Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Pan Smith (I)

Rozległ się dźwięk telefonu, numer nieznany. - Słucham. - Tu Karol Smith. - Panie Smith… - Proszę mówić mi po imieniu. - Panie Smith, w dalszym ciągu nie jestem zainteresowana Pańską propozycją. - Tym razem dzwonię w prywatnej sprawie. - Czyżby? - Zapomnij o tamtej sytuacji, uznajmy ją za nieporozumienie. Jak zdobył mój numer, chyba musiałam upuścić wizytówkę czy udało mu się to w jakiś inny sposób. Wówczas, kiedy wszedł do biura z tymi dwoma ogromnymi gorylami, nie poczułam lęku, zadziałała adrenalina i moja naturalna skłonność do szarżowania, lecz teraz poczułam już lekki niepokój. Do czego zmierza? - A zatem? - ciekawość jednak wzięła górę. - Spotkajmy się dziś o szóstej po południu. - W celu? - Herbata? - Nie pijam. - Wino? - Owszem. - A więc jesteśmy umówieni. Odbiorę Cię o szóstej… skąd? Podałam mu adres, mając nadzieję, że tym razem nie zabierze ze sobą dwóch osiłków dla podgrzania atmosfery. Trudno było mi sprecyzować moje oczekiwania, sytuacja była na tyle zaskakująca a moja reakcja nie adekwatna, że kompletnie siebie nie poznawałam. Dać się tak zapędzić w kozi róg, tak szybko ulec? Nie, to nie ja albo Pan Smith trafił w bardzo słaby punkt, albo… uśmiechnęłam się do siebie… nie, to nie ja. Co prawda do wieczora było jeszcze daleko, postanowiłam zakończyć pracę na dziś, laptop stracił na atrakcyjności. Czułam zarazem niepokój jak i lekkie podniecenie, które skutecznie utrudniało mi usiedzenie w jednym miejscu. Postanowiłam wybrać strój na spotkanie. Coś niezobowiązującego, jednoczenie seksownego, z klasą, coś co można szybko zdjąć.. - Ha, ha, skąd ten pomysł, niedorzeczne - skarciłam się w myślach. Postanowiłam założyć luźną, czarną, jedwabną koszulę jako sukienkę i coś, co definiuje w stu procentach mój styl - białe trampki. Poczułam się dobrze, wróciła pewność siebie, wychodząc z windy rzuciłam sama sobie zadziorne spojrzenie w lustrze. Strzeż się panie Smith. Właśnie podjeżdżał, gdy opuszczałam hall. Sunął majestatycznie zielony Mercedes, zatrzymał się na mojej wysokości i zanim zdążyłam pochylić się do klamki, Smith wysiadł, obszedł pojazd i otworzył mi drzwi, po czym delikatnie ująwszy mój łokieć, skierował mnie do wnętrza samochodu. - Zapraszam - rzekł uśmiechając się nieznacznie, tylko jednym kącikiem ust. Siedziałam lekko osłupiała, patrząc jak poprawia krawat i niespiesznie rusza na miejsce kierowcy. Wysoki, dobrze zbudowany, z jasnymi włosami gładko zaczesanymi do tylu, idealnie wypielęgnowana bujna broda i klasyczne okulary, zdecydowanie nadawały jego twarzy charakteru i tajemniczości, spojrzenie nieprzeniknionych, jasnych oczu było zarazem groźbą jak i obietnicą. Nie jechaliśmy długo, Smith zapewnił mnie, że celem naszej podróży jest wyjątkowe miejsce, wątpi jednoczenie, by było mi znane. Podczas przejażdżki ani raz nie popatrzył wprost w moim kierunku, rzucał mi spojrzenia kątem oka, kilka razy poprawił okulary czy zamrugał nerwowo. Wiem, że robię wrażenie na mężczyznach, dlatego nie zdziwiła mnie taka reakcja, aczkolwiek jeszcze chwilę temu to ja byłam onieśmielona panem Smithem, role szybko się odwróciły. Zatrzymaliśmy się pod dość starą kamienicą, z lekkim niepokojem odnotowałem, że w pobliżu nie ma żadnej restauracji. Czyżby Smith chciał zaprowadzić mnie do ciemnej piwnicy i … uśmiechnęłam się w duchu by przekierować myśli na jakieś bezpieczniejsze tory. Miałam jednak z tylu głowy, że Smith nie jest zwykłym pracownikiem korporacji i choć jego maniery są nieskazitelne, jest to człowiek niebezpieczny, a jego chłód i opanowanie tylko potęgują ten fakt. A ja pcham się w paszczę lwa. I to bez najmniejszego oporu. Uczucie to wzmogło się jeszcze, gdy po wejściu ruszyliśmy mrocznym korytarzem w głąb budynku. Mój towarzysz, puściwszy mnie przodem, jednocześnie ochronnym gestem, prawie niewyczuwalne, obejmował moje ramię. Nie chce mnie spłoszyć czy tak bardzo się kontroluje? W końcu naszym oczom ukazał się wewnętrzny dziedziniec kamienicy, gdzie urządzono restaurację. Przez otwarty dach wpadało jeszcze, leniwie zachodzące słońce, wydobywając soczystą zieleń roślinności, która kaskadami spływała po wszystkich ścianach. Na chwilę zaniemówiłam. - Potrafisz zrobić wrażenie - przyznałam w końcu. - Mam swoje sposoby. Usiądźmy. - wskazał stolik nieco na uboczu, pod ogromną paprocią. Wystrój restauracji przypominał ogrodową altanę. Plecione, żelazne i ratanowe meble, kaflowa podłoga, dużo światła i kipiąca wręcz zewsząd zieleń. Zamówiliśmy. Poprosiłam kelnera o polecenie czerwonego, wytrawnego wina i pozostawienie na stoliku całej butelki. Smith zamówił whisky, jakiś stary, dobry rocznik, na czym kompletnie się nie znam, ale doceniam ludzi, którzy odnajdują się w tym świecie. Rozmowa toczyła się niezobowiązująco. Alkohol lekko mnie odprężył i wcześniejszy niepokój ustąpił. Pławiąc się w pożądaniu mężczyzn zawsze czułam się jak ryba w wodzie. - Wczoraj - zaczął Smith - nie bałaś się. Uśmiechnęłam się lekko pokręciwszy głową. - Nigdy mi się to nie zdarzyło, zwykle ludzie rezygnują z dyskusji zanim wypowiem pierwsze słowo. A kiedy spojrzałem w twoje oczy wiedziałem, że będę musiał się wycofać. Lub cię skrzywdzić. Ale tego nie chciałem. Niezwykła z ciebie istota - nachyliwszy się, przekrzywił lekko głowę, głęboko i badawczo zaglądając mi w oczy. Tym gestem sprawił, że przeszył mnie lodowaty prąd aż po same czubki palców. Przeprosiłam, musiałam skorzystać z toalety. Wstając lekko zachwiałam się, połowa butelki minęła już jakiś czas temu. Smith asekuracyjnie wyciągnął w moim kierunku dłoń, ale rzuciłam mu tylko szeroki uśmiech. - Zaraz wracam. Kiedy ponownie usiadłam przy stoliku stwierdziłam, że rachunek został już uregulowany. - Odwiozę cię do domu - nie zaproponował, stwierdził. Usiłowałam sobie przypomnieć w jakim stanie pozostawiłam sypialnię wychodząc, skoro mamy wylądować u mnie, ale byłam już na tyle rozochocona, że postanowiłam się tym nie przejmować. Jechaliśmy, było już po zmrok. Próbowałam odgadnąć myśli mężczyzny siedzącego obok mnie. Brutal? Stanowczy facet z zasadami? A jaki jest w łóżku? - Jesteś obłędnie atrakcyjna - rzucił nagle, przerywając moje rozważania. Serce załomotało mi w piersi, a przyjemne ciepło spłynęło w dół brzucha. Właśnie podjeżdżaliśmy pod mój apartamentowiec, postanowiłam mu pozwolić rozegrać tę rundę, zabawę w gentelmana i nie spieszyłam się z otwarciem drzwi. Tak jak wcześniej, wypuścił mnie z samochodu, tym razem podając dłoń. Krew szumiała mi w głowie, nie tylko z powodu wypitego wina. Oddech przyspieszył. W głowie odpalił się scenariusz: namiętny pocałunek, niecierpliwe ręce błądzące bez trudu pod sukienką, twardy kutas - zrobimy to już tutaj? Przy samochodzie? Czy jednak w moim mieszkaniu? A po drodze jeszcze winda… twarde sutki sterczały mi wyraźnie pod cienkim materiałem sukienki, nie umknęło to uwadze mojego towarzysza, jednak Smith podniósł z nich wzrok i spojrzał mi w oczy. - Dobranoc moja droga - rzekł, całując mnie z czułością w czoło. Stałam dochodząc do siebie i patrząc jak wsiada do samochodu, uśmiechnął się jeszcze odjeżdżając - Dziękuję i do zobaczenia. Miejsce pocałunku piekło bardziej, niż nabrzmiała łechtaczka. Zaskoczenie powoli ustępowało rosnącej żądzy, płynącej z tego niepozornego gestu. W co pan gra, panie Smith? Większość kolejnych spotkań przebiegała według podobnego scenariusza. Napięcie natomiast nie zmalało, wręcz przeciwnie. Niby przypadkowy dotyk, dwuznaczne spojrzenia, ledwie dostrzegalny uśmiech. Smith otworzył się, co prawda bardziej, stał się rozmowniejszy, dwa może trzy razy, zahaczył o temat swojej pracy, nie ujawniając rzecz jasna szczegółów. - Na ten moment bezpieczniejsza jesteś nie wiedząc. Takie stwierdzenie powinno mnie przestraszyć. Jednak napięcie, które powodował ten dziwny związek spowodowało, że totalnie straciłam głowę, a rozpaczliwa gra by tego nie okazać, by nie okazać słabości, powodowała, że miotałam się jak kotka w rui. Któregoś październikowego wieczora, Smith jak zwykle odwiózł mnie do domu. Miał na sobie wełnianą marynarkę, pod nią kamizelkę i dobrze skrojoną koszulę, które opinały szeroką klatkę piersiową. Wieczorne powietrze było już na tyle chłodne, że gdy wysiadł z samochodu, kłąb pary wydobył się z jego ust, okalanych przez bujny lecz niezwykle zadbany zarost. Na dłonie założył dziś czarne rękawiczki, lubiłam kiedy prowadził w nich samochód, ich skrzypienie o skórzaną kierownicę nieoczekiwanie mnie podniecało. Smith otworzył drzwi samochodu i zauważył, że drżę wysiadając. Natychmiast zdjął marynarkę i zarzucił mi na ramiona w opiekuńczym geście. Gdy pokornie oczekiwałam na kolejny "pocałunek udręki", Smith ujął mnie za brodę i odchyliwszy kciukiem dolną wargę, wpił się w moje usta mocno, zachłannie i brutalnie. Szorstka rękawiczka, miękkie wargi i kłujący zarost. Ta kompilacja niemal zwaliła mnie z nóg. Drugą dłoń przycisnął tuż pod moją prawą łopatką, przytrzymując mnie w miejscu. Pocałunek nie trwał długo, chwila wystarczyła jednak by między moimi nogami zapłonął ogień. Tylko zaskoczenie spowodowało, że nie szczytowałam w tamtym momencie. Moja mokra cipka z nadzieją oczekiwała na kontynuację, delikatnie przygryzałam zębami wargę Smitha, chcąc przedłużyć ten orgazmiczny moment, jeszcze choćby o ułamek sekundy, jednak odsuną mnie. Spoglądał na mnie niewzruszony, w oczach płonął mu ogień, ale twarz pozostała lodowata. Uniósł głowę, głośno wciągnął haust powierza i pogładził mnie po policzku zewnętrzna stroną dłoni. - Dobranoc moja droga, słodkich snów. Wiele razy zastanawiałam się czy nasz związek to okrutna, wyrafinowana gra, czy może Smith jest z natury chłodnym, powściągliwym człowiekiem, jak kamienny posąg bez uczuć. Czy może jest wyznawcą konwenansów, powściągliwym gentelmanem, uwikłanym w grę pozorów i w to "co wypada". Czy tak jak ja, zaraz po zamknięciu drzwi masturbuje się opętany szaleńczą rządzą czy wręcz przeciwnie, ze stoickim spokojem delektuje się rozkoszą, jaką daje mu świadomość wpędzania mnie w obłęd. Zagadka, którą dla mnie stanowił, zaczęła mnie powoli uzależniać. Początkiem listopada Smith zniknął na chwilę z mojego życia, dość nieoczekiwanie aczkolwiek uprzedziwszy mnie, wszak tak właśnie czynią ludzie dobrze wychowani. Były to dni na przemian wyciszenia i szalonej paniki. Do mojej świadomości przebijały się informacje o porachunkach wśród gangsterskiej elity, które jednak zagłuszałam intensywnym przedświątecznym shopingiem i wieczornym piciem wina. Rzucenie się w wir codzienności, proste rozrywki dawały jakieś ukojenie. Udało mi się nawet umówić na kilka randek, przecież nie przyrzekaliśmy sobie ze Smithem przed ołtarzem, ba! żadne z nas nigdy nawet nie nazwało nas parą. Jednak mężczyźni, których do tej pory wysoko ustawiałabym we własnym rankingu, okazali się nudni, banalni i męczący. Na spotkaniach wynudziłam się tak bardzo, że postanowiłam do nowego roku darować sobie randkowanie i zająć się pracą. Kosztowne hobby ma jednak swoje mankamenty. Święta spędziłam rozkoszując się winem i starymi filmami. Sylwestra zamierzałam przetańczyć w ulubionym klubie, pijąc, wciągając i uprawiając niezobowiązujący seks. Skończyłam właśnie brać długi, relaksujący prysznic, przygotowując ciało na ewentualne miłosne ćwiczenia, gdy mój telefon zabrzęczał. „30 minut” obwieścił SMS wysłany z nieznanego numeru. Fala gorąca, podniecenia i lęku przepłynęła od policzków aż po podbrzusze. Nie zwlekając, założyłam na siebie wybrane wcześniej czarne, koronowe body, złotą sukienkę w stylu kimona i zamszowe, czarne kozaki. Płonęłam, wiec zarzuciłam jeszcze tylko wełniany płaszcz i wyszłam na zewnątrz by ochłonąć. Stałam we wnęce drzwi jeszcze piętnaście minut, zanim podjechała czarna taksówka. Otworzyły się tylne drzwi i w głębi pojazdu dojrzałam jego. Smith. Dzięki ci losie. Potężny stres wypłynął ze mnie wraz z dwiema ogromnymi łzami, które szybko otarłam wsiadając do samochodu. Nie mogłam się do tego przed sobą przyznać, ale do samego końca nie wiedziałam kto po mnie jedzie. Jednak potrzeba, wręcz przymus, zobaczenia się ze Smithem, wzięła górę nawet nad strachem. Nie pytałam dokąd jedziemy. Smith wplótł palce lewej dłoni w moje włosy, lekko przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Najpierw usta, później czoło. Zawarliśmy przez chwilę w takiej pozycji, ciesząc się nietypową dla nas bliskością. Wysiedliśmy pod budynkiem, który nie wyglądał na ekskluzywny hotel, jakim się okazał. Wchodząc do sali bankietowej, dostrzegłam tych samych osiłków, z którymi Smith złożył mi wizytę dnia, którego się poznaliśmy. Przedstawił mnie człowiekowi do którego zwracał się „szefie” i jeszcze kilku innym, którzy już bez wątpienia byli niżej w hierarchii. Zwykle wśród ludzi czuje się swobodnie i komfortowo, ale na tym przyjęciu panowała osobliwa atmosfera. Odbywały się raczej kuluarowe rozmowy i ogólnie wydawało się, że Sylwester jest tu raczej przypadkiem. Nikt z resztą nie czekał do północy, większość towarzystwa rozeszła się jeszcze przed jedenastą, ci którzy zostali zajęli się swoimi sprawami. Smith dosiadł się w końcu do mojego stolika, gdzie kończyłam pierwszą butelkę wina i przywołał kelnera. - Jeszcze raz to samo - zarządził. Nie przestał wpatrywać się we mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Kelner wrócił szybko, niosąc wino. - Chcesz wypić je tutaj czy w moim apartamencie, na górze? Uśmiechnęłam się. - Wszystko zgodnie z twoim planem, co? - zapytałam trochę z wyrzutem. - Nic bez twojej zgody - spuścił wzrok i zacisnął wargi po czym spojrzał i uniósł pytająco brwi. Wstałam. - Idziemy. Miałam się na niego rzucić już w windzie, tym bardziej, że podróż na siódme piętro trwała nieznośnie długo, ale stoicki spokój Smitha onieśmielał mnie do tego stopnia, że stałam bez słowa wpatrując się w drzwi. Smith wyglądał na spokojnego i zrelaksowanego, pewnego siebie. Czyżby te kilka tygodni rozłąki coś miedzy nami zmieniły? Na lepsze czy na gorsze? Co robił, kiedy nie byliśmy razem? Z kim? Miałam pewność, że nie poznam prawdy, więcej nawet - nigdy o nią nie zapytam. Ukłucie w sercu. Dźwięk windy, która dotarła na nasze piętro. Jedno się nie zmieniło, moja cipka płonie, mimo że jest taka mokra. Otworzył drzwi do pokoju i jak zwykł, poprowadził mnie dłonią, lekko naciskając na moją talię. Weszliśmy do salonu. Smith odstawił butelkę na bar. Moje podniecenie ściągało właśnie zenitu. W końcu, po miesiącach oczekiwania, będę rżnięta przez mężczyznę, który w stu procentach zawładnął moim ciałem i umysłem. Odwróciłam się twarzą do Smitha. Zdjął już marynarkę, którą przewiesił, przez oparcie krzesła. Z kamienna miną wpatrywał się we mnie, z ciekawością a zarazem wyniośle. Szybkimi, nerwowymi ruchami zaczęłam rozwiązywać mu krawat, rozpięłam kamizelkę, dobrałam się do koszuli. Smith nie drgnął. Popatrzyłam mu w oczy, łapczywie sięgnęłam do ust, odsunęłam się na chwilę, ściągnęłam z jego twarzy okulary i odłożyłam na bar, po czym kontynuowałam namiętny, szalony pocałunek. Jednocześnie rozpinałam mojemu niedoszłemu kochankowi koszulę, szybko, panicznie, schodząc coraz niżej. Moje palce właśnie sięgnęły paska od spodni. Gdy nagle złapał mnie za nadgarstki. Mocno zacisnął dłonie. Zamarłam. Podniosłam wzrok. Jak zwykle, twarz Smitha nie zdradzała emocji. - Nie - oznajmił oschle. Wygiął moje ręce do tylu, skrzyżował na dole pleców i przytrzymał. Drugą ręką, sięgnął do dekoltu, gdzie palcami odszukał sutek, który musnął dwa razy opuszkami, po czym złapał kciukiem i palcem wskazujący, ścisnął i pociągnął. Mimo woli krzyknęłam. Ścisnął dłonią całą pierś, drażniąc w dwóch palcach brodawkę. Nachylił się nade mną jak do pocałunku, ale złożył tylko usta na moim czole i wyszeptał - Sypialnia. Odwróciłam się i jak w transie skierowałam do otwartych drzwi. Weszłam do pomieszczenia. Smith stanął za mną. Pierwszy raz na tyle blisko, że poczułam jego twardego kutasa na pośladkach. Rozmiar przerósł moje oczekiwania. Smith rozwiązał pasek od sukienki, która szybko opadła na podłogę i zsunął ramiączka bielizny, obnażając mnie do połowy. Odwrócił mnie i posadził na łóżku, rozpiął pasek i spodnie. Trzymając moją głowę, wszedł w usta, aż do samego końca. Zaczęłam się krztusić, ale nie wyciągnął go ani na centymetr. Pogłaskał mnie tylko po głowie. - Nie skrzywdzę cię - powiedział z kamienną miną, a rosnące podniecenie można było wyczytać jedynie z rozpalonego wzroku. Smith wykonał jeszcze kilka bezkompromisowych pchnięć i wyciągnął nabrzmiały członek z moich ust. Złapał oba obnażone sutki i boleśnie ścisnął. Zanim zdążyłam uświadomić sobie co właśnie się dzieje, obrócił mnie tyłem i rozerwał koronkę na moich pośladkach. Splótł moje ręce na plecach i docisnął twarz do pościeli. Wszedł we mnie od tyłu, obejmując moje uda swoimi, nacierał mocno i rytmicznie. Jego silne ramiona przyciskały mnie do łóżka, chwilami z trudem łapałam powietrze. Momentami pchnięcia były bolesne, innym razem rozkoszne, Smith pierdolił bez litości. Gdy z moich ust wyrywały pojedyncze okrzyki, mocniej przyciskał moją twarz do łóżka. - Ciiii, wszystko będzie dobrze - rzucał po czym jego pchnięcia stawały się jeszcze intensywniejsze, brutalniejsze. Doszedł pierwszy. Niski pomruk zakończony wydechem, zwolnienie uścisku, zwiastowały ekstazę. Ścisnął jeszcze mój pośladek dłonią, zostawiając czerwony ślad, po czym wyciągnął ze mnie swojego drągala i pocałował mnie w kark. - Jesteś cudowna - szeptał drażniąc moje plecy swoją pokaźną brodą. Odwróciłam się twarzą do mojego kochanka. Smith pocałował mnie w usta, w szyję, dekolt a następnie zaczął ssać lewy sutek. Poddałam się. To co zrobił ze mną kilka chwil wcześniej, było warte każdego wyrzeczenia, bólu czy oczekiwania. Rozebraliśmy się z reszty bielizny. Smith usiadł na łóżku, oparłszy się o zagłówek łóżka, przyciągną mnie do siebie, usadowił tyłem. Zblokował moje rozwarte uda swoimi. Lewą ręką pieścił sutki, na przemian muskając je delikatnie i ściskając jak w kleszczach. Prawą masował niczym nie osłoniętą łechtaczkę. Pierwszy orgazm, który wstrząsnął moim ciałem, był tak silny i długi, że byłam bliska utraty przytomności. Skumulowały się w nim emocje, które od miesięcy targały moim życiem. Ale Smith nie zamierzał dać mi wytchnienia. - Ból to tylko przedsionek rozkoszy, wiedziałem że jesteś dla mnie stworzona. Życie ze mną nie jest proste, ale będzie pełne przyjemności. Takiej, której przeciętni ludzie nie zaznają. Ale ty na to zasługujesz. Przed północą doprowadził mnie jeszcze do czterech orgazmów i zerżnął, na koniec spuszczając mi się na mój brzuch i piersi. Zasypiając w silnych ramionach pana Smitha po raz pierwszy poczułam jego ciepło, spokojny oddech, bijące serce. Człowiek, mężczyzna, Pan Smith. Odkąd zaakceptowałam zasady pana Smitha, zaczęliśmy stanowić coś na kształt pary. Oczywiście, nie mało to wiele do czynienia z moimi dotychczasowymi związkami. Pan Smith wcale nie był uwikłany w konwenanse, jak wcześniej myślałam. Moja niesforność czy spontaniczność nie przeszkadzały ani jemu, ani nikomu z grona, które go otaczało. Choć byli to ludzie zgoła odmiennych temperamentów niż mój. Fakt, że większość z nich należała do nowobogackich snobów, nierzadko traktowali mnie dość protekcjonalnie. Lecz nie miało to żadnego wpływu ani na naszą relację, ani na relacje Smitha z jego świtą czy mocodawcami. Ani ja, ani on nie mieliśmy w zwyczaju oglądać się na innych. Karol Smith był cenionym profesjonalistą. Zajmował się ochroną i rozwiązywaniem, tak zwanych, niewykonalnych zadań. Nawet szef Smitha nie koniecznie chciał zagłębiać się w szczegóły realizacji zleceń, które przyjmował. Od tego miał Smitha. A Smith od tego miał swoich ludzi, bo on sam także nie szczególnie dobrze odnajdywał się brudnej robocie. Brudzenie sobie rąk nie było w jego stylu. Uchodził jednak za bezwzględnego i nieprzejednanego perfekcjonistę, co wzbudzało zarówno strach jak i podziw. W codziennym życiu był po prostu istną oazą spokoju. Trudno było sprowokować go do jakichkolwiek emocji, których nie chciał w danej chwili okazać. Traktował mnie z wyrozumiałością, podszytą szczerą czułością i troską. Rzadko jednak okazywał je wprost, Niemniej, zawsze i wszędzie, stał przy mnie, niewzruszony. Było dla mnie jasne, że w jego standardach oznacza to miłość. Karę natomiast wymierzał później. Karę, która była jednocześnie nagrodą dla nas obojga. Choć oczywiście w codziennych relacjach zwracałam się do niego po imieniu, w myślach, niezmiennie, nazywałam go „panem Smithem”. W jakiś sposób się tego domyślał i wiem, że bardzo podniecał go ten szczegół. Lubił też, gdy w domu, pod koszulę czy tshirt nie zakładałam stanika. Gładził i ściskał wówczas, popijając drinka lub przeglądając gazetę, moje sutki odznaczające się pod materiałem, co niezwłocznie doprowadzało, do mniej lub bardziej, ostrego rżnięcia. Mimo, iż wydawało się, że to zawsze on kontroluje sytuację, doskonale wiedziałam jak go sprowokować i wyzwolić jego niepohamowaną rządzę. Pewnego ciepłego, marcowego dnia, gdy szykowaliśmy się na proszone garden pary, założyłam luźną, żakietową sukienkę i sportowe buty. Stanęłam przed Smithem zalotnie się uśmiechając. Drgnięcie jego powieki oznaczało, że mu się podoba. Sukienka była krótka, lecz nie na tyle by zdradzić, że nie założyłam bielizny. - Gotowa? - uśmiechnął się i podał mi ramię. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Po przejechaniu kilku kilometrów, sięgnęłam do torebki, skąd wydobyłam koronkowe majtki i przełożyłam je do kieszeni sukienki. Spojrzałam na Smitha kątem oka. Nie odwrócił się w moim kierunku, prowadził dalej zapatrzony przed siebie, zamrugał tylko nerwowo powiekami i poprawił okulary. Po chwili zjechaliśmy w boczną drogę. Zatrzymał samochód i siedzieliśmy w milczeniu nie patrząc na siebie. Próbowałam opanować przyspieszający z każą sekundą oddech, by nie zdradzić ogromnego podniecania, które rosło z sekundy na sekundę. Smith sięgnął w końcu do mojego uda i przesuwał palcami w górę, aż zawędrowały na pulsująca już od jakiegoś czasu łechtaczkę. Zaczął masować ją opuszkiem, co chwilę dociskając mocniej. Gdy zorientował się, że zaczynam dochodzić, przerwał. Jęknęłam. Smith natomiast zacząć rozpinać pasek i spodnie, wydobył swojego twardego jak skala kutasa i spojrzał na mnie wymownie. Natychmiast dosiadłam mojego ogiera, nabijając się na jego nabrzmiałą męskość. Zanim jednak zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, brutalnie wcisnął środowy palec w mój odbyt, głęboko, z impetem. Krzyknęłam. Smith wskazujący palec lewej ręki położył na moich ustach i ostrzegawczo spojrzał w oczy, później złapał mocno za kark. Twardy chuj w cipce, łechtaczka opierająca o szorstkie podbrzusze, palec ostro penetrujący dupę, pierwszy orgazm przyszedł szybko. Z twarzą wciśniętą w ramię Smitha z trudem łapałam oddech, ale Smith nie należał do krótkodystansowców. Miał niespotykaną umiejętność pierdolenia bez końca. Tak jakby w stu procentach decydował o tym, kiedy się spuści. Nabijał mnie więc silnymi ruchami na swojego kutasa jeszcze kilkanaście minut, aż wystrzelił we mnie gorącym strumieniem spermy. Głęboki wdech, poluzował zaciśnięte na karku palce, doszedł tak jak lubił, na swoich zasadach. Prawie natychmiast odrzucił mnie na fotel pasażera. - Jesteśmy spóźnieni - rzekł i ruszyliśmy w dalszą drogę. Lubiłam wracać do swojego apartamentu na kilka dni. Nic tak nie podsyca namiętności jak chwile rozłąki. Samotne spędzanie czasu jest też zdrowe dla duszy i ciała, zwłaszcza zmęczonego intensywnym seksem. By zachować świeżość tej znajomości, organizowaliśmy spotkania w formie randek. Smith często odwoływał zaproszenia czy wizyty. Nie mam pojęcia czy faktycznie miał jakieś sprawy nie cierpiące zwłoki czy był to element okrutnej gry, którą ze mną prowadził. Ten wieczór mieliśmy spędzić u mnie. Umiałam i lubiłam gotować wykwintne potrawy, a obserwowanie jak mój mężczyzna zjada je ze smakiem, sprawiało mi dodatkową przyjemność. Dochodziła dwudziesta, byłam już w zasadzie gotowa, gdy zadzwonił telefon. - Spóźnię się - ton wskazywał na zdenerwowanie, rzadkość. Smith nigdy nie wystawiłby mnie, nie uprzedzając. Był w każdym calu gentelmanem i skrupulatnie dbał o swój wizerunek. Postanowiłam więc zaczekać, biorąc najpierw gorącą kąpiel a później popijając wino. Wieczór zmienił się w noc, przyszło znużenie i niepokój. Czy przyjdzie? Czy mógłby nie przyjść nie informując mnie o tym? Czy coś..? Nie! Sen. Sen odpędzi te myśli. Chwilę kręciłam się jeszcze w pościeli, ale wypity alkohol i późna pora zrobiły swoje. Przebudziwszy się, dojrzałam w ciemności, że siedzi na brzegu łóżka. Nie miałam pojęcia jak długo. Czy właśnie wszedł, czy obserwuje mnie tak już od dawna? Przeciągnęłam się lekko, było ciepło i miękko, dokładnie tak, jak w mojej muszelce do której sięgnął pod kołdrą Smith. - Czekałam na ciebie - powiedziałam cicho. Nie z wyrzutem, raczej ze smutkiem. - Wiem, czuję - odparł, wyszukując kciukiem, między moimi wilgotnymi falbankami, łechtaczkę. Początkowo masował delikatnie lecz w miarę jak narastało jego podniecenie, stawał się brutalniejszy. Pierwszy orgazm wstrząsnął moim ciałem, Smith nie przestawał, nie zważając na to, że wiję się i robię uniki, masował dalej, mocniej. Drugie, trzecie szczytowanie, powoli przechodziło w orgazm wielokrotny. Smith patrzył na mnie zaciętym wzrokiem. Wiedział, że dając mi tę rozkosz, sprawia także dotkliwy ból. Chciałam powstrzymać jego rękę, położyłam na niej swoją dłoń, ale pokręcił tylko nieznacznie głową. Natychmiast odpuściłam. Nie próbowałam nawet liczyć, ile razy wtedy doszłam. W końcu mój oprawca, doprowadziwszy mnie do kolejnej ekstazy, wyją dłoń z pomiędzy moich ud. - Dobranoc - rzekł wstając i powoli wyszedł, zostawiając mnie rozpaloną, mokrą, w cierpieniu czekającą na więcej. Nigdy nie dowiedziałam się, co wydarzyło się tamtej nocy. Następnego dnia, gdy spotkałam się ze Smithem, był już taki jak zawsze, chłodny ale opanowany. Stwierdziłam więc, że nie ma powodu by wracać do wydarzeń z poprzedniego wieczora i oczekiwać wyjaśnień, skoro wszystko wróciło do normy.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Pumpkin

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach