Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Bluszcz

Pisali do siebie gęsto, słowa kleiły się gładko, z dnia na dzień tworząc spoistą rzeźbę pragnienia spotkania się i zrobienia użytku z tych słów w ciasnej przestrzeni dłoni i ust. Tego dnia spadł śnieg, pokrywając bielą okoliczne pola. Ona napisała, że może ją wziąć na kawę, pod warunkiem, że będzie miała dobry widok, a on będzie dżentelmeńsko ręce trzymał przy sobie. Kazała mu czekać z termosem ciepłej kawy na rozdrożu dróg między punktem A i B, obiecując krótki spacer w swoim towarzystwie. Kiedy przyszła na miejsce czekał na nią niecierpliwie, stojąc za swoim autem z dwoma kubkami w jednej dłoni. Niespodziewanie wyłoniła z drugiej strony pojazdu, a on uśmiechnął się figlarnie. Od słowa do słowa, bez niedopowiedzeń, przywitał się, poczęstował kawą i truchtem poszli na na krótki spacer ośnieżoną droga. Noga za nogą, krok za krokiem. Pomału przysuwał się coraz bliżej, żeby wśród zapachu roztapiającego się powoli porannego śniegu wyczuć jej zmysłowy zapach skóry i kosmetyków. Poczuła jego dłoń na swoim karku, delikatnie wysuwającą się pod włosy. Hola hola, odskoczyła.. Miałeś ręce trzymać przy sobie. Przeprosił. Odsunął się i podniósł ze śniegu patyk- trzymaj, to będzie wyznaczało nasz dystans dziś do siebie. Zaśmiała się patrząc mu prosto w oczy. -na prawdę myślisz że się przyda? Spojrzała na kijek, i wyrzuciła w pola. Nie umiał odczytywać podtekstów, ale ten napisany był wielką czcionką. Zrobił krok naprzód, i znów wsunął delikatnie rękę pod włosy na karku. Przymknęła oczy, lekko przychylając głowę, aby odebrać każdy ruch jego dłoni. Przysunął się i pocałował w rozchylone bezwiednie wargi .Przywarli do siebie, odkrywając smak swoich ust. Ona czuła nabrzmiałego penisa, on jej gorące piersi. Chcieli aby te śnieżne pola zamieniły się w przytulny pokój w renesansowym pałacyku. Ale był śnieg, pola i linia lasu gdzieś dalej. Oderwała jego zachłanne usta od swoich. Znów szli i rozmawiali, choć rozmowa nakierowana została na inne nieco tory, przerywana grą plecących się jak wilkinowy koszyk palców. Doszli do lasu. Śniegu było znacznie mniej, odbijał się kontrastem na ciemnozielonych połaciach mchu.Droczyli się ze swoimi ciałami, wiedząc jak bardzo wbrew umowie złaknieni są siebie. Przyparł ją do drzewa, i znów łapczywie pocałował, ale ręce zaczęły błądzić po ciele. Rozsunął jej kurtkę i macał zachłannie przez sweter, czując nabrzmiałe sutki. Całował szyję i dekolt, a dłonie piescily już pośladki.Odepchnęła go delikatnie od siebie, a dłoń wymacała zgrubienie w jego spodniach. Przez jej twarz przelała się fala zapomnienia. W swej głowie napisała wszystkie upoważnienia. Rozpięła rozporek i wyciągnęła go. Przysunął się całym ciałem, chcąc móc dotykać jej skóry. Jego dłonie powędrowały pod jej pasek, wciskając się między majtki a pośladki. Wciąż pieszcząc wystającego penisa sama zaczęła odbierać swoje pieszczoty. Jego palce powędrowały głębiej, rozchylając delikatnie pośladki, zmierzając do wilgotnej cipki. Poczuła jak palec delikatnie mości sobie miejsce między jej wargami. Wypięła pupę, żeby czuć więcej. Wiedziała że nie skupi się na obojgu, na sobie i na nim. Kucnęła i spojrzała się w wycelowaną w nią nabrzmiałą do granic możliwości główkę. Powoli oblizała ją, zlizując nagromadzoną wilgoć. Kazała mu oprzeć się o drzewo o które dają przy przed chwilą była oparta.. ssała i lizała jego fiuta, aż wśród jęknięć wyrzucił z siebie prosto w jej usta strumień gorącej spermy. Zessała ostatnią kroplę, wstała i pocałowała go w usta, zarzucając triumfatorsko rece na ramiona. Stali tak chwilę, ciesząc się sobą, jednak on chciał jej więcej. Schował pulsującego fiuta, ale nie zapinał rozporka. Znów szli, nią za nogą, próbując zgrać rytm ciał przytulonych do siebie w tym marszu. Wśród drzew szarzała bryła leśniczówki. Zaciągnął ją. - jest kłódka, nie psuj jej- nalegała. On obszedł cały budynek i otworzył niedomknięte okno. Wskoczył do środka. Ona za nim. Nie było cieplej niż na zewnątrz, ale nie wiało. Ktoś wyszedł na chwilę, zostawił wszystko do dokończenia na jutro, piętnaście lat wcześniej. Przez szyby wypadało pajęczynowe światło. Zapach pustego domu, czyjegoś życia które przeminęło unosił się z każdego zakamarka. Kaflowa kuchnia czekała na rozpalenie, ustawione na suszarce porcelitowe talerze czekały na nałożenie obiadu. W kancelaryjnym pokoju zeszyty pokryte urzędniczym pismem oznajmiały stany wyrębu poszczególnych kwartałów lasu.. chodzili po cichu, jak się chodzi po muzeum, martwy dom, zapis czyjegoś życia. Kradli tą prywatność, czytali ją jak książkę, starając się odczytać wszystkie jej rozdziały. Z monidła na ścianie obserwowała ich młoda para, ona o rumianych policzkach w welonie, on w mundurze leśnika, z puklami czarnych włosów.

- myślisz że tu był ich pierwszy raz?- zapytała go, obejmując ramionami za szyję lękliwie spoglądając im w oczy. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował, zamknęła oczy. Zagrabili ten dom, ich prywatność wygnała tę martwą przez niedomknięte okno. Przytulił ją i  znów całował. Oparł pupą o krawędź burka, rozpiął kurtkę. Ściągnął z niej, została w swetrze. Znów pieścił jej dekolt, a dłonie błądziły po skórze pod bluzką. Oparta rękami o blat wypięła się całą sobą, aby ułatwić mu siebie, aby danej też chłonąć to co dostawała. Powoli nachylał się nad nią, chciał odkrywać jej więcej. Ściągnął z niej sweter razem z bluzką. Stała w staniku, lekko drżąc z zimą i podniecenia. Nie mówiła nic, on zdjął swój płaszcz i zarzucił na nią. Ściągnęła klapy pod szyją, łapiąc resztki wylatującego ciepła razem z jego zapachem skóry i perfum. W kącie pokoju rozrastał się winobluszcz pożądania, pełznął po zakurzonej podłodze, wyciągając podkręcane jasnozielone wąsy, pokrywając rzeczywistość ciemnozieloną płachtą zapomnienia. Jego usta całowały piersi, brzuch. Język muskał bruzdy ciała. Szedł niżej i niżej. Poczuł jej dłonie na swojej głowie, delikatnie naciskające w dół. Ściągnął grube rajstopy, razem z majtkami. Opadły aż do kostek. Wstał, spojrzał w jej zamglone oczy i pocałował długo. Oto była przed nim, naga, w jego płaszczu. Zagubiona gdzieś w gąszczu własnych obaw, wśród oplatających ich pnączy pożądania. Wsunął dłonie pod płaszcz i poczuła jak silnie zaciskają je na pośladkach. Zostało pożądanie, które rozrosło się i wypełniło każdy zakamarek tej opuszczonej kancelarii. Oddała się mu, zrzucając resztki przyzwoitości i obaw. W gąszczu liści winobluszczu bezgłośnie wylądowały książki i zeszyty z biurka, strąconych jego jednym zdecydowanym ruchem w niebyt. Posadził ją na blacie, całą drżąc rozchyliła uda, zapraszajaco.Oderwał się od jej piersi, zszedł niżej, po brzuchu, po drodze całując jej pępek. Oplotła jego głowę dłońmi, lekko kierując ją w najbardziej wygłodniałe miejsca. Doszedł do buchającego żarem pożądania krocza, pięknego i lśniąco zapraszającego miejsca. Minął je i powędrował niżej, aż do kolan. Złapała go za uszy i na siłę przyciągnęła do krocza. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, twardy język zaczął powoli, od samego spodu lizać wargi rozchylając je. Lekka strużka wilgoci zraszała je, wypływając z ukrytego wciąż źródła. Napływająca krew pompowała kolory w jej wargi, poczuła jak wsuwa w nią palec i pięści od środka.. przeszedł ją dreszcz, ktory znała już wcześniej, przyjemny, rozlewający się na całe ciało, luzujący wiązania w stawach. Pieścił ją i bawił się każdym skrawkiem i załomkiem. Wstał powoli. Widziała jak nabrzmiałe spodnie pulsują od nabiegłej krwi. Rozpięła guzik i sciągnęła je z niego. Sztywny wyskoczył na wierzch. Złapała go za pośladki i przysuneła do siebie. Wsunął się w nią delikatnie, patrząc w szeroko otwarte oczy. Kiedy doszedł do końca, przywarła do niego całym swym nagim ciałem. Zaczęła ściągać z niego koszulę, w pośpiechu zrywając kilka guzików. Tkwił w niej nieruchomo, od kiedy wszedł. Popatrzył w jej oczy, piękne i pełne pożądania. To zasnuło jego wzrok mgłą. Poczuła jak łapie ją za biodra i nadziewa z całą siłą. Oparła się o blat rękami, i oddała się mu. Mocne ramiona przyciągały ją rytmicznie. Czuła jak kutas wielką główką przyjemnie rozpycha się w niej.Rozkosz przelewała się po niej, od szyi przez piersi aż do podbrzusza. Rytmiczne pchnięcia pozwalały jej skupić się na bodźcach. Poczuła jak jedną dłonią łapie ją mocno za kark i trzyma tak, jakby chciał ją przebić od dołu kutasem. Trwali w tym dzikim tańcu ciał, a ona czuła że wypełnia ją napięcie, które musi z siebie zrzucić. Przerwał na chwilę, wyszedł z niej i zdjął ją z biurka. Odwrócił do siebie plecami i ściągnął płaszcz z ramion. Nie czuła chłodu. Winobluszcz tlił się już w całym pokoju, rozlewając przyjemne ciepło. Oparła się o blat, wypinając zalotnie. Rozchylił pośladki i wszedł w ciepłą, rozruszaną już cipkę. Poczuła go teraz wyraźnie, jak ją wypełnia, ale kiedy znów zaczął nadziewać na siebie, Napięcie ponownie dało o sobie znać, dolało się do niej. Czuła jak narasta i uciska, wypełnia jej ciało, podbrzusze, piersi, szyję.. nie mogła już go powstrzymać, dolewał go do niej, łapczywie pieszcząc piersi podskakujące rytmicznie, wpychając kutasa po same jądra, i pieszcząc kark...Coś pękło, rozdarło się się i wylało. Całe napięcie, zgromadzone od tyłu dni znalazło swoje ujście. Poczuła jak uderzenie gorąca gwałtowną rozkoszą znajduje swoje ujście, zalewając jej uda obfitym wytryskiem. Ciałem wstrząsał dreszcz, wyrzucając z niej kolejną porcję soków... Chciała tak trwać, ale on wciąż niezmordowany znów zaczął ją rżnąć - to było dla pani, teraz jeszcze kolej na mnie - wyszeptał do jej ucha. Poczuła siarczystego klapsa na pupie i rękę na karku, która przycisnęła jej ciało do blatu biurka. Stała zgięta w pół, dociśnięta twarzą do biurka a on pastwił się nad nią, niczym w szale. Zdominował ją, chciała mu być posłuszna. Znów poczuła jak wzbiera w niej wyrzucone przed chwilą napięcie. Tym razem szybko, z każdym kolejnym pchnięciem nalewało się w jej ciele. Nie mogła go zatrzymać, a jego jęknięcia w tym pomagały. W szale dzikiej żądzy nie widzieli że żarzący się bluszcz zajął się ogniem, i trawił kolejne obszary. Spłonęły już regały z książkami, firanki płonąc zasnuły gestem dymem sufit. Płonące drzwi nie dawały szans ucieczki. Powoli płonęły zeszyty, zrzucone z biurka, przewrócone krzesło. Winobluszcz, który oplatał im stopy zacisnął się mocno, nie pozwalając uciec. Spłonęli oboje. Fala równoczesnego orgazmu przeszła przez ich ciała, jednak była za mała, aby zgasić płomień pożądania. Trzęsąc się z zimna, tkwili nieruchomo, dysząc ciężko, i ociekając potem. Wyszedł z niej, a po udach rozlały się jej soki zmieszane ze spermą. Odwróciła się i przytuliła. Sięgnął po zrzucony w amoku płaszcz i okrył ją czule.




Epilog...

Ale numer, Staszek, choć zobaczyć co nagrało się na monitoringu w leśniczówce po starym Maciejowskim!




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Mat Em

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach