Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Cyce w szpice 4

To naprawdę coś pięknego! Śliczna, młoda dziewczyna brandzlująca się twoim kutasem. Nagle bezwstydna, wręcz lubieżna, całkowicie pochłonięta sprawianiem sobie rozkoszy. Wydaję się sobie w tej chwili zbędnym dodatkiem do jej nowego wibratora. A wszystko to w świetle dnia, na łonie przyrody. Zupełnie mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Nasyciwszy wzrok „miejscem kontaktu” skupiam się na jej buzi. Półprzymknięte, niewidzące oczy, wypieki na twarzy, rozchylone wargi... Grymas nadchodzącego orgazmu. Coś pięknego! Wrażenie psuje tylko próba złamania mi członka w momencie szczytowania. Znoszę to dzielnie, podobnie, jak wcześniejsze ugryzienie w ramię.

W końcu podnosi na mnie wzrok.

  - Nie pytaj, co ci zrobiłem, tym razem sama to sobie zrobiłaś.

Donna opuszcza wzrok.

  - Co w tym niby pięknego? Mokre, zmierzwione futerko...

Mokre, zmierzwione futerko... Jakże pragnę zanurzyć w nim twarz, zebrać językiem te „brylanciki”, a potem dobrać się do źródełka.

  - Czyli jednak słyszałaś. Miałem na myśli twój nowy gadżet. Piękny, nie sądzisz?

Natychmiast go wypuszcza, spodziewałem się tego, ale nie mogłem się powstrzymać.

  - To taki stary dowcip, suchar, rozumiesz?

  - I mam go podziwiać?

  - I to szybko, póki go w tobie nie schowam. To puenta – wyjaśniam. Chichocze, ale nerwowo, właśnie jej przypomniałem, ku czemu zmierzamy. Ku czemu zmierza mój kutas.

  - Może miejmy to już za sobą!

  - To nic takiego. Jest wprawdzie większy od twojego wibratora, ale też nie włożę go całego, tak, tak, widziałem... A raczej nie widziałem, bo się cały schował. A jak się potem frywolnie wysuwał! No i nie jesteś już dziewicą, wprawdzie tylko technicznie, ale ominie nas cały ten krwawy ambaras. To jak? Gotowa na prawdziwy seks?

  - Bardziej nie będę. To raczej ty wyglądasz na zdenerwowanego. Gadasz i gadasz...

  - I tu mnie masz! – Naprowadzam członka na cel i... tam mnie ma. W pochwie.

  - I tu mnie masz – powtarzam. I powtarzam, już nie słowa, tylko ciosy. Dochodzę w niej szybko, na szczęście ona też.

  - Nie zajdę? – Pyta, gdy już ochłonie, a mięknąca pyta wysuwa się z ciasnej norki. Z pyty mi kapie, z jej norki też.

  - Rychło w czas! Nie, nie zajdziesz.

  - Skąd ta pewność?

  - Później ci wytłumaczę. – Nie zamierzam rozwodzić się nad wasektomią, nie w takim momencie. Nie w przerwie między jedną a druga kopulacją. Bo przecież na jednym stosunku się nie skończy. I Donna mnie nie rozczarowuje.

  - Jeszcze!

*

I oto klęka na miękkim mchu i uważnie słucha moich instrukcji.

  - Zróbmy to dobrze. Głowa nisko, pupa wysoko. I... Nie, nie w ten sposób. Plecy owszem, wygięte w łuk, ale nie w tą stronę. – Naciskam, aż Donna stwierdza, ze bardziej się nie wygnie.

  - Co robisz? – pyta, gdy wstaję i obchodzę ją dookoła.

  - Podziwiam! Jesteś w tej pozycji taka wyzywająca i uległa zarazem. Żałuj, że nie widzisz swojego tyłeczka. Może zrobię zdjęcie? Ten sterczący ci spod pośladków kędziorek...

  - Zrób mi dobrze! Zdjęcia mogą poczekać.

Aha! Czyli będą i zdjęcia. Nie omieszkam przypomnieć Donnie tych słów. Ale to potem. Teraz trzeba wyjebać tę proszącą się suczkę. Zachodzę ją od tyłu.

Widok po części znajomy, mam przecież takie ujęcia jej dupci.  Dwa mocno wypięte pośladki, kusząca rozetka tylnej dziurki, zapraszająco rozchylony srom i te bujne kłaczki dookoła. Tyle, że teraz dochodzi piaty element. Przyklękam i wsuwam w nią ten piąty element.  Do samego końca. Donna kwituje to głośnym westchnieniem.

Cichym westchnieniem, gdy porównać je z tym, co nadchodzi potem. Te głuszce już nigdy się tu nie pojawią – nachodzi mnie nagle. – Zrobiło się tu zbyt hałaśliwe. A potem przypominam sobie coś jeszcze i próbuję powstrzymać śmiech.

Rozetka odbytu kusi. Przyciskam do niej naśliniony kciuk. Nie wpycham, tylko pocieram, tak, jak lubię. Donna nie protestuje, może też jej się spodobała taka dodatkowa podnieta.

Szczytuje i zsuwa się ze mnie, opada na mech. Podążam za jej pupą, parę ruchów i sperma, choć już nie w takich ilościach, jak bym chciał, ląduje na pośladkach dziewczyny. Oraz na sterczących spomiędzy nich kłaczkach. Już sam ten widok nie pozwala mu całkiem opaść... Rozprowadzam nasienie dłonią.

  - Co robisz?

  - Masaż pupy. Z braku oliwki używam spermy.

  - Tak, jasne! Wcześniej też tylko z braku oliwki użyłeś moich... soczków!

  - Gdy pieściłem twoje cycuszki, tak było.

Wypięty tyłeczek ucieka mi spod dłoni, Donna obraca się ku mnie.

  - A co cię tak rozbawiło w trakcie?

  - Więc usłyszałaś... Byłaś taka, hmm... głośna, gdy cię ruchałem, że aż przypomniał mi się jeden dowcip.

  - Powiedz!

  - Kiedy to straszny suchar jest.

  - No mów!

  - No wiec... kiedy żona najgłośniej krzyczy w czasie stosunku? – wstrzymuję głos, po minie Donny widać, że tego nie zna. – Otóż kiedy już po wszystkim mąż wyciera chuja o firankę.

  - Faktycznie, straszny suchar. – Ale po chwili zaczyna chichotać.

  - No co? – pyta, widząc mój wzrok.

  - Lubię, gdy się śmiejesz taka goła, te drżące cycuszki...

  - Aż tak ci się podobają?

Zamiast odpowiedzieć, przykładam do nich ręce. Delikatnie przykładam. Stwardniałe sutki łaskoczą mnie we wnętrze dłoni. Boskie uczucie. Donnie też chyba się podoba, bo śmieje się głośniej.

  - Jakbyś nabrał w nie trochę wilgoci...

  - I to ja jestem świntuchem? – pytam, sięgając dziewczynie do cipy po wilgoć. Tę naszą wspólną.

  - Oboje jesteśmy. I nie przerywaj!

Donnie już nie do śmiechu, nadstawia te swoje cyce w szpice, wzdycha, gdy się nimi bawię. Są jak... baloniki. Nie takiego kształtu, oczywiście, ale tak samo sprężyste. Czego bym im nie uczynił, natychmiast wracają do swego zachwycającego kształtu.

  - Odwróć się do mnie plecami.

  - Nie chcę. Jakbyś nie zauważył mam tu swoje zabawki.

  - Ależ zauważyłem. Pięknie mi postawiłaś.

Śliska dłoń Donny nieustannie przemierzająca szlak miedzy jądrami a czubkiem kutasa szybko postawiła mnie do pionu i nadal sprawia mi przyjemność, ale...

  - Chciałbym go sobie teraz zagrzać między twoimi pośladkami. Spojrzeć na cycuszki z nowej perspektywy, ponad twojego ramienia. I przy okazji poświntuszyć ci prosto do uszka.

  - Poświntuszyć, mówisz... Hmmm...

  -  Drugą ręką będę ci mógł przyczesać czuprynkę – kuszę. – Masz ją taką zmierzwioną.

  - No dobrze. Ale dobrze mnie uczesz!

Już przyklejony do pleców Donny, z chujem wciśniętym w spocony rowek, odgarniam jej włosy znad prawego ramienia i lekko gryzę w odsłonięte uszko. Poprawiam językiem, potem zerkam w dół, na swoją dłoń miziającą nabrzmiałe sutki dziewczyny. I niżej, na drugą dłoń przeczesującą te drugie włosy. Zostawiam w nich bruzdy, niczym pług wieloskibowy. Takie głupie skojarzenie.

  - Co powiesz na głęboką orkę?

  - Na co?

Sięgam głębiej. Donna gwałtownie wzdycha, gdy moje palce przemykają wszystkimi bruzdami jej sromu. Raz po raz.

  - Co ty mi robisz? – pyta po raz nie wiadomo który.

  - Tylko to, na co zasługuje to piękne, młode ciało. Poza tym dopiero zacząłem. Na przykład te cycki...

  - Co z nimi?

  - Zasługują na szerszy podziw. Nie możesz ich dłużej ukrywać w staniku.

  - Mam chodzić bez stanika? Z tymi, jak je nazywasz cycami w szpice?

  - Dokładnie! Przynajmniej, jak jesteś ze mną.

  - Jak jestem z tobą, mam je na wierzchu. Ani stanika, ani nic.

  - Na lody do miasteczka też ze mną goła pojedziesz?

  - Chcesz mnie zabrać na lody?

  - Postawię ci lody, a ty mi zrobisz loda.

  - Świntuch!

  - Przecież miałem świntuszyć, zapomniałaś?

Dla przypomnienia znów leciutko podgryzam jej uszko. I liżę.

  - Kiedyś w końcu musisz podejść do ustnego.

  - Hahaha... a co z pisemnym?

  - W sumie... Możesz opisać swoją przygodę. Tylko tak, żeby każdemu, kto to przeczyta z miejsca stanął.

  - Zastanowię się. - Donna wyciąga ręce do tyłu, sięga do mojego tyłka. Wygina się przy tym w łuk. Już nie widzę kłaczka, ani majstrującej przy nim swojej dłoni, za to ślicznie eksponuje cycki. A właśnie, cycki.

  - Masz jakąś obcisłą bluzeczkę? Taka kusą, odsłaniająca pępuszek? I do tego krótką spódniczkę. Biodrówkę z szerokim paskiem. Najlepiej plisowaną.

  - Masz wymagania!

  - Masz, czy nie? – naciskam. Tu i ówdzie naciskam.

  - Mam. W domu. Nie sądziłam, że będę potrzebowała w lesie.

  - No nic. Kupimy w miasteczku. To będzie twój mundurek do egzaminu.

  - Jeszcze!

  - Co jeszcze? – Donna zaskakuje mnie zmianą tematu.

  - Jeszcze raz mnie przeleć! Póki tak ładnie stoi.

  - To zasługa twojego tyłeczka.

  - Co ty nie powiesz! – Donna zaczyna mnie masować tym jędrnym tyłeczkiem.

  - No już, już! Twardszy nie będzie. To jak chcesz?

  - Hmmm... W sumie jeszcze nikt mnie nie wyruchał na pensjonarkę.

  - Co za słownictwo!

  - Wchodzisz, czy nie? – Donna leży już na miękkim mchu, z szeroko rozłożonymi nogami. Staję miedzy nimi, podziwiam widok. Donna też pewnie podziwia, mam nadzieję.

  - I jak ci się podoba z tej perspektywy? – Obracam się lekko w biodrach, by mogła się lepiej przyjrzeć.

  - Weź już nie pierdol, tylko mnie pierdol!

Nie daje się więcej prosić. Dziewczyna oplata mnie nogami, nie jest to może klasyczna misjonarska, ale nie narzekam. Jej wbite w okolicach nerek pięty wybijają rytm. Coraz szybszy rytm. Naprawdę się nie pierdolę. Dałem dziś Donnie tyle rozkoszy ruchając ją czule... A teraz ją zerżnę.

*

  - Czuję się taka... wyjebana!

  - Zerżnięta.

  - Żebyś wiedział. Chyba mam dość.

Ja też mam dość. Oczywiście chciałbym jeszcze, ale już nie dam rady. I oczywiście jej tego nie powiem. Tego po przecinku. Schylam się po jej sukienkę, zbieram swoje ciuchy.

  - Odprowadzę cię.

  - Panowie przodem! No co? Też chcę sobie obejrzeć twój tyłek.

*

Jako się rzekło, jedziemy na lody. Leśniczyna nawet się ucieszyła.

  - Cieszę się, że przyjechałaś na tak długo, ale też mam świadomość, że cię tu nuda zżera. Dobrze, że się pan Maciek napatoczył. Zapewni ci trochę rozrywki.

Żeby tylko wiedziała,  jakiej... Może lepiej nie. Unikam wzroku Donny, leśniczyna jest spostrzegawcza.

  - Zrobić ci przy okazji jakieś zakupy w miasteczku?

  - Nie chciałabym... No dobrze, dam Dońci listę.

Jedziemy. Donna w sukience, pewnie wyjściowej, pierwszy raz ją w niej widzę.

  - Ładna ta sukienka.

  - Prawda? Pierwszy raz ją włożyłam.

  - A co włożyłaś pod spód?

  - To, co zwykle, stanik i majtki.

  - Rozczarowujesz mnie.

  - Ciocia jest taka spostrzegawcza...

Donna mnie zaskakuje, bo zamiast się gimnastykować, po prostu zdejmuje sukienkę.

  - Rozepniesz?

Na szczęście mam to opanowane. Sięgam i...

  - Widać, że masz wprawę.

  - Nic tak nie deprymuje, jak facet przewlekle majstrujący przy staniku.

  - Może patrz na drogę, co?

  - Kiedy wyboje są...

Posłusznie patrzę na drogę, ale co chwila zerkam na te podrygujące cycuszki. Kocham wyboje. Tymczasem Donna pozbywa się majteczek. Siedzi obok mnie, ubrana jedynie w pasy bezpieczeństwa, póki na horyzoncie nie pojawią się bliźniacze kościelne wieże. Dopiero wtedy skrywa te swoje bliźniacze wieżyczki.

  - To co? Najpierw lody? Zakupy dla cioci lepiej zrobić przed samym powrotem, gorąco dzisiaj.

  - Najpierw zjemy lody – uściślam. Potem zakupy, ale nie te dla cioci. Potem lody, a zakupy na koniec.

  - Uparciuch! A mówiłeś, że ładna sukienka.

  - Dlatego szkoda by było ją poplamić. Przy lodach może być różnie.

*

Nie od razu idziemy na te lody. Długo krążę wąskimi uliczkami szukając wolnego miejsca do zaparkowania. Miasteczko jest małe i senne. Senne poza sezonem, małe cały czas. Nie jest jakąś wyjątkową atrakcją turystyczną, ale położenie między dwoma popularnymi jeziorami sprawia, że przewalają się tu tłumy. Kolejka do lodziarni też jest spora.

Mam problem z rękami. Idąc, wziąłem po prostu Donnę za rękę.

  - Żebyś mi się nie zgubiła w tym tłumie.

  - No jasne. To raczej zachowanie zadowolonego posiadacza takiej atrakcyjnej dziewczyny.

Oczywiście ma rację. Bawią mnie zawistne spojrzenia kobiet, cieszą te zazdrosne facetów. A co dopiero będzie, jak ubiorę Donnę po swojemu? Ale wracając do problemu z rękami... Trudno mi utrzymać je przy sobie. To trudne przy Donnie. Takie ciało! Objęcie jej wpół też nie załatwia sprawy – moja dłoń wciąż ześlizguje się na jej biodro i tyłeczek. Donna poprawia ją i poprawia, dostaję od niej po łapach, ale w sumie bawi ją moje szczeniackie zachowanie.  Ciekawe, czy dalej by ją bawiło, gdyby miała świadomość, że wraz z moją ręką podciąga sobie i tak krótką sukienkę. A majtki zostały w aucie...

Orientuje się, gdy kolejny raz zsuwająca się dłoń ląduje na jej gołym tyłku.

  - Ty zboczeńcu jeden!

  - Przecież nikt nie widzi.

W kolejce stoją całe rodziny, więc nie jest liniowa, to chmara ludzi ciasno otaczających nas z każdej strony.

  - Skoro tak... - Donna ściska mi członka przez szorty. – Przecież nikt nie widzi... że ci stoi.

  - Bo się dobrze bawię. Ty nie?

  - Jeszcze nie wiem. Pierwszy raz jestem bez majtek na mieście. I to od razu z takim napalonym facetem.

  - I bez stanika.

  - Bez stanika mi się zdarzało, nawet często.

  - Musisz mi o tym koniecznie opowiedzieć.

Tymczasem moja dłoń jest coraz to niżej i niżej...

  - Ręce precz od mojej cipy! – Syczy mi do ucha Donna, orientując się wreszcie w moich niecnych zamiarach. Wypuszcza z dłoni członka i poprawia sukienkę na biodrach. Nie szkodzi, już zamawiamy.

Z chytrości, gorąco jest, a my wystaliśmy się długo po te lody, wzięliśmy za duże. Liżemy je łapczywie, ale i tak roztopione ściekają nam na dłonie. I wciąż kapią. Jak dotąd Donnie udaje się uniknąć poplamienia sukienki.

  - Powinnam je nago jeść!

  - O tak! Zlizywałbym z ciebie wszystko, co skapnie.

  - Łakomczuch! Mało ci swoich lodów?

  - Też bym ci nie żałował.

 Zbieram z rożka strużkę roztopionych lodów i podsuwam jej palec do oblizania.

  - Oczywiście w sytuacji intymnej zbierałbym czym innym...

  - Świntuch!

Ale mówi to z błyskiem w oczach. I dodaje:

  - Od tego twojego świntuszenia wciąż mam mokro w majtkach!

  - Dlatego, przewidująco, kazałem ci je zostawić w aucie.

  - Nieważne, w majtkach czy bez majtek. Mam mokro.

  - Żebyś tylko kataru cipki nie złapała – martwię się obłudnie.

  - Na szczęście zawsze noszę futerko – odpowiada mistrzyni ciętej riposty. Aż klaszczę w dłonie z uciechy.

  - No co?

  - Świntuszysz. Nareszcie!

  - Aż tak to lubisz?

  - To połowa przyjemności... – patrzę na Donnę, na tę śliczną buzię raz po raz skrytą we włosach – to przez ten figlarny wiaterek. Nie ja jeden patrzę, co i rusz łapię męskie spojrzenia. Jest na co patrzeć, sukienka to furkoce, to ciasno otula ciało dziewczyny niewiele pozostawiając wyobraźni. – No dobrze, najwyżej jedna czwarta przyjemności. Samo patrzenie na ciebie... Ten wiatr...

  - No właśnie, jest taki natarczywy! – Donna przytrzymuje rąbek sukienki – Jeszcze trochę, a wszyscy zobaczą, co mam pod spodem.

  - Raczej, czego nie masz pod spodem – poprawiam. - Czujesz ten przewiew między udami?

  - A nie?

  - Pomyśl, jakie zapachy wokół rozsiewasz...

  - Świntuch!






Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Maciej Wijejski

Komentarze

Jacek24/04/2023 Odpowiedz

strasznie naiwna narracja

Stachu31/07/2023 Odpowiedz

Przeczytałem opowiadanie nie widząc kto jest autorem, teraz gdy zobaczyłem autora gorąco czekam na kolejne rozdziały, może inne opowiadania! Będą jeszcze z serii MW czy tylko kolejne serie? Czekam gorąco!!!


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach