Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Mars

Czasem się zastanawiam, czy nadal mogę powiedzieć, że jestem z Marsa.
Teoretycznie tak, bo gdzie bym nie mieszkał, z kim się nie woził, jaka by nie była moja praca – to i tak nie wymarzę swojej przeszłości.
Urodziłem się na Marsie, dorastałem tam i jeśli tam zawędruję choćby jutro, to spotkam znajome mordy. Tyle, że nie chcę ich spotykać.
Nie jestem kosmitą, żadne tam latające spodki. Nie mam macek i nie strzelam laserami. Mars to nazwa osiedla, na którym żyłem. Nazywano je tak w całym mieście. Dlaczego? Bo to była dla większości obca i nieprzyjazna kraina. Bo jak tam zawędrowałeś przypadkiem opuszczając wygodne, bezpieczne centrum, to nie wiedziałeś co cię czeka ani kogo spotkasz. Mogłeś spotkać tubylca, marsjanina, i różnie się to kończyło. Skroili ci portfel albo komórkę, wyśmiali za pedalskie rurki, albo obili ryj. Różne historie się słyszało.
Ja i moi kumple byliśmy właśnie tymi typami, których nie chciałeś spotkać. Nie mordowaliśmy i nie napadaliśmy ludzi dzień w dzień, ale mieszkaliśmy na Marsie. Byliśmy stamtąd i nie lubiliśmy obcych, a oni z całą pewnością nie lubili nas. No ale bez przesady. Nie byliśmy tacy źli.
Od maleńkości wpajano nam pewne reguły. Nie takie, że trzeba czekać na zielone światło na przejściu dla pieszych albo ustąpić miejsca starszym. Nasze zasady były prostsze i trochę ważniejsze. Na przykład, jeśli ktoś obił ci mordę, to mogłeś się zemścić albo dać sobie spokój, wedle woli. Ale nie mogłeś iść z tym na policję. Nawet jeśli jakimś cudem pojawiali się na miejscu, to mówiło się że wpadłeś na ścianę albo że tak, ktoś cię napadł, ale było ciemno i nie znasz typa. A potem szedłeś z kumplami pod jego kamienicę i czekałeś aż się pokaże, żeby mu wpierdolić. To skrajne przypadki, na co dzień wszyscy żyli ze sobą dobrze, ale każdemu czasem się zdarza kiepski dzień w robocie albo o dwa browary za dużo i wtedy człowiek musi się wyładować.
Miałem to szczęście, że akurat moja rodzina mieszkała na właściwym podwórku. Mieliśmy coś, czego nie mieli inni. Mieliśmy Krzywego.
Krzywy pochodził z rozbitej rodziny i od dziecka kombinował jak zarobić żeby się nie napracować. Próbował kraść, próbował handlować trawą, ale zawsze w końcu zdarzał się jakiś przypadł i Krzywy albo tracił cały hajs, albo lądował na komendzie, a jego starzy świecili oczami na osiedlu. A potem stało się coś magicznego. Krzywy odkrył siłownię i stopniowo wszystko inne przestawało się liczyć. Dał sobie spokój z chlaniem w bramach, spadła mu agresja, coś w głowie mu się przestawiło i zrobił się przykładnym chłopakiem swojej dziewczyny, a za chwilę mężem i ojcem. W wieku trzydziestu lat miał już na koncie kilka zwycięstw w dźwiganiu tego swojego cholernego żelastwa z siłowni i chętnie dzielił się wiedzą z młodszymi i mniejszymi. Chłopaki go podziwiali. Wniósł w życie Marsa nową jakość, jakiś powiew świeżości. Ja też patrzyłem w niego jak w obrazek, ale z czasem, gdy byłem już wystarczająco dorosły żeby przesiadywać z ekipą na podwórku i palić jointy, powoli zacząłem zapominać o tej obietnicy lepszego życia, którą Krzywy mimowolnie oferował. Wsiąkłem w otoczenie. Opowiadaliśmy sobie przy piwie historie o dawnych wyczynach Krzywego, kiedy jeszcze lubił się lać albo wydoić litr wódy duszkiem. Nie wiem ile z tego wszystkiego było prawdą, ale dobrze się o tym gadało.
A potem gruchnęła szokująca wiadomość – Krzywy się wyprowadza. Razem ze swoją panną zamieszka na sennym osiedlu dla nowobogackich, bo ponoć zainwestował w jakiś produkt, który najwyraźniej dobrze się sprzedał. I zostawiał mieszkanie swojemu młodszemu bratu, mojemu rówieśnikowi, którego co prawda kojarzyłem i nawet kilka razy z nim coś gadałem, ale nie byliśmy kumplami. On miał swoją własną ekipę i tamtych jego ziomków nie znałem już wcale.
Chwilę później Krzywego już nie było, mieszkanie przejął młody, a ja skończyłem 23 lata i byłem studentem. I tutaj był pies pogrzebany – nieważne czy piłem tyle co inni, czy oglądałem mecze i oglądałem się za dupami – problem był taki, że dobrze się uczyłem. Wiedza zawsze sama mi wchodziła. Lubiłem poczytać książkę. Tego akurat prawie nikomu nie mówiłem, wyśmialiby. I kiedy miałem te 23 lata, nie mogłem już dłużej zwlekać i udawać. Za bardzo we mnie buzowało, miałem dość. Wlazłem na jakiś czat i umówiłem się na chybił trafił z typem w moim wieku. Pojechałem do jego mieszkania na drugim końcu miasta, zesrany ze strachu zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. Gość był trochę zniewieściały. Nie jakoś bardzo, ale gdyby mnie ktoś z nim zobaczył, to mógłbym nie wracać na Marsa. Nie miałbym życia.
Dał mi piwo, sam też jedno wypił. Chyba widział, jak bardzo się spinam, bo szybko zainicjował sprawę. Właściwie to niewiele się działo – stanąłem przed nim, a on klęknął i mi obciągnął. Dobry w tym był, umiał ssać. Mój kutas był w niebie. Typ połknął cały ładunek, bardzo mu zależało żeby wszyscy trafiło w gardło, nie rozumiałem czemu to takie ważne, ale nie miałem nic przeciwko. Jak lubi spermę, to niech łyka.
Szybko się zmyłem, bo nie miałem pomysłu o czym z nim gadać i właściwie to powinien być koniec. Ale nie był, bo za kilka dni znowu mi się zachciało i już nie było mowy, żeby udawał że kręcą mnie laski i że nie potrzebuję ustawek z typami. Umówiłem się z tym samym gościem i znowu dałem mu połknąć. Zrobiła się z tego seria spotkań, na każdym czułem się coraz śmielej. Nawet go polubiłem, nie był głupi. No i nie chciał się przytulać ani nic w tym stylu. Zależało mu na moim kutasie i z grzeczności pytał co u mnie nowego. Zabawne, bo chyba wszystkie informacje jakie mu o sobie sprzedałem to była kompletna ściema. Po co miał wiedzieć co, z kim i kiedy robię? On miał w moim życiu tylko jedno zadanie – spuścić mi ciśnienie z jaj. I szło mu wspaniale.
Oczywiście taki układ nie mógł działać w nieskończoność. W końcu, po którymś razie kiedy moja sperma poszła w przełyk, gość zaproponował randkę. Rzucał jakieś aluzje, zaczęło się gmatwać. Z jednej strony nie chciałem, ale z drugiej potrzebowałem jego ust i łap – nie bardzo wiedziałem czy uda mi się znaleźć kogoś na jego miejsce. Byłem w tym nowy, nie umiałem poruszać się w tym świecie tak łatwo jak na Marsie.
Jakby mało było tych jego randek, to zaczął się interesować moim tyłkiem. Chwalił go, obmacywał, jakby dostał obsesji, nie słuchał jak go ostrzegałem, że nie ma mowy. Któregoś razu przekroczył granicę. Czując jak pakuje łapę między moje pośladki odruchowo wierzgnąłem, ale nie dawał za wygraną. Dostał w mordę i skulił się na kanapie, kompletnie zszokowany. Jakby nie rozumiał. Mnie też nie było przyjemnie więc się zawinąłem i już w drodze do domu wiedziałem, że to koniec. Żeby uczcić mądrą decyzję, najebałem się solo. Kupiłem wino i wyłoiłem w parku, ignorując telefony i smsy. Oczywiście pisał ten typ. Przepraszał, namawiał żebym wrócił, kombinował i silił się ile mógł. Wtedy właśnie zrozumiałem, że on mnie ma za debila. Za głupka w dresie bez przyszłości, potrafiącego tylko rzucać bluzgami i popijać browary. Tak mnie postrzegał.
Nie wiem czemu zrobiło mi się przykro, ale się zrobiło.
Kupiłem kolejne wino, facet za ladą uśmiechał się jak szukałem portfela po kieszeniach. Potem wróciłem do parku i piłem dalej.
Drogi do domu nie pamiętam, po prostu nagle ocknąłem się na ziemi, oparty plecami o ścianę garażu. Na moim własnym podwórku. Była noc, gdzieś w oddali wyły hamulce nocnych autobusów, podwórko dalej ktoś rechotał a ktoś inny piszczał, gdzieś szczekał pies.
Z dwa kroki przede mną ktoś palił fajkę. Widziałem tylko ciemną sylwetkę i żarzącą się końcówkę papierosa.
– Kosa? – strzeliłem kto to może być. Nie pierwszy raz budziłem się gdzieś po piciu, odprowadzony za fraki przez któregoś z kumpli.
– Nie Kosa – odparł cicho, trochę rozbawiony. Nie skojarzyłem po głosie. Sprawdziłem kieszenie.
– Masz mój telefon? – zapytałem trochę zły, bo coś czułem że ma i że nie odda.
– Wypadł ci – mruknął tamten i komórka wylądowała mi koło buta.
– Kurwa, bo pęknie! – warknąłem.
– Żebyś ty nie pękł – śmieszek był bardzo zadowolony z siebie. Wyrzucił kiepa i wyciągnął do mnie rękę. Pomógł mi wstać, nie było to łatwe.
– Masz szczęście, że mnie zawiało do tego parku – powiedział. I już było jasne, kto to. Młody Krzywy, a właściwie to nikt go tak nie nazywał. Mówili mu Strzała, a na imię miał chyba Paweł.
I właśnie w ten sposób rozpoczęła się nasza znajomość. Pozbierał mnie najebanego z parku. Nigdy nie zrozumiem, czemu to zrobił.
– Ciężki jesteś – zdziwił się, próbując jakoś mnie prowadzić po schodach kamienicy.
– Bo mięśnie są ciężkie – wysapałem i padłem na poręcz. Tak mi się kręciło we łbie, że jeszcze pół kroku i rzygałbym na cały korytarz.
– A chuj, możemy siedzieć tu – machnął ręką i odłożył mnie na schody. Oparłem się o poręcz i odetchnąłem z ulgą.
– Ten telefon ci brzęczał i brzęczał. Ktoś chyba tęskni – uśmiechnął się chytrze. Wytrzeźwiałem w sekundę. Ciśnienie skoczyło mi chyba do 300, Pomyślałem, że przeczytał smsy i wszystko wie. Wie, że zadaję się z typem i robimy sobie schadzki. Wie, że lubię facetów. O kurwa, przecież to jest koniec, to jest wyrok. W najlepszym razie będę pariasem, w najgorszym będę musiał spierdalać z samego rana i nigdy tu nie wracać. O kurwa.
– Chuj ci do tego kto dzwoni – odpyskowałem i dźwignąłem się. Z trudem, ale stanąłem samodzielnie. Sukces.
Strzała się uśmiechnął. Gapił się to na mnie, to gdzieś w dół klatki.
– Ty to wszystko udajesz – powiedział spokojnie, wcale nie oskarżycielsko.
– Co udaję? – spiąłem się.
– No, to – wykonał jakiś nieokreślony gest ręką w moją stronę – Może inni to kupują, ale ja widzę że grasz. To jest ściema.
Zaczynało się robić surrealnie.
– Doooobra, kurwa, już wyluzuj – jęknął i też się w końcu podniósł – Nie moja sprawa, siema.
I poszedł. Wychyliłem się za barierkę, żeby śledzić jak pokonuje kolejne półpiętra, a potem zniknął z pola widzenia i huknęły drzwi. Jakiś przebudzony nagle bachor zaczął płakać.


???


Spotkałem go dwa dni później, wieczorem, jak wyrzucałem śmieci. Lazłem przez podwórko z workiem plastików i nagle zdałem sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Siedział na schodkach pod swoją kamienicą i palił. Musiałem go minąć, nie było innej drogi do śmietnika.
– Siema – mruknąłem przemykając tuż obok niego, mając nadzieję, że da mi spokój.
Otworzyłem żółty kontener i pozbyłem się ładunku. Teraz tylko wrócić do domu, dokończyć film z wczoraj i w kimę. Środa wieczór to nie czas na zabawy.
– Chodź zapalić – machnął na mnie ręką. No dobra. Usiadłem i wyciągnąłem camela z jego paczki. Tylko o czym z nim gadać?
– Nie chcesz wypić jakiegoś browara? Sam nie lubię – zaproponował zupełnie naturalnie.
W sumie to miałem ochotę. W sumie to Strzała mi się podobał. Dobrze się na niego patrzyło.
– Mam w lodówce akurat cztery – przyznałem.
– No to mnie zapraszasz – odparł i się podniósł.
Czemu nie? Mieszkałem sam, więc poszliśmy. Miałem w domu trochę burdel ale jakoś mu nie przeszkadzało. Walnął się na moje łóżko i wziął ode mnie piwo.
– Oglądasz Matrixa? – wskazał na telewizor – Zajebiście, lubię. Puść, niech sobie leci.
Dziwne to było, tak z nim siedzieć, ale odpaliłem film od  momentu, kiedy Neo poznaje Morfeusza.
Położyłem się na łóżku obok niego, poduszka pod głowę i oglądaliśmy, w rękach trzymając zimne piwa. Czułem zapach Strzały, jakieś lekko słodkie, ale mocne perfumy. Pasowały do ostrych rysów twarzy i lekkiego zarostu. Na szyi miał srebrny łańcuch, wystawał mu spod bluzy z kapturem. Na dupie oczywiście czarne dresy adidasa, a na stopach białe soxy. I trochę mnie martwiło, że tak mi się ten Strzała podoba. Czułem się dziwnie tak sobie z nim leżąc. Kiedy się wiercił i nasze nogi się stykały, przechodził mnie za każdym razem lekki dreszczyk. No i to ciepło jego ciała, wnikające w moje ubrania, fakt że oddychamy tym samym powietrzem. Jakoś to wszystko na mnie działało, może dlatego że byłem napalony i nie miałem już kolegi z którym mogę to napięcie rozładować.
Piwa dopiliśmy mniej więcej w momencie kiedy Morfeusz uczy Neo walczyć. Strzała zaoferował się że skoczy po następne do lodówki. Kiedy wrócił, walnął się na łóżko bliżej mnie. Łokciem trącał mnie w bok, a nasze nogi łączyły się na całej długości. Poczułem się jak speszony nastolatek, nie wiedziałem co to ma być. On pewnie nie zauważył nic, ale ja coraz mocniej się nakręcałem. Miałem ochotę pogłaskać go po tych dresikach albo jeszcze lepiej zmacać mu stopy. Nigdy dotąd nie miałem takich odpałów, ale koleś mnie podjarał na całego. Może to jakieś feromony?
Wypiłem drugie piwo szybko, jakby chcąc ugasić te dziwne ciągoty, ale alkohol tylko je wzmocnił.
– Możesz pić moje – zaoferował się Strzała, widząc że odkładam pustą butelkę. Wziąłem od niego i uświadomiłem sobie, że jego usta dopiero co dotykały szyjki tej butelki. Oblizałem ją.
– Co ty, butelkę liżesz? – przeraził mnie ten komentarz, musiał mnie nakryć kątem oka.
– No wtedy jest smaczniejsze – palnąłem pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nie skomentował.
Bez słowa podniosłem się i uciekłem do łazienki. Wysikałem się, a potem stanąłem przed lustrem i patrzyłem we własne oczy. Może znajdę w nich jakąś odpowiedź? Nie znalazłem, a trzeba było wracać do pokoju, za długo mnie nie było.
I pech chciał, że w korytarzu wpadły mi w oko jego buty. Czarne airmaxy z małym białym logo na bokach. Cicho do nich podszedłem, klęknąłem i wziąłem jeden w rękę. Czułem się jakbym dokonywał jakiegoś świętokradztwa. Nie powinienem dobierać się do butów innego typa. Nie powinienem przykładać ich do twarzy, ale to zrobiłem. Zaciągnąłem się. Jebał potem, środek był jeszcze nieco ciepły. O kurwa, kutas stał mi już na baczność. Samym czubeczkiem języka polizałem wnętrze najacza. Słonawy, ciężki smak. Już wcześniej się na nie gapiłem, bo lubię fajne buty, ale teraz chodziło o coś zupełnie innego. Teraz miałem ochotę zwalić konia liżąc te piękności a na koniec spuścić się do jednego. Ciekawe, czy by się zorientował? Kurwa, jasne że tak, założyłby, wsunąłby stopę w białym soxie i poczuł że coś mu tam mokro. A zapach spermy łatwo zidentyfikować. Nie ma mowy, odłożyłem but na miejsce, dokładnie tak jak leżał.
Wróciłem do salonu chwilę potem, jak już zniknął mi namiot pod spodniami. Strzała leżał jak wcześniej, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem.
– Najbardziej lubię dwójkę i tę scenę z pościgiem na autostradzie – przyznał nagle.
– No, Morfeusz jest tam badassem – zgodziłem się.
I tak oglądaliśmy, czasem coś mówiąc, a kiedy film się skończył, Strzała postanowił uciekać do siebie. Patrzyłem bardzo uważnie, jak zakłada but, który wcześniej niuchałem. Cholernie miałem ochotę wylizać go teraz, kiedy Strzała ma go na sobie. Jak mogłem nie zauważyć wcześniej, że jest taki przystojny? Prosta, męska uroda, taki młody cwaniaczek. Dość wysoki, szczupły, wielbiciel osiedlowej siłki więc pewnie brzuch jak trzeba. Nagle to wszystko bardzo mocno działało na moją wyobraźnię. Po raz pierwszy naprawdę nakręciłem się na ciało faceta.
Kiedy w końcu wyszedł, wróciłem do łóżka i zacząłem wspominać te jego airmaxy, białe soxy, stopy, łańcuch na szyi, wszystkie zapamiętane detale. Kutas podniósł się od razu i nie chciał opaść. Wyjąłem go z dresu i zdziwiło mnie, jaki jest mokry. Zacząłem walić, myśląc o Strzale. Bardzo szybko  osiągnąłem ten stan, że zaraz mogłem polecieć. W przypływie geniuszu złapałem tę butelkę po piwie i oblizałem całą. Przecież trzymał ją także w rękach, jakaś część jego zapach i smaku musi tam być. Ze językiem na szkle, strzeliłem spermą na brzuch. Zalała mi całą klatę i ściekała po żebrach, żeby wsiąknąć w pościel.


???


Potem miałem trochę spokoju od Strzały i brudnych myśli na jego temat. Jakoś nie widziałem go na podwórku, w sklepie, nigdzie. Przepadł jak kamień w wodę i pomyślałem nawet, że mógł się przeprowadzić. Trochę szkoda, ale z drugiej strony na pewno było to dla mnie zdrowe.
W sobotę spotkałem się z ziomeczkami i poszliśmy napić się w ogródku przy rynku, nasze stałe miejsce. Tańsze piwo, tańsze przekąski, niezła muzyka, czasem nawet  leciał polski rap. Gdzieś przy czwartym piwie Bonio, mój rudy kumpel jeszcze od podstawówki, opowiedział nam zasłyszaną historię o młodym Krzywym. Podobno się z kimś lał. Nie bardzo wiadomo czemu, może chodziło o hajs, może o dziewczynę. Wszyscy wiedzieli, młody . Krzywy jest narwany i niewiele mu trzeba żeby się wkurwić, sam słyszałem różne historie na ten temat. Nie pasowało to do moich osobistych doświadczeń, bo Strzała którego  znałem wydawał się zupełnie spoko. No, ale ponoć miał krótki lont. Tym razem miał pecha, bo na miejscu pojawili się kumple tego drugiego i sam nie miał szans. Obskoczył wpierdol, jak mawia Bonio. I to taki, że trafił do szpitala. Ktoś go pozbierał z ulicy i zawiózł na OIOM. Zatrzymali go, bo ponoć było z nim kiepsko.
Szkoda mi go było, ale jedna z naszych odwiecznych mądrych zasad Marsa mówiła: nie twoja sprawa. Dlatego temat młodego Krzywego szybko się skończył i zaczął się inny, nowa knajpa na mieście, a potem gadaliśmy o jeszcze głupszych pierdołach, zasilani coraz to nowymi kuflami piwa.
Zrządzeniem losu, kiedy już mieliśmy dość i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę, wpadłem na Strzałę. Właściwie to po prostu siedział w swoim stałym miejscu, na schodkach przed kamienicą, i palił fajkę. Trochę się speszyłem, ale poszedłem zagadać.
Lewe oko miał fioletowo–żółte, do tego rozwalony łuk brwiowy. Krzywił się, jak się zaciągał, chyba nieźle bolało. Może i wyglądał jak półżywy, ale w jakiś sposób dodawało mu to uroku. Albo raczej jakiegoś zwierzęcego magnetyzmu, nie wiem. Do tego miał teraz krótko ścięte włosy, na zapałę. W połączeniu z marsową miną i papierosem wyglądał trochę jak taki skurwysyn który zaraz zapyta czy masz jakiś problem.
– Siema – próbowałem zabrzmieć normalnie.
Spojrzał na mnie i leciutko skinął głową. Zauważyłem, że ma też rozwaloną dolną wargę.
– Chłopaki mówili, że miałeś pecha.
– Żaden pech, czaili się na mnie, pedały jebane – splunął.
– Przynajmniej cię nie połamali.
– No, sama radość.
Przyjemniaczek, ale patrząc na jego twarz, dało się to zrozumieć.
– Wpadasz na piwo? – wyrwało mi się samo.
– Nie – mruknął i zrobiło mi się głupio.
– Za wysoko mieszkasz. Do mnie chodźmy – dodał. Uff.
Rzeczywiście ciężko mu się szło po schodach, trzymał się pod żebra i zagryzał wargi. W mieszkaniu od razu padł na fotel i westchnął.
Rozejrzałem się trochę. Mieszkanie składało się z dużego salonu, osobnej kuchni i wielkiej łazienki. Był jeszcze balon z widokiem na podwórko i tyle. Nie było  zbyt porządnie, meble raczej stare, a wszędzie walały się paczki po fajkach, butelki, znoszone białe skarpetki. Serce mi szybciej zabiło na ich widok.
Strzała odpalił telewizję, jakieś teledyski amerykańskich gwiazdek pop. Ja sięgnąłem z lodówki dwa piwa i dałem mu jedno. Mimo rozwalonej wargi przyssał się od razu i upił sporą porcję.
– Gorąco, weź mi pomóż zdjąć bluzę, bo sam to godzinę będę to robił.
O chuj, co za propozycja. Nieśmiało podszedłem i poczekałem aż uniesie ręce. Ściągnąłem z niego czarną bluzę, przy okazji uniosła się koszulka, ukazując nieco płaskiego opalonego brzucha.
– Patrz jak dostałem – powiedział i uniósł koszulkę, odsłaniając też klatę. O kurwa, piękna, gładka, zrobiona na siłowni. I paskudne siniaki na żebrach.
– Musi boleć – przyznałem, starając się nie ślinić.
– Napierdala. Jakieś maści mi dali, podaj mi – wskazał na parapet. Dałem mu tubkę i wycisnął z niej jakieś białe świństwo prosto na klatę. Zaczął wmasowywać, a ja śledziłem każdy ruch ręki. Sam bym mu to wmasował i to w całe ciało, byle móc go podotykać. Szkoda, że nie miał ręki w gipsie, wtedy miałbym swoją szansę.
– Zdejmij mi buty, co? Nie zegnę się tak, a podłogę upierdolę.
Teraz już musiał żartować! Mam mu usługiwać, zsuwać najacze ze stóp? Przecież jak ich dotknę, to się spuszczę w sekundę.
– No co ty – mruknąłem, starając się zrobić z tego wszystkiego żart.
– No dawaj, poszkodowany jestem – jęknął.
Przyjrzałem się tym najkom. Spoczywały sobie na podłodze z klepki, czarniutkie i ciepłe. Spojrzałem w oczy Strzały, nie śmiał się ani nic.
Znowu podszedłem, klęknąłem przed nim, co już samo w sobie było jakoś dziwnie zajebiste i sięgnąłem po pierwszą stopę. Złapałem go za kostkę i pociągnąłem. Airmax zszedł bez problemu, a mnie uderzył zapach spoconej stopy i nieco brudnego soxa. O kurwa.
– Ale ulga. Dawaj drugi.
Powtórzyłem operację, odstawiłem drugi but na podłogę. Miałem przed sobą stopy Strzały. Białe soxy z logo pumy przy kostkach opinające stopę, wyraźny obrys długich palców, wąskie pięty. Kurwa, jak ja bym je zwąchał.
– Skarpety też zdejmij – powiedział zupełnie naturalnie. Złapał łyk piwa i czekał.
A ja postanowiłem w to iść. Może i sytuacja była dziwna, ale ja miałem już w gaciach skałę i zrobiłbym wszystko, czego chce ten ziomeczek. Uniosłem lekko lewą stopę i delikatnie ściągnąłem soxa. Był wilgotny i ciepły. To samo zrobiłem z drugim.
– Nieźle muszą jebać, co nie? – ucieszył się Strzała.
– No, wali – przyznałem z głupim uśmieszkiem.
– Powąchaj sobie, jak chcesz.
– Co? Pojebało  cię – prawie krzyknąłem. Wydało się! Zostałem wykryty. Skądś wiedział, domyślił się.
– No kurwa, przecież chcesz – odparł i poruszał palcami obu stóp – Chcesz, czy nie?
– Chcę –szepnąłem, nie śmiąc spojrzeć mu w oczy.
– No to opierdalaj – nakazał i przycisnął  mi stopy do twarzy. Były spocone, podeszwy lekko wilgotne, wielkie. Cały świat pachniał teraz jego girami. Objąłem ostrożnie pięty i zacząłem się łasić, ocierać się ryjem o te jego stopy. Hamulce puściły.
– I po co się wypierać? Mówiłem, że wiem jaki jesteś.
– Jaki? – zapytałem i przy okazji polizałem na próbę wielkiego palca. Słony, pyszny. Wpadłem w jakiś szał i zacząłem go ssać. A potem następnego.
– Potrzebujesz typa, żeby go zadowolić – wyjaśnił mi, trafiając w dziesiątkę. Znał mnie lepiej niż ja sam.
– Widziałem jak mi niuchasz adole – tłumaczył dalej – To aż dziwne, że jeszcze tego nie robisz.
Zrozumiałem. Sięgnąłem po czarnego airmaxa i przycisnąłem do ryja, zaciągając się głośno ze zmrużonymi oczami.
– Wdech – nakazał Strzała i wciągnąłem jebiące wilgotne powietrze. Płuca wypełnił mi zapach potu i brudu.
– Wydech – powiedział po kilku długich sekundach i wypuściłem na zewnątrz.
– I co się tak boisz, lubisz to przecież – komentował moje wysiłki, gdy zacząłem oblizywać czubek buta.
– To jest zajebiste – przyznałem i ugryzłem podeszwę. Zajebiście mi było klęczeć tuż obok Strzały i opierdalać mu stopy a potem buty. Byłem w raju.
– Ssałeś kiedyś kutasa? – padło kluczowe pytanie, którego w sumie się bałem. Nie wiedziałem, czy dam radę. Nigdy nawet nie fantazjowałem na ten temat.
– Kurwa, ale ty się peszysz, ziom – roześmiał się i rozchylił nogi, wyraźnie pokazując czego oczekuje. A więc miałem zostać lachociągiem, brać do mordy i pewnie jeszcze połknąć. Było już chyba za późno, żeby udawać że nic się nie dzieje. Strzała chciał więcej.
– Dobra – powiedziałem w miarę pewnie i na kolanach przydreptałem bliżej. Byłem tak blisko niego, że widziałem wyraźnie niebieskie oczy, czerwoną kreskę biegnącą po lewym łuku brwiowym i wszystkie kolory tęczy siniaka na lewej połowie twarzy. I widziałem podłużny kształt pod jego dresem. Kutas mu drgał, jakby nie mógł się doczekać moich ust. Może dla niego to też był pierwszy raz?
– No wyciągaj go, kurwa. Ale się z tym grzebiesz.
Zachęcony ostrym tonem, ale trochę wydygany, niepewnie sięgnąłem do jego krocza. Zanurzyłem rękę i wyciągnąłem na wierzch twardego, gorącego fiuta Strzały. Teraz to już kompletnie mi odbiło, bo ten jego fiut strasznie intensywnie pachniał i był mokrawy. Już wiedziałem, że dam radę. Trzymanie go w dłoni było wspaniałe.
– No i teraz go ładnie wyssij – polecił –  Na spokojnie, bo mnie wszystko napierdala.
Schyliłem się powoli, czułem jakby to trwało w nieskończoność, ale było jasne, że mu opierdolę. Poczułem na ustach przyjemne ciepło i na próbę ostrożnie wziąłem w usta. Zacisnąłem je na fiucie i zacząłem pracować językiem. Smak był chyba jeszcze lepszy niż na jego stopach. Ledwie musnąłem główkę językiem, Strzała napiął się i mruknął zadowolony. Zamknął oczy i dał mi działać.
Działałem. Chciałem więcej, oblizałem mu fiuta po całej długości, pocałowałem kilka razy, każda sekunda była jakąś masakrą, nie mogłem uwierzyć że dopiero teraz odkrywam jak zajebiście bawić się czyjąś pałą.
– Bierz całego w mordę – nakazał Strzała. Coś się czaiło w jego głosie. Miałem wrażenie, że jak nie posłucham, to sam mi pomoże się nadziać.
Otworzyłem szerzej usta, zacisnąłem na kutasie i powoli zjechałem w dół, centymetr po centymetrze, aż dotarłem do jaj i nagle mało się nie zadławiłem.
– Kurwa, na spokojnie miało być – wkurzył się Strzała.
– Pierwszy raz to robię – poskarżyłem się.
– No i co z tego, nie bądź pizda. Wyssij mi kutasa, zjedz spermę i wypierdalaj. No, do roboty!
Posłusznie wróciłem do obrabiania pały. Zmieniłem taktykę, zacząłem mu powoli walić i nasuwać się mordą na obciągnięty napletek. Strzała zaczął sapać, chyba dobrze sobie radziłem.
– Dawaj lachociągu, ślamazarzysz się kurwa – jęknął i łapa wylądowała mi na tyle głowy, nadziewając na całego fiuta. Złapał oburącz i po prostu masturbował się moją mordą, a ja próbowałem się nie udusić. Chociaż nie, chciałem się zadławić tym chujem, chciałem być zalany spyrą, ośliniony, zdyszany, wyjebany w ryj przez kumpla. Wszystko we mnie buzowało, ssałem i polerowałem jak w transie. Strzała dopychał mnie i coraz głośniej sapał, zaraz miał dojść.
– Szybciej pedale, bierz go wryj – wypowiadał sylaby w rytm jebania mnie w usta, coraz głośniej i ciężej.
– Zadławię cię kurwo spermą, łykaj psie! – nadział mnie po same jaja i trzymał, poleciały mi łzy, wyrywałem się bez skutku, a usta zalała mi gorąca słona sperma. Tłoczył mi ją porcjami, syczał i cały się napinał. Łykałem, przerażony i na maksa szczęśliwy. Połknę każda kroplę, nic się nie zmarnuje. Obsłużę kutasa mojego ziomeczka jak zawodowiec.
– Kurwa – tylko tyle zdołał wysapać gdy już mnie puścił, a po brodzie pociekła mi ślina zmieszana z nasieniem.
Usiadłem na podłodze z dwa metry od niego i próbowałem uspokoić oddech. Pod spodniami miałem żelazny pręt. Szaleństwo. Milczałem.
– Wszystko mnie napierdala – powiedział, ale głos miał zadowolony. Dyszał, wygodnie rozwalony w głębokim fotelu.
Siedziałem i się gapiłem. Nie miałem pojęcia co się robi w takich chwilach. Będziemy gadać o pierdołach jakby nic się nie stało? A może podyskutujemy o tym jak mu obciągnąłem? Pustka w głowie.
– Dobra, słuchaj – zagadnął w końcu do mnie – Na razie wypierdalaj, trzeba odpocząć. Odezwę się.
Zebrałem się bez słowa.
Wróciłem prosto do siebie, zamknąłem drzwi na dwa zamki i osunąłem się po ścianie.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Zue Teksty

Jeśli spodobało ci się opowiadanie, odwiedź zueteksty.pl gdzie jest ich więcej ;]


Komentarze

super! pisz dalej.


Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach