Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Piesn o Waginie - rozdzial pierwszy


Wyniosła damulka w gustownym szlafroku stanęła przed Waginem w majestatycznej, roszczeniowej pozie:
 - Pomioty znów zagnieździły się na stryszku - powiedziała -  Żonę mi wystraszyli.
Wagin niechętnie skinął głową.
- Pomioty zawsze schodzą do stryszku od góry, przez komin, z dachów. Najwyraźniej trutki zwietrzały w kominie. Wiela ich tam jest?
- Wiele niewiele - zamyśliła się dama w szlafroku - starczyło ich, by mi małżonkę wpędzić w spazmy. Ledwie zdążyła uciec.
Wagin ciężko sąpiac, wdrapał się na najwyższe piętro, skąd już tylko kondygnację wyżej widać było wejście do stryszku. Na stryszku było głośno, porykiwania i tupoty. Teraz dopiero zauważył, że dama w szlafroku cały bezszelestnie za nim podążała.
- Bajzel robią pomioty - stwierdziła fakt damulka.
- Nic innego to plugastwo nie potrafi. Te pomioty to jakiego gatunku?
- Ola bogów, żebym to ja wiedziała - westchnęła damulka - Żona może coś powiedzieć, ale dałam jej waleriany i położyłam spać, tak była zszokowana.
- Wnioskuję, że pomioty słusznego rozmiaru, tfu tfu.
- Tak? - zastrzygła uszami damulka.
- Większe pomioty są bardziej agresywne i bardziej bezczelne wobec rodzaju żeńskiego, a i z tych hałasów ze strychu ciężko mi wysłuchać popiskiwań właściwym mniejszym pomiotom.
- Macie ucho - pochwaliła trochę ironicznie kobieta w szlafroku - Przecie tam tylko bełkoty i łomoty słychać. Dla mnie równie dobrze to byłyby stwory wielkości szczura albo i źrebaka.
Wagin puścił uwagę mimo uszu.
- Teraz mnie zostawcie - poprosił.
Zszedł piętro po piętrze i po parterze do piwniczki. Tam otworzył obłożony lodem sakrofag. Ukazało mu się oblicze dziewczyny. Zewłok nie był świeży, ale innego nie miał. Za to był legalny, bo to był trup jednej tak splugawionej przez pomioty że aż ją podusiły. Nie tak dawno kupił go od Sprzątaczek w ramach poszerzania amazońskiego arsenału. Rozłożył trupowi nogi i wepchał w ośrodki rodne, waginalne i analne mnóstwo trucizn. Czego tam nie było. Potem trupa dziewczyny włożył do worka, żeby zbytniego poruszenia w kamienicy nie robić. I przytargał to wszystko przez wszystkie piętra przed drzwi stryszku.
Hałasy nie ustawały. Damulka też nadal dotrzymywała mu towarzystwa.
- Co wy tu? - spytała, widząc żeński zewłok wywlekany przez amazona z wora.
- Mieliście dać mi pokój. Wiem, co robię. - rzekł  Wagin - Te pomioty tam jurne, wyposzczone, ciepnę im to truchło, zaraz poczną gwałcić w te i we te i w trzy pacierze strują się świństwem na amen.
- Azali ta idea przetestowana?
- Przetestowana, kiedym się jeszcze w amazońskim seminarium przyuczał. Nie ma tu szacunku dla zwłok, ale mamy stan wyższej konieczności.
-  Dawne zwyczaje, sprzed długich dekad chyba. Teraz młodsze amazony już tego chyba nie praktykują.
- Sprzed dekad jak nie więcej - przytaknął Wagin - długo mnie już ziemia nosi, a jeśli nadal nosi, to dlatego, że dowcipem i sprytem sobie radzę. Teraz odstąpcie, mościa pani.
Wagin wywlókł do szczętu tłuchło dziewczyny z wora, wziął do ręki pogrzebacz, który zawsze stał w kąciku u wejścia do stryszku.Miecza nie brał ze sobą, bo nie odczuwał takiej potrzeby. I skoncentrował się. Teraz potrzebował dobrych kilku sekund. Jeśli za krótko, nie zdąży dobrze upchnąć truposza na środek stryszku, jeśli za wolno pomioty go opadną i mimo, że pogrzebaczem władał biegle mogą rozerwać go na strzępy.
To było jaki mikroskopijny sen. Trzymając babskie truchło na plecach, z pogrzebaczem w prawej ręce odblokował skobel do drzwi strychu. Otworzył szeroko drzwi, żeby mieć orientację na całośc sytuacji. Rzut oka pozwolił Waginowi ocenić, jakie to pomioty i w jakim wieku. Młode. Tak jakby przepołowić samca do połowy i tchnąć życie w to, co zostało od pasa w dół - genitalia, pośladki i nogi. Duże sztuki. Szalały po strychu niszcząc to, co już dawno było zepsute i zniszczone. Słysząc otwieranie drzwi obrócili ku niemu swoje korpusy z martwymi pępkami, oblepione brudem i cuchnące. Gdyby w tym momencie nie zgarnął sobie z pleców trupa, rzuciliby mu się do gardła. Oby tylko do gardła. Ale Wagin mimo wieku był szybki i zanim tamci zdążyli sprężyć się do skoku, gmotnął o podłogę strychu truchłem dziewczyny. Jak na zamówienie nieboszczka rozwaliła się na wznak, z rozchylonymi nogami, z rozwianymi kudłami i sterczącymi piersiami, zimna, cuchnąca, ale zdatna. Teraz amazon nie musiał spieszyć się zbytnio z zamykaniem drzwi stryszku, bo jego osoba natychmiast opuściła orbitę zainteresowań pomiotów. Krzyki i harnięcia oznaczały, że zaczęli tłumnie kopulować, wyrywając sobie nazwajem martwą dziewczynę.
- Na zdrowie - mruknął amazon - Do wieczora będę was zbierał z podłogi jak ulęgałki. A jak bogowie będą przychylni, to da się jeszcze drugi raz z truchła skorzystać. Chociaż jeśli pomioty jurne, to z truposza może nie być co zbierać.
Intuicja Wagina nie zawiodła. Po dzikiej orgii twającej na stryszku cały dzień przyszła noc, a wraz z nią równie dzikie konanie. Wszyscy mieszkańcy kamienicy podchodzili co trochę pod drzwi od stryszka, aby chociaż podsłuchać agonalnej muzyki posamczej, bo skobelek odwalać amazon surowo im zabronił. Wreszcie ryki i jęki koło południa następnego dnia stały się coraz cichsze i ustały, to też Wagin wziął mosiężną pałkę mosiężną i prosząc mieszkańców kamienicy, aby oddalili na bezpieczną odległość, oddalić, odwalił skobelek. W drugim ręku drugim trzymał latarnię, żeby dobrze sobie poświecić, bo stryszek był ciemnawy.
Od razu rozeznał, że z truchła pożytku żadnego już nie będzie miał. Wszystkie otwory waginalny, analny czy gębowe były rozprute chucią pomiotów - upodobaniając truchło do lalki, która dostała się w pazury kota. Ale dziewczyna i tak już dawno była martwa, ważniejszy był stan pomiotów ze strychu. Było ich pięciu. Wszyscy leżeli pokotem i wszyscy z nich mieli już krocza sczerniałe i zzielaniałe od trucizny. Woląc dmuchać na zimne, Ciećmin każdego z pomiotów zdzielił w słabiznę kilka razy pałką. Warto mieć pewność, że wyzionęli czarciego ducha.
Zastanowił się tylko na jednym, martwym, a jakby przez truciznę najmniej tkniętym.
- Ki bies? Nie widać po nim zatruci. - pomyślał Ciećmin - Z samej chuci widać pomarł. Apopleksyi dostał. - zaśmiał się.
Obadał go dokładnie. Martwy jak kłoda. Ciekawostka. Obejrzał go jeszcze od stóp do głów. Czy też raczej do pasa. A potem wsadził do worka i wziął na plecy.
- A na co to? - spytała dozorczyni wzdrygając się na widok worka.
- Na przyszłość - rzekł amazon.
- Na jaką to przyszłość?
- Trup pomiota świeży, mało uszkodzony. Będę miał zamiast tego truposza dziewczyn, co ją miałem, bo z niej teraz można tylko kłaki zbierać.
- Na wabia?
- Na wabia.
- Ale jakże to? Myślicie, że jak się zlecą posamcze pomioty to można im na żer rzucić kogoś z ich rodzaju.
- Tak - rzekł amazon -  Wiadomym jest mi, że pomioty miewają z braku laku pociąg  do swojej tej samej płciowości.
- Tfu - splunęła dozorczyni - co sa plugastwo!
- A plugawy to pomiot, plugawy - przyznał Wagin dźwigając worek z truchłem pomiota po schodach  - Kapłanom to, nie nam dociekać, po co Stwórca coś takiego na tę ziemię wpuścił, jeśli tylko szkody same z tego idą.
- Stwórca i nie stwórca - rzekła sąsiadka z pierwszego piętra uczona w Piśmie - Nie wszystko co na świecie hasa, spod ręki Stwórcy wyszło. Pomioty musiały się z jakichś odpadów wykluć.
- Co zrobicie z resztą pomiotów strutych na stryszku? - spytała dama ciągle stojąca w szlafroku.
- Wieczorem akurat krematowóz podjeżdża, to będzie miał zajęcie - mruknął amazon - normalnie jakby się z nimi umówił. - powiedział do siebie.






Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Aleksander Tkaczyk

Powieść dystopijna w stylu fantastyki seksualnej w odcinkach. Zapraszam do śledzenia kolejnych wpisów.


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach