Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Nastolatek - jej milosc cz. 5

Choć mijały dni, Karina nie potrafiła zapomnieć. Jeszcze w sklepie bywało jako tako: dopóki klientela dopisywała, nie było czasu rozmyślać. Ale w domu, a szczególnie gdy leżała w łóżku, nadchodziły wspomnienia. I wtedy czuła dotkliwą, dojmującą nieobecność tego 16-latka. Nieobecność w mieszkaniu, nieobecność przy niej... Nieobecność w niej. Przez moment złapała się nawet na myśli, że gdyby nosiła w macicy jego dziecko, może byłoby jej teraz łatwiej, może mniej by tęskniła... Przeklęte gumy!
Najgorszy był wieczór, gdy zadzwonił do niej tamten 25-letni Marek... właściwie już 26-letni.
- Cześć, Karina - powiedział z bezczelnością, na jaką niewielu umie się zdobyć - kiedy mógłbym przyjechać po mój sprzęt audio?
- Zapomnij - odparła zimno - i lepiej trzymaj się ode mnie z daleka, jeśli nie chcesz być oskarżony o gwałt. Wiesz, o czym mówię?
- Nie, nie wiem - powiedział kwaśno.
- O wtargnięciu do mojej odbytnicy bez pytania o zgodę. I nie, nie było mi dobrze! A w ogóle to poznałam kogoś, komu chce się dbać o mnie i moją przyjemność. Miałam nawet orgazm wielokrotny. A teraz znikaj z mego życia, pókim dobra! - I z tym wyłączyła się.
A potem przypomniała sobie, że z tym kimś, z kim było jej dobrze, niedawno zerwała. Usiadła w fotelu, na którym kochała się po raz ostatni, i wybuchła płaczem. Miała kogoś, kto troszczył się o nią... Miała kogoś takiego...
Następnego dnia Dorota kazała jej zostać w pracy pół godziny dłużej, dla sprawdzenia jakichś papierów. Oczywiście papiery były w porządku.
- Karina, co z tobą? - Siadła przy stoliku vis-a-vis i popatrzyła jej uważnie w twarz. - Uroda modelki, ciuchy modelki, makijaż też modelki... a oczy jak półtora nieszczęścia! Chyba aż tak się nie przejęłaś tym rozstaniem?
Karina rozpłakała się, po czym opowiedziała wszystko po kolei - od pierwszych rozmów z tym chłopakiem na czacie aż po jej stan po telefonie od byłego. Dorota pokiwała głową.
- Karisia, dziecko niemądre... Miałaś się nie angażować, tak, tylko że to już się stało. Zakochałaś się i na razie nic na to nie poradzisz. Na szczęście, z tego co mi opowiedziałaś, on chyba też. Zresztą mam wrażenie, że dla ciebie za późno było już po pierwszym spotkaniu... Za długo czekałaś z randką, ot co! Ech, ty uczuciowa dziewczyno... Przeproś go i ciesz się tą miłością. Miłość też jest fajna, choć mnie na szczęście nigdy nie spotkała z nastolatkiem. Z uczuciami zawsze kłopot, ale skoro już są... Dzwoń do niego i to już! To nie prośba, to polecenie szefowej. I daj na głośno mówiący.
Zadzwoniła. Gdyby nie odebrał... Odebrał.
- Marek, przepraszam cię! - zaczęła pierwsza, mówiła szybko, bez zastanowienia. - Nie wiem, co mnie wtedy napadło... Nieprawda, wiem. Miałeś rację, bałam się. Czułam, że się angażuję i spanikowałam. Ale kocham cię, Marek. Kocham jak nikogo na świecie. Chcę być z tobą. Proszę, daj mi drugą szansę.
- Kaja, przecież ja cię też kocham - odparł łagodnie, bez mała pieszczotliwie. - Właśnie to chciałem ci wtedy powiedzieć, a ty wyskoczyłaś z tym zerwaniem... Kiedy możemy się spotkać?
- A możesz być u mnie dzisiaj o dziewiętnastej... powiedzmy trzydzieści? - poprawiła się, przypomniawszy sobie, że ma pełny makijaż, do tego pewnie rozmazany.
- Pewnie, że mogę! No to do zobaczenia! Całusek! - I rozłączył się.
- Brawo! - Dorota poniosła kciuk. - Teraz pędź do domu i doprowadź się do porządku... A zresztą podrzucę cię autem. Najpierw weź kąpiel, a potem zrób się piękną dla niego.
... Znowu zjawił się kilkanaście minut przed czasem. Ale była już gotowa. Twarz bez makijażu, licealne okularki, na głowie kitka. Niebieska sukienka do pół uda, rozpinana. Żadnej bielizny.
Przyszedł ubrany nieco wytworniej niż dotąd. Kurtka wciąż ta sama, innej zapewne nie miał, ale pod spodem marynarka i zapinana koszula. I przyniósł kwiaty. Skromny bukiecik nie wiadomo czego, niemniej były to kwiaty - dla niej! Napełniła wodą mały wazonik i postawiła je na stole w dużym pokoju. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co - oprócz prostego "dziękuję". I tak stali naprzeciw siebie, chłonąc się wzajemnie wzrokiem.
Podszedł do niej całkiem blisko i klęknął.
- Ależ Marek, chyba nie chcesz tak zaraz prosić mnie o rękę? - zażartowała, próbując rozładować sytuację. Roześmiał się, lecz nic nie odpowiedział. Objął rękami biodra Kariny i zaczął całować jej brzuch, okolice łona, górne części ud. Najpierw były to takie serdeczne pocałunki na przywitanie, na pokazanie, jak tęsknił. Potem stały się tkliwsze, przechodząc w pieszczotę ustami. Jego dłonie spoczęły na jej pośladkach, by głaskać je wolnymi, okrągłymi ruchami.
- Poczekaj... - Rozpięła dwa duże guziki u dołu sukienki. Miał teraz bezpośredni dostęp do jej ciała. Jego pocałunki pobudzały w jej podbrzuszu miłe, przyjemnie rosnące napięcie. Stanęła szerzej, by mógł całować ją tam, gdzie najbardziej tego pragnęła. Szedł coraz dalej między jej uda, wywołując lekki zamęt w jej głowie. Jej ciche "uhm... uhm... uhm..." przeszło w cichy jęk, gdy połaskotał końcem języka łechtaczkę. Delikatnie rozchyliwszy wargi pochwy, objął koralik własnymi. Do tego wsunął pod jej sukienkę obie dłonie, aby figlarnymi muśnięciami rozpieszczać jej pośladki. Dziewczyna odrzuciła głowę w tył i błądząc wzrokiem po suficie powtarzała tylko "och... och... och...". Jej pochwę powoli zalewała wilgoć. Na koniec chłopak lubieżnie przeciągnął językiem przez całą jej intymność, niemal od samego odbytu aż po wzgórek Wenery.
- Ładnie poprosiłem? - zapytał, patrząc w górę z niewinnym uśmiechem. Karina rozpięła teraz kilka guzików od góry, rozchyliła poły sukienki. Chłopak podniósł się z klęczek i zaczął całować jej piersi, tak jak lubiła, to ruchem dolnej wargi pobudzając ich spody, to delikatnie obejmując ustami ich różyczki. Jego palec błądził po jej mokrej wagince, wsuwając się i wysuwając, druga ręka przytrzymywała, masując, jej lewy pośladek. Drżącymi palcami rozpięła jakoś ostatnie parę guzików, była teraz przed nim obnażona, otwarta, oddana. Półprzytomnie ściągała z niego kolejne części odzieży, na szczęście nic nie było zdejmowane przez głowę, nie musiał odrywać ust od jej cycków. Już gdy rozpinała mu spodnie, była przez moment bliska szczytu. Jego slipy spadły na podłogę - i twardy członek wparł się w jej udo. Chłopak wpił się ustami w jej usta, spróbował jednocześnie zdjąć z niej sukienkę, ale Karina powstrzymała go ruchem ręki. Tak jak wtedy, gdy tańczyli, wyciągnęła z kieszeni na biodrze saszetkę z prezerwatywą i dopiero po tym pozwoliła się rozebrać do końca. Stali nadzy, wtuleni w siebie, spragnieni siebie.
- Jak chcesz? - szepnął jej na ucho. Wyswobodziła się z jego objęć, odwróciła się tyłem, opadła na kolana, oparła dłonie o podłogę. Klęknął za nią. Zgięła ręce opierając się na łokciach, żeby ułatwić mu penetrację. Nałożył gumkę i ostrożnie wsunął się w Karinę. Przytrzymał lewą dłonią jej biodro, prawą sięgnął między jej uda, do łechtaczki. Zaczął się wolno poruszać. Była tak podniecona, że pierwszy raz doszła bardzo szybko. Parę razy ruszyła biodrami, by to przyspieszyć, i przez kilkadziesiąt sekund cała była tylko nie kończącym się mrowieniem, rytmicznymi skurczami wszystkich trzech dziurek, wszechogarniającą przyjemnością. Przyspieszył. Odruchowo wyginała i prostowała kręgosłup tak, że jej biodra obracały się trochę w przód, trochę w tył, coraz mocniej ogarniane kolejną falą drobnych wibracji, wydała parę westchnień przechodzących w jęki - i znów pozwoliła, by rozkosz zabrała jej na chwilę świadomość. To nie był koniec. Chłopak przywarł piersią do jej grzbietu, całował ją w kark, policzki, odwróciła do niego głowę, by spotkały się ich usta. Znów poruszał się, teraz były to już mocne, stanowcze ruchy, nie do końca chyba kontrolowane. Brał ją prawie tak nieprzytomnie, gwałtownie, dziko, jak ona mu się oddawała. Już wzbierała w niej jeszcze jedna fala skurczów, po jej brzuchu i piersiach biegały coraz milsze dreszcze, przyszła fala orgazmu, druga, trzecia, chłopak w niej stwardniał do końca, zadrżał, wystrzelił nasieniem, gdyby nie prezerwatywa, jej macica wypiłaby je całe, i przyszła czwarta fala, jak zawsze największa ze wszystkich, zwalająca z nóg. Karina odzyskała świadomość pół siedząc na piętach, pół leżąc twarzą na palcach swych zgiętych rąk. Chłopak czule pieścił jej talię, biodra, całował kark, ramiona.
- Kocham cię, Marek - powiedziała tkliwym, ciepłym półgłosem. - Kocham cię całą sobą. Jestem cała twoja. Już nie boję się tego. Chcę się temu poddać. Możesz ze mną zrobić co chcesz... pragnę, żebyś zrobił ze mną co chcesz, bo już wiem, że nie chcesz mi zrobić nic złego. - Nic nie odpowiedział, tylko wtulił swoją twarz w jej włosy, poczuła przez nie dotyk jego ust. Długo ogrzewał ją sobą, swoim ciepłem, swoim oddechem.
- Chodźmy poleżeć - zaproponował wreszcie, podnosząc się. Z trudem wstała, poszli do łazienki. Umył Karinę całą, próbowała się odwzajemnić, ale jeszcze niezupełnie wróciła do rzeczywistości. W sypialni ufnie wtuliła pośladki w jego podbrzusze, wyczuwając dotyk zmalałego na razie narządu, który przed chwilą dał jej tyle przyjemności. Jego dłonie objęły jej piersi ze zmiękłymi teraz brodawkami. Jej ciało i umysł były przyjemnie rozluźnione.
- Tak mi dobrze z tobą, Mareczku... Chciałabym zawsze być z tobą... - Uświadomiła sobie, że to brzmi jak propozycja małżeńska, więc, by go nie spłoszyć, poprawiła: - Tak długo, jak ty chcesz...
- Wcześniej nie mówiłaś do mnie po imieniu - zauważył chłopiec, po czym ucałował ją czule w policzek.
- Bo ten, który mnie skrzywdził, miał to samo imię. Przywoływało złe wspomnienia. Ale teraz będzie przywoływać już tylko dobre. A Kaja to od Kariny, tak mam na imię.
- Karina - powtórzył Marek. - Pięknie. Karina i Marek.
Potem długo milczeli przytuleni. W końcu Karina znów się odezwała:
- Mówiłeś, że w styczniu masz urodziny. Co chciałbyś ode mnie dostać?
- Na siedemnaste wystarczysz mi ty. Za to mam specjalne życzenie na osiemnastkę: bardzo chcę kochać się z tobą bez gumki.
- Bez gumki... - powtórzyła niepewnie. - Nie boisz się? Bo ja trochę tak...
- Tylko raz, Karina. Tylko w moją osiemnastkę i tylko jeden raz.
- No dobrze. - Nie wiadomo skąd poczuła, że jej także to odpowiada. - Obiecuję ci to na osiemnastkę. Oczywiście o ile tak długo ze mną wytrzymasz.
- Wytrzymam, Karina, przecież cię kocham, nie słyszałaś? Jeśli chcesz, spędzę z tobą całe życie. Jeśli chcesz, ożenię się z tobą.
- Co za oświadczyny! - zaśmiała się, nie kpiąco, tak serdecznie. - No dobrze, zastanowię się, ale na to mamy czas. Dwadzieścia jeden kończysz za cztery lata w styczniu. Będziesz wtedy miał tyle, co ja teraz, a ja będę miała 26, nie przeraża cię to?
- Nie... Ale to znaczy, że teraz masz 21, a nie 18. Nie, to mi nie przeszkadza. Wyjdziesz za mąż mając 26, to i tak poniżej średniej. Tylko... Dlaczego nie mówiłaś prawdy?
- A spotkałbyś się ze mną, gdybym napisała na czacie, że jestem od ciebie starsza nie o 2, tylko o 5 lat?
- Nie wiem, Karina - przyznał - choć myślę, że po naszych rozmowach tak, spotkałbym się z tobą. Ale mogłaś mi to powiedzieć na pierwszej randce albo choć na drugiej... - Przerwał i myślał nad czymś. - Kłamałaś, bo zależało ci na mnie?
- Właściwie... - Zawahała się. - Właściwe tak.
- Jasne, teraz rozumiem. No to postanowione: nasz ślub za cztery lata! - Po tych słowach zaczął całować ją w kark, głaskać jej podbrzusze, i oboje wiedzieli, dokąd to zmierza...
...Oboje dotrzymali słowa. Marek poślubił Karinę w dwa miesiące po swoich dwudziestych pierwszych urodzinach. Honorowym gościem weselnym był ich dwuletni synek Adaś, spłodzony w osiemnaste urodziny Marka.

Koniec




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Pisatiel

Ostatni rozdział. Czy skończy się na "i (współ)żyli dlugo i szcześliwie" - zobaczycie sami. Ja zaś jeszcze raz dziękuję mojej Ukochanej za konsultację, pomoc i w ogóle za wszystko! ;)


Komentarze

Ceriente4/12/2023 Odpowiedz

Przyjemnie się czytało wszystkie części:)


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach