Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Sesja fotograficzna - 8.

Część 8.

Kamil był znacznie młodszy ode mnie, miał około 25 lat, przystojny. Skorzystałam z okazji. Tym bardziej, że nie miałam ich zbyt wielu. Nie chciałam wchodzić w intymne układy z klientami biura. To mi się wydawało zbyt ryzykownym pomysłem. Mężczyźni rzadko bywają dyskretni.

Kamil był wysokim, zadbanym, dobrze zbudowanym brunetem. Na pewno ćwiczył w siłowni. Pogodny, taktowny. Pachniał perfumami z orientalną nutą, które mnie się podobały. Miał wszystkie zęby, ładne, zadbane. Wiedział, do czego służy szczoteczka do zębów i mydło. Sporo mężczyzn, niezależnie od wieku, nie zdołało przyswoić takiej wiedzy albo wykorzystać jej w praktyce.

Po trudnym dniu w pracy, siedziałam w klubie przy drinku. Chciałam odreagować. Przysiadł się, pytając o pozwolenie. Musiałam napić się, ale miałam też ochotę porozmawiać z kimś. Wyżalić się. Byłam przy drugim drinku. Zaczął od komplementów i żartów. Trzeciego drinka piłam długo, a wtedy, zamiast wyżalać się, odpytywałam go. Postawiłam mu drinka. Przeszliśmy na „ty”.

Naciskany przeze mnie otwarcie przyznał, że ma ochotę na seks z kobietą starszą od siebie. Trochę bawiłam się nim. Prowokowałam, pozostawiałam niedomówienia, łudziłam nadzieją. No, musiałam odreagować tego „janusza” na innych mężczyznach. A przynajmniej na jednym. Tylko żałowałam, że mi się trafił taki młody, przystojny i chyba szczery.

*

Fakt, inna babka po tekście o polowaniu, celem „zaliczenia” starszej od niego, uciekłaby od razu.  I słusznie! Widocznie byłam inna. Tyle już przeszłam... Widocznie lubiłam drażnić lwa, wpychając kij między pręty kraty. Zresztą, sprawa nadal była otwarta. Kiedy skończyłam drinka, zaproponowałam spacer do restauracji. Ot, taki mały test. Zgodził się bez mrugnięcia okiem. Nawet ucieszył się i ożywił. Niby życzliwie zapytałam, dlaczego jego telefon milczy. Wyjaśnił mi, że skoro spotkał się ze mną, to nie chce tracić czasu na rozmowy, które mogą poczekać i wyciszył go! wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Zjedliśmy kolację. Potem przeprosił i powiedział, że idzie do pobliskiego bankomatu, bo nie ma takiej kwoty przy sobie. Zamówiłam kawę.

Siedziałam z uśmiechem na twarzy i widziałam w oknie jak pospiesznie oddala się. Spojrzał na restaurację. Starałam się ukryć rozbawienie. Minął długi kwadrans, wypiłam część napoju i... nic. Tego spodziewałam się. Minęło kolejne pięć minut.

– Cóż, chyba najwyższa pora zapłacić i znikać. Przejdę się kawałek. Alkohol nieco wywietrzeje, zażyję trochę ruchu, a potem zamówię taksówkę – pomyślałam. Wezwałam kelnera i poprosiłam o rachunek. Mimo to byłam jednak zadowolona, bo potrafiłam przynajmniej przewidzieć przebieg wydarzeń. I nagle pojawił się Kamil! Podszedł spokojnym krokiem, ale wyraźnie był zmęczony. Zdyszany. Wrócił z pieniędzmi. Z ulgą usiadł.

– Zmieniłeś zdanie i wróciłeś? – zapytałam. Nadal byłam rozbawiona. Darowałam sobie ostrzejszy komentarz.

Spojrzał, jakby nie zrozumiał mojej sugestii. Nadal szybko oddychał.

