Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Prezent

Drzwi były zamknięte. „Pewnie poszedł jeszcze coś szybko kupić” – zaśmiałem się w duchu. Szybko jednak uśmiech został zastąpiony przez grymas niezadowolenia. „Dlaczego zapomniał? Jest aż tak obrażony? O co mu do cholery chodziło?” Przecież w ostatnim czasie ani się nie sprzeczaliśmy, ani nie wydarzyło się nic, co mogłoby wpłynąć na jego humor. Co prawda, od jakiegoś czasu odmawiał, gdy starałem się zachęcić go do jakichkolwiek pieszczot. Może nie powiedział wprost, że nie ma ochoty, ale widziałem po jego nastawieniu, że nic z tego nie będzie. Więc odpuszczałem, z dnia na dzień stając się coraz bardziej sfrustrowany tą nietypową abstynencją. „Może coś się stało i nie chce mi powiedzieć? Coś z jego mamą? Nie no, chyba nie bałby się przede mną zwierzyć… chyba.” Kolejne zmartwienia zaczęły pojawiać się w mojej głowie, podczas gdy szukałem kluczy w torbie. „A co jeśli… ale dlaczego? Przecież to on nie chcę się kochać.” Kiedyś mogliśmy to robić parę razy w ciągu weekendu. Wyprężał się przede mną jak kotka w rui. Sięgał do mojego rozporka, gdy oglądałem telewizję. Zrywał ze mnie ubrania, jakbym miał się od nich poparzyć. Bawił się moim penisem przez dobre pół godziny zanim, rozpoczynając od liźnięć główki i delikatnych pociągnięć po trzonie, nieprzymuszony, połykał go w całości, patrząc mi w oczy i krztusząc się zachłannie. Następnie, każda znana nam pozycja i jego ciche, niemalże szepczące pojękiwania. Tak, och jak dobrze. Jeszcze chwilę, jeszcze nie kończ. Jego nogi oplatające moje, przyciągające mnie bliżej i bliżej, bym mógł penetrować go głębiej niż godzinę wcześniej. Jego ekstatyczne grymasy twarzy, przy każdym pchnięciu moich bioder. Jego przyspieszony oddech i kurczące się stopy, gdy był już blisko. Stłumione okrzyki, ukrywane przed sąsiadami, gdy nakierowawszy mój penis na jego prostatę, dochodził na swoją rozgrzaną pierś, nierzadko oblewając podbródek czy twarz. Krótkotrwały stan nieważkości, po chwili ustępujący zwierzęco-dzikiemu spojrzeniu i rozkazom, bym w nim skończył. Moje dłonie ściskające jego uda, gdy niczym męczennik, znosił kolejne gwałtowne wepchnięcia. Mój swawolny język na jego stwardniałych sutkach i jego dłonie w moich włosach. Spragnione usta, niemo wołające o nastanie przypływu. Niedźwiedzie pomruki, stopniowo przeradzające się w odgłosy walczących lwów. Kamienne odrętwienie na chwilę przed erupcją. I ostateczne zwieńczenie godów sodomitów, pod postacią przelania się czary rozkoszy. A po tym… po tym wszystkim, delikatny, lecz niemalże namacalny, zapach nirvany. Nasze ramiona splatające się we wiecznym dążeniu do zjednoczenia dwóch ciał. Pocałunki, które zdawały się mówić więcej niż słowa. Żar, rozgrzewający nas obu niczym płomień ogniska, między pielgrzymami. Przystanek na drodze ku wieczności. Więc jak mógłbym uwierzyć, że mnie zdradza? Jak uwierzyć, że ten akt, tak szczery i prawdziwy, nie wystarczał mu w zaspokojeniu jego potrzeb. Dlaczego w moje urodziny? Dlaczego teraz, gdy właśnie miałem przestąpić próg naszego domu?

Pierwsze, co jednocześnie uspokoiło moje serce i przyspieszyło jego bicie, było ujrzenie poświaty lampki nocnej, sączącej się z naszej sypialni, by osiąść na ścianie korytarza. „Coś się stąło… coś złego.” Pomyślałem odruchowo. „Dlaczego zamknął drzwi, skoro jest w domu?”

- Hej! Wróciłem! - zawołałem zlękniony, lecz starając się nie ukazać tego po moim tonie. W odpowiedzi, usłyszałem jedynie dźwięk sunącej w dół windy na klatce schodowej, wezwanej przez kolejnego wracającego do domu z pracy mieszkańca bloku. Zamknąłem za sobą drzwi i przekręciłem w zamku klucz, zostawiając je w stanie jak sprzed chwili. Energicznym ruchem zrzuciłem z siebie plecak i ściągnąłem buty, odpychając je stopą pod ścianę. W domu było ciemno. Poza tą lekką smugą światła z sypialni; żadne inne pomieszczenie nie było oświetlone. Zacząłem naprawdę obawiać się co mnie czeka. „Co jeśli zastanę ich zabawiających się w naszym łóżku?” Chciałem fizycznie wypluć tą myśl, jeszcze zanim nawet zdążyła się w pełni uformować. „Zabiję go? Jego kochanka? Może obu?” Rosła we mnie wściekłość. Choć jeszcze nie znałem prawdy, wszystko zdawało się układać w jedną całość. Na co mu jego nudny narzeczony, skoro znalazł sobie lepszego fagasa z chujem jak maczuga, posturą kulturysty i znajomością pozycji seksualnych, jakby samemu pisał kamasutrę. „Tylko jak ja go zapierdolę, jak on mnie jednym ciosem zetnie z nóg. A chuj z tym, rozjebie mu łeb czymkolwiek co będzie pod ręką.” Powiesiłem kurtkę na wieszaku, delektując się ostatnimi chwilami przed zbrodnią, dopracowując plan i przygotowując się na pierwsze w życiu morderstwo. Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem się w stronę drzwi do naszej sypialni. Chociaż nadal nie słyszałem żadnego dźwięku, w mojej głowie wygrywały całe serenady jęków, wzdychań i sapania. Ruszyłem w stronę miejsca, gdzie w ciągu ostatnich dwóch lat zaznawaliśmy rozkosze, o jakich Rzymianie, podczas swoich orgii, mogli tylko pomarzyć. Zbliżałem się do framugi lekko uchylonych drzwi. Położyłem na nich dłoń i wstrzymawszy się na chwilę, jeszcze raz wziąłem głęboki oddech. „Po prostu weź lampkę i celuj w co popadnie.” Pchnąłem drzwi.

Na łóżku leżał Artur. Oprócz przepaski na oczach i zaciśniętych węzłem nadgarstków, nie miał na sobie niczego. Nie mogąc podeprzeć się na rękach skutych za plecami, wtulał swoją twarz w pościel. Wypięty tyłek opierał na rozchylonych przede mną nogach, stale ruszających się, jakby nie mogąc zapanować nad emocjami. Jego skóra, chociaż wyraźnie rozpalona, na dźwięk otwieranych drzwi, okryła się gęsią skórką. Lekko otwarte wargi i niestabilny oddech zdradzały jego przyspieszony puls. Wygięty i bezprecedensowo poddany czekał na swojego Pana w dniu Jego urodzin.

Na szafce nocnej postawił lubrykant. Obok niego leżał udekorowana kartka papieru z podpisem „Wszystkiego najlepszego!”. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Choć z początku w szoku, moje uczucie szybko przerodziło się w rozbawienie. „Cóż on znowu wymyślił!” śmiałem się w duchu. Lecz, kiedy odwróciłem twarz, by spojrzeć na jego spięte usta i ciasno splecione dłonie, zrozumiałem, że traktował on ów scenę zupełnie na poważnie. A skoro tak, to i ja musiałem stać się poważny.

Pierwsze, co usłyszał Artur po chwilowym odczekaniu to dźwięk garnituru zsuwającego się z moich ramion, by chwilę później wylądować na podłodze. Ja, natomiast wsłuchiwałem się jedynie w jego oddech, przyspieszający z każdym moim ruchem. Następnie wykonałem pierwszy krok w stronę łóżka, po czym wyciągnąłem swoją prawą dłoń, by dotknąć jego nagiego biodra. Momentalnie dobiegł mnie stłumiony jęk mojego ukochanego. Przesunąłem swoją dłoń w stronę jego pośladków, wyczuwając każdy nabrzmiały gęsią skórką mieszek. Spojrzałem niżej na jego stopy, które teraz spotkały się ze sobą, skurczone niczym dłonie niepewnego, oczekującego reprymendy. Ja, jednak, sięgnąłem do jego ramion, przesuwając najpierw delikatnie po jego splecionych palcach. W tym samym momencie ustawiłem się tak, by swoim kroczem dotykać jego nagiego tyłka. Mój nabrzmiały rozporek przesuwał się pomiędzy jego pośladkami, kiedy ja sunąłem opuszkami palców po jego plecach, ramionach, barkach. Mój penis, uwięziony w okowach ubrań, zaczął powoli domagać się uwolnienia, lecz ja wiedziałem, że nie mogę mu jeszcze na to pozwolić. Delikatnym, choć stanowczym ruchem pociągnąłem Artura pod łokciami, przyciągając go tym samym do swojej piersi. Odpowiedziawszy mi jęknięciem, podniósł się na mój rozkaz, opierając swoją głowę na moim prawym obojczyku. Jego rozchylone usta i zakryte oczy celowały w moją twarz, która łapczywie spoglądała na każdy detal jego rozpalonej skóry. Spotykaliśmy się oddechami, kiedy dłońmi pieściłem jego brzuch i pierś. Spojrzawszy ukradkiem w dół, widziałem jak jego przyrodzenie, odstawało od ciała, sugerując pełną gotowość do naszego złączenia. Mając wiedzę, o jego ekscytacji, zniżyłem swoją lewą dłoń, prawą pozostawiając wokół jego podbrzusza. Zacząłem delikatnie przesuwać swoje palce w jego pachwinach, umyślnie omijając penisa. Bawiłem się jego jądrami, delikatnie je pociągając i miętosząc w dłoni, cały czas masując jego brzuch.

Częstotliwość oddechów Artura wzrastała z każdym moim ruchem. Jego usta wychylały się w moją stronę, pragnąc spotkania z moimi. Ja, jednak, pochyliłem swoją głowę, by sięgnąć niczym złakniony wampir do jego gardła. Choć z początku, prostymi całusami, szybko zacząłem celebrować jego odchyloną krtań. Łapczywie biorąc dla siebie każdym skrawek jego szyi, wsłuchiwałem się w serenadę jego wydechów i odgłosów zadowolenia. On, w tym samym momencie oparł się swoim tyłkiem o moje krocze, ocierając się o nie frywolnie. Poprzez swoją koszulę czułem jak jego dłonie otwierają się i zamykają, tka jakby nie mógł zapanować nad ich ruchami. Z czasem jak nasze ciała zaczęły pracować szybciej, ja zacząłem wykonywać kolejne akcje ze wzmożoną energicznością. Masowałem jego jądra i pachwiny obie dłońmi. Ssałem i lizałem jego, niemalże, otwartą szyję i popychałem swoje krocze, napierając na Artura, tym samym przyciągając dłońmi jego poddane biodra. Kiedy, poprzez serenadę dźwięków wydobywających się z jego ust, poczułem, że nie panuje on już nad swoimi reakcjami, wtedy dopiero rzuciłem się w stronę jego twarzy, łapiąc swoją prawą dłonią za jego szczękę i przyciągając ją do swojej. Ruch ten był na tyle zwinny i nieprzewidywany, że, zanim pokryłem jego wargi swoją zachłannością, wydobył się z nich ostatni poddany jęk.

Trzymając jego twarz w sztywnym chwycie, eksplorowałem jego buzię swoim językiem. Wyczuwałem jak mięśnie jego twarzy napinają się i rozluźniają wobec nalegań moich ust, by przestał się opierać i pozwolił mi otworzyć Artura na moje ciało. Jego dłonie, zaciśnięte, a dotykające mojego brzucha, zdradzały jego subordynację i potrzebę, której odmawiał sobie od dłuższego czasu, czekając na ten dzień.

Splot naszych języków wydawał się być nieskończony, lecz w momencie, kiedy uprzytomniłem sobie, ile jeszcze jego ciała muszę dzisiaj zasmakować, odepchnąłem swoje usta od jego i, przytrzymując lewą ręką jego biodro, nakazałem mu pochylić się przede mną, napierając na jego plecy dłonią prawą. Wykonał moje polecenie posłusznie, bez najmniejszego oporu. Ja w tym czasie odsunąłem się od łóżka, by pozwolić Arturowi zasłuchać się w następujące odgłosy. W pierwszej kolejności, rozpiąłem swoją koszulę, by zrzucić ją z siebie, tym samym ukazując swoją wypiętą pierś. Odkąd, przestaliśmy uprawiać seks, nie widziałem sensu, by ją golić, dlatego zdążyła zarosnąć i obecnie włosy pokrywały jej skórę. Artur poprawił się na łóżku, rozchylając jeszcze bardziej swoje nogi, co zachęciło mnie do kontynuowania swojego striptizu. Sięgnąłem do spodni, by złapać za rozporek i jednym przesunięciem uwolnić swoje krocze z okowów dżinsu. Dźwięk zsuwających się z moich nóg nogawek, wyraźnie spodobał się Arturowi, co pokazał za pomocą pełnych uznania pojękiwań. Razem ze spodniami ściągnąłem skarpety, tak że ostatecznie stanąłem przed jego domagającym się uwagi tyłkiem, już w samych bokserkach – w tamtej chwili niezwykle naprężonych. Jako ostatni akt mojego przedstawienia, postanowiłem obejść łóżko, by stanąć w najbliższej odległości do jego twarzy, tak by mógł usłyszeć wszystko w jak najlepszej jakości. Kiedy więc znalazłem się po drugiej stronie, a jego twarz oparta na swojej prawej stronie leżała na łóżku, wtedy złapałem za gumki od bielizny. Powolnym, pełnym nonszalancji ruchem zsuwałem materiał, by ukazać, widzącemu słuchem Arturowi, całą ich nabrzmiałą zawartość. Przepełniony odgłosami, przygryzł swoje usta.

W tamtym momencie rozpoczęła się noc seksu. Podszedłem jeszcze o krok bliżej łóżka. Sięgnąłem dłonią jego głowy. Wsunąłem rękę pod twarz Artura, pomagając mu podnieść się na kolana. Kiedy już złapał równowagę, podłożyłem dłonie pod jego barki, tak by mógł w pełni skupić się na swoich ustach. Następnie pozwoliłem mu nachylić się w moją stronę. Dobrze wiedział, co ma robić. Przy pierwszym dotyku z moim penisem, lekko się wzdrygnął, lecz wiedząc, że to jedynie odruch bezwarunkowy, obaj uśmiechnęliśmy się i kontynuowaliśmy. Rozwarł swoje usta i złożył soczysty pocałunek na główce mojego penisa. Z mojej krtani uszedł wydech prawdziwej ulgi i odchyliwszy głowę do tyłu, poczułem, że mogę się w pełni rozluźnić i pozwolić Arturowi działać. A on nie próżnował. Chwile po pierwszym pocałunku, nastąpił kolejny, a potem następny. Przy czwartym jego usta zaczęły się otwierać co raz bardziej, tak że przy piątym i szóstym zaczął wkładać całą żołądź do buzi. Oparty barkami na moich dłoniach, zaczął wodzić ustami po moim penisie, przesuwając się po jego trzonie. Co parę ruchów zatrzymywał się, by językiem dodawać szczególnych pieszczot na wędzidełku i główce. Kolejno pochłaniał więcej i mniej, powoli otwierając się na mnie. Starał się brać więcej i więcej, zaspokajając zachcianki mojej żądzy. Co chwilę, z jego nosa wydobywały się głośne wydechy, sugerujące znaczne zaangażowanie, z jakim przykładał się do piszczenia oralnego. Kiedy już w końcu dotarł wargami do mojego podbrzusza, akompaniując temu ćwiczeniu reakcjami swojego przepełnionego gardła, poczułem, że jego wodze puszczają i nad jego ciałem zaczyna mieć kontrolę nienasycony głód seksu. Jego usta zaczęły pracować ze zdwojoną intensywnością, przesuwając się po trzonie mojego penisa. Używając mięśni brzucha opierał się już na tyle dobrze, bez pomocy rąk, że mogłem, wziąwszy jedną z moich dłoni, oprzeć ją na jego głowie. Miętosiłem jego włosy pomiędzy palcami, od czasu do czasu dociskając jego głowę, w chwilach wzmożonej ekscytacji. Jego umiejętności były na tyle zniewalające, że nie zauważyłem nawet, kiedy zacząłem jęczeć z rozkoszy. Gdy wsłuchałem się w wydawane przeze mnie odgłosy uprzytomniłem sobie jak głośno się zachowywaliśmy. To natomiast było niezbitym dowodem na to, że już niedługo może skończyć się moja chęć do dalszych zabaw. W związku z tym złapałem Artura ponownie za barki, by odciągnąć go od mojego penisa, do którego zdążył już niemal przylgnąć. Odpowiedzią na to z jego strony, było parę łapczywych oddechów i oblizanie śliny ze swoich warg. Podciągnąłem jego tułów w swoją stronę, by jeszcze raz spleść swój język z jego. Trwało to jedynie chwilę, gdyż nie mogłem odeprzeć myśli od pojawienia się z drugiej strony ciała mojego ukochanego.

Oderwałem go od swoich ust i obtarłem jego podbródek z resztek śliny, po czym opuściłem go na posłanie, a sam obszedłem ponownie nasze łoże, by z powrotem znaleźć się za jego plecami. Ukazał się przede mną wypięty tyłek, swoją postawą oczekujący natychmiastowej uwagi. Lecz, tylko to samo chodziło po głowie, także i mnie. Uklęknąłem na jedno kolano przed jego rozłożonymi nogami, kładąc soje dłonie na łydkach Artura. Pieściłem je chwilę, zanim zbliżyłem się twarzą do jego pośladków. Złożyłem na nich parę pocałunków, czemu odpowiedzią ze strony i właściciela były odgłosy zadowolenia i rozbawienia. Musiało go to łaskotać. Mimowolnie uśmiechnąłem się, po czym oparłem swoje dłonie na tych dwóch pagórkach radości. Następnie zbliżyłem się do tajemnicy pomiędzy nimi. Przywarłem do niego, dosyć bezceremonialnie, penetrując językiem zakamarki jego ciała. Obracałem się w nim, badając jego wnętrze. Zdecydowanymi posunięciami rozluźniałem mięśnie i lubrykowałem miejsce, poświęcone rozkoszy. Dłońmi, natomiast, miętosiłem jego pośladki, od czasu do czasu opadając na nie klapsami. A jęki i emocje wydobywały się z ust Artura bez ustanku. Złapałem lewą dłonią za jego penisa, delikatnie wprawiając swoją rękę w ruch, lecz nie wystarczająco, by pozwolić Arturowi skończyć. Nie trwało to długo zanim mój członek nie zaczął sam domagać się atencji. Czułem jak podskakuje, wyrywa się, by samemu zaczerpnąć rozkoszy, którą oferował mi mój narzeczony. A ja nie miałem przy tym serca, by mu odmawiać.

Zdjąłem, więc dłoń z penisa Artura, oderwałem się ustami od jego wnętrza i odepchnąłem się od jego pośladka, by stanąć na dwóch nogach. Te dni bez krztyny pieszczoty, w połączeniu z przesyceniem codziennych figli, zaowocowały wrażeniem nieporównywalnym do jakiegokolwiek innego, które było mi doświadczyć w moim życiu. W tamtej chwili, stojąc w pełnej okazałości, takim jakim mnie wydano na świat, z rękoma na biodrach, z naprężonym penisem i wypiętą piersią, wpatrując się w uległe ciało, leżącego przede mną, nagiego Amora, czułem, że nie ma męskości bardziej okazałej niż ta, którą wtedy doświadczałem.

Obróciłem swoja głowę w stronę szafki, by sięgnąć po lubrykant. Choć już zdążyłem poczuć językiem, że Artur jest gotowy na wszystko co miałbym do zaoferowania, chciałem, by seks, który miałem mu zaraz dać, był pozbawiony uczuć innych niż bezdenna, niesplamiona rozkosz. Swój naoliwiony, lśniący członek osadziłem w dolinie pomiędzy jego pośladkami, by następnie pochylić się nad jego plecami i ucałować je z gracją i finezją romantycznego kochanka. Kiedy ujrzałem, pełen aprobaty uśmiech na twarzy Artura, wiedziałem, że już czas na tak wyczekiwany przez nas obojga moment. Trzymając swoją prawą ręką jego splecionych dłoni, sięgnąłem wolną kończyną do mojego penisa, nakierowując go na miejsce jego ostatecznego spoczynku. Włożyłem go w rozpalone ciało Artura.

Jeśliby nazwać jękami, to co wcześniej wydostawało się z ust Artura, to trudno powiedzieć, jakie odgłosy wydawał on wtedy. Okrzyki, męczeńskie wycie, postękiwania wymęczonego pielgrzyma. Zaciśnięte zęby i usta wołające o więcej. Ciało lepkie od potu i rozgrzane od żaru naszego seksu. Posuwałem swoimi biodrami, mężczyznę, który bez wahania oddawał mi się tak jak sobie tego życzyłem. Stabilnym rytmem napierałem na niego, powodując zarówno ekstazę, jak i święte natchnienie. Przyciągałem jego niczym niewsparty tułów, swoimi ramionami, trzymając za jego splecione za plecami dłonie. Zdobywałem całego jego terytorium swoją zaciekłą krucjatą, walcząc z niestawiającym oporu przeciwnikiem. Przesuwałem swoim penisem po jego wnętrzu, czując każdy skrawek jego tyłka na swoim ciele. Wypełniał on sobą całego mnie, tak jak ja wypełniałem Artura całym sobą. Tak jak on, wołałem w swoich zwierzęcych odgłosach, o miłosierdzie, gdyż intensywność rozkoszy, którą przyszło nam doświadczać była zbyt wielka, by mogła nie być grzechem. Penetrując mojego narzeczonego czułem, jak moja skóra powoli zaczyna być skropiona potem, szczególnie, że od jakiegoś czasu regularnie przyspieszałem prędkość z jaką wchodziłem w mojego ukochanego, pozwalając mu przy tym przeżywać doznania, zakrawające o wiedzę tajemną.

Ale, to jeszcze nie było to czego potrzebowałem. A wiedziałem bardzo dobrze, co musi się wydarzyć byśmy doświadczyli pełni satysfakcji. W jednej chwili wyszedłem z Artura, wydobywając z niego tym samym głębokie westchnienie. Lecz, w tej samej chwili sięgnąłem po jego kostki u stóp, unosząc jego nogi i obracając je w taki sposób, że mój narzeczony znalazł się teraz na swoich plecach. Jego penis jeszcze nigdy nie wyglądał tak okazale jak tamtego dnia. Podniosłem jego biodra, by sięgnąć po sznur splatający jego dłonie. Napatrzywszy się na niego wystarczająco długo, podczas naszych poprzednich figli wiedziałem jak rozplątać go bez większego problemu. Jego ręce zostały uwolnione. Odchyliłem, wtedy jego uda i wtargnąłem z impetem w Artura, w tym samym momencie opuszczając swoje ciało na jego brzuch i sięgając po opaskę na jego twarzy. Z jego ust wyrwał się głośny jęk w momencie, gdy zdobywając jego intymność spojrzałem w jego szeroko otwarte oczy. Bez pojedynczego słowa, wejrzałem w głębię jego duszy, tak jak on wejrzał we mnie. Bez słów wiedział by spleść swoje dłonie ponownie, lecz tym razem za moimi plecami, przyciągając mnie do siebie, a ja natomiast przywarłem swoimi ustami do jego, by złożyć na nich pocałunek opływający namiętnością spragnionych siebie kochanków. Nasze ciała zbliżyły się do siebie tak bardzo, że jedyną istotą rozdzielającą ich jedność, były powłoki naszej fizyczności. Lecz, choćby mówiono cokolwiek, i przedstawiano najróżniejsze dowody, nie uwierzyłbym, że w tamtej chwili nie byliśmy jednym i tym samym. Dwiema postaciami, połączonymi w idealną jedność.

Lecz, kiedy chwila tej bezwzględnej absolutności minęła, a nasze spojrzenia ponownie się spotkały, oderwałem się od skóry Artura i widząc jak uśmiecha się on do mnie w radości szczęśliwego człowieka, położyłem swoją prawą dłoń na jego penisie. Przymknął on wtedy swoje oczy i odchylił głowę, a ja ustawiając swoje biodra nieco poniżej jego, penetrowałem jego ciało, w tym samym momencie ślizgając swoją dłonią po jego członku. Mimika jego twarzy zaczęła przechodzić od błogostanu do gwałtownych napięć. Jego jęki z lekkich i figlarnych, zaczęły zmieniać się w arie błagających o litość okrzyków. Mięśnie jego nóg, wpierw delikatnie oplatające moje ciało, zaczęły przyciskać mnie bliżej i bliżej wnętrza Artura. Jego rozgrzana skóra, jego chwytające na pościel dłonie, jego wgryzające się w siebie usta, zaciśnięte oczy, i wyprężony do ostateczności penis wołały bym brał je wszystkie, jak Achilles, jak bóg. Bym wpychał swą męskość w jego poddanie. I tak penetrując go głębiej i bezwzględniej, ujrzałem jak z jego przekrwionego penisa tryska nektar bogów, sok, którym obdarowywał tylko mnie. Tak, z impetem i z siłą, przy akompaniamencie skowytu, przepełnionego ekstazą śmiertelnika, kolejna fala za falą oblewała pierś mojego ukochanego. Jęcząc i naciskając biodrami, malował swoje ciało we wzory, miłości i rozkoszy. Aż w końcu wytrysnęła z niego ostatnia fala, a jego pierś opadła na łóżko.

Zatrzymałem się na chwilę, by pozwolić Arturowi wziąć oddech, a kiedy on wreszcie spojrzał na mnie, bez słowa przytaknął, odpowiadając na moje pytające spojrzenie. Otrzymawszy pozwolenie, przystąpiłem do działania.

Ponownie zacząłem wślizgiwać się pomiędzy pośladki mojego narzeczonego, pochyliwszy się nad jego skropionym spermą brzuchem. A Artur, wyciągnąwszy swoje ręce pieścił moje sutki, pozwalając mi skupić się na ruchach bioder. Wparowywałem w jego ciało, jakbym włamywał się do greckiej świątyni. Penetrowałem go po raz kolejny z wdzięcznością za dar, który miał mi ofiarować. Kiedy poczułem, że zbliżam się do celu, przyspieszyłem swoje działania i zasłuchany w pojękiwania mojej miłości, atakowałem jego bezbronne ciało z werwą barbarzyńcy. Jak ogr, jak gigant, jak bóg odbierałem przynależną mi zapłatę, przemieszczając się przez korytarz jego cudów. A w momencie, gdy ukazała się przede mną twarz kapłana tej świątyni, wtargnąłem w jej wnętrze, rozlewają posokę po jej ścianach. Zdobyta, po raz pierwszy, została świątynia, która dopiero tamtego dnia ukazała mi się w pełni swej okazałości.

Niczym wojownik po bitwie, opadłem z ramion, na poległe ciało, choć w przeciwieństwie do śmierci wojny, ów ciało objęło moje w pełnym miłości geście pojednania. Spojrzałem w oczy najpiękniejszego mężczyzny, z jakim przyszło mi się spotkać w moim życiu. Blask, który w nich zobaczyłem, nieporównywalny była do blasku najjaśniejszej z gwiazd. Uśmiech spoczywający na jego ustach, szerszy był niż najdłuższa z rzek, a skóra jego twarzy promieniała, światłem głębszym niż słońca w zenicie. Wziąwszy parę głębokich oddechów, oparłem swoje czoło o czoło Artura. W takiej pozycji leżeliśmy przez chwilę. Gdy w końcu odsapnęliśmy, powstałem po raz kolejny, by opuścić ciało najurodziwszego w kochanków. Obaj wtedy przesunęliśmy się na poduszki naszego wspólnego łoża.

Wtulony w mą pierś Artur milczał przez chwilę, po czym spojrzał w moją twarz i rzekł z figlarnym uśmiechem:

- Wszystkiego najlepszego – zaśmiałem się do niego i przyciągnąłem do siebie, by pocałować jego rozbawione usta.

- Zacząłem już się bać, że Cię tracę – odparłem szczerze.

- Nie można stracić czegoś, co jest już częścią Ciebie – odpowiedział Artur z filozoficzną powagą, pozwalając, by jego uśmiech przelał się po raz kolejny z moją twarz.

- Kocham Cię – I nie było w tym cienia wątpliwości.

- Ja Ciebie też – I wiedziałem, że mówi prawdę.


Finis






Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Jan Kowalski

Komentarze

marcin28/01/2023 Odpowiedz

Piękna i poetycka opowieść, Kamasutra dzisiejszych czasów...


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach