Kategorie opowiadań


Strony


Forum erotyczne





Maturzystka - 27.

Część 27.

Na moje polecenie Kama podnosi się i odwraca tyłem do mnie. Sprawnie zakładam dziewczynie kaptur i obrożę. Drgnęła niespokojnie.

– Przestraszyła się – uśmiecham się triumfalnie. Po raz pierwszy. Co za miłe uczucie!

Kaptur nie sięga ust, ale zasłania oczy, a na ich wysokości wszyłam dodatkowe ‘poduszki’, które skutecznie uniemożliwiają dostrzeżenie czegokolwiek.

– Ty, ale... – dziewczyna niepewnie protestuje. Niepewnie, bo nie wie, czy warto. Ma w pamięci ostre kary u Ewy za brak posłuszeństwa.

Rozumiem ją. Dla niej wizyta u mnie to, przynajmniej na razie, wielka niewiadoma.

– Spoko. Wszystko zaplanowałam. Będziesz zadowolona – obiecuję łagodnym tonem, chociaż nie jestem pewna jej wrażeń. Ja na pewno będę zadowolona.

Obroża jest z niespodzianką. Właśnie zakładam „Małej” kajdanki. Od obroży solidny, plastikowy sznurek biegnie wzdłuż kręgosłupa, potem w kroku aż do kajdanek. Dłońmi nie zdoła go rozerwać. Jest na tyle krótki, że teraz nie sięgnie do twarzy i nie zerwie kaptura. A ten ma zapięcie pod brodą i z tyłu głowy. Gdy ledwie podniesie dłonie do piersi, to już wygina szyję do tyłu, dusząc się.

Przyglądam się uważnie. Miałam rację. W kroku sznurek znika między jej obfitymi płatkami warg sromowych.

– Gdyby była śmiała, mogłaby sznurkiem pocierać łechtaczkę – oczyma wyobraźni widzę posłuszną pieszczotę wykonywaną na moje polecenie. – Jednak nie jest na tyle odważna. Jeszcze... – z satysfakcją i w milczeniu przyglądam się końcowemu efektowi moich przygotowań. Celebruję te chwile.

Naga „Mała” znalazła się w potrzasku. Panuję nad nią. Ależ to ekscytujące, łoł! 

*

Wprowadzam dziewczynę do mojego pokoju, w którym panuje półmrok. Okno zasłonięte, dość głośna muzyka tłumi niektóre dźwięki. Na wszelki wypadek zamykam drzwi do pokoju. Gdyby krzyczała, pewnie żaden hałas nie dotrze na klatkę schodową.

– Zrób dwa kroki do przodu – słyszy polecenie wydane przez kogoś głośnym szeptem. Szept w zasadzie uniemożliwia rozpoznanie głosu.

Kama drgnęła. Jest zaskoczona i przestraszona obecnością innej dziewczyny. Nie widać tego po zasłoniętej twarzy, ale ciało mówi za nią. Lekko przygarbiona, skulona sprawia wrażenie osoby, szukającej drogi ucieczki. Najgorsze, że nie wie, kim jest nieznajoma. Ba! Nie wie, czy jest tylko jedna osoba oprócz mnie! Jednak nie ma możliwości zdjęcia kaptura. Za ciekawość spotka ją kara, a przyszła tutaj dla zabawy. Właśnie stała się naszą niewolnicą. Naszą zabawką!

– Stój prosto – słyszy szept nieznajomej i bez ociągania wykonuje polecenie. Koleżanka też dobrze się bawi.

Czekamy jeszcze trochę aż sobie w pełni uświadomi swoją sytuację. Stoi na środku pokoju. Naga, w samych szpilkach, w kapturze i kajdankach, które w zasadzie uniemożliwiają jej obronę. Bezradnie zaciska dłonie. Niespokojnie odrzuca głowę. Momentami drży przestraszona perspektywą tego, co ją może spotkać. Bezbronna i bezradna. Niepewnie przestępuje z nogi na nogę.

I to jest największa przyjemność! Widzę jej usta, część nosa i policzków. Dostrzegam pierwszy grymas i już jestem pewna. Ona boi się tego spotkania. Dotarło do niej, w jakiej sytuacji się znalazła. Teraz ja upajam się przewagą! A pokorna i przestraszona Kama z obawą czeka na kolejne nasze polecenie.

– Pewnie zapomniała o podnieceniu – chichoczę w duchu. – Częściowy rewanż za zabawy ze mną – uśmiecham się, ciesząc się jej niepokojem. Wiem, że seksem dziewczyna zagłuszy początkowy strach, ale co ją postraszę, to moje!

– Grażyna, ale nie tak umawiałyśmy się – w jej głosie pobrzmiewa strach. „Mała” rozpaczliwie próbuje protestować. ‘Rozgląda’ się  po pokoju, czekając aż usłyszy mój głos. Patrzę na koleżankę, uśmiechamy się porozumiewawczo.

Bezszelestnie podchodzę do naszej dzisiejszej zabawki. Dotykam jej piersi. Przestraszona prawie podskoczyła. Ledwie powstrzymuję się od śmiechu.

– Nie bój się – mój poważny głos tonuje jej zachowanie. Palcami pocieram sterczące sutki. Kama po chwili cofa ramiona, pręży piersi. – Tylko pobawimy się tobą.

Chyba chciała coś powiedzieć, ale klepię ją po pupie i odsuwam się.

*

– Podejdź bliżej – niskim głosem „Erka” wydaje pierwsze polecenie. To stara ksywka mojej znajomej. Muzyka trochę zagłusza jej słowa, więc Kama niepewnie rusza w jej kierunku. Może obawia się, że źle zrozumiała polecenie i zostanie ukarana?

– Niech się boi – uśmiech nie schodzi z moich ust.

Cóż, obie nie przepadamy za nią, więc wykorzystujemy okazję do rewanżu. Nasza ofiara przestępuje z nogi na nogę. Boi się. 

– Świetnie! Będzie posłuszna do końca. I zadowolona, że poznała jakąś dziewczynę – cieszę oczy widokiem nagiej, posłusznej „Małej”. Robię im zdjęcie. „Erka” nie jest zwyczajnie ubrana. Gdyby zobaczyła ją Kama, na pewno śliniłaby się z wrażenia. Chyba pierwszy raz widzę ją uległą i spokojną. Mam ochotę przylać jej pasem, ale ta pieszczota musi jeszcze poczekać.

– Szeroko nogi! – głośny szept nie pozwala zidentyfikować osoby.

Kama natychmiast wykonuje polecenie. Jej piersi kołyszą się, sutki sterczą. Nadal jest podniecona. „Erka” podchodzi i chwyta za sznur tkwiący między jej nogami. Podnosi go i pociera nim łechtaczkę. Kama stoi z odchyloną głową i otwartymi ustami. Teraz „Erka” przesuwa sznur na boki. Ten przeskakuje, drażniąc i szarpiąc łechtaczkę. Nawet zagarnia wargi sromowe. Podniecona dziewczyna porusza nogami i postękuje. Dłonie opiera o uda.

Uśmiecham się.

– Moja koleżanka wie, jak zabawiać posłuszną dziewczynę. Kama będzie zachwycona dzisiejszym wieczorem – stale obserwuję parę. – Żądna nowych wrażeń? Dostanie, co chciała...

Zakładam, że uda się nieco wzbogacić grono osób zainteresowanych takim imprezowaniem. Roksi i ja to dwa pewniaki. Teraz jeszcze Kama.

Dziewczyna kwili coraz głośniej, a moja koleżanka szybciej przesuwa sznurek w jej kroczu, trąc łechtaczkę. Nasza zabawka ściska uda i jęczy. Teraz syknęła i krzyknęła złapana i za sutek. Nadal stoi z odchyloną głową, obroża uciska jej szyję. Z trudem łapie powietrze, ale nie skarży się. Sutek jest ciągnięty ku górze. Kama wspina się na palce i jęczy z bólu. Milknie, gdy koleżanka wypuszcza sutek z palców.

Żałuję, że nie ma dzisiaj Oli. I już nie będzie.

– Wówczas byłaby zabawa! – z żalem kiwam głową, wspominając namiętną sąsiadkę z bloku i uderzam pejczem w pupę dziewczyny. Zostaje czerwony ślad. „Koński ogon” piszczy cicho i stara się nie ruszać z miejsca. „Erka” nagle przyciągnęła do siebie dziewczynę i namiętnie całuje ją w usta! Ich ciała zetknęły się. Kama nawet nie drgnęła. Od razu wręcz przywarła do swojej treserki! Zaskoczona patrzę na obie szeroko otwartymi oczyma. Z wrażenia nie zdążyłam zrobić im zdjęcia.

*

Dzień wcześniej.

Dzwonię do drzwi. Stoję i dość długo czekam. W końcu otwierają się.

– Ach, to ty! – wita mnie Ola. Przelotny, powitalny uśmiech szybko zgasł.

W uchylonych drzwiach widzę tylko jej głowę i fragment nogi. Dość dziwne zachowanie mojej sąsiadki. Zawsze taka otwarta, skłonna do rozmowy. Stoi boso, w kusym szlafroczku.

– Dawno ciebie nie widziałam – patrzy na mnie z wyrzutem.

– Oj, niedobrze... – nie wyczułam entuzjazmu w jej głosie.

Ola patrzy na mnie wyczekująco. Nie ułatwia mi rozmowy. W ogóle mam wrażenie, że na rozmowę ze mną nie ma ochoty, a mimo to nie śpieszy się z zakończeniem ‘widzenia’. Czuję się niezręcznie.

– Wybacz, nie zawsze miałam czas – próbuję się tłumaczyć. – Ale mam dla ciebie pewną propozycję. Będzie u mnie koleżanka ze szkoły i chciałam ciebie... – zawieszam głos. – Mogę wejść? – wymownie rozglądam się i ściszam głos: – Nie chcę takich spraw omawiać na korytarzu.

– Teraz? Hm, nie bardzo – niezadowolona marszczy nos.

Stoję zaskoczona. Takiej reakcji nie spodziewałam się. Ola bawi się paskiem od szlafroka i puszcza go. Poły szlafroka lekko rozsuwają się. Pod nim jest naga. Nieco szerzej otwiera drzwi. Widzę częściowo odsłonięte piersi. Materiał nie zakrywa krocza, ale Ola nie wydaje się skrępowana:

– Jeżeli chcesz porozmawiać, to innym razem.

Zauważyłam, że zaakcentowała słowo ‘porozmawiać’. Nie wiem, co odpowiedzieć. Rozumiem, że nie zależy jej na rozmowie ze mną. Zaraz potwierdza moje przypuszczenia.  

– Spotykam się z pewną dziewczyną i właśnie jest u mnie – Ola wykonuje ruch głową. Patrzy na mnie, kołysząc biodrami. Wyraz jej twarzy staje się bardziej pogodny. Bawi się moim zaskoczeniem. Jest przekonana, że czuję się rozczarowana. I tak faktycznie jest. Pewnie głupio wyglądam. Dziewczyna napawa się swoim drobnym sukcesem.

Nadal bez słowa przyglądam się Oli. Już dotarło do mnie, że tutaj jestem intruzem.

– No tak, rozumiem – mruczę niezbyt składnie.

– Nie chciało mi się dłużej na ciebie czekać – wzrusza ramionami z lekkim uśmiechem. Jest dumna, że w taki sposób zrewanżowała się, kończąc naszą znajomość. Nieznacznie wychyla się i zniżonym tonem dodaje: – Wracam do mojej przyjaciółki. Nie mam całego popołudnia dla siebie. W końcu przyjdą rodzice. Grażynko, nie musisz mnie już nachodzić. Cześć! – nie czekając na moją reakcję, zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Słyszę odgłos przekręcanego klucza.

Stoję chwilę w bezruchu. Nie spodziewałam się takiego pożegnania. Fakt, mogła poczuć się zaniedbywana, ale ja nigdy nie zamierzałam wiązać się z dziewczyną. Zabawić się, to tak... Sądziłam, że jednak będziemy koleżankami, może nawet przyjaciółkami, i zorganizujemy kilka świetnych imprez, które i inni będą długo wspominać. Obie mamy ciągoty do dziewczyn, więc zapowiadało się ciekawie, a teraz?

– A teraz dupa blada – wzdycham zmartwiona. – Trudno, jednej kandydatki do zabawy mniej – mruczę jak selekcjoner drużyny, któremu odpadł ‘pewniak’. Wzruszyłam ramionami, odwróciłam się i ruszyłam schodami do siebie.

Mimo wszystko czuję się rozczarowana jej zachowaniem, ale nie czuję żalu. W końcu nie miałam wobec niej żadnych planów. Ot, fajna koleżanka z bloku, z którą czasami można spotkać się i porozmawiać. A od dzisiaj tylko znajoma z bloku. Wiadomo, jej już nie zaproszę na „taką” imprezę.

*

– Pij! – „Erka” wydaje polecenie i przystawia butelkę do ust Kamy. Ta stara się smakować płyn drobnymi łyczkami. Nic wielkiego, jakiś koniak. „Erka” wmusza większe łyki. Wystarczy, żeby dziewczyna była podchmielona. Będzie łatwiejsza i pozwolimy sobie na więcej. Robię kolejne zdjęcie.

A, zapomniałabym. Matka zapowiedziała przez telefon, że wróci dopiero jutro. Nie pytałam o szczegóły. I tak domyślałam się wszystkiego. A ona nawet nie zapytała o szkołę, czyli jak zwykle.

Koleżanka sięga po stojący na stole dezodorant. Ustawiła sobie nagą Kamę, która teraz klęczy na moim tapczanie i wypina pupę. „Erka” obejmuje ją wpół lewą ręką, sama przyciska się do jej tułowia i prawą wciska dezodorant do jej cipki! Kama jęczy, próbuje odsunąć się, ale „Erka” jej nie puszcza. Porusza pojemnikiem i w końcu wąski walec aż do połowy znika w pochwie! Dziewczyna pojękuje i wbija głowę o siedzisko, ledwo opierając się na skutych dłoniach, a moja koleżanka głębiej wsuwa dezodorant, drążąc wejście. Jęki stają się coraz bardziej namiętne. Uderzam pejczem po plecach. Dziewczyna drgnęła, krzyknęła z bólu i ucichła. Znowu pojękuje.

– Ruchanie dezodorantem ma swoje zalety... – uśmiecham się.

Koleżanka już nie musi obejmować naszej ‘zabawki’. Teraz trzyma ją za pierś, szarpie sutek i dalej rucha pojemnikiem. Prostuje ręce i z satysfakcją obserwuje wyginające się ciało. Jeden ruch w pochwie, a ona już jęczy, kwiczy, napina mięśnie, kołysze piersiami. Z pochwy cieknie śluz. To kolejny dowód satysfakcji naszej ‘zabawki’. Czasami uderzam ją po pośladkach, po nogach, a nawet po brzuchu. Jej reakcje są stonowane. Lubi być tak traktowana.

Koleżanka bierze pejcz i wciska go do pochwy obok dezodorantu. Dziewczyna znowu głośno jęczy, ale znosi nową pieszczotę dość pokornie. Chyba szybko przyzwyczaja się do niej i taka penetracja sprawia jej przyjemność. Jęki stają się coraz bardziej namiętne.

Wreszcie „Erka” zmienia pozycję. Siada przed twarzą Kamy, szeroko rozstawia nogi, chwyta ją za obrożę i szeptem wyrzuca krótkie polecenie:

– Wyliż mi cipę!

Przyciska jej głowę do krocza. ‘Zabawka’ od razu orientuje się, o co chodzi. Nie protestuje. Wyciąga język i liże krocze. Szybko natrafia na łechtaczkę. Liże ją, nawilża śliną, głaszcze językiem i wreszcie pochłania ją ustami. „Erka” nie wytrzymuje i zaczyna mruczeć z zadowolenia. Uśmiechając się do mnie, daje mi znak, że to jej sukces. I to na pierwszym spotkaniu! Kiedy miarowo zaczyna szarpać obrożę, Kama usztywnia język i wbija go w pochwę.

– Cholera! – mam mokro w majtkach. Z trudem rezygnuję z onanizowania się. Zrobiłam kilka fotek i bawię się dezodorantem.

‘Zabawka’ kusząco kręci pupą, kiedy dezodorant wchodzi w nią coraz głębiej. Pojękuje i nadal pracuje językiem. Usatysfakcjonowana „Erka” przesuwa jej głowę i teraz Kama liże odbyt. Żadnego protestu, zawahania! „Erka” triumfuje. Z rozbawieniem i zadowoleniem patrzy na mnie. Ustawiła sobie dziewczynę do seksu! Nie odrywając ode mnie wzroku, szepcze do Kamy:

– Następnym razem załatwię chłopaka, którego tak obsłużysz.

– Jeżeli tego chcesz... Dla ciebie zrobię to – odzywa się Kama i składa delikatne pocałunki na brzuszku „Erki”. I po chwili dodaje ochrypniętym z podniecenia głosem: – Chcę żebyś była zadowolona ze mnie.

Koleżanka z dumą spogląda na mnie.

Prawie kręcę głową ze zdumienia. Nie dowierzam temu, co widzę.

– Cofnij się i wyliż mi stopy – kolejne wyszeptane polecenie i Kama posłusznie cofa się. Chwilę później pomalowane paznokcie i całe palce prawej stopy znikają w ustach uległej, a jej „pani” bawi się pejczem. Z pochwy wysuwa się dezodorant.

– Następnym razem ktoś musi załatwić strap-on – "Erka" milcząco potakuje.

*

Czas w szkole jakoś leci. Alicja jeszcze na zwolnieniu, dziewczyny zaniepokojone, a może nawet przestraszone, bo w szkole pojawiła się policja. Poszła fama, że rodzice Ali złożyli skargę do prokuratury. Nie wszystko trzyma się kupy w tych informacjach, ale ja mam trochę spokoju. Żadna nie maca mnie po wf-ie. Za to ja pozwoliłam sobie na macanko Kamy w szatni. Ot, przyłapałam ją w deszczowy dzień, więc wszyscy zostawiali kurtki i płaszcze. Przypadek sprawił, że prawie jednocześnie je zabierałyśmy. I nikt inny. Boksy w szatni nie są zbyt dobrze oświetlone.

– Ej! Co ty robisz?! – Kama jest oburzona.

– Zamknij się i nie hałasuj – ustawiam ją od razu. Stoję za nią, chwytam za kark i przyciskam do ściany, a drugą od tyłu pocieram w kroczu. Żadnej gry wstępnej. Ba, żadnego ostrzeżenia! Nie widzi mnie, ale po głosie poznała.

Policzek i skroń oparte o ścianę, otwarte usta, głośny oddech. Dłońmi opiera się o ścianę, ale nie odpycha się. Nie ucieka. Wpycham palce do pochwy. Jęczy.

– Cicho, głupia! – uderzam kolanem w pośladek. Głębiej wbijam palce i ponownie kopię ją w pośladek. I jeszcze raz. Dziewczyna ciężko oddycha i z wysiłkiem tłumi jęki. Równomiernie i mocno uderzam czterema palcami w pochwie! Jestem brutalna, ale to moja chwila! Bawię się tą, która mnie upokarzała, zadawała ból.

Po ścianie spływa jej ślina. Kama nie zamyka ust. Przymknęła oczy i całą sobą chłonie brutalną pieszczotę.

*

Mam ochotę na więcej. W oddali, na schodach słyszę woźną rozmawiającą z kimś. Nie idzie tutaj, więc mam trochę czasu.

– Rozepnij bluzkę! Wyjmij cycki! – mocno uderzam palcami. Aż dziewczyna przy każdym ruchu staje na palcach i cicho pojękuję. – Zamknij się! – ponownie kopię ją w pośladek.

Kama nie protestuje. Posłusznie rozpina bluzkę i wyjmuje piersi ze stanika.

– Trzyj nimi o ścianę!

Przykleja się do ściany. I nadal staje na palcach, gdy się wbijam w nią. Znowu pojękuje. Pocieranie sutkami o ścianę musi boleć. Chwytam ją za kark, prostuję i maksymalnie głęboko wbijam ściśnięte palce do pochwy. Drobi na palcach, odchylając głowę.

– Masuj sutki!

Od razu wykonuje polecenie. Wtedy wyjmuję palce z pochwy i wpycham w jej otwarte usta. Z ulgą opada na stopy.

– Wyliż tak, żebym nie musiała biegać do łazienki!

Gorliwie spełnia polecenie. Trzymając za szczękę, sadzam Kamę na ławeczce. Cały czas delikatnie oblizuje mi palce. Znudzona i zniecierpliwiona wyciągam palce z jej ust. Wycieram dłoń w „koński ogon” Kamy i sięgam po kurtkę.

– Ładnie to zrobiłaś – chwalę ją. – Zadowolona?

Kiwa głową. Jest tak podniecona, że nie może odpowiedzieć. Uśmiecha się lekko i wciska dłoń w krocze.

– Niech sama dojdzie – decyduię i zadowolona wychodzę z szatni. 

*

Kolejny dzień. Stoję na przerwie sama, czyli jak zwykle. Hałas i tłok. „Korek” na korytarzu. Powoli, noga za nogą, mija mnie jakaś klasa. Między nimi dostrzegam Kamę.

– Ej, zaczekaj! – zapraszam ją gestem.

Podchodzi z ociąganiem. A raczej przebija się przez tłum. Widzę, jak kątem oka sprawdza, czy inne dziewczyny nie obserwują nas. Ciągle mija nas tabun uczniów. Niesamowity tłok.

– Spoko – wydymam wargi. – Najwyżej powiesz im, że pytałam, kiedy oddasz mi książkę. – Poważnie patrzę w jej oczy: – Możesz być w tę sobotę u mnie? Planuję coś ekstra – uśmiecham się i mrużę oko.

– No, mogę – waha się.

– To będzie drugie spotkanie – dodaję, żeby ją zachęcić.

– OK, będę – od razu ożywia się. – O której?

– Bądź na osiemnastą. Rodzicom powiedz, że wrócisz rano – to żart, ale dobrze brzmi.

– Jasne. Nie ma sprawy – uśmiecha się nieznacznie, wzruszając ramionami.

Zaskoczyła mnie. Nie wiedziałam, że może znikać na noc. Przerywam milczenie:

– I ubierz się ekstra na nasze spotkanie.

– To znaczy?

– No, chyba już wiesz... – patrzę na nią uważnie.

Kiwa głową. Zapamiętała pierwszą lekcję pod drzwiami mieszkania.

*

Jedziemy z Roksi do znajomego. Ona w dobrym humorze, bo już zna „Chujka”, więc czuje się dość pewnie. I nieźle zarobi za kolejną wizytę, a i ja chętnie coś nagram do moich zbiorów.

Kiedy otwiera nam drzwi, od razu orientujemy się, że coś jest nie tak. W naszą stronę bucha ciepłe powietrze wypełnione mieszaniną zapachów alkoholu, palonych cygar i perfum. 

W salonie widzimy pięciu mężczyzn. Jest z nimi pięć kobiet. To nie dziwki. Raczej żony albo może koleżanki z pracy. Albo kochanki. Wszyscy w wieku naszego fałszywego „Chujka” albo nawet starsi. Fałszywy, bo zapowiedział, że czeka na nas i: „nikt nam nie będzie przeszkadzał”.

– Cóż, jeżeli oni czekają na nas, to rzeczywiście nikt nam nie będzie przeszkadzał – szybko rozglądam się po salonie. Ci ludzie nie wyglądają na zaskoczonych naszą wizytą.

„Chujek” przedstawia nas i coś bredzi o przyjaźni, łamaniu barier wieku, urodzie i talentach Roksi. Rozbawione i podchmielone towarzystwo jeszcze słucha. Panie patrzą na nas z wyższością albo jak na zwierzaki w zoo. Wszystkie ubrane wieczorowo, tylko my bardziej odważnie. No, wieczorowe stroje pań też nie są wskazane do kościoła. Wysokie rozcięcia spódniczek i sukienek, kabaretki, duże dekolty, ażurowa bluzka i brak stanika, dekolt na plecach sukienki prawie odsłaniający pośladki, śmiały krój kolejnej sukienki, która więcej pokazuje niż zakrywa i elegancka obroża zdobiąca szyję.

– One jednak nam zazdroszczą... – z przyjemnością oceniam ich milczącą obserwację.

Są od nas znacznie bogatsze, pewnie spełnione zawodowo, świetnie ubrane, zadbane. Używają drogich perfum i kosmetyków, maskując zmarszczki i cienie pod oczami. Ale my jesteśmy znacznie młodsze, cycki nam sterczą, a nie zwisają, skóra nie marszczy się i nie mamy nadwagi. Pod ciemnymi pończochami nie musimy skrywać żyłek, które szpecą wygląd nóg. Bez drogiej biżuterii też wyglądamy atrakcyjnie.

Mimowolnie cofam ramiona, wypinam piersi. Roksi wysuwa prawą nogę do przodu. Obie prezentujemy się, jakbyśmy stały na wybiegu dla modelek. Spojrzenia pań stają się jeszcze mniej przyjazne, panowie chyba zapominają o ich obecności. Blondynka w grafitowej sukience z odważnym dekoltem i złotym łańcuszkiem na szyi, zajmująca fotel, znacząco kładzie dłoń na udzie mężczyzny siedzącego na jego oparciu. Kobieta nadal patrzy na nas. Noga założona na nogę. Czarny sandałek na szpilce nerwowo podryguje na stopie właścicielki. Nad kostką połyskuje drobny, złoty łańcuszek.

*

– Kochanie, podoba się tobie ta mała? – pyta mężczyznę, jednocześnie wskazując brodą Roksi.

– Wychodzimy? – dyskretnym szeptem pytam Roksi, kiedy Radek zostawił nas i poszedł po drinki.

– Coś ty! – „Erka” zdecydowanie, ale z uśmiechem zaprzecza. Nachyla się do mnie i oznajmia: – Ja muszę zarobić! 

Zaskoczona milczę. Sądziłam, że i ona wystraszyła się takiego towarzystwa i zechce się wycofać. Ja nie mam ochoty na dłuższy pobyt tutaj.

– Mnie tak, a tobie? – odpowiada „kochanie” na pytanie partnerki.

Jej chyba też, bo zaczyna pocierać krocze mężczyzny. W ogóle nie krępuje się.

– Ładna, młoda, tchnie świeżością. Pewnie jeszcze nie jest zepsuta – ocenia blondynka. Patrzy z uśmiechem na nas. Taksuje naszą przydatność. Ma trochę za duży nos i za duże piersi, które eksponuje w tej sukience.

Mężczyzna dotykiem spowalnia ruchy dłoni kobiety. W kroczu jego spodnie stały się napięte. Szybko doprowadziła partnera do wzwodu. „Kochanie” gładzi kobietę po ramieniu i dekolcie. Blondynka nachalnie pręży biust. Nadal oboje z zainteresowaniem obserwują moją koleżankę.

– Normalnie jak w zoo – zdegustowana mruczę do siebie. – Ale Roksi może być dumna z siebie – myślę o perspektywach jej wieczoru.

A Roksi właśnie posyła blondynce nieśmiały uśmiech.

*

Cdn.




Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!





Tomnick

Komentarze


Brak komentarzy! Bądź pierwszy:

Twój komentarz






Najczęsciej czytane we wszystkich kategoriach