– Przepraszam, ale bankomat nie wypłacał pieniędzy, więc najpierw dowiedziałem się, gdzie jest najbliższy i wtedy tam pobiegłem – wyjaśnił. – Niby tylko 400 metrów, ale z kolei tam była spora kolejka. Jakiś pijak bronił dostępu do bankomatu – z irytacją pokręcił głową. – Zanim go odepchnęli, to trochę potrwało. Wracałem truchtem, żebyś nie niepokoiła się – rozsiadł się wygodnie na krześle i wziął głęboki oddech. Spojrzał na mnie przepraszająco. – Siłowania, kajaki, nawet tenis, czasami rower, pływalnia. Chętnie! Nawet szachy błyskawiczne! Ale nigdy nie lubiłem biegać – rozłożył ręce i uśmiechnął się rozbrajająco. – A w ogóle to ze sportów najbardziej lubię mecze w tv.

Dopiero wtedy powiedziałam, że zapłacę, ponieważ to ja zapraszałam. Po chwili wahania zgodził się, proponując, że zapłaci chociaż za siebie. Odmówiłam, machając ręką.

– A tyle się nabiegałem – sapnął żałośnie. Mimo wszystko nie był zadowolony z mojej hojności. 

Rozbawił mnie. Poszliśmy na spacer. Nie powstrzymał się i dyskretnie zaczął ściskać moje krągłości. To było nawet przyjemne. Bo wypiłam trzy drinki? Nieee, zwyczajnie podniecał mnie. Rozluźniona po alkoholu, smacznej kolacji w miłym towarzystwie i zapominając o ekscesach w pracy, pozwalałam sobie na więcej niż zwykle. Ekscytowała mnie taka sytuacja z, mimo wszystko, nieznajomym. Ale wzbudzał zaufanie. Zaczekał ze mną na taksówkę. Nie dałam mu numeru telefonu, wzięłam jego i umówiliśmy się. Patrzył na mnie wzrokiem, który wyrażał brak wiary w moją chęć podtrzymania znajomości.  

*

A jednak! Z Kamilem spotkałam się jeszcze dwukrotnie w kawiarni i wówczas uznałam, że spróbuję. Nie wyglądał na znużonego zabiegami o moje względy, ale ja zdawałam sobie sprawę, że są jakieś granice. Pojechaliśmy do hotelu. Trochę stresu, niepewności i nerwowości, ale jak rozgrzaliśmy się... Seks był świetny! Chłopak był dobrze wyposażony i miał kondycję. Nawet wiedział, co to jest gra wstępna! To znaczy, że nie ograniczał się jedynie do lizania cipki. I nie chciał, żebym mu płaciła za seks.

– Mój prywatny ogier... – rozmarzyłam się.

Po powrocie do domu byłam pełna energii. Wpadłam z zakupami. Jeszcze pranie, prysznic, kolacja, zmywanie, sprawdziłam pokoje dzieciaków, dokumenty na stół, laptop. I do roboty!

Aż moje starzejące się dzieci podejrzliwie przyglądały się mamie. Olać dzieciaki! Mama ma prawo do chwil radości! Nie były nastolatkami, więc niech myślą, co chcą. I zazdroszczą! Tak działają endorfiny...

Dochodziła północ. Leżałam, ale jeszcze podkręciłam nastrój wibratorem. Twarz zakryłam poduszką i mogłam jęczeć do woli. Zasnęłam, kiedy delektowałam się rozkoszą po orgazmie.

*

A w ogóle to poznaliśmy się przez przypadek. Siedziałam w pubie. Nie mogłam skorzystać z samochodu, który oddałam do przeglądu. Chciałam wracać taksówką do domu, więc mogłam napić się. Ba, musiałam! W pracy wszystko biegło normalnym tokiem, ale czasami trafia się stały klient, który jest określany jako „trudny”: dobrze zarabia się na nim, jednak jest nierzetelny, spóźnia się, po zakończeniu rozliczenia dosyła kolejne dokumenty, chociaż deklaruje, że to komplet. Natomiast wszystkimi konsekwencjami, czyli głównie ryzykiem złożenia rozliczenia do Urzędu Skarbowego po terminie, obciąża nas. Teraz takich osobników już nie miałam. Ten nie był stałym klientem.  Skorzystał z naszej oferty, bo ktoś polecił mu nasze biuro. Pierwsze miesiące było jeszcze w miarę normalne, chociaż papiery przywoził coraz później, albo nawet po ostatecznym terminie, i wtedy zaczynała się „jazda”! Tym razem przyjechał osobiście, właśnie dzień po ostatecznym terminie dla niego, który wspólnie (!) ustaliliśmy i zrobił karczemną awanturę, kiedy usłyszał od pracowniczki, że możemy nie zdążyć z rozliczeniem jego dokumentów, bo jest ustalona kolejność ich opracowywania. Już czekają inni, którzy wywiązują się z terminów.

Kiedy zbliża się termin jakichkolwiek rozliczeń z US, nie mam żadnej rezerwowej ani dyżurującej osoby. Wtedy „wszystkie ręce na pokład” i każdy siedzi tak długo, aż zdoła rozliczyć swoich podopiecznych. Zdarzają się błędy, problemy z przesłaniem danych, pojawia się kłopot z interpretacją jakiegoś zarządzenia, bo jest sprzeczne z innym, na które powołuje się klient itd. Ktoś potrafi dosłać brakującą fakturę w dzień rozliczenia... Długo by wymieniać. Wtedy nawet ja nie zwracam uwagi, jeżeli kobiety przeklinają. Urzędowanie zaczynamy od ósmej rano, ale zdarza się, że część pracowników siedzi już od godziny siódmej. Muszą zdążyć. Pracownicy wiedzą o tym i zdarza się, że wychodzą, bez grama pretensji, nawet po godzinie 23. Rekordziści zmykają po północy, skoro termin mija po 23.59. Następnego dnia, wyjątkowo, pracują krócej: przychodzą później, biuro opuszczają wcześniej.

Maria, moja pracowniczka, starsza ode mnie, solidna i rzetelna, przypisana do tego „janusza”, po jego wrzaskach i epitetach nie wytrzymała i z płaczem wybiegła z pokoju. Pracownik, który wszedł, słysząc krzyki, powiedział mi, kiedy wspominaliśmy to zdarzenie, że byłam szara na twarzy, próbując uspokoić faceta. Odebrałam wszystkie papiery i powiedziałam, że może jutro je odebrać wraz z pokwitowaniem, a przed północą wyślę rozliczenie do US i innych urzędów. Przy tym „januszu” było sporo pracy, ale też sporo zarabialiśmy. Ale bez niego też nie zbankrutujemy. Asia, moja asystentka, odwołała kilka naprawdę ważnych spotkań, przepraszała i proponowała nowe terminy, a ja siedziałam nad jego dokumentami. Nawet nie przywoził ich uporządkowanych. No, cholera, pudło z papierami! Prawie godzina w plecy tylko na ich uporządkowanie. Wiedziałam, że to trochę potrwa. Może nawet dwie i  pół godziny, a miałam jeszcze swoich klientów! Zbliżała się godzina 15.

Minęła godzina 20. Część osób nadal siedziała z nosami w fakturach. To właśnie był stan najwyższego skupienia: szelest kartkowanych dokumentów i stukot palców w klawiatury komputerów.

– Gdyby nie ten drań, już przed 18. wychodziłabym z pracy. I to po zaplanowanych rozmowach, rozliczonych klientach i wysłanych dokumentach do US – myślałam, bardzo energicznie zamykając szuflady.

Zostało mi tyle spraw do nadrobienia. Pochowałam papiery, wyłączyłam komputer, spakowałam inne dokumenty kilku klientów czekające na rozliczenie, potem laptop, pożegnałam pracujących. Opuszczając biuro, po ciężkim dniu i burzliwej 'rozmowie', zdecydowałam, że muszę jakoś odreagować. Wyszło, że pozostaje mi tylko alkohol. Musiałam napić się. Poszłam do pobliskiego klubu. Resztę już znacie.

*

Klęczałam z wypiętym tyłkiem, szeroko rozstawionymi nogami, a bokiem twarzy i piersiami szorowałam po pościeli. Miałam przymknięte oczy. Namiętnie stękałam. Nie mogłam ciszej. Nie byłam w stanie tego kontrolować. Chyba ślina ciekła mi z ust. Rękoma trzymałam się oparcia tapczanu, ale traciłam siły. Oczy miałam zamknięte. Ale za to jakie wrażenia! Byłam oszołomiona. Nie słyszałam za wiele, bo podniecenie było tak duże, że ciśnienie zatkało mi uszy. Chłopak rżnął mnie jakby nie uprawiał seksu od miesięcy! To zaleta seksu z młodym zwierzakiem!

Kamil zwolnił i przewrócił mnie na bok. Upadłam z ulgą! Westchnęłam głęboko. Wtedy położył się za mną i od razu gwałtownie wszedł. Och! Bezgłośnie poruszałam otwartymi ustami, czując jak trafił! Przeniosłam dłoń z pościeli do tyłu, znalazłam jego udo i trzymałam. Podniecał mnie swoją siłą i witalnością. I chciałam, żeby we mnie tkwił. Głęboko. Cofnął biodra i ponownie uderzył! Krzyknęłam! Z kolei teraz kilka razy powoli wychodził i głęboko wchodził, ale byłam spięta i czujna. Powoli wychodził i wchodził. Zachłannie macał moje piersi. Czekałam. Znowu uderzył! Krzyknęłam! Powtarzał tę zabawę parę razy. Spojrzałam w dół i zobaczyłam grubego, lśniącego śluzem penisa wnikającego do pochwy. Delikatnie pogłaskałam go. Dawał mi tyle rozkoszy... Teraz walnął! Krzyknęłam i prawie straciłam przytomność. Drżałam. Fala rozkoszy popłynęła i opanowała moje ciało, a ja spazmatycznie zacisnęłam dłonie na pościeli. Błogie uczucie jeszcze długo nie pozwalało mi rozluźnić napiętych mięśni. W stanie upojenia nieświadomie poruszałam głową. Chłopak stanowczym gestem przytrzymał mnie, żebym nie zsunęła się z penisa. Byłam mu wdzięczna. Nie chciałam tracić nawet cząstki takiej przyjemności!

*

Przy Kamilu nigdy nie odważyłam się zdjąć pończoch. Uważałam, że wyszczuplają mnie. Na spotkanie z nim zawsze zabierałam jakąś rezerwową parę. Kobietom nie muszę tłumaczyć, dlaczego. Kupowałam też w sex-shopach rajstopy z wycięciem w kroku. Lepiej maskowały pojawiający się brzuszek, ale według Kamila podkreślały moją urodę. Kłamca.

On z kolei chciał mnie w szpilkach i spódniczce. Zawsze brał mnie, kiedy jeszcze miałam na sobie spódniczkę. Szpilki zdejmował mi, kiedy siadałam na niego. Raz zębami wypieścił mi łechtaczkę. Ożeż ty... Wówczas miałam taki odlot, że bałam się o serce. Było super, ale nigdy więcej nie pozwoliłam sobie na taką pieszczotę.

– Z młodymi możesz uprawiać taką jazdę bez trzymanki – poinstruowałam go łagodnie, acz kategorycznie. Nie chciałam go zrazić, więc i tak pochwaliłam. Bądźmy realistami. Gdzie znalazłabym takiego drugiego? Wypisywać anonse i testować chętnych? Chory pomysł.

Kamil, zanim dochodził, kąsał mnie, robił „malinki”, podgryzał sutki. A jego zęby i język w dołku pod moim kolanem... Po naszych spotkaniach wydekoltowane bluzki musiałam zamieniać na golfy, a delikatne pończochy na spodnie albo ciemne, nieprzezroczyste rajstopy. Tylko na kilka dni. Gdyby ktoś znał moje seksualne zwyczaje, to po ciuchach mógłby domyślać się, kiedy uprawiałam seks. Ten z Kamilem, oczywiście. W rezultacie takich praktyk miałam zdecydowanie lepsze rozeznanie w żelach i maściach na siniaki, krwiaki i obrzęki.

*

Ech, cóż... Jednak musiałam odreagować nerwowe dni. Upijać się nie będę, więc co mi pozostało? Znałam skuteczny i miły sposób, dlatego w pracy w piątek nagle podjęłam decyzję, a potem: jeden telefon, jedno pytanie, miejsce spotkania i godzina uzgodnione. Chwilę później rezerwowałam pokój w hotelu. No, spory kawałek za stolicą.

Z torbą podróżną wypadłam z domu po kwadransie. Wzięłam to, co niezbędne i potrzebne. W McD kupiłam dla nas dwa zestawy, żeby do wieczora nie paść z głodu i ruszyłam. Jechałam z dozwoloną prędkością. Nie chciałam tracić czasu na płacenie mandatu i inne bzdety.

Po wejściu do pokoju postawiłam torbę przy tapczanie. Bez ostrzeżenia chwyciłam Patrycję za włosy i cisnęłam na podłogę. Klęczała przy mnie i jęczała zadowolona. Zaskoczyłam ją brutalnością, ale cieszyła się z mojej wymuszonej przewagi. Lubiła to. I ból. Poleciłam podnieść spódniczkę. Była posłuszna, nie założyła majtek. Usiadłam na tapczanie i rozstawiłam nogi. Pati klęcząc, grzecznie czekała.

– Zdejmij buty.

Posłusznie wykonała polecenie. Została boso w cielistych pończochach. Kusząco wyglądała. Na nasze spotkania nie zakładała rajstop. Ustaliłyśmy już pewne szczegóły.

Z torby wyjęłam czerwoną reklamówkę oraz obrożę, smycz i pejcz składający się z kilkudziesięciu długich pasków. Oczy jej się roześmiały na widok akcesoriów. Założyłam dziewczynie obrożę, przypięłam smycz, na nadgarstek założyłam pasek od pejcza i wydałam polecenie. Pochyliła się, powoli odsunęła moją spódniczkę na brzuch i delikatnie zaczęła mnie lizać. Też nie założyłam majtek. Z błogim uczuciem położyłam się na tapczan i kontemplowałam pieszczoty. W sumie było mi obojętne, czy robi to kobieta czy mężczyzna. Ważne, żebym była zadowolona. Pieszczota tonowała mój nastrój.

Przeniosłam się na tapczanie pod ścianę, podłożyłam poduszki pod głowę, oparłam na ręce i pociągnęłam za smycz. Patrycja posłusznie podeszła do wezgłowia tapczanu.

– Ściągaj spódniczkę – poleciłam. Profilaktycznie włączyłam kanał muzyczny w tv.

Szybko zdjęła ją, odłożyła na krzesło, wyprostowała się i czekała. W oczach miała prośbę o więcej.

– Bluzka i stanik – rzuciłam niecierpliwie. Powtórzyła czynności i znowu czekała na polecenie. Lekki uśmiech świadczył o tym, że cieszyła się służeniem mi. Suce brakowało tresury i pejcza!

– Wyjmij rzeczy z czerwonej reklamówki. Są dla ciebie.

Z radości prawie rzuciła się na worek. Wyjęła szare szpilki bez palców w delikatne czerwone esy-floresy i korek analny.

– Załóż szpilki. Zawsze zabieraj je na nasze spotkania. Twoje buty są dobre do chodzenia po ulicy. Tu masz zakładać te. Zrozumiałaś?

Kiwnęła głową i założyła szpilki. Połyskujący lakier podkreślał ich jakość.

– Dziękuję Pani – uśmiechnęła się. Spojrzała na mnie i podniosła korek.

– Klęknij przy mnie na czterech łapkach, pupą do mnie.

Kiedy ustawiła się, wzięłam korek i powoli wepchnęłam do jej pupy. Postękiwała z radości. Kazałam jej nieco odsunąć się ode mnie. Podniosłam nogę i szpilką dobiłam korek w jej pupie. Chyba nie spodziewała się tak silnych pchnięć, ale zaparła się dłońmi i rozkosznie jęczała, kiedy uderzałam szpilką w korek. Wszedł cały. Wtedy wsunęłam szpilkę w cipkę. Drgnęła i stęknęła zaskoczona tym, co poczuła w cipce, ale utrzymała wypięty tyłek. Po kilku ruchach wyjęłam z niej szpilkę.

– Jeszcze przyjdzie czas na perwersje – westchnęłam w duchu.

Teraz wsunęłam twardą rękojeść pejcza w cipkę i ruchałam sukę. Jęczała i z podniecenia kładła głowę na pościeli. Nie pozwoliłam! Musiała trzymać uniesioną głowę. Muzyka z tv zagłuszała coraz głośniejsze jęki. W końcu zmęczyłam się. Suka na razie też miała dość.

– No, mała. Obsłuż mnie – poleciłam. Poprawiłam się na poduszkach, rozsunęłam szeroko nogi i ugięłam w kolanach. Szarpnęłam smycz. Dziewczyna wsunęła się między moje nogi. Poczułam języczek na łechtaczce. Ścisnęłam mocniej smycz i przymknęłam oczy. Było miło. Podniosłam pejcz i machnęłam na oślep. Trafiłam sukę w plecy. Krzyknęła.

– Staraj się, bo będziesz spać na brzuchu – ostrzegłam.

– Tak, pani – szepnęła. Języczek zaczął szybciej muskać moją łechtaczkę.

Trochę podniosłam się i raz jeszcze machnęłam pejczem. Znowu krzyknęła. Tym razem trafiłam w pupę. Musiało zaboleć.

– Nie przerywaj, bo... – nie dokończyłam zdania.

Bardzo się starała, a ja odprężona, podniecona, stękałam, stękałam, aż dziewczyna nie wytrzymała i zaczęła sobie pomagać ręką. Naprawdę była świetna! W końcu nie wytrzymałam i głośno krzyknęłam. Co za rozkosz... Rzadko miewam takie orgazmy, ale tym razem miałam i wytrysnęłam na nią obficie. Przydało się włączone tv. Między moimi nogami widniała duża plama, jej twarz błyszczała od mojego śluzu.

– Dobra suczka – westchnęłam głęboko, głaszcząc ją po włosach. – Wyliż! – pokazałam palcem plamę na pościeli.

Gorliwie zaczęła wylizywać plamę. Była zadowolona z mojego orgazmu i z pochwały. Zrobiłam kilka zdjęć. Potem zabrałam ją na basen i na kolację. Podczas kolacji siedziała w eleganckiej, delikatnej obroży. Przed snem zażyczyłam sobie pieszczot i tresowałam suczkę. Nago aportowała różne rzeczy. Pejczem ćwiczyłam jej odporność na ból. Ciągnęłam za kółka wpięte w wargi. Z bólu wyła w pościel, ale nie dotknęła moich rąk. Nie oponowała. W nagrodę wyruchałam suczkę tak, jak lubię – dłonią. Pod koniec wpakowałam całą dłoń i słuchałam jej jęków. Robiła, co chciałam. Ujeżdżała moją dłoń. Drugą dłonią ciągnęłam ją za włosy, wyginając jej ciało. Potem ciągnęłam cycki. Leżała na boku i jęczała z rozkosz, bo tak jej ciągle dogadzałam dłonią i jęczała z bólu, bo tak ciągnęłam i wykręcałam jej brodawki. Nie odważyła się zaprotestować. Tylko jęczała. Sfilmowałam zabawę suczką.  

Po kolejnym prysznicu zasypiałam zadowolona i odprężona. Spełniona i obolała suka spała na swoim tapczanie. Rano, o podanej godzinie, miała mnie obudzić lizaniem cipki.

*

W sobotę wyjechałyśmy z hotelu po jedenastej. Wcześnie raz jeszcze poszłyśmy popływać, potem na śniadanie. Przed opuszczeniem pokoju jednak zerżnęłam suczą cipkę i pupę. Potem musiała wziąć prysznic. Ja też. To były intensywne trzy kwadranse.

W drodze powrotnej zatrzymałyśmy się i poszłyśmy na długi spacer po lesie. Samej suczce i w parze ze mną zrobiłam kilka nieprzyzwoitych zdjęć. Jeszcze raz zatrzymałam auto i zjadłyśmy smaczny obiad w jakimś zajeździe.

Odwiozłam suczkę pod jej blok. Już nie błagała, żebym zabrała ją ze sobą. Wiedziała, że odezwę się. Dostała ode mnie prezenty i trochę pieniędzy. Spędziłyśmy razem prawie dobę, więc była zadowolona. Również bardzo mile wspominałam to spotkanie. Dzieci w domu już albo jeszcze nie było. Przebrałam się, trochę posprzątałam, umyłam się i zdrzemnęłam. Potem siadłam do faktur. Na późny wieczór obiecałam sobie obejrzenie fotek i filmów z wypadu do hotelu.

*

Papiery „janusza” odebrał ktoś z jego firmy, lecz dopiero w następnym tygodniu. Dołączyłam do nich, na papierze biura, ale nie w kopercie, a jakże, niech inni sobie poczytają, informację, że „rezygnujemy z prowadzenia jego spraw z dniem dzisiejszym” itd. Ot, taki smaczek. Wyjaśniłam, że w moje firmie nie tolerujemy aroganckiego zachowania i wyzwisk. Całe szczęście, że jeszcze nie podpisałam z nim umowy!

Już zapomniałam o całym zajściu, ale facet widocznie dopiero dzisiaj przeczytał pismo i po jego lekturze natychmiast zadzwonił do mnie z pretensjami. Wrzaski, wulgaryzmy, groźby! Co za przygłup! Teraz to najwyżej mógł żebrać! Nie mam obowiązku przyjmowania czyjegokolwiek zlecenia. Widocznie uważał, że skoro daje nam zarobić, to będziemy tolerować chama.

Puściłam na głośnik ten werbalny rynsztok i wewnętrznymi drzwiami przeszłam do najbliższego pokoju pracowników. Część pracowników mogła posłuchać występu „janusza”. Maria również. Po szoku, spowodowanym wysłuchiwanymi wyzwiskami i krzykami, wreszcie zaczęliśmy się uśmiechać i z upływem czasu wręcz śmiać. Facet zapowietrzał się, popełniał błędy językowe, a nas to bawiło. Ot, zniżyliśmy się do jego poziomu. Wyjątkowo nas to nie raziło. Fakt, trochę go prowokowałam. Tyle mojego. I Marysi też. Może balansował na granicy zawału? Mea culpa... Po kilku minutach wreszcie mogłam coś powiedzieć. Przekazałam mu, że cała rozmowa została nagrana, a jej treść słyszą pracownicy, bo puściłam ją przez głośnik. Retorycznie zapytałam, czy zdaje sobie sprawę, jaką karę nakłada nasze prawo na osoby używające publicznie wulgaryzmów kierowanych wobec konkretnych osób? Zatkało go! Skorzystałam i  poinformowałam, że ochrona ma zakaz wpuszczania go do naszego biura. Zaczął mi grozić... Rozłączyłam się. Wydzwaniał jeszcze wielokrotnie. Nie odebrałam ani razu.

Chyba nie wiedział, że tutaj w dzień nie ma ochrony. A co tam!

Muszę tylko dowiedzieć się, co za cholera poleciła mu moje biuro?

To chyba był jedyny klient, którego spuściłam, a pracownicy na tę informację zareagowali wybuchem radości, oklaskami i gwizdami. Przy okazji dowiedziałam się, że Maria umie gwizdać na palcach. Takie są baby! Puściłam wszystkich ponad godzinę wcześniej do domu. Cóż... Mieliśmy powód, żeby znowu świętować. Tym razem pożegnanie tępego „janusza”. To pleonazm, ale co tam. Tylko szczegółowo opisuje głupotę i prymitywizm tego faceta.

Zadzwoniłam do Kamila. Miał czas, więc zarezerwowałam pokój w hotelu. Kazałam mu pospieszyć się. Już byłam podniecona i zniecierpliwiona. Kamil był świetny w łóżku, stąd moje potrzeby i łagodzenie stresu seksem. Gdyby chłopak narzekał, to zapłaciłabym za jego usługi.

– Chyba nie jestem seksoholiczką? – zawahałam się. – Nie, to jest zwykłe pożądanie – uspokoiłam się. Tym bardziej, że nie zawsze udawało mi się spotkać z nim każdego tygodnia. – A gdyby tym razem on nie mógł? – przemknęło mi przez myśl. – Może należałoby poszukać jakiegoś rezerwowego? – zastanawiałam się. – Może Krystian z Olkiem?

W końcu machnęłam ręką. Nie będę „na zapas” planowała kolejki młodocianych do mojej cipki, bo któryś chlapnie jęzorem i dopiero zaczną się problemy. Na razie zostałam przy Kamilu, a gdyby coś się stało... To wówczas poszukam jakiegoś zmiennika. No i mam jeszcze wibrator. Na jego dyskrecji mogę polegać, a na baterie zawsze będzie mnie stać. 

*

Dn.

 




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach