o tym nic nie wie. Też, tak jak wy, kiedyś rozmawialiśmy na ten temat, ale nie usłyszałem ani tak, ani nie... W ogóle temat olała totalnie...

- Dobra, to chociaż wiemy na czym stoimy... - rozprężył się, - Staram się być szczery wobec ciebie. Powiedz mi jeszcze, czy to twój kaprys, to cię podnieca?

- Nie wiem jak to będzie, ale żeby się nie skończyło to tym, że zostaniemy tylko ty i ja, bo ja w to nie wchodzę… - zaśmiałem się i też zgasiłem papierosa, - a tak na poważnie to jestem trochę znudzony monotonią takiego zwykłego „ciupciania”. Zawsze tak samo. Zmiany pozycji już prawdę mówiąc nie wystarczają, ciągle w gruncie rzeczy to samo, od tyłu, przodem, bokiem... A ty?

- U mnie podobnie, ale jeszcze dochodzi jedna sprawa, - zapalił następnego papierosa, - natura obdarzyła mnie dosyć dużym ptakiem. Początkowo, na studiach i później wydawało mi się to powodem do dumy, ale w małżeństwie pojawiły się problemy. Krysi chyba ten rozmiar za bardzo nie odpowiada, wydaje mi się, że ją po prostu boli...

- Nie rozmawiałeś z nią?

- Rozmawiałem, ale ona twierdzi, że wszystko jest w porządku. Chcę sprawdzić, czy to są tylko moje przypuszczenia, czy też prawda. Ale to, co mówiłeś o was, nas też dotyczy. A jak z twoim przyrodzeniem, mam nadzieję, że nie jesteś tak wyposażony jak ja - spojrzał się na mnie z obawą.

- Chyba jestem normalny. Wymiarów ci nie podam, ale ja z kolei zawsze marzyłem o większym ptaku.

- Nie masz o czym marzyć... To jest prawda, że rozmiary nie mają nic wspólnego z satysfakcją... A jak z tym, no zdrowiem i higieną z waszej strony? Bo ja zrobiłem wszelkie badania, AIDS, syf itd., natomiast Krysi, no też chyba jest OK. Gdyby coś było nie tak, to by wyszło także u mnie, no nie?

- Tu są moje wyniki, - wyciągnąłem wyniki badań, które zrobiłem tydzień wcześniej, - co do mojej żony, to rozumiesz, że jest tak samo... Pasuje?

- W porządku, ale jak to rozegramy?

- Wiesz, zastanawiałem się nad tym już wcześniej. Myślałem o jakimś przypadkowym spotkaniu w motelu, czy coś takiego, ale z tego co mówiłeś wynika, że lepiej by było je oswoić, przyzwyczaić do nas. Może gdzieś razem się wybierzemy nieobowiązująco, jako znajomi ze studiów, chyba musieliśmy je kończyć mniej więcej w tym samym czasie?

- W 96, Uniwersytet Jagielloński.

- Trochę się mijamy. 1994, Politechnika Warszawska.

- To nic, możemy się znać z jakiegoś sympozjum, konferencji, czy coś takiego...

- Nie bywałem, i ona o tym wie. Ale jeździłem na obozy narciarskie...

- Pasuje, - ucieszył się, - Zakopane? Szczyrk?

- No, to mamy punkt zaczepienia. Proponuję taki scenariusz. Jak możecie, idziemy w sobotę razem na dancing. Dziewczyny się z nami oswoją, poznają. A potem... się skontaktujemy i ustalimy, co dalej.

- Wolałbym piątek, i jeśli wszystko będzie w porządku, w sobotę możemy zorganizować spotkanie.

- Widzę, że zdjęcie mojej żony zadziałało! Zacząłeś się spieszyć, - zaśmiałem się ironicznie.

- Nie, to znaczy też, - też się uśmiechnął, - ale oprócz tego wszystko by musiało się przesunąć o dwa tygodnie, bo w przyszłym tygodniu muszę wyjechać, a i Krysia chyba nie będzie mogła, z przyczyn naturalnych, rozumiesz...

- Hm, - pokiwałem głową ze zrozumieniem, - mnie to odpowiada. To co, masz mój telefon, na wszelki wypadek, ale myślę, że możemy się umówić już dzisiaj.

- Preferujesz jakąś knajpę?

- Nie, wszystko jedno. Co proponujesz?

- Może „Cristal”? Zarezerwuję stolik i spotykamy się o 20.

- Dobra. Spotykamy się w piątek. Postanowione…

- Tak. Aha, może na wszelki wypadek przygotujmy od razu całą akcją? Może akurat wszystko pójdzie dobrze?

- W porządku, ale co masz na myśli?

- Wiesz, wezmę klucze od znajomego, który wyjechał za granicę i zostawił mi pod opieką mieszkanie w śródmieściu…

- Masz rację, może się uda za pierwszym razem. My chyba mamy podobne charaktery, no nie? – powiedziałem z ulgą, że tak wszystko nam się ułożyło.

- Nooo, - zaśmiał się i rozstaliśmy się zaprzyjaźnieni.

Kiedy wróciłem do domu oczywiście pierwsze pytanie Beaty było:

- Gdzie byłeś tak długo? Miałeś być w domu od razu po pracy?

- Spotkałem znajomego ze studiów, - wyjaśniłem zdejmując kurtkę, - poszliśmy na kawę pogadać...

- Że też zawsze gdzieś idziesz sam. Nie pomyślisz, że ja też bym chętnie gdzieś poszła...

- A wyobraź sobie, że też o tym pomyślałem! Postanowiliśmy się jeszcze raz spotkać z żonami, i pójść gdzieś się zabawić!

- O, to wspaniale! - ucieszyła się, - kiedy idziemy?

- W piątek, do „Cristalu”.

- Cudownie, to już pojutrze! Muszę sobie przygotować kreację. W co chciałbyś, żebym się ubrała?

- Najlepiej w nic, ale jak już coś musisz włożyć, to wiesz, co lubię...

- Wiem, wiem, zbereźniku, ubiorę się tak jak lubisz... - zachichotała zalotnie.

Widać było, że naprawdę się ucieszyła, że gdzieś wreszcie wychodzimy.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maksymilian Letki

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach