Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Bruce&Katerina – Rozdzial 1, czesc 1

Matrimonium (część 1)

Katerina BraveWinner


Pięć palców, nieco krzywe paznokcie i nieskazitelnie gładka skóra. Opuszkiem kciuka sunę po lekko wysuniętych kosteczkach. Dłoń małego dziecka potrafi rozczulić. Mnie zachwyca. Dłoń Salvadora jest taka, jaka moja nie będzie już nigdy. Kłuje to lekką zazdrością, ale mimo tego wciąż zachwyca tak samo. Może dlatego że należy do mojego, a nie cudzego, syna.

Uśmiecham się mimo woli. Czuję jak kąciki ust unoszą się ku górze i nie potrafię nad tym zapanować. Nie umiem ich powstrzymać. Ściąganie emocji lejcami nie należy do moich mocnych stron. Nie jestem powściągliwa. Hamulców wyzbyłam się dawno temu, przed ponad dwudziestoma laty. Życie nauczyło mnie jednak zwalniać. Nauczyło też dodawać gazu, nawet na niebezpiecznych zakrętach. Jednak bycie farciarą pozwoliło mi na robienie tego wszystkiego w odpowiednich momentach. I mimo licznych strat, zawsze wychodziłam, w tym ogólnym rozrachunku, na plus. Więcej było zysków. Całkiem sporo zwycięstw.

Salvador śpi. Główkę trzyma na poduszce wypchanej pierzem. Poszewka jest wełniana, ozdobnie wykonana za pomocą szydła. Dostałam ją na infantem amoris. Dawniej mówiło się bociankowe lub baby shower. Właściwie nadal zdarza się infantem amoris nazwać baby shower. Angielski wciąż obowiązuje. Jest najpowszechniejszy. Stoi na równi z łaciną. On i łacina tworzą dwie proste równoległe. Po angielsku można dogadać się wszędzie, poza urzędem. W języku angielskim można przeczytać książkę. Większość zbiorów bibliotecznych, a właściwie wszystkie, poza księgami zakazanymi i urzędowymi, zostało przetłumaczonych na angielski. Natomiast już półki sklepowe i etykiety na produktach, nawet tych spożywczych, są po łacinie. To zmusza do znania obydwóch języków. Nieznajomość pierwszego to jak rezygnacja z rozrywki, zaś rezygnacja z drugiego to jak samodzielne skazanie się na nieznajomość życia, a przynajmniej tak mawia Bruce – mój mąż. Kiedyś te słowa kierował do mnie, teraz czasami zdarza mu się raczyć nimi nasze dzieci.

Dzieci, niemal wszystkie, nie lubią łaciny. Wydaje im się ona być zbędną. Między sobą jej nie używają. W szkole jest tylko jednym z przedmiotów. A produkty po prostu widzą. Nie czują potrzeb czytania etykiet. I cóż począć? Można zrozumieć. Ja rozumiem. Rozumiem, bo jako dziecko też lubiłam sobie odpuszczać. Dziś uważam, że częste braki konsekwencji tego odpuszczania lub konsekwencje wcale dla mnie niedotkliwe, skłoniły mnie do tego, by odpuszczać sobie coraz więcej i coraz częściej, aż to stało się moją rutyną. Z tą rutyną weszłam w dorosłe życie. Wniosłam do niego syna. Bezbronną wtedy istotę, która polegała na niekonsekwentnej mnie. Polegała, bo nie miała innej opcji. Nie było wtedy przy nas nikogo. Mieliśmy siebie. Tylko siebie.

Dziś mój pierworodny to niespełna dwudziestojednoletni mężczyzna. Dla mnie jednak zawsze pozostanie chłopcem. Kiedyś wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał, gdy dorośnie i czym będzie się zajmował. Dziś powiedziałabym tamtej mnie, by korzystała z chwili, bo dziś życzyłabym samej sobie, by Samuel na zawsze pozostał dzieckiem.

Samuel to bez dwóch zdań moja największa duma, choć nie kocham go bardziej od pozostałych. Kocham inaczej. Każde z dzieci kocham inaczej. Czasami żartuję sobie sama z siebie, iż jest to moim prywatnym poszanowaniem jednostki i cech indywidualnych w świecie pełnym ogólników, ustawiającym ludzi pod jedną miarą.

Przestaję głaskać Salvadora po dłoni. Wstaję z dwuosobowego łóżka, które dostawione do samej ściany, pozwala mi bezpiecznie spędzić noc, bez obaw, że Salva się sturla i spadnie na podłogę. Każdej nocy jestem przy nim. Dzielę z nim to łóżko i myślę, że będę je dzielić jeszcze jakiś czas. Taka rola matki. Tutaj macierzyństwo się celebruje. Na równi pierwsze, co i dziesiąte. Salvador jest moim piątym dzieckiem. Za mną są cztery ciąże.

Dla bezpieczeństwa obkładam wolny bok łóżka poduszkami. Zdmuchuję aromatyczne świece i zapalam lampkę nocną. Przy jej nikłym, nieco różowawym świetle przyglądam się swojemu odbiciu w niedużym lustrze, zwykle ukrytym w szufladzie komody. Uważam, że muszę zawsze dobrze wyglądać. Przeczesuję więc włosy, zazwyczaj spięte w wysoki kok. Dziś są rozpuszczone. Nie spodziewałam się gości, zwłaszcza tak późnych. Co prawda w Novus ordo wizyty rzadko się zapowiada. Sąsiedzi pożyczają między sobą narzędzia. Koledzy mojego męża często wychylają w jego towarzystwie wieczornego drinka. Sąsiadki odwiedzają mnie ot tak, by pożyczyć cukier. Przyjaciółki, by pomóc w domu albo wypić kawę i uraczyć rozmową. Jednak żadna kobieta nie podróżuje samodzielnie po zmroku. Właściwie to od kolacji winniśmy siedzieć w swych domach. Dzieci przygotowywać do spania. Mężów zadowalać, służąc im wsparciem w troskach. I swą obecnością, radując ich, zabawiać rozmową gdy trzeba i zrzucać ubrania, gdy tylko rozkażą.

Ostatnich kilka słów zdania, które utworzyło się w mojej głowie, wcale nie opisuje mojego małżeństwa. Bruce nigdy nie kazał mi na rozkaz pozbywać się ubrań. A przynajmniej nie w takim celu. Jest z tych, którzy lubują się w samodzielnym rozpakowywaniu prezentów.

Wychodzę z pokoju małego dziecka, często zwanego też pokojem dziecka i matki i kieruję się wprost na schody. Tymi podążam w dół, do skąpanego w mroku przestronnego salonu. Stamtąd udaję się na korytarz i zmierzam do jego końca. Ostatnie drzwi po lewej prowadzą do kuchni. Te po prawej do schowka na przeróżne rupiecie, na które już na strychu nie było miejsca. A te na wprost do gabinetu Bruce'a. Łapię za klamkę tych, za którymi znajduje się kuchnia.

– Już jestem – obwieszczam, właściwie sama nie wiem po co, skoro zarówno Eva – moja przyjaciółka – jak i Samuel, widzą, że przestępuję próg kuchni i siadam dokładnie naprzeciw nich, do zimnej kawy.

Ostatnio nieczęsto zdarza mi się pić ciepłą. Salvador ma ciągłą potrzebę bycia przy mnie. Dosłownego wiszenia na mnie. A ja, jakoś tak, z dzieckiem na kolanach kawy pić nie potrafię. A nawet nie lubię. Kawa smakuje mi tylko w połączeniu z kawałkiem ciasta i relaksem, zdobionym ciszą i błogim spokojem.

– Nie mógł zasnąć? – dopytuje Eva. Poprawia przy tym wysoką kitkę. W takiej fryzurze jej rude włosy przypominają liście palmy. Podobnie rozkładają się na boki. Jeszcze wczoraj było im bliżej odcieniem do miedzi. Dziś zakrawają o czerwień. Kręcę głową, rozumiejąc nagle powód, przez który Eva przybyła do mnie w porze, uznawanej tutaj za koniec dnia. Czerwień nie jest pożądanym kolorem w Novus ordo. Należy się go raczej wystrzegać. Z pewnością nie przywoływać.

Przytakuję ruchem głowy. Nie mam ochoty spowiadać się mojej przyjaciółce z powodów, przez które Salvador wciąż nie przesypia całej nocy. W macierzyństwie jesteśmy tak różne od siebie, że temat ten grozi przynajmniej drobną sprzeczką. Świadomie więc obydwie go pomijamy. Nawykłyśmy już do tego. Od lat tak czynimy. Kiedyś powodów do kłótni miałyśmy więcej, bo córki Evy były małe w tym samym czasie, w którym podobnie małe były moje bliźnięta. Jej córki i moja para bliźniąt podrosły, i przestałyśmy rozmawiać o karmieniu i usypianiu. Zanikły więc powody większości sporów.

– Zrobię ciepłej kawy – oferuje Samuel.

Właśnie dlatego to moja największa duma. Samu umie się zachować niemal w każdej sytuacji. Jest pomocny, serdeczny, gościnny. A przy tym niezwykle przystojny, o czym świadczy sam wzrok Evy, którym odprowadza go do kuchenki gazowej i na tym wcale nie poprzestaje. Eva w skupieniu przygląda się jak Samuel odpala zapałkę, a następnie podkłada ogień pod palnik, jakby czynił to z jakąś wyjątkową gracją. A Eva nie zawiesza oka na wszystkich. Właściwie rzadko to robi. A kiedy już to robi, a w jej towarzystwie znajdują się najbliższe z jej przyjaciółek, to zwykle też komentuje. I to jak komentuje. A o Samu nie mówi, nie w taki sposób lub tylko nie w mojej obecności, jakby tym, że jest moim synem, zabrano jej możliwość głośnych westchnień i pochyleń nad jego wyglądem.

Wgapienie Evy w Samuela trwa moim zdaniem o wiele za długo, dlatego odchrząkam znacząco i lekko trącam przyjaciółkę czubkiem domowego papcia w kostkę. A gdy Eva skupia na mnie swój wzrok, ja wbijam własny z natarczywą intensywnością w jej obrączkę.

– No właśnie! – ożywia się nagle Eva. – Nie uwierzysz – uprzedza. – Tyle lat farbuję włosy i, kurwa, dziś nie wyszło – żali się w sposób wulgarny.

Samu z trudem powstrzymuje śmiech, ale ręka mu drży. Kawa z łyżeczki sypie się na drewniany blat. Zauważam to.

– Wycierasz – zwracam się rozkazująco do syna. – Nigdy nie zrozumiem po co się tak męczysz – tym razem mówię do przyjaciółki.

– Bo naturalny kolor mi nie odpowiada.

– Też farbuję włosy – przypominam, bo regularnie je rozjaśniam. Naturalnie mam na głowie coś pomiędzy ciemnym blondem a jasnym brązem, czyli nic ciekawego. Taka szarość, pomimo że jestem od Evy znacznie stateczniejsza, nawet mnie nie pasuje. Na czerwień jednak bym się nie odważyła. Nie w tym życiu. Wszelkie eksperymenty tego typu pozostawiłam w tyle. Należą do mojej przeszłości, którą w Novus ordo nie wypada mi się chwalić.

– To wina Dominika – wypala nagle Eva w sposób wielce oskarżycielski, a jednak na tyle zabawny, że spuszczam głowę, pochylając się nad kubkiem zimnej kawy, byle nie widziała jak kąciki moich ust unoszą się ku górze. – Zabronił mi iść do pulchritudinem domus, a poprzedni kolor się wypłukał. Te farby coraz mniej trwałe robią. Pomyślałam, że jak potrzymam dłużej, to i dłużej się na głowie utrzyma. Nie przewidziałam, że wyjdzie jak wino – opowiada.

– Napiłabym się wina – mówię. – W sumie, czegokolwiek – przyznaję, a Samu jak na zawołanie, najpierw stawia przede mną i Evą po filiżance kawy, a następnie wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki srebrną piersiówkę.

– Cokolwiek – informuje.

Zaśmiewam się.

– Jakoś nadal nie mogę się przyzwyczaić, że pijesz – wyznaję. – Że jesteś już dorosły – wyjaśniam.

– Jeszcze nie tak zupełnie – wtrąca się Eva.

Dobrze wiem co moja przyjaciółka ma na myśli. W Novus ordo dorosłość zaczyna się wraz z wyprowadzką z rodzinnego domu. Niemal zawsze towarzyszą temu zaślubiny, choć zdarza się, by mężczyzna mieszkał samodzielnie jeszcze przed ślubem. Dziewczęta nie mają takiego prawa. Pozostają dziewczętami aż do przysięgi małżeńskiej. Później stają się żonami i dopiero to czyni z nich kobiety.

Moja droga była nieco inna. Mogłabym tutaj opowiadać, że moja dorosłość przyszła nagle, brutalnie zrywając nić dziecięcości. Skłamałabym wtedy. To nie było nagłe wydarzenie. I choć życie zrobiło ze mnie czternastoletnią matkę, to ja sama takie życie wybrałam, bardziej lub mniej świadomie. Jednak proces tego wyboru był długi. Stopniowo przechodziłam z dzieciństwa na tę dorosłą stronę. I w efekcie dziś mam prawie dwudziestojednoletniego syna, mając ledwie trzydzieści pięć lat. To bardzo niewiele jak na dorosłe dziecko, nawet w świecie Novus ordo. Tutaj, choć już czternastolatki mogą wychodzić za mąż, to zazwyczaj na ślubnym kobiercu stają przynajmniej rok później. Następnie rok cieszą się wyłącznie mężem. I dopiero po tym roku planują powiększenie rodziny. Starania też swoje trwają. Tak więc większość kobiet w Novus ordo zostaje matkami po siedemnastym a przed dwudziestym rokiem życia. Myślę, że tak jest dobrze. Optymalnie. Ciało i umysł są już gotowe na dziecko, a przy tym organizm jest silny, wręcz w kwiecie swojego rozkwitu.

Odpędzam od siebie myśli o ciążach i ślubach, i skupiam się na wymianie zdań, jaka nastała pomiędzy Evą a Samuelem. Moja przyjaciółka wypytuje mojego syna. Jest ciekawa czy ma on narzeczoną. Samu cierpliwie wyjaśnia, że na tę chwilę stawia naukę na pierwszym miejscu. Studiuje prawo. A ja mam nadzieję, że nie zostanie egzekutorem. Nie widzę go w roli kata. Zawód sędziego też do prostych nie należy. Obciąża sumienie. I dociera do mnie, że chciałam dla niego innej drogi. Po cichu marzyłam, że będzie godnym zastępcą swojego ojca, że obierze polityczny kierunek i podąży imperatorską ścieżką. Moim zdaniem polityka pasowałaby do Samuela. Jest ambitny. I choć nie jest aż tak obowiązkowy i zasadniczy jak jego młodszy brat – Simon – to daleko mu do wyznawcy minimalizmu w podejmowanym działaniu. Tę rolę póki co zarezerwował sobie Steven – niepunktualny, nieobowiązkowy, zwykle rozweselony siedmiolatek. Steven to typ dziecka, które jest dla matki największym wyzwaniem. Ciężko go okiełznać. Niemal do niczego nie można go zmusić siłą argumentów.

Poza Samuelem, Simonem, Stevenem i Salvadorem mam jeszcze jedno dziecko – córeczkę – Selenę. Selena jest bliźniaczką Stevena. Mają wiele wspólnych. Jednak jej więcej jest wybaczane. Jest oczkiem w głowie Bruce'a. Jego księżniczką.

Samuel rozlewa trunek z piersiówki do dwóch małych kieliszków. Eva w tym czasie opowiada jak akurat w dniu, w którym jej nie udało się stworzyć dobrego koloru na głowie, jej męża musieli odwiedzić jacyś ważni ludzie. I choć zlepek słów dobry kolor na głowie mnie bawi, to już cała sytuacja z lekka przeraża. Dobrze wiem czym zajmuje się Dominik – mąż Evy. Jego stanowisko polityczne jest dokładnie takie samo jak to należące do mojego męża. Obaj zarządzają małymi miasteczkami, które w połączeniu z sobą i jeszcze jednym miasteczkiem, tworzą średniej wielkości miasto. Są imperatorami, przez co nasze rodziny są na tak zwanym świeczniku. Przez co z kolei winni jesteśmy społeczeństwu, które reprezentujemy i za które nasi mężowie odpowiadają, być wzorami do naśladowania. Żony i dzieci imperatorów powinni świecić przykładem. Bruce, jako mój mąż i ojciec naszych dzieci tego właśnie od nas wymaga. Myślę, że Dominik – mąż Evy – podziela w tym temacie jego poglądy, choć prywatnie wiele ich różni.

– I co zrobiłaś, gdy przyszli goście? – interesuje się Samuel. Zauważam, że nie zwrócił się do niej z grzecznościowym ciociu, co sprawia, że zaczynam zastanawiać się, kiedy przeszli na ty.

– Założyłam czapkę – odpowiada Eva.

Samu zamyka oczy, starając się w ten sposób powściągnąć śmiech. Ja chwytam za kieliszek. Nie potrafię się napić. Przez tłumiony chichot trzęsie mi się ręka.

– Bardzo zabawne, wiecie – gani nas Eva. – To dramat jest. Pytali czy mi zimno.

Tym razem wybucham. Chichram się jak głupia. Samu jeszcze jakiś czas trzyma fason, ale w końcu i on się śmieje.

– Jaki jest finał tej historii? – dopytuję, szczerze licząc na streszczenie. Jestem zmęczona. Cały dzień zajmowałam się Salvadorem, domem i planowaniem najbliższych świąt. Tworzyłam specjalne zamówienie, które najdalej w przyszłym tygodniu powinnam powierzyć na dłonie ulubionej krawcowej. Wiem, że jeśli doniosę je później, może mi odmówić uszycia odświętnych strojów. Nasza rodzina jest liczna, a ona nigdy nie narzeka na ilość zamówień. Dodatkowo ma odgórnie ustalony limit. Jej pensja nie jest uzależniona od ilości. Jest stała. Nie wolno jej się przepracowywać. Novus ordo w taki sposób dba o swoich obywateli.

Łapię oddech. Dociera do mnie, że kiedyś wydawało mi się, że jak mój mąż już osiągnie zadowalającą rangę polityczną, a tym samym wejdzie na wysoki stopień drabiny społecznej, to mnie będzie wolno więcej. Myliłam się. Tutaj to tak nie działa. Bogaci nie mają wcale więcej praw od biedniejszych. Ubóstwa praktycznie nie ma. Nikt się nie wywyższa i nie wykorzystuje swojego zawodu czy pozycji. Tym samym ja nie mogę wymagać od krawcowej, by odmówiła komuś kto był pierwszy i zajęła się moim zamówieniem. Właściwie to mam obowiązek dostarczyć je do pewnego terminu, by nie wypaść z zaklepanej kolejki. A i tak ów zaklepanie wynika z długoletniej znajomości, a nie z tego, że mój mąż jest kimś na miarę dawnego burmistrza.

Przypomina mi się, jak kiedyś posunęłam się do powołania na stanowisko męża w równie ważnej dla mnie, a błahej dla Bruce'a, sprawie. Wtedy wydawało mi się, że jako żona imperatora mogę od kogoś wymagać więcej od pozostałych obywateli Viridi pace. Sądziłam, że wolno mi żądać. Myliłam się. Bruce brutalnie sprowadził mnie wtedy na ziemię. Zbił i powiedział, że nie wolno mi takiego zachowania powielić, że coś podobnego nigdy więcej ma się nie wydarzyć.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Dla Dorosłych

DD–DlaDorosłych to wspólny projekt stworzony w 2023 roku przez kilku autorów. W rzeczywistości różni nas bardzo dużo, ale łączy jedno – zamiłowanie do pisania. Razem tworzymy niepowtarzalne historie, a wszystko po to aby dorosły czytelnik mógł poczuć się wyjątkowo. Można nas znaleźć na Bloggerze, Wattpadzie, Instagramie i Facebooku.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach