Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sesja fotograficzna - 6.

Część 6.

Aua! Bolało! To nie była projekcja!

Ewa dobrze mnie znała. Wiedziała, jakie mam wykształcenie i doświadczenie. Zgodziłam się! Zgodziłam! Miałam pracę!! Miałam stałą pracę!! Niewiele brakowało, a z szalonej radości rzuciłabym się kobiecie na szyję! Jednak na zewnątrz starałam się zachować powściągliwie. Tylko radosny uśmiech miał oznaczać, że cieszę się z propozycji Ewy i podjętej decyzji. Jedynie wymogłam szczegółowe ustalenie zakresu moich obowiązków i wgląd w finanse firmy. Ewa zaprosiła mnie pojutrze do firmy na podpisanie umowy.

W domu popłakałam się ze szczęścia. Wręcz namacalnie czułam, jak spada ze mnie ciężar obaw związanych z niepewnością jutra. Będziemy normalnie jeść! Robić zakupy! Stałe opłaty będę robiła w terminie! Dzieciom i sobie kupię niezbędne rzeczy! Spłacę wszystkie drobne pożyczki! Rozliczę się z rodzicami. Byłam tak podekscytowana, że usnęłam dopiero nad ranem.

Po dwóch dniach od naszej rozmowy zostałam przedstawiona w firmie. Podpisałam umowę. Byłam tak przejęta, że musiałam usiąść, aby złożyć kilka podpisów. Drżały mi dłonie. Parę dni zajęło mi poznawanie poszczególnych pracowników, zakresu ich obowiązków, poznanie największych klientów biura, zasad funkcjonowania firmy, organizacji pracy. Ewa pomogła mi tyle, na ile pozwalał jej czas i dość marne samopoczucie.

Szybko ustawiłam dwóch facetów, który sądzili, że wejdą ze mną w jakieś dwuznaczne układy. Wręcz czułam jak zdyscyplinowałam wszystkich. Częste nieobecności i problemy zdrowotne właścicielki nie służyły firmie. W międzyczasie straciła kilku firm-klientów, więc było zbyt dużo pracowników. Kiedy Ewa poczuła się lepiej, pojechałyśmy do kilku urzędów, gdzie przedstawiła mnie i, w mojej obecności, zostawiła pełnomocnictwa. Zasiadłam za biurkiem właścicielki. Nie zostawiła w nim żadnego swojego papierka... Wyglądało tak, jakby definitywnie pożegnała się z firmą.

Po kilku dniach ustaliłam wewnętrzne zasady funkcjonowania pracowników, które głównie miały wydłużyć czas pracy biura i naszą dostępność dla klientów. Trzeba było intensywnie szukać nowych klientów. Ewa, chociaż była właścicielką, „za moich czasów” już nigdy nie pojawiła się w biurze. Na koniec pożyczyła mi swój samochód! Powiedziała, że może korzystać z taksówek, ale najczęściej wszędzie woził ją mąż lub jedno z dzieci. Z marnym samopoczuciem nie chciała ryzykować, siadając za kierownicą.

*

A potem zaczęłam pracować po osiem, dziesięć, a zdarzało się, że i dwanaście godzin dziennie. Tylko w sobotę zawsze pracowałam w domu. No, prawie zawsze. Może częściej w domu niż w firmie. Tylko czasami musiałam pojechać po jakieś dokumenty do rozliczeń i kończyło się na kilku godzinach pracy za firmowym biurkiem. W sobotę fajnie pracowało się w biurze, bo nikt nie przeszkadzał. Nie dzwonił telefon. Nie było żadnych spotkań. Tak wszystko zorganizowałam, że niedziele miałam wyłącznie dla siebie i dla dzieci, chociaż już nie potrzebowały mnie aż tak bardzo. Pilnowałam się, żeby każdej nocy przespać sześć godzin.

Dlatego czasami pracowałam również w niedzielę.

Moją ambicją stało się codzienne wspólne śniadanie z dziećmi. I wspólny obiad w sobotę i w niedzielę. No, na ogół tylko w niedzielę. Czasami udawało mi się zabrać jedno lub drugie na zakupy. To przychodziło mi najłatwiej.

Płaciłam dziewczynie, która robiła mi podstawowe zakupy, a dwa razy w tygodniu wpadała późnym popołudniem prasować uprane rzeczy i sprzątać. Było mnie na to stać! Wtedy mogłam przez kilka godzin spokojnie posiedzieć przy fakturach i innych dokumentach albo bezczelnie poleniuchować w wannie z gazetą.

Pod koniec pierwszego roku pracy sprawozdania zdawałam już tylko dwa razy w tygodniu. Sprawozdania robiły się coraz dłuższe, bo Ewa stawiała kawę i jabłecznik z bitą śmietaną. Czasami zmuszała mnie, żebym została na kolacji. Nie potrafiłam odmówić szefowej. Moim dzieciom to w ogóle nie przeszkadzało. Według nich za długo przesiadywałam u pani Ewy, a za mało pracowałam! Kiedy po raz pierwszy usłyszałam tę opinię, ręce mi opadły... Rozglądałam się za czymś ciężkim, żeby im przystępnie przedstawić moje argumenty, ale zrezygnowałam. A potem nawet nie miałam czasu, żeby wyprowadzać ich z błędu.

Po upływie kolejnych kilku miesięcy Ewa zaproponowała mi kupno jej samochodu. Skorzystałam z takiej okazji. Umówiłyśmy się na zapłatę w ratach. Wiedziałam, że zaniżyła cenę. Znowu miałam własne auto!

*

Heniek nigdy nie zapłacił mi pełnej kwoty obiecanej w lesie, ani tej wpisanej do pierwszej i drugiej umowy. Nigdy też nie wyjaśnił, dlaczego i jak moje zdjęcia trafiły do tych dwóch mężczyzn. Nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego akurat mnie, „podstarzałą modelkę”, potraktował jakimś narkotykiem w kawiarni i zawiózł do pracowni, nagrywając filmy wbrew mojej woli. Po pewnym czasie przestał odbierać moje telefony, a potem zablokował mój numer. Dotarło do mnie, że przeprowadził się do innej dzielnicy albo nawet pod miasto. Sprzedał atelier, w którym bywałam. Ponoć dobrze mu się powodziło.  

*

W ciągu moich pierwszych pięciu lat pracy nie straciliśmy żadnego klienta! Sama zdobyłam ledwie kilku. Ale trafiłam też na polską prywatną firmę, która zleciła nam swoje rozliczenia podatkowe i jednorazowo dorzuciła rozliczanie ponad czterdziestu swoich pracowników, a po pewnym czasie, siłą rozpędu, z naszych usług korzystały, już na stałe, inne mniejsze firmy kooperujące z nią. Pracownicy też pozyskali paru klientów. Firma rozrastała się o nowych klientów. Nikt nie myślał o zwolnieniach. W trzecim roku zatrudniłam nową osobę.

Z pracownikami finansowy sukces „pięciolatki” fetowaliśmy lampką szampana, dwupiętrowym tortem, lodami i obietnicą utrzymania zatrudnienia przy obecnej liczbie klientów. Uroczystość miała kaloryczny charakter. Jak szaleć to szaleć! Cola lała się litrami! Kilka dziewczyn coś wypiło przed imprezą i zaczęły ostrą zabawę. Nawet moi pracownicy-kawalerowie byli zaskoczeni. Asia jako pierwsza zdecydowała się na striptease. Dziewczyny ledwo zdołały ściągnąć ją ze stołu, zanim zdjęła stanik. Hm, może jednak kiedyś? Byłam trochę rozczarowana. Kilka osób chyba podzielało moją odczucia.

Późnym wieczorem w domu samotnie otworzyłam szampana, wypiłam dwa kieliszki, rozryczałam się ze szczęścia i kiedy opanowałam się, z butelką poszłam do wanny. Zapaliłam kilka świeczek. Dolewałam gorącej wody, włączyłam muzykę, pochłonęłam sushi kupione w ‘sieciówce’ i chlapałam się w pianie aż opróżniłam butelkę. W międzyczasie zrobiłam sobie dobrze. Potrzebowałam tego. Bardzo! Moje jęki chyba słyszeli w całym pionie... A co tam! Ubrana w szlafrok jakoś dotarłam do sypialni, wcześniej chowając szkło głęboko w mojej szafie. Na kanapie doszłam po raz drugi. Zaszalałam! Zaczęłam paluszkami, skończyłam wibratorem. Próby wepchnięcia w pupę były nieudane, ale jakie podniecające! To był taki radosny dzień!! Około północy straciłam świadomość w sypialni.

*

Agnieszka obudziła mnie w sobotę, w samo południe, szarpiąc za ramię. Kiedy zobaczyłam szarlotkę na tacy i poczułam zapach kawy, nawet nie krzyczałam zbyt długo na moje dziecko. Córunia wysłuchała mnie z kamienną twarzą, a w rewanżu poinformowała słodkim głosikiem i ze złośliwym uśmieszkiem, że z wycieczki wrócili nieco wcześniej, a mój telefon dzwoni, w zasadzie, non-stop. Przynajmniej od chwili, kiedy weszła do mieszkania. Pani Ewa zaniepokojona pytała o mnie, dzwoniąc nawet na jej komórkę, kiedy jeszcze siedziała w aucie! Sprawdziłam połączenia. W sobotę dobijało się do mnie ośmiu, nie, dziewięciu klientów. I nie byli to lekarze przynoszący po dwie albo trzy faktury miesięcznie. Tak zakończyłam świętowanie chyba największego sukcesu w roli p.o. szefowej średniej wielkości dobrze prosperującego biura rachunkowego.

Sprawozdania zdawałam raz na tydzień, raz na dwa tygodnie. Czasami raz w miesiącu. Pół roku po uroczystości z okazji mojej „pięciolatki”, musiałam przyjąć kolejną osobę. Wynajęłam dodatkowe pomieszczenie i zatrudniłam robotników do uprzątnięcia jednej piwniczki w budynku, w którym mieściło się biuro Ewy. Po formalnościach związanych z wynajmem i odpowiednim zabezpieczeniu pomieszczenia, przenieśliśmy tam najstarszą część dokumentów. Zaczynało brakować miejsca. Również dla pracowników.

*

Moje życie seksualne zubożało, od kiedy zaczęłam kierować biurem Ewy. Od czasu do czasu pozwalałam sobie na ekscesy, które wystarczały mi na dłużej, bo samodzielne zaspokajanie się było jak picie kawy z plastikowego kubka. Na dodatek kupionej w automacie. A ja lubiłam pić kawę z filiżanki, parzoną według określonych reguł i bez pośpiechu. I lubiłam sama wybierać rodzaj kawy i sposób parzenia.

Kolega zgodził się i przyjechał już po pierwszym telefonie. Kontaktowaliśmy się od przypadku do przypadku, żony nie miał, więc chętnie skorzystał z mojej propozycji. Pojechaliśmy w piątek do hotelu. Czasem szliśmy na posiłki, czasem zamawialiśmy do pokoju. Wyszliśmy w niedzielę. Biedny Mareczek... W niedzielę wyglądał jak z krzyża zdjęty, ale mnie było mało. Dlatego nie żałowałam go. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Jednak już nie wykazywał nadmiernego entuzjazmu.

Za drugim razem było jeszcze lepiej, ale na koniec, kiedy żegnaliśmy się, Marek powiedział, że następnym razem przyjedzie z kolegą, bo inaczej nie da rady takiej dupie.

– Chyba, że chcesz dwóch kolegów?

– Zastanowię się – obiecałam z miłym uśmiechem.

Ooo...! Źle go oceniłam. To ja mam zakładać klubik swingersów, bo trzech facetów ma ochotę wyruchać za darmo babkę z ponadprzeciętnymi potrzebami?! Niedoczekanie. Zakończyłam nasze kontakty. On chciał decydować! Też coś...

Wolałam korzystać z doraźnych możliwości. Odnawiałam niektóre znajomości, żeby czasami sobie dogadzać seksualnie. Ale faceci w moim wieku albo byli zajęci, albo zaniedbani kondycyjnie. W sumie na jedno wychodziło. Trzeba było poszukać w innej grupie wiekowej. Geriatria mnie nie pasjonowała, więc...

*

Potem znaleźliśmy ogłoszenia firm holenderskich i niemieckich, funkcjonujących u nas i poszukujących w Polsce pomocy w rozliczeniach podatkowych. Nie były to duże firmy. Nawet nie były średnie. Najpierw ich rozliczenia miały dotyczyć pojedynczych transakcji, jednej inwestycji, potem drugiej. Potem rozliczaliśmy bieżącą działalność w obrębie kwartału, potem drugiego, aż nakłoniłam niektóre z nich do podpisania umowy na dwanaście miesięcy. Nadal byli zadowoleni. Dobrze płacili. I w terminie! W międzyczasie Ewa przekazała mi kierowanie firmą. Już nie byłam p.o. kierowniczką! Dostałam nieznaczną podwyżkę. Potem zatrudniłam dwie pracowniczki. Musiałam. Brakowało miejsca na kolejne biurka, więc wynajęłam dodatkowe, spore pomieszczenie w tym samym budynku. Zrobiło się trochę luźniej, czyli normalnie. Pracy nie ubywało. Wręcz odwrotnie.

Siłą rozpędu pojawiły się inne firmy. Mundpropaganda! Tak wyjaśnił nam nasz sukces jeden z niemieckich przedsiębiorców. Oni i Holendrzy był bardzo zadowoleni z możliwości przeprowadzania rozliczeń w Polsce. Umowę podpisali na rok. Potem przedłużyli na kolejny. Następna opiewała już na pięć lat! Sam nadzór był już wystarczająco praco- i czasochłonny, a mnie również przybywało lat i wyraźnie ubywało energii. Ewka kazała mi przyjąć asystentkę. Zamiast sprawozdań spotykałyśmy się, aby wypić kawę i zjeść jabłecznik. W końcu zażądałam piernika albo sernika. Uległa. Też potrafiłam się postawić.

Ewka zawsze miała jakieś zdjęcia albo slajdy do pokazania. Kiedyś, po powrocie z miesięcznej wycieczki do Australii, prawie przez godzinę pokazywała mi z projektora tylko zdjęcia ptaków, głównie papug. Co za widoki! Ferie kolorów! Siedziałam, oglądałam i słuchałam jak urzeczona. To samo miesiąc później, ale wówczas pokazywała mi krajobrazy. Takie widoki działały na mnie kojąco. Już wówczas ogólnikowo opisywałam to, co najważniejsze w firmie: porażki i sukcesy. Te drugie ZAWSZE przeważały. Ewa słuchała jednym uchem, ale sprawiała wrażenie zainteresowanej. Chyba.

*

Czasami widywałam Heńka, idąc ulicą, czasami jadąc samochodem. Kiedy przypadkowo spotykaliśmy się na ulicy, zawsze szybko zmieniał kierunek albo przechodził na drugą stronę. Był czujny. Nie zamierzałam gonić go na ulicy. Mimo upływu lat, nadal był w moim czerwonym zeszycie. Podkreślony na czerwono. Nigdy nie wybaczam oszustom i kłamcom. A to oznaczało, w nieokreślonej przyszłości, przykre konsekwencje dla tak wrednej ludzkiej mendy.

*

Zostałam zaproszona do znajomych na kolację. Marzena obchodziła swoje urodziny, więc mąż starał się, aby wieczór wypadł okazale. Stół może nie uginał się pod imponującą liczbą potraw, ale nikt nie przyjechał, żeby nażreć się, tylko spotkać, porozmawiać. Głównie były pary. Ja należałam do dość wąskiego grona singielek. Moje samotne koleżanki też nie przyprowadziły swoich kochanków.

Fakt, alkoholu było i dużo, i duży wybór. Pewnie, gdybym zażyczyła sobie, to dostałabym coś do wciągnięcia. W tym towarzystwie nie jest to nagminny zwyczaj, jednak na pewno większość miała i takie doświadczenia. Wątpię, żeby tylko jednorazowe. Słodyczy też było sporo. Głodna nie byłam, przyjechałam taksówką, więc pozwoliłam sobie na alkohol. Trochę mieszałam. Marzena zadbała, żeby drinki były ładnie podane i przy okazji proponowała nowe smaki. Skorzystałam. Parokrotnie. Wynajęty barman szybko pracował. Zaprosiła ze czterdzieści osób. A może więcej? W końcu uznałam, że muszę wracać, bo już zalałam się, ale jeszcze próbuję myśleć racjonalnie. Podeszłam do solenizantki.

– Marzenko, uciekam. Fajna impreza, ale za dużo wypiłam. Nie chcę robić kłopotu, paa...

– O, nie, nie! – Marzenka patrzyła na mnie badawczo. – W tym stanie nie puszczę ciebie nawet do furtki. Przytrzymała mnie, jednocześnie rozglądając się. – Olek, pozwól! – zawołała syna.

Osiemnastolatek podszedł szybko. Impreza mamy, ale stał z jakimiś młodszymi kobietami.

– Synku, który pokój jest wolny?

– Noo, mój chyba. A co?

– Pani Lidka za dużo wypiła, źle się poczuła i musi zdrzemnąć się, zanim od nas wyjdzie. Zaprowadzisz ją do siebie?

– Dobrze, ale...

– Wyjmij świeżą pościel z szafy. Posprzątałeś u siebie? Czy nasz gość będzie musiał przedzierać się przez bałagan, żeby dotrzeć do tapczanu?

– Mama, daj spokój... – chłopak z dezaprobatą pokręcił głową. Chwycił mnie pod ramię. – Proszę, pani pozwoli – silny blondynek poprowadził mnie na piętro.

Stałam oparta o drzwi pokoju, kiedy wyciągał prześcieradło.

– Daj spokój, dziękuję. Prześcieradło wystarczy. – Podeszłam i usiadłam na tapczanie. Olek patrzył na mnie. Położyłam torebkę na podłodze, rozpięłam nieco bluzkę, zdjęłam szpilki. Kiedy kładłam się i przykrywałam kocem, Olek rakiem opuszczał własny pokój.

– Pani Lidko, łazienka jest w tym korytarzy, po lewej stronie. Jeżeli pani chce, to mogę podejść za godzinę albo dwie i zbudzić.

– Za dwie. Dziękuję! Teraz będziesz mógł powiedzieć, że miałeś w łóżku ryczącą czterdziestkę! – zażartowałam niezbyt fortunnie, ale odjęłam sobie parę lat.

Olek coś mruczał od drzwi, a ja położyłam głowę na poduszce. Zakręciło mi się w głowie. Oczy same zamknęły się. Coś mówił, ale ja usłyszałam swoje chrapnięcie i zasnęłam.

*

To było tak miłe uczucie, że nie próbowałam z nim walczyć. Budziłam się powoli, czułam, że alkohol nadal działa, ale jednak nie było tak źle jak przed drzemką. Przypomniałam sobie, że jestem na imprezie. W pokoju było ciemno. Światło z ulicy rozjaśniało pokój jedynie na tyle, żeby zorientować się, gdzie jest okno. Hałas imprezy świetnie tłumiły zamknięte drzwi. Było miło. Byłam podniecona. No tak, w ciuchach na tapczanie. I nagle dotarło do mnie:

– Cholera! Ktoś mnie obmacuje! – zaniepokojona lekko szarpnęłam ciałem.

– Spokojnie, przecież lubisz to – usłyszałam szept. Byłam odprężona i taka chętna... Do czego? Miałam ochotę na seks! Dotarło do mnie, że leżę na wznak, a ktoś głaszcze łechtaczkę! Byłam bez majtek! Ale pieszczota była taka przyjemna... Nie chciałam z niej rezygnować. – Olek? – upewniłam się.

– Nie, Krystian. Dobry wieczór, pani Lidko.

– Kto? A, brat Olka. – w końcu skojarzyłam. Krystian był o sześć lat starszy od Olka. Ulżyło mi. Ukląkł obok tapczanu i drugą dłonią masował mój biust. Wsunął dłoń pod stanik i łagodnie poruszał całą dłonią.

– Teraz lubisz starsze panie? – odezwałam się.

– Jeżeli jest taka okazja... – chyba uśmiechnął się.

– Cholera, jeszcze twoi rodzice nas zobaczą! – spojrzałam na niego. – Zmykaj stąd!

– Bez obaw. Są w ogrodzie. To jeszcze trochę potrwa – nachylił się i pocałował mnie.

Objęłam go ręką i oddałam pocałunek. Całując mnie, podniósł się i jedną ręką rozpinał spodnie. Potem ściągnął je wraz z majtkami i butami. Chociaż wyprostował się, nic nie zobaczyłam. Bez trudu podciągnął moją spódniczkę prawie do pasa. No tak, już była rozpięta! Kiedy kładł się między moimi nogami, od razu wepchnął się do pochwy. Był podniecony, więc przynajmniej żołądź była mokra, a ja mokra i w środku, i na wargach! Wszedł spokojnym, pewnym ruchem. 

Westchnęłam głęboko, a on poruszał się we mnie powoli w różnych kierunkach. Było super! Dotykał, uderzał, muskał ścianki... Moje podniecenie szybko rosło. Mruczałam i postękiwałam. Rozpiął mi bluzkę i rozłożył na boki. Rozpiął stanik i przecisnął nad głową. Wbił mocno członek aż jęknęłam, ale to nie był ból! Zanim jęknęłam, zamknął mi usta pocałunkiem i zaczął mnie rytmicznie ruchać. Dłonią dotykał piersi, ustami całował, pochłania i nawilżał sutki, językiem lizał brodawki, zębami delikatnie gryzł. Każdy bodziec był miły, podniecał i powodował, że stawałam się coraz bardziej aktywna podczas stosunku. W końcu objęłam go nogami, a on ruchał mnie w szybkim tempie. Stękałam głośno. Zapomniałam, gdzie jestem. Chłopak podniósł moją prawą nogą, przekręcił mnie nieco na bok i nie wychodząc, przesunął się, kładąc za mną. Chciałam zapytać go...  

Uderzył biodrami z całej siły i krzyknęłam! Mocno chwycił mnie za pierś i zębami wczepił się w kark. Pomógł mi zdjąć bluzkę i stanik. Wisiały na drugiej ręce. Znowu ruchał z siłą, jakiej nie mogłabym zbyt długo wytrzymać. Jęczałam. Coraz głośniej. Ścisnął brodawkę, klepnął pierś i zasłonił mi usta. Już dłużej nie potrafiłam. Fala orgazmu zalała mnie. Puścił mój kark i wepchnął twarz w poduszkę. Przeciągle zawyłam z rozkoszy. Fala... Fala powoli zanikała, a ja jeszcze wolniej przytomniałam. Trwałam w tej ulotnej ekstazie. Nadal ruchał mnie, ale pewnie tylko po to, żeby przyspieszyć, kiedy będę gotowa. A mnie w ten sposób świetnie ‘budził’ z letargu po orgazmie. Nie poczułam wytrysku.  

*

– To jeszcze nie koniec – zapowiedział wesołym tonem, jakby czytał w moich myślach. Wyszedł ze mnie, wstał i stanął przy mojej głowie. – Pokaż, jak obciągasz.

Po omacku trafiłam na penisa.

– Poczuj nowe doznania – odwrócił głowę. – Właź, stary. Na co czekasz?

Nie rozumiałam. Wiedziałam, że słów nie skierował do mnie, ale nie widziałam nikogo. Kiedy pytał, głowę miał odwróconą w lewo, tam, gdzie były moje nogi. Właśnie ktoś ich dotknął. Szarpnęłam się, przestraszona i krzyknęłam. Dobiegł mnie lekki szmer, a tapczan ugiął się pod czyimś ciężarem.

– Spokojnie, nie denerwuj się. To mój braciszek chce skorzystać z twoich uroków – podniósł nieco moją głowę i wysunął biodra. – No, obciągaj – dodał łagodniej.

Szok!

Penis wszedł prawie cały. Dławiłam się. Jednak nie to było najważniejsze.

Szok! Szok! Miałam poważny problem! Udawać, że mam ochotę i jestem na tyle pijana, że mogą ze mną zrobić, co chcą czy protestować, wyrzucić ich z pokoju i... i co? Zrobić awanturę? Dać Krystianowi w pysk?

Kiedy chciałam zdecydowanie zareagować, Olek podniósł moją nogę i poczułam jego penisa w pochwie! Leżałam na boku, obciągałam starszemu bratu, kiedy młodszy rżnął mnie!

Ten miał siłę! Ruchał mnie w jednym, szybkim rytmie, cały czas klęcząc. Próbował raz jedną, raz drugą ręką chwycić pierś. Kiedy złapał, mocno miętosił. Domyślałam się, że nie jest prawiczkiem, ale podnieca go seks ze znacznie starszą kobietą. Podczas wizyt u nich nie zwracaliśmy na siebie uwagi, żadnych, nawet zdawkowych rozmów. Wiadomo, koleżanka mamy. Pani Lidka. Różnimy się wiekiem, jesteśmy na innym etapie życia, mamy inne problemy, obowiązki, a tu nagle: Olek rżnie nagą koleżankę mamy! Na dodatek razem z bratem. Ot, taka nieoczekiwana zdobycz. Olek nie był zbyt finezyjny, ale tak mi dogadzał, że momentami nie byłam w stanie obciągać. trzymałam penisa w otwartych ustach, a z nich wyciekała ślina ze śluzem. Dobrze, że było ciemno, bo na pewno nie wyglądałam zbyt efektownie. W pewnym momencie nie potrafiłam utrzymać penisa w ręku. Wypadł mi, a ja jęcząc opadłam na tapczan. Krystian podniósł głowę i ponownie wepchnął penisa w usta.

– Liż, przecież potrafisz – nadal był bardzo podniecony.

– Dochodzę! Gdzie mam się spuścić? – głośno wystękał Olek.

– Gdzie chcesz! Z nią to nie problem – stwierdził starszy brat. Trzymał mnie za włosy i energicznie poruszał biodrami.

Olek naprawdę mi dogadzał. Bałam się, że jak dojdę, to zębami zmiażdżę Krystianowi chuja. W końcu należało się chłopakowi. A... ależ miałam drugi orgazm! Zawyłam i odwróciłam głowę. Zacisnęłam szczęki, a Krystian w porę przycisnął poduszkę do mojej twarzy. Olek zlał się we mnie. Słyszałam jego głośne westchnienie. Potem padł na mnie. Twardy penis dalej tkwił we mnie. Krystian odsunął poduszkę z mojej twarzy.

– Stary, to nie sanatorium! Wyłaź! Lidzia, klęknij przy tapczanie.

Dyszący Olek usiadł na tapczanie. Krystian włączył nocną lampkę, ściągnął mnie i kiedy klękając, oparłam przedramiona o tapczan, rozsunął mi kolana. Po chwili wszedł do pochwy i głośno stęknął.

– No, teraz ja skończę! Lidka, obciągnij chłopakowi. Niech ma jeszcze przyjemność z tej zabawy.

Krystian stał za mną i znowu ruchał mnie w wolnym tempie. Sięgnęłam po penisa Olka, nadal sterczał. Ścisnęłam, powoli przesuwałam dłonią i zaczęłam lizać. Czułam jak znowu twardnieje. Czerpałam z tego jakąś perwersyjną przyjemność. Takie dwa młode chłopaki... Krystian już walił swoim członkiem, byłam coraz bardziej podniecona, więc wiedziałam, że niedługo jedno z nas skończy orgazmem. Olek postękiwał i głaskał mnie po włosach.

Krystian szalał z tyłu i w końcu stęknął głośno, a ja poczułam wytrysk. Chwilę później też doszłam. Rozkosz prawie pozbawiła mnie przytomności. Nie wiem, chyba jęczałam. Kiedy doszłam do siebie, masowałam i obciągałam Olkowi. W końcu ścisnęłam członek i jeszcze zdołałam wyzwolić małą ejakulację. Trzymałam go w ustach. Przyjęłam i połknęłam wytrysk. Chłopak stęknął i padł na plecy. Podgryzałam mu penisa. Bronił się przed dalszymi pieszczotami. Padłam na tapczan. Naprawdę nie miałam sił. Krystian leżał na mnie i macał pierś.

*

– Kurde, świetna jesteś! – westchnął głośno za moją głową. Pocałował mnie w kark, polizał i znowu zaczął poruszać penisem. Pierś ściskał coraz mocniej.

– Krystian, uspokój się. Już nie mogę – naprawdę miałam dość. To był rezultat jedynie nadmiaru wypitego alkoholu. Nawet nie miałam skrupułów, że psuję dzieci koleżanki, skoro to oni rozebrali mnie i nakłonili do seksu. No, ja na nich się nie rzuciłam!

– Lidka, chętnie spotkam się. Kiedy tylko zechcesz. Świetna jesteś! – gadał, gadał i znowu zaczynał mnie ruchać.

– Krystian, na dzisiaj starczy. Pogadamy jak dojdę do siebie – chciałam, żeby dał mi wreszcie spokój. Dalej gadał i stawał się coraz bardziej natarczywy, a mnie kręciło się w głowie. W końcu nie wytrzymałam:  

– Krystian, źle się czuję po alkoholu. Jak mnie jeszcze będziesz naciskał, to za chwilę puszczę pawia. Chcesz tego?

Chłopak od razu wyszedł ze mnie.

Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do drzwi.

– Mogłabyś pokazać się nam nago – Krystian nadal nie miał dość.

– Dość się naoglądaliście – obciągałam i wygładzałam spódniczkę.

– Świetne cycki i niezłe ciałko – stęknął Olek. – Też bym jeszcze spróbował – usiadł z uśmiechem. Chciał podnieść się.

– Będą inne okazje – powiedziałam wymijająco. Chusteczką wycierałam spermę wyciekającą z pochwy.

Patrzyli na mnie pożądliwie. Ze stanikiem i bluzką w ręku ruszyłam do łazienki. Niech sobie jeszcze popatrzą. Szybko umyłam się, ubrałam i poprawiłam usta.

– Dobrze, że nie spuścili się na twarz i we włosy. Jak wtedy bym wyglądała? – nerwowo poprawiałam włosy. Chciałam wyjść, zanim solenizantka i goście wrócą z ogrodu.

*

Wróciłam do pokoju. Obydwaj czekali na mnie przy drzwiach.

– Lidka, słuchaj... Mamy ochotę na powtórkę. Pozwól z nami – Krystian stanowczo chwycił mnie pod rękę.

– Chłopcy, teraz idę do taksówki. Już zamówiłam. Jeżeli będzie okazja i będę miała na was ochotę, to jeszcze spotkamy się. Obiecuję – wyjaśniałam i chwyciłam Krystiana za palec. Wygięłam go.

Chłopak syknął z bólu i zgiął się. Bez trudu oswobodziłam się z jego stanowczego uchwytu. Zaskoczony Olek cofnął się. Patrzył na mnie, ale nie odezwał się.

– Nigdy nie zachęcaj kobiety siłą, bo za dużo stracisz. Oprócz okazji do seksu – ostrzegłam Krystiana. Patrzyłam na niego poważnie. Zrozumiał, że nie żartowałam. – Oluś, dziecko drogie, no przynieś mi numery telefonów. Chyba nie będę prosić waszej mamy o kontakt? – uśmiechnęłam się zalotnie.

Olka jakby wymiotło. Szybko wrócił z kartką z dwoma numerami telefonów. Schowałam ją do torebki.

– Krystuś, na pewno zechcesz odprowadzić mnie do taksówki? – zapytałam słodkim głosikiem.

– Tak – warknął niezadowolony z siłowej porażki ze starszą kobietą. I to w obecności młodszego brata.

Kiedy dochodziliśmy do taksówki, spojrzałam na niego:

– Krystek, chcesz spotkać się sam czy z bratem?  

Chłopak spojrzał zaskoczony. Odzyskał pewność siebie.

– Z tobą to chętnie we dwóch. Niech Oluś korzysta z takiej okazji. Tobie też będzie lepiej. I tak jesteś w stanie bez trudu obsłużyć kilku – uśmiechnął się obleśnie. Pożegnał się ze mną z uśmiechem na ustach. Zamknął drzwi taksówki i pokiwał mi na pożegnanie.

– Dzieciaki, mężczyźni... Wszyscy tacy sami – byłam rozbawiona. – Wystarczy coś obiecać i już merdają ogonkiem – uśmiechnęłam się do swoich myśli. Ale podniecała mnie ich witalność.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach