Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Rodzinne perypetie cz. 5



W jednej chwili otworzyłem oczy i wrzasnąłem. Podniosłem się na łóżku i rozejrzałem nerwowo po pokoju. Poczułem nagły przypływ spokoju, ujrzawszy te znajome już ściany, mimo że byliśmy u wujostwa zaledwie od paru dni. To poczucie odzyskane bezpieczeństwa nie dawało mi jednak spokoju. Wystarczyła chwila szperania w pamięci, a moją głowę zalała fala wizji jak z koszmaru. Wszyscy zostaliśmy mentalnie upodleni. Zapomnieliśmy jak się nazywamy. Staliśmy się seksualnymi zabawkami. Pragnęliśmy wielkiego, zbiorowego rozpłodu. Wspomnienia nie chciały opuścić mojej głowy, mimo że usilnie starałem się je wyrzucić.

– Wojtek – usłyszałem swoje imię. Nienaturalnie szybko uniosłem głowę. Miałem też nieco rozbiegane spojrzenie, przez co musiałem zmrużyć oczy. W futrynie stała ciocia Amelia. Jej głos zabrzmiał niezwykle zwyczajnie jak na nią. Często przepełniony był perwersją, teraz jednak nie nadawała mu żadnej intonacji. Ubrana też była jakoś tak zwyczajnie, w prostą sukienkę, jednak najdziwniejsze było jej spojrzenie, pozbawione tego charakterystycznego zacięcia. Świdrowało mnie, jakby próbując dojrzeć moje wspomnienia.

– To był tylko sen.

Nagle stało się to dla mnie oczywiste. Nie istniała inna możliwość. Byłem jednak w takim szoku, że nie przyszło mi nawet do głowy zapytać, jakim cudem doszło do tak odjechanego, zbiorowego snu. Narastająca między nami cisza stawała się niezręczna, ale kompletnie nie miałem pojęcia, co powinienem i co mogłem powiedzieć w tej sytuacji.

–Myślę, że ktoś chce się z tobą zobaczyć – oznajmiła wreszcie i przesunęła się nieco na bok, odsłaniając druga postać. Serce zabiło mi mocniej, mimo że widziałem ją praktycznie nieprzerwanie od 15 lat, czyli w skrócie całe moje życie. Laura, ubrana podobnie jak ciocia, niepewnie wkroczyła do pokoju ze spuszczoną głową, jakby oczekiwała, że ją za coś zbesztam bądź ukaram. Sytuacja stawała się przez to naprawdę absurdalna z postronnego punktu widzenia. Co mnie to jednak obchodziło? Serce mi się krajało, widząc moją siostrę w stanie takiego spięcia i niepewności.

– Laura? – spytałem nieśmiało. – Nie musisz się mnie bać.

Prawdopodobnie pod wpływem mojego ciepłego głosu poczuła się zachęcona i uniosła twarz. Drgnąłem z zaskoczenia. Po jej policzkach spływały gęste strugi łez, warga jej lekko drżała. Wyglądała, jakby ledwo powstrzymywała się przed tym, żeby się nie rozkleić. Być może powinienem wtedy coś powiedzieć, ale milczałem zdezorientowany. Nasze spojrzenia się spotkały i w tym właśnie momencie wybuchła rzewnym płaczem. W rozpaczy zarzuciła mi ręce na szyję i zatopiła swoje usta w moich. Bliskość jej ciała zawsze wprawiała mnie w stan rozluźnienia i tak było także tym razem. Ja również mocniej się w nią wtuliłem i pozwoliłem jej przeżywać to, co przeżyć musiała. Zadziwiać mogło, że w takich momentach nawet niezbyt wzrastało moje podniecenie, mimo że w moich ramionach spoczywał obiekt mojego chorobliwego momentami pożądania, a jednak w takich chwilach takie potrzeby schodziły na dalszy plan.

– Co się stało, moja starsza siostrzyczko? – spytałem w końcu czule Laurę, wciąż co chwilę targaną spazmami szlochu. Spojrzała mi głęboko w oczy, jednak tym razem uspokoiła głos na tyle, by być w stanie przemówić.

– Przepraszam cię – wyszeptała. – Boję się tego, co wydarzyło się w tamtej piwnicy. Ja... nie byłam sobą...

Przywołałem tę sytuację w pamięci i nie mogłem powstrzymać się przed wzdrygnięciem. Myśl, że siostra chciała się rozmnażać się nie tylko ze mną może nie była przyjemna, ale przecież na końcu myślał tak wtedy każdy z nas.

– Nikt z nas nie był sobą – zaprotestowałem przytomnie.

– Tak, ale... Wojtek! – wręcz wykrzyczała mi to w twarz. – Dobrze wiesz, co wtedy powiedziałam o naszych relacjach. Bałam się, że mogłam cię stracić, że nie chciałbyś już być moim bratem, że...

– Ci... – stanowczo przyłożyłem jej palec do ust. – Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie, Laura, i zapamiętaj dokładnie to co ci powiem. Nie stracisz brata. Nie stracisz mnie. Żaden z nas nigdy nie straci drugiej połówki swojego rodzeństwa. Idziemy przez to pieprzone życie razem od 15 lat i przejdziemy je tak do samej usranej śmierci. Żadne wydarzenia nie są się w stanie zmienić tego, kim dla siebie jesteśmy. A wiesz, dlaczego?

Spojrzała mi pytająco w oczy.

– Bo cię, cholera, kocham siorka.

Łzy same napłynęły mi do oczu. Zobaczyłem natomiast, że Laura, chociaż nadal miała łzy w oczach, uśmiechnęła się ze szczęścia.

– Chyba masz rację braciak.

Kątem oka zerknąłem na bok, w miejsce, gdzie stała ciocia Amelia i przyglądała się całej tej sytuacji. Znowu uderzyła mnie ta odmienność w jej postawie. Zwykle przyjmując taką pozycję miała zamiar wygłosić jakąś sprośną uwagę, teraz wszak milczała i tylko uśmiechała się nieco, jakby ze wzruszenia. Patrząc na tę twarz, przypomniałem sobie jednak jeszcze raz, co wydarzyło się w piwnicy. Przed oczami stanął mi obraz cioci Amelii, bezwzględnej dominy poniżającej swoje sługi.

– Ty... – wysyczałem. – Ty... szmato!

Zaskoczona Laura próbowała mnie jakoś pohamować, ale ja już cały wrzałem.

– Teraz rozumiem, że nie tylko jesteś, jak wcześniej ostrzegała nasza matka, niezrównoważona, ale jesteś też puszczalską szmatą, która lubi być tylko wypełniana spermą, ale boisz się do tego przyznać i dlatego mącisz innym w głowach, by stali ci się posłuszni. Mam rację?

Przez dłuższą chwilę wydawało mi się, że nic nie odpowie, ponieważ spuściła głowę, niezdolna na mnie patrzeć. Byłem ostry, ale nie powinno to dziwić w tak chorej sytuacji. W końcu jednak cichym głosem odezwała się.

– Nie chciałam Wojtek, żeby tak to się skończyło.

– A czego się spodziewałaś, robiąc z nas zwierzęta?! Wiesz, jak czuje się osoba, która zapomina, jak się nazywa?! No właśnie za chuja nie wiesz, bo patrzyłaś na nas z góry, kiedy jak psy byliśmy gotowi służyć ci jako zabawki!

– Nie wiedziałam, co robię – przyznała. – Liczyłam, że pokazując Iwonie i wam, że tak naprawdę w każdym z nas drzemie zwierzę, nie będę już postrzegana jako odmieniec. Przez te wszystkie lata separacji ja naprawdę tęskniłam za siostrami, ale miałam związane ręce przez famę, jaką narobiła mi wasza matka. To był akt desperacji. Liczyłam też, że rozwiąże się sprawa z waszym ojcem, z którym szczęśliwie udało się skontaktować.

Urwała na moment, przyglądając się naszej reakcji. Wątpliwości, które przeżywałem w piwnicy, naszły mnie ponownie. Świadomość posiadania ojca była dla mnie szczerze niesamowitym uczuciem. Dotychczas pozostawał z tyłu głowy, wiedziałem jedynie, że zostawił nas za młodu, teraz natomiast, gdy jego wizja stawała się tak jasna, nie mogłem powstrzymać skrytej euforii, mimo że prawdopodobnie nie był zbyt zainteresowany własnymi dziećmi.

– Co do naszego ojca, to... jak było naprawdę? – spytałem niepewnie.

– W tym problem, Wojtek – ciocia odparła smutno – wasi rodzice przedstawiali odmienne wersje historii, a i tak mówili mało. Wasza matka obwiniała oczywiście Arnolda, oskarżając go o gwałt, on z kolei przedstawiał się jako niewinnego, utrzymując, że jako niepełnoletni został wkręcony. To jednak nie tłumaczy, dlaczego do zapłodnienia doszło dwa razy, i to w tak krótkim odstępie.

Milczeliśmy przez chwilę. Nie wiedziałem, co mam myśleć o całej tej sytuacji. W końcu odezwała się ciocia Amelia.

– Przepraszam was, że tak to się skończyło, ale prawda jest taka, że była to po prostu kulminacja konfliktu utrzymującego się w naszej rodzinie od wielu, wielu lat. Jesteście już duzi i widzicie, jak podzielona i odizolowana jest większość naszej rodziny. Być może przyjeżdżając tutaj odnieśliście wrażenie, że w naszym domy panuje bezbrzeżne szczęście i wszyscy są szczęśliwi. Niestety w tym przypadku, jak w wielu innych, sprawy nie rysują się tak kolorowo. I nadchodzi czas, żeby zażegnać te konflikty, nieważne czy w przyjemny sposób.

Uśmiechnęła się do nas smutno i wyszła.

Ja obróciłem się i spojrzałem Laurze w oczy. Nie musieliśmy tutaj nic dodawać, zresztą ciężko by było, bo oboje byliśmy w mocnym szoku. W miejsce wyjaśnionych zagadek wciąż wyrastały nowe.

Popołudniu pod dom podjechał samochód. Wkrótce drzwi się otwarły i do środka weszła reszta domowników. David jak zwykle tryskał humorem i powitał nas, w swoim stylu, niepowtarzalnym wierszykiem. Jednak kiedy spojrzał na swoją żonę, jego uśmiech zbladł wyraźnie. Było to o tyle dziwnie, że David praktycznie zawsze się uśmiechał. Zaraz oczywiście z powrotem szczerzył zęby, co jednak wydawało się już troszkę sztuczne. Nieco z tyłu stało natomiast nasze kuzynostwo. Spojrzenia moje i Liama spotkały się. Mulat porozumiewawczo kiwnął głową. W jednej chwili wraz z siostrą poszli na górę, co uczyniłem więc też ja z Laurą. Zamknęliśmy się w pokoju.

– Dobra, co się dzieje? – moja siostra od razu przeszła do rzeczy.

– Jest nienajlepiej – odparła Chloe z kwaśną miną. – Staruszkowie zdają się mieć jakąś spinę i nie chcą powiedzieć o co chodzi. Ów zbiorowy sen, który dla mnie i Liama był zresztą podobnym zaskoczeniem jak dla was, tylko pogorszył i tak już nienajlepsze relacje.

– Te wakacje będą wyglądać nieco inaczej niż byśmy chcieli – dodał Liam. – Z siorką szczerze powątpiewamy, żeby w obecnej sytuacji ciocia Iwona pozwoliła wam u nas zostać. Mało tego, dzisiaj wieczorem przyjeżdża tutaj z ciocią Wiesią. Niby minęło nieco czasu, ale i tak szykuje się naprawdę ostra wymiana zdań.

– Zaraz – wtrąciłem się – co masz na myśli przez "nieco czasu"? Ile my spaliśmy?

– To nikt wam nie powiedział? – Chloe szczerze się zdziwiła. – No cóż, powiedzmy, że jakiś... eee... tydzień?

– Tydzień?! – krzyknęliśmy z siostrą jak jeden mąż.

– No dobra, może sześć dni... Tak, wiem, to nie ma znaczenia... W każdym razie narkoza okazała się najwidoczniej bardzo, ale to bardzo skuteczna.

– I tak cud, że się nasi starzy jeszcze nie pozabijali – dodał Liam. – Zakładamy jednak, że ciocia Iwona przyjedzie dzisiaj zabrać was z powrotem. Plus powiedzieć naszym rodzicom to i owo.

Spojrzeli z siostrę ponuro po sobie. Czy tak miał się zakończyć nasz zbawienny wyjazd?

Ciocia Amelia zaskoczyła nas natomiast, kiedy delikatnie poprosiła nas o siedzenie dzisiejszego wieczora na górze. Nie protestowaliśmy, dobrze też wiedzieliśmy, dlaczego. Późnym wieczorem rozległo się donośne walenie do drzwi. David poszedł otworzyć. W progu stanęły Iwona i Wiesia, całe przemoczone z powodu rzęsistego deszczu, który je zastał. Powitały domowników cierpkimi uśmiechami i zdjęły płaszcze. Amelia i David czekali w salonie, ale żadne z nich nie siedziało, a w dodatku stali dziwnie daleko od siebie, rzucając czasem wrogie spojrzenia. Kiedy goście weszli, Iwona odezwała się:

– Gdzie dzieci? – spytała cienkim, nienaturalnie ułożonym głosem.

– Och, nocują u znajomych Liama, nie chciałam, żeby były problemem – odparła Amelia, nawet nie mrugając. Wtedy załapaliśmy, że bierzemy udział w małej grze. I mamy siedzieć cicho.

– W porządku. W takim razie, możesz nam w takim razie siostrzyczko kochana powiedzieć, co ty do chuja nawyrabiałaś?! – wrzasnęła Iwona, a jej głos na końcu drastycznie narósł.

– Właśnie Amelio, ja aż do dzisiaj się trzęsę na to wspomnienie – dodała Wiesia. – O Boże, co też powiedziałby mój świętej pamięci mąż? Mimo że to był sen, musiałam ciężko pokutować przez ostatnie dni, żeby uzyskać odpust u mojego miłosiernego księdza, który jest członkiem parafii od...

– Drogie siostry – przerwała Amelia i westchnęła, zbierając w sobie siły – chciałam po prostu coś zmienić w naszej rodzinie. Nie musimy już nawet dyskutować o wydarzeniach sprzed kilkunastu lat, bo to do niczego nie zaprowadzi. Chciałam wam pokazać, że w każdym drzemią zwierzęce instynkty, by przerwać trawiący naszą rodzinę konflikt. Później okazało się jednak, że nie były to jedyne niedopowiedzenia – wymownie zerknęła na swojego męża. – Miałam przyjemność dowiedzieć się na przykład, że mój tak naprawdę nie jeździł na te ciągłe delegacje, a do swoich kochanek. I tak od kilku lat.

Pierwszy raz zobaczyłem ciotkę wściekłą. Chociaż jakoś się jeszcze trzymała, widać było, że aż kipiała ze złości.

– Jednakowoż – odparł Liam swoim głębokim głosem – wydało się także, iż Amelia w czasie moich nieobecności zwykła raczyć naszych gości swoimi wdziękami. Nie, przepraszam, zaiste dawała się po prostu wyruchać!

Patrzyli na siebie wilkiem i wydawało się, że kłótnia wisi na włosku. Zaraz jednak opanowali nerwy.

– Zgodnie uznaliśmy, że nasz związek w świetle tych faktów nie przetrwa, ponieważ dawno przekroczyliśmy racjonalną granicę zaufania – zaintonował David.

– Nie wiem dokładnie, co wniesie do całej naszej rodziny – rzekla Amelia – ale wspólnie podjęliśmy decyzję, że bierzemy rozwód.

Coś boleśnie ukłuło mnie w sercu. Tego bym się w tym domu nie spodziewał. Wszyscy wydawali się tutaj tacy szczęśliwi, a tak naprawdę rodzice robili jedynie dobrą minę do złej gry. Zdałem sobie wszak sprawę, że ktoś będzie cierpiał znacznie bardziej. Obróciłem się i zobaczyłem Chloe, łkającą po cichu. Wtuliła się w Liama, który usiłował być w tej chwili twardy. Słabo mu to wychodziło.

Iwona i Wiesia wyjechały wkrótce potem. Wiadomość o rozwodzie spadła na nie niczym grom z jasnego nieba i skutecznie ostudziła temperament. Byłem wszak pewien, że nadal postrzegają tę rodzinkę za ostro popieprzoną, ale w takim momencie nie chcieli dodatkowo im się naprzykrzać. "Potrafią być jednak wyrozumiali" – uśmiechnąłem się blado. Tylko ja i Laura zeszliśmy tego wieczoru na kolację. Rodzeństwo nie miało zamiaru, rodzice zresztą nie próbowali ich przekonywać. W milczeniu jedliśmy przy stole.

– Więc to dlatego? – spytałem, nie wytrzymując. – Dlatego kazaliście nam się siedzieć cicho jak myszy pod miotłą. Wcale nie po to, żeby uniknąć rozmowy z Iwoną i Wiesią, tylko żeby uniknąć rozmowy z wami. Mam rację?

– Wojtku – odparła ciocia Amelia z bladą miną. – Dla nas wszystkich to jest trudny czas. Czas przemyśleń o tym, co się wydarzyło, i o tym, co nas czeka. Jestem pewna, że nasze dzieci znajdą w sobie siłę i spróbują zrozumieć powagę sytuacji.

David jedynie skinął głową. Popatrzyliśmy na siebie porozumiewawczo z Laurę. W tym momencie milczenie i wzrokowa dezaprobata wyrażały więcej niż tysiąc słów.

Kiedy szedłem spać, usłyszałem jeszcze cichy szloch w poduszkę. Chciałem pójść pocieszyć Chloe, ale tylko pogorszyłbym sytuację. Nie wiedziałem, co mądry człowiek mówi drugiemu, z rozwodzącymi się rodzicami. Straciłem ojca w bardzo młodym wieku. Rano wrócił Liam. Okazało się, że tę noc spędził pod gołym niebem. Dobrze go rozumiałem. Facet czasem potrzebował innej formy doznawania cierpienia. Dobijało mnie to, że rodzeństwo nie miało nawet sił rozmawiać o tym między sobą. Ten dzień przyniósł jednak więcej nieprzyjemnych scen. Rodzice nieśmiało próbowali porozmawiać ze swoimi pociechami, które reagowały na to z wyjątkową niechęcią. W skrócie – dzień ten przyniósł tylko pogorszenie atmosfery, co jakimś cudem było możliwe. Mimo wszystko starałem się zapamiętać z wyjazdu jak najwięcej, kiedy wsiadałem z siostrą do pociągu. Nasi kuzyni słusznie przewidzieli koniec wyjazdu. Nie przewidzieli tylko okoliczności, w jakich się rozstaniemy. Staliśmy na peronie, odwlekając ostateczne pożegnanie.

– Fajnie było – rzuciła Laura.

Wszyscy pokiwali głowami.

– Nie ma co zbytnio żegnać – dodałem. – Jestem pewien, że zobaczymy się jeszcze w te wakacje. Trzeba o tym pomyśleć.

Teraz kiwania były dużo żywsze. Zerknęliśmy na zegarki. Nadszedł czas. Z bólem serca zajmowałem swoje miejsce, bo wiedziałem, że taki wyjazd na pewno się nie powtórzy. Pociąg ruszył. Dopóki była możliwość, machaliśmy naszemu kuzynostwu, ale wkrótce zniknęli z pola widzenia. Siostra natomiast przysiadła się obok mnie i oparła głowę na twoim ramieniu.

– Cieszę się, że tu jesteś – szepnęła i zamknęła oczy. Sytuacja odwrotna do pierwszej jazdy, kiedy perfidnie unikała kontaktu ze mną.

Poczułem chwilowy spokój. Zauważyłem też, że przygląda nam się student siedzący naprzeciw. Nasze spojrzenia spotkały się.

– Taka dziewczyna to skarb – rzucił – nie daj jej sobie odbić.

Czasami serce, wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczyna bić szybciej, przepełnione nadzieją.

Nawet we własnym domu czułem się jakoś obco. Z pozoru nasze życie wróciło do normy, ale nie mogliśmy zachowywać się tak jak wcześniej. Nasza matka, co ciekawe, nie wykazała gruntownej przemiany. Była tak samo temperamentna jak kiedyś. Nie próbowaliśmy nawet rozmawiać z nią o niedawnych wydarzeniach, gdyż nic by to nie dało. I chociaż w sprawie wujostwa mieliśmy zapewne odmienne zdania, ja sam nie wiedziałem, co o tym sądzić. Tak bardzo szczęśliwa na pozór rodzina okazała się ostatecznie krucha. Nawet z Laurą rzadko rozmawialiśmy na ten temat. Ogólnie jednak moje relacje z siostrą znacznie się poprawiły. Dużo lepiej czuliśmy się w swoim towarzystwie i staraliśmy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu.

Było jednak coś, co nie dawało mi spokoju i musiałem w końcu powiedzieć o tym siostrze. Zauważyłem u siebie mianowicie zaskakującą przemianę własnej seksualności. Starałem się wyrzucić z pamięci ten pamiętny i zatrważający sen, w którym wszyscy wzięliśmy udział, ale nie potrafiłem. Dobrze wiedziałem, że takie wydarzenia zawsze odciskują piętno na ludzkiej psychice i nie inaczej było w moim przypadku. Zauważyłem, że obawiam się trochę własnego ciała i tego, co można z nim zrobić. To z kolei zmniejszało znacznie mój popęd, tak niepohamowany przecież w ciągu roku szkolnego. Jedynie siostra działała na mnie inaczej i to z banalnego powodu. Gdy się głębiej zastanowiłem, skonstatowałem ze zdumieniem, że ostatecznie nigdy jeszcze nie przespałem się z Laurą. Zawsze, kiedy byłem o krok, coś stawało na przeszkodzie.

Powiedziałem jej to pewnego wieczoru, starając się przy tym tonować emocje, które aż we mnie buzowały. Siostra popatrzyła na mnie swoimi pięknymi, zielonymi oczami. Nie tylko popatrzyła, ale wręcz wniknęła nimi wgłąb mnie. Uśmiechnęła się blado.

– Wiem – westchnęła. – Ale nie mogę.

Zamarłem, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Nie po tym, co się wydarzyło – kontynuowała. – Widzę, że czujesz to samo co ja. Czujesz się dziwnie we własnym ciele, bo zrobiłeś z nim coś dziwnego i masz wrażenie, że już nie należy do ciebie.

– Ale przecież ty... – zacząłem. – A zresztą...

Laura przyglądała mi się chwilę w milczeniu i nagle uśmiechnęła się pod nosem.

– Czekaj, czy ty jesteś zazdrosny? – wyrzuciła radośnie.

– Co, że ja? Dlaczego miałbym być, to nic nie...

– Liam? – spytała krótko.

– ...

– No mów.

– Tak – westchnąłem – ale myślę, że to zrozumiałe.

– Masz rację – Laura przeczesała dłonią włosy. – Wiesz, trudno nazwać mi typy relacji, jakie nawiązaliśmy z naszym kuzynostwem, ale dobrze widziałam, jaka więź wytworzyła się między tobą i Chloe i uważam, że to świetne. Przez chwilę myślałam, że Liam posunie się trochę dalej wobec mnie... Ale potem ten powoli rozpalający się płomień przygasł.

Przerwała na chwilę, ale wciąż wpatrywała mi się głęboko w oczy. Działało to na mnie dziwnie uspokajająco.

– Wiesz, czasem sobie myślę, że nasza rodzina jest nienormalna. I trochę w tym pewnie prawdy. Ale boję się, że przekroczyliśmy jakąś granicę. Dlatego może... spróbujemy od nowa być dla siebie rodzeństwem?

– Oczywiście – odparłem. – Bardzo cię kocham i chętnie bym... hmmm... zrobił to i owo, ale jesteśmy mimo wszystko rodzeństwem i to się w tej chwili najbardziej liczy.

Milczeliśmy dłuższą chwilę.

– Ale wiesz co?

– Hmmm?

– Gdybyś miał ochotę, to możesz śmiało wskakiwać ze mną do wyrka. Już się przyzwyczaiłam, że nie śpię sama.

Uśmiechnąłem się tylko szeroko. Matka mogła być niebawem w lekkim szoku. Ale kogo to obchodziło?

***

Okazja do spotkania z kuzynami przyszła już pół miesiąca później. Zadbaliśmy o to sami. Mieliśmy stały kontakt, co było o tyle wyjątkowe, że w tej porze wakacji zwykle gniliśmy u cioci Wiesi bez zasięgu. Teraz ciocia jednak większość czasu albo siedziała w domu, modląc się i śpiąc, albo chodziła do kościoła, modląc się i pewnie też śpiąc. Kuzyni nie mieli w domu przyjemnej atmosfery. Ich rodzice większość czasu poświęcali załatwianiu papierów rozwodowych. Nigdy też nie było ich obojga naraz, ewidentnie się unikali. Chciałem jakoś wyrwać kuzynów z tego emocjonalnego dołka, dlatego zaproponowałem im wyjazd na obóz piłkarski. W końcu co tak nie zbliża ludzi jak wspólna pasja. Co niezbyt zaskakujące, zgodzili się natychmiast. Tą łyżką dziegciu w beczce miodu był fakt, że nie pojedzie moja siostra. Chociaż to też nie było zaskoczeniem. Niemniej, nie zamierzała gnić w domu i też postanowiła się uwolnić od domu i naszej matki. Podchwyciła mój pomysł i znalazła odpowiedni dla siebie obóz.

Ja sam nie mogłem się doczekać, mimo że czekały mnie dwa tygodnie niezłej harówy.

Ciężko opisywać każdy dzień obozu z osobna, więc skupię się na nim jako całości. Zwłaszcza, że kolejne wbrew oczekiwaniom wyglądały podobnie. Spędzaliśmy je na treningach, przerwach, znowu treningach i ewentualnie przerwach przez kolejnymi treningami. Nie ma co, Liam to był twardy gość (mając tu na myśli wytrwałość). Obozowicze upodobali sobie dla niego masę przydomków czerpiących od legend afrykańskiego futbolu. Siłą rzeczy nie byłem gwiazdą obozu, ale udawało mi się przynajmniej nie zostać na szarym końcu.

Chłopcy trenowali osobno, dziewczęta osobno. Późnym popołudniem nadchodził jednak moment, na który prawdopodobnie wszyscy czekali najbardziej. Wtedy dostawaliśmy wolną rękę do gry, co w praktyce oznaczało mieszane składy i zaciętą rywalizację, bo dziewczyny nieczęsto odstawały od chłopaków. Pojawiły się także dodatkowe, niespodziewane atrakcje. Pewnego razu drużyna Liama zmuszona była zmuszona była zagrać bez koszulek z powodu braku oznaczników. Jego odsłonięta klatka piersiowa z powodów natury fizycznej stała się obiektem pokrętnej fascynacji u dziewczyn. Czasem odnosiłem wręcz wrażenie, że niektóre zawodniczki celowo na niego wpadały. On nic sobie z tego nie robił, a przynajmniej nie dawał po sobie poznać, że ta cicha kokieteria jakoś go rusza.

Osobą, która zdawała się najbardziej przejęta ze wszystkich, była Chloe. Nie sądzę, żeby zazdrościła bratu spojrzeń innych dziewczyn. Chodziło raczej o naturalną rywalizację w rodzeństwie.

Co prawda skutkowało to żmijowatymi spojrzeniami rzucanymi koleżankom, ale było nawet zabawne. Któregoś jednak razu, kiedy dopiero co odsłonięta klatka Liama ponownie wzbudziła zachwyt u wielu osób, nie wytrzymała. Grała akurat w tej drużynie co brat, więc biegała w staniku. Ostentacyjnie rozpięła jego sprzączkę i odrzuciła na bok. Zerknęła na mnie i mrugnęła porozumiewawczo. Byłem już przyzwyczajony do widoku jej cycków, więc specjalnie się nie przejąłem, choć byłem z deczka zaskoczony. Bardziej bawiły mnie wypchane spodnie moich kolegów. Z czasem zadziałał ciekawy mechanizm społeczny, bowiem reszta dziewczyn okazała się nie tak nieśmiała i też stwierdziła, że będzie grał z cyckami na wierzchu. Wtedy ja także zacząłem mieć problemy z wypchanymi spodniami.

Mniej więcej w połowie obozu Liam skręcił kostkę. I to nie byle jak, bo akurat wpadła na niego jedna z najgorętszych dziewczyn na obozie, niestety urodzie nie dorównywała zgrabność. Dość szybko przyjechał po niego David. Okazało się, że przebywał akurat w pobliskiej mieścinie. Normalnie byłoby to dziwne, ale teraz bywał w Olsztynie tak rzadko, że mógł szwędać się wszędzie. Przedwczesny wyjazd Liama spowodował pogorszenie atmosfery na całym obozie, choć nie sposób ukryć, za czym wzdychała żeńska strona obozu. Ja, niemniej, nadal dawałem z siebie wszystko, co powodowało, że wieczorem padałem na łóżku i nie miałem zamiaru wstawać.

Pewnego razu, po trochę luźniejszym dniu, udałem się do mojego domku, który dzieliłem rzecz jasna z paroma innymi chłopakami. Nie byli oni jednak zbyt sympatyczni ani rozmowni. Ogarnąłem się, żeby nie śmierdzieć innym i z braku lepszego pomysłu ległem na łóżko. Nic ciekawego nie przyszło mi do głowy i wkrótce potem odpłynąłem. Zbudziło mnie ciche pukanie. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się. Za oknem panował mrok, a reszta chłopaków spała w najlepsze. Wtedy znowu usłyszałem pukanie. Obróciłem się i zobaczyłem, że ktoś delikatnie stuka knykciami w szybę. Po chwili postać wychyliła głowę. Była to, bo któżby inny, Chloe. Uśmiechnęła się do mnie lekko i gestem wskazała na dwór. Zastanawiałem się przez 3 sekundy, po czym po cichu wybiegłem z domku. Noc była ciepła, więc nie przejmowałem się, że wychodzę w samej piżamie. Okrążyłem domek i z pewnym zdumieniem zobaczyłem, że moja kuzynka ma na sobie jedynie lawendową koszulę nocną.

– Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam? – spytała. Wyglądała naprawdę słodko. Pokręciłem przecząco głową.

Z braku laku poszliśmy do pobliskiego lasku. Tak na wszelki wypadek. Miękki mech uginał się pod naszymi bosymi stopami, a zewsząd dobiegały nas dźwięki nocnego życia. Długo milczeliśmy, wsłuchując się.

– Jak w domu? – rzuciłem w końcu niepewnie.

– Nienajgorzej – westchnęła. – W sumie mało się działo ostatnio. Rodzice ciągle latają gdzieś po urzędach. Fajnie się było wreszcie gdzieś wyrwać.

Znowu milczeliśmy przez chwilę, kiedy usłyszałem ten znajomy już dla mnie szloch. Obróciłem głowę. Chloe nie mogła już opanować emocji. Po prostu wtuliła się we mnie mocno.

– Och Wojtek, nie mam już siły – wyszeptała przez łzy. – Całe życie łudziłam się, że nasza rodzina jest wyjątkowa, i dlatego tak szybko wprowadzili nas w świat seksu. Skończyłam wtedy 13 lat. Pamiętam, że David siłą rozwarł mi nogi i wtargnął we mnie. Nigdy nie doświadczałam takiego bólu, jak kiedy deflorował mnie swoim drągiem. Ruchał mnie tak długo, aż wbrew sobie zaczęłam szczytować. Była to niewielka nagroda za tak utraconą cnotę. Później, kiedy zdobywałam doświadczenie, uznałam, że było to konieczne. Z czasem doceniłam model rodziny, w jakiej żyję, bo na zawołanie miałam dostępne kutasy brata i ojca.

Spojrzała mi głęboko w oczy.

– Ale to wszystko było mydlenie oczu. Prawda jest taka, że dawno już przestałam postrzegać ich jako rodziców, a w zamian za to jako ciekawych partnerów seksualnych. Jak się okazało, oni też prowadzili na boku własne życie. Czasem się zastanawiam, czy nie spłodzili nas tylko po to, żeby móc się z nami ruchać.

Brzmiało to brutalnie, ale w świetle tych wydarzeń nie tak absurdalnie. Chloe uspokoiła nieco swój oddech.

– Tęskniłam za tobą Wojtek. Kiedy do nas przyjechaliście, mieliśmy z bratem nadzieję, że trafią się ciekawi ludzie. Kiedy się ze mną kochałeś, pierwszy raz od dawna nie poczułam się jako zabawka. Było tak dobrze... Proszę cię Wojtek, zerżnij mnie tu i teraz.

Zadarła do góry koszulę nocną, eksponując swoją cipkę, całą już ociekającą sokami. Nie zastanawiałem się długo. Przyparłem kuzynkę do drzewa i w pośpiechu ściągnąłem spodenki. Jednym ruchem wjechałem kutasem w rozgrzaną piczkę Chloe i przestraszyłem się nieco, słysząc jej donośny, ekstatyczny okrzyk. Zamknąłem jej usta swoimi i było po problemie. Od razu przeszedłem do sedna sprawy. Miarowo wbijałem kutasa w jej rozgrzane wnętrze i starałem się hamować jej jęki. Naraz zdałem sobie sprawę, jak brakowało mi bliskością z kuzynką. Jej delikatne, rozedrgane ciałko, jej delikatna skóra, jej urywany oddech – wszystko to powodowało, że od razu czułem się błogo. Świadomość, że jesteśmy rówieśnikami, chyba jeszcze bardziej mnie podniecała. Bo o ile ciocię Amelię ruchało się dobrze, to bariera wieku była nie do pokonania. Za to teraz w moim ramionach spoczywała osoba mająca równo tyle lat co ja, mało tego, jej życie rodzinne właśnie zostało rozbite. Wręcz poczuwałem się do obowiązku pocieszenia jej. Niemniej, oboje czerpaliśmy z tego niemożliwą do opowiedzenia radość. Chloe zaplotła smukłe nogi na moich lędźwiach i za każdym pchnięciem jeszcze bardziej wciskała mnie w głąb siebie. Nasze języki wirowały w romantycznym tańcu, wymieniając między sobą ślinę. Nasze umysły odlatywały, ale ja nadal czułem ją o swoich ramionach. Uczucie w moim sercu ponownie zapłonęło. Pożądałem Chloe całym sobą. Uczucie to wzmagane było przez jej pochwę, tak szczelnie przyjmującą kutasa. Wrzałem już.

Złapałem z kuzynką kontakt wzrokowy. Lekko skinęła głową. O ile to możliwe, jeszcze zintensyfikowałem pchnięcia, a finisz się zbliżał. W jednym momencie Chloe zawyła donośniej niż wcześniej, a ściany cipki mocno zacisnęły się na moim kutasie. Wtedy ja też przekroczyłem swoją granicę. Z ulgą wbiłem penisa po nasadę i jęcząc wstrzeliłem pierwszą dawkę nasienia wgłąb pochwy kuzynki. Za nią nadeszły kolejne. Jej cipka silnie pulsowała, wysysając z mojego penisa kolejne salwy spermy i przyjmując w siebie. Nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego dochodzenie w środku jest takie ekscytujące, skoro było to preferowane przez osoby pragnące potomstwa. Tak czy inaczej ledwo trzymałem się na nogach. Postawiłem Chloe na ziemię. Z fascynacją patrzyła, ja po jej udach wolno spływa moja sperma.

– Dziękuję ci – powiedziała wreszcie Chloe, odzyskując równowagę. – Dawno się tak dobrze nie czułam.

– Ja też.

– Mogę mieć do ciebie prośbę?

– Pewnie – odparłem.

– Do końca obozu bądź moim chłopakiem – rzekła z uśmiechem. – Praktycznie nikt nie wie, że jesteśmy spokrewnieni, a nie mogę się doczekać reakcji twoich koleżków. Co ty na to?

Skinąłem głową, szczerząc zęby.

Nasz udawany związek rzeczywiście wzbudził niemałe poruszenie. Już wcześniej w domku, udając, że śpię, nasłuchiwałem, jak koledzy rozmawiali o tym, jaką to Chloe jest niezłą dupę i jakby ją chętnie wyobracali. Na mieszanych meczach jej ciało pożerało wiele pożądliwych spojrzeń. Teraz nagle wszyscy stali się wobec mnie bardziej uprzejmi, szczególnie kiedy w pobliżu była ze mną Chloe. Nigdy nie sądziłem, że będę czerpać takie korzyści z udawanego związku, ale nie protestowałem. Pod koniec obozu zaczynałem wręcz żałować, że to wszystko jest tylko na niby. Ale nie mogłem narzekać, bo we mnie i Chloe wyzwoliła się taka chcica, że niejeden raz jeszcze ruchaliśmy się gdzieś ukradkiem. Żałowałem, że musiałem się z nią rozstać, ale wracała przynajmniej do Liama, który zapewne utyskiwał nie tylko przez kontuzję, ale i samotność. Ja cieszyłem się, że po dwóch tygodniach mogłem znowu zobaczyć własną siostrę. Mieliśmy sporo tematów do obgadania.

Wkrótce potem wydarzyła się kolejna zastanawiająca rzecz. Pewnego wieczoru bowiem dokładnie opowiedziałem Laurze o tym, co zaszło między mną a Chloe. Następnego dnia matka wyjechała nam z informacją, że ciocia Wiesia źle się czuje i niezwłocznie musimy do niej jechać, żeby się nią zaopiekować. Zbieżność przypadków była nieprawdopodobna, ale nie chcieliśmy wyjść na nieczułych i zabraliśmy się razem z Iwoną w góry. A mówiąc dokładnie, osiedliśmy na dwa tygodnie na totalnym, boleśnie nam znanym zadupiu. Nie było tu niczego – internetu, zasięgu, lokalnych atrakcji. Jedyne, co mogliśmy robić, to łazić po górach i wysłuchiwać niekończących się narzekań cioci Wiesi. Choć od owego zbiorowego snu minęło trochę czasu, nadal strasznie to przeżywała i musiała to oznajmiać skrzekliwym głosem wszystkim wokół. Łączyła to oczywiście z retrospekcjami o swojej nudnej przeszłości i opowiadała o zepsuciu świata. Przez dłuższy czas starała się nas namówić, żebyśmy chodzili z nią do kościoła, i to codziennie. Za którymś razem odpuściła, ale była wyraźnie niepocieszona i nieustannie mamrotała pod nosem o demoralizacji dzisiejszej młodzieży. Nasza matka przyglądała się temu i nie okazywała żadnej reakcji. Przyzwyczaiłem się już do tego, ale nadal nie rozumiałem, jak Iwona może nie dostrzegać zacofania starszej siostry. Nasza matka była w gruncie rzeczy normalną, dobrze prowadzącą się kobietą, niemniej mydliła oczy sobie i innym. Miała wrażenie, że jeśli wcześniej cała nasza rodzina stała na rozdrożu, to teraz rozjechała się w dwóch przeciwnych kierunkach. Po jednej stronie mieliśmy gniazdo totalnego ciemnogrodu i obłudy, z drugiej zaś zupełną rozpustę i brak zrozumienia. Najbardziej cierpieli na tym najmłodsi, czyli ja, Laura, Chloe i Liam. Nie wyglądało na to, żeby cokolwiek w naszej rodzinie miało się zmienić na lepsze.

Wakacje chyliły się ku końcowi, a ja miałem coraz większe rozkminy na temat zbliżającego się roku szkolnego. Nie ulegało wątpliwości, że te wakacje zmieniły nas wszystkich i wprowadziły w nowe realia, ale trzeba było wrócić do szkolnej rzeczywistości. Oznaczało to znacznie mniej czasu na spotkania z kuzynostwem, choć i tak nie wiadomo było, jak poukłada się ich życie po rozwodzie rodziców. Zastanawiało mnie także, czy będę w stanie przystosować się z powrotem do starego środowiska. Miałem wątpliwości, ponieważ w rodzinie wiele rzeczy wyglądało inaczej niż w innymi ludźmi, a już szczególnie seks. Szczególnie obawiałem się o moje relacje z siostrą, które w każdej chwili mogły jeszcze bardziej rozkwitnąć. Nie wiedziałem, jak będę teraz myślał o koleżankach, które podobały mi się wcześniej. Pytania mnożyły się w mojej głowie i wręcz już pragnąłem, żeby wakacje się skończyły.

Tych wakacji czekała mnie jednak jeszcze jedna niespodzianka. Minęła już połowa sierpnia, a ja wraz z siostrą pogrążałem się w letargu, z którym nie mogliśmy nic zrobić. Siedzieliśmy sobie właśnie w salonie, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Laura poszła otworzyć. Chwilę ktoś krzątał się w wiatrołapie i do środka weszła Chloe we własnej osobie. Popatrzyła na mnie i odniosłem wrażenie, że w jej oczach czaił się strach.

– Cześć, jest wasza matka? – spytała. Pokręciliśmy głowami.

– Okej – Chloe spróbowała uspokoić oddech. – Jest sprawa, Wojtek.

Zabrzmiało to wyjątkowo poważnie nawet jak na nią. Wyraźnie zwlekała z oznajmieniem nowiny, ale im dłużej wpatrywałem się w jej oczy, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że to będzie mocny nius.

– Wojtek – powiedziała, a oczy jej się zaszkliły. – Ja... jestem w ciąży.

Gapiłem się na nią tępo. Nie docierało do mnie, co to dla mnie oznacza.

– Będziesz ojcem, Wojtek – dodała Chloe. Jej głos lekko wibrował, ewidentnie oczekiwała jakiejś reakcji z mojej strony. A tymczasem w mojej głowie walił się cały mój świat. Zapłodniłem kuzynkę przez własną nonszalancję i ignorancję. W tak młodym wieku był to tym bardziej szokujące. Mieliśmy dopiero 15 lat. I mieliśmy mieć dziecko.

– Nie... cieszysz się? – zapytała Chloe łamiącym głosem. Zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie przez dłuższą chwilę gapiłem się bezmyślnie w ścianę. Podbiegłem do kuzynki zarzuciłem jej ręce na szyję. Namiętnie pocałowałem wybrankę mojego losu.

– Czy się cieszę? – zapytałem przez łzy. – Jeszcze się pytasz?! Oczywiście, że się cieszę kochanie!

Chwyciłem ją w pasie i okręciłem w powietrzu dookoła. Łzy szczęścia same płynęły z moich oczu. Ciągle jednak patrzyłem na Chloe, która też nareszcie się uśmiechnęła. Po postawieniu na ziemię została w moich ramionach.

– Jestem po prostu w szoku – dodałem szczerze – przecież nie planowaliśmy... Zaraz. Nie planowaliśmy, prawda?

Moja kuzynka spuściła wzrok.

– Kocham cię Wojtek. Wiem, że to chore, ale chcę być z tobą. Już od jakiegoś czasu wiedziałam, że tylko z tobą będę mieć dziecko. Dlatego na obozie nie zażyłam tabletek.

Zamknąłem oczy, próbując zebrać chaotyczne myśli. W końcu odezwałem się.

– Wiesz Chloe, podejrzewam, że w normalnej rodzinie wkręcanie 15-latka w posiadanie dziecka uznane zostałoby za akt skrajnego zepsucia. Ale na szczęście – uśmiechnąłem się – jesteśmy Różeccy. Kocham cię Chloe i, choć próbowałem rozsądkiem tłumić to w sobie, chcę być z tobą. Wspólnie wychowamy nasze dziecko.

Spojrzeliśmy na siebie raz jeszcze i wybuchliśmy śmiechem. Ze szczęścia. Obróciłem się nieco. Laura stała i starała się nie rozpłakać.

– No proszę, braciak o rok młodszy, a już się hajta – zdołała z siebie wykrztusić. Wiedziałem, że wypowiadała takie kąśliwe uwagi, żeby całkiem się nie rozkleić.

– Na tym nie koniec niespodzianek – rzuciła Chloe – przeprowadzam się do waszego miasta, będę chodzić z tobą do szkoły.

– Serio?!

– Mhmm – przytaknęła z uśmiechem – wątpię, żeby moi starzy robili jakieś problemy z tego powodu. W końcu jeden z nich na pewno się gdzieś wyprowadzi.

– A co z Liamem? – spytałem. – Chyba go tam nie zostawisz?

Mina kuzynki zrzedła nieco.

– To była nasza wspólna decyzja.

– Dlaczego w ogóle mielibyście podjąć taką decyzję?!

Chloe westchnęła.

– Ponieważ w Olsztynie mamy gimnazjum łączone z liceum, chodzimy tak naprawdę do jednej szkoły. Niestety sekretów naszej rodziny nie dało się utrzymać w tajemnicy i po szkole rozniosła się wieść, że chodzę z własnym bratem do łóżka. Och Wojtek, nie wiesz, jak ludzie potrafią być okrutni wobec takich odmieńców. Wytykają cię palcami, obgadują, oczerniają... Z roku na rok było coraz gorzej. Teraz, kiedy jestem w ciąży, byłabym tam skończona. Podjęliśmy decyzję, że do czasu porodu na pewno musimy unikać sytuacji, które budzą skojarzenia. Dlatego uznaliśmy, że nie możemy być w jednej szkole.

– Ale jesteś przecież w ciąży z własnym kuzynem. Nie boisz się, jak ludzie zareagują na to? – spytałem.

– Boję się – westchnęła. – Ale chcę zacząć od nowa. Z tobą.

– Niemniej naszych rodziców nie będzie się dało utrzymać z dala od tematu i będzie to dla nich spory szok – stwierdziłem.

– Tak, ale proszę cię, dlaczego mielibyśmy się przejmować ich opinią? Byli beznadziejnymi rodzicami. My będziemy inni.

– Rozumiem też, że ponieważ będziemy chodzić do tej samej szkoły, wprowadzasz się do nas, prawda? – spytałem pogodnie.

Chloe nieśmiało skinęła głową.

Nasza matka była szczerze zaskoczona przeprowadzką Chloe, ale nie dała poznać po sobie niezadowolenia. Im dłużej myślałem o naszym dziecku, tym szczęśliwszy byłem. Doszedłem do wniosku, że skoro życie i tak zaczęło mi się walić i usuwać spod nóg, to trzeba chwytać je pełną garścią i iść przed siebie. Nie obchodziła mnie opinia publiczna. Liczyła się tylko Chloe. Na samiuteńkim końcu wakacji mogłem być naprawdę szczęśliwy, bo znalazłem miłość mojego życia. No, po prawdzie więcej niż jedną.





Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Biały Kruczek

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach