Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





I stalam sie

 I STAŁAM SIĘ


                                                           czyli


                                                 SUNIA SWOJEJ PANI


/napisane za zgodą Mojej Pani/


Jak jestem grzeczna i mam czas to Moja Pani pozwala zaglądać tu i tam, czytać i oglądać to i owo. Sama też piszę różne opowiadania, które obok swoich zdjęć zamieszczam w kilku własnych profilach, w sieci. Wszystko pod czujnym okiem Pani. Widać, że zdjęcia moje się podobają, czego dowodem jest nielegalne, liczne (bez mojej zgody, jak to w sieci) kopiowanie ich i umieszczanie w różnych miejscach. Przeglądając teksty zamieszczane na tej stronie nie spotkałam żadnego ( no chyba, że w swoim roztrzepaniu nie zauważyłam), który by był wspomnieniem takiej suki dwupłcowej w jaki sposób ułożył się jej los, że jest teraz tak i czuje się dziewczyną. Nie chodzi mi o wymianę uwag na „forumnach” typu, „że nagle”, „pewnego dnia”, itp. ale takie w formie wspomnienia, opowiadania „cycóś” podobnego. No chyba, że takie teksty są uznawane za nieciekawe. Jednak raczej tak nie jest, jak myślę, bo my jako ludzie lubimy zaglądać w cudze sprawy i podglądać innych. Ot ciekawość nieodparta. Dlatego zdecydowałam się napisać ciut o sobie. Jeśli nie będzie wzięcia to przynajmniej będzie burza na forum, a to też jest pewien sukces pisarski. Wszak tak zwane „gwiazdy” muszą skandalizować, aby się o nich mówiło. No to zaczynam. Kruca bomba, najgorzej pisać chyba o sobie.


Taaa, ciekawe są czasem koleje dróg niektórych z nas. Jesteśmy jak ten szampon, to nudne już, dwa w jednym. U niektórych więcej jest jednego lub drugiego, ale ogólnie jest tego dwa. Niektóre z nas są bardziej lub mniej „rozwarstwione”, zwłaszcza te początkujące. Te przechodzące pierwsze męki „walki” wewnętrznej. Potem, po czasie „wstrząsów i zawirowań”, gdy składniki się wymieszają i wyrównają tworzymy stabilną „jedność w dwoistości”. Jak dobry drink. Niektóre kroczą swoją drogą same, niezależne. Inne znajdują bliską osobę (płeć do wyboru) a jeszcze inne wybierają świadomie lub dzięki splotom losu, co chyba jest rzadkością, bycie czyjąś „własnością”. Nie mam na myśli „własność” typu „niewolniczego”, choć i takie są, ale nie o takiej chciałabym tu wspomnieć. Mam na myśli „własność” opartą na całkowitym, bezwarunkowym oddaniem siebie, bezwarunkowym przywiązaniem, „psią, suczą” wiernością do Swojej Pani. Oddaniem nie tylko ciała, ale i najskrytszych myśli, pragnień czy woli drugiej osobie, Pani lub Pana. Choć w moim przypadku Pani. Nie mam tu na myśli żadnych spraw materialnych, majątkowych, ale czysto fizyczne, mentalne, duchowe. No nie wiem czy dokładnie wyjaśniłam, o co mi chodzi zaplątując się chyba całkowicie. Za zgodą Mojej Pani przedstawię Wam, w jaki sposób stałam się tą osobą co jestem obecnie. Może to zainteresuje niektóre z Was a jak nie to nie szkodzi i tak napiszę. Może mi zamieszczą tutaj na stronie te gramotę. Postaram się pisać krótko i zgodnie z cenzurą strony. Tak, to prawda. Jestem obojnakiem inaczej hermafrodytką czy jak kto woli określić takie osoby, ale Moja Pani zabrania mi używać tych określeń i sama ich nie używa. Obojnak, dwugłowy to rodzaj męski a ja przecież czuje się kobietą, dziewczyną. Pani nazywa mnie tak tylko wyjątkowo. Zwykle mówi na mnie Moja „mała suczka, sunia lub Moje brykające śliczności” ,co najlepiej oddaje mój charakter i osobowość. Choć już jestem w pełni dojrzałą, wykształconą i wyszkoloną „suczką, prostytutką”, nadal mam osobowość i charakter „małej dziewczynki”. Tak, potrafię nabroić i nabrykać od czego mnie potem pupa boli, ale i uwielbiam pieszczoty Pani i przytulanie do Pani. Na pewno wyda się to dla Was dziwne i zaskakujące, co powiem teraz. Otóż kilka razy dziennie i raz w nocy, jak nocuje u Pani, Pani daje mi cyca do ssania. Co niesamowicie lubię. Tak ma mleko! Jak to robi nie powiem. Co zdziwiłam Was? Lubię wszystko, co lubią małe i duże dziewczynki. Jak jestem sama to śpię z moją lalą Klaudynką i smokiem Dexterem. Tak się zachowuje jak jestem z Moją Panią sam na sam. W otoczeniu innych czy na jakimś party lub raucie, na które Moja Pani jest często zapraszana staram się być grzeczna. Cóż nie zawsze mi się to udaje do końca. Ale gościom się podoba. Mogę Wam tylko zdradzić, że są to środowiska ludzi niedostępne dla tzw. „zwykłych śmiertelników”. Nie chcę tu obrazić nikogo, „przepłaszam”. Ach zapomniałam, roztrzepana, mam na imię Mariolka-Arletka  teraz i chyba na zawsze. Kiedyś nosiłam imię Łucja, ale to było bardzo dawno, na początku świata. A jaki był ten mój „początek świata”? Otóż. Dawno temu, gdy na ziemi pojawiły się pierwsze „dingozaury”, a może jeszcze wcześniej zaistniałam ja. Nie mam tu na myśli urodzenia, ale pojawienie się pewnego rodzaju innej świadomości w ciele ślicznego blondaska. Nie, nie nie zostałam skrzywdzona, molestowana przez wstrętnego, brzydkiego faceta. Jak to teraz modne. Nigdy nie czułam się skrzywdzona, czy w inny sposób zniewolona. To były czasy, gdzie nie istniały pojęcia takie jak dzisiaj, gmatwające ludziom w głowach, nie istniały „jedynie słuszne wartości” a istniała tylko i wyłącznie „jedna myśl przewodnia” – myśl Partii. Pojęcia obojnak itp. itd. Może i gdzieś tam były i egzystowały, raczej i wyłącznie w podręcznikach i bełkocie tzw. Specjalistów. No dosyć. O ile pamiętam to pierwsze nieporadne „zabawy” jako dziewczyna zaczynałam w ostatniej klasie podstawowej. Coś się wtedy we mnie rodziło. Bardziej lubiłam lalki i środowisko dziewczyn jak chłopaków. Wtedy nie była jeszcze zdefiniowana płciowo, nawet chcieli mnie przerobić. Zazdrościłam dziewczynom nawet tego, że jak siusiają to kucają. Zawsze jak miałam okazje i możliwość to też to robiłam. No nie powiem, jako chłopak też dawałam się często we znaki, latając umorusany w krótkich spodenkach i strzelając z procy czy karbidu. Czasem nawet znalazł się gdzieś w krzakach jakiś stary granat czy karabin. Ale to były tylko takie nieporadne początki. Na serio to chyba zaczęło się nie, co później, w szkole średniej, dokładniej latem, nad jeziorem. Chyba w ostatniej lub przedostatniej klasie. Nieważne. W wakacje. Chodziłam sama na plażę. NIE BYŁY ONE TAKIE LUDNE I KOMERCYJNE JAK TERAZ! Można było znaleźć odludne całkiem miejsca. Zwłaszcza do południa. Tam też, pewnego razu, przysiadła się do mnie na koc pewna Pani. Widywałem ją często, jak byłam na plaży. Duża, ładna, z długimi włosami w lokach i wielkimi  cycami. Usiadła obok mnie, nie pytając czy może. Strasznie się zawstydziłam i zasłoniłam sterczące, małe cycuszki (takie już miałem). No i na domiar złego, prawdę powiedziawszy, nie do końca byłem ubrany, a raczej ubrany „inaczej”. Czerwony jak burak szybko, nieporadnie się starałem zasłonić, ale ona powstrzymała moje zapędy. Potoczyła się rozmowa a właściwie ona pytała a ja odpowiadałem. I to jak, DOKŁADNIE! Coś mnie zakazywało zmyślać. Po tym spotkaniu szybko potoczyły się moje losy. Nie będę opisywała co i jak robiłam pod kierunkiem Mojej pierwszej Pani. Powiem tylko, że to nie była zupełnie tak do końca właściwa droga. Chociaż już wtedy Pani prowadzała mnie do kosmetyczki i fryzjerki, gdzie moje ciało było poddawane zabiegom tworzącym ze mnie dziewczynę a także do pewnego znajomego doktora, który stopniowo zmieniał mnie. Przebywając z Panią zawsze byłam dziewczynką niezależnie od miejsca i sytuacji. Ona pierwsza uczyła mnie poruszania, reagowania i mówienia jak dziewczyna. Wtedy jeszcze o tym nic nie wiedziałem. Ale ona pozwoliła i otworzyła mi oczy na świat, o którym nie miałam pojęcia, a który istniał, dostępny dla niewielu w tamtych czasach. Dla dociekliwych dodam, że o tym, co się ze mną wtedy działo nie wiedział nikt. Dla otoczenia byłem chłopakiem, ba nawet starałam się być bardziej męska niż chłopak. Pani wprowadziła mnie w zamknięty świat ludzi, „co to wiele mogą”. Zaczynałam być „dziewczyną”, suczką, kurewką. Już wtedy miałam odpowiedni wiek. Na mojej drodze zaczęły znikać, jak zaczarowane, wszelkie przeszkody i problemy. I tak to leciało, cały czas już. Rozpędzonej lokomotywy nie mogłam i nie chciałam zatrzymać. Podobało mi się bardzo. Jednak kilka razy przychodziła refleksja czy tak powinno być. A nawet były momenty wewnętrznej walki i rozterki. Zawsze jednak „On” przegrywał a „ONA” wygrywała. W tych momentach czułam się źle. Gdy decydowałam się pozostać chłopakiem. Gdy przegrywałam i stawałam się dziewczyną to byłam szczęśliwa. Szukałam drogi wyjścia z tej sytuacji, ale nie potrafiłam jej znaleźć. Co, że do lekarza, psychologa itp. Nawet nie myślałam i nie chciałam. Byłam pewna swego i tyle. Wiedziałam, czułam, że dam sobie rade bez tych durnowackich dyrdymałów. Nie było tragedii i rozpaczy ani prób samobójczych. Spoko. Kiedyś na jednym z prywatnych przyjęć, gdzie byłam, jak zawsze, jako dziewczyna z Panią pojawił się Pan. Miał na imię Piotr. Bardzo mi się przyglądał i zainteresował mną. Po jakimś czasie Pani powiedziała:

- Łucjo, takie nadała mi imię, jutro zaprowadzę ciebie do pewnego Pana. Widziałaś go na przyjęciach. Ten Pan będzie Twoim Panem. Ja już więcej ciebie nie nauczę a on bardzo się Tobą interesuje. Chciałabym cie zatrzymać, ale nie mogę. On ma inne możliwości. Przyrzekł zaopiekować się Tobą i rozwijać. Oczywiście będziemy się spotykać często, ale to on będzie decydował o tobie. – Tak mówiła.

I tak się stało. Zaprowadziła mnie do niego. Mieszkał sam w ładnym domu. A musicie wiedzieć, że nie każdego było stać na dom, zwłaszcza taki spoza sztancy typu „kostka”. Początkowo, jak to ja, byłam okropnie dzika i wystraszona. Pan Piotr nie nalegał i nie zmuszał do niczego. Oswajał mnie jak dzikie zwierzątko. Po miesiącu już byłam całkiem oswojona. Uczył mnie jak mam się zachowywać w zależności od sytuacji i miejsca. Jak mam się poruszać i odpowiadać. Już wtedy nie mogłam odpowiadać a zwłaszcza odzywać się bez jego pozwolenia. Wtedy to pierwszy raz usłyszałam określenie do mnie  „sunia”, „suczka”. Wtedy to dostałam i musiałam nosić swoją pierwszą śliczną obróżkę. Miałam ich masę, różnistych. Tak jak obecnie. To dzięki niemu mogłam wybierać studia jakie zapragnęłam. Pan Piotr był dobrym obserwatorem. Kiedyś zapytał, co mi jest, że nie do końca bywam szczęśliwa. Wyznałam mu szczerze, bo niczego nie kryłam przed nim, absolutnie, o swoich potyczkach wewnętrznych i rozterkach. Posadził mnie sobie na kolanach i przytulił. Powoli, długo tłumaczył i wyjaśniał. To dzięki memu Panu poznałam Tao i zaczęłam praktykować. Poznałam „złote liczenie”, „pięć żywiołów”. Nauczyłam się je łączyć tak, aby przynosiły spokój i korzyść. Nauczyłam się medytacji na różne okazje. Ogólnie są to rzeczy bardzo proste. Ale jak to bywa z prostymi rzeczami często ciężko je wykonać. Zwłaszcza jak się jest suczką o żywiołowym charakterze i niecierpliwą. A to wszystko wymaga spokoju i dużej cierpliwości. No, ale koniec końców udało się. Dzięki Tao zrozumiałam świat i to co we mnie. Uspokoiłam się całkowicie i już nie walczyłam ze sobą. Jestem radosną i spokojną sunią. Pod wpływem nauk Pana Piotra stałam się śliczną, pełnokrwistą suczką. Swoim ułożeniem, rzadko spotykanym, przywiązaniem bezgranicznym i uwielbieniem Pana oraz urodą zwracałam uwagę wszystkich na przyjęciach. Zwykle siedziałam na podłodze przy lewej nodze Pana. On zawsze trzymał w ręku łańcuszek mojej obroży. Teraz też tak jest. Z tą różnicą, że to Moja Pani go trzyma. Na jednym z zamkniętych przyjęć, spotkałam śliczną transke, Kasię. Kasia była wtedy własnością Pani Krystyny. Bardzo polubiłyśmy się z Kasią od pierwszego momentu. Gapiłyśmy się w siebie jak zauroczone. Czego nie wolno było nam robić! Powinnością suczki jest nie spuszczać oczu z twarzy Pana czy Pani. Za takie coś suczka jest strasznie karana i boli pupcia. Ale o dziwo nic takiego nas nie spotkało. Pan i Pani od razu, no, bo jak inaczej, zauważyli zachowanie swoich suczek. Koniec, końcem pewnego dnia Mój Pan był bardzo tajemniczy. Kazał mi się ślicznie ubrać. Zdradził tylko, że czeka na wyjątkowego gościa. Ja, jak to ja, początkowo czekałam w napięciu, siedząc przy nogach Pana, ale szybko to mnie zmęczyło i bawiłam się lalkami. Pan mi nie przeszkadzał. Nawet nie zauważyłam jak wstał i wyszedł. Zwykle to prowadził mnie za sobą na łańcuszku. Ale teraz łańcuszek wisiał luźno.

- Łucjo, przywitaj się z naszym gościem. – Usłyszałam.

Poderwałam się szybko i stanęłam jak zamurowana, cała czerwona.

- Przepłaszam. – Powiedziałam pieszczotliwie jak zwykle.

I stałam jak kołek. Wpatrzona w czarne, wielkie oczy, otoczone długimi rzęsami i buzię z rozdziawionymi, kaszmirowymi ustami, w aureoli czarnych, długich, połyskliwych loków. Też gapiących się na mnie zza pleców Pani Krystyny.

- No, co tak cię zamurowało. Znasz przecież Panią Krystynę. – Zaśmiał się Mój Pan.

Podbiegłam szybko i klęcząc pocałowałam wnętrze prawej dłoni Pani Krystyny, jak to robi grzeczna suczka witając się z inną Panią.

- No przywitajcie się obie wreszcie, bo już nie możecie wystać. – Zaśmiała się Pani Krystyna.

Tylko na to czekałyśmy. Rzuciłyśmy się obie z Kasią w ramiona, piszcząc, skacząc i całując. Pozwolono nam oddalić się na chwilę do mojego pokoju i nacieszyć się sobą. Wróciłyśmy, po dłuższej chwili, zdyszane i mocno zaróżowione, rozczochrane, mając wzrok spuszczony w dół.

- No, co tak było głośno u was. Widzę, że poznałyście się dokładnie i dogłębnie. Łucjo chyba masz spódniczkę założoną odwrotnie. – Powiedział ze śmiechem Pan Piotr a Pani Krystyna mu zawtórowała perliście.

- No nie ma się czego wstydzić. Pasujecie do siebie bardzo. – Dodała Pani Krystyna.

I to była prawda. Stałyśmy się nierozłączne. Do chwili obecnej. Choć Kasia i ja mieszkamy teraz w innych krajach i mamy innych właścicieli. Nadal kochamy się bardzo. Często przebywamy ze sobą bo Nasze Panie widują się razem, z racji zajmowanych stanowisk i przyjaźni. Już wtedy Kasia zaczęła reagować w pewien charakterystyczny sposób na mój widok a nawet głos. Jej wielki kutas staje natychmiast sztywno. Ja tak samo tylko w inny sposób, pasujący do jej reakcji. Zaczynam popiskiwać cicho, zaciskam uda i wypinam dupcie. Tamte czasy to były cudowne czasy. Pan i Pani uczyli nas jak być prawdziwymi suczkami. Nie tylko w tym, co się zaraz może kojarzyć, ale i w innych sprawach. Spędzałyśmy wolne chwile i dni od nauki na studiach, na spotkaniach i przyjęciach, gdzie takie dwie, śliczne i nierozłączne suczki zwracały powszechną uwagę. Nie tylko Oni nas uczyli, ale i inni ludzie także, w tych zagadnieniach, co nasi opiekunowie nie znali. Potem Pan Piotr i Pani Krystyna zamieszkali razem w jej domu a my z Kasią mogłyśmy mieszkać obie w dawnym domu Pana Piotra, który w końcu oddziedziczyłyśmy. Nadal jednak byłyśmy własnością Pana i Pani. Wtedy już byłyśmy rasowymi, wykształconymi suniami. Powiem bez ogródek – nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie spraw seksu. Te sprawy już wtedy były traktowane, jako uboczne. Liczyło się ułożenie, ogłada, zachowanie i zadbanie oraz wierność do Pana i Pani. Tym właśnie zwracałyśmy uwagę wszystkich. Tym dodawałyśmy splendoru naszym właścicielom. I tak jest obecnie. Jak to w życiu bywa, nic nie trwa wiecznie. Zostałyśmy z Kasią same. Ona z racji wykształcenia, z biegiem lat, dostała pracę za granicą i tam poznała obecną Swoją Panią, którą to ona musiała zaakceptować jako Swoją Panią, a nie odwrotnie. Takie są zasady Starego Kanonu. Samotne tzn. bezpańskie nasze życie trwało dłuższy czas. Nie zgadzałyśmy się na tę czy inną Panią. Wtedy postanowiłyśmy obie, że jak wybierzemy to będą to tylko i wyłącznie Panie a nie Panowie i to shemale. W tym czasie przyjęłyśmy do siebie i ułożyłyśmy dwie młode suczki Hanię i Anię. Teraz obie są ekstra i prowadzą własny interes. Po ułożeniu Ani i Hani i wyjeździe Kasi, przyrzekłam, że już nie zajmę się żadną nową suczką. Ale gadaj zdrów. Pewnej zimy spotkałam cudo. Cudo w każdym calu. Złotowłosą, prześliczną istotę. Moją ostatnią. Na imię ma Julia a ja mówię do niej Juli. W zasadzie to ona wybrała, zmusiła mnie, abym ją wzięła sobie i ułożyła. Ale to inna historia. Możecie się o tym dowiedzieć czytając moje wspomnienia „Mój nowy rok 2012”. W tym okresie, na początku, jak wzięłam sobie Juli, pewnego wieczoru sylwestrowego, na który zostałyśmy wynajęte, poznałyśmy Moją obecną Panią. Ekscelencje, Madame Jowitę. Od razu zwróciłyśmy na siebie Jej uwagę. Choć było tam wiele innych suk i suczek. Wtedy to, zanim jeszcze Madame Jowita wzięła nas z Juli na własność, sprzeciwiłam się pewnej Mistress Lady Katrin, z Angli. Za to przewinienie musiałam odpokutować potem, kilka miesięcy w jej Pensjonacie. Ale najpierw dostałam lanie od lady Katrin. Leżałam rozciągnięta na ciepłej masce samochodu, z zadartą spódniczką i opuszczonymi majteczkami piszcząc głośno. Chciała mi zabrać Juli, na co ja się nie zgodziłam. Mistress nie może zabrać sobie ot tak czyjąś suczkę, nawet gdy jej właścicielem jest inna, ale „starsza” suczka,  jaką ja już byłam. Musiała bym na to wyrazić swoją zgodę słownie i na piśmie przy dwóch Dominach. Tak nakazuje Stary Kanon. I nikt, i nikomu nie wolno tego zmieniać. Niezależnie od posiadanego stopnia. Ja się nie zgodziłam. Za tą postawę odpokutowałam, czym zdobyłam poważanie w oczach Jej Ekscelencji i Lady Katrin. Tego sylwestra, co zainteresowała się mną Madame Jowita, Lady Katrin była „opiekunką nas suczek”. W zasadzie to Madame wyratowała mnie z sytuacji, gdy wpadłam w łapy pewnego perfidnego gościa. Potem często przebywałam w pobliżu Madame, na jej polecenie, ale jeszcze nie jako Jej własność, choć i wtedy nie wolno mi było, jako suczce, nie wykonywać jej poleceń. Na jej życzenie dostałam zajęcie w podlegającym jej I.S.E., jako już doświadczona suczka. Została tam wtedy przyjęta na naukę Moja Juli. Po jakimś czasie na uroczystym posiedzeniu, w „nadmuchaniej” atmosferze, w obecności Mistress i Domin Jej Ekscelencja Madame Jowita wypowiadając stare słowa Kanonu wzięła sobie mnie na własność a poprzez mnie i Juli. Od tego momentu zaczął się dla mnie i Juli nowy etap. Juli po skończeniu I.S.E. wybrała sobie za Panią, Panią Doktor M. Wszystko uroczyście według zasad Starego Kanonu. Juli jest własnością Pani Doktor M. Jest szczęśliwa naprawdę. Pani M poczyniła pewne kosmetyczne zmiany w ciele Juli. Ale tylko drobne, bo nie możliwe jest poprawić cud natury, którym jest Juli. Moja i Jej Pani są przyjaciółkami, więc widuję Juli bardzo często. Z racji swego stanowiska i pozycji Moja Pani często podróżuje po świecie. Wtedy zabiera mnie ze sobą. Ja mam taką pracę, tak, tak pracuję jak większość. Co zdziwione? Jako właścicielka interesu mogę sobie pozwolić na przerwy i sterować zdalnie. Zwłaszcza jak ma się oddanych ludzi i przywiązanych nie tylko materialnie. No, ale tyle. Te wyjazdy właśnie są powodem moich dłuższych przerw w udzielaniu się tu i na innych stronach. Będąc z Panią za granicą czuję się prawdziwie wolna.  Jestem dziewczyną, suczką Pani. Prowadzana zawsze na smyczy-łańcuszku. Niestety w kraju to nie zawsze jest możliwe. W kraju, gdy idę z Panią po mieście, w obróżce, prowadzona na smyczy, to budzimy niezdrową ciekawość i czasem brzydkie komentarze. Ale widok twarzy komentującego zwykle świadczy o jego zasobach wiedzy. Pani ma wielu znajomych i przyjaciół. Jest zapraszana na przyjęcia towarzyskie, gdzie Jej nieodłącznie asystuje. Bardzo często mieszkamy w domu zapraszającego a jeśli nie to w luksusowym apartamencie hotelowym. Wtedy przyjeżdża po nas szofer w limuzynie. Zdarza się, że po przylocie, z lotniska zabiera nas prywatny odrzutowiec lub helikopter. Mówię Wam, ale frajda. Dostaje masę cudownych prezentów. Moja garderoba, w domu Pani, pęka w szwach. No, ale dosyć chwalenia się, a co?! Dzięki tym podróżom z Panią ja też mam kilka kochanych przyjaciółek, suczek. Jedną z nich jest Sasza, shemale. Prześliczna istota, która reaguje na mój widok i głos tak jak reaguje, Kasia. Ja tak samo reaguje na Saszę jak na Kasię, w sposób odpowiednio pasujący do jej reakcji. Jak jesteśmy razem to nie możemy wytrzymać bez siebie. Sasza jest własnością Madame Kateriny. Pięknej shemale. Madame Katerina tak jak Moja Pani Madame Jowita na tytuł i stanowisko Ekscelencji. Na przyjęciach, ślicznie ubrana i szykowna dziewczyna prowadzana na łańcuszku w obroży, wpatrzona bezgranicznie w Swoją Panią musi budzić i budzi zainteresowanie i coś więcej. Dzięki mnie Pani potrafi załatwiać rzeczy prawie niemożliwe. Ale to inna bajka. W taki to sposób stałam się tym, czym jestem dzisiaj. Tak jestem własnością Ekscelencji Madame Jowity, Mojej Pani, którą kocham i uwielbiam bez granicznie i ogromnie szczerą, prawdziwą suczą wiernością. I wiem, że Ona mnie też uwielbia, chociaż czasem bywam nieznośna i rozkapryszona, jak mała dziewczynka. Przytula mnie, pozwala siadać na kolana, choć nie jestem piórko, i pieścić się. Często zaprasza mnie do swojej sypialni. A dla równowagi w małym pokoiku, wyłożonym wyciszeniem czeka leżanka i stołek oraz wiszą potrzebne zabawki służące do przypominania mi kim jestem. Przyznam się szczerze, że te miejsce i przyrządy nie są niepotrzebne. Tam, naga, z piekącą bardzo pupcią przepraszam Swoją Panią, z płaczem. Co, nie możliwe, aby tak było? Niemożliwe, to mówi łyżka w reklamie. Możliwe, na pewno. Tak właśnie reaguje, nic nie rozumiejąc, większość osób, gdy czyta moje wspomnienia. Jednak to nie bajka a zwyczajne życie i wiry losu. Jednak nie ból pupki jest dla mnie najgorszą karą. Najgorszą są „Niemcy w domu” jak to nazywam. Pani udaje, że mnie nie zauważa i nie odzywa się do mnie i nie pozwala na zbliżanie. Siedzę wtedy w kącie lub pod stołem pochlipując i wodząc za Panią zapłakanym wzrokiem zbitej suni. Pani nigdy nie karze mnie niesprawiedliwie. Sama też przeżywa jak musi to robić. Dlatego cisza po karze nie trwa długo. Mam sposoby na Swoją Panią, aby ją udobruchać. Ona dobrze o tym wie, ale udaje, że nie. Jak się nie odzywa i siedzi w fotelu to cichutko podpełzam na czworaka do uda Pani i delikatnie drapie pazurkiem po jej udzie popiskując i patrząc w jej twarz. Ona udaje zagniewaną i że tego nie dostrzega, ale po chwili słońce znowu świeci i radość suczki jest wielka. Gramolę się na jej kolana i całuje ją, i przytulam się. Ona odwzajemnia pieszczoty. Tak jak Pan Piotr wprowadził mnie w arkana TAO i dał spokój wewnętrzny, tak Moja Pani zdradziła mi SEKRET. Teraz ja też znam SEKRET życia. Jak żyć, jak otrzymywać to, co się pragnie i wiele innych spraw. Sekretem należy się dzielić z innymi. Jest tego tak dużo, że nigdy nie zabraknie. Cóż jak już wspomniałam to są rzeczy proste. Ale proste rzeczy stwarzają dla większości ludzi trudność ogromną. Im ktoś ma bardziej wybujałe ego tym trudniej mu osiągnąć sukces. Ego morduje podświadomość. No, ale tu nie miejsce na takie wywody. Powiem Wam tylko, że sprawdziłam działanie „sekretu” na sobie praktycznie i wiecie, co TO DZIAŁA!. Mogę się podzielić. Tak, więc jak widzicie jestem nie tylko ładną, rozpieszczoną sunią Pani ale mam też inne ciekawe zalety. Tak jak postanowiłyśmy z Kasią Jej Pani, Moja Pani, Pani Juli i Saszy to shemale. Wiece, co, jak się wszystkie razem spotykamy to huragan „Catrina” przy nas jest niewinnym wiaterkiem. Tak oto w skrócie wyglądała moja droga do chwili obecnej. Na pewno nie zaspokoiłam tych dociekliwych z Was tak jak chciałybyście. No, ale i nie zaspokoję tutaj. Raz, że byłaby to „never ending story”, cudowna z resztą, a dwa, że założenia nie pozwalają. Może to kogoś zaciekawi lub przyda się komuś a przynajmniej wznieci dyskusje komentarzy. Co też będzie ciekawe. Moje wspomnienie jest jakby spojrzeniem na temat shemale, obojnaków z innej, chyba mało znanej strony. Nie można udawać twierdząc, że takich sytuacji nie ma. Trzeba tylko ciut odwagi, aby napisać o sobie. Może, któraś z Was też coś skrobnie. Jak zwykle, tradycyjnie, prawdopodobnie, wszystko zostanie dogłębnie i szczegółowo przegryzione, rozdrobnione i roztrzęsione pod różnym kątem aż do utraty głównego wątku, co też jest fajne, na swój sposób. Pozdrawiam.


® Arletka







Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Arletka Ruchliwa

MOJA HISTORIA


Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach