Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Hugo – Rozdzial 2, czesc 2

Pudełko (część 2)

Hrabia Zachary Douglas

Z ociąganiem doczłapałem się do zwłok. Nie były już w kartonie. Ten spoczywał w zadaszonej dorożce. Denat był nagi. Z dalszej odległości przypominał lalkę, a nawet wystawowego manekina, jakiego widuje się głównie u modystek i krawcowych. Są to lalki wykonane z białej porcelany. Mają proporcjonalne dłonie i głowy, ale już nogi i ręce jak patyczki, bo w celach oszczędnościowych skąpi się materiału na to czego nie widać. I to zmarłe dziecko wyglądało podobnie. Jego dłonie, choć szczupłe, były duże, palce długie, głowa też naturalnie wielka, zaś cała reszta zupełnie niepasująca do wzrostu i szacowanego wieku. Medyk od nieżywych ocenił dziecko na lat pięć, z rokiem rezerwy w obydwie strony.

– Zna hrabia dzieci w swym hrabstwie? – zapytał mnie niespodziewanie Joseph.

– Wszystkie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, będąc przerażonym, że ktoś ode mnie oczekuje takiej wiedzy.

– Swoje ledwie rozpoznaje, co nie? – szepnął w moją stronę David, tak, by nikt poza mną tego nie usłyszał.

Pchnąłem go lekko w ramię i nakazałem przestać. Uśmiechnąłem się.

– Panowie, trochę powagi – głos zabrał hrabia Mullier. Mój rówieśnik, ale poza tym byliśmy od siebie zupełnie różni.

On był ten przykładny, poważny, poukładany, zawsze z nadczasem. Poza tym straszny dupoliz księcia. Jakby mógł, to by pałę samemu królowi obrabiał w tajemnicy. Plotki mówiły, że król lubił za młodu chłopców, a potem poślubił królową, bo poprzedni król syna nie miał i plotki ucichły, bo o królu już nie wydało źle głosić. Szkoda, że hrabiów to się nie tyczyło. Mnie plotki na mój temat od zawsze do teraz wyprzedzały.

– Stoimy nad martwym dzieckiem – przypomniał Mullier z dezaprobatą w spojrzeniu.

– Dobrze, że nie nad żywym, bo mogłoby się na widok niektórych z nas rozpłakać – kontynuował swoje żarty David. Tym razem także czyniąc to wyłącznie do mnie. Nikt poza mną nie był w stanie tego dosłyszeć. Nikt więc poza mną się z tego nie zaśmiał.

– Hrabio De–Winter – przemówił nad wyraz poważnie Joseph, czym i mnie skłonił do powagi. – Czy rozpoznaje pan to dziecko?

Pokręciłem głową, a dopiero potem uważniej przyjrzałem się ciału. Chłopczyk miał ciemne włosy. Kruczoczarne i niesforne. Mokre od śniegu, a jednak wciąż faliste. Krzywo obstrzyżone. Był nagi. Trochę siny. Miał jakieś niewiele znaczące blizny na kolanie i nadgarstku. Jedną konkretną ranę na głowie. Krew zaschła. Nie był od niej brudny, jakby wcześniej ktoś go umył.

Ponownie pokręciłem głową.

– Czy mogę pana prosić, hrabio Do...uglas, dobrze zapamiętałem? – zapytał Joseph.

Przytaknąłem i tym dałem się temu skurwielowi złapać w pułapkę, ponieważ choć pytał on o brzmienie mojego nazwiska, to w rzeczywistości moje przytaknięcie uznał za zgodę na niedokończoną prośbę.

– Zatem odwiedzi pan rodziny z dziećmi w swym hrabstwie, zaczynając od wielodzietnych i przeliczy ich potomstwo – polecił.

– Osobiście? – zdziwiłem się.

– Dlaczego najpierw wielodzietne? – dopytywał z zaciekawieniem David.

– Ponieważ w takich rodzinach najprościej o wypadek. Dziecko już na pierwszy rzut oka ma skrajną niedowagę. Mogło omdlewać z głodu. Niefortunnie upaść. Uderzyć się i umrzeć.

– Sugeruje pan, że w De–Winter ludzi nie stać na jedzenie dla dzieci? – jawnie byłem oburzony. Dotknął mnie tym oskarżeniem do żywego. Moje hrabstwo do najbogatszych nie należało, ale nie było też znowu skrajnie ubogie. Zboża nie brakowało, a więc chleba także, a ostatecznie chleb i woda do przeżycia wystarczą. Dodatkowo niemal każdy miał jakiś fragment ziemi. Mógł sadzić i plony zbierać. Warzywa mieć własne. Baby jednak wolały łazić na targ, zamiast pola uprawiać. Pieniądze wydawały, plotki zbierały, ploty siały.

– Jeśli ich hrabiego nie stać na koszulę pod marynarkę, to czego się dziwić? – odszczeknął bezczelnie smarkacz jeden.

– Że też ten przeklęty szalik się musiał poluzować i odsłonić moją klatkę piersiową – pomyślałem. Zaraz jednak poczułem zew dumy, bo moja klata była jedną z najbardziej imponujących. Fakt faktem, wysoko urodzone kobietki nie chciały kogoś z takimi mięśniami za męża, ale za kochanka, a i owszem. Nie nadawałem się na salony. Idealnie za to pasowałem między każdej uda. Wiele rozdziewiczyłem przez tymi, którzy do tego mieli prawo. Głupie za to później zebrały cięgi. Co mądrzejsze dobrze udawały dziewictwo, krwią z pęcherza z ukrycia pod dupą tryskając.

Moja pięść zderzyła się z policzkiem żandarma. Siła uderzenia była taka, że odleciał o krok w bok i przydzwonił drugą stroną twarzy w drzewo. Uradowało mnie to. Nie planowałem obijać go z dwóch stron za jednym posunięciem, ale skoro już do tego doszło, to nie miałem nic przeciwko.

– Sprawdzę ile będę mógł – powiedziałem bez żadnej emocji, statecznie. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w kierunku Hugo. David podążył za mną.

– Przesadziłeś! – śmiał mi wytknąć, kiedy zasiadałem konia.

Przez jego słowa, w wyobraźni widziałem siebie odjeżdżającego na Hugo, zostawiającego Davida, by przerobił drogę na piechotę. Nie mogłem sobie jednak pozwolić na spełnienie tego marzenia. Nie w obecności żandarmów, Mulliera i Josepha. Poza tym, po przywaleniu temu ostatniemu, prawnik mógł mi się jeszcze przydać. A David był dumny dość. Mógłby wydać wypowiedzenie, gdybym go znieważył lub poniżył.

– Cholernie przesadziłeś – marudził dalej, sadowiąc się za mną. – Co zrobisz jak poskarży się księciowi, albo królowi samemu?

– Królowi? Laskę – zadrwiłem w bardzo niegrzeczny sposób, a potem wyplułem ślinę z obrzydzeniem. – Myślę, że znajdziesz mi jakiegoś chłopaczka, który spełni oczekiwania królewskiej mości – ciągnąłem dalej.

– To nie jest śmieszne, Zack! – kłócił się bez ustanku David.

– Nie, nie jest, ale za to jakże jest prawdziwe – trwałem przy swoim.

– Mogą cię skazać za zniewagę żandarma – straszył.

– Baty mi niestraszne – zaciągnąłem nadgorliwą odwagą, taką, która to często nie dawała mi w spokoju żyć, ale przed własny grób mnie jeszcze nie zaprowadziła.

David westchnął. Westchnienie to wydawało się być umęczone. Zupełnie go nie rozumiałem. Faktycznie widok dziecka z pudełka mógł zasmucić, ale nie na tyle by chęci do życia odbierać, a David jakoś tak dziwnie osłabł. Nagle przestały go moje żarty bawić i sprawiał wrażenie, jakby nie zamierzał ich nawet dłużej tolerować. Wybrałem więc milczeć. Pod burdel go odwiozłem.

– Powinniśmy jechać do pałacu – upominał, nie zsiadając z konia, choć ja już dawno zeskoczyłem na ziemię.

– Muszę dokończyć ruchanie Soni w dupę, a potem syto zjeść – odparłem. – A potem, dopiero po tych dwóch, będę zdolny myśleć i pracować – uprzedziłem. – No chodźże – zachęcałem, przywołując go całą ręką. – Opłacę ci jakąś w twoim typie. Posłuszną do bólu – zapewniłem.

David westchnął, ale w końcu zszedł z garba Hugo. Wcisnął dłoń do kieszeni płaszcza i ruszył w moją stronę. Wspólnie, jak z rzadka się zdarzało, weszliśmy do karczmy.






Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Dla Dorosłych

DD–DlaDorosłych to wspólny projekt stworzony w 2023 roku przez kilku autorów.W rzeczywistości różni nas bardzo dużo, ale łączy jedno – zamiłowanie do pisania.Razem tworzymy niepowtarzalne historie, a wszystko po to aby dorosły czytelnik mógł poczuć się wyjątkowo.Można nas znaleźć na Bloggerze, Wattpadzie, Instagramie i Facebooku.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